Temat numeru
 
Cudowna prostota
Jacek Kotula

W maju 1828 roku, w libańskiej wiosce Bekaa Kafra w rodzinie Makhlouf urodził się chłopiec, któremu rodzice nadali imię Józef. Był piątym dzieckiem Brygidy i Antoniego. Wcześniej mieli dwóch synów i dwie córki. Mieszkali w domu położonym w najwyższej części wioski. Z okna ich domu roztaczał się piękny widok na góry Libanu i Dolinę Świętych, gdzie było wiele grot, w których maroniccy (czyli chrześcijańscy) eremici chronili się podczas prześladowań muzułmańskich.

 

Wiara w domu państwa Makhlouf była życiowym priorytetem. Matka codziennie uczestniczyła we Mszy Świętej, odmawiała Różaniec, pościła i przekazywała swym dzieciom prawdy wiary.


Gdy młody Józef miał 3 lata, do wojska zabrano jego ojca. Kazano mu swoim osłem przewozić żywność dla egipskiej armii, która walczyła z Turkami na terytorium Libanu. Ojciec nie wytrzymał żołnierskich trudów i wkrótce zmarł. Rodziną zaopiekował się jego brat – Tannus.


W dzieciństwie nasz bohater zajmował się głównie wypasem stada owiec. Uczęszczał do „szkoły pod dębem”, którą w ciepłe dni prowadził ksiądz proboszcz. Tu nauczył się języka arabskiego, podstaw modlitw i znaczenia Mszy Świętej.


Lubił samotność. Często przychodził do groty, w której umieścił obrazek Matki Bożej (do której przez całe życie miał wielką cześć) i tam się modlił. Dwóch braci jego mamy było zakonnikami. Obaj mieszkali w klasztorze św. Antoniego Pustelnika w Kozhaia. Czasami odwiedzał ich tam mały Józef – fascynowało go tam wszystko: pustelnia, głęboka wiara, życie wujów-mnichów… Oni przekazywali mu zasady życia zakonnego: Mnich to człowiek, który wyrzeka się radości tego świata, aby w zamian otrzymać od Boga radość wieczną. Opowiadali mu również ciekawe historie związane z Doliną Świętych i historią maronitów. To wszystko powodowało, że w młodym Józefie wzrastało powołanie zakonne.


„Narodziny” Charbela


W wieku 23 lat Józef dokonał wyboru: zdecydował się wstąpić do klasztoru św. Marona. Gdy zapukał do klasztornej furty, usłyszał pytanie opata: – Czego szukasz w tym miejscu? Józef Makhlouf odpowiedział: – Szukam Bożej chwały i zbawienia dla mojej duszy. Po ośmiu dniach otrzymał habit. Wybrał też dla siebie nowe imię: Charbel (czyli „Pomazaniec Boży”) na cześć biskupa i męczennika z Edessy z przełomu I i II wieku. Tak oto „narodził się” Charbel, który chciał resztę życia przeżyć z Chrystusem.


Zgodnie z regułą, zadaniem mnicha jest naśladowanie Jezusa, posłuszeństwo i szacunek względem przełożonego, gdyż jest on wyrazicielem woli Boga. Charbel doskonale przestrzegał wszystkich zasad. Każdy jego dzień wypełniony był modlitwą, pracą i formacją. Budził się o północy na modlitwę i medytację, uczył się maronickich hymnów liturgicznych, a Msza Święta stanowiła centralny punkt każdego dnia. Charbel jako nowicjusz wypiekał chleb, prał ubrania, przygotowywał drewno na zimę, wykonywał prace stolarskie i szewskie, a także pracował w polu.


Mamo, spotkamy się w Niebie


Przyszły święty nie mógł sobie pozwolić, by jakakolwiek pokusa stanęła na drodze jego powołaniu i dlatego unikał towarzystwa. W pewnym momencie zdecydował się przenieść do bardziej odizolowanego klasztoru – do Annaya. Od tego momentu żył w nieustannej obecności Boga, nawet do tego stopnia, że gdy jego matka przyszła do niego, nie chciał jej zobaczyć, tylko stojąc ukryty za oknem, powiedział jej: – Mamo, spotkamy się w Niebie.


Mam ucznia, który jest świętym!


1 listopada 1853 roku złożył śluby wieczyste, a następnie przełożeni zdecydowali, że przeniesie się do seminarium w Kfifane, aby w przyszłości otrzymać święcenia kapłańskie. Tutaj jego nauczycielem był 45-letni ojciec duchowny, przyszły święty, Nimatullah al Hardini, który kochał swoich studentów i troszczył się o ich zdrowie i formację. Sam pościł codziennie, codziennie odbywał też spowiedź, w stopniu heroicznym praktykował ubóstwo. To on miał ogromny wpływ na młodego Charbela. Już na początku powiedział do współbraci: – Mam ucznia, który jest świętym! To Charbel z Bekaa Kafra. Charbel od Nimatullaha nauczył się skrupulatnego przestrzegania reguły zakonnej, postu, umartwiania i skromności stroju.


Zrezygnuj ze wszystkiego…


23 lipca 1859 roku Charbel przyjął święcenia kapłańskie w Bkerke (gdzie znajduje się siedziba patriarchy Libanu) i powrócił do Annaya. W ciszy tamtejszego klasztoru św. Marona spędził 16 lat. Większość dnia poświęcał na pracę i modlitwę. Pracował na polach wokół klasztoru, m.in. opiekował się winnicami. Poprzez sumienną pracę oczyszczał swoje serce i dochodził do doskonałości monastycznej. Przestrzegał surowej reguły zakonnej w stopniu wyjątkowym: spał najwyżej pięć godzin dziennie na gołej ziemi pokrytej koźlą skórą, lecz z reguły już po 3 godzinach, o 23.00 wstawał i medytując, przygotowywał się całą noc do Mszy. Resztę doby spędzał na pracy fizycznej połączonej z modlitwą. Kontemplować Boga, wielbić Go i służyć Mu – oto priorytety św. Charbela. Wszystko co robił, było podporządkowane trosce o zbawienie. Praktykował modlitwę nieustanną: modlił się, pracując – pracował, modląc się. Tradycja nazywa to modlitwą serca (Jezusową). Pościł całkowicie cztery okresy w roku oraz w każdą sobotę i w wigilię świąt Maryjnych. Nosił włosienicę, podejmował najbardziej niewdzięczne obowiązki, trwał w ciszy i skupieniu, nigdy nie kierował na nikogo spojrzenia. Odzywał się tylko, gdy był o coś pytany.


Charbel wyznawał zasadę: Zrezygnuj w życiu ze wszystkiego, a otrzymasz wszystko. Bogu nie wolno służyć tylko częściowo i wierzyć tylko połowicznie. Bogu należy oddać się bez reszty duszą i ciałem – całym swym jestestwem.


W pustelni…


Reguła zakonu św. Marona głosi, że „każdy mnich po upływie 5 lat od złożenia ślubów wieczystych może za pozwoleniem opata udać się czasowo lub na stałe do pustelni przy klasztorze”. Przy konwencie w Annaya na wzgórzu zwanym Górą Przemienienia, w odległości 2 km, wybudowana została w 1829 roku pustelnia z dwiema celami. Pierwszym eremitą był tam rodzony brat św. Nimatullaha – o. Elizeusz. W 1875 roku Charbel oficjalnie poprosił o pozwolenie, by zamieszkać w eremie, gdyż zwolniła się cela po śmierci Elizeusza.


W pustelni czas płynął spokojnie. Po porannej modlitwie w swej maleńkiej celi, szedł do pracy w winnicy. Gdy jego współbracia odpoczywali i rozmawiali, on pozostawał w medytacyjnym skupieniu. W południe odprawiał Mszę Świętą. O godzinie 14.00 wszystkich wzywano na posiłek. Potem aż do zmierzchu dalej pracował w polu. Wieczorem znów się modlił i po krótkim śnie wstawał, aby pierwsze minuty nowego dnia oddawać Bogu na adoracji. Spowiadał się raz w tygodniu. Poprzez modlitwę, ascezę i heroiczne praktykowanie cnót osiągnął doskonały stopień kontemplacji – zjednoczenie z Bogiem.


Św. Charbel jadał raz dziennie, wyłącznie ziarna, chleb, fasolę i warzywa. Posiłek spożywał w samotności. Pomimo pracy w winnicy nigdy nie skosztował winogrona ani wina. Nie nosił nowych ubrań, tylko używane po współbraciach. Podczas snu pod głową zamiast poduszki miał kawałek drewna. Nawet gdy klęczał, podkładał sobie pod kolana korzeń dębu, aby jeszcze bardziej się umartwić. Nauczył się dawać, nie oczekując niczego w zamian.


Narodziny dla Nieba


Podczas odprawiania ostatniej Mszy Świętej 16 grudnia 1898 roku Charbel źle się poczuł i musiał przerwać liturgię. Dzięki pomocy drugiego zakonnika powrócił do ołtarza, podniósł Hostię i Kielich, wypowiedział pierwsze słowa modlitwy Ojcze Prawdy… (jej treść publikujemy w innym miejscu) i upadł. Doznał udaru mózgu. Agonia eremity trwała do 24 grudnia. Odwiedzał go w tym czasie Najib El-Churi, lekarz, którego Charbel cudownie uzdrowił jako 9-letniego chłopca. Trzech współbraci zakonnych towarzyszyło mu aż do śmierci, czytając lektury duchowe i udzielając rozgrzeszenia.

 

Pożegnał ziemię dla Nieba wieczorem w wigilię Bożego Narodzenia. Gdy ściągnięto z niego habit okazało się, że nosił okrywającą całe ciało włosienicę i żelazny pas. Na szyi miał krzyż i medalik, a wewnątrz kaptura – przyszyty woreczek z kamykami, aby kaptur opadał mu na czoło.


Cudowne światło…


O świcie 26 grudnia 1898 roku trumnę z ciałem Charbela złożono do grobu na przyklasztornym cmentarzu. Po pogrzebie z grobu mnicha promieniowało światło. To cudowne zjawisko trwało 45 dni i nocy. Wtedy postanowiono przenieść trumnę z ciałem zmarłego do klasztoru. Wtedy odkryto też, że ciało mnicha nie nosiło śladów rozkładu. Ponadto emanował z niego miły zapach i wypływał płyn ustrojowy z krwią. W lipcu 1927 roku ciało włożono do metalowej trumny i zamknięto w marmurowym grobowcu. Cały czas jednak wydobywał się z niego wspomniany płyn z krwią.


W sierpniu 1952 roku miała miejsce ostatnia ekshumacja. Ciało zmarłego zachowywało się jak poprzednio. Cudowny płyn (olej) wydobywał się nieprzerwanie do roku 1965 – aż do beatyfikacji libańskiego eremity cudotwórcy. Dwanaście lat później papież Paweł VI ogłosił Charbela Makhloufa świętym.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Cudotwórca z Libanu
Święci są naszymi sprzymierzeńcami, przewodnikami w drodze do Nieba. Spójrzmy na ich żywoty. To ludzie z krwi i kości, którzy jednak bezkompromisowo wybrali w życiu Boga. Z miłości do Chrystusa i w trosce o zbawienie swoje oraz bliźnich zaparli się siebie, odrzucili fałszywe „błyskotki” tego świata. W tym numerze przedstawiamy pustelnika, który w swym uniżeniu chciał być zapomniany przez wszystkich – św. Charbela Makhloufa.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 

Kocham Boga i ludzi


Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej. 

– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.


Bóg mnie prowadzi


– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.

Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.


Maryja otarła moje łzy


– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.

– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.


Z Apostolatem w Fatimie


– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…

Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!

Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.

W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.


Podziękowania


– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.

„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.

Dagmara z mężem



Szanowni Państwo

Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!

Jadwiga

 

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!

Janina z Krakowa

 

 

Szanowny Panie Prezesie

Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.

Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.

Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.

Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.

Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.

Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.

Z wyrazami szacunku

Czytelnik

 

 

Szczęść Boże!

Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!

Anna z Mysłowic

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.

Daniel