Cudowne wydarzenia
 
Gdy burza szaleje na morzu

Publikujemy opowiadanie, które ukazało się w jednym z przedwojennych wydań „Rycerza Niepokalanej” – jest to świadectwo ocalenia życia, autorstwa Eugeniusza Chlebowskiego, profesora gimnazjum w Równem (obecnie zachodnia Ukraina).

 

Było to w styczniu roku 1920. Odessa, gdzie wówczas mieszkałem, przeżywała dni trwogi: nadciągały hordy bolszewickie. Przed oczami przerażonej ludności majaczyły krwawe widma okrucieństw Czeki: tortury przesłuchów, rozstrzeliwania bez sądu. Winny czy niewinny – nie grało to roli. Czerwony motłoch nie wybierał ofiar; chwytał pierwsze z brzegu i wiódł na okrutną śmierć, byle zadowolić swą zwierzęcą żądzę krwi. Działo się tak w całej Rosji, więc i w Odessie nie będzie inaczej…


Uciekać! Tragiczne to w swej bezsilności słowo było na ustach wszystkich. Lecz gdzie uciekać i jak? Nie było to takie proste. Wszystkie konsulaty były oblężone przez strwożoną ludność, błagającą, częstokroć daremnie, o ratunek.


10 stycznia konsulat polski zakontraktował dla dość licznej podówczas kolonii polskiej w Odessie statek „Rumiancew”. Miał on przewieźć najbardziej zagrożonych Polaków wraz z rodzinami do portów rumuńskich, skąd łatwiej już było dostać się do Polski.


„Rumiancew” był to stary gruchot; parowiec – to prawda, ale najstarszej konstrukcji: poruszany nie śrubą, lecz ogromnymi kołami przyburtowymi. Od dawna już nie odbywał dalszych rejsów, kursując jedynie przybrzeżnie, między Odessą a Akermanem.


Nie było jednak wyboru. Około 450 uciekinierów, w tym 120 małych dzieci, wypełniło ciasne kajuty „Rumiancewa”. Byłem szczęśliwy, że znalazłem się wśród nich. Morze było dość spokojne, toteż bez przygód statek przybył do Konstancy. Tu jednak oczekiwała nas przykra niespodzianka: władze odmówiły zezwolenia na wjazd do portu. Skierowaliśmy się więc na Sulinę.


Port w Sulinie położony jest w głębi rozgałęzienia Dunaju; oddziela go od morza długi łamacz fal. Przy tym falochronie stanął „Rumiancew” na kotwicy, oczekując pozwolenia na wjazd do portu, co wraz z kwarantanną miało trwać 6 dni.


Trzeciego dnia wybuchł na morzu gwałtowny sztorm. Dął potężny wicher, a olbrzymie bałwany przewalały się przez falochron, z zaciekłością – zda się – goniąc jeden za drugim. Czuliśmy się okropnie. Zdawało się nam, że te straszliwe góry wodne lada chwila zmiażdżą nasz wątły statek lub porwą go i zatopią w odmętach.

Marynarze kręcili głowami.


To nie są żarty – mówił jeden z nich. – Morze Czarne w styczniu, ho, ho lepiej od niego z daleka.

Nie przesadzał, wiedziałem o tym dobrze: wiedzieli również i inni. Właśnie w styczniu Morze Czarne jest najbardziej burzliwe. Kilkanaście dni trwa nieraz sztorm, a wtedy największe parowce oceaniczne szukają schronienia w portach. Widzieliśmy wpływające do Suliny wielkie, potężnie zbudowane okręty, tylko my na małej, wątłej łupince musieliśmy wytrzymywać coraz gwałtowniejsze ataki fal i czekać…


Jakież było nasze przerażenie, gdy po upływie sześciu dni przybiła do burty „Rumiancewa” łódź portowa, a przybyły w niej oficer oświadczył kapitanowi, że statek nie tylko nie zostanie wpuszczony do portu, ale do godz. 8.00 dnia następnego musi wypłynąć na pełne morze.


Sytuacja była bez wyjścia. Jeżeli do ósmej rano statek nie wypłynie na pełne morze, opuszczając terytorialne wody rumuńskie, wojskowa załoga portu zacznie strzelać. Nie ulegało to najmniejszej wątpliwości. O ile zaś „Rumiancew” zastosuje się do rozkazu, to zatonie w bardzo krótkim czasie. Taki stary gruchot nie wytrzyma sztormu, który na domiar złego z godziny na godzinę przybiera na sile…


Co z nami będzie, panie kapitanie? – zapytał trwożnie jeden z pasażerów.

Co? – powtórzył stary wilk morski. – Żer dla ryb; może pan tak być tego pewien, jak tego, że za godzinę zajdzie słońce. Taki sztorm – zakreślił ręką koło – nigdy nie mija przed upływem kilku dni, a do tego czasu… – zaśmiał się chrapliwie, kierując w dół wskazujący palec prawej ręki.


Nie można było wymowniej określić naszego rozpaczliwego położenia.


Wieść szybko się rozniosła po kajutach. Czyż mam opisywać bezsilną rozpacz ojców i matek patrzących na swe maleńkie dzieci, które za kilka godzin wydane zostaną na łup okrutnej śmierci?


W najbardziej tragicznej chwili, gdy wielu z pasażerów było już bliskich rozstroju nerwowego, żona dyrektora gimnazjum polskiego w Odessie, pani Krzyżanowska, rozpakowała swoje walizy i wydobyła obraz Matki Bożej Częstochowskiej.

Módlmy się – rzekła z prostotą.


Ugięły się kornie kolana i głowy. Widmo nieuchronnie zbliżającej się śmierci napełniło wiarą wszystkie serca, z których niejedno było już zupełnie nieczułe i wyziębłe. Lecz i spod popiołów wydobywa się ukryta gdzieś na dnie zapomniana maleńka iskierka, aby rozpalić się w potężny znicz wiary. I płynęły żarliwe modły o ratunek, o zmiłowanie, o odwrócenie straszliwej hekatomby.


Na noc zawieszono obraz Matki Bożej na słupie pod latarnią i udano się na spoczynek. A sztorm szalał, jakby rozpętały się nad morzem wszystkie piekielne siły…


O godz. 6.30 z kominów „Rumiancewa” buchały już kłęby czarnego dymu, porywane momentalnie przez gwałtowny wicher. Bałwany podrzucały statek jak dziecięcą piłeczkę.


O 7.30 „Rumiancew” wypłynął na pełne morze, z trudem torując sobie drogę wśród wodnych gór i przepaści.

Teraz dopiero zobaczycie, co znaczy sztorm na Morzu Czarnym – mruknął siwowłosy marynarz.


Kapitan milczał, ponuro patrząc w przestrzeń spod nawisłych brwi. Któż wie, o czym myślał w owej chwili? Może żegnał się z życiem, które wisiało na włosku? A może wysyłał ostatnie pozdrowienie żonie i dzieciom, które gdzieś tam spokojnie oczekiwały jego powrotu?


I nagle – gdy zniknęły sprzed naszych oczu ostatnie smugi na horyzoncie, oznaczające ląd – rozdarły się grube zasłony chmur, a zza nich wychyliło się złote, promienne słońce. Szalejące do niedawna morze legło nieruchomo, a na gładkiej jego tafli widać było ryby i meduzy.


Spojrzałem na kapitana. Twarz jego wyrażała bezbrzeżne zdumienie. Marynarze stali z szeroko otwartymi oczami.

Co pan o tym sądzi, panie kapitanie? – zapytał któryś z pasażerów.

Co ja o tym sądzę? – powtórzył dziwnie cicho kapitan. – Nie wiem, doprawdy nie wiem. Pierwszy raz w moim długim życiu widzę coś podobnego, a od dziecka niemal przemierzam wszystkie szlaki okrętowe na Morzu Czarnym. Czy wie pan, że sztorm zawsze uspokaja się tu przez kilka dni? To jest cud, nie umiem określić tego inaczej. Może Bóg zmiłował się nad nami przez wzgląd na te 120 maleństw, któż to wie?


Lecz my, pasażerowie, wiedzieliśmy. A jeżeli nawet ktoś spośród nas mógł żywić jakieś wątpliwości, to rozwiały się one zupełnie, gdy w niespełna pół godziny po zakotwiczeniu „Rumiancewa” w Odessie, dokąd z konieczności musieliśmy zawinąć, wybuchł na nowo sztorm i to z taką gwałtownością, że wielokrotnie przewyższał siłą poprzednie zmagania się żywiołów – jakby złe moce pragnęły powetować sobie czasowe swe ujarzmienie.


Lecz dla nas szalejące morze nie było już groźne. Matka Boża wysłuchała naszych błagań; wysłuchała nas, ludzi niegodnych i słabej wiary, którzy wszakże w owej okropnej chwili potrafili wykrzesać ze swych wyziębłych serc tyle choć ufności w Jej opiekę, aby stać się godnymi łaski.

 

Źródło: Rycerz Niepokalanej, nr 1 (205), styczeń 1939. Pisownię nieznacznie uwspółcześniono.

 

ilustracje: Jarosław Kozikowski



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego