Rodzina
 
Narzeczeństwo - czas przygotowania


Katolicyzm specjalnym pietyzmem i szacunkiem otacza okres narzeczeństwa. Nie jest to czas słodkich oszołomień, romantycznych marzeń – ale pora badania swojej duszy i poznawania narzeczonego czy narzeczonej.



Badaj swoją duszę


Narzeczeństwo to czas badania swojej duszy. Badania tego należy dokonywać, prosząc o specjalną pomoc Bożą. Czy istnieje ważniejsza chwila w życiu ludzkim, która by wymagała większej pomocy Bożej, niż wybór męża czy żony?! Mówi o tym rosyjskie przysłowie: „Jeśli idziesz na wojnę, pomódl się raz, jeśli idziesz na morze, pomódl się dwa razy, jeśli się żenisz, pomódl się trzy razy”.

Największą lekkomyślnością jest, jeśli młody człowiek przed zawarciem małżeństwa nie zbada gruntownie swego sumienia. Niech nie zapomina, że stoi wobec olbrzymiego zadania.

Masz założyć rodzinę. Będziesz się musiał troszczyć o żonę, o dzieci. Czeka cię spokojna i czysta radość. Masz pracować bezinteresownie. Będziesz się musiał wyrzec wielu rzeczy, różnych upodobań… To jest pierwsza część badania swojej duszy.

Druga część napełnia wzniosłym zadowoleniem duszę młodzieńczą: Będziesz głową małego, szczęśliwego państewka. Z własnej pracy będziesz utrzymywał rodzinę. Z miłości twojej wyrośnie nowe życie. Uszczęśliwisz żonę, dzieci, napełnisz radością małe gniazdko… Wiesz, że czeka cię trud, ofiary, ale tysiąckrotnie ci wynagrodzi słowo, które usłyszysz: „Tato!”, „Tatusiu!”.

Również niemożliwe jest, żeby poważna panna przed zamążpójściem nie robiła podobnego rachunku sumienia. Jeśli która chce wyjść za mąż tylko dlatego, żeby nie zostać starą panną, to niech lepiej tego nie czyni.

Narzeczona powinna się zastanowić: czy będzie ze mnie dobra żona, dobra matka, dobra gospodyni? Czy potrafię kochać wiernie, czy jestem ofiarna, czy lubię pracę, czy potrafię wybaczać, czy jestem roztropna, czy naprawdę kocham i mam na tyle wyrobioną duszę, że mogę się podjąć potrójnego obowiązku: żony – matki – gospodyni? Czy nie ma we mnie więcej pychy niż wyrobienia duchowego? Czy nie wolę spędzać czasu poza domem? W małżeństwie czekają mnie ciężkie obowiązki, nieustanna ofiara, wyrzeczenie się swoich upodobań, panowanie nad sobą, ciężka praca, ale wszystko to wynagrodzi mi stokrotnie słowo: „Mamo!” „Mamusiu!”.

Narzeczeństwo – to czas poważnego zastanowienia się nad sobą.

Wymagać delikatności i zrozumienia


Narzeczeństwo jest także okresem poznawania osoby, z którą ma się zawrzeć małżeństwo.

Różne są powody niedobrania małżeństw, ale najczęstszym i głównym jest to, że bez głębszego namysłu, bez wzajemnego poznania się zawarto małżeństwo. Wczoraj widzieli się po raz pierwszy, dziś się pokochali, a jutro biorą ślub. Składają ślub „dozgonnej wierności” – ale nie wiedzą komu! Nie wiedzą, jaką ma naturę strona druga, jaki ma światopogląd, jakie ma wady, skłonności, jakie plany na przyszłość… Czy wolno tak lekkomyślnie iść w życie? Czy wolno zawierać małżeństwo w pierwszym porywie zmysłowej miłości, pod wpływem oparów przetańczonej, nieprzespanej nocy?

Kościół dlatego ustanowił okres narzeczeństwa, żeby się narzeczeni mieli czas gruntownie zastanowić nad powziętym zamiarem, żeby poznali wzajemnie nie tylko swoje odświętne oblicza, ale i powszednie.

Niemiecki poeta Hebbel napisał piękny wiersz: „Liebesprobe”, w którym radzi dziewczynie, żeby tylko takiemu młodzieńcowi ofiarowała swoje serce, który potrafi tak zręcznie i delikatnie zerwać lilię, żeby z kielicha nie spadła ani kropla rosy na ziemię. W tym wierszu kryje się głęboki symbol, ale jednocześnie i wielkie napomnienie: młodzi, nie zapominajcie wymagać nawzajem od siebie delikatności i zrozumienia!

To jest główną rzeczą, a nie to, co mówi o twoim narzeczonym czy narzeczonej astrolog, chiromanta i wróżka! Wprost nie chce się wierzyć, że są ludzie, którzy papugę albo białą mysz pytają, czy szczęśliwe zawrą małżeństwo!

Kościół w tym celu ustanowił okres narzeczeństwa, żeby się narzeczeni mogli przekonać, czy posiadają odpowiednie wartości, zapewniające szczęśliwe małżeństwo. (...)

Kościół chce was zabezpieczyć


Kościół szczerze się cieszy, jeśli jego dzieci dochodzą do szczęśliwego małżeństwa, ale nawet w ciągu narzeczeństwa boi się o nich, co wielu ludzi ma mu za złe. Kościół z jednej strony chce, żeby narzeczeni dobrze się poznali, z drugiej strony stanowczo wymaga od nich czegoś, czego gorące serca narzeczonych tylko z trudem mogą się wyrzec.

Wielu tego nie rozumie. Wielu się skarży, że „Kościół im nie ufa”, że „myśli o nich źle”. Nie żądałby tego, gdyby narzeczeni przebywali zawsze w towarzystwie rodziców, krewnych albo znajomych, a nie we dwoje. Dlaczego nie mógłbym pójść z narzeczoną na wycieczkę? Albo na dalszą przechadzkę? Dlaczego nie mogę zostać sam na sam z narzeczonym? Dlaczego tak nie ufa nam religia? – skarży się wielu narzeczonych.

Zrozumże młodzieży, że nie w stosunku do ciebie nie ma zaufania, ale w stosunku do człowieka, do słabej i skłonnej do złego natury ludzkiej! Gdybyście ty i twój narzeczony byli kłodami, Kościół z pewnością nie miałby nic przeciw waszej wycieczce kajakowej czy motocyklowej. Ale, młodzieży kochana, nie jesteś z drewna! Ludźmi jesteście, ludźmi młodymi! Wierzcie tysiącletniemu doświadczeniu Kościoła, wierzcie, że choćby was łączyła najidealniejsza miłość, na dnie każdego serca ludzkiego – waszego również – czyha niebezpieczeństwo zła. Kościół tymi na pozór surowymi przepisami chce was zabezpieczyć, żebyście nie padli ofiarami złych skłonności, tkwiących w naturze ludzkiej.

„Wobec tego bardzo mało pozwala wiara narzeczonym! Pozwala zaledwie przy spotkaniu czy rozstaniu pocałować się i nic więcej! A przecież, jeśli nie okażę w inny sposób mojemu narzeczonemu, że go kocham, to mnie porzuci”.

Właśnie na odwrót: największe zaufanie poważnego młodzieńca jego narzeczona może pozyskać panowaniem nad sobą. Jeszcze nie jestem z nim związana, ostatecznie jeszcze nie jestem jego, dlatego powinnam być w stosunku do niego delikatna i opanowana pod tym względem. Jeśli teraz panuję nad sobą, może mi zaufać, że do nikogo więcej, tylko do niego będę należeć! Udowodniłam mu, że potrafię być silna…

Powiedzcie, czy nie tak powinna myśleć każda katolicka para narzeczonych

Ile radości albo smutku...


Kochani Bracia! Kiedy ludzie zawierają małżeństwo, i Kościół, i państwo zapisuje do metryk ten fakt, a w końcu statystyka robi zestawienie, ile małżeństw zostało zawartych, w jakim wieku, w obrębie jakiego zawodu, w jakiej klasie społecznej i tak dalej… Ale statystyka nic nie wspomina o tym, ile radości albo smutku, ile szczęścia albo tragedii kryje się za tymi cyframi. Kto zauważy niemy płacz, który napełnia serca nieszczęśliwych małżonków w ciągu bezsennych nocy, kto zliczy okropne grzechy dziedziczności, które wloką na sobie dzieci i wnuki dlatego tylko, że ich ojciec, albo matka, albo oboje już przed zawarciem małżeństwa nie żyli według przykazań Boskich!

O, Kochani Bracia, kto z was lekkomyślnie potępi surowość Kościoła, że nie pozwala młodzieży się „wyszumieć”? Wy, którzy w życiu codziennym słyszycie zwodnicze hasła „małżeństw na próbę”, „małżeństw koleżeńskich” – przypatrzcie się w piękny wiosenny dzień ślicznemu kwieciu, na którym siada motyl… pije, ssie z niego słodycz, raz dwa i nie ma miodu… motyl poleciał dalej, łatwo znajdzie tysiące innych, a opuszczony kwiatek został sam, po pewnym czasie opuścił zwiędłą główkę, usycha zapomniany… podobnie jak kwiat ludzki, który również był młody i piękny, ale wbrew przykazaniom Bożym chciał używać młodości…

Chłopcy, dziewczęta, kochana młodzieży, przypomnijcie sobie ten smutny obraz, zanim ma wyjść skarga z waszych ust przeciwko przykazaniom Bożym, zanim mielibyście ślepo je łamać, sprzeciwiając się Jego świętej woli…

Ale nie mogę zakończyć dzisiejszego kazania tak smutnym akordem! – Na zakończenie przytoczę słowa błogosławieństwa Pisma Świętego, którym Bóg obdarza bogobojną rodzinę: Błogosławieni wszyscy, którzy się boją Pana, którzy chodzą drogami Jego! Bo pracę rąk twoich pożywać będziesz, szczęśliwyś jest i dobrze ci będzie. Żona twoja, jako płodny krzew winny, we wnętrzu domu twego, synowie twoi, jako latorośle oliwne, wokoło stołu twego. Oto tak błogosławion będzie człowiek, który się boi Pana (Ps 127, 1-5). Amen.

Ks. bp Tihamér Tóth

* Fragment kazań ks. bp. Tihaméra Tótha, cyt. za: bp Tihamér Tóth, Małżeństwo chrześcijańskie, Warszawa 2001, s. 43-47. Śródtytuły pochodzą od redakcji.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina