Cudowny Medalik Maryi Łaskawej jest ogromną pomocą w dzisiejszych czasach głębokiego kryzysu moralnego i religijnego.
Jestem matką 27-letniego syna, z którym miałam przez długi czas wiele kłopotów w codziennym życiu. Rozpoczął życie z kobietą rozwiedzioną, która miała dwoje dzieci. Przeżywałam to ogromnie i gorąco modliłam się o jego powrót do dobrego życia i żeby zszedł ze złej drogi. Całą ufność pokładałam w modlitwie do matki Bożej Cudownego Medalika. Syn wyjeżdżał często w delegacje. Włożyłam Cudowny Medalik do jego podróżnej torby, o czym nie wiedział. Po powrocie z podróży do domu zapytał mnie, kto włożył mu do torby ten medalik. Odpowiedziałam, że ja to uczyniłam, by się opamiętał i więcej nie obrażał Boga. Byłam zdumiona, gdy na moich oczach zawiesił ten medalik na szyi, na srebrnym łańcuszku i nosi go stale. Ku wielkiej mej radości syn zerwał z tą kobietą i za tę łaskę dziękuję Niepokalanej.
Oto jedno ze świadectw zawartych w książce „Promienie Pośredniczki łask". To tylko przykład tego, jak niezbędne jest nabożeństwo Cudownego Medalika w dzisiejszych czasach kryzysu dotykającego rodziny i całego społeczeństwa.
Przejmująca Historia Łask
W roku 1830 w Paryżu Maryja ukazała się świętej Katarzynie Labouré, młodej zakonnicy, i nauczyła ją nabożeństwa do Cudownego Medalika.
Przenajświętsza Dziewica powiedziała: „Postaraj się o wybicie medalika na ten wzór! Wszystkie osoby, które będą go nosić na szyi, otrzymają wielkie łaski. Łaski będą obfite dla tych, którzy nosić go będą z ufnością." Ta wspaniała obietnica rzeczywiście spełniała się od tamtego momentu. Kiedy przygotowywano się do wybicia pierwszych medalików, w Paryżu wybuchła straszliwa epidemia cholery. Zaraza zaczęła pustoszyć Francję 26 marca 1832 i trwała aż do połowy tego roku. Już 1 kwietnia zmarło 79 osób, 2 kwietnia - 168; dnia następnego - 216. Liczba ofiar wzrastała w zastraszającym tempie, aby dziewiątego dnia epidemii osiągnąć 861 osób. Według danych oficjalnych zmarło wówczas w sumie 18.400 osób, tym niemniej uważa się, że dane te zostały zaniżone, aby uniknąć paniki, która mogłaby wybuchnąć wśród ludności.
Dnia 30 czerwca zakonnice z klasztoru Córek Miłosierdzia rozpoczęły rozdawanie 1500 medalików wśród osób dotkniętych epidemią. W bardzo krótkim czasie epidemia ustąpiła. Później zaczęły się cudowne wydarzenia, które sprawiły, że w ciągu niewielu lat Cudowny Medalik stał się znany na całym świecie. Arcybiskup Paryża, który wyraził zgodę na wybicie medalika i wkrótce potem otrzymał kilka pierwszych egzemplarzy, natychmiast został obdarzony za pośrednictwem medalika nadzwyczajną łaską i stał się gorącym orędownikiem nowego nabożeństwa. Również Papież Grzegorz XVI otrzymał partię medalików i zaczął je rozdawać odwiedzającym go osobom. W roku 1836 wybito już i rozdano ponad 15 milionów medalików na całym świecie. W roku 1842 liczba medalików osiągnęła 100 milionów. Z najbardziej odległych krajów nadchodziły informacje o nadzwyczajnych łaskach uzyskanych dzięki medalikowi: uzdrowieniach, nawróceniach, obronie przed grożącymi niebezpieczeństwami, etc. W roku 1876, w którym zmarła święta Katarzyna Labouré, już ponad miliard medalików rozsiewało łaski na całym świecie.
Cudowne nawrócenie Żyda
Alfons Ratisbonne, bankier należał do jednej z najbogatszych rodzin żydowskich we Francji. Znany był ze swojej wrogości do Kościoła katolickiego i wydawało się, że nic nie było w stanie tego zmienić. Jako 28-letni mężczyzna miał wejść do Towarzystwa Bankowego swego wuja. Jego życie upływało w dostatku i nie cierpiał żadnej biedy. Jego brat, Teodor nawrócił się na katolicyzm kilkanaście lat wcześniej i kiedy Alfons był na dobrej drodze do kariery bankiera, jego brat kapłan przewodził Arcybractwu Najświętszego Serca Maryi. Alfons, spośród wszystkich członków rodziny, był najbardziej zawziętym przeciwnikiem nawróconego brata. Jesienią 1841 roku Alfons Ratisbonne dla podreperowania swojego wątłego zdrowia udał się do Włoch, gdzie przeżył największe wydarzenie w swoim życiu. Posłuchajmy fragmentów zeznania złożonego na ten temat w Rzymskim Wikariacie przez Teodora de Bussierre - świadka tamtych dni:
„Pewnego razu spotkałem Alfonsa u mojego brata. Przyszedł w momencie, kiedy ja zamierzałem wychodzić. Zostaliśmy sobie przedstawieni i wtedy powiedziałem mu, że miałem wiadomości od jego brata zakonnika, z którym jestem głęboko związany, odkąd mam zaszczyt być katolikiem. Odpowiedział mi coś z chłodną uprzejmością (...) Alfons miał zamiar wrócić do Neapolu. Miejsce w dyliżansie miał zarezerwowane na poniedziałek 17 stycznia, na 3 rano. Z tej racji, że byłem przyjacielem jego brata, czuł się zobowiązany wyświadczyć mi grzeczność i złożyć przed wyjazdem swoją pierwszą i ostatnią wizytę (...) Zapytałem o wrażenia z pobytu w Rzymie, a on opowiedział mi krótko o swoich wyprawach i między innymi rzekł: - Byłem również w kościele Ara Coeli na Kapitolu i nie wiem dlaczego ogarnęło mnie wielkie wzruszenie. Mój przewodnik to zauważył i zapytał, co mi się stało, dodając, że wiele razy widział już cudzoziemców doświadczających podobnych uczuć. Pan Ratisbonne zauważył następnie, że w momencie, kiedy opowiadał o tym zdarzeniu dostrzegł w moich oczach jakby błysk elektryczny, a moje spojrzenie mówiło: „będziesz nasz". Podkreślił jednak, że przeżycie w kościele było wprawdzie religijnej natury, ale nie chrześcijańskie i że widok nędzy i degradacji Żydów w dzielnicy, przez którą przechodził opuszczając Kapitol, rozpalił w nim na nowo nienawiść do katolicyzmu. Dodał, że on zawsze wolał być po stronie ciemiężonych, a nie ciemiężycieli. Wydawało mi się w tej sytuacji, że powinienem zwalczyć te dziwaczne poglądy mojego rozmówcy i mówiłem o łagodności, współczuciu, o wzniosłych prawdach chrześcijaństwa. Odpowiedział - zapewne świadomy braku sensu swoich słów - że wszystkie religie są dobre pod warunkiem, że jest się uczciwym człowiekiem. Ja na to, że jeżeli wszystkie są dobre, to prawdziwe jest także stwierdzenie, że wszystkie są złe. Wtedy zaprotestował mówiąc, że człowiek honoru nie zmienia religii i ponieważ on jest od urodzenia Żydem - takim pozostanie.
Starałem się wykazać mu, że ten argument - bardzo wygodny dla pychy i lenistwa - jest po prostu obelgą dla Pana Boga.
- Może pan mówić, co się panu podoba. Czy urodziłem się Żydem, czy muzułmaninem, czy bałwochwalcą, takim zostanę. Honor mi to nakazuje. Czy to panu odpowiada, czy nie, mało jest dla mnie ważne.
- Poza tym - dorzuciłem - jeśli pan jest dobrym i wiernym Izraelitą, przez to samo powinien stać się pan katolikiem; jako Żyd wierzy pan w świętość Ksiąg Starego Testamentu, w natchnienie proroctw, a odnajdując w Kościele katolickim spełnienie wszystkiego, co zostało przepowiedziane, ma pan obowiązek stać się członkiem tego Kościoła. Na to Ratisbonne odpowiedział jedynie niedowierzającym, pełnym politowania uśmiechem (...)
- Ponieważ pan ma tak mocne i pewne przekonanie o swojej postawie, proszę, by pan nosił przy sobie to, co panu dam.
- Zobaczymy o co chodzi - odpowiedział kpiącym tonem.
- Tylko o ten medalik - pokazując odpowiedziałem.
Na te słowa gwałtownie się cofnął.
- Według pańskiego sposobu myślenia, powinno być to panu obojętne, a dla mnie byłaby to wielka przyjemność.
- O, nie dbam o to - zawołał wybuchając śmiechem - Chcę co najmniej móc panu udowodnić, że błędnie oskarża pan Żydów o upór i zarozumiałość nie do pokonania. Zresztą pan mi przez to dostarcza bardzo ciekawego rozdziału do moich notatek z podróży.
Podczas tej rozmowy moje młodsze siostry przygotowały wstążę; zawiesiłem medalik na szyi Alfonsa (...) Chciałem, aby odmówił pobożnie wezwanie św. Bernarda - „Pomnij...". Początkowo ta propozycja została odrzucona (...) Chcąc go zmusić do jej przeczytania, powiedziałem, że mam tylko jeden egzemplarz, co było zresztą prawdą, i poprosiłem go o jej przepisanie. Nie mogąc się dłużej bronić odrzekł z lekką ironią:
- Przepiszę, dam panu moją kopię, a ja zatrzymam pańską.
(...)Czuwałem przed Najświętszym Sakramentem przez pierwsze 4 godziny w nocy z soboty na niedzielę wraz z moimi przyjaciółmi (...), których prosiłem, by włączyli się w moje modlitwy w intencji nawrócenia pewnego Żyda.
(...)Pojechałem i zobaczyłem Alfonsa na ulicy des Condotti. Zatrzymałem więc powóz, a on wsiadł.
- Szukałem pana powiedziałem - aby zaproponować spacer, ale skoro jesteśmy blisko kościoła, gdzie mam załatwić klika spraw, więc wejdźmy. Pan poczeka kilka minut, to nie będzie długo trwało. Zgodził się. Otwierając drzwi zauważył przygotowania do pogrzebu i zapytał mnie, dla kogo to wszystko?
- To - odpowiedziałem - dla pewnego niedawno zmarłego mężczyzny, pana de La Ferronays (...) Ratisbonne zaczął przechadzać się po nawie; jego wzrok zdawał się mówić: ten kościół jest całkiem brzydki. Zostawiłem go i poszedłem do klasztoru (...)
Cała sprawa trwała dziesięć lub dwanaście minut. Powróciłem do kościoła. Początkowo nigdzie nie mogłem dostrzec Alfonsa, lecz po chwili zauważyłem go klęczącego przed kaplicą Anioła Stróża. Musiałem potrącić go trzy lub cztery razy, zanim zauważył moją obecność. W końcu odwrócił się do mnie twarzą i powiedział:
- O, jakże ten zmarły pan modlił się za mnie. Poczułem to, czego doświadcza się przy cudach. Podniosłem go i pomogłem mu wyjść z kościoła pytając, gdzie chce iść.
- Proszę mnie zaprowadzić, gdzie pan chce. Po tym, co widziałem - usłucham. Nalegałem, by mi wyjaśnił, o co chodzi, ale jego wzburzenie było bardzo silne. Wyciągnął wiszący na piersi Cudowny Medalik i pokrył go pocałunkami i łzami (...)
- Ach, jaki jestem szczęśliwy. Jak dobry jest Bóg! Jaka obfitość łask i szczęścia. Jakże ci, co nie wierzą, są godni litości! (...)
Kiedy te szalone emocje zaczęły mijać, Alfons z promienną twarzą, powiedziałbym prawie przeobrażoną, uściskał mnie, ucałował; prosił, bym go zaprowadził do spowiednika; chciał wiedzieć, kiedy mógłby otrzymać chrzest, bez którego nie wyobraża sobie dalszego życia (...) Wkrótce zaprowadziłem go do ojca Villefort, który nakazał mu udzielić wyjaśnień. Ratisbonne wyjął swój medalik, ucałował, pokazał nam i wykrzyknął:
- Widziałem Ją, widziałem Ją!
Następnie uspokoił się i opowiedział nam, ca zaszło. Oto jego własna relacja:
- Byłem już chwilę w kościele, kiedy nagle poczułem się pełen niewytłumaczalnego lęku. Podniosłem oczy. Wnętrze całej świątyni jakby zniknęło. W jednej tylko kaplicy - jakby to powiedzieć - skoncentrowało się całe światło i w środku tego promieniowania stała na ołtarzu, wielka, błyszcząca, pełna majestatu i słodyczy Matka Boża taka, jak jest na moim medaliku. Uczyniła mi znak ręką, bym uklęknął. Jakaś nieodparta siła pchnęła mnie ku Niej. Dziewica wydawała się mówić: „dobrze". Nic więcej mi nie powiedziała, ale wszystko zrozumiałem (...)
- Ach - powiedział ściskając moje dłonie - rozumiem teraz miłość katolików do ich kościołów i pobożność, z jaką je zdobią i wypełniają. Jak tutaj jest dobrze, chciałoby się nigdy stąd nie wychodzić, to już prawie nie jest ziemia.
Realna obecność Boskości wokół ołtarza z Najświętszym Sakramentem miażdżyła go do tego stopnia, że był zmuszony oddalić się, aby nie utracić przytomności. Wydawało mu się czymś strasznym przebywać przed Bogiem Żywym nie będąc ochrzczonym. Poszedł schronić się do kaplicy Matki Bożej.
- Tutaj - powiedział - nie boję się. Wiem, że jestem chroniony przez ogromne miłosierdzie.
Modlił się z największą gorliwością przy grobach Apostołów. Historia nawrócenia św. Pawła, którą mu opowiedziałem, wycisnęła na nowo obfite łzy (...) Alfons wyznał nam, że poprzedniej nocy nie mógł spać. Nieustannie widział przed sobą wielki krzyż bez pasyjki i o szczególnym kształcie. - Czyniłem - powiedział - niewiarygodne wysiłki, by usunąć ten obraz, ale bez rezultatu. Kilka godzin później, widząc przypadkowo i po raz pierwszy rewers Cudownego Medalika, rozpoznał „swój" krzyż (...) Alfons Ratisbonne rozpoczął rekolekcje 8 dni po nawróceniu. Jutro, 31 stycznia będzie ochrzczony w kościele imienia Jezusa. Będzie miał również zaszczyt przyjąć ciało Pana Naszego i odtąd będzie nosił imię Maryi.1
Alfons Ratisbonne, wraz z bratem założył zgromadzenie zajmujące się nawracaniem Żydów.
La Salette, Lourdes, Fatima
Objawienia Maryi świętej Katarzynie Labouré w roku 1830 były początkiem całego cyklu wielkich objawień maryjnych. Cykl ten miał swój dalszy ciąg w La Salette (1846), w Lourdes (1858) i osiągnął punkt kulminacyjny w Fatimie (1917). Od roku 1830 Maryja objawia się opłakując grzechy świata, ofiarując przebaczenie oraz miłosierdzie dla grzesznej ludzkości i przepowiada surowe kary, jeżeli ludzkość się nie nawróci. Ale też zapowiada, że po tych karach nadejdzie wspaniały triumf Dobra. W listopadzie 1876 roku, na miesiąc przed śmiercią, święta Katarzyna Labouré potwierdziła: „Nadejdą wielkie katastrofy.... krew popłynie ulicami. Przez chwilę będzie panowało przeświadczenie, że wszystko jest już stracone. Ale wszystko zostanie wygrane. Przenajświętsza Dziewica wybawi nas. Tak, kiedy ta Dziewica, ofiarując świat Ojcu Przedwiecznemu zostanie uczczona, będziemy uratowani i będziemy mieli pokój". Dla naszego pocieszenia 13 lipca 1917 r. Maryja obiecała w Fatimie: „W końcu moje Niepokalane Serce zatriumfuje".
Opisy nadzwyczajnych łask
Oto kilka przejmujących świadectw osób, które optrzymały łaski za pośrednictwem Cudownego Medalika, zaczerpniętych z książki „Promienie Pośredniczki Łask" osób. Oby te świadectwa pomogły nam z ufnością uciekać się do obrony Matki Bożej Łaskawej.
Uzdrowienie z groźnej choroby
Choroba zaczęła się 22.IX.1976 roku podczas urlopu w okolicach Krakowa. Diagnoza lekarska: przeziębienie grypy, przeniknięcie wirusa, który poraził system nerwowy z wyjątkiem serca. 25 września skierowano chorą do Gorzowa, a stamtąd 4 października wywieziono karetką reanimacyjną umierającą do Poznania. Lekarz (był nim już nieżyjący dr Mirosław Owsianowski) na oddziale reanimacji nie dał nadziei na dalsze życie. Wiadomość dla całej rodziny była tragiczna.
Nawrócenie ateisty
To, co się działo później, jest nie do opisania. Ratunkiem była wspólna myśl należy się modlić do Najświętszej Maryi Panny Cudownego Medalika. Mocna wiara i nadzieja w Boga Wszechmogącego dały siłę. Modliły się w naszych domach także Siostry Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo, modlitwa stała się szturmem do nieba. W kościele odprawiono Mszę Św. o zdrowie. Trwało to wszystko przez 6 tygodni pobytu w szpitalu i uzyskano łaskę uzdrowienia. Na Święta Bożego Narodzenia wielka radość cała rodzina była przy stole wigilijnym. Od roku 1978 rekonwalescentka jest mężatką i ma już trójkę zdrowych dzieci.Jedna z członkiń Apostolatu Maryjnego pracowała ze zdecydowanym ateistą. Kiedyś uległ on wypadkowi motocyklowemu i został częściowo inwalidą. Stan jego zdrowia pogarszał się. Został umieszczony w szpitalu. Apostołka w delikatny sposób zaproponowała mu założenie na szyi Cudownego Medalika. Zgodził się. Cudowny Medalik otrzymała również jego żona. Po jakimś czasie ciężko chory poprosił o spowiedź. Pochowany został z Cudownym Medalikiem na szyi.
Nawrócenie podczas choroby
Żona od śmierci męża zaczęła chodzić do kościoła i jest obecnie praktykującą katoliczką.Niewierzący mąż mojej koleżanki z Warszawy zachorował na raka. Powiedziała mi o tym w tajemnicy przed częścią własnej rodziny zamieszkującej w Krakowie. Gdy się o tym dowiedziałem, wysłałem jej Cudowny Medalik. Po pewnym czasie dostałem list z wyrazami wdzięczności i informacją, że operacja się udała, a mąż uwierzył w Jezusa. Medalik nosi do dziś. To cała historia, którą chciałem przekazać.
Zerwanie z nałogiem pijaństwa
Bratanica ze Szczecina mówi: nałogowy alkoholik, który był postrachem domu, nie uczęszczał na Msze św. w niedziele, po otrzymaniu Cudownego Medalika zerwał zdecydowanie z nałogiem ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich. Z żoną przykładnie uczęszcza na Msze św. Taki sam wypadek miał miejsce w innym domu. Ojciec czworga dzieci przestał pić, zajął się rodziną i uczęszcza w niedzielę na Mszę św.
Na całym świecie istnieją liczne świadectwa łask uzyskanych za pośrednictwem Matki Bożej od Cudownego Medalika: obrona chorych, uzdrowienia, ulga w cierpieniu, obrona bezrobotnych i osób mających problemy finansowe, ochrona przed wypadkami i niebezpieczeństwami, nawrócenia, łaska odnowy moralnej, ożywienie duchowe, wyjście z nałogów; ochrona przed działaniami szatana, ochrona w przypadkach zamachów, kradzieży, rabunku czy też rozwiązanie problemów z sąsiadami.
Cudowny Medalik również dzisiaj mnoży swe cudowne działania.
Wszyscy potrzebujemy obfitych łask, szczególnie w obecnych trudnych i pełnych zamętu czasach. Dlatego powinniśmy prosić Matkę Bożą Łaskawą z ufnością dzieci Bożych o łaski potrzebne w naszym życiu i dla naszej rodziny.
Łaska
Nabożeństwo do Matki Łaski Bożej: potrzebne do przezwyciężenia ogromnych nieszczęść nękających świat.
Przywoływanie Matki Bożej Łaskawej jest rzeczą przepiękną. Słowo „łaska" ma dwa znaczenia w języku Kościoła katolickiego. Z jednej strony oznacza ono przysługę. Na przykład, jeżeli ktoś jest chory, prosi o wyleczenie i otrzymuje je, a wówczas może powiedzieć: „Doznałem łaski." Prosił niebo o przysługę, a jego prośba została wysłuchana. Ale jest jeszcze jedno znaczenie słowa „łaska", o wiele głębsze. Jest to przysługa tak ogromna, tak wspaniała, że jest łaską w pełnym tego słowa znaczeniu: uczestnictwem w życiu Boskim. Bóg, w swym nieskończonym miłosierdziu i na prośbę Maryi, udziela wszystkim duszom pomocy, siły duchowej, która jest uczestnictwem w Jego własnym życiu. Otrzymując uczestnictwo w Jego własnym życiu, jesteśmy obdarzeni siłą ducha, doznajemy uniesienia, otrzymujemy odwagę, która była cechą niezliczonych świętych i błogosławionych wyniesionych na ołtarze Świętego Apostolskiego Rzymskiego Kościoła Powszechnego.
Łaska jako szczep
Jest to owoc tego uczestnictwa stworzony w życiu Boga, które nie jest stworzone. Nasze życie zostało stworzone, zostaliśmy stworzeni przez Boga, ale poprzez łaskę mamy udział w jego niestworzonym życiu. Jest to uczestnictwo najwyższe i, jeżeli można użyć takiego porównania dającego pewne pojęcie o jego istocie, przypomina ono szczep. Na drzewie - na którym zaszczepia się żywą część innego drzewa dającego cenne owoce - w okresie owocowania narodzą się również wspaniałe owoce na tym drzewie. Tak też jest z łaską. Łaska podobna jest do takiego szczepu życia Boga w każdym z nas. Jeżeli odpowiemy na łaskę, wzniesiemy się na wyżyny świętości.
Jak odpowiedzieć na łaskę?
Nie grzesząc, ale praktykując cnoty. Tak jest się godnym łaski. Na tej ziemi najważniejsze jest wypełnianie woli Boga. Łaska tak rozumiana jest ogromnym darem danym przez Boga wszystkim ochrzczonym. Aż do śmierci łaska towarzyszy nam, wzywa nas i pociąga za sobą, pod warunkiem, że nie zostanie przez nas odrzucona. Jednak nawet wśród najgor szych grzechów łaska nas wzywa.
Nasza pozycja przed Bogiem jest uprzywilejowana
Wyobraźmy sobie osobę oskarżoną o dokonanie zbrodni. Trwa proces, oskarżenie jest niesłuszne, ale wiadomo, że sędzia jest pod złym wrażeniem i ma wydać wyrok skazujący. Oczywiście, ta osoba jest tym bardzo zmartwiona. Ale gdyby ta osoba wiedziała, że matka sędziego jest, na przykład, siostrą jego własnej matki, mogłaby powiedzieć: Ach, co za ulga! Mama porozmawia z sędzią i na pewno coś u niego uzyska. To samo zachodzi w relacji z Naszą Najlepszą Matką - Maryją. Nie zasługujemy na wysłuchanie przez Boga - Najwyższego Sędziego, ale Ona jest Matką nas wszystkich, a jako matka robi wszystko dla swoich dzieci. Jej wstawiennictwo jest tak potężne, że wszystkie modlitwy, z którymi zwracamy się za Jej pośrednictwem, będą wysłuchane. Matka Łaski Bożej, uzyskująca dla każdego z nas potrzebne łaski, uzyskuje dla nas łaskę uczestnictwa w życiu Boskim, która może zaprowadzić nas do nieba.
(1) Promienie Pośredniczki Łask, Kraków 1993, s. 123-135
Pani Grażyna Wolny z Rybnika należy do Apostolatu Fatimy od około 10 lat. W maju 2022 roku zawitała wraz z mężem Janem na spotkanie Apostołów do Zawoi. Oprócz czasu poświęconego na pielgrzymki do Zakopanego, Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej, udało nam się porozmawiać o tym, za co ceni Apostolat Fatimy, jak kształtowała się jej wiara i pobożność. Oto co nam o sobie opowiedziała Pani Grażyna…
U mnie w domu rodzinnym rodzice nie przymuszali nas do modlitwy. Po prostu klękali i my robiliśmy to samo, nie było nacisku. Gdy przychodziła niedziela czy święta, wiedzieliśmy, że trzeba iść do kościoła, rodzice nie musieli nam tego mówić, każdy to robił i to zostało po dzień dzisiejszy w głowie. Jeszcze dziś mam przed oczami obraz Mamy i Taty, jak klęczeli. To było normalne. Kiedyś nie patrzyłam na to tak jak teraz, gdy mam swoje dzieci.
Moja babcia, mama mojej mamy, pochodziła z Bukowiny Tatrzańskiej; bardzo dużo się modliła, była bardzo wierzącą kobietą. Praktycznie dzień w dzień chodziła pieszo do kościoła, który był oddalony od jej domu o 40 minut; często przystępowała do Komunii Świętej. Jeździłam do niej na wakacje. Zawsze chodziłam z nią do kościoła w środy – na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przykład był naprawdę dobry.
W 2014 roku miałam otwarte, bardzo poważne złamanie nogi. Lekarz stwierdził, że nadawała się do amputacji. Jak widziałam moją nogę, która wisiała tylko na skórze, to mówiłam sobie po cichu: – Jezu ufam Tobie! Po operacji przywieziono mnie na salę, a nad łóżkiem, na którym miałam leżeć, wisiał obrazek „Jezu ufam Tobie”. Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala i przed drugą operacją powiedziałam pielęgniarzowi: – Niech ręka Boża was prowadzi. Po operacji trafiłam w to samo miejsce, do tej samej sali. Pomyślałam, że chyba Pan Jezus czuwa nade mną. Leżąc w szpitalu, odmawiałam litanię do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec. Na drugi dzień po operacji przyszedł ten pielęgniarz i powiedział: – Ja Panią słyszałem przez całą noc, to co Pani do mnie powiedziała. Noga została uratowana, wszystko się pozrastało, tak że dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, zostały tylko blizny. Różaniec i Koronka ratują mnie w takich trudnych sytuacjach.
Kilka miesięcy później wypadek miał mój młodszy syn i jego nauczyciel. Syn zadzwonił do mnie mówiąc: – Mamo, mieliśmy wypadek, ale nic poważnego się nie stało. Na miejscu wypadku zebrało się trochę ludzi. Nagle z tłumu wyszedł uśmiechnięty pan i powiedział do nich: – Chłopcy, ja myślałem, że wy z tego wypadku nie wyjdziecie cało. Po czym dał im obrazki „Jezu ufam Tobie” z modlitwą na odwrocie i zniknął. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką modlitwą.
Kilka lat temu zmarł mój brat. Chorował na raka wątroby. Jeździł ze mną i moim mężem do spowiedzi, na rekolekcje, na Mszę o uzdrowienie. On był człowiek-dusza, gołębie serce. Zamawialiśmy Msze Święte, żeby umarł pojednany z Bogiem i tak się stało. Byliśmy przy jego śmierci w szpitalu. Modliliśmy się przy nim na Koronce, a po pierwszej dziesiątce Różańca odszedł spokojnie, pojednany z Bogiem.
W Apostolacie Fatimy jestem od około 10 lat, choć Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wspierałam już wcześniej. Pewnego razu wzbudziła moje zainteresowanie strona z apelem: Zostań Apostołem Fatimy! Pomyślałam: A czemu nie! I napisałam lub raczej zadzwoniłam, że chcę zostać Apostołem i dostałam wszystkie materiały: obrazek i figurkę Matki Bożej Fatimskiej, Różaniec, krzyżyk. No i „Przymierze z Maryją” – dla mnie to jest naprawdę dobre pismo. Można w nim przeczytać na przykład niezwykle budujące świadectwa innych czytelników…
Piękne jest to, że za Apostołów Fatimy odprawiana jest co miesiąc Msza Święta, że codziennie modlą się też za nas siostry zakonne. Cieszę się, że Apostolat jest taką wspólnotą, którą tworzą podobnie myślący ludzie.
oprac. Janusz Komenda
Listy od Przyjaciół
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jestem bardzo wzruszona Waszą codzienną pracą nad budzeniem sumień Polaków. Naprawdę ogrom wykonanej pracy w Imię Boże i Matki Bożej Fatimskiej. Bardzo dziękuję za wszystkie broszurki, książeczki, obrazki święte, za „Przymierze z Maryją”, magazyn „Polonia Christiana” i modlitwę. Nie znajduję słów, żeby Wam za to wszystko podziękować.
Pozwólcie, że opowiem coś o sobie. Od lat bardzo choruję, urodziłam się w niewoli niemieckiej 10 czerwca 1944 roku. Rodzice byli zesłani na przymusowe roboty, a ojciec na początku był przez rok za drutami w obozie jenieckim. Oboje pracowali o głodzie i chłodzie. Ja zaś pracowałam przez 30 lat na 3 zmiany w szpitalach jako pielęgniarka. Z powodu wrodzonej wady wzroku, która przez lata się pogłębiała, zmuszona byłam przejść na emeryturę, ale daję sobie radę dość dobrze! Niech Was Pan Bóg w Trójcy Jedyny błogosławi. Jesteście wspaniałymi ludźmi, oby takich jak najwięcej w naszej Polsce kochanej. Oby była wolna i niepodległa. Z wyrazami szczerej wdzięczności za Waszą pracę.
Anna z Jastrzębia-Zdroju
Szczęść Boże!
Pragnę odnieść się do pytania postawionego w liście: „Czy wy nie za bardzo czcicie Maryję, zamiast po prostu skupić się na Bogu?”. Muszę przyznać, że sam również niejednokrotnie spotkałem się z takim stwierdzeniem, co też odnosiło się do kultu świętych. A to przecież „Przez Maryję do Jezusa”. To właśnie Maryja mówi nam: „Uczyńcie wszystko, co wam mówi mój Syn”. Same słowa „Magnificat” również przepełnione są miłością i wypowiedziane w tym zachwycie Maryi. Musimy mieć świadomość, że Maryja nie chce sławy dla siebie. Ona ukazuje Boga, którego mamy wraz z Nią uwielbiać. Maryi nie da się czcić „za bardzo”!
Czesław z Łaszczowa
Szczęść Boże!
Bardzo serdecznie dziękuję za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Powiesiłem go nad swoim łóżkiem, żeby Matka Najświętsza spoglądała na mnie i miała mnie zawsze w Swej opiece, w dzień i w nocy. Kiedy spoglądam na ten kalendarz i widzę, jak Matka Boża Fatimska patrzy na mnie uśmiechnięta, to czuję się, jakby stale chciała ze mną być. Modlę się do Niej i proszę o zdrowie, siłę i żeby zawsze się mną opiekowała.
Denis z Opolskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Gdy 6 lat temu byłem zmuszony poddać się ciężkiej operacji jelita grubego, która tak naprawdę uratowała mi życie, odwiedził mnie kolega z „ławy szkolnej” ks. Edward Staniek, wielki autorytet naukowy. Kiedy powiedziałem mu, że cudem Boskim jest to, że jeszcze żyję, odpowiedział mi: „Żyjesz, bo widocznie jesteś jeszcze potrzebny”. Z początku przyjąłem to z niedowierzaniem, ale dziś z perspektywy czasu uważam, że były to słowa prorocze, bo jeszcze przydam się choćby Stowarzyszeniu, wspomagając je na ile mnie stać. Jest to bezsprzecznie dzieło na szeroką skalę. Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Pana Prezesa i całej wspólnoty.
Kazimierz z Krakowa
Szczęść Boże!
Składam serdeczne „Bóg zapłać” za czasopismo „Przymierze z Maryją” i nie tylko, ponieważ otrzymuję też od Was również dewocjonalia, z których bardzo się cieszę. „Przymierze…” jest bardzo interesujące, czytam z radością, jak również przekazuję innym osobom. Ostatnio otrzymałam „Apostoła Fatimy”, jego lektura również jest bardzo ciekawa, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Jestem osobą starszą – wierzącą i praktykującą. Do kościoła uczęszczam niemal codziennie, ponieważ mam blisko. Dziękuję Bogu i Maryi za siły, które otrzymuję. Chciałabym podziękować za piękny kalendarz, zajmuje on ważne miejsce w moim domu.
Krystyna z Wołowa
Szanowni Państwo!
Serdecznie pozdrawiam całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Z całego serca dziękuję za wszystkie przesyłane „Przymierza z Maryją”. Kocham to pismo i zawsze czekam na nie z tęsknotą. Dziękuję również za wszelkie inne przepiękne, wartościowe przesyłki i pamięć, za co składam serdeczne „Bóg zapłać”. Ja w zamian modlę się za wszystkich pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Niech Maryja otacza całą Redakcję Swą Matczyną opieką. Aby Wam Bóg błogosławił w życiu osobistym i zawodowym.
Janina ze Świętokrzyskiego
Szczęść Boże!
Składam moje najserdeczniejsze podziękowania za otrzymane życzenia urodzinowe oraz polecenie mnie w opiekę Fatimskiej Matce, jak również za modlitwę w mojej intencji. Byłam bardzo ucieszona i mile zaskoczona, że Pan Prezes osobiście dołożył starań, aby sprawić mi radość. Jeszcze raz serdeczne Bóg zapłać!
Halina z Chorzowa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dziękuję serdecznie za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Pragnę podziękować również za przesłany mi obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, książeczkę i kartę, na której mogłam zapisać swoje podziękowania i prośby do Matki Bożej. Dziękuję także za „Przymierze z Maryją” – to wartościowa lektura. Czytając artykuły w czasopiśmie wiele się dowiaduję, pogłębiam swoją wiedzę i po przeczytaniu zanoszę je do kościoła, aby inni też mogli skorzystać z „Przymierza…”. Dziękując za wszystkie przesyłki, życzę, aby kolejny rok był wspaniałym czasem odkrywania Bożej i ludzkiej miłości, odnowy sumień i umocnienia wiary.
Anna z Ząbkowic
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi oraz wszystkim pracownikom za wspaniałość, jaką nas Państwo obdarzacie. Za kalendarze, książeczki i inne dewocjonalia. Książki są cudne, jedną sobie zostawiam, a drugą prześlę rodzinie. „Przymierze z Maryją” też im wysyłam i bardzo się z tego cieszą i dziękują za wszystko!
Bronisława ze Szczecina