Święte wzory
 
Bł. Karol Habsburg i służebnica Boża Zyta Burbon-Parmeńska - święte małżeństwo
Marcin Więckowski

Wielkim zaszczytem dla każdego państwa jest kanonizowany lub beatyfikowany władca. Polska doczekała się tylko jednego króla wyniesionego na ołtarze, św. Jadwigi Andegaweńskiej. Jednak wśród władców, których Kościół uznał za świętych lub błogosławionych, znalazł się także jeden cesarz rządzący częścią ziem polskich. Nadania tego zaszczytnego miana oczekuje również jego małżonka. Ich wspólna droga jest pięknym świadectwem życia pary katolickich władców oraz trwania w wierze i miłości do końca.

Karol I Habsburg przyszedł na świat 17 sierpnia 1887 roku w Persenbeugu w Austrii. Był pierworodnym synem arcyksięcia Ottona i Marii Józefy Saskiej. Pomimo hulaszczego trybu życia ojca, został dobrze uformowany przez bardzo religijną matkę i katechetę, dominikanina o. Norberta Geggerle. W latach 1906–1908 studiował na Uniwersytecie Karola w Pradze, leżącej wówczas na terytorium monarchii habsburskiej. Jednocześnie rozpoczął służbę wojskową, zdobywając stopień porucznika.

 

Zyta Burbon-Parmeńska urodziła się 9 maja 1892 roku w Villa delle Pianore w Toskanii. Była piątym dzieckiem Roberta I, ostatniego księcia Parmy, oraz Marii Antoniny, portugalskiej księżniczki. Po ukończeniu salezjańskiej szkoły w Zangbergu w Bawarii odbyła dodatkowe nauczanie w klasztorze św. Cecylii na angielskiej wyspie ­Wight, gdzie posługiwały jej dalsze krewne. Tam zachwyciła się życiem zakonnym i zapragnęła sama je prowadzić. Los przyniósł jej jednak inne powołanie…

Ciepłym latem 1910 roku, kiedy Zyta miała osiemnaście lat, a Karol dwadzieścia dwa, tych dwoje potomków książąt spotkało się na uroczystości rodzinnej. Zdarzało się to dosyć często, ponieważ na początku XX wieku europejscy monarchowie byli tak naprawdę jedną wielką rodziną, a wszystkie trony łączyły jakieś więzy krwi lub małżeństwa. Karol był szarmanckim gentlemanem, pełnym szacunku do kobiet wyniesionego z kultu maryjnego. Zytę z kolei cechowała skromność i kobiecość przekazana przez matkę oraz opiekunki. Młodzi od razu przypadli sobie do gustu, a rok później się pobrali. Był to rzadki przypadek małżeństwa z miłości zawartego przez władców lub kandydatów do tronu. Z ich autentycznego, gorącego uczucia przyszło na świat ośmioro dzieci. Jak trwała i niegasnąca była ta miłość, niech świadczy fakt, że ich ostatnia córka urodziła się jako pogrobowiec, czyli już po śmierci swojego ojca.

Cesarz pokoju

Kilka miesięcy przed ślubem, w czerwcu 1911 roku, Zyta Burbon-Parmeńska została przyjęta na prywatnej audiencji w Rzymie przez papieża, przyszłego świętego, Piusa X. Ojciec Święty powiedział wówczas o jej narzeczonym, przewidując niedaleką przyszłość: Karol będzie następcą po cesarzu Franciszku Józefie. I bardzo się z tego cieszę, ponieważ Karol jest nagrodą, jaką Bóg zesłał Austrii za wszystko, co uczyniła dla Kościoła. Błogosławię arcyksięcia Karola, przyszłego cesarza Austrii, który będzie dany swoim krajom i ludom ku największej chwale i błogosławieństwu. Objawi się to jednak dopiero po jego śmierci.

Sposób, w jaki Karol został następcą tronu Austrii, był nadzwyczaj skomplikowany i związany z serią niespodziewanych zgonów wśród habsburskich książąt, na czego dokładne opisanie w tym artykule niestety nie ma miejsca. Powiedzmy więc sobie tylko tyle, że po śmierci ostatniego przed nim następcy tronu, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda (jego małżeństwo było morganatyczne czyli pozbawione prawa do przekazania władzy dzieciom), nasz bohater stał się sukcesorem sędziwego cesarza Franciszka Józefa, któremu wróżono rychłe odejście. Tymczasem zamach w Sarajewie w 1914 roku, w którym zginął wzmiankowany arcyksiążę, stał się bezpośrednią przyczyną wybuchu I wojny światowej. Straszliwej, bezsensownej wojny, która pochłonęła 10 milionów istnień ludzkich w bratobójczej walce pomiędzy państwami chrześcijańskimi, a przy tym zniszczyła starą Europę, waląc w gruzy kilkusetletnie monarchie oraz pogrążając Stary Kontynent w marazmie rewolucji, kolejnych wojen domowych i etnicznych, upadku moralnego i formujących się totalitaryzmów…
Od początku wojny, do której Austro-Węgry przystąpiły jako jedno z państw centralnych po stronie Niemiec, Turcji i Bułgarii, Karol pełnił czynną służbę wojskową w sztabach różnych jednostek armii austriackiej. Przez cały ten czas miał przy sobie szablę z wygrawerowanym napisem Sub Tuum praesidium confugimus, Sancta Dei Genitrix (Pod Twoją obronę uciekamy się, Święta Boża Rodzicielko). W listopadzie 1916 roku następca tronu został wezwany do Wiednia w związku z pogarszającym się stanem zdrowia cesarza.
Franciszek Józef zmarł 21 listopada, a koronacja Karola i Zyty odbyła się dziewięć dni później w katedrze budapesztańskiej. Karol został nie tylko cesarzem Austrii i królem Węgier, ale też m.in. królem Galicji i Lodomerii, wielkim księciem Krakowa oraz księciem Oświęcimia i Zatoru. Kraków był jednym z pierwszych miast imperium, które odwiedził jako jego nowy władca.

Czas, w którym Karol i Zyta objęli tron, był ze wszech miar tragiczny. Sojusz z Niemcami i uwikłanie w krwawą wojnę na kilku frontach zdecydowanie nie służyły Austro-Węgrom, gdzie dochodziły do głosu liczne ruchy rewolucyjne i antymonarchistyczne. Dlatego para cesarska podjęła działania zmierzające do zawarcia separatystycznego pokoju. Za pośrednictwem brata Zyty, Sykstusa Parmeńskiego, władcy podjęli ściśle tajne rokowania z mocarstwami zachodnimi mające na celu wycofanie Austrii z wojny. Niestety, republikańskiej Francji rządzonej przez masonów bardziej zależało na sianiu fermentu w monarchiach niż na deeskalacji okrutnego konfliktu, dlatego francuski premier ujawnił poufne plany… Kiedy Niemcy dowiedzieli się o zamiarach Karola, negocjacje pokojowe państw Ententy z Austrią zostały zerwane. Tzw. sprawa Sykstusa była jedną z nielicznych prób zatrzymania szaleństwa, jakie ogarnęło w tamtych latach Europę i zapewniła Karolowi przydomek „Cesarza Pokoju”.

Wygnany, ale nie pokonany

11 listopada 1918 roku to dla Polaków data bardzo radosna, bo tego dnia umownie świętujemy odzyskanie niepodległości przez Polskę. Jednak jest to równocześnie moment rozpadu Austro-Węgier, ostatniego katolickiego cesarstwa na świecie. Od upadającego imperium oddzieliły się liczne państwa narodowe, podczas gdy w Wiedniu ogłoszono republikę. Karol odmówił jednak podpisania abdykacji, uważając, że został pozbawiony władzy nielegalnie. Trzeba przypomnieć, że w Rosji rządzili już wtedy bolszewicy, którzy zamordowali cara Mikołaja II wraz z rodziną. Wielu austriackich rewolucjonistów nie kryło się z tym, że chętnie zrobiliby to samo z Karolem, Zytą i ich dziećmi… Dlatego rodzina cesarska w końcu zdecydowała się na emigrację, najpierw do Szwajcarii, a później na portugalską wyspę Maderę. Warto jednak pamiętać, że oficjalnie Karol i Zyta nigdy nie zrzekli się prawa do tronu, a nawet próbowali go jeszcze odzyskać na Węgrzech.

Ponieważ wszystkie dobra rodowe Habsburgów zostały znacjonalizowane przez nowy republikański rząd w Wiedniu, a prywatne kosztowności, które zabrali ze sobą, zostały im skradzione, rodzina pozostała bez środków do życia. Karol musiał pójść do pracy jak zwykły człowiek, aby utrzymać żonę z siódemką dzieci. Zrobił to z miłości do nich pomimo tego, że dla byłego cesarza przyzwyczajonego do życia w pałacach, gdzie wszystko miał zapewnione, musiało to być bardzo trudne doświadczenie. Jednocześnie Karol zawsze dbał o swoje obowiązki ojcowskie, codziennie był obecny przy swoich dzieciach i razem z żoną uczestniczył w ich procesie wychowawczym. Z powodu odmiennego klimatu wyspy i ciężkiej, fizycznej pracy zapadł na liczne choroby, które przyczyniły się do jego śmierci 1 kwietnia 1922 roku. Odszedł na rękach żony, a ostatnim słowem, jakie wypowiedział, było: Jezus!.

Rok później – na zaproszenie króla Alfonsa XIII – Zyta z dziećmi przeniosła się do Hiszpanii, gdzie miejscowi rybacy w odruchu katolickiego serca pomogli cesarzowej organizując zbiórkę na kupno domu dla niej. Warto przypomnieć, że w tamtym okresie obalonym Habsburgom pomagał również polski oficer dawnej armii austriackiej, pułkownik Włodzimierz Ledóchowski.

W 1949 roku rozpoczął się proces beatyfikacyjny Karola. Zyta wróciła do Austrii w 1982, gdzie zmarła siedem lat później w wieku 97 lat. Spoczęła w krypcie pod wiedeńskim kościołem Kapucynów przy Neuer Markt, gdzie złożono doczesne szczątki ponad 30 cesarzy i cesarzowych Austrii. Ciało Karola natomiast pozostało na Maderze ze względu na silny związek z mieszkańcami wyspy, którzy udzielili mu pomocy w trudnym okresie życia. Ich najstarszy syn, Otto, następca obalonego tronu, żył do 2011 roku. Jego pogrzeb miał charakter państwowy i licznie zgromadził austriackich patriotów oraz zwolenników monarchii z całej Europy.

Władca na ołtarzach

Karol został beatyfikowany 3 października 2004 roku w Rzymie przez Jana Pawła II. Jego wspomnienie liturgiczne wyznaczono na 21 października. W czasie Mszy beatyfikacyjnej Ojciec Święty nazwał Karola „cesarzem jego ojca”, z uwagi na to, że Karol Wojtyła senior był żołnierzem armii austriackiej w czasach jego panowania, a rodzina Wojtyłów pochodziła z Galicji wchodzącej w skład monarchii Habsburgów. Istnieje nawet hipoteza, że to po Karolu Habsburgu przyszły papież dostał swoje imię. Ostatni cesarz Austrii i ostatni katolicki cesarz na świecie był zarazem ostatnim człowiekiem, którego Jan Paweł II wyniósł na ołtarze.

10 grudnia 2009 roku został otwarty proces beatyfikacyjny Zyty Burbon-Parmeńskiej. Miejmy nadzieję, że wkrótce będzie nam dane oglądać oboje cesarskich małżonków w nimbie świętości. Przykład ich miłości do Boga i do siebie nawzajem, katolickiej roztropności oraz przywiązania do tradycyjnych wartości niech oświeca wszystkie pary przechodzące kryzys małżeński, a także polityków, od których decyzji zależy życie i los milionów ludzi…



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina