Pieniądze szczęścia nie dają. Nie dają go także uroda i sława – tak wydaje się przemawiać do nas Maria Magdalena XX wieku, słynna aktorka francuska o niezwykłej urodzie – Ewa Lavalliere.
Miała wszystko, o co zabiega współczesny człowiek: niezwykłą urodę, talent, sławę i potężny majątek. Żyła jak we śnie, hołubiona przez rzesze wielbicieli. A jednak to nie było to, o czym marzyła. Czego jej brakowało?
Ewa Lavalliere, używająca pseudonimu estradowego Eugenie Fenoglio, urodziła się w Tulonie, we Francji w 1866 r. Dzieciństwa nie miała szczęśliwego. Ojciec alkoholik często miewał napady złości i zazdrości o żonę. W końcu, na oczach córki zastrzelił matkę, a później popełnił samobójstwo. Ewa zaznała biedy i osamotnienia…
Jednak niezwykła uroda, piękny głos i dystyngowane ruchy sprawiły, że trafiła do najlepszych teatrów w Paryżu. Szybko też zyskała uznanie publiczności i stała się bożyszczem tłumów. Cały świat ją podziwiał. Niemal wszyscy interesowali się tym, co robiła, jak się czesała, jakich używała perfum. Niemal wszystkie kobiety ją naśladowały. Kupowały kosmetyki, perfumy i ubrania á la Lavalliere.
Król Karol z Portugalii, król Leopold II z Belgii, król Edward VII z Wielkiej Brytanii, dyplomaci, magnaci, księżniczki i książęta przychodzili na spektakle, w których grała. Szczerze ją podziwiali. Nie dziwi więc fakt, że ta oszałamiająca kariera zawróciła Ewie w głowie. Ale Ewa nie zaznała szczęścia.
Miałam wszystko…
Wspominała w swoim pamiętniku: Miałam wszystko, co tylko może zaoferować świat. Wszystko, czego mogłam zapragnąć. A mimo to, czułam się najnieszczęśliwszą z dusz.
Pomimo życia w paryskim pałacyku pełnym przepychu, czuła wyrzuty sumienia. Przynajmniej kilka razy usiłowała popełnić samobójstwo. Raz nawet, tuż po wspaniałym występie w Londynie.
Nie potrafiła dać szczęścia kochającemu mężowi i córce. Z biegiem lat stawała się coraz bardziej kapryśna, zmienna i nieczuła. W jej życiu zaczęli pojawiać się kolejni mężczyźni, zawsze z zasobnymi portfelami.
Nigdzie nie jest mi dobrze…
Ani w jej najbliższym otoczeniu, ani wśród oklaskującej ją publiczności nikt nie domyślał się, jak bardzo cierpiała. Promienna i uśmiechnięta w blaskach scenicznych świateł, nosiła w sercu wciąż wzbierającą gorycz.
– Nigdy i nigdzie nie jest mi dobrze – powiedziała kiedyś. – Gdziekolwiek się znajdę, zawsze zamykam się w sobie, chyba że jestem na scenie. Jej dorastająca córka Jeanne coraz wyraźniej schodziła na złą drogę. Mężczyźni, którzy ją otaczali, w końcu zawsze rozczarowywali i zadawali ból.
Szatan naprawdę istnieje!
W czerwcu 1917 r. Ewa chciała odpocząć z dala od świata, przygotowując się do występu w Nowym Jorku. W tym celu wynajęła pałac Porcherie w Chanceux, blisko Tours. Przebywała tam ze swoją powiernicą Leonią, młodą Belgijką, która opuściła kraj podczas I wojny światowej.
Zarządcą pałacyku był proboszcz, o. Chasteigner, bardzo surowy, ale świątobliwy człowiek, gorliwie zabiegający o dusze dla Pana Boga.
Kapłan zauważył, że nowa mieszkanka pałacu, która przybyła w niedzielę, wcale nie pojawiła się na Mszy św. Poprosił ją więc do siebie, aby wyrazić zatroskanie. Ewa obiecała mu, że w następną niedzielę na pewno będzie na Mszy. Zrobiła tak, jak obiecała, tylko, że jej zachowanie było skandalicznie lekceważące.
Nie uszło to uwagi proboszcza:
– Szkoda, że nie ma pani wiary – powiedział.
– Wiara, wiara! Jaki sens ma wiara? – spytała pogardliwie.
Później opowiedziała mu o swoich doświadczeniach spirytystycznych. Przyznała się, że skorzystała z okazji, by poprosić szatana o przywrócenie jej młodości i o uzdrowienie z dolegliwości jelitowych. Szatan naturalnie obiecał jej, że to zrobi pod warunkiem, że mu się odda. Ewa zgodziła się, mówiąc, że w zamian za te „dary” przyprowadzi mu nowych adeptów.
Kilka dni później znowu była na seansie spirytystycznym. Zbeształa szatana za to, że nie spełnił danej jej obietnicy. Na kolejnym spotkaniu krzyknęła, że jest „wielkim oszustem”. Uznała także, że spirytyzm jest jedną wielką farsą, a szatan wcale nie istnieje.
Wiejski proboszcz wysłuchał opowieści światowej sławy aktorki. Na koniec powiedział krótko:
– Zapewniam panią, że szatan naprawdę istnieje! – wsiadł na rower i odjechał.
Poruszona jego stanowczością, Ewa zaczęła rozmyślać: Jeśli szatan istnieje, to Bóg także musi istnieć A jeśli Bóg istnieje, to co ja robię z życiem, które od niego otrzymałam?.
Przemiana Ewy
Następnego ranka kapłan ponownie pojawił się przed pałacem. Przyniósł „Żywot Marii Magdaleny” pióra księdza Lacordaire’a.
– Madame – rzekł. – To, co mi pani powiedziała wczoraj, nie dawało mi spokoju. Muszę się przyznać, że większą część nocy spędziłem na modlitwie, prosząc Boga, aby zainspirował mnie, w jaki sposób mógłbym pani pomóc. Odprawiłem również Mszę świętą w tej intencji. Przywiozłem pani książkę o św. Marii Magdalenie, napisaną przez księdza Henryka Lacordaire’a. Proszę ją przeczytać na kolanach, a przekona się pani, co Bóg potrafi uczynić z duszą taką, jak pani.
Ewa Lavalliere tuż po obiedzie usiadła w pobliżu kuchni z otwartą książką i zaczęła głośno czytać tak, aby służba mogła ją słyszeć. Żywot św. Marii Magdaleny bardzo ją wciągnął. – Jeszcze nigdy nie czytała z takim przejęciem – opowiadała później Leonia. Wszyscy byli głęboko poruszeni. Głos Ewy łamał się. Do końca dnia obie kobiety pozostały wyciszone.
10 czerwca, podczas kolejnej Mszy św., Ewa była już zupełnie odmieniona. Leonia oznajmiła, że chciałaby móc przystąpić do Pierwszej Komunii. Miała już 23 lata i nigdy wcześniej nie przyjmowała Pana Jezusa do serca.
Ewa bardzo poruszona, zaoferowała swoją pomoc w przygotowaniach. Sama też zapragnęła po wielu latach przyjąć Komunię św.
Ksiądz ucieszony tą nowiną, obiecał przynieść Leonii katechizm. Już miał wyjść, gdy w drzwiach zatrzymała go Ewa.
– A ja, czcigodny ojcze?
– Pani?!
– Obiecałam tej młodej pannie, że jej pomogę przygotować się i że sama też przystąpię do Komunii św.
– Ale…
– Tak, doskonale wiem. Jestem grzesznicą i nie żyłam jak chrześcijanka. Mam jednak nadzieję, że nadal mam prawo powrotu do Boga?! I nie zważając na nic, zaczęła publicznie obnażać się ze wszystkich grzechów, niemal biegnąc za wiejskim proboszczem. Kapłan był bardzo zakłopotany.
– Proszę zaczekać… Przede wszystkim, proszę tak nie krzyczeć!
– Czekać? Na co mam czekać? Czy ja nie mam prawa do szczęścia, jak Leonia?
– Chodzi o to… chodzi o to, że Leonia jest dzieckiem w porównaniu z panią. Jej przypadek jest prosty. A pani jest Ewą Lavalliere… słynną aktorką. Pani życie jest publiczne. Nie mogę traktować pani w taki sam sposób, jak Leonię. Ponadto, zabawiała się pani w spirytyzm, a to jest grzech specjalny. Aby udzielić rozgrzeszenia, muszę najpierw uzyskać pozwolenie od arcybiskupa – powiedziawszy to, ksiądz wsiadł na rower i obiecał wrócić tak szybko, jak to tylko będzie możliwe.
Spełniona prośba
Ewa wspominała później, że kilkugodzinne czekanie na powrót księdza Chasteigner z miasteczka było jednym z najgorszych momentów w jej życiu. Ogarnęło ją potworne przerażenie na myśl, że Bóg odrzuci ją na zawsze. Zbawienie jej duszy wisiało na włosku. Kiedy w oddali zobaczyła zbliżającą się sylwetkę ojca Chasteigner, radośnie wymachującego swoim czarnym biretem, stało się jasne, że Bóg okazał jej miłosierdzie.
– Pokój Naszego Pana z Tobą, moja córko – powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha kapłan, zsiadając z roweru. – Arcybiskup dał mi wszystkie potrzebne pełnomocnictwa.
Spowiedź i Komunia św. były wielkim wydarzeniem w życiu obu kobiet.
Od 19 czerwca 1917 r. życie Ewy zaczęło się zmieniać. Wyrzekła się raz na zawsze teatru, pozbyła się biżuterii i wszystkiego, co przypominało jej światowe życie. Mówiła: – To dzięki diabłu przyszłam do Boga.
Wkrótce potem wyjechała z Paryża, by nie ulegać pokusom. Wyjechała na krótko na misje, ale ze względu na słabe zdrowie, wróciła do kraju. Prosiła Boga, by zesłał jej więcej cierpienia, by szybciej mogła odpokutować za swoje grzeszne życie.
Pan Bóg spełnił jej prośbę. Cierpiała w różny sposób. Najpierw nie przyjęto jej do zakonu, ze względu na grzechy, a później po czterech latach posługi jako pielęgniarka w Tunisie, schorowana musiała wrócić do Francji.
Cierpię i jestem szczęśliwa!
Największego cierpienia doświadczyła jednak pod koniec życia. W sierpniu 1928 roku 62-letnia Ewa poważnie zachorowała na zapalenie otrzewnej. Lekarz opiekujący się chorą polecił wezwać jej córkę. Wiedział, że kochała swoje dziecko tym bardziej, im bardziej stawało się ono zagubione i zdeprawowane. Jeanne rzeczywiście przyjechała, lecz nie po to, aby opiekować się umierającą matką. Ukradkiem zaczęła podawać jej kokainę, by łatwiej wyciągnąć pieniądze na spłatę ogromnych długów. Doktor Grosjean odkrył zabójczą „kurację” po ośmiu dniach i osobiście wyrzucił Jeanne z domu.
Ostatni rok Ewa Lavallière przeżyła w wielkim cierpieniu. Twarz spuchła jej nie do poznania, wypadły wszystkie zęby, trzeba było zaszyć jej powieki. Kobieta była przytomna i zdawała sobie sprawę, że bezpowrotnie utraciła urodę, której kiedyś zawdzięczała sławę i pieniądze: – Dobry Panie, grzeszyłam tymi darami. Teraz zaś dzięki Ci, że przez te cierpienia pozwalasz mi odpokutować moje grzechy – mówiła.
Tuż przed śmiercią, paryski dziennik opublikował wywiad z nią.
– Czy pani bardzo cierpi?
– Tak, strasznie.
– Czy ma pani nadzieję na uzdrowienie?
– Nie, ale jestem szczęśliwa… Nawet trudno to Panu sobie wyobrazić, jak bardzo, pomimo tego cierpienia, a nawet głównie z jego powodu… Jestem w rękach Boga… Proszę powiedzieć moim przyjaciołom z przeszłości, że spotkał pan najszczęśliwszą osobę na świecie. Całe moje życie i cała moja wola znowu zwróciły się ku ostatecznemu celowi, ku miłości, ku Bogu, który mnie bardzo kocha, pomimo całej mojej przeszłości i obecnej nędzy.
Zmarła 10 lipca 1929 w wieku 63 lat. Na jej nagrobku widnieje napis: „Wyrzekłam się wszystkiego dla Boga. On sam mi wystarcza. Boże, któryś mnie stworzył, miej litość nade mną”.
oprac. Agnieszka Stelmach
Kilka dni przed Świętami Wielkanocnymi redakcję „Przymierza z Maryją” odwiedzili Państwo Anna i Jerzy Kasperczykowie z Krakowa, którzy wspierają Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od początku jego istnienia. – Prowadzicie Państwo dobrą działalność. Wiem, że teraz jest ciężej, ale z pomocą Bożą…, bo inaczej się nie da – mówi pani Anna.
– Do Apostolatu Fatimy należymy wspólnie z mężem od 2001 roku – kontynuuje. To się stało tak, że listonosz przyniósł do naszej pracy ulotkę Stowarzyszenia. Zainteresowaliśmy się i napisaliśmy…
Aktywni Dobrodzieje Stowarzyszenia
– Bierzemy udział w kampaniach organizowanych przez Stowarzyszenie i modlimy się, wykorzystując otrzymane materiały. Wzięliśmy też udział w akcji, podczas której zbierano pieniądze na wykupienie i remont siedziby Stowarzyszenia przy ul. Augustiańskiej w Krakowie – dodaje pan Jerzy. – Parę lat temu byliśmy na ul. Augustiańskiej podczas peregrynacji figury Matki Bożej Fatimskiej – dopowiada pani Anna. – Ja osobiście byłam też gościem na jednym z Kongresów Konserwatywnych, który odbywał się w Krakowie przy ul. Sławkowskiej. To było bardzo przyjemne doświadczenie. Do wspierania Stowarzyszenia wciągnęliśmy naszą mamę, która obecnie ma już 96 lat, ale wciąż otrzymuje i czyta „Przymierze z Maryją”. [...]
[Pełny tekst w wydaniu papierowym]
Szanowny Panie Prezesie!
Jestem osobą wiekową (88 lat), schorowaną – o bardzo niewielkich możliwościach działania. Od lat jestem zwolenniczką działalności Pana oraz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Dziękuję Panu Bogu za Pana osobę, modlę się od kilkunastu lat o powodzenie Waszych akcji. W życiu wiele przeżyłam i widziałam, mogę więc obiektywnie ocenić Waszą działalność. Wyrażam więc mój ogromny szacunek za wszystko, czego dokonujecie. Dziękuję za Wasze pisma, w szczególności za „Przymierze z Maryją” oraz za inne materiały. Jestem także szczególnie wdzięczna za Waszą akcję „Stop deprawacji polskich dzieci”, która nasuwa pytanie: Dokąd zmierzasz Polsko? Panie Prezesie – oby Pan Bóg dał Panu dużo zdrowia i siły!
Joanna z Bytomia
Szczęść Boże!
Dziękujemy Państwu za akcję „Stop deprawacji polskich dzieci”. Cieszymy się, że została podjęta taka inicjatywa. Chętnie się do niej włączamy. Kształtowanie w duchu Bożym naszych dzieci od najmłodszych lat to nasz obowiązek i najważniejszy cel naszego życia. Dlatego musimy czynić wszystko, co w naszej mocy, aby ocalić dzieci od zgorszenia, a szkoła to przecież drugi dom naszych dzieci. Szczęść Boże dla Waszej pięknej pracy! Prosimy o modlitwę w obliczu choroby nowotworowej, z którą musimy się zmagać w naszej Rodzinie.
Agnieszka i Witold z Podkarpacia
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dziękuję za wszystkie otrzymane od Państwa materiały, które sobie bardzo cenię i które zajmują w moim domu szczególne miejsce. Postanowiłam też napisać, by dać świadectwo. Moje pierwsze badania medyczne wypadły niekorzystnie, później nastąpiła biopsja i „wielkie czekanie”. Cały czas nie traciłam nadziei. Wszystko zawierzyłam Bogu i Maryi, modląc się jednocześnie nowenną do św. Ojca Pio, którego to obrazek i relikwie dostałam od Was. Zaraz potem odebrałam wiadomość, że nie mam komórek rakowych. Dziękuję Bogu, Maryi i św. Ojcu Pio za łaskę zdrowia, a Wam za dzieło, które prowadzicie. Niech dobry Pan Bóg błogosławi w Waszej wspaniałej pracy… Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!
Renata
Szanowny Panie Redaktorze, Szanowny Panie Prezesie
Zdaję sobie sprawę, że chwilę się nie odzywałam, ale było to spowodowane moją niedyspozycją, którą odczuwam od zeszłego roku. Miałam nadzieję na poprawę. Niestety, poważny wiek spowodował moją niepełnosprawność ruchową. Bardzo mi trudno zachować pionową postawę i równowagę, dlatego w domu mam dokładnie wytyczony bezpieczny obszar poruszania się, a na zewnątrz metalowy wózek, który umożliwia mi poruszanie się na niewielkich dystansach. Z powodu wielu ograniczeń i zmian, wiele spraw przejęły moje dzieci. Teraz niestety ze względów zdrowotnych obawiam się, że będę zmuszona opuścić Stowarzyszenie i „Przymierze…”, o czym jest mi trudno i przykro pisać i mówić. Przyzwyczaiłam się bowiem do kontaktów z Wami poprzez wsparcie, lektury, dyskusje na aktualnie zamieszczane tematy, możliwość uczestnictwa w spotkaniach „Przymierza z Maryją” i liczne okazje do podzielenia się z bliźnimi efektami moich praktyk religijnych i możliwością wykazania się religijną postawą.
Dla mnie osobiście wspieranie „Przymierza…” jako największego pisma dla katolików w Polsce było i jest satysfakcjonujące i ważne. Nie bez znaczenia są osobistości od lat związane i utożsamiane z pismem. Redaktor naczelny we wstępie do każdego egzemplarza zapoznaje z jego tematyką, ale też akcentuje najważniejsze przesłania obecnej chwili, tj. że wszystkie aktualne wydarzenia nie mogą przesłaniać faktu w jakich czasach żyjemy obecnie i co jest naszym teraźniejszym obowiązkiem. Cenię także postawę Prezesa Stowarzyszenia, p. Sławomira Olejniczaka za pracowitość, energię i siłę działania. Niebanalne formy imiennego i adresowego sposobu komunikowania się też mają wielu zwolenników i entuzjastów. A w piśmie szczególną uwagę przykuwają: temat główny, święte wzory, kampanie, lektury duchowe, felietony, problemy. Ciekawa tematyka poszerza grono Czytelników.
Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa oraz Pana Redaktora i całej Redakcji moje podziękowania i pozdrowienia. Życzę dużo wytrwałości i siły w działaniu. Pragnę też zapewnić o swojej modlitwie w Waszej intencji i intencji Przyjaciół. Szczęść Boże!
Zofia
Od Redakcji:
Szanowna Pani Zofio!
Z całego serca dziękujemy za Pani piękne, pełne serdeczności i szczerości słowa. To dla nas zaszczyt, że mogliśmy być częścią Pani codzienności i duchowej drogi przez tak długi czas. Mimo wszelkich trudności, ufamy, że nadal będziemy mieć ze sobą kontakt! Dziękujemy za Pani zapewnienie o modlitwie. Prosimy również przyjąć nasze modlitwy i życzenia wszelkich łask Bożych, szczególnie w tym wymagającym czasie. Niech Matka Najświętsza otacza Panią swoją opieką, a Duch Święty napełnia siłą, pokojem i nadzieją.
Z wdzięcznością i szacunkiem
Redakcja „Przymierza z Maryją” oraz Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję Stowarzyszeniu Ks. Piotra Skargi za obfite, mądre, rozsądne i aktualne tematy poruszane w korespondencji i wydawnictwach, przypominające wielokrotnie ważne wydarzenia historyczne, ważne zdarzenia utwierdzające w człowieku głęboko wierzącym i myślącym rzeczywistą prawdę, że nasza wiara opiera się na ufności, że Pan Bóg działa w naszym imieniu i z wielką mocą, że prowadzi nas dobrymi drogami. Jest to bardzo ważne, że Prezes Stowarzyszenia i Redakcja „Przymierza z Maryją” swoją pracą stale wzmacniają i przypominają o obecności Pana Boga w naszym życiu. Ufam, dziękuję i proszę o dalsze wskazówki prowadzące do dobrego i mądrego działania. Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości i zdrowia w działalności!
Cecylia z Poznania