Słowo kapłana
 
Dziecko w kościele
ks. Adam

Drodzy w Chrystusie Panu! Chciałbym dziś poruszyć temat trudny, taki, który rodzi wieczne nieporozumienia między wiernymi w kościele a celebransem, czego już nieraz doświadczyłem. Chodzi mi o zachowanie dzieci na Mszy Świętej. Oczywiście chodzi o dzieci młodsze, które nie bardzo wiedzą, gdzie się znajdują. Rzecz jasna, takie zachowanie to ich prawo, bo są dziećmi, ale przecież za te dzieci odpowiadają starsi: rodzice, dziadkowie.

Od razu się przyznaję: nie jestem zwolennikiem tzw. dzieciocentryzmu, którego wyznawcy uważają, że ich pociechom wszystko wolno, a ludzie powinni się zachwycać, jak pięknie ich „skarb” ściąga uwagę wszystkich na siebie, równocześnie odciągając wiernych od tego, co dzieje się na Ołtarzu. Kiedyś zwróciłem uwagę jednej pani, że powinna się zająć dzieckiem, które tak głośno płakało, że trudno mi się było skupić na modlitwie. W odpowiedzi ta pani powołała się na słowa pewnego księdza, który miał powiedzieć, że dziecko właśnie tak się modli.  Być może tak właśnie jest, ale według mojego rozeznania, nawet jeżeli jest to modlitwa dwu- czy trzyletniego dziecka, to proponuję, żeby się modliło w domu. Do świątyni przyjdzie, kiedy będzie już w stanie choćby przez te pół godziny zachować względny spokój i ciszę.

Zdaję sobie sprawę z tego, że często rodzice chcą iść razem do kościoła, bo pragną wspólnie przeżywać Mszę Świętą. I to jest w porządku. Ale to ich też do czegoś zobowiązuje: dzieckiem trzeba się zająć. Można również na czas Mszy zanieść je do dziadków albo jedno z rodziców powinno z nim zostać, a do kościoła pójść później.

Dlaczego nie jestem zwolennikiem prowadzenia maleńkich dzieci do kościoła? Z czystej miłości bliźniego. Nie możemy myśleć tylko o tym, co dla nas wygodne. Trzeba wziąć pod uwagę wiernych, którzy przychodzą na Mszę. Wielu z nich tęskni za tymi chwilami szczerej modlitwy wraz z innymi po całotygodniowym hałasie i zabieganiu. Biegające i hałasujące dziecko nie pozwala się skupić na niczym innym, jak tylko na jego krzyku. Są też w kościele ludzie, którzy pragną coś wynieść z Mszy Świętej: wsłuchać się w Słowo Boże, posłuchać kazania. Krzyczące dziecko uniemożliwia słuchanie czegokolwiek poza swoim płaczem. Wreszcie na koniec warto pomyśleć o księdzu, który musi powiedzieć kazanie, a dziecko sprawia, że nie słyszy własnych myśli. Nie ma mowy o skupieniu, wrzaski i płacz dzieci wwiercają się w głowę i rozpraszają. Ksiądz i wierni w kościele mają wtedy już tylko jedno pragnienie: niech ten hałas się skończy.

Prócz krzyków można zaobserwować rodziców, którzy puszczają swoje dzieci z myślą „niech się pobawi, my trochę odpoczniemy”. I zaczyna się zabawa taka sama jak w parku: dziecko wszędzie zagląda, podchodzi do ludzi w kościele, kopie w ławkę albo klęcznik. Rodzicom jest wszystko jedno, bo mają przez chwilę spokój, a dziecko im z kościoła nie ucieknie, bo by to zauważyli. Moim zdaniem to brak miłosierdzia zarówno dla uczestniczących we Mszy Świętej, jak i dla kapłana, który ją odprawia.

Teraz można mi zarzucić brak wrażliwości, zrozumienia. Można mi zarzucić także, że odciągam dzieci od Pana Boga, który przecież je kocha. Jestem od tego bardzo daleki. Chodzi mi tylko o to, żeby inni wierni, którzy chcą jak najlepiej modlić się na Mszy Świętej, nie byli zmuszani do słuchania krzyków dzieci, albo, co gorsza, byli rozpraszani przez malucha spacerującego lub biegającego po kościele.

Czy zatem dzieci nie powinno się zabierać na Mszę? Ależ nic podobnego! Nie tylko powinno, ale nawet trzeba. Należy to jednak czynić roztropnie. Jeżeli rodzice wezmą do kościoła dziecko, które nie bardzo kojarzy jeszcze gdzie jest, biorą za nie odpowiedzialność. Kiedy ich syn czy córka nie chce się uspokoić, niech nie siedzą zadowoleni, jakby ich to nie dotyczyło. Niech się zajmą swoim dzieckiem, wyjdą z nim na chwilę na zewnątrz, tam sprawdzą, czy coś się stało, czy też dziecko płacze bez powodu. Po wcześniejszym uzgodnieniu z księdzem proboszczem można na przykład w zimie iść do zakrystii, jeżeli nie chcemy stać na dworze, bo na przykład pada.

Myślę, że nie powinniśmy pozwalać naszemu dziecku odchodzić za daleko i „zwiedzać” kościół, bo to jest nie tylko kłopotliwe, ale czasem niebezpieczne. Wyobraźmy sobie, że czteroletnie lub nieco starsze dzieci chodzą po świątyni i zainteresują się na przykład stojącą na półce ciężką figurą lub obrazem. Taki obraz może spaść, a skutków nie chcę sobie nawet wyobrażać.

Dzieci, które nie są w stanie słuchać i nie wiedzą, gdzie są, nie wyniosą nic z nabożeństwa. Nie wydaje mi się też, że sytuację z Ewangelii, gdzie Pan Jezus błogosławi dzieci, można by było porównać z każdą niedzielną Mszą Świętą. Są w trakcie roku różne okazje, gdzie nawet krzyczące dzieci są mile widziane: np. zakończenie Oktawy Bożego Ciała, w dzień św. Mikołaja i inne. Wtedy nikt nie będzie miał za złe, że dzieci hałasują, bo wierni idą już przygotowani psychicznie, że będzie dużo dzieci i że może w kościele nie być spokojnie. Natomiast zabieranie małych dzieci na Mszę Świętą wcale nie powoduje, że później te dzieci będą chętnie chodziły do kościoła. Moim zdaniem jest wprost przeciwnie. Dzieciom odtąd pobyt w kościele może się kojarzyć tylko z czasem dzieciństwa i jak tylko otrzymają sakrament bierzmowania, odchodzą od Kościoła na dobre, bo już dziećmi nie są.
Jest piękny sposób wtajemniczania dzieci, choćby najmłodszych, w uczestnictwo w życiu liturgicznym Kościoła. Dzisiaj już trudno zauważyć takie sceny, ale jeszcze się zdarzają. Matka, czasem ojciec, czasem babcia, przychodzą z dzieckiem do kościoła, kiedy nie ma w nim nabożeństwa, a kościół jest otwarty. Wtedy tłumaczą „pociesze”, co tu się znajduje. Z życzliwym uśmiechem pokazują na tabernakulum i uczą: Widzisz, tam mieszka Pan Jezus. Pokazują obrazy i figury, pouczają co lub kogo one przedstawiają. I to jest właściwe, bo kiedy dzieci przywykną już, że kościół jest miejscem wyjątkowym, innym niż dom czy park, będą później wyciszać się za każdym razem, kiedy w świątyni się znajdą. Poza tym jest to wspaniała lekcja religii według sprawdzonej zasady, że podstaw wiary uczymy się od wierzących najbliższych.

Drodzy w Panu Jezusie, wiem, że wyrażam pogląd, z którym nie wszyscy się zgodzą. Mają do tego prawo, ale bardzo proszę bezstronnie przemyśleć to, co napisałem. Może zgodzimy się choć z częścią argumentów, kiedy się nad nimi zastanowimy.

Niech Fatimska Pani uprosi nam obfite owoce Wielkiego Postu. Amen.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina