Temat numeru
 
Franciszek i Hiacynta - błogosławione dzieci

Dnia 13 maja 2000 roku w trakcie pamiętnej ceremonii, Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował w Fatimie dwoje pastuszków, Franciszka i Hiacyntę. Stali się oni tym samym najmłodszymi beatyfikowanymi niemęczennikami w historii Kościoła. Beatyfikacja ta oznacza w pewien sposób przypieczętowanie przez Kościół autentyczności objawień Najświętszej Dziewicy w Fatimie. – Niech orędzie ich życia pozostanie na zawsze żywe, aby oświetlać drogę ludzkości! – mówił wtedy papież.

Jest pewna kwestia, która w odniesieniu do beatyfikacji dwojga pastuszków z Fatimy nas zaskakuje: jak to możliwe, że dwoje dzieci, z których jedno zmarło nie dożywszy dziesięciu lat, a drugie w wieku prawie jedenastu lat, zdołało odznaczyć się cnotami tak heroicznymi, że zasłużyło na chwałę ołtarzy?

Podążając za łacińskim stwierdzeniem, iż nic wielkiego nie staje się nagle, powinniśmy poszukać źródeł tej cnoty przede wszystkim w rodzinie, bowiem środowisko rodzinne w oczywisty sposób musiało mieć wpływ na zachowanie tak małych dzieci. Jednakże oprócz tego ich przewodnikiem na drodze do doskonałości był także Anioł, a następnie sama Matka Boża.

Prawdziwie chrześcijański dom

Rodzina Franciszka i Hiacynty przez mieszkańców Serra de Aire postrzegana była jako wzorowa. Ojciec, znany wszystkim jako „Ti Marto” (wujek Marto), zgodnie ze świadectwem kanonika Formigão – pobożnego kapłana, który dobrze go poznał – uważany był za najpoważniejszego człowieka w wiosce, niezdolnego, by kogokolwiek oszukać. Z kolei o. João de Marchi, I.C.M., autor wielu książek o Fatimie, gdzie przez jakiś czas mieszkał, stwierdza, że zaskoczyła go szeroka znajomość doktryny katolickiej „Ti Marto”, jak również jego zdrowy rozsądek, prostota duszy i odwaga. „Ti Marto” jako żołnierz walczył w Afryce przeciw buntownikom w Mozambiku (1895-1896), ówczesnej kolonii portugalskiej.

„Ciotka Olímpia”, jego małżonka, nie pozostawała za nim w tyle w praktykowaniu cnót. W swej głębokiej miłości i bojaźni Bożej wychowali liczne potomstwo.

To samo można powiedzieć o rodzinie Łucji, najstarszej z wizjonerów. Aby zdać sobie sprawę z tego, jak głęboko religijny był jej ojciec, António dos Santos, przytoczmy słowa, które wypowiedział, gdy jedna z jego starszych córek zaczęła rozważać zamążpójście: – Kiedy stanąłem w konkury o względy twej matki, pierwszą rzeczą, co do której się zgodziliśmy, było to, że zachowamy kwiat naszej niewinności aż do ślubu, aby złożyć go w ofierze Bogu, w zamian za Jego błogosławieństwa i dzieci, które zechce nam dać. Pobłogosławił On nas obdarzając tą małą gromadką.

Maria Rosa, matka Łucji, jedna z niewielu kobiet w tym regionie umiejących czytać, była dla swych dzieci i sąsiadów wyrocznią we wszystkim, co dotyczyło moralności i religii.

Dobroczynność rodziny była powszechnie znana. Kiedy piekli chleb czy tłoczyli oliwę, za każdym razem pewną część przeznaczali dla biednych. Potrzebujący zawsze mogli liczyć na pomoc w domu państwa Santos.

Przyjrzyjmy się pewnemu epizodowi, który pokazuje, jak głęboka więź i duch nadprzyrodzoności łączyły dwoje małżonków: któregoś dnia António, dając jałmużnę biednemu, poprosił go o modlitwę za siebie i za stojącą obok Łucję. Maria Rosa, słysząc jego słowa, zaprotestowała żartobliwie: – Jakże to, prosisz o modlitwę za siebie, a za mnie nie prosisz? António odpowiedział z uśmiechem: – Co jest moje, jest także twoje. Modlić się za mnie to to samo, co modlić się za ciebie. Zadowolona Maria Rosa zgodziła się z tym, rozumiejąc dobrze, że tworzy z mężem „jedno ciało”.

Widzimy zatem, że Matka Boża świadków jednego z najważniejszych orędzi ostatnich stuleci wybrała w rodzinach solidnych i głęboko religijnych.

Dwoje grzecznych i normalnych dzieci

Franciszek i Hiacynta byli posłusznymi i grzecznymi dziećmi, nie odznaczającymi się niczym szczególnym poza głęboką niewinnością, powszechną zresztą wśród dzieci wychowujących się w portugalskich górach w tamtym okresie.

Jak wszystkie dzieci, Franciszek również miał swoje małe wady: czy to dlatego Matka Boża poleciła mu odmawiać wiele części Różańca, aby mógł pójść do Nieba?

„Ti Marto” tak opisuje swojego najmłodszego syna: Franciszek był krzepki. Miał dobre zdrowie; przepowiadaliśmy więc, że będzie energiczny, silny i śmiały.
Był śmielszy, bardziej niespokojny niż jego siostrzyczka. Nie miał tyle cierpliwości, był rozbrykany jak młody byczek.

Nie był ani trochę bojaźliwy. W nocy zapuszczał się sam w różne ciemne miejsca, nie okazując strachu ani nawet niepewności. Bawił się z jaszczurkami i wężami, które znajdował: owijał je wokół swojego kija i nalewał im do zagłębień w kamieniach owczego mleka. Gonił zające, lisy i krety.

Mimo tego czasem niesfornego temperamentu, innymi razy Franciszek wydawał się znów apatyczny, jakby nie zwracał uwagi na to, co dzieje się dookoła. I tak wiele razy chłopcy, z którymi się bawił, oszukiwali go w grze, co nie budziło w nim sprzeciwu. – Mówisz, że wygrałeś? Niech ci będzie, wszystko mi jedno – mówił.

Nawet Łucję denerwowała trochę ta jego pasywność. – Ja sama nie bardzo za nim przepadałam, ponieważ jego pokojowy temperament kontrastował z moją nadmierną żywotnością. Czasami chwytałam go za rękę, sadzałam na ziemi albo na jakimś kamieniu i nakazywałam, aby siedział spokojnie; i on był mi posłuszny, jakbym była jakimś wielkim autorytetem. Potem było mi ciężko myśleć, że to zrobiłam i szłam po niego, brałam za rękę i prowadziłam ze sobą zadowolonego, jakby nic się nie stało.

Hiacynta, według Łucji, była przeciwieństwem Franciszka, a na ich pokrewieństwo wskazywały jedynie podobne cechy fizyczne. Jak wspominał ze wzruszeniem „Ti Marto”: – Była zawsze bardzo spokojniutka. Jeszcze jako niemowlę zawsze przystawała na wszystko. Jeśli była głodna, dawała znak, popłakując przez chwilę, a później była już spokojna. Musieliśmy chodzić tu i tam, na Mszę itd., a jej to nie drażniło; nie trzeba było specjalnych zachodów, żeby była grzeczna. Nic jej nie przeszkadzało. Podobne do niej dziecko nam się już nie urodziło. Była jak dar z Nieba.

Miała niezwykle wrażliwą duszę i łatwo się wzruszała. – Już w wieku mniej więcej pięciu lat – jak przypomina Łucja – słysząc opowiadanie o cierpieniach Boskiego Zbawiciela, rozczulała się i płakała. „Biedaczek Nasz Pan” szeptała. „Ja nie popełnię nigdy żadnego grzechu, nie chcę, żeby Jezus już więcej cierpiał”.

Unikała jak ognia tych, którzy mówili złe słowa lub prowadzili nieodpowiednie rozmowy, tłumacząc że to grzech, który zasmuca Pana Jezusa.

Czy ten aniołek nie miał wad? Być może niewielkie. Łucja mówi, że będąc najmłodszą w licznej rodzinie, Hiacynta została trochę rozpieszczona. Dlatego czasami, kiedy sprzeczano się z nią, dąsała się. I aby zgodziła się wrócić do zabawy, trzeba było pozwolić jej wybrać nie tylko grę, ale też partnera. Czasami dawała zbyt wielki upust swej zaskakującej witalności – na przykład w tańcu, bardzo zresztą popularnym wśród górali. Z niezwykłą jak na swój wiek zwinnością i gracją zaczynała się kręcić tak szybko i długo, że dostawała wypieków i niemal traciła oddech.

Przenajświętsze Serca Jezusa i Maryi chcą okazać przez was miłosierdzie

Wiosną 1916 roku życie trojga wesołych i beztroskich pastuszków w wieku zaledwie dziewięciu, ośmiu i sześciu lat miało ulec nagłej przemianie.

Stało się to, gdy pewnego pięknego dnia po raz pierwszy ukazał im się Anioł Portugalii. Był on bielszy niż śnieg, przeźroczysty jak kryształ, przez który przenikają promienie słoneczne, niezwykłej urody. Ukląkł, schylając twarz ku ziemi i kazał im powtórzyć trzykrotnie następujące słowa:
Mój Boże, wierzę w Ciebie, wielbię Cię, ufam Tobie i kocham Cię. Błagam Cię o przebaczenie dla tych, którzy nie wierzą w Ciebie, nie wielbią Cię, nie ufają Tobie i nie kochają Cię.

Potem, powstając, dodał:
Módlcie się tak. Serca Jezusa i Maryi uważnie słuchają głosu waszych błagań.

To objawienie, pierwsze, w którym Anioł ukazał się wszystkim trojgu pastuszkom, okazało się przełomem w ich życiu. Oznaczało gwałtowne przejście od niewinnego, lecz zwykłego życia górali z bardzo katolickiego regionu do życia zanurzonego w nadporzyrodzonej obecności Boga i w heroiczności.

W czasie drugiego objawienia Anioł powiedział im:
Módlcie się! Módlcie się dużo! Przenajświętsze Serca Jezusa i Maryi chcą okazać przez was miłosierdzie. Ofiarujcie nieustannie modlitwy i umartwienia Najwyższemu.

I w końcu w trzecim objawieniu Anioł Portugalii podał im Komunię Świętą i nauczył je innej modlitwy: – Przenajświętsza Trójco, Ojcze, Synu i Duchu Święty, wielbię Cię z najgłębszą czcią i ofiaruję Ci najdroższe Ciało, Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa, obecnego we wszystkich tabernakulach świata, jako przebłaganie za zniewagi, świętokradztwa i zaniedbania, którymi jest On obrażany! Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca i Niepokalanego Serca Maryi, błagam Cię o nawrócenie biednych grzeszników.

Przyjmijcie i znoście z pokorą i poddaniem cierpienia, które Bóg wam ześle

– Serca Jezusa i Maryi uważnie słuchają głosu waszych błagań – powiedział im Anioł. – Ofiarujcie nieustannie modlitwy i umartwienia Najwyższemu. Z wszystkiego, co możecie, zróbcie ofiarę Bogu jako akt zadośćuczynienia za grzechy, którymi jest obrażany, jako uproszenie nawrócenia grzeszników. (...) Przede wszystkim przyjmijcie i znoście z pokorą i poddaniem cierpienia, które Bóg wam ześle.

Oto zaproszenie, jakie mogą dostać tylko ulubieńcy Boga, gdyż do takiej świętości powołanych jest niewielu: – Przenajświętsze Serca Jezusa i Maryi chcą okazać przez was miłosierdzie – powiedział im Anioł. Troje heroicznych pastuszków zrozumiało, co to oznacza i przyjęło to w głębi swoich serc.

Będziecie musieli wiele wycierpieć

Matka Boża nie objawiła się po to, aby obdarzyć troje pastuszków uprzejmościami i czułościami. Przybyła pełna powagi, jakiej wymagało Jej orędzie i już od pierwszego spotkania zachęcała, tak jak to wcześniej czynił Anioł, do modlitwy i cierpienia, dodając: Będziecie musieli wiele wycierpieć. Ale łaska Boża będzie waszą pociechą.

Była to więc prośba o modlitwę i cierpienie, aby zadośćuczynić Niepokalanemu Sercu Maryi i Najświętszemu Sercu Jezusa, tak bardzo obrażanym przez odstępstwo, jakiego dopuściła się ludzkość. Dzieci dzięki specjalnej łasce i światłu Ducha Świętego miały stopniowo coraz lepiej pojmować znaczenie i wagę tego przesłania.

Aby rzeczywiście zrozumiały konsekwencje grzechu, Matka Boża ukazała im piekło.

Młodzi pastuszkowie z hojnością właściwą niewinnym duszom zgodzili się cierpieć za nawrócenie grzeszników, jak o to prosiła Matka Boża. Oprócz tego, Hiacynta i Franciszek wkrótce złożyli w ofierze swe własne życie, podczas gdy Łucji pisane było jeszcze pozostać na tej ziemi, gdzie miała do spełnienia swe szczególne posłannictwo.

Najwyższa mądrość „szaleństwa krzyża”

Od momentu, gdy Anioł zaczął je przygotowywać, a zwłaszcza po pierwszym objawieniu „pięknej Pani”, dzieci zaczęły z niecierpliwością pragnąć ofiar i upokorzeń. Nie był to efekt utraty równowagi psychicznej czy jakiejś patologii; wręcz przeciwnie – ich postawa podyktowana była wyższą mądrością, którą święty Paweł nazywa „szaleństwem krzyża.” (por. 1 Kor 1, 18-24).

Jest to żarliwa forma miłosierdzia, owoc intensywnej miłości do Boga; żywa wiara przejawiająca się w czynach.

Zobaczywszy piekło, do którego trafiają nieszczęśni grzesznicy, wizjonerzy pojęli ogrom rozpaczy wiecznego potępienia i zgodzili się złożyć siebie w ofierze obrażonej Boskiej sprawiedliwości, aby w ten sposób zbawić dusze.

Poza umartwieniem, którego same szukały, dzieci doznały jeszcze dotkliwszych cierpień moralnych, między innymi w więzieniu pełnym złoczyńców czy gdy grożono im spaleniem żywcem w kotle wrzącej oliwy.

Śmierć Franciszka i powołanie do cierpienia Hiacynty

Franciszek zmarł 4 kwietnia 1919 roku o godzinie 22.00. Nie miał jeszcze wtedy ukończonych jedenastu lat.

Dotknięta ciężką chorobą Hiacynta, chciała pozostać dłużej na ziemi, aby cierpieć za nawrócenie grzeszników. Przebywała w dwóch szpitalach, gdzie znosiła straszliwe boleści, nie mogąc nawet znaleźć pocieszenia w obecności Łucji i swej rodziny. W lutym 1920 roku Hiacynta była ponownie operowana. W związku z jej osłabieniem, można było użyć jedynie chloroformu i znieczulenia miejscowego. Bardzo płakała, kiedy bez ubrania znalazła się w rękach lekarzy. Usunięto jej dwa żebra, zostawiając otwór tak wielki, że można było do niego włożyć rękę. Ona cierpiała cały czas w milczeniu, czasem tylko pojękując cicho: Ach, moja Matko Boża! Ale aby pocieszyć tych, którzy widzieli jej cierpienia, mówiła: – Cierpliwości! Wszyscy musimy cierpieć, aby wejść do chwały Nieba.

Można stwierdzić, jak napisał Joaquin Maria Alonso, że Pan w najgłębszy sposób włączył Hiacyntę do Swej bolesnej Męki i do bólów Dziewicy. Wszelkie łaski pocieszające, jakie otrzymała w trakcie wizyt Matki Bożej, nie przeszkodziły, by to dotkliwe cierpienie sięgnęło granic najstraszliwszego męczeństwa. Powiedzielibyśmy, że aby stać się wzorem wynagradzającej ofiary, Hiacynta musiała przejść przez oczyszczającą noc duszy i zmysłów, cierpiąc w straszliwym osamotnieniu, którego tak bardzo się bała.

Przyjdą mody, które będą bardzo obrażać Pana Jezusa

Mała wizjonerka osiągnęła wysoki stopień rozwoju w życiu mistycznym, mając wiele proroczych wizji. Matka Boża pouczyła ją o wielu rzeczach, które miały się wydarzyć.

Zatrzymajmy się na chwilę przy niektórych z jej przepowiedni, bowiem odnoszą się one do dzisiejszego, odchodzącego od Boga świata.

Matka Godinho, zakonnica, która opiekowała się Hiacyntą w sierocińcu w Lizbonie, zapisała różne jej przepowiednie. Według jednej z nich przyjdą mody, które będą bardzo obrażać Pana Jezusa. Osoby, które służą Bogu, nie powinny ulegać modzie. Kościół nie ulega modzie. Pan Jezus jest zawsze taki sam.

Widząc skąpe stroje kobiet przechadzających się po ulicach wielu niegdyś prawdziwie katolickich krajów, rozumiemy, jak dalece prawdziwa okazała się ta przepowiednia.

Hiacynta powiedziała również, że grzechy, które prowadzą najwięcej dusz do piekła, są to grzechy cielesne. Matka Godinho zapytała ją, czy wie, co znaczy być czystą. Dziewczynka odpowiedziała: – Tak, wiem. Być czystym na ciele, znaczy utrzymywać skromność. Być czystym duchowo, znaczy nie popełniać grzechów, nie patrzeć na to, czego nie powinno się oglądać.

Widząc osoby ubrane nieskromnie, które przychodziły w odwiedziny do chorych, albo bardzo wystrojone pielęgniarki, Hiacynta mówiła do matki Godinho: – Do czego służy to wszystko? Gdyby one pomyślały, że muszą umrzeć i wiedziały, co to jest wieczność! O niektórych lekarzach-ateistach mówiła: – Biedacy! Mimo całej swojej wiedzy nie wiedzą, co ich czeka. Gdy matka Godinho poprosiła ją o modlitwę za pewnych zatwardziałych grzeszników, Hiacynta odpowiedziała: – O tak, matko; ale dla tych już nie ma ratunku!

Hiacynta namawiała ciągle matkę Godinho: – Mateczko (takim właśnie czułym określeniem zwracały się do niej dzieci w sierocińcu), módlcie się dużo za grzeszników! Módlcie się dużo za księży! Módlcie się dużo za zakonników! Księża powinni być czyści, bardzo czyści. Nieposłuszeństwo księży i zakonników wobec ich przełożonych i wobec Ojca Świętego bardzo obraża Pana Jezusa. Hiacynta stwierdziła jeszcze: – Matka Boża już nie może powstrzymać karzącego ramienia swego ukochanego Syna, które zawisło nad światem. Trzeba pokutować. Jeżeli ludzie się poprawią, Pan Jezus może jeszcze oszczędzić świat, ale jeżeli się nie poprawią, nadejdzie kara.

A jaka to będzie kara? Hiacynta tłumaczy: – Jeżeli ludzie nie poprawią się, Matka Boża ześle na świat karę, która nie będzie miała sobie równej, to jest gorszą niż potop czy inne straszne kary, o jakich opowiada Stary Testament.

W końcu w piątek, 20 lutego 1920 roku Matka Boża przyszła po Hiacyntę. Dziewczynka, mimo że nie skończyła jeszcze dziesięciu lat, umarła w opinii świętości.

Wysławiam Cię, Ojcze, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom

Kończymy tymi słowami wypowiedzianymi przez Papieża Jana Pawła II w trakcie ceremonii beatyfikacji Franciszka i Hiacynty:
Ostatnie słowo kieruję do dzieci: Drodzy chłopcy i dziewczęta, widzę, że tylu z was ma na sobie podobne ubiory, jakie nosili Franciszek i Hiacynta. Bardzo wam pasują! Szkoda, że dzisiejszego wieczora albo może jutro zdejmiecie te ubiory i... pastuszkowie znikną. Czy wam się nie zdaje, że nie powinni zniknąć? Matka Boża potrzebuje was wszystkich, aby pocieszyć Pana Jezusa, który jest smutny z powodu krzywd, które Mu się wyrządza. Ona potrzebuje waszych modlitw i ofiar za grzeszników. Poproście waszych rodziców i nauczycieli, ażeby was zapisali do „szkoły” Matki Bożej, ażeby was nauczyła stać się jak pastuszkowie, którzy starali się czynić to, o co Ona ich prosiła. Mówię wam, że „żyjąc w poddaństwie i zależności od Maryi postąpimy w krótkim czasie więcej, aniżeli żyjąc przez całe lata w samowoli i opierając się na własnych siłach” (por. św. Ludwik Maria Grignon de Montfort). Tak właśnie się stało, że ci pastuszkowie błyskawicznie zostali świętymi. Pewna kobieta, która przyjęła Hiacyntę w Lizbonie, słuchając tak pięknych i mądrych rad, których dziewczynka udzielała, zapytała, od kogo tego się nauczyła. „Od Matki Bożej” – odpowiedziała. Poddając się całkowicie pod kierownictwo tak dobrej Mistrzyni, Hiacynta i Franciszek w krótkim czasie osiągnęli szczyty doskonałości. „Wysławiam Cię, Ojcze, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom”. Wysławiam Cię, Ojcze, za wszystkich Twoich maluczkich, poczynając od Dziewicy Maryi, pokornej Twojej Służebnicy, aż do pastuszków Franciszka i Hiacynty. Orędzie ich życia niechaj pozostanie zawsze żywe, aby rozświetlać drogę ludzkości!

Plinio Maria Solimeo


"Przymierze z Maryją" dociera regularnie do ponad 430 tysięcy osób. Dołącz do grona naszych Przyjaciół i zostań stałym czytelnikiem czasopisma.

NAJNOWSZE WYDANIE:
Dlaczego nas prześladują?
Maryja jest naszą Matką, daną przez Pana Jezusa. I do Niej uciekamy się we wszelkich potrzebach. Będąc Matką, nie przestaje jednak być Królową. Pięknie wyrażają to kolejne wezwania z ostatniej części litanii loretańskiej. Jest wśród nich tytuł: Królowa Męczenników. I właśnie męczeństwu wyznawców Chrystusa poświęcone jest to wydanie naszego pisma.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Płaszczem Maryi okryta

Pani Barbara Kaptur, która jest dzisiejszą bohaterką rubryki poświęconej Apostolatowi Fatimy, należy do naszej wspólnoty od ponad 10 lat.

– Przypadkowo w skrzynce znalazłam ulotkę, to było w 2012 roku, w listopadzie. Wysłałam zgłoszenie i od tego czasu zaczęła się korespondencja. Mam jeszcze pierwszy list, który dostałam 7 grudnia – wspomina.

 

– Pochodzę z parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Trzemesznie. Tam byłam ochrzczona, tam też przystąpiłam do Pierwszej Komunii i tam brałam ślub. Wiarę przekazali mi rodzice. Co niedziela chodzili na Mszę Świętą, a my za nimi podążaliśmy. Nie mówili: musicie chodzić, tylko szykowaliśmy się i tak jak rodzice szli, tak i my szliśmy.


– Gdy miałam 12 lat, w pokoju rodziców zapalił się ołtarz z obrazem Matki Bożej, który peregrynował po naszej parafii. Rodzice spali. Nagle poczułam, że ktoś mnie budzi. Na szczęście szybko się przebudziłam i zobaczyłam obraz Matki Bożej w ogniu. Wszystkich pobudziłam i tak uratowałam obraz oraz rodzinę, bo cały budynek poszedłby z ogniem.


U stóp Jasnogórskiej Pani


- Gdy miałam 10 lat po raz pierwszy byłam w Częstochowie, na pielgrzymce dzieci komunijnych, którą zorganizowała siostra zakonna z naszej parafii. Od Trzemeszna byliśmy ścigani przez milicję, której nie w smak był nasz wyjazd, a my grupkami, na różnych stacjach, wsiadaliśmy do pociągu. W końcu wszyscy zebraliśmy się w Inowrocławiu i stamtąd razem pojechaliśmy do Częstochowy.


- Pamiętam jak od zakrystii szliśmy przed sam ołtarz na kolanach, blisko Matki Bożej, nie tak jak teraz trzeba, za balustradą. To zapamiętałam, bo dzisiaj już tego nie ma, takiej czci i oddania. Zawsze mnie ciągnie na Jasną Górę. To jest nasza ostoja! Przedtem jeździłam tam ze swoimi dziećmi, a dziś wożę tam wnuki.


Pielgrzymka do Fatimy


- Kiedyś, w 1987 roku, kupiłam książkę o Fatimie, zapragnęłam tam pojechać i to się sprawdziło. W 2017 roku udałam się do Fatimy z pielgrzymką z Legnicy. W Fatimie naprawdę czuć obecność Matki Bożej. Na miejscu można odczuć takie ciepło, którego nawet nie umiem dobrze opisać. Takie Matczyne! Na kolanach szliśmy i płakaliśmy, że tam jesteśmy.

W Fatimie czułam się chroniona, byłam jakby okryta płaszczem.

- Spotkało mnie tam też takie zdarzenie: byłam zmęczona i poszłam odpocząć na pół godzinki. Wtedy przyśniła mi się kobieta ubrana na niebiesko. Tak jakby mnie chroniła, była ze mną, taka jaką mam w kapliczce przed domem. Szybko się przebudziłam.


Matka Boża chroni mój dom


- Z Fatimy przywiozłam różne dewocjonalia. Jeden z różańców podarowałam wnuczce, która zdawała wtedy maturę. Teraz wnuczka mówi: – Ja wszędzie biorę ten różaniec, bo on mi pomaga. Druga wnuczka jest tegoroczną maturzystką i też uszykowałam dla niej różaniec, żeby ją prowadził.


- Pamiątką z Portugalii jest też figurka Matki Bożej Fatimskiej. Pół roku później otrzymałam też z Krakowa figurkę Fatimskiej Pani, a trzecią mam przed domem. Pojechaliśmy po nią specjalnie do Gniezna, bo byłam wraz z moją rodziną atakowana przez świadków Jehowy. Zrobiliśmy postument z płytek, zadaszenie i powstała kapliczka, żeby statua Matki Bożej była chroniona od deszczu i nieprzyjaciół. Odkąd figura Maryi stanęła w kapliczce przed domem, mam święty spokój – przestali nas atakować i przychodzić. Niestety, są też tacy, którzy wciąż próbują do tej figurki ciskać kamieniami. A ja zawsze jak jest rocznica fatimska i różne inne święta, to zapalam przed nią lampkę.


Cuda i łaski


Z racji przynależności do Apostolatu Fatimy Pani Barbara otrzymuje ze Stowarzyszenia czasopisma, dewocjonalia i inne pamiątki, którymi dzieli się z najbliższymi i parafianami. O jednym z nich tak opowiada: – Kilka lat temu dostałam plastikowy obrazek Michała Archanioła i dałam mężowi Stanisławowi. Jakiś czas potem małżonek miał wypadek: wpadł do dużego i głębokiego zbiornika na nieczystości. Normalnie nie wyszedłby z tego cało, ale miał przy sobie ten obrazek. Cały czas go przy sobie nosił. I św. Michał Archanioł go uratował!


- Codziennie odmawiam z mężem dziesiątkę Różańca do Matki Bożej Fatimskiej i Ona nam daje siły. Mamy z mężem już po 72 lata i jeszcze normalnie funkcjonujemy. Ja zawsze odczuwałam przy sobie obecność Matki Bożej, zawsze Jej się oddawałam. Ona mnie chroni.


Oprac. Janusz Komenda


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Serdecznie pozdrawiam wszystkich pracowników „Przymierza z Maryją” oraz Pana Prezesa. Dziękuję za wszystko, co mi przesyłacie. W „Przymierzu…” są bardzo dobre artykuły – wszystko już przeczytałam i dam sąsiadom do czytania. W miarę moich możliwości nadal będę Was wspierać. Jeszcze raz wszystkich serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego od Pana Jezusa Miłosiernego. Modlę się za Was Koronką do Pana Jezusa i na Różańcu do Matki Bożej.

Apostołka Zofia z Białegostoku

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Proszę przyjąć serdeczne podziękowania za życzenia, które otrzymałem z okazji moich urodzin. Szczególnie dziękuję za modlitwy w mojej intencji kierowane do Matki Najświętszej oraz Pana Jezusa o udzielanie mi potrzebnych łask. Zbiegło się to w czasie z tym, że zachorowałem. Wtedy właśnie Msza Święta odprawiona w Krakowie 2 lutego za wszystkich Przyjaciół Stowarzyszenia w tym także za mnie oraz modlitwy pozwoliły mi mieć nadzieję na chociaż częściowy powrót do zdrowia, za co również dziękuję. Korzystając z okazji chciałem również podziękować za wszystkie dyplomy i wyróżnienia, wydawnictwa i upominki, które regularnie otrzymuję, szczególnie za „Przymierze z Maryją”. Gazeta ta ma szczególną moc, gdyż wnosi tak wiele w umocnienie wiary w Boga w naszej Ojczyźnie. Bardzo się cieszę, że mogę choć w skromnym zakresie brać w tym udział. Dlatego w miarę moich możliwości angażuję się, aby wydawanie „Przymierza…” trwało jak najdłużej. Kończąc, serdecznie pozdrawiam cały zespół redakcyjny i całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi z Panem Prezesem na czele.

Bogdan z Kielc

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bóg zapłać za czasopismo „Przymierze z Maryją”. Lubię je czytać, podobnie jak moja rodzina i znajomi. Zgadzam się z tym, że ubiór młodzieży i kobiet często jest dziś nieodpowiedni. Czasami trudno na to patrzeć. Same Święta Zmartwychwstania Pańskiego przeżyłam tak jak dawniej, z rodziną. Święta Wielkanocne są pięknymi świętami, pozwalają odnaleźć drogę do Boga. Cieszę się, że wielu Polaków czyta nasze wspólne pismo i również idzie tą drogą. Zmartwychwstał Pan prawdziwie!

Stefania

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

Jak wielka jest radość w moim sercu z powodu kampanii Miłosierdzie Boże! To bardzo ważna inicjatywa na dzisiejsze czasy. Jestem młodym człowiekiem, 25 lipca skończę 32 lata. Gdy odszedłem od Boga po bierzmowaniu i zacząłem żyć w grzechu, zgodnie z duchem tego świata, łaska nawrócenia spadła na mnie w wieku 28 lat. Wówczas zmarł mój dziadek, następnie chorowałem, dopadła mnie depresja i leczyłem się psychiatrycznie. Po powrocie do pracy nie mogłem się odnaleźć, aż wreszcie zostałem zwolniony. Świat zaczął mi się walić. Wyprowadziłem się z domu, chciałem nawet popełnić samobójstwo! Gdy przebywałem w szpitalu, przyszedł do mnie pewien mężczyzna i zapytał, czy może się za mnie pomodlić. Powiedziałem mu, że jak chce, to może, a jak nie, to nic mnie to nie obchodzi. Odmówił „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo” i jeszcze jedną modlitwę, której nie pamiętam. Następnie wyciągnął z kieszeni Cudowne Medaliki i dał je moim kolegom, którzy wtedy u mnie byli. Ja nie dostałem, ale wcale mu się nie dziwię, że mi nie dał, po tym, jak na niego nakrzyczałem. Wtedy poczułem jakiś dziwny ucisk w sercu. Nie wiem czemu, ale poprosiłem tego mężczyznę, by mnie też obdarował. On skinął głową, ucałował medalik i mi go dał. Zacząłem nosić ten medalik i modlić się. Wyspowiadałem się u kapelana, przyjąłem Komunię Świętą i coś zaczęło się we mnie zmieniać. Obecnie mam dobrze płatną pracę, mieszkam i utrzymuję się sam, jednak to wszystko dzięki łasce, którą wyprosiła mi Maryja, powoli i delikatnie przyprowadzając mnie do Swojego Syna, a naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Niech Jezus, Maryja i święty Józef mają Pana i całe Stowarzyszenie w Swojej opiece.

Patryk z Gdańska

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że mogę za pośrednictwem „Przymierza z Maryją” podziękować Panu Bogu i Maryi za otrzymane łaski, rady życiowe i podarunki, które od Was regularnie otrzymuję. Dziękuję Bogu za to, że czuwa nade mną i moją rodziną.

Aleksander

 

 

Droga Redakcjo!

Uważam, że właściwe byłoby zamieszczanie w „Przymierzu z Maryją” treści na temat Mszy Świętej sprzed Soboru Watykańskiego II. Należy też regularnie uświadamiać młode pokolenie, wskazując pewne niepokojące sygnały i wydarzenia w obecnym życiu Kościoła – naszej Matki.

Jolanta z Pszczyny

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję za przesłanie pakietu „Chrzest Święty”. Pięknie, że prowadzicie taką akcję, niech Pan Bóg Wam błogosławi! Jestem babcią dziecka, które ma być w maju ochrzczone i pragnę dla wnuczki Bożej Opieki od Jezusa Chrystusa, a jej rodzicom przekazywać wszelkie wartości wiary chrześcijańskiej, jakie czerpiemy z Pisma Świętego i Kościoła.

Jadwiga z Włocławka

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo Wam dziękuję za regularne przesyłanie „Przymierza z Maryją”. Proszę zawsze Matkę Bożą o opiekę nad całą rodziną, bardzo się o to modlę. Dziękuję też za wszystkie przesyłki, które otrzymuję. Cieszę się, że jesteście i mogę korzystać z owoców Waszej pracy. Pozdrawiam, życząc dużo zdrowia i potrzebnych łask. Z Panem Bogiem.

Zofia

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję za list i pakiet materiałów propagujący Boże Miłosierdzie. Bardzo mnie niepokoi obecna sytuacja w Polsce. To prawda, że katolicy są prześladowani i wykpiwani w mediach. Najbardziej boli mnie atak na świętego Jana Pawła II, który jest przecież uznawany za wielki autorytet na całym świecie.

Maria