Rodzina
 
Gdzie są wasze korony?
Michelle Taylor

Zasada hierarchii i porządku wewnętrznego w katolickim domu

Kiedy małemu chłopcu pokazałam zdjęcie księcia i księżniczki ubranych jak zwykli ludzie i wspomniałam o ich właściwym statusie społecznym, on spytał: „A gdzie mają korony?". Było to po części pytanie, a po części żądanie. Dziecko nie mogło pojąć, jak książę czy księżniczka mogli być pozbawieni właśnie tych insygniów.


Co to jest hierarchia?

Pytanie, które zadał ten chłopiec, jest jednym z tych, które zadają wszystkie dzieci swoim rodzicom czy też innym, którzy mają nad nimi władzę: „Gdzie macie korony?". Niewinność bowiem oczekuje hierarchii.

 

Słowo „hierarchia" jest definiowane jako „pewien system ludzi lub rzeczy wzajemnie podporządkowanych lub zależnych". Współczesne prądy filozoficzne, takie jak na przykład marksizm, są z natury swej egalitarne, co oznacza, że nie dopuszczają one żadnej hierarchicznej skali wartości, ale sprowadzają wszystko do tego samego poziomu.

 

Tymczasem jest to sprzeczne z Boską naturą, która świadczy o hierarchicznym porządku w życiu.

 

Hierarchiczny system utrzymuje porządek w świecie zwierząt. Podobnie w świecie biznesu, który może sprawnie funkcjonować dzięki temu, że każdy wie, jakie zajmuje stanowisko. Hierarchia utrzymuje ład w armii, w której mamy cały łańcuch zależności jasno określający, kto komu podlega i kto dowodzi. Jest wśród urzędników, dzięki czemu możliwe jest zarządzanie. Także hierarchiczny system rządzi Kościołem katolickim. Hierarchia dziewięciu chórów anielskich utrzymuje porządek we wszechświecie.

Podobnie Bóg ustanowił hierarchiczny porządek w domu wskazując na miejsce męża, który stoi ponad żoną, a oni oboje są ponad dziećmi. Św. Paweł pisze: Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła (Ef 5:22), Dzieci, bądźcie posłuszne rodzicom we wszystkim, bo to jest miłe w Panu (Kol 3:20).

 

W ten sposób rodzina ustanowiona została jako monarchia, a nie demokracja. W greckokatolickiej ceremonii ślubnej panna młoda i pan młody mają zakładane na głowy korony na znak ustanowienia nowej rodzinnej monarchii.

 

Tutaj, podobnie jak i we wszystkich rzeczach ustanowionych na podobieństwo Chrystusa, istnieje zwykle system równowagi tego umownego układu. On jest królem, a ona królową. Nie jest to monarchia absolutna, gdyż małżonkowie nią się dzielą. Naturalnie żona nigdy nie może zapominać o tym, że to mąż jest rządzącym monarchą, a z kolei on nie może zapominać o tym, że ona jest jego żoną oraz królową i z tego powodu musi ją właściwie traktować.

Hierarchia w świecie rzeczy

Skoro istnieje hierarchia w świecie ludzi, to tym bardziej istnieje ona w świecie rzeczy.
Na przykład prawdziwa gruszka jest cenniejsza od plastikowej. Brylant jest cenniejszy od cyrkonii. Podobnie gromadzimy porcelanę, podczas gdy wyrzucamy plastikowe czy papierowe talerze. Solidnie wykonany mebel z drewna jest cenniejszy od mebla wykonanego ze sklejki. Odświętne ubranie jest bardziej eleganckie aniżeli ubranie codzienne.

Jest to gradacja wartości, która nadaje życiu smak. Gdyby wszystko to było równie dobre, to wtedy nie istniałby żaden impuls do działania ukierunkowanego na osiąganie.

 

Jeśli przed naszymi dziećmi wszystko zrównamy do jednego poziomu, wówczas zabijemy w nich siłę napędową, pchającą je do działania. A to właśnie niestety próbuje robić współczesne społeczeństwo.

Porządek jest uporządkowaniem rzeczy zgodnym z ich naturą. Porządek rodzi spokój. Spokojem porządku jest pokój. Harmonia jest działaniem rzeczy w stosunku do siebie zgodnym z porządkiem (Plinio Correa de Oliveira).

Dzieci uczą się przez patrzenie

Spróbujmy przyjrzeć się temu, co nas otacza na co dzień. Weźmy na przykład dżinsy. Spójrzmy na to, co uczynił z nimi komunistyczny dyktator w Chinach, który wprowadził siłą modę na noszenie swoistych błękitnych uniformów. Każdy nosi ubrania w stylu Mao Tse Tunga, od babć po tatusiów, od zwykłych pracowników po ich szefów. Jest to niemal nasz strój narodowy. A my przecież nie jesteśmy komunistami.

 

Wyobraźmy sobie, co by było, gdyby nasz kraj nagle znalazł się w dziewiętnastym wieku, w którym to kobiety nosiły długie spódnice z falbanami i ogromne, szykowne kapelusze, a mężczyźni byli ubrani po męsku odpowiednio do swojej epoki. Gdyby im ktoś oświadczył, że za kilka dekad wszyscy bez względu na płeć, pozycję społeczną i wiek będą nosić bladoniebieskie, wytarte dżinsy, to z pewnością byliby zszokowani.

 

Obecnie dżinsy nosi się wszędzie. Do sprzątania, do pielenia w ogródku, idąc na zakupy, na przyjęcia, do Kościoła, nawet w niedzielę - nie dostrzega się żadnej różnicy. Dzieci widzą nas w dżinsach rano, po południu i wieczorem, od poniedziałku do niedzieli, praktycznie przez cały rok. A ponieważ ich niewinne oczy przyjmują wszystko na serio, toteż nie dostrzegają żadnej różnicy czy hierarchii wartości w życiu na co dzień.


Ostatnio widziałam billboard przedstawiający dobrze ubranego ojca z synkiem. Umieszczone tam było hasło następującej treści: „Ponieważ dzieci uczą się przez patrzenie". Z pewnością uczymy nasze dzieci, że ksiądz jest szczególną osobą, a kościół to dom Boży. Niedziela jest dniem Pana, że spodziewamy się, iż będą należeć do Kościoła. Ale co widzą nasze dzieci?
Czy nie trafia do nich jakiś dodatkowy przekaz?
Obecnie nawet wygląd księży nie różni się od naszego.
A Kościół, który jest Domem Bożym? A tabernakulum - miejsce najświętsze ze wszystkich?

Niestety, bardzo często miejsce, w którym przebywa Pan, nie jest niczym innym jak zwykłą drewnianą skrzynią gdzieś tam w rogu kościoła. W niektórych miejscach tabernakulum jest umieszczane na zewnątrz sanktuarium. Wielokrotnie Najświętsza Ofiara Mszy św. jest niczym innym jak tylko wielkim przyjęciem dopełnionym hałaśliwą, rockową muzyką. W ostatnim czasie architektura sakralna rywalizuje z architekturą w stylu wielkich hal. Nic nie jest piękne. Nic nie jest wspaniałe, nic nie jest ponad nami - nic nie jest wzniosłe, najwyższe, święte.

Dzieci uczą się bardziej przez rytuał aniżeli przez słowa

W okresie dorastania spożywanie posiłków w domu było czymś szczególnym. Może nie byliśmy zbytnio szczęśliwi, kiedy mama kazała nam ubrać odświętne stroje oraz nakryć do stołu, właściwie rozmieszczając naczynia z prawdziwej porcelany, ale jakaż to była nauka!

 

Istniała pewna gradacja ważności posiłków. Śniadanie było nieco mniej oficjalne od obiadu, toteż nie był wymagany strój odświętny. Nie wszyscy musieliśmy jeść je o tej samej porze. Mama stale nalegała, abyśmy do stołu przychodzili umyci, uczesani i odpowiednio ubrani. Jeśli pokazaliśmy się w kuchni bez sukni lub spodni, natychmiast musieliśmy wrócić i się ubrać. A jeśli zapomnieliśmy o modlitwie, wówczas ona mówiła: Tylko pieski wstają bez porannej modlitwy".

 

Popołudniowy posiłek był bardziej oficjalny niż śniadanie i wtedy musieliśmy być obecni wszyscy o tej samej porze. Kiedy ojca nie było w domu, matka siadała na najbardziej honorowym miejscu przy stole i rozpoczynała od przeżegnania się i modlitwy dziękczynnej.

 

Mama potrafiła nam wpoić maniery właściwego zachowania się przy stole bezstresowo, bowiem podjęła wysiłek nauczenia nas tego, pokazując jak się wykonuje wszystkie czynności, zanim siądzie się do stołu; a także co należy przy nim czynić. Po prostu istniał cały rytuał jedzenia. Każdy z nas miał swoje miejsce oznakowane przez serwetki spięte pierścieniami. Kiedy już usiedliśmy wszyscy, kładliśmy serwety na kolana. Następnie mama nam usługiwała, ale nikt nie odważył się zacząć jedzenia dopóki ona tego nie uczyniła. To była dobra lekcja samodyscypliny. Mama nie zabraniała nam rozmawiać przy stole, ale zwracała uwagę, aby nie mówić z pełną buzią, nie wtrącać się, kiedy ktoś mówił, bądź nie krzyczeć. Jeśli ktokolwiek musiał na chwilkę odejść od stołu, pytaliśmy o pozwolenie i staraliśmy się do niego wrócić tak szybko, jak to tylko było możliwe. Popołudniowy posiłek kończył się wspólną modlitwą dziękczynną i wszyscy odkładaliśmy serwety na miejsce.


Obiad był wyjątkowym posiłkiem tylko dlatego, że ojciec siadał na honorowym miejscu, a matka po jego prawicy. Taki układ pokazywał nam, że miejsce po jego prawicy stawało się drugim najważniejszym miejscem przy stole.

 

W niedzielę - Dzień Pański - obiad był najwspanialszym posiłkiem. Nie mogło się obyć bez najlepszego obrusa, bez najlepszej porcelany, najlepszego szkła, najlepszych srebrnych sztućców i oczywiście odświętnych ubrań. Mama bardzo często przyrządzała coś szczególnego ze swoich książek kucharskich. Dzięki tej oprawie w sposób naturalny myśleliśmy, że Pan jest wspaniały, jest Królem królów, wszechpotężny i ukochany.

Rytuał to coś więcej niż słowa

Nie jestem w stanie wyrazić, czego mnie nauczył rytuał. Nikt nam nigdy nie mówił, że ojciec jest głową rodziny, że jest królem, a matka królową, a my księżniczkami i książętami - my to po prostu wiedzieliśmy. Oni „nosili swoje korony", chociaż ich przecież nie widzieliśmy.
Rodzice bardzo dbali o strój, by nie graniczył on z nieprzyzwoitością. Matka zawsze wyglądała dostojnie. Ubrana była w taki sposób, aby podkreślić kobiecość, a ojciec, tak jak przystało na mężczyznę.

 

Nie potrzebowaliśmy być upominani ani bici. Nie pamiętam, aby ojciec czy matka kiedykolwiek na nas krzyczeli. Podobnież, dalecy byli od dawania nam klapsów czy czegoś w tym rodzaju. Mieliśmy zbyt dużo szacunku dla nich i do wszystkiego, co się znajdowało w naszym domu, aby zachować się nierozsądnie. We wszystkim stykaliśmy się z wysoką jakością i wiedzieliśmy, że my naszym zachowaniem musimy to odwzajemniać.
I nie miało to żadnego związku z pieniędzmi. Co prawda nigdy ich nie brakowało w naszym domu, ale zawsze było też dużo miłości, dobroci, prawdy i dostojeństwa wokół nas.

 

Tak było dawniej, kiedy zasada hierarchii ustanawiała w naszych domach porządek i nadawała smak życiu.
Niestety, obecnie odeszliśmy od tego bardzo daleko... W domu rządzi telewizja szerząc hałas pogłębiający ogólny chaos.
Nie może istnieć prawdziwy porządek, prawdziwy pokój i prawdziwa harmonia bez prawdziwej hierarchii, to jest bez władzy krępowanej jasno określonymi granicami dobroci i miłości, i bez wyczucia hierarchicznych wartości przez całe życie.
Bóg ustanowił taki porządek po to, aby nas wywyższyć, abyśmy pragnęli piąć się w górę, właśnie do Niego.
Zróbmy, co w naszej mocy, aby przywrócić ten porządek w naszych domach!

 

 

Z angielskiego przełożyła Agnieszka Stelmach na podstawie pisma „Quest", magazynu australijskiego TFP



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina