Temat numeru
 
Witaj Krzyżu jedyna nadziejo!

To co odróżniało pierwszych chrześcijan od pogan to sposób życia, który możemy streścić w trzech cechach: stosunek do bliźniego – „miłuj bliźniego swego jak siebie samego”, specyficzna moralność – „bądźcie naśladowcami moimi” oraz stosunek do cierpienia – „weź krzyż swój i chodź za mną”. To wszystko budziło u pogan zdumienie, a zarazem przyciągało. W tym miejscu rozważmy jednak trzecią cechę, najtrudniejszą do zrozumienia tak w rozpustnym cesarstwie rzymskim, jak i w hedonistycznym XXI wieku.

Mam wciąż żywo przed oczami zdarzenie z dzieciństwa, kiedy razem z braćmi ofiarowaliśmy naszej babci pięknie wykonany krzyż z wizerunkiem Pana Jezusa. Ku naszemu zdziwieniu babcia rozpłakała się i miała do nas ogromną pretensję, bo według niej krzyż to zwiastun nieszczęścia, więc życzyliśmy jej bólu i cierpienia, a przecież powinniśmy życzyć jej zdrowia, bo rzekomo to „zdrowie jest najważniejsze”. Pomijając zabobonne podejście, trudno wyobrazić sobie coś bardziej odległego od myślenia chrześcijańskiego.

Czy tego chcemy, czy nie, w nasze życie wpisane jest cierpienie i wyrzeczenie, które może przybrać formy bardzo różne: od bólu fizycznego po ból duszy. Dla nas chrześcijan to nic dziwnego, że tego doświadczamy, bo nasz Pan Jezus Chrystus cierpiał dając nam najdoskonalszy przykład męstwa. Syn Boga wzywa nawet do tego wprost: Jeśli kto chce iść za mną niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje (Łk 9, 23). Wniosek, który nasuwa się z tych słów, jest jasny: nie można być chrześcijaninem, jeśli się nie bierze swego krzyża na ramiona. To jest prawda chrześcijańska, przeciwko której dzisiejszy świat szczególnie występuje.

Świat, a z nim „jego pożądliwość” jest ukierunkowany na to, aby oddalać nas od teologii krzyża, od cierpienia i wszelkiego wyrzeczenia, a czyni to poprzez maksymalne skupianie naszej uwagi na przyjemnościach i „używaniu życia”. „Światowcy” zagrzewają do trwania w swym pozbawionym skrupułów złu, codziennie wołając: – Życie, życie! Pokój, pokój! Radość, radość! Jedzmy, pijmy, śpiewajmy, tańczmy, bawmy się! Bóg jest dobry, Bóg nie stworzył nas po to, żeby nas potępić! Nie miejmy żadnych skrupułów! Problem jednak jest w tym, że kiedy cierpienie przychodzi, a przyjść musi, bo jest wpisane w ludzką egzystencję, to „świat” rozkłada ręce i mówi: „radź sobie sam”, nie dając odpowiedzi na pytanie o sens krzyża, bo to nie jest logika tego świata.

Nie każde cierpienie ma wartość


- Jak wielu na skutek pychy i niepanowania nad wyobraźnią wstępuje na kalwarie, które nie są Chrystusowe! Krzyż, który masz dźwigać, to Krzyż Boży. Odrzucaj zdecydowanie każdy krzyż tylko ludzki
– powiedział św. Josemaria Escriva. Cierpienie, które jest wywołane sprzeciwem wobec Boga, pójściem za fałszywymi ideami i duchem tego świata jest owocem grzechu. Takie cierpienie nie ma żadnej wartości w oczach Bożych.

Wyobraźmy sobie człowieka, którego powaliła ciężka choroba i umiera w męczarniach. Jeśli nie mogąc pogodzić się ze swoim stanem (zawinionym lub nie) buntuje się przeciw Bogu, to jego cierpienie nie przynosi żadnej zasługi i cierpi na marne. Samo cierpienie nie wystarczy nam do zbawienia. Potępieńcy w piekle też cierpią, a przecież nigdy z niego nie wyjdą. Jakże smutny jest stan tych, którzy cierpiąc nie znają Jezusowej logiki krzyża. Poza nim samym nie znajdą oni nigdzie pocieszenia.

Od cierpienia i bólu nie uciekniemy po tej stronie świata, ale prawdziwy chrześcijanin odpowie jego przyjęciem i będzie ono w nim owocować, stając się źródłem wielu łask i paradoksalnie znajdzie on pocieszenie, bo sam Jezus nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga. Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy przez Chrystusa pociechy (2Kor 1,4n).

Człowiek tego świata odpowie buntem i w konsekwencji tylko pomnoży swoje udręki, chyba że z pomocą łaski Bożej będą one dla niego „przebudzeniem”.

Skoro cierpienie ma tak wielką wartość, to czy należy pragnąć cierpienia? Nie brakuje świętych, którzy wzywają do ochoczego podejmowania cierpień, ale zwykle nasza ludzka natura buntuje się przeciw temu i reaguje strachem, nawet sam Jezus lękał się i prosił Ojca, aby „oddalił od niego ten kielich”. Jednak Syn Boży okazał posłuszeństwo woli Ojca i tak samo powinno być z nami. Nie trzeba pragnąć cierpienia, ale gdy ono przyjdzie, trzeba umieć okazać męstwo i powiedzieć: Cierpiałeś Ty, będę cierpiał i ja, jeśli taka jest Twoja wola.

Ekspiacyjne działanie cierpienia


Stosunkowo łatwo jest przyjąć prawdę o zadość czyniącym działaniu cierpienia, czyli takim, które jest rozumiane jako pokuta. Pokuta za własne grzechy jako ponoszenie konsekwencji swoich błędów. Św. Piotr mówi: Co bowiem za chwała, jeżeli przetrzymacie chłostę jako grzesznicy? – Ale to się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia (1P 2,20).

Najtrudniej jest ofiarować własne cierpienia, zwłaszcza niezawinione, za grzechy innych ludzi. Wtedy bowiem bierzemy dopiero cząstkę męki Chrystusa na siebie i ją „dopełniamy”, jak mówi św. Paweł: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół (Kol 1,24). Takie cierpienie ma rzeczywistą i zbawienną wartość. Uszlachetnia naszą duszę i zdobywa łaski w niebie. Tylko takie cierpienie, złączone z Męką Jezusa Chrystusa, można ofiarować w dowolnej intencji, a w połączeniu z naszą modlitwą nabiera ono zbawiennej skuteczności. Najdoskonalsza zaś ofiara to taka, która jest ofiarowana za Kościół. Dlatego życie choćby chwalebne i szlachetne, ale wolne od cierpienia, ma jednak brak, bo jest niedoskonałym naśladowaniem Chrystusa.

Kiedy cierpienie nie nadchodzi


Nie należy zapominać o tych słowach Boga: Ja wszystkich, których kocham, karcę i ćwiczę (Ap 3,19). Może jednak być tak, że cierpienie rozumiane w tym najogólniejszym i potocznym sensie jednak nas nie dotyka. Mamy uporządkowane życie, rodzinę, pracę – wszystko po myśli Bożej. Cieszymy się zdrowiem i przychylnością Bożego oblicza. Czy mamy więc zapomnieć o cierpieniu do czasu aż ono przyjdzie? Nic bardziej błędnego! Aby nie zapomnieć o tym, za jaką cenę zostaliśmy odkupieni, winniśmy stosować różne praktyki ascetyczne w postaci umartwienia ciała. Mogą one być bardzo różne, wywodzące się przede wszystkim z trzech podstawowych: modlitwy, postu i jałmużny. Ich zadaniem jest branie w karby naszej grzesznej natury i zmuszenie jej do posłuszeństwa, bo ma ona skłonność do ulegania pożądliwości.

Każde zmierzenie się z cierpieniem jest szczególnym rodzajem walki, która rozgrywa się najpierw na płaszczyźnie ducha. Do walki duchowej, jak do każdej wojny trzeba być odpowiednio wyćwiczonym. Nasze przygotowanie powinno polegać na uprawianiu ascezy. Samo słowo „asceza” jest pochodzenia greckiego i znaczy tyle co „ćwiczenie”. Musimy więc ćwiczyć! Święty Paweł porównuje życie człowieka do zawodów sportowych. Zawodnicy aby wygrać odmawiają sobie wielu rzeczy i ćwiczą – podejmują wielki wysiłek treningów, aby gdy przyjdzie czas biegu, stoczyć walkę i wygrać. Ci, którzy zwyciężą, otrzymają „niewiędnący wieniec chwały”.

Pan Jezus przez całe życie uprawiał ascezę. Swoją działalność rozpoczął od czterdziestodniowego postu, także potem wiele nocy spędzał na modlitwach. Wszystkie te ćwiczenia pomagały Mu w znoszeniu trudów głoszenia Dobrej Nowiny, ale przede wszystkim przygotowywały do podjęcia ostatniej walki – agonii na krzyżu. Słowo „agonia” po grecku oznacza „walkę”. Kościół Święty naucza, że każdy chrześcijanin wzorem naszego Pana winien praktykować ascezę, czyli brać na siebie pewne wyrzeczenia i umartwienia, aby ćwiczyć duszę i ciało. Ćwiczenie to ma za zadanie wyrobić w nas potrzebne cnoty do tego, aby móc dźwigać swój krzyż, gdy przyjdzie czas, aby go wziąć.

Asceza w Wielkim Poście


Uprawiać ascezę powinniśmy zawsze. Paradoksalnie, im wygodniejsze jest nasze życie i wyższy status materialny, tym bardziej powinniśmy o niej pamiętać. Jednak w Wielkim Poście asceza przyjmuje szczególnie pokutny wymiar. Ten okres ma za zadanie przygotować naszą duszę do przeżycia Triduum Paschalnego. Dlatego w tym czasie bierzemy na siebie więcej różnych dodatkowych umartwień, aby choć trochę „odczuć” to ogromne cierpienie, które wziął na siebie Chrystus. Ponieważ człowiek jest istotą cielesno-duchową, dlatego podejmowana pokuta powinna być zewnętrzna i umartwiać nasze ciało i zmysły, aby tym lepiej przysposobić naszą duszę do otwarcia się na misterium męki Chrystusa. Nie ma umartwienia wewnętrznego tam, gdzie nie stosuje się umartwień zewnętrznych głosi klasyczna zasada ascetyki chrześcijańskiej, o której często się zapomina, zwłaszcza kiedy dzisiejsza kościelna dyscyplina pokutna w Wielkim Poście już praktycznie niczego nie nakazuje, a jedynie zachęca.

Dusza ma otwierać się na tajemnicę płynącą z odkupienia na krzyżu, a ciało ma choć w drobnym stopniu odczuć ciężar tej agonii. Tylko wtedy, gdy przychodzi święty czas Wielkiego Tygodnia i bierzemy udział w liturgicznych obrzędach, odnosimy prawdziwe duchowe dobro i mamy pełniejszy udział w radości Zmartwychwstania.

Skandal Krzyża


Jest jeszcze jeden aspekt „logiki krzyża”, a mianowicie kontekst społeczny. Dzięki łasce Bożej i ogromnemu poświęceniu naszych przodków był czas, kiedy filozofia Ewangelii sterowała państwami, kiedy Boża moc chrześcijańskiej mądrości przenikała ustrój, prawa, instytucje, obyczaje ludów, wszystkie warstwy i sprawy państwa; kiedy religia przez Chrystusa ustanowiona, należne sobie zajmując stanowisko, cieszyła się wszędzie przychylnością panujących i władz opieką, kiedy między kapłańską a świecką zwierzchnością kwitła zgoda i przyjazna usług wymiana – pisał Leon XIII w encyklice Immortale Dei. Był to czas kiedy krzyżowi oddawano należną publiczną cześć, ale dziś jest inaczej. Pyszni grzesznicy nie chcą zgiąć hardych karków przed znakiem Odkupienia i jakby tego było mało, domagają się usunięcia go z miejsc publicznych, jakby wołając: Nie chcemy, aby panował nad nami! Od dawna nikt tak mocno nie występował przeciwko symbolom chrześcijańskim, jak to ma miejsce obecnie.

Słowa św. Pawła okazują się znowu szczególnie aktualne: Głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan (1Kor 1,23). Wyrok trybunału w Strasburgu nakazujący zdjąć krzyże w szkołach, coraz większa propaganda liberalnych mediów zmierzająca do usuwania krzyży z miejsc publicznych to tylko zapowiedź tego, co powoli zaczyna ogarniać postchrześcijańską Europę. Antychrześcijańskie nastroje będą stawać się coraz silniejsze pośród współczesnych pogan.

Czy to jest zapowiedź kolejnych prześladowań? Znak Jezusa Chrystusa, podstawowy symbol chrześcijaństwa jest usuwany z miejsc publicznych – nie chcemy go tu! Ten okrzyk może przekształcić się jutro w: nie chcemy was tu!

Jak mamy zareagować? Czy mamy czekać i nie reagować? Chrześcijańska postawa to nie tylko afirmacja i dźwiganie swego krzyża, ale także jego obrona. To odwaga przeciwstawienia się próbie usunięcia go z miejsca pracy czy nauki – bierność byłaby zdradą Ukrzyżowanego.

Gdy w Brazylii przeprowadzano rozdział Kościoła od państwa, zewnętrzne oznaki religii musiały zniknąć między innymi z gmachów użyteczności publicznej. Katolicy protestowali i żądali przede wszystkim przywrócenia krucyfiksów do sal sądowych. W narodzie powstało ogromne poruszenie i rząd się ugiął! Nadszedł dzień przywrócenia krucyfiksów. Tego dnia napłynęło do Sao Paulo 20 tysięcy ludzi. Burmistrz ujął krzyż w dłonie, podawał do ucałowania wielu zacnym damom i panom i niósł go przez ulice miasta. Wszyscy gdy tylko ujrzeli krzyż, zdejmowali czapki z głów, a z tysięcy gardeł rozległ się okrzyk: Niech żyje Chrystus Ukrzyżowany! Rozpoczęła się procesja – tryumfalny pochód. Poruszeni ludzie klęczeli na ulicy, szlochając. Żołnierze salutowali z czcią. Dwanaście orkiestr przygrywało. Z okien popłynął na wizerunek Ukrzyżowanego istny deszcz kwiatów. Bezpośrednio za krzyżem podążała flaga narodowa. Entuzjazm sięgnął zenitu, gdy pochód doszedł pod gmach sądu, gdzie na balkonie oczekiwali duchowni i świeccy dygnitarze. Krucyfiks uroczyście wniesiono do wnętrza budynku. Towarzyszył temu ogromny aplauz tłumu. Na koniec lud wszedł na salę i uczcił wizerunek Zbawcy.

Czy Stara Europa, będzie jeszcze choćby raz świadkiem takiej wzniosłej manifestacji? Czy znajdzie się młodzież, która przywróci tryumfalnie krzyże w parlamentach, szkołach, sądach i miejscach publicznych? A gdy nadejdzie dzień nowego Podwyższenia Krzyża św., to czy będziecie przy tym? O to toczy się walka. Im szerzej rozlewa się zaraza grzechu, tym wyraźniej widać, że polityczno-społeczno-religijna wojna staje się walką o triumf diabła, Bogu mówiąc precz!

Nie można siedzieć cicho i odrzucać wszelką myśl o możliwym cierpieniu związanym z obroną publicznych praw Boga. Jezus umarł na krzyżu, bo nie słuchał Apostołów, którzy strofowali Go, by nie szedł do Jerozolimy i nie drażnił uczonych w Piśmie. Publicznie wyraził sprzeciw wobec profanowania świątyni i wyrzucił kupców i bankierów i w ogóle – można by rzec – „nie skorzystał z okazji, aby siedzieć cicho”, przez co „ranił uczucia” faryzeuszy. A potem Apostołowie poszli ze znakiem krzyża i bardzo nim „drażnili” ówczesnych władców, za co ponieśli męczeńską śmierć. Oni nie nieśli Ewangelii i Krzyża w ustronne miejsca, gdzie nikomu miał nie przeszkadzać, ale przeciwnie, nieśli go właśnie tam, gdzie rozpalał ogień, tak pożądany przez Jezusa: Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął (Łk 12,49). U jednych ogień ten rozpalił nienawiść, u drugich miłość. Nie stawia się światła krzyża pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Jednym na zgubę, drugim na chwałę...

Ks. Grzegorz Śniadoch


NAJNOWSZE WYDANIE:
Ty też masz zostać świętym!
W tym numerze pragniemy zastanowić się z jednej strony nad fenomenem śmierci, a z drugiej – nad świętością. Jedno jest pewne, śmierć to dopiero początek nowego Życia. Życia bez końca. Jakie jednak ono będzie, zależy od naszych codziennych wyborów.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Maryja mnie wysłuchała

Pani Stanisława Tracz pochodzi z parafii pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Rzeczycy Ziemiańskiej, niedaleko Kraśnika. O swoich początkach w Apostolacie Fatimy mówi tak: – Znalazłam ulotkę w skrzynce pocztowej, zauważyłam że jest na niej wizerunek cudownej Matki Bożej Fatimskiej, przeczytałam i postanowiłam przystąpić do tej duchowej wspólnoty. A było to już prawie 20 lat temu…

 

Panią Stanisławę poznałem w trakcie pielgrzymki Apostolatu do Fatimy w maju tego roku. Jestem bardzo szczęśliwa, że tam byłam i że zwiedziłam tyle sanktuariów. To trzeba przeżyć, bo tego nie da się opisać. Przeżyłam to głęboko i bardzo dziękuje całemu Stowarzyszeniu powiedziała kilka tygodni po powrocie do Polski.


Nasza rozmowa była jednak przede wszystkim okazją do tego, żeby dowiedzieć się, skąd Pani Stanisława wyniosła swoją głęboką wiarę i wyjątkową cześć do Najświętszej Maryi Panny.


Zasługa mamy i babci


Wiarę przekazała mi szczególnie moja mama Stanisława i babcia Wiktoria. Babcia była bardzo skromną kobietą. Pamiętam jak mama wysłała mnie do niej w Wielki Piątek, a babcia powiedziała wtedy do mnie: Dziecko, dzisiaj jest Wielki Piątek, je się tylko chleb i pije się tylko wodę.

Mama nauczyła mnie między innymi, że na święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny święci się ziele, a na zakończenie oktawy po uroczystości Bożego Ciała święci się wianki. To co widziałam u mamy, starałam się naśladować i zachować. W dzień ślubu dostałam od niej obraz Matki Bożej Częstochowskiej.

Uważam, że wszystkie łaski błogosławieństwo i opiekę Maryi dla rodziny i dla siebie otrzymałam dzięki modlitwie za wstawiennictwem Jasnogórskiej Pani. Gdy byłam chora, prosiłam Matkę Najświętszą o zdrowie i zostawałam wysłuchana. To tylko umacniało moją wiarę. Swoimi modlitwami wspomagałam też inne chore osoby z mojej rodziny. A teraz, w każdą sobotę, odmawiam nowennę do Matki Bożej Częstochowskiej, a każdego 13. dnia miesiąca dziękuję Matce Bożej Fatimskiej za zdrowie i opiekę.


Róża Różańcowa


W swojej parafii Pani Stanisława należy do koła różańcowego pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej; niedawno została jego zelatorką. – Do Róży Różańcowej należy 15 kobiet. Trudno o więcej osób, bo młodzi nie bardzo się garną. Staramy się, żeby odmawiany był cały Różaniec włącznie z tajemnicami światła dodanymi przez Jana Pawła II. Zmianki mamy w pierwszą niedzielę miesiąca.


Piękno katolicyzmu ludowego


Doskonałym wyrazem i świadectwem wiary Pani Stanisławy jest pomoc w prowadzeniu modlitwy przy zabytkowej kapliczce i krzyżu, znajdujących się w jej rodzinnej miejscowości. Na nabożeństwa majowe i czerwcowe chodzę pod krzyż i do kapliczki z obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Modlę się tam przeważnie z sąsiadkami i koleżankami. Czasami w środy, z moją siostrą cioteczną Józefą, odmawiamy przy kapliczce nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem, młodą dziewczyną, to w tym miejscu też się modlono. Teraz my staramy się przekazać ten zwyczaj młodszemu pokoleniu.


Na trudne sprawy święta Rita


Oprócz szczególnego nabożeństwa do Matki Bożej Pani Stanisława zwraca się też często do świętej Rity. Koronkę, modlitwy i książkę o św. Ricie otrzymałam ze Stowarzyszenia. Do tej świętej modlę się codziennie, a zwłaszcza 22. dnia każdego miesiąca. Robię też bukiet na jej cześć. Wzięłam również udział w zorganizowanej przez Stowarzyszenie akcji złożenia róż w sanktuarium św. Rity we Włoszech.


Maryja słynąca łaskami


Warto nadmienić, że parafia Pani Stanisławy w Rzeczycy Ziemiańskiej posiada piękny, drewniany i zabytkowy kościół pochodzący z połowy XVIII wieku. Można w nim podziwiać rokokowe rzeźby i malowidła ścienne, ambonę i chrzcielnicę. Najważniejszą ozdobę bogato zdobionego wnętrza świątyni stanowi ołtarz główny z obrazem Matki Bożej Łaskawej.

Oprac. Janusz Komenda

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od długiego czasu biłam się z myślami, czy podzielić się świadectwem o otrzymanych łaskach w szerokim gronie Czytelników, czy głęboko trzymać to w swoim sercu. Zadaniem każdego katolika jest jednak szerzenie wiary, mówienie o otrzymanych łaskach głośno, zwłaszcza teraz, gdy młodych ludzi w kościołach jest coraz mniej.

Rok 2017 był bardzo trudnym czasem w moim życiu. Od 3 lat byłam młodą mężatką, bardzo chciałam mieć dziecko. Miałam wszystko: dom, pracę, miłość, poukładane życie religijne, bardzo dobre wyniki zdrowotne, a mimo to nie mogłam zajść w ciążę. Dni mijały, a ja zaczęłam popadać w depresję. Małżeństwo bez dziecka wydawało mi się bez przyszłości, coraz częściej dochodziło do kłótni między mną a mężem. Pewnego dnia otrzymałam przesyłkę od Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, w której był różaniec. Moje zdziwienie było ogromne: Skąd? Jak? Za darmo? Dla mnie? Odczytałam to jako wołanie Matki Bożej o modlitwę. Zaczęłam modlić się na tym różańcu, jednak nadal nie mogłam zajść w ciążę, a mój entuzjazm znów opadł. Zaczęły pojawiać się nawet myśli samobójcze…

Pewnego dnia w odwiedziny do moich teściów przyjechał znajomy ksiądz. Porozmawiałam z nim, a on wręczył mi modlitwę, którą wziął ze sobą niby przypadkiem. Był to „Akt oddania się przeciwko niepokojom i zmartwieniom”. Od pierwszego przeczytania poczułam w sobie spokój, którego nie miałam od 2 lat. Odmawiałam ten akt codziennie i modliłam się na różańcu. Uwierzyłam, że Bóg da mi dziecko, potrzeba tylko cierpliwości i wytrwania. Po kilku miesiącach miałam bardzo realny sen, obudziłam się cała zapłakana z radości. We śnie towarzyszyła mi ogromna jasność i usłyszałam piękny głos: „Będziesz miała dziecko”. W rocznicę ślubu zaszłam w ciążę, a dziś mam już dwie córki.

Teraz Matka Boża i słowa „Jezu, Ty się tym zajmij” pomagają mojej drugiej córce w walce o zdrowie, gdyż urodziła się z wadą serca. Na dziś rokowania są dobre. Polecam odmawianie tej pięknej modlitwy każdemu, kto ma problemy życiowe. W życiu bywa ciężko, jednak z Bożą pomocą łatwiej jest przez to przejść, czego i ja jestem przykładem.

Anna

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję za przesłanie obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej. Jest on dla mnie bardzo ważny! Wiele modliłam się przed tym obrazem w Klinice Akademii Medycznej we Wrocławiu, kiedy mój mąż był po wypadku. Miał 1 procent szans na przeżycie. Najpierw była trudna operacja, potem długa rehabilitacja. Dzisiaj mąż jest całkowicie sprawny. Dziękuję za tę łaskę! Pozdrawiam Was serdecznie.

Blandyna z Dolnośląskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję za przesłanie mi „Przymierza z Maryją” wraz ze smutnym listem… W liście pisze Pan Prezes o odległym miejscu w Iraku, gdzie znajduje się katolicka świątynia, w której to podczas niedzielnej Mszy Świętej dochodzi do zamachu. Terroryści z Państwa Islamskiego strzelają do bezbronnych ludzi, są zabici i ranni.

Panie Prezesie, ta porażająca scena jest nie do przyjęcia i w głowie się nie mieści. Możemy sobie wyobrazić, jakby to się wydarzyło w Polsce, choć już słyszymy o profanacjach i zakłóceniach Mszy Świętych, pobiciach księży. W naszych czasach nie słyszało się o napadach czy profanacjach. My, Apostołowie Fatimy, nie możemy jednak ograniczać się do emocji. Kiedy widzimy takie zło na świecie, musimy odpowiedzieć sobie, co teraz możemy zrobić, aby to zmienić? Aby z Bożą pomocą to zło zmienić w duchowe dobro dla siebie i bliźnich. Jak wiemy, wielu świętych naszych patronów to też byli męczennicy za wiarę katolicką. W naszym 130. numerze „Przymierza z Maryją” głównym tematem jest męczeństwo i prześladowania chrześcijan. Zyskaliśmy więc rzetelną wiedzę na temat współczesnych prześladowań.

Pisze Pan Prezes, że musimy wysłać „Przymierze…” do 202000 osób i musimy zebrać 670 000 zł. Ta kwota nie jest jeszcze taka duża. Zbieraliśmy większą i daliśmy radę, to teraz razem też damy radę. Martwi mnie jednak, że coraz rzadziej docieramy do naszych bliźnich. Co się z nimi dzieje? Czy nie chcą współpracować z naszym Stowarzyszeniem?

Dobrze jest sobie uświadomić, że mój datek pieniężny w żaden sposób nie równa się z ofiarą życia, którą składają codziennie nasi prześladowani bracia i siostry w różnych częściach świata…

Ewa z Olkusza

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowni Państwo, bardzo szczytny cel akcji, związanej z szerzeniem kultu Matki Bożej Miłosierdzia moim skromnym zdaniem zasługuje na to, aby ją wspierać. Odmówiłem modlitwę błagalną do Matki Miłosierdzia, jest piękna, bardzo Wam za nią dziękuję.

Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłbym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję raz jeszcze, że jesteście i działacie tak prężnie.

Wojciech z Rodziną z Buska-Zdroju



Szczęść Boże!

Dziękuję Panu Bogu i Matce Bożej Fatimskiej, że jesteście i czynicie piękne dzieła na chwałę Bożą i rozpowszechniacie kult Fatimskiej Pani. Wszystko, co robi Stowarzyszenie, jest według mnie zawsze aktualne i ma głębokie znaczenie dla nas, katolików. To dla mnie zaszczyt być Apostołem Fatimy i wierzę, że to dzieło Matki Bożej. Módlmy się za siebie wzajemnie i nie ustawajmy w szerzeniu kultu Maryjnego!

Iwona z Wielunia

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Droga Redakcjo, skończyły się już na szczęście obostrzenia związane z koronawirusem, a niestety w naszych świątyniach Komunia Święta nadal jest rozdawana na rękę. W związku z tym warto propagować szczególnie 111. numer „Przymierza z Maryją” z roku 2020, w którym znajduje się artykuł „Komunia Święta na rękę. Czy to się godzi?”, który bardzo poważnie traktuje tę kwestię. Przy okazji pragnę podziękować Państwu za Waszą działalność. Ona wniosła wiele dobra do mojego życia i przyczyniła się do pogłębienia mojej wiary. Dziękuję za przesyłanie „Przymierza…”, mimo że nie zawsze mam możliwość wsparcia Państwa finansowo. Pozdrawiam serdecznie.

Karolina