Na przełomie XVII i XVIII wieku żył pewien jezuita potrafiący w szczególny sposób oddziaływać na zatwardziałych grzeszników. Ktoś mógłby powiedzieć, że pewnie Pan Bóg nie poskąpił mu darów potrzebnych do nawracania, a nawet że był on natchniony przez Ducha Świętego. To prawda, ale trzeba jednak pamiętać, że jego sukcesy w dużej mierze zależne były również od… starannego planowania i przygotowania się do głoszenia kazań.
W 1675 roku św. Franciszek de Hieronimo został skierowany do pracy w kościele Gesu Nuovo w Neapolu, gdzie miał pozostać przez kolejne 40 lat. Przyszły święty marzył o tym, by móc wyruszyć na misje do Japonii albo do Indii i tam ponieść śmierć w obronie wiary. Przełożeni jednak zdecydowali inaczej. Duchowny pogodził się z ich wolą i zaczął starannie przygotowywać się do misji na miejscu.
Spośród swoich współpracowników wybrał 72 najzdolniejszych i wysłał ich do miasta. Ich zadaniem było sprawdzenie, czym żyją ludzie, jakie są ich problemy i gdzie szerzy się największe zło. Dwa razy w miesiącu o. Franciszek spotykał się z nimi, a zdobytą wiedzę wykorzystywał do starannego planowania swoich kazań oraz określania miejsc, w których trzeba prowadzić pracę duszpasterską. Ludzie chętnie go słuchali, bo miał niezwykły dar przekonywania. Potrafił w największych grzesznikach obudzić pragnienie przyjęcia Komunii Świętej. Franciszek de Hieronimo obdarzony został donośnym i dźwięcznym głosem. Potrafił mówić niezwykle elokwentnie, ale zarazem prosto i zawsze zrozumiale. Z jednej strony był delikatny i taktowny, z drugiej zaś – porywczy. Umiał przytoczyć setki argumentów wyjaśniających, dlaczego nie można pozwolić na szerzenie się zła, a wszystkie poprzeć odpowiednimi cytatami z Pisma Świętego i Ojców Kościoła.
Misjonarz z Neapolu, jak czasami o nim mówiono, z niezwykłym powodzeniem nawracał grzeszników. Kluczem do jego sukcesu było to, że potrafił do głębi nimi wstrząsnąć.
ODMALOWYWAŁ BRZYDOTĘ GRZECHU
De Hieronimo najpierw odmalowywał przed przechodniami i przypadkowymi ludźmi na ulicy brzydotę grzechu oraz grozę Boskich wyroków. Następnie w mistrzowski sposób zmieniał ton głosu, by podobnie jak Chrystus mówić łagodnie i słodko, roztaczając przed nimi wizję zbawienia. Przekonywał, że nawet najgorszy grzesznik ma szansę się nawrócić i uniknąć wiecznego potępienia. Jezuita chciał, aby wśród słuchaczy pojawiła się nadzieja. Zwykle wtedy wielu grzeszników zginało kolana przed obrazem Ukrzyżowanego Chrystusa i usilnie błagało o przebaczenie. Razem z nimi klęczał ojciec Franciszek i prosił o miłosierdzie.
De Hieronimo przed wyruszeniem na podbój miasta zapisywał sobie najważniejsze argumenty, które miały przemówić do rozsądku i duszy zagubionych owieczek. Co więcej, zawsze długo modlił się w tej intencji przed obliczem Chrystusa. Stąd często wydawało się, że to sam Bóg inspiruje jego mowę. Jezuita walczył o każdą duszę. Niestrudzenie posługiwał w szpitalach, więzieniach, wśród ubogich i głodnych, odwiedzając potrzebujących w ich domach i wysłuchując spowiedzi w konfesjonale. Udzielał się w klasztorach, bractwach oraz w szkołach.
Efektem jego pracy były niezliczone rzesze nawróconych mężczyzn i kobiet. Potrafił przemawiać do najbardziej niesfornych żołnierzy, a także bandytów, zdrajców i oszustów, a w szczególności do kobiet lekkich obyczajów. Duchowny nie bał się wychodzić w nocy do niecieszących się najlepszą sławą dzielnic….
NAGŁA ŚMIERĆ ZATWARDZIAŁEGO GRZESZNIKA…
Pewnego razu ojciec Franciszek w środku nocy poczuł przymus, by udać się do pewnego miejsca. Tam zaczął donośnym głosem mówić o karze, która spotka zatwardziałych grzeszników. Rano odwiedziła go pewna kobieta. Wyznała, że poruszyły ją do głębi słowa o karze dla grzeszników zwlekających z nawróceniem. Opowiadała, że kilka godzin wcześniej naciskała na mężczyznę, z którym utrzymywała grzeszne relacje, by bezwzględnie zerwać znajomość. Mężczyzna jednak nie chciał o tym słyszeć. Śmiał się i przeklinał kapłana. Po chwili jednak okazało się, że słowa o nagłej i niespodziewanej śmierci dla zuchwałych grzeszników, zaczęły spełniać się na jej oczach… Grzeszny mężczyzna zaniemówił. Umarł nagle z wykrzywionymi od przekleństw wargami. Kobieta natychmiast zerwała z występnym życiem.
Po tym zdarzeniu do przełożonego zakonnika napłynęło wiele skarg na duchownego, który nie daje ludziom spać w nocy…
Arcybiskup zabronił więc jezuicie wychodzenia do miasta po zmierzchu przez kilka miesięcy. Pokorny zakonnik nie wypowiedział żadnej skargi, a pragnienie pomagania grzesznikom realizował spędzając wiele godzin w konfesjonale.
Przyszły święty posiadał wspaniały dar nawracania osób, które pozostawały z dala od Kościoła przez dziesiątki lat.
Kiedyś umierający mężczyzna nie chciał słyszeć o pojednaniu z Bogiem. Franciszek długo wzywał go do nawrócenia. Namawiał do szczerej spowiedzi. Na próżno. W końcu zmienił ton i powiedział mu, żeby nie sądził, iż Bóg w jakiś szczególny sposób potraktuje go na Sądzie Ostatecznym. Mówił: – Ilu książąt i arystokratów skończyło w piekle, a za których przecież Chrystus cierpiał na krzyżu. I co? Myślisz, że Pan nasz będzie Cię w szczególny sposób traktował, że się zlituje nad Tobą, jeśli zasłużysz na potępienie? Powiedziawszy to, jezuita odwrócił się i zaczął kierować się do wyjścia. Ten nagły zwrot okazał się zbawienny. Mężczyzna w agonii smutku i trwogi prosił duchownego, aby go nie zostawiał. Potem wyznał swoje grzechy i ze szczerą skruchą prosił o wybaczenie.
NADZIEJA DLA CHCĄCYCH SIĘ NAWRÓCIĆ
Innym razem pewien młodzieniec rzucił się do stóp Świętego, wykrzykując: – Ojcze, nie jestem już człowiekiem, ale demonem. Wiele lat temu spowiednik nie udzielił mi rozgrzeszenia. Od tego czasu nigdy się nie spowiadałem, nigdy nie uczestniczyłem we Mszy Świętej, nigdy nie wszedłem do kościoła, nigdy nie odmówiłem „Zdrowaś Maryjo”, a nawet nigdy nie uczyniłem znaku krzyża. Co więcej, posunąłem się tak daleko w swojej niegodziwości, że wszedłem w kontakt z szatanem i korzystałem z pomocy tych, którzy są wyszkoleni w magii. Czy po takim życiu mogę mieć nadzieję? Czy mogę prosić o miłosierdzie? – pytał.
Jezuita, nie chcąc go zrazić, powiedział: – Dlaczego nie, mój synu? To prawda że twoje przewinienia są straszne, ale miłosierdzie Boże przewyższa je. Czyż nie za grzeszników umarł Chrystus? Jest jeszcze ratunek dla ciebie, jeśli będziesz szczerze i żarliwie zabiegać o miłosierdzie Boże i radykalnie zerwiesz z grzechem. Te słowa otuchy ucieszyły grzesznika. Wyrzekł się nieprawości i zaczął służyć Panu.
Jeszcze bardziej zadziwiające jest następujące zdarzenie. Gdy pewnego dnia głosił kazanie do tłumu, nagle młody mężczyzna stanął przed nim i powiedział: – Ojcze, przyszedłem tutaj, aby opowiedzieć o cudzie miłosierdzia Bożego w moim życiu. Chciałbym prosić ojca o to, aby w moim imieniu podziękował za znaki, które mi dawał Bóg, i radę, jak najlepiej z nich skorzystać. Mężczyzna zaczął opowiadać: – Wiele lat upłynęło od czasu, kiedy byłem uzależniony od pewnego występku, który tak głęboko zakorzenił się w mojej duszy, że aż Bóg postanowił przemienić moje serce tak bardzo, iż stałem się… bestią. Zrzuciłem z siebie ubranie i zacząłem wędrować przez pola. Pełzałem po ziemi wystawiony na słońce i deszcz, mróz i śnieg, w towarzystwie dzikich zwierząt, żywiąc się ich jedzeniem i naśladując ich odgłosy. Po roku takiego życia spodobało się Bogu okazać mi miłosierdzie i przywrócił mnie do poprzedniego stanu. Trudno słowami opisać zmieszanie i wstyd, jakie czułem. Wyraźnie się zmieniłem. Zrozumiałem, że to, co mnie spotkało, to była kara za grzechy. Szczerze się wyspowiadałem i od tego czasu żyję w stanie łaski uświęcającej.
Mężczyzna chciał się upewnić, że Bóg nigdy więcej nie cofnie swojej łaski i nie pozwoli mu ponownie upaść. Duchowny pocieszył go, że tak długo, jak pozostanie wierny Panu, nic takiego się nie stanie. Wyjaśnił mu także, że te doświadczenia, które przeszedł, miały go właśnie nawrócić. Mówił: – Czyż grzesznik nie jest jak dzika bestia, która nie myśli?
WSTRZĄŚNIĘTY ZABÓJCA I ZMARŁA NAGLE NIERZĄDNICA
Jeszcze innym razem pewien płatny zabójca, mijając ludzi, dla których Święty głosił kazanie, zatrzymał się na chwilę, mówiąc sam do siebie: – Być może ten, którego szukam, jest wśród tłumu. Po czym zaczął obserwować jezuitę i słuchać tego, co mówi. Nagle pewne słowa mocno zapadły mu w pamięć: – Ty nędzny grzeszniku! – wołał de Hieronimo. – Stare grzechy nie są odpokutowane, a już planujesz nową zbrodnię! Ty nieszczęsny stworze, którego ani ręka Boga rzucającego pioruny nie jest w stanie poruszyć, ani bramy piekła otwierające się pod stopami, nie są w stanie odstraszyć od tej nieprawości…
Mężczyzna był przerażony, słysząc słowa kierowane do niego, a które głęboko poruszyły jego sumienie. W końcu przełamał się. Wyznał swoje zbrodnie i zaczął żyć jak święty.
Ci, którzy chętnie korzystali z rad ojca Franciszka i nawracali się, doświadczali zbawiennych skutków. Tych zaś, którzy tymi radami gardzili, często spotykała bolesna kara doczesna.
Pewnego dnia sługa Boży głosił kazanie przed domem jednej z nierządnic. Kobieta nie okazywała najmniejszej skruchy. Co więcej, robiła wszystko, co w jej mocy, aby przerwać duchownemu. Śmiała się głośno, przeklinała i krzyczała.
Kilka dni później ojciec Franciszek zjawił się przed jej domem ponownie. Gdy spostrzegł, że drzwi są zamknięte, zapytał tych, którzy byli w pobliżu: – Co się stało z Katarzyną?
– Zmarła nagle, wczoraj – odpowiedzieli.
– Zmarła! – wykrzyknął duchowny. – Pozwólcie mi wejść tam i ją zobaczyć.
Wszedł do budynku. Wspiął się po schodach. W mieszkaniu ujrzał martwe ciało kobiety przygotowane do pochówku. Potem, pośród głębokiej ciszy, która zapanowała na miejscu – pomimo dużej liczby świadków – wykrzyknął: – Powiedz mi, Katarzyno, gdzie jest twoja dusza?
Dwa razy zadał to pytanie, a nie uzyskawszy odpowiedzi, powtórzył je po raz trzeci. Martwa kobieta otworzyła oczy i ledwo poruszając ustami odparła słabym głosem, który zdawał się pochodzić z głębokiej otchłani: – W piekle. Jest w piekle!
Wszystkich obecnych ogarnęło przerażenie. De Hieronimo wielokrotnie powtarzał: – W piekle. W piekle. O wszechmocny Boże! W piekle!
Odpowiedź zmarłej i reakcja Świętego zrobiły takie wrażenie na świadkach zdarzenia, że wielu z nich nie odważyło się powrócić do domu bez spowiedzi.
Oby jak najwięcej było takich kapłanów, którzy głosiliby kazania niezwykle sugestywnie, a zarazem prosto i zrozumiale. Oby jak najwięcej grzeszników chciało z nich także skorzystać…
Na podstawie The Lives of the Fathers, Martyrs and Other Principal Saints ks. Albana Butlera
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel