Pierwszą z rzeczy ostatecznych czekających nieuchronnie każdego człowieka jest śmierć. Współczesna, zlaicyzowana kultura postrzega ją z jednej strony jako zjawisko czysto naturalne, to znaczy wpisane w naturę ludzką, a z drugiej jednak w jakiś sposób próbuje od tematu śmierci uciekać. W perspektywie chrześcijańskiej śmierć nie jest jednak czymś naturalnym w tym sensie, że Pan Bóg stwarzając Adama, nie stworzył śmierci. Dusza ludzka, jak wiemy jest nieśmiertelna. Śmierć jest odłączeniem duszy od ciała. To odłączenie dokonuje się ze względu na odwrócenie się Adama od Boga, poprzez grzech pierwszego człowieka.
Zatem Bóg nie jest „wynalazcą” śmierci, ale jak mówi Pismo Święte, śmierć weszła na świat przez zawiść diabła (Mdr 2,24). Człowiek umiera, gdyż śmierć jest skutkiem grzechu pierworodnego, który dotyka każdego człowieka, o czym pisze św. Paweł w Liście do Rzymian: Dlatego też jak przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy zgrzeszyli (Rz 5,12).
Skutkiem grzechu pierworodnego jest także osłabienie natury ludzkiej, popadnięcie w niewolę grzechu oraz sprowadzenie na człowieka gniewu Bożego. Możemy więc powiedzieć, że Bóg stworzył człowieka nieobciążonego słabościami woli i rozumu, stworzył go obdarzonego przyjaźnią Bożą, a celem tego człowieka miało być ostateczne zjednoczenie z Bogiem, który sam jest pełnią życia, i dzielenie z Nim Jego radości wiecznej. Grzech pierworodny cały ten pierwotny zamysł Boga niweczy. Gdyby więc nie zbawienie w Chrystusie, każdy człowiek nie tylko byłby skazany na śmierć (która jest skutkiem grzechu), ale byłby też skazany na potępienie, które jest owocem i konsekwencją grzechu.
Dzięki Chrystusowi zostaliśmy odkupieni. Owo odkupienie zostało podarowane każdemu człowiekowi, bo za wszystkich Zbawiciel umarł, ale nie oznacza to, że jest ono czymś dokonującym się automatycznie. Żeby być zbawionym należy uwierzyć i przyjąć chrzest, a następnie w tej wierze wytrwać i sukcesywnie starać się żyć według daru łaski, jaki został nam dany, a nie według okaleczonej ludzkiej natury, która pozostaje skłonna do grzechu.
Dzięki Chrystusowi zatem śmierć nie jest aktem ostatecznym lub aktem zmierzającym do wiecznego potępienia. Śmierć człowieka wierzącego może stać się bramą prowadzącą do ostatecznego zjednoczenia z Bogiem. Rodzi się więc pytanie, czy katolik powinien bać się śmierci, skoro jest ona nieuchronna i skoro zostaliśmy usprawiedliwieni w Chrystusie? Odpowiedź na to pytanie oczywiście nie jest całkowicie jednoznaczna. Chrystus nas zbawił, ale przecież zdajemy sobie sprawę, że na co dzień jest w nas jeszcze dużo „starego człowieka”. Nie zawsze jesteśmy wierni Bogu. Zarzewie grzechu w nas pozostaje i póki żyjemy, zmagamy się z nieprzyjacielem rodzaju ludzkiego.
Zatem to, czy dostąpimy zbawienia, nie jest dla nas oczywiste. Śmierć zaś jest wydarzeniem, w którym bardzo dotkliwie doświadczamy owego fundamentalnego okaleczenia naszej natury, stworzonej przecież dla życia. Powinniśmy zatem lękać się śmierci ze względu na świadomość własnej grzeszności i ze względu na fakt, że ze śmiercią wiąże się druga rzecz ostateczna, jaką jest sąd. Z drugiej strony życie chrześcijańskie, życie łaską uświęcającą, ma owocować coraz większą miłością do Boga i to realną i jednoczącą miłością. Chrześcijanin nie tylko wierzy, że Bóg jest, ale coraz bardziej Bogu się oddaje, coraz bardziej do Niego należy, z Nim się jednoczy i doświadcza Jego realnej obecności, bo Bóg coraz bardziej w nas naprawdę żyje.
Tajemnica zbawienia obiecuje nam nie tylko spotkanie z naszym Panem po śmierci, ale też obiecuje, że jeśli uwierzymy w Chrystusa i poddamy się Jego miłosnemu panowaniu w naszym życiu, to przyjdzie do nas i uczyni w nas mieszkanie wraz z Ojcem i Duchem Świętym. Chrześcijanin jest rzeczywiście świątynią Boga. Jeśli tę świątynię (własną duszę) bezcześci, to jeszcze bardziej będzie godzien gniewu Bożego. Jeśli zaś Boga umiłuje i w tej miłości Mu się odda, to coraz bardziej będzie za Nim tęsknił.
I rzeczywiście, niektórzy święci, właśnie ze względu na doskonałą miłość Bożą, która usuwa lęk (Por. 1J 4,18) coraz bardziej za Bogiem tęsknili. Z tego względu, kiedy św. Paweł pisał o swoim bliskim już „odejściu”, mówił, że dla niego dobrze jest odejść i że śmierć jest dla Niego zyskiem – bo jest aktem ostatecznego i całkowitego zjednoczenia z Chrystusem.
Również wielu innych świętych, ze względu na miłość Chrystusa, wręcz tęskniło za tym zjednoczeniem. Święta Teresa z Ávili mówiła na przykład, że umiera, bo nie umiera – to znaczy cierpi śmiertelne katusze ze względu na palącą ją tęsknotę, która zostanie ugaszona dopiero w momencie śmierci, w której ostatecznie zjednoczy się z Chrystusem. Miłość zatem przynagla nas do oczekiwania na spotkanie z Bogiem.
Świadomość własnej grzeszności rodzi obawę przed sądem. Wydaje się, że ani o jednym, ani o drugim w zdrowej duchowości nie powinniśmy zapominać, aczkolwiek miłość powinna zwyciężać lęk wraz z sukcesywnym pokonywaniem grzechu w naszym życiu.
Owa dwuznaczność i złożoność śmierci powinna też kształtować właściwą postawę wobec naszych bliskich, którzy odchodzą. Śmierć powinna budzić w nas troskę o ich zbawienie. Troska ta wynika oczywiście z nadziei płynącej z Bożego Miłosierdzia, ale też ze świadomości, że człowiek potrzebuje oczyszczenia, bo z powodu swoich grzechów zasługuje na karę. I chociaż pierwszym odruchem naszej natury w momencie odejścia bliskich są smutek, żal i tęsknota, to jednak pierwszym poruszeniem duszy ożywionej wiarą winna być troska o ich zbawienie.
Ta troska właściwie powinna nam bardzo mocno towarzyszyć, kiedy nasi bliscy jeszcze żyją, a zwłaszcza kiedy zbliżają się do końca ziemskiego życia. Żal, płacz i smutek oczywiście są również czymś naturalnym i właściwym. W niektórych sektach protestanckich uczy się wręcz, że w obliczu śmierci bliskich powinniśmy się radować, gdyż przeszli oni do lepszego życia. Jest to oczywiście skandaliczna postawa. Po pierwsze; nie mamy pewności, czy człowiek jest zbawiony. Mamy taką nadzieję ze względu na miłość i Miłosierdzie Boże. A po drugie; nawet gdybyśmy mieli pewność czyjegoś zbawienia, to żal i smutek są czymś naturalnym i oczywistym, zważywszy na to, czym sama śmierć jest – a jest ona, pomimo zbawienia, które daje nam udział w zmartwychwstaniu i życiu wiecznym, skutkiem grzechu pierworodnego i jest de facto rozłąką fizyczną z naszymi bliskimi.
Miara smutku jednak nie powinna przekraczać granicy rozpaczy. Właśnie ze względu na Chrystusa wierzymy i ufamy, że możemy mieć udział w zbawieniu, a więc nasza rozłąka z bliskimi nie musi być ostateczna. Zatem w obliczu śmierci bliskich powinniśmy się smucić smutkiem, który wypływa z miłości. Jednocześnie ten smutek ożywiony wiarą powinien skłaniać nas do modlitwy za zmarłych, a zwłaszcza do zamawiania intencji mszalnych za zmarłych, co jest największą pomocą dla ich zbawienia. Nadzieja w naszych sercach powinna zaś nas skłaniać do jeszcze większego umiłowania Boga i do jeszcze gorętszego zabiegania o własne zbawienie. Wreszcie pamięć o zbawczym dziele Chrystusa, który odebrał śmierci rys ostateczności, winna pobudzać nas do jeszcze większego umiłowania i wdzięczności względem Boga.
To przełamanie nadprzyrodzoną nadzieją ludzkiego żalu z powodu śmierci jest oczywiście owocem wiary i z niej wypływa. Wierzymy bowiem, że po śmierci człowiek natychmiast staje w obliczu sądu szczegółowego. Ten sąd jest indywidualny i dokonuje się na nim osądzenie naszego życia i naszych uczynków. Nie należy jednak postrzegać tego sądu jak pewnej miary ilościowej. Nie chodzi tutaj o to, czy ktoś miał więcej czynów dobrych, czy złych, ale o to, czy rzeczywiście kochał Boga. Będziemy sądzeni z miłości. Grzesznik, który pokochał Boga i się nawrócił, ma odpuszczone grzechy, a przez to ma udział w zbawieniu.
Człowiek sprawiedliwy, który Bogiem pogardzał, jest zagrożony karą potępienia wiecznego. I nie chodzi tutaj jedynie o miłość ludzką, ale o miłość nadprzyrodzoną, która jest w nas obecna, kiedy znajdujemy się w stanie łaski uświęcającej. Zatem człowiek, który umiera w stanie łaski uświęcającej, dostąpi zbawienia. Człowiek, który utracił tę łaskę i nie odzyskał jej w sakramencie pokuty lub przynajmniej nie wzbudził żalu ze względu na grzech i utratę owej łaski, będzie potępiony. Wyrok sądu szczegółowego dokonuje się niezwłocznie. Kara lub nagroda zostaje udzielona natychmiast – oczywiście samej duszy odłączonej od ciała i oczekującej na zmartwychwstanie. W przypadku zbawienia jednak, jeśli człowiek nie odpokutował za swoje grzechy i nie oczyścił się z ich skutków, nagroda Nieba i oglądania Boga (aczkolwiek jest pewne, co już powoduje radość duszy), zostają odroczone na czas oczyszczenia w czyśćcu.
Sąd Ostateczny, który dokona się na końcu czasów, nie jest ani powtórzeniem sądu szczegółowego, ani nie jest sądem „drugiej instancji”. Jest on czymś zupełnie innym. Jest sądem, można powiedzieć, globalnym. Jest ostatecznym zwycięstwem Chrystusa, ogłoszeniem Jego panowania i ujawnieniem Boskich zamysłów. Można powiedzieć, że jest to moment, w którym działanie Boga, jego obecność i nasze współdziałanie z Nim lub przeciwstawianie się Jemu stanie się jasne i jednoznaczne w kontekście całej historii zbawienia.
O ile na sądzie szczegółowym zostanie oceniona nasza indywidualna rola w wielkim spektaklu zbawienia, o tyle na Sądzie Ostatecznym zostanie ukazany cały ów spektakl Bożej historii oraz znaczenie naszej w nim roli. Będzie to bezwzględne objawienie Boskiego majestatu i Bożej mądrości. I będzie to jednocześnie moment zwieńczenia całego dzieła zbawienia – wraz z powszechnym zmartwychwstaniem, odrodzeniem i spełnieniem każdego zbawionego w całej jego osobie – również w jego cielesności.
Drodzy Czciciele Matki Bożej Fatimskiej! Pod względem materialnym nasze czasy są łatwiejsze do życia, ale niestety pod względem duchowym – coraz trudniejsze. Jesteśmy świadkami upadku wartości, które uformowały nasze społeczeństwo. Obserwujemy brak szacunku dla małżeństwa i rodziny. Pozwólcie, że zatrzymam się nad tym nieszczęściem, które dotknęło samych korzeni chrześcijańskiej moralności, a mianowicie związkami bez ślubu. Czasem są to tzw. związki nieformalne, a więc życie dwojga ludzi bez jakichkolwiek zobowiązań, kiedy indziej młodzi poprzestają na związku cywilnym, odkładając ślub kościelny na długi czas, a nieraz na całe życie. Pomyślmy jakie szkody wyrządza związek dwojga osób żyjących poza sakramentem małżeństwa.
Zauważmy, na jakie duchowe szkody narażają się ludzie, którzy zaczynają życie jak małżonkowie, ale bez ślubu kościelnego. Najdotkliwszą konsekwencją jest to, że pozbawiają się możliwości uczestnictwa w sakramentach pokuty i Komunii Świętej tak długo, jak długo taki „nieformalny“ czy „cywilny“ związek trwa.
[Pełny tekst w wydaniu papierowym]
Pani Stanisława Tracz pochodzi z parafii pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Rzeczycy Ziemiańskiej, niedaleko Kraśnika. O swoich początkach w Apostolacie Fatimy mówi tak: – Znalazłam ulotkę w skrzynce pocztowej, zauważyłam że jest na niej wizerunek cudownej Matki Bożej Fatimskiej, przeczytałam i postanowiłam przystąpić do tej duchowej wspólnoty. A było to już prawie 20 lat temu…
Panią Stanisławę poznałem w trakcie pielgrzymki Apostolatu do Fatimy w maju tego roku. – Jestem bardzo szczęśliwa, że tam byłam i że zwiedziłam tyle sanktuariów. To trzeba przeżyć, bo tego nie da się opisać. Przeżyłam to głęboko i bardzo dziękuje całemu Stowarzyszeniu – powiedziała kilka tygodni po powrocie do Polski.
Nasza rozmowa była jednak przede wszystkim okazją do tego, żeby dowiedzieć się, skąd Pani Stanisława wyniosła swoją głęboką wiarę i wyjątkową cześć do Najświętszej Maryi Panny.
Zasługa mamy i babci
– Wiarę przekazała mi szczególnie moja mama Stanisława i babcia Wiktoria. Babcia była bardzo skromną kobietą. Pamiętam jak mama wysłała mnie do niej w Wielki Piątek, a babcia powiedziała wtedy do mnie: – Dziecko, dzisiaj jest Wielki Piątek, je się tylko chleb i pije się tylko wodę.
– Mama nauczyła mnie między innymi, że na święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny święci się ziele, a na zakończenie oktawy po uroczystości Bożego Ciała święci się wianki. To co widziałam u mamy, starałam się naśladować i zachować. W dzień ślubu dostałam od niej obraz Matki Bożej Częstochowskiej.
– Uważam, że wszystkie łaski – błogosławieństwo i opiekę Maryi – dla rodziny i dla siebie otrzymałam dzięki modlitwie za wstawiennictwem Jasnogórskiej Pani. Gdy byłam chora, prosiłam Matkę Najświętszą o zdrowie i zostawałam wysłuchana. To tylko umacniało moją wiarę. Swoimi modlitwami wspomagałam też inne chore osoby z mojej rodziny. A teraz, w każdą sobotę, odmawiam nowennę do Matki Bożej Częstochowskiej, a każdego 13. dnia miesiąca dziękuję Matce Bożej Fatimskiej za zdrowie i opiekę.
Róża Różańcowa
W swojej parafii Pani Stanisława należy do koła różańcowego pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej; niedawno została jego zelatorką. – Do Róży Różańcowej należy 15 kobiet. Trudno o więcej osób, bo młodzi nie bardzo się garną. Staramy się, żeby odmawiany był cały Różaniec włącznie z tajemnicami światła dodanymi przez Jana Pawła II. Zmianki mamy w pierwszą niedzielę miesiąca.
Piękno katolicyzmu ludowego
Doskonałym wyrazem i świadectwem wiary Pani Stanisławy jest pomoc w prowadzeniu modlitwy przy zabytkowej kapliczce i krzyżu, znajdujących się w jej rodzinnej miejscowości. – Na nabożeństwa majowe i czerwcowe chodzę pod krzyż i do kapliczki z obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Modlę się tam przeważnie z sąsiadkami i koleżankami. Czasami w środy, z moją siostrą cioteczną Józefą, odmawiamy przy kapliczce nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem, młodą dziewczyną, to w tym miejscu też się modlono. Teraz my staramy się przekazać ten zwyczaj młodszemu pokoleniu.
Na trudne sprawy święta Rita
Oprócz szczególnego nabożeństwa do Matki Bożej Pani Stanisława zwraca się też często do świętej Rity. – Koronkę, modlitwy i książkę o św. Ricie otrzymałam ze Stowarzyszenia. Do tej świętej modlę się codziennie, a zwłaszcza 22. dnia każdego miesiąca. Robię też bukiet na jej cześć. Wzięłam również udział w zorganizowanej przez Stowarzyszenie akcji złożenia róż w sanktuarium św. Rity we Włoszech.
Maryja słynąca łaskami
Warto nadmienić, że parafia Pani Stanisławy w Rzeczycy Ziemiańskiej posiada piękny, drewniany i zabytkowy kościół pochodzący z połowy XVIII wieku. Można w nim podziwiać rokokowe rzeźby i malowidła ścienne, ambonę i chrzcielnicę. Najważniejszą ozdobę bogato zdobionego wnętrza świątyni stanowi ołtarz główny z obrazem Matki Bożej Łaskawej.
Oprac. Janusz Komenda
Święty Mikołaj z Tolentino, podobnie jak jego wielki imiennik i patron – św. Mikołaj, biskup Miry – był przez całe życie oparciem dla ludzi ubogich. Wiele zawdzięczały mu także dusze czyśćcowe, za które gorliwie się modlił. Zażyłość świętego z Kościołem pokutującym na drugim świecie była tak wielka, że, jak wspominali potem świadkowie, udręczone dusze niejednokrotnie osobiście kontaktowały się z augustiańskim zakonnikiem. Doceniając tę sferę działalności Mikołaja, Ojciec Święty Leon XIII ogłosił go w 1884 roku patronem dusz czyśćcowych.
Urodził się w 1245 roku w mieście Sant’Angelo in Pontano na wschodnim wybrzeżu Italii. Był długo wyczekiwanym dzieckiem Compagnone Guaruttiego i Amandy Guidani.
Wymodlony syn
Rodzice zaniepokojeni przedłużającą się bezpłodnością ich związku, prosili o pomoc św. Mikołaja z Miry. W tej intencji udali się na pielgrzymkę do sanktuarium świętego w Bari. Postanowili, że gdy dziecko się narodzi, ofiarują je na służbę Bogu. Wymodlony syn otrzymał na chrzcie imię Mikołaj. Warto dodać, że państwo Guarutti cieszyli się później także z narodzin drugiego syna, Gentile.
[Pełny tekst w wydaniu papierowym]
Na firmamencie historii Kościoła świecą jasnym blaskiem gwiazdy wielu wspaniałych świętych. Kościół ukazuje ich wiernym jako wzór do podziwiania i naśladowania. 21 sierpnia (według tradycyjnego kalendarza 3 września) obchodziliśmy święto św. Piusa X, wielkiego papieża i takiegoż spowiednika. Jego motto brzmiało: Instaurare omnia in Christo (Wszystko odnowić w Chrystusie). I dlatego właśnie jest on czczony przez prawych i dobrych, a przez przewrotnych i złych znienawidzony. W obliczu modernistycznej sekty infiltrującej Kościół Pius X nie skapitulował. Walczył jak lew, co przyniosło mu zasłużoną chwałę. Potwierdził to inny papież, Pius XII, przez kanonizację wielkiego poprzednika, która miała miejsce 29 maja 1954 roku.
[Peny tekst w wydaniu papierowym]
(Modlitwa Papieża Leona XIII)
Jezu, Zbawicielu nasz Najdroższy, przyszedłeś na świat, aby go oświetlić Swoją nauką i własnym przykładem. Większość swego życia ziemskiego spędziłeś w ubogim Domku Nazaretańskim, w pokornym poddaniu się Maryi i Józefowi, a przez to uświęciłeś tę Rodzinę, która miała być wzorem dla wszystkich chrześcijańskich rodzin.
Przyjmij łaskawie naszą rodzinę, która się Tobie dzisiaj oddaje i poświęca. Broń, strzeż i utwierdzaj nas w Twej świętej bojaźni, pokoju, zgodzie i miłości chrześcijańskiej, abyśmy stali się podobni do Boskiego Wzoru Twojej Świętej Rodziny i w ten sposób wszyscy razem, bez wyjątku, osiągnęli wieczne szczęście.
Maryjo, Najmilsza Matko Jezusa i nasza Matko, przez Twoje pełne miłości wstawiennictwo uczyń to nasze poświęcenie się miłym Jezusowi i wyjednaj nam Jego łaski i błogosławieństwo.
Święty Józefie, Najtroskliwszy Opiekunie Jezusa i Maryi, wspieraj nas Swoją modlitwą we wszystkich naszych duchowych i doczesnych potrzebach, abyśmy mogli wraz z Maryją i Tobą chwalić Jezusa, naszego Boskiego Zbawiciela przez całą wieczność. Amen.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Od długiego czasu biłam się z myślami, czy podzielić się świadectwem o otrzymanych łaskach w szerokim gronie Czytelników, czy głęboko trzymać to w swoim sercu. Zadaniem każdego katolika jest jednak szerzenie wiary, mówienie o otrzymanych łaskach głośno, zwłaszcza teraz, gdy młodych ludzi w kościołach jest coraz mniej.
Rok 2017 był bardzo trudnym czasem w moim życiu. Od 3 lat byłam młodą mężatką, bardzo chciałam mieć dziecko. Miałam wszystko: dom, pracę, miłość, poukładane życie religijne, bardzo dobre wyniki zdrowotne, a mimo to nie mogłam zajść w ciążę. Dni mijały, a ja zaczęłam popadać w depresję. Małżeństwo bez dziecka wydawało mi się bez przyszłości, coraz częściej dochodziło do kłótni między mną a mężem. Pewnego dnia otrzymałam przesyłkę od Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, w której był różaniec. Moje zdziwienie było ogromne: Skąd? Jak? Za darmo? Dla mnie? Odczytałam to jako wołanie Matki Bożej o modlitwę. Zaczęłam modlić się na tym różańcu, jednak nadal nie mogłam zajść w ciążę, a mój entuzjazm znów opadł. Zaczęły pojawiać się nawet myśli samobójcze…
Pewnego dnia w odwiedziny do moich teściów przyjechał znajomy ksiądz. Porozmawiałam z nim, a on wręczył mi modlitwę, którą wziął ze sobą niby przypadkiem. Był to „Akt oddania się przeciwko niepokojom i zmartwieniom”. Od pierwszego przeczytania poczułam w sobie spokój, którego nie miałam od 2 lat. Odmawiałam ten akt codziennie i modliłam się na różańcu. Uwierzyłam, że Bóg da mi dziecko, potrzeba tylko cierpliwości i wytrwania. Po kilku miesiącach miałam bardzo realny sen, obudziłam się cała zapłakana z radości. We śnie towarzyszyła mi ogromna jasność i usłyszałam piękny głos: „Będziesz miała dziecko”. W rocznicę ślubu zaszłam w ciążę, a dziś mam już dwie córki.
Teraz Matka Boża i słowa „Jezu, Ty się tym zajmij” pomagają mojej drugiej córce w walce o zdrowie, gdyż urodziła się z wadą serca. Na dziś rokowania są dobre. Polecam odmawianie tej pięknej modlitwy każdemu, kto ma problemy życiowe. W życiu bywa ciężko, jednak z Bożą pomocą łatwiej jest przez to przejść, czego i ja jestem przykładem.
Anna
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję za przesłanie obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej. Jest on dla mnie bardzo ważny! Wiele modliłam się przed tym obrazem w Klinice Akademii Medycznej we Wrocławiu, kiedy mój mąż był po wypadku. Miał 1 procent szans na przeżycie. Najpierw była trudna operacja, potem długa rehabilitacja. Dzisiaj mąż jest całkowicie sprawny. Dziękuję za tę łaskę! Pozdrawiam Was serdecznie.
Blandyna z Dolnośląskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dziękuję za przesłanie mi „Przymierza z Maryją” wraz ze smutnym listem… W liście pisze Pan Prezes o odległym miejscu w Iraku, gdzie znajduje się katolicka świątynia, w której to podczas niedzielnej Mszy Świętej dochodzi do zamachu. Terroryści z Państwa Islamskiego strzelają do bezbronnych ludzi, są zabici i ranni.
Panie Prezesie, ta porażająca scena jest nie do przyjęcia i w głowie się nie mieści. Możemy sobie wyobrazić, jakby to się wydarzyło w Polsce, choć już słyszymy o profanacjach i zakłóceniach Mszy Świętych, pobiciach księży. W naszych czasach nie słyszało się o napadach czy profanacjach. My, Apostołowie Fatimy, nie możemy jednak ograniczać się do emocji. Kiedy widzimy takie zło na świecie, musimy odpowiedzieć sobie, co teraz możemy zrobić, aby to zmienić? Aby z Bożą pomocą to zło zmienić w duchowe dobro dla siebie i bliźnich. Jak wiemy, wielu świętych naszych patronów to też byli męczennicy za wiarę katolicką. W naszym 130. numerze „Przymierza z Maryją” głównym tematem jest męczeństwo i prześladowania chrześcijan. Zyskaliśmy więc rzetelną wiedzę na temat współczesnych prześladowań.
Pisze Pan Prezes, że musimy wysłać „Przymierze…” do 202 000 osób i musimy zebrać 670 000 zł. Ta kwota nie jest jeszcze taka duża. Zbieraliśmy większą i daliśmy radę, to teraz razem też damy radę. Martwi mnie jednak, że coraz rzadziej docieramy do naszych bliźnich. Co się z nimi dzieje? Czy nie chcą współpracować z naszym Stowarzyszeniem?
Dobrze jest sobie uświadomić, że mój datek pieniężny w żaden sposób nie równa się z ofiarą życia, którą składają codziennie nasi prześladowani bracia i siostry w różnych częściach świata…
Ewa z Olkusza
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowni Państwo, bardzo szczytny cel akcji, związanej z szerzeniem kultu Matki Bożej Miłosierdzia moim skromnym zdaniem zasługuje na to, aby ją wspierać. Odmówiłem modlitwę błagalną do Matki Miłosierdzia, jest piękna, bardzo Wam za nią dziękuję.
Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłbym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję raz jeszcze, że jesteście i działacie tak prężnie.
Wojciech z Rodziną z Buska-Zdroju
Szczęść Boże!
Dziękuję Panu Bogu i Matce Bożej Fatimskiej, że jesteście i czynicie piękne dzieła na chwałę Bożą i rozpowszechniacie kult Fatimskiej Pani. Wszystko, co robi Stowarzyszenie, jest według mnie zawsze aktualne i ma głębokie znaczenie dla nas, katolików. To dla mnie zaszczyt być Apostołem Fatimy i wierzę, że to dzieło Matki Bożej. Módlmy się za siebie wzajemnie i nie ustawajmy w szerzeniu kultu Maryjnego!
Iwona z Wielunia
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Droga Redakcjo, skończyły się już na szczęście obostrzenia związane z koronawirusem, a niestety w naszych świątyniach Komunia Święta nadal jest rozdawana na rękę. W związku z tym warto propagować szczególnie 111. numer „Przymierza z Maryją” z roku 2020, w którym znajduje się artykuł „Komunia Święta na rękę. Czy to się godzi?”, który bardzo poważnie traktuje tę kwestię. Przy okazji pragnę podziękować Państwu za Waszą działalność. Ona wniosła wiele dobra do mojego życia i przyczyniła się do pogłębienia mojej wiary. Dziękuję za przesyłanie „Przymierza…”, mimo że nie zawsze mam możliwość wsparcia Państwa finansowo. Pozdrawiam serdecznie.
Karolina
„Przymierze z Maryją” powstało, gdyż odnaleźliśmy w sobie potrzebę podzielenia się z Czytelnikami wspaniałym darem – świadomością niezmierzonej opieki, jaką Maryja otacza nas i nasze rodziny.
Każdy kolejny numer pisma daje nam nowe doświadczenia pozwalające kstałtować „Przymierze z Maryją” jako czasopismo dla rodzin, dla małżeństw oraz dla każdego, kto czuje więź z katolicką Wiarą i Tradycją. Na tym fundamencie propagujemy postać Matki Bożej, która w tak wielu okolicznościach otacza opieką nasz naród.
Od pierwszego numeru, kiedy to rozesłaliśmy czasopismo do niewielkiego grona korespondentów aż do dzisiaj czujemy obecność Matki Bożej, która stała się dla nas życiowym drogowskazem, za którym chcemy podążąć zarówno w publikowanych artykułach, jak i w codziennym życiu. Maryja to przewodniczka i opiekunka na każdy czas – w pracy, w domu, w szkole. Dlatego czynimy wszystko w myśl założenia, by każda katolicka rodzina mogła znaleźć w „Przymierzu z Maryją” wartości, które pozwolą jej wzrastać w wierze i miłości.
Maryja obecna jest na kartach naszego czasopisma dla rodzin katolickich w różnych kontekstach. Najważniejsze tematy, które poruszamy to:
... i wiele innych spraw, wśród których nie brakuje kwestii dotykających kryzysu naszej cywilizacji, takich jak kondycja współczesnych rodzin, czy też walka o życie nienarodzonych.
„Przymierze z Maryją” zaprasza do lektury!
CZYLI OD POMYSŁU NA BIULETYN KATOLICKI DO OGÓLNOPOLSKIEGO CZASOPISMA CZYTANEGO PRZEZ SETKI TYSIĘCY KATOLIKÓW
Kiedy w październiku 2001 roku wydrukowaliśmy pierwszy numer „Przymierza z Maryją”, niewiele osób dawało nam szanse na „sukces”. Sceptyków lub pesymistów patrzących na przyświecającą nam misję było więcej niż optymistów. Dziś jednak chyba nie ma wątpliwości – setki tysięcy rodzin, które otrzymują pismo, to najlepszy dowód na to jak ważny i potrzebny jest nasz dwumiesięcznik.
Wszelkie łaski, jakie otrzymaliśmy od pierwszego do bieżącego numeru, w tym każdego nowego korespondenta, który zaczął czytać „Przymierze z Maryją”, oddajemy z wyrazami wdzięczności jednej, szczególnej osobie – to Maryja, której fatimskie oblicze zdobi okładkę naszego pisma jest sprawczynią sukcesu, jaki odniosło skromne czasopismo dla rodzin katolickich. Maryja daje nam pomoc, którą czujemy na każdym kroku. I Jej też zawierzamy nasze pismo, z wiarą oczekując triumfu Jej Niepokalanego Serca!
„Przymierze z Maryją” przeszło długą drogę – od czarno-białego biuletynu do wielkonakładowego, bogato ilustrowanego pisma, z którego opinią liczą się duchowni i świeccy katolicy. Korzystając z sukcesu, jaki stał się udziałem naszych Czytelników oraz redakcji, z okazji wydania 100. numeru, przygotowaliśmy dla naszego magazynu nową okładkę. Oprócz tego, przebudowaliśmy układ wewnętrzny, aby jak najlepiej spełniał oczekiwania wszystkich, którym „Przymierze z Maryją” będzie służyć w przyszłości.