Problemy
 
Znak Krzyża - piękny, zapomniany zwyczaj
Marcin Więckowski

Codziennie dojeżdżając tramwajem do pracy, mijam późnobarokowy kościół bonifratrów. Spod jego drzwi wejściowych schody opadają prosto na chodnik, a wysoka fasada góruje nad okolicą. Nie sposób go przeoczyć. Oczywiście za każdym razem, przejeżdżając przed nim tak w jedną, jak i w drugą stronę, czynię znak krzyża. Reakcją pasażerów jest na ogół obojętność, czasami zdziwienie, ale kilka razy zdarzyło się, że osoba siedząca twarzą do mnie, po chwili zadumy, też postanowiła się przeżegnać.

 

Z tej osobistej refleksji można wyciągnąć co najmniej dwa wnioski: pierwszy i bardzo przygnębiający to fakt, że niestety stary, polski zwyczaj żegnania się przed kościołem, kapliczką czy krzyżem przydrożnym już praktycznie zamarł. W autobusach, tramwajach i innych publicznych środkach ­transportu możemy zauważyć, że nawet wśród osób starszych robią to już w zasadzie nieliczni, a na moje pokolenie… lepiej spuścić zasłonę milczenia. Drugi kluczowy wniosek jest nieco bardziej optymistyczny i to on skłonił mnie do napisania tego tekstu: otóż, jak widać, nasz przykład ma sens. I dlatego warto go dawać.


Dlaczego powinniśmy się przeżegnać przed kościołem?


Nasze rozważania zacznijmy od zastanowienia się, skąd w ogóle się wziął ten piękny zwyczaj? Czy żegnanie się przed świątyniami i innymi obiektami sakralnymi jest obowiązkiem? Oczywiście nie, w takim znaczeniu, że nieuczynienie tego co do zasady nie jest grzechem (ale do tej kwestii jeszcze wrócimy). Takiego obowiązku nie nakładają na nas przykazania Boże ani kościelne, jest to więc praktyka dobrowolna. A jednak przez wieki całe pokolenia Polaków były uczone przez swoje matki i babcie, że przechodząc przed kościołem, koniecznie należy się przeżegnać. Dlaczego?


Przede wszystkim z szacunku dla Boga i świętości. Tak, ze zwyczajnego, ludzkiego szacunku wobec najbardziej cenionych w życiu wartości! Nieważne, czy chłop, czy szlachcic, czy – rzecz jasna – ksiądz, zakonnik lub biskup, w dawnej Polsce każdy prócz innowierców oddawał cześć miejscu poświęconemu Bogu tym prostym znakiem krzyża. Czyniliśmy to także – a może w szczególności! – w okresach niewoli, jak zabory, okupacja niemiecka czy czasy PRL-u. Zwyczaj, którego nie byli w stanie wykorzenić pruscy żandarmi ani milicyjne pałki, niestety nie wytrzymał konfrontacji z neoliberalizmem i laicyzacją płynącą z Zachodu. Tak jak jeszcze w latach 80., pod komunistyczną władzą, w autobusach czyniła znak krzyża przed kościołami spora część pasażerów, tak po ponad 30 latach „wolnej Polski” nie zostało z tego praktycznie nic.


Zwyczaj żegnania się przed świątyniami zawsze wyróżniał nas spośród sąsiednich narodów. Pomiędzy protestanckimi Niemcami i ich wyzuciem z wszelkiej duchowości oraz odarciem z symboliki a prawosławną Rusią z jej zupełnie odmiennymi tradycjami i sposobami wyrażania wiary, trwaliśmy w cywilizacji łacińskiej, którą łączyliśmy z unikalną, słowiańską wrażliwością. Zewnętrzne przejawy naszej wiary, takie jak uroczyste procesje Bożego Ciała, ale także zwyczajny, niemal mniszy w swej prostocie znak krzyża przed kościołem, były widocznym z daleka świadectwem – dowodem na przynależność do polskości i wiary ojców. Nikt nie chciał przecież być utożsamiany z Prusakiem lub Moskalem, nawet jeśli trwanie przy polskiej i katolickiej tożsamości oznaczało dla niego narażenie się na ciężkie represje.


Co innego dziś, kiedy zamożny Zachód mami nas i kusi swoją „luzacką” obojętnością na Boga…


Świadectwo wiary


Ale może to właśnie teraz, w takich warunkach, zwyczaj żegnania się przed kościołami, kapliczkami i krzyżami ma większe znaczenie niż kiedykolwiek? Nigdy przecież tak wielu ludzi nie odchodziło od Kościoła, nigdy w historii Polski tak wielu z nas nie przestawało praktykować wiary i żyć tak, jakby Bóg nie istniał. A więc z drugiej strony nigdy też jednym, prostym znakiem krzyża nie dawaliśmy świadectwa wiary tak wielu wątpiącym i porzucającym wiarę! Praktycznie w każdym tramwaju i autobusie podróżujemy wspólnie z takimi osobami. W tej sytuacji nasze świadectwo wiary będzie wielkim aktem chrześcijańskiego miłosierdzia względem nich: przypomnienia im o Bogu, który ich kocha, a o którym zapomnieli!


Jednocześnie jest to dziś też pewien akt odwagi. Kiedyś, żegnając się gremialnie, utwierdzaliśmy się nawzajem w wierze. Teraz, czyniąc to jako jedyna osoba w miejscu publicznym, poddajemy naszą wiarę próbie. Jednak Pan Jezus powiedział nam jasno: Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed Moim Ojcem, który jest w Niebie (Mt 10,33). Wracając do poprzedniej myśli zawartej w tym artykule, choć żegnanie się przed kościołami nie jest obowiązkiem wynikającym z przykazań czy nakazów, to nierobienie tego z powodu strachu przed byciem wyśmianym przez kolegów może i powinno być uznane za słabość i w pewnym sensie zaparcie się wiary. Uczynienie znaku krzyża przed miejscem poświęconym Bogu jest publicznym wyrazem naszego przyznania się do Jezusa. W obecnych czasach staje się to już nie tylko zwyczajem, ale w coraz większym stopniu formą Nowej Ewangelizacji. Tym bardziej jest potrzebny i powinien być praktykowany zwłaszcza przez młodych.


Oczywiście, we wszystkim należy zachować umiar. Jeśli na przykład jedziemy w daleką trasę, a wiadomo, że w naszym polskim krajobrazie mijamy jakiś kościół co kilka, kilkanaście kilometrów, dość nieporęczne byłoby żegnanie się przed każdym z nich. Dlatego w takim wypadku wystarczy zrobić to raz, przed pierwszym napotkanym na naszej drodze. Również w zabytkowym centrum Krakowa, gdzie świątynię mijamy na co drugiej ulicy, można ograniczyć się do jednej wybranej. Chrześcijańska roztropność zobowiązuje nas też do tego, aby swoje zewnętrzne gesty wiary wyrażać w sposób rozsądny, nie narażając się na śmieszność. Jeśli ktoś w tramwaju poza przeżegnaniem się przed kościołem zacząłby po trzykroć kłaniać się i śpiewać suplikację Święty Boże, byłaby to oczywiście spora przesada i raczej nikogo obojętnego na Bożą miłość takie świadectwo by nie przekonało.


Czy ten zwyczaj można jeszcze ożywić?


W czasie pisania tego artykułu przejrzałem mnóstwo wątków na katolickich forach internetowych, gdzie wielu ludzi z pewną dezorientacją pytało, czy należy żegnać się przed kościołami. Oznacza to, że zwyczaj ten gdzieś jeszcze się tli i jest jakaś nadzieja, by go przywrócić. Straszne były natomiast niektóre odpowiedzi, w których żegnanie się przed kościołami nazywano „faryzeizmem” (słowo-wytrych na wszystko), obnoszeniem się z wiarą, a nawet głupotą i niedorzecznością.


To dobrze pokazuje, jak głęboko nawet w umysłach praktykujących katolików zakorzeniło się myślenie liberalne, nowoczesne „wartości” i przekonanie, że religia jest sprawą prywatną, o której lepiej nie mówić publicznie. By udowodnić, że tak być nie musi, przytoczę pewien przykład. W ubiegłym roku reżim Łukaszenki wypuścił z aresztu trzy działaczki mniejszości polskiej na Białorusi. Kobiety natychmiast wyjechały do Polski, gdzie otrzymały azyl polityczny. W wywiadzie dla polskich mediów udzielonym zaraz po dotarciu do Warszawy jedna z nich powiedziała: My naprawdę jesteśmy Polakami, my nawet dzieci uczymy, że trzeba zdjąć czapkę i przeżegnać się przed kapliczką, chociaż już nawet w Polsce dzisiaj się tego nie uczy! I to jest jednocześnie najpiękniejsza, jak i najsmutniejsza wypowiedź na ten temat, którą słyszałem. Polacy na Kresach, odłączeni od kraju, praktykują stare zwyczaje, które we współczesnej Polsce uległy zapomnieniu, zmyte przez globalizację i nijakość.


Niech słowa tej Polki będą dla nas powodem do dumy i… wstydu. Dumy z tego, że rodacy na wschodzie pomimo szykan nadal dają świadectwo przynależności do naszej wiary i narodu, czyniąc znak krzyża przed kościołami i kapliczkami. A wstydu z tego powodu, że my, nie musząc się obawiać praktycznie niczego, porzucamy tak piękne zwyczaje, łączące pokolenia.


Ile we współczesnej Polsce domów, gdzie kruszynę chleba podnosi się z ziemi przez uszanowanie dla darów Nieba, znalazłby Norwid?



NAJNOWSZE WYDANIE:
Piekła możesz uniknąć!
Wypoczynek – któż go nie lubi! Nie wolno nam go zaniedbywać, bo ma to fatalny wpływ na naszą kondycję – duchową, intelektualną i fizyczną, co z kolei przekłada się na jakość: życia, pracy, rozwoju duchowego, wykonywania codziennych obowiązków. Trzeba jednak uważać, by wypoczynku nie pomylić z lenistwem – zwłaszcza duchowym.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
U stóp Fatimskiej Pani
Janusz Komenda

Podchodzimy do lądowania. Przez niewielkie okienka samolotu widzimy coraz wyraźniej czerwone dachy i jasne elewacje budynków Lizbony. Jeszcze moment i dotkniemy portugalskiej ziemi. Jest druga połowa maja i Portugalia wita nas – grupę 21 Apostołów Fatimy, towarzyszących im osób i pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi – słoneczną, ale nie upalną pogodą.

 

Na parkingu, obok budynku lotniska, czeka już autobus, który zabiera nas w 120-kilometrową podróż do Fatimy. Początkowo płaskie krajobrazy przesuwają się powoli przed naszymi oczami, ustępując stopniowo miejsca pofalowanym wzgórzom…


Batalha i Alcobaça


W trakcie pięciodniowego pobytu na Półwyspie Iberyjskim Portugalia odsłania przed nami swoje najpiękniejsze skarby. Tak jest na przykład wtedy, gdy spośród malowniczych wapiennych wzgórz Estremadury wyłania się zachwycający klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha, ufundowany przez króla Jana I Portugalskiego w podzięce za zwycięstwo nad Hiszpanami pod Aljubarottą w 1385 roku. Na dobre zapewniło ono temu krajowi niezależność od hiszpańskiego sąsiada.


Podobnie niezapomniane wrażenia czekają na nas w Alcobaça – miasteczku słynącym ze średniowiecznego opactwa cysterskiego. Zespół klasztorny powstał jako wotum króla Alfonsa I Zdobywcy dla Matki Bożej za odbicie z rąk muzułmańskich grodu Santarem. Imponujący klasztor oprócz bogato zdobionych krużganków i Dziedzińca Królewskiego kryje w sobie sarkofagi władców – Alfonsa IV i jego syna Piotra I oraz królowej Beatrycze Kastylijskiej i żony Piotra I – Ines de Castro.


Nazaré, Santarem, Obidos


Odwiedzamy też leżące nad Atlantykiem miasteczko Nazaré. Jego nazwa wywodzi się od biblijnego Nazaretu, z którego pochodzi figura Maryi, przyniesiona tu w VIII wieku przez mnicha Romano. Statua portugalskiej Czarnej Madonny spoczywa w ołtarzu barokowego sanktuarium Matki Bożej, mieszczącym się na szczycie oceanicznego klifu.


Modne wśród portugalskich celebrytów miasteczko leży na portugalskim szlaku św. Jakuba. Przybyliśmy tu, aby nawiedzić kościół pw. św. Stefana, mieszczący Sanktuarium Cudu Eucharystycznego z XIII wieku. W ciszy, skupieniu i z pochylonymi głowami podziwiamy zachowaną w relikwiarzu cudowną, zakrwawioną Hostię.


Nie omijamy również uroczego, otoczonego średniowiecznymi murami miasteczka Obidos. Przez wieki była to własność kolejnych portugalskich królowych. Kilkusetletni zamek oraz zabytkowe budynki ciasno okalające wąskie, wybrukowane uliczki przyciągają tu każdego roku nowe rzesze turystów i pątników…


Fatima


…No, ale choćby i były najpiękniejsze, nie dla tych miejsc przybyliśmy do Portugalii. Po ok. 100 minutach podróży z lotniska zjeżdżamy w końcu z autostrady. Mijamy znak z napisem „Fatima”. Po lewej stronie drogi rozciągają się parkingi i miejsca kempingowe, teraz puste, ale w trakcie większych uroczystości religijnych szczelnie zapełnione. Dojeżdżamy do Ronda Pastuszków, na środku którego podziwiamy figury spacerujących z owieczkami Łucji, Franciszka i Hiacynty. Zbliżamy się do sanktuarium. Teraz wzdłuż ulicy ciągnie się nieprzerwany rząd oczekujących na pielgrzymów hoteli. Mijamy rondo z figurą św. Antoniego. Zza rosnących wzdłuż ulicy drzew powoli przebija się widok wyłożonego płytami placu Modlitwy. W jego sercu leży Kaplica Objawień, na szczycie góruje Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej.


U Fatimskiej Matki


Opuszczamy autobus i po szybkim rozlokowaniu się w hotelowych pokojach oraz zjedzeniu kolacji możemy w końcu pokłonić się Matce Bożej Fatimskiej. Zapada zmrok, a my kierujemy nasze kroki do zapełniającej się coraz szczelniej pielgrzymami Kaplicy Objawień. Tutaj, jak co wieczór, o 21.30 rozpoczyna się nabożeństwo różańcowe i procesja z figurą Matki Bożej Fatimskiej.


Trudno wyrazić emocje kłębiące się w głowach i sercach pątników. To bardzo osobiste dla każdego spotkanie, ten specyficzny nastrój skupienia i spotkania z majestatem Królowej Nieba i Ziemi, ale też z naszą najukochańszą Matką. Każdy sam, w swoim wnętrzu, przeżywa ten osobisty moment spotkania z Maryją; wdzięczny, że mógł tu przybyć i uklęknąć na miejscu uświęconym przez Matkę Boga. Nazajutrz w imieniu Darczyńców i uczestników kampanii organizowanych przez Stowarzyszenie składamy Matce Bożej wieniec z tysiąca róż.


Via Crucis
i Aljustrel


Wkrótce potem udajemy się na Drogę Krzyżową zwaną też Szlakiem Pastuszków. Przy jej trasie nawiedzamy miejsce objawienia pastuszkom Anioła Portugalii, Valinhos, gdzie Matka Boża objawiła się dzieciom fatimskim w sierpniu 1917 roku, a także domy rodzinne Łucji oraz świętych Franciszka i Hiacynty, wciąż zachowane i jako muzea udostępniane zwiedzającym w ich rodzinnej wiosce Aljustrel.


Sanktuarium i bazylika


Po południu czeka nas zwiedzanie bazyliki Trójcy Świętej i Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Pierwsza z tych świątyń nie robi na mnie dobrego wrażenia. Nowoczesny budynek, z zewnątrz bardziej przypominający betonowy bunkier, a w środku przestronną halę mogącą pomieścić prawie 10 000 osób, sprawia mało sakralne wrażenie. W dodatku tuż przed nim widzimy sporych rozmiarów krzyż, na którym sylwetkę naszego Pana Jezusa Chrystusa zastąpiono kilkoma prostymi kawałkami metalu.


Zdecydowanie lepiej wygląda utrzymane w neobarokowym stylu Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Stałym punktem przy jego zwiedzaniu są kaplice po obu stronach prezbiterium, gdzie pielgrzymi modlą się przy grobach świętych Franciszka i Hiacynty oraz Służebnicy Bożej, siostry Łucji dos Santos.


Ofiara Mszy Świętej


W trakcie pobytu w Fatimie codziennie rano uczestniczymy w Mszy Świętej w klasycznym rycie rzymskim i w tradycyjny sposób przyjmujemy Najświętszy Sakrament. Niestety, nie jest to obecnie możliwe w samym sanktuarium, dlatego Msze Święte są odprawiane w pobliskiej kaplicy. Najświętszą Ofiarę sprawuje nasz duchowy opiekun ks. Grzegorz Śniadoch z Instytutu Dobrego Pasterza.


Odmawiajcie Różaniec!


Bóg zapłać wszystkim, z którymi pielgrzymowałem do Fatimy: Księdzu Grzegorzowi, Apostołom Fatimy i ich osobom towarzyszącym, Panu Przewodnikowi, koleżance i kolegom ze Stowarzyszenia. To była prawdziwa przyjemność i łaska spotkać Was, lepiej Was poznać, rozmawiać z Wami i wspólnie z Wami modlić się w miejscu objawień Matki Bożej. Jesteśmy wspólnotą skupiającą ludzi o różnych charakterach i temperamentach, których łączy wyjątkowa miłość do Najświętszej Maryi Panny.


Za to wszystko: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowny Panie Prezesie!

Dziękuję bardzo za otrzymane życzenia urodzinowe. Miło mnie zaskoczyły i sprawiły mi dużo radości. Dziś rzadko dostaje się tyle ciepłych słów płynących z serca. Dziękuję za modlitwy za mnie!

Alina z Warszawy

 

 

Szczęść Boże!

Po przestudiowaniu książeczki pt. „Zanim przyjdzie sprawiedliwość…”, którą mi przysłaliście, jestem pod wielkim wrażeniem, że w tak zwięzły, przekonujący sposób została przekazana istota wiedzy na temat Bożego Miłosierdzia. Na nowo pomogła mi uwierzyć i przylgnąć do Miłosierdzia Bożego. Z tejże lektury dowiedziałam się wreszcie, co znaczy ofiarować Bogu Ojcu „Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa” i jak należy rozumieć tę formułę. Bardzo pomogła mi przytoczona bulla papieża Piusa IV z 1564 roku.

Cecylia ze Śląska

 

 

Szczęść Boże!

Uważam, że Wasza inicjatywa „Chrzest Święty” jest bardzo piękna i potrzebna. Dziś, kiedy u młodych ludzi zatraca się poczucie wrażliwości wobec tego sakramentu, taka akcja i forma prezentu może być bardzo pomocna w zrozumieniu, jakie znaczenie ma ten sakrament oraz jak bardzo ważny jest wybór rodziców chrzestnych. Będę polecał znajomym Państwa inicjatywę i te prezenty. Serdecznie pozdrawiam.

Ryszard z Raciborza

 

 

Szczęść Boże!

Popieram każdą akcję, która służy dobru ludzi kochających Pana Boga, którzy także wielbią Jego Matkę. Pragnę też podzielić się swoim świadectwem. Pan Jezus uratował mnie, gdy podczas zawału serca błagałam o pomoc Bożego Syna słowami: „Panie Jezu ratuj, mam tyle jeszcze do spełnienia”. Od tego dnia mija prawie 20 lat. Mam wsparcie od Pana Jezusa i modlę się codzienne na różańcu, dziękując za pomoc i opiekę.

Danuta z Krasnegostawu

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za list oraz pismo „Przymierze z Maryją” nr 129 pt. „Powrót do piękna”. Obecnie jesteśmy atakowani niemal zewsząd brzydotą, chociażby poprzez absurdalne i obsceniczne pokazy „mody” na świecie. Chcę, aby to „Przymierze…” dotarło do jak największej liczby polskich domów i jak najwięcej osób czytało je z radością. Chcemy, aby świątynie były piękne i aby umiłowanie piękna człowieka było drogą do Boga. Życzę całej redakcji Bożego błogosławieństwa i życzliwości ludzi w waszym dziele. Z Panem Bogiem

Stefania z Dolnośląskiego

 

 

Szczęść Boże!

Nasze życie przemija bardzo szybko, chwila za chwilą, dzień za dniem. Jesteśmy zabiegani coraz bardziej wśród spraw codziennych, „gonimy coraz szybciej” za określonym celem życia. Niesiemy w sercu jednak tęsknotę za czymś, czego sami nie potrafimy określić. Z jednej strony pełne wzruszeń wspomnienia lat dzieciństwa i lat młodości, wspominamy dom rodzinny pełen ciepła, niezapomniane tradycje rodzinne, zapracowanego ojca i matkę, jej serce pełne miłości do nas. Z drugiej strony myślimy o nieustannym pragnieniu, by jak najwięcej zaczerpnąć w naszym życiu z tego, co wzniosłe, pięknie i szlachetne. Często narzekamy, że dzisiaj już nie jest tak, jak kiedyś, że wszystko wokół nas się zmienia, niekoniecznie na lepsze. Do tradycji trzeba nam powracać, jak do źródła, aby odnawiać, oczyszczać i napełniać na nowo tym, co piękne, bogate w szacunek do człowieka i miłość do Boga. Ona po części kształtuje naszą osobowość, nasze człowieczeństwo. Dziś mentalność człowieka jest już trochę inna i inne jest pojmowanie otaczającego nas świata. Mniej w nas wspólnoty rodzinnej, sąsiedzkiej, która dawniej była filarem życia, tworzyła specyficzną atmosferę relacji międzyludzkiej. Kolebką tradycji była zawsze rodzina. Wielkim przeżyciem są dwa najważniejsze święta katolickie; Boże Narodzenie i Wielkanoc, o których jeszcze nie zapomnieliśmy, pragniemy zachować je jako „swoje”, będąc dumni, że jesteśmy Polakami i katolikami.. (…)

Takie wartości i takie postrzeganie świata wyniosłem z domu rodzinnego. Z tego domu, który prowadzony przez Mamę był domem wzorcowym. Taki pozostał w naszej pamięci – jej dzieci i wnuków, którzy zapamiętali ją zawsze uśmiechniętą, radosną, idącą z pomocą każdemu, kto jej potrzebował.

Fragment rozważań Edwarda z Kalisza

 

 

Szanowni Państwo!

Widzimy, jak bardzo jest poważna sytuacja – zarówno w Kościele, jak i na świecie. Wzorem naszych ojców szukajmy pomocy u Pana Boga i Matki Najświętszej. Podejmijmy to sami, łączmy się w działaniu i zachęcajmy do tego innych, by zamawiać Msze Święte, odmawiać Różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz prosić o modlitwę zakony. Intencji jest tak bardzo wiele, lecz Matka Najświętsza nie tylko zna je wszystkie, ale wie najlepiej, w jakich sprawach należy się modlić, o co prosić, za co wynagradzać, za co dziękować. Możemy zatem modlić się „we wszystkich intencjach powierzonych Matce Najświętszej”, możemy również zamawiać Msze Święte w konkretnych intencjach, np. „za Ojca Świętego, za wszystkich Księży Biskupów i o rozwój Tradycji”, „przez wstawiennictwo Matki Najświętszej z błaganiem o oddalenie: powietrza, głodu, ognia i wojny oraz o pokój Chrystusowy na świecie”, „o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii” i w podobnych intencjach.

W szczególny sposób zamawiajmy Msze Święte w klasycznym rycie rzymskim oraz greckokatolickie Boskie Liturgie. Zachęcajmy siebie i innych do Tradycji i Różańca Świętego, to bezcenny skarb, a tak wiele jeszcze osób go nie odkryło. Trwajmy mocno przy Ojcu Świętym i hierarchii kościelnej. Dołączmy nasze małe ofiary oraz obowiązki stanu i wszystko ofiarujmy Matce Bożej. Ona ma moc przebłagać słusznie zagniewanego Pana Boga. Ona wie, jak trudno żyć w dzisiejszym zepsutym świecie, Ona jest Tą, która chce i może udzielić nam łaski ostatecznego wytrwania, jeśli tylko o nią prosić będziemy i czynić, co możemy. Ona wreszcie może doprowadzić nas do portu wiecznego zbawienia – słusznie powiedział przecież św. Bernard z Clairvaux: „Maryja podstawą całej nadziei mojej”.

Czytelnik zatroskany o los katolickiej Polski