Cudowne wydarzenia
 
Zwycięstwa przez „szatę Maryi"
Agnieszka Stelmach

Dawno temu podczas niezwykłego spotkania trzech wielkich świętych w Rzymie: Franciszka z Asyżu, Dominika de Guzmana i ojca Angelo z góry Karmel, św. Dominik powiedział: – Pewnego dnia, bracie Angelo, Najświętsza Maryja Panna obdarzy Twój zakon darem, który będzie znany jako Brązowy Szkaplerz, a mojemu zakonowi kaznodziejów podaruje Różaniec. I przyjdzie czas, w którym zbawi Ona świat poprzez Różaniec i Szkaplerz.

Najświętsza Maryja Panna objawiła się św. Dominikowi w 1214 roku, obdarowując go Różańcem, dzięki któremu święty skutecznie zwalczył herezję albigensów.

37 lat później – w 1251 roku Matka Boża ukazała się św. Szymonowi Stockowi, przełożonemu zakonu karmelitów, wręczając mu szkaplerz i obiecując: Kto w nim umrze, nie zazna ognia piekielnego. W ten sposób wypełniło się proroctwo św. Dominika.

Minęło siedem wieków i Matka Boża ubrana w szkaplerz karmelitański objawiła się 3 października 1917 roku trójce pastuszków w Fatimie. Jedna z wizjonerek, Łucja, wspominała później, że Najświętsza Panienka pragnie, by wszyscy nosili szkaplerz, który jest znakiem poświęcenia Jej Niepokalanemu Sercu.


„Szata Maryi” potężną bronią kapłanów

Francuski jezuita, ojciec Milleriot opowiedział historię, która pokazuje, jak potężną bronią misjonarzy jest „szata Maryi”, czyli szkaplerz.

Pewna kobieta, która splamiła swój honor, powiedziała temu duchownemu, że nie może znieść hańby i zamierza odebrać sobie życie. Pobożny kapłan próbował za wszelką cenę odwieść ją od tego strasznego czynu, po którym najpewniej jej dusza trafiłaby do piekła. Kobieta była jednak tak zaślepiona, że nic do niej nie docierało. W końcu misjonarz powiedział: – Przynajmniej zrób jedną małą rzecz dla mnie. Dam ci szkaplerz i obiecaj mi, że go nigdy nie zdejmiesz. Przez chwilę grzesznica zawahała się. Potem jednak stwierdziła: – Obiecuję ojcze. Nie mogłabym odmówić prośby jedynej osobie, która okazała mi tyle dobroci.

Gdywyszła, ubrana w „szatę Maryi”, ojciec uśmiechnął się w duchu i pomyślał: – Mam cię droga dziecino. Możesz próbować odebrać sobie życie, ale i tak ci się to nie uda. Dręczona pokusami kobieta rzeczywiście poszła nad Sekwanę i rzuciła się do wody. Została jednak uratowana. Następnego dnia ponownie próbowała się utopić. Znowu ktoś ją widział, jak wskakiwała do rzeki i powtórnie ją wyciągnięto. Tym razem jednak ciężko zachorowała. Gdy leżała w szpitalu, łaska spłynęła na jej duszę. Nawróciła się. Odzyskała zdrowie i do końca życia pozostała pobożną czcicielką Matki Bożej.

Maryja daje pewność zbawienia każdemu, kto umiera odziany w jej znak

Powyższą prawdę potwierdził pewien kapłan austriacki, który w swojej parafii propagował nabożeństwo do Matki Bożej Szkaplerznej. Zauważył, że żaden jego parafianin nie umarł bez sakramentów.

Podczas I wojny światowej słynny kapelan wojskowy, ojciec William Doyle z Towarzystwa Jezusowego, słysząc jęki umierającego żołnierza, udał się w jego kierunku z Najświętszym Sakramentem. W pewnym momencie, by dotrzeć do potrzebującego, musiał przebić się przez ścianę ognia. Zatrzymał się na chwilę. Zastanawiał się, co zrobić. Skonstatował jednak, że umiera człowiek, który być może potrzebuje rozgrzeszenia i ruszył do przodu. W normalnych warunkach oznaczałoby to pewną śmierć. Irlandzki duchowny – chroniony mocą szkaplerza – dotarł jednak do żołnierza, udzielając mu ostatnich sakramentów.

Pewien polityk kolumbijski, liberał, zdolny prawnik, doktor Franciszek Zal­dua, który został prezydentem kraju, zajadle zwalczał Kościół katolicki. Między innymi wydalił z Kolumbii jezuitów. Miał jednak syna, który ukończył seminarium w Rzymie. Młody Kolumbijczyk w sposób szczególny zawierzył się Matce Bożej. Mimo że modlił się nieustannie o nawrócenie ojca, wydawało się, że wszystkie jego wysiłki są daremne. Po święceniach kapłańskich Kolumbijczyk wrócił do ojczyzny. Kilka lat później prezydent ciężko zachorował. Kapłan miał nadzieję, że ojciec wreszcie się nawróci. Ten jednak czekał na śmierć obojętnie. Zachowanie ojca irytowało młodego księdza. Podjął więc ostatni wysiłek. – Drogi Ojcze – rzekł. – Co można jeszcze zrobić dla ciebie? Czy chcesz pomocy duchowej? – pytał. Poprosił go, by przyjął szkaplerz. Prezydent ku zdziwieniu syna założył „szatę Maryi”. Niebawem potem wyspowiadał się i umarł jako syn Matki Kościoła!

Kościół katolicki od wieków uczy, że dusza, która czci Maryję, nie umrze w grzechu śmiertelnym. Bóg objawił św. Gertrudzie, że uczynił Matkę Bożą tak miłą, iż może Ona przyciągać innych do Niego. Apostata w obliczu cudów dokonywanych za pośrednictwem Matki Szkaplerznej może zapragnąć oddać się tej słodkiej praktyce, dzięki której nie umrze w grzechu śmiertelnym.

Liczne nawrócenia dzięki przyjęciu i noszeniu szkaplerza

Pewien duchowny, który pełnił posługę wśród chorych, wspominał: – W szpitalu Bellevue w Nowym Jorku pewnego razu wezwano mnie do umierającego. Miałem go wyspowiadać. Jednak gdy podszedłem do łóżka i chciałem rozpocząć spowiedź, mężczyzna powiedział, że nie jest katolikiem. Udałem się więc do pielęgniarki i powiedziałem: „Siostro, to musi być jakaś pomyłka. Ten człowiek mówi, że nie jest katolikiem!”.

Cóż, on ma na sobie szkaplerz, ojcze – odrzekła siostra.

Kapłan wrócił do chorego i zapytał:
Jeśli nie jesteś katolikiem to dlaczego nosisz szkaplerz?
– Pewne siostry zakonne proszące o jałmużnę w pobliżu fabryki, w której pracowałem, podarowały mi go i napominały, bym się z nim nie rozstawał – odparł spokojnie.
– Czy chcesz być katolikiem?- zapytał kapłan.
– Ojcze, nic lepszego nie mogłoby mnie spotkać – padła niezwykła odpowiedź. Ów mężczyzna kilka dni później został ochrzczony. Niebawem po przyjęciu na łono Kościoła zmarł.

Szatan nienawidzi imienia Jezusa, Maryi i szkaplerza

Ojciec Franciszek de Yepes, brat św. Jana od Krzyża wykorzystywał szkaplerz do prowadzenia apostolstwa wśród świeckich. Pewnej nocy – jak wspomina jego biograf, ojciec Velasco – gdy się modlił o nawrócenie grzeszników, straszliwie atakowały go duchy piekielne. Widząc daremność swoich wysiłków, wołały do niego z wściekłością: „Co myśmy ci zrobili, że nas tak dręczysz okrutnie? Dlaczego tak wiele osób przekonałeś do noszenia i czczenia szkaplerza karmelitańskiego? Zaczekaj, aż wpadniesz w nasze sidła. Słono nam za to zapłacisz!”.

Czcigodny ojciec nie dał się zastraszyć i nie uległ pokusom. Spokojnie dokończył modlitwę, a potem zaczął się biczować. W trakcie biczowania na podłogę upadł szkaplerz. Duchowny czym prędzej go podniósł i założył. Wściekłe demony krzyczały: Zdejmij to! Zdejmij ten habit, który porywa tak wiele dusz od nas! Wszyscy odziani w niego umierają pobożnie i wymykają się nam! Potem złe duchy wyliczały wściekle trzy rzeczy, których nienawidzą i które straszliwie ich dręczą. Pierwsza rzecz to imię Jezusa, druga – imię Maryi i trzecia – szkaplerz karmelitański.

Szkaplerz jest mieczem w rękach świeckich apostołów, a także w rękach kapłanów. Jest cudownym środkiem prowadzącym do zwycięstwa nad szatanem. Szkaplerz ma szczególne znaczenie dla misjonarzy, którzy dzięki licznym cudom za sprawą „szaty Maryi” szerzą wiarę w Boga wśród wielu narodów.

Znana jest historia kapitana Mylesa Keogha, który jako jedyny z wojsk amerykańskich po straszliwym starciu z Indianami nie został oskalpowany.

25 czerwca 1876 roku nad rzeką Little Bighorn w Montanie, podczas kampanii prowadzonej przeciw plemionom Dakotów, Czejenów i Arapaho wojska podpułkownika Custera, kapitana Keo­gha i porucznika Calhouna poniosły sromotną klęskę. Z batalionu Custera nie ocalał nikt. Dwa dni później na pobojowisko dotarły amerykańskie posiłki. Na wzgórzu znaleziono jedną żywą istotę. Komancz, wierzchowiec kapitana Keogha, krwawiący z siedmiu ran, trwał wiernie nad zwłokami swego pana, który spoczywał oparty o drzewo, otoczony ciałami żołnierzy swojego szwadronu. Zwłoki kapitana były odarte z munduru, jednak nieoskalpowane ani nieokaleczone. Miał na szyi „szatę Maryi”…


NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina