Temat numeru
 
Dzieciątko Jezus w życiu świętych
Mały Jezus kochał nade wszystko dusze czyste, pokorne, dziecięce i szczodrze obsypywał je łaskami. Sam obrał za Matkę najpokorniejszą, najczystszą z dziewic i skromnego cieślę za piastuna, którzy byli Opiekunami Jego dzieciństwa na ziemi. W ciągu wieków, ku podniesieniu ducha pobożności, nagradzał cudami wierne Swoje sługi.

Szczególnie Średniowiecze obfitowało w wielkich świętych, jak św. Franciszek z Asyżu, św. Ludwik król francuski, św. Bernard, św. Dominik, św. Antoni, św. Klara i inni. Przypatrzmy się kilku faktom z ich życia.

Wizje św. Franciszka

Św. Franciszek z Asyżu, jeden z klejnotów najcenniejszych Kościoła Świętego od narodzenia był niejako odbiciem Boskiego Swego Oblubieńca. Przechowała się legenda, że gdy matka jego bardzo cierpiała, zjawił się piękny młodzian i kazał chorą przenieść do stajni. Gdy to uczyniono, dziecię szczęśliwie na świat przyszło, aby olśnić świat blaskiem swej świętości. Pokorny ten sługa Boży, który się wyrzekł wszystkiego co ziemskie, miewał częste widzenia podczas samotnych modlitw w lesie lub pustelni. Świętego biedaczynę nawiedzała Matka Boża z Dzieciątkiem i św. Janem w otoczeniu chórów anielskich. Raz też, gdy w dzień Bożego Narodzenia polecił odprawić Mszę Świętą w stajence, w czasie Podniesienia ujrzeli obecni Świętą Rodzinę i Dzieciątko Jezus na sianku – wyciągające rączki do Świętego, adorującego Je w zachwyceniu. Scenę tę przedstawił artysta niemiecki na swym obrazie. (…)

Pocałunek Dzieciątka

Święta Katarzyna ze Sieny, czysta dziewica gorącego serca, również miała tę wielką łaskę. Dzieciątko Jezus upodobało Ją Sobie szczególnie, pieszczotami obsypywało, i uważało za Swą drogą oblubienicę. Mistyczne te zaślubiny odtworzył słynny malarz włoski (Luini). Ciało Świętej spoczywa w Bolonii nienaruszone, a oblicze nosi znamię pocałunku Dzieciątka Jezus.

Św. Antoni piastuje małego Jezusa

Święty Antoni Padewski, ów młodzian anielski, który porzucił zaszczyty, dostatki, ślubując od lat zarania czystość, zakonnik św. Augustyna, potem misjonarz zakonu św. Franciszka, pałający żądzą śmierci męczeńskiej w Afryce, pokutnik i kaznodzieja kruszący serca płomienną wymową, nazwany przez ówczesnego papieża „Arką Testamentu” (…) był przedmiotem łask nadzwyczajnych. Gdy raz z powodu obowiązków nałożonych przez przełożonego nie mógł być na adoracji Najświętszego Sakramentu, a usłyszawszy z oddali dzwonek na Podniesienie, upadł na kolana przejęty gorącą wiarą i miłością, Jezus usunął mury sprzed oczu jego, i ujrzał nie tylko Hostię Świętą, ale swego umiłowanego w widomej postaci.

Innym razem, gdy nie zdążywszy przed nocą do klasztoru, nocował w domu znajomego, pobożnego obywatela Tisone de Conti Sampierro, ujrzał tenże, przechodząc koło drzwi pokoju Świętego, wielką jasność. Zaciekawiony zbliżył się i ujrzał przejęty zachwytem Świętego piastującego Dzieciątko Najświętsze, które go obejmowało rączkami i pieściło czule. Padł wtedy na kolana, adorując Niebieskie zjawisko. Tak zastał go św. Antoni, a wiedząc, że był szczęśliwym świadkiem cudu, kazał przyrzec solennie, że nikomu za życia jego tego nie wyjawi. Sampierro dotrzymał słowa, ale zaraz po śmierci Świętego zeznał pod przysięgą przed biskupem, co widział. Dlatego to przedstawiają świętego Antoniego zawsze z Dzieciątkiem Jezus na ręku.

Dzieciątko Jezus na ołtarzu

Św. Franciszek Salezy z Sabaudii, żyjący w XIV wieku, ze znacznej pochodzący rodziny, już jako dwuletnie dziecię objawiał cechy wielkiej pobożności i miłosierdzia. Kochał nade wszystko Najświętszą Pannę, chlubił się tym, że urodził się w dniu Jej Wniebowzięcia i że pobożna matka zaniosła go maleńkiego do kościoła dla błogosławieństwa. Niech żyje Jezus moja miłość, Pan i Bóg mój – oto słowa, które miał nieustannie na ustach. Jego gorąca miłość była wynagradzana, miewał częste widzenia, a gdy raz odprawiał Mszę Świętą w dzień Bożego Narodzenia u wizytek, zakonnice widziały Archanioła Gabriela asystującego mu – przyznał się potem, że Dzieciątko Jezus zaszczyciło go Swą obecnością na ołtarzu.

Ofiara św. Tereski

Wspomnijmy jeszcze o owej słodkiej młodocianej świętej (…), tak od wszystkich uwielbianej – św. Teresie od Dzieciątka Jezus, dziecięcej iście duszyczce. Życie jej nie odznaczało się na pozór niczym. Było ciche, czyste, jak kwiat wonne i krótkie. – Jedno mam tylko staranie, Tobie podobać się Panie i innej nie znam już troski, by tylko radość miał ze mnie ten mistrz mój Boski. Oto jej Credo.

Uniżyła się jako dzieciątko – i nic więcej. Ufność jej w miłosierdziu Bożym była bezgraniczna, wierzyła, że maluczcy będą sądzeni z nadzwyczajną łagodnością, przecież Pan Jezus powiedział: Jeżeli kto jest maluczki, niech przyjdzie do mnie. Oddała się też cała na zabawkę małemu Jezusowi, aby z nią robił, co zechce, i żyła pragnieniem złączenia się z Nim. Dzieciątko przyjęło ofiarę maleńkiej jej duszyczki, uszczknęło mały kwiateczek w życia zaraniu, a ponieważ nie odmówiła Mu niczego za życia, Ono nie odmawia Jej niczego po śmierci. Święta Teresa korzysta z tego przywileju i rzuca na ziemię pęki kwiecia Bożego.

Taką śliczną, prostą duszyczką anielskiej czystości był nasz św. Stanisław Kostka, młodzieńczyk 18-letni, który spłonął w ogniu miłości Bożej – pozostanie też po wiek wieków ideałem i wzorem młodzieży polskiej.

Maria Jelita

 

Dłuższa wersja powyższego artykułu ukazała się w 52. numerze katolickiego tygodnika „Dzwon Niedzielny” (29 grudnia 1929). Śródtytuły pochodzą od redakcji. Pisownia została uwspółcześniona.

 



NAJNOWSZE WYDANIE:
Matka Kościoła zmiażdży jego głowę!
Dopiero co nastał nam nowy rok, a już za moment przeżywać będziemy Wielki Post. Szczególny to czas, w którym możemy przyjrzeć się wnikliwiej naszej chrześcijańskiej postawie i dokonać w niej niezbędnych korekt tak, by rzeczywiście być solą ziemi i świadectwem dla świata. Wszak Krew naszego Pana nie darmo została wylana za nas i za wielu…

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dziękuję za każdy przeżyty dzień

Pani Henryka Kłopotowska należy do Apostolatu Fatimy od jego początków, czyli od 2003 roku. Pochodzi z parafii Przemienienia Pańskiego w Perlejewie koło Siemiatycz. Tam przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, tam również mając zaledwie 17 lat zawarła sakrament małżeństwa.

 

– Po ślubie z mężem Stanisławem mieszkaliśmy w Siemiatyczach, ale w 1999 roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku – opowiada Pani Henryka. – Tu należeliśmy najpierw do parafii katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale później przenieśliśmy się na nowe osiedle i teraz chodzimy do kościoła pw. bł. Bolesławy Lament. Katedra była przepiękna, stara, a w nowym kościele jest na razie bardzo skromnie, chociaż ksiądz proboszcz stara się to zmienić, i w miarę możliwości finansowych robi, co się da.


– Mąż pracował 54 lata jako kierowca, 36 lat jeździł po Europie. Gdy mąż zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Pilnowałam, żeby iść z nimi do kościoła na pierwszy piątek, do spowiedzi i Komunii, żeby je nauczyć, że tak trzeba. Teraz to
mój starszy syn, Sławek, musi o tym pamiętać i prowadzić do kościoła swoje dzieci. Czasami mogę mu co najwyżej o tym przypomnieć. Sławek jest szanowanym radcą prawnym, ale wciąż jako lektor służy do Mszy Świętej, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Synowa też jest bardzo religijna, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam dwóch wnuków: jeden już pracuje, a drugi kończy studia.


– Młodszy syn, Ernest, skończył szkołę zawodową i interesuje się informatyką. Chodzi do kościoła, co miesiąc jest u spowiedzi i Komunii, co jest dla mnie bardzo ważne.


W Apostolacie od 20 lat


– Do Apostolatu Fatimy należę od 2003 roku. W 2017 roku byłam nawet zaproszona na Kongres Apostołów Fatimy w Krakowie. Przy okazji odwiedziłam wtedy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Sanktuarium Jana Pawła II.


– Przez 20 lat dostałam ze Stowarzyszenia tak dużo dewocjonaliów, że trudno wszystkie spamiętać. Były wśród nich różańce, książki, szkaplerz, kropielnica i różne obrazki. Niedawno otrzymałam piękne wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, które oprawione w ramki wiszą na ścianie w moim pokoju. Z kolei figura Matki Bożej Fatimskiej stoi w witrynie.


– Kiedyś nazbierałam tak dużo numerów „Przymierza z Maryją”, że nie wiedziałam, co z nimi zrobić. W końcu mąż zaniósł je do katedry i w ciągu dwóch dni się rozeszły, a ja je gromadziłam może nawet ponad 10 lat. Dopiero teraz, z ostatniego numeru „Przymierza…”, dowiedziałam się, że na obrazie Matka Boża Ostrobramska jest pokazana bez Pana Jezusa, bo nosiła Go wtedy pod swoim sercem. I że oryginał tego obrazu znajduje się w Wilnie, w Ostrej Bramie.


Złote gody na Jasnej Górze


Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pani Henryka osobiście pielgrzymowała do ostrobramskiego – i nie tylko sanktuarium. – W 1992 roku byłam z mężem i młodszym synem w Druskiennikach i Ostrej Bramie, w kościele św. św. Piotra i Pawła. Wspólnie nawiedziliśmy również kilka razy sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Pamiętam, że jak byłam tam po raz pierwszy w 1994 roku z pielgrzymką z mojej parafii, to był tam tylko pusty plac; ziemia była dopiero poświęcona. A jak pojechałam tam z mężem kilka lat później, to zwiedzaliśmy kościół św. Doroty, Las Grębliński, drogę krzyżową, byliśmy na Mszy Świętej i Apelu Jasnogórskim. Kilka razy byliśmy także w Częstochowie. Naszą 50. rocznicę ślubu obchodziliśmy właśnie w jasnogórskim sanktuarium. Uczestniczyliśmy wtedy w Różańcu i Mszy Świętej w naszej intencji w Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej.

Jak być szczęśliwym


– Teraz opiekuję się mężem. On tyle lat pracował i zrobił dla nas bardzo dużo. Na co dzień wspólnie odmawiamy Różaniec z
 Radiem Maryja i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ostatnimi czasy najczęściej modlę się za zmarłych z naszych rodzin, a także o zdrowie i pokój w rodzinie. Dziękuję Panu Bogu za każdy przeżyty dzień, za rodzinę, za wnuki. Za to, że czuwa nade mną, że mam siłę do pracy. Czasami jest ciężko nawet obiad ugotować, ale jak wszystko się uda, to dziękuję za to Matce Bożej i Duchowi Świętemu.

Zakończmy to świadectwo Pani Henryki słowami, które usłyszała kiedyś od matki swojego męża i które utkwiły Jej w pamięci: – Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, kto je cierpliwie znosi, szczęśliwym zostaje.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pięknego kalendarza „366 dni z Maryją” na rok 2024. Zajmie on bardzo ważne miejsce w moim domu. Obecność Maryi pomaga mi przezwyciężyć samotność i czasami smutek. Ona mnie nie opuści!

Barbara z Rudy Śląskiej

 

Szczęść Boże!

Jako mała dziewczynka zachorowałam na zapalenie opon mózgowych i wyszłam z tego zupełnie zdrowa. Do 18. roku życia byłam pod lekarską kontrolą, miałam nigdy nie mieć dzieci, a urodziłam ich czworo. Pierwsze dziecko zmarło mając 6 tygodni na zapalenie płuc. Mam jednego syna i dwie córki, doczekałam się pięciorga wnuków i jednego prawnuka. Wierzę, że z Bożą pomocą można osiągnąć wszystko czego człowiek pragnie. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie uwierzyli w łaski, które płyną od Pana Jezusa za przyczyną Matki Najświętszej.

Lilianna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na wstępie serdecznie dziękuję za życzenia błogosławieństwa Bożego i opieki Najświętszej Maryi Panny. Podziękowania składam również za interesującą i wartościową książkę autorstwa Jerzego Wolaka o objawieniach Maki Bożej w Akicie. Maryja ciągle ostrzega nas przed Bożym gniewem i nie chce, abyśmy zginęli śmiercią wieczną. Matka Boża pragnie nas ratować i powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Bardzo często zastanawiam się nad tym, że jeżeli ludzkość nie pokona grzechu, to Bóg może nas ukarać. Modlę się więc do Niepokalanego Serca Maryi, aby Ono zatryumfowało dla całej ludzkości. Kończąc moje przemyślenia na temat tych pełnych zamętu czasów – pamiętajmy, że Matka Boża nas przed nimi ostrzega, cały świat (w tym nasza Ojczyzna) jest zagrożony aborcją, eutanazją, ingerencją w płeć czy błędami popełnianymi przez niektórych kapłanów. Częstym zjawiskiem w obecnych czasach jest krytyka Kościoła, księży, a także wyśmiewanie się z naszej wiary. Te zjawiska prowadzą do kłótni i nienawiści….

Marianna z Włocławka

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz wszystkie upominki. Wciąż dowiaduję się czegoś nowego z tej prasy katolickiej. Niech Bóg Was błogosławi. Proszę o modlitwę wstawienniczą za mnie w intencji szybkiego powrotu do zdrowia. Bóg zapłać za wszystko!

Justyna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za piękny „Notes Apostoła Fatimy”, przygotowany z okazji 20-lecia istnienia Apostolatu Fatimy. Te 20 lat przyczyniły się do upowszechniania Prawdy, Dobra i Piękna, dzięki czemu wielu ludzi uznało te wartości za najistotniejsze w swoim życiu. Życzę Apostolatowi Fatimy i Panu Prezesowi wielu kolejnych lat w upowszechnianiu tego dzieła.

Marek z Lublina

 

Szczęść Boże!

Pragnę serdecznie podziękować za tak miłe i wzruszające życzenia urodzinowe. Jestem zachwycona tym, że przy nawale pracy w Stowarzyszeniu można jeszcze chwilę przeznaczyć dla innych. Jeszcze raz pięknie dziękuję, prosząc Matkę Bożą Częstochowską o opiekę i wiele łask tak potrzebnych do działania.

Z Panem Bogiem

Teresa z Częstochowy

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za życzenia urodzinowe oraz za modlitwę. Pragnę w dużym skrócie podzielić się swoim życiem. Moja, mama urodzona w Warszawie, wojnę spędziła na Podhalu w oddziale AK. Pod koniec wojny dowiedziała się, że jej rodzina zginęła na Woli. Została sama z dzieckiem, które miała pod sercem. Wsiadła w pociąg i pojechała na ziemie odzyskane, gdzie przyjęli ją dobrzy ludzie. Znaleźli jej pracę, a ja wychowywałem się na wsi. Po przeprowadzce do Jeleniej Góry, gdzie zaopiekowali się nami jej znajomi z partyzantki, mama pracowała, a ja… wagarowałem. Na swoje potrzeby „zarabiałem” żebrząc pod kinem. Po przeprowadzce do Ząbkowic Śląskich mama zachorowała, a ja musiałem powtarzać piątą klasę. Po jej śmierci w 1958 roku, zostałem sam. Miałem 12 lat. Nazywano mnie „dzieckiem ulicy”. Trafiłem do znajomej mamy z dzieciństwa mieszkającej w Zakopanem. Traktowano mnie tam jak służącego. W kościele bywałem, choć w tym domu nie obchodzono świąt. Dziś mogę powiedzieć, że tak jak śmierć Pana Jezusa uratowała ludzkość, tak śmierć mamy uratowała mnie. To co nazywałem wolnością, było tak naprawdę moją „drogą krzyżową”. Wpadłem w szpony szatana. Gdy wyjechałem do Krakowa, ożeniłem się. Po roku dostałem mieszkanie, urodziła mi się córka i zacząłem wszystko od nowa. Wyjeżdżałem z zakładu pracy na Słowację, Węgry i do Izraela, gdzie zwiedziłem większość miejsc związanych ze Zbawicielem. Częste rozłąki oddaliły mnie jednak od żony. Byłem złym mężem i ojcem. Żona zachorowała na raka piersi i po ślubie córki i urodzeniu się wnuczki to ja się nią opiekowałem. Będąc na emeryturze, sam zacząłem chorować i miałem głęboką depresję. Wtedy nagle nastąpił przełom w moim życiu. Po przeczytaniu książki „Moc uwielbienia” odmieniło się wszystko. Wróciłem do Boga, zniknęły lęki depresyjne, a z nimi wszystko co było we mnie złe. Po latach poszedłem do spowiedzi. Od śmierci żony uczestniczę co dzień we Mszy Świętej, regularnie korzystam z sakramentu pokuty. Pojednałem się też z córką, która często odwiedza mnie wraz z wnuczką. Razem spędzamy święta.

Z Panem Bogiem

Ryszard z Krakowa

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Waszemu Stowarzyszeniu za wszelkie kampanie – nie tylko kalendarze, ale i inne ciekawe książki czy gazetę „Przymierze z Maryją”. Już od kilku lat ten piękny kalendarz z Maryją ubogaca moje mieszkanie, ponieważ jestem wielką czcicielką Najświętszej Maryi Panny. Dlatego bardzo zasmuciło mnie to, że może go już nie otrzymam. Dziękuję za wszystko!

Elżbieta z Wieprza