
Dziś nieczęsto spotyka się odpowiedzialnych, wiernych Bogu, służących wyższym ideom polityków. Demokracja sprzyja raczej krętaczom niż ludziom sprawiedliwym. Chcąc wskazać katolikom wzór człowieka zaangażowanego w życie polityczno-społeczne, w 2000 roku Ojciec Święty Jan Paweł II patronem rządzących i polityków ogłosił św. Tomasza Morusa – angielskiego męczennika z XVI wieku.
Tomasz Morus przyszedł na świat najprawdopodobniej 7 lutego 1478 roku w Londynie. Matka, Agnieszka, pochodziła z rodziny zamożnych prawników. Także jej mąż, a ojciec Tomasza, Jan, był wziętym jurystą. Pod koniec kariery pełnił funkcję sędziego sądu najwyższego. Za zasługi otrzymał tytuł szlachecki.
U progu kariery
Dostrzegając liczne talenty syna, Jan Morus zapisał go do elitarnej Szkoły Świętego Antoniego. Chłopiec miał wówczas zaledwie 6 lat. Kolejnym ważnym krokiem na drodze kariery, stało się umieszczenie młodzieńca, wówczas już trzynastolatka, jako pazia na dworze arcybiskupa Canterbury i kanclerza Anglii Jana Mortona. Wpływowy hierarcha polubił bystrego i pogodnego chłopca, toteż chętnie dzielił się z nim własnym, bogatym doświadczeniem. Zacny kardynał dobrze zapisał się w pamięci Tomasza.
W 1493 roku młody Morus rozpoczął studia na uniwersytecie w Oksfordzie. Zaprzyjaźnił się tam z wieloma ludźmi myślącymi nowymi kategoriami. Dostrzegłszy zainteresowanie syna modną kulturą renesansową, Jan Morus zaniepokoił się, uważał bowiem wyznawców nowych prądów umysłowych za nieświadomych apostołów pogaństwa.
W lutym 1496 roku Tomasz, na polecenie ojca, przeniósł się do szkoły prawniczej Lincoln’s Inn, gdzie studiował przez siedem kolejnych lat. Nie wyrzekł się fascynacji humanizmem i literaturą, jednak obawy Jana Morusa okazały się bezpodstawne. Katolicyzm syna był najwyższej próby. W czasie studiów nieobca mu była myśl o wstąpieniu w szeregi duchowieństwa. W 1500 roku zamieszkał nawet w klasztorze kartuzów. Wiódł w nim życie ascetyczne, jednocześnie studiując prawo i zajmując się twórczością literacką.
Światły człowiek
Poznał i zaprzyjaźnił się ze słynnym humanistą – Erazmem z Rotterdamu. Spotkali się kilka razy. Do końca życia korespondowali ze sobą.
W 1501 roku Tomasz został przyjęty w szeregi palestry. Obowiązki adwokata traktował bardzo poważnie. W służbie sprawiedliwości nie wahał się ryzykować własnej kariery. Jako początkujący prawnik wystąpił na forum parlamentu, by bronić kupców i rzemieślników przed ogromnym podatkiem, jaki król Henryk VII chciał narzucić poddanym, by wywianować królewnę. Mowa, którą wówczas Tomasz wygłosił, wywarła tak ogromne wrażenie na członkach Izby Gmin, że znacznie zmniejszyli sumę postulowaną przez władcę. Niezadowolenie króla odczuł ojciec prawnika, który na pewien czas trafił do więzienia w Tower. Wyszedł dopiero po wniesieniu wykupu wysokości 100 funtów. Tomasz na wszelki wypadek udał się na kontynent, by usunąć się sprzed oczu monarchy.
Po czterech latach życia w kartuzji, Tomasz podjął decyzję co do swej przyszłości. Doszedł do wniosku, że jego powołaniem jest życie rodzinne. W 1505 roku ożenił się z młodą szlachcianką Joanną Colt. Nie miała ambicji intelektualnych, była prostą dziewczyną ze wsi. Tomasz jednak kochał ją i cenił jako towarzyszkę życia, doczekali się czwórki dzieci. Niestety, po sześciu latach pożycia Joanna zmarła. Kierując się dobrem dzieci, Tomasz wkrótce ożenił się po raz drugi. Starsza od męża Alicja była wdową. Wychowywała córkę z poprzedniego związku. Także to małżeństwo stanowiło intelektualny mezalians, co Tomaszowi jednak nie przeszkadzało. Doceniał towarzystwo Alicji i jej gospodarność. Starał się nie zaniedbywać rodziny. Radość sprawiało mu przebywanie w gronie dzieci i przyjaciół, a także obserwowanie zwierząt, które gromadził w swej rezydencji.
Mimo licznych obowiązków, nie zaniedbywał życia duchowego. Potrafił godzinami modlić się, często pościł, biczował się sznurem z węzłami, a pod ubraniem nosił włosienicę. Ku zgorszeniu niektórych dostojników państwowych, co niedzielę ubierał komżę i śpiewał w chórze parafialnym.
Mąż stanu
W 1510 roku Tomasz Morus objął obowiązki wiceszeryfa Londynu. Był bezstronny i nieprzekupny. W połowie 1515 roku na polecenie króla Henryka VIII udał się do Flandrii, by wynegocjować układ handlowy z Niderlandami.
Monarcha uszlachcił Morusa i wciągnął w krąg swych najbliższych współpracowników, by podnieść splendor dworu. Powierzał mu kolejne urzędy: przewodniczącego sądu, tajnego radcy itp. Tomasz, miłośnik niezależności i zacisza domowego, opierał się dyskretnie. Ostatecznie musiał jednak przyjąć urząd kanclerza. Jak zawsze obowiązki swoje wypełniał rzetelnie.
Niestety, owocną współpracę obu mężów stanu zniweczyła sprawa unieważnienia królewskiego małżeństwa. Henryk nie mogąc doczekać się syna z żoną Katarzyną Aragońską, rozpoczął starania o stwierdzenie nieważności ślubu. Zlekceważył fakt, że niegdyś Stolica Apostolska udzieliła mu dyspensy od przeszkód, które teraz podnosił jako argument za nieważnością związku. W dodatku Katarzyna była bliską krewną cesarza Karola V, który opanował Rzym. Należy dodać, że Henryk chciał ożenić się z kochanką, Anną Boleyn. Profesor Cambridge ks. Tomasz Cranmer, usłużnie podsunął królowi sposób rozwiązania sprawy z pominięciem papieża jako „ubezwłasnowolnionego” przez cesarza. Prawnicy z Oxfordu i Cambridge posłusznie orzekli nieważność małżeństwa. Podobnie uczyniła nieprzychylna Karolowi V paryska Sorbona. Decyzję powtórzyły zapatrzone w autorytet francuskiej uczelni wszechnice włoskie.
„Poślubiwszy” Annę, król Anglii ściągnął na siebie klątwę papieża. Dalsze konsekwencje były równie fatalne: posłuszny Henrykowi VIII parlament ogłosił króla głową Kościoła Anglii, co oznaczało schizmę.
Tomasz Morus, wierny Kościołowi katolickiemu, złożył urząd kanclerza. Nie pokazał się także na koronacji Anny Boleyn. Henryk VIII długo czekał na zmianę stanowiska byłego współpracownika. W końcu jednak ex-kanclerz został wezwany przed Komisję Królewską w celu złożenia przysięgi. Odmówił, gdyż oznaczałaby akceptację dla wyłączenia kościoła Anglii spod zwierzchnictwa papieża. Trafił więc do więzienia…
Wierny do końca
Jego niewzruszona postawa nie zachwiała się nawet w obliczu okrutnej egzekucji kartuzów, którą oglądał z okna celi. Pozostał wierny własnemu sumieniu. Wreszcie także jego los się rozstrzygnął. Został skazany na śmierć. Egzekucję wyznaczono na dzień 6 lipca 1535 roku. Była publiczna. Mimo tragicznych okoliczności, skazańca nie opuszczała zimna krew i… poczucie humoru. Stanąwszy przed schodami prowadzącymi na szafot, rzekł do strażnika: Proszę was, panie, pomóżcie mi wejść na górę. Z powrotem poradzę sobie sam.
Choć nie dostał zgody na wygłoszenie przemówienia, zwrócił się do obecnych: Módlcie się za mną bracia… Bądźcie świadkami, że umieram w wierze świętego Kościoła katolickiego jako wierny sługa króla, ale przede wszystkim Boga.
Jego głowę zatknięto na włóczni, po czym umieszczono na Moście Londyńskim. Tam pozostawała przez miesiąc. Dla prześladowanych w następnych wiekach angielskich katolików sir Tomasz Morus stał się symbolem wierności Kościołowi.
Gdy w 1850 roku w Anglii została odnowiona hierarchia katolicka, wszczęto szereg procesów beatyfikacyjnych męczenników za wiarę. W 1886 roku papież Leon XIII ogłosił błogosławionymi 54 z nich, w tym Tomasza Morusa i kard. Jana Fishera. 19 maja 1935 roku, zarówno lord kanclerz, jak i kardynał zostali kanonizowani przez Ojca Świętego Piusa XI. Liturgiczne wspomnienie św. Tomasza Morusa przypada 22 czerwca.
Święci są naszymi sprzymierzeńcami, przewodnikami w drodze do Nieba. Spójrzmy na ich żywoty. To ludzie z krwi i kości, którzy jednak bezkompromisowo wybrali w życiu Boga. Z miłości do Chrystusa i w trosce o zbawienie swoje oraz bliźnich zaparli się siebie, odrzucili fałszywe „błyskotki” tego świata. W tym numerze przedstawiamy pustelnika, który w swym uniżeniu chciał być zapomniany przez wszystkich – św. Charbela Makhloufa.
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel