Cudowne wydarzenia
 
Cierpienia Matki Marianny

Na przełomie XV i XVI wieku żyła w Quito, w Ekwadorze pewna zakonnica hiszpańska, której mało znane, ale niezwykłe życie ma związek z naszymi czasami. Matka Marianna Jesus Torres y Berriochoa była mniszką koncepcjonistką, która zdecydowała się wziąć na swoje ramiona niewyobrażalne cierpienia, by zadośćuczynić za grzechy XX wieku.


Pewnego dnia 1582 roku młoda zakonnica modliła się przed Najświętszym Sakramentem w kaplicy klasztoru sióstr koncepcjonistek w mieście Quito. Nagle usłyszała przerażający grzmot. Po chwili prawie w całej kaplicy zapadły ciemności. Tylko główny ołtarz pozostał oświetlony. Siostra ujrzała otwarte tabernakulum i wyłaniającego się z niego ukrzyżowanego Pana Jezusa. Obok Zbawiciela stali, jak na Golgocie: Najświętsza Maryja Panna, św. Jan Ewangelista i św. Maria Magdalena. Pan Jezus bardzo cierpiał.

Zakonnica usłyszała głos: – To jest kara dla XX wieku. Wówczas jej oczom ukazały się trzy miecze, unoszące się nad głową Zbawiciela z napisem na pierwszym z nich: „Będą karać herezje”, na drugim – „Będą karać bluźnierstwa” i na trzecim – „Będą karać grzechy nieczystości”. Potem Matka Boża zwróciła się do młodej mniszki tymi słowami: – Moja córko, czy chcesz poświęcić się za ludzi, którzy dopuszczą się tych grzechów w XX wieku?

- Tak, jestem gotowa – odpowiedziała. I w tym samym momencie trzy miecze przebiły jej serce. Siostra Marianna padła martwa, doznając wcześniej ogromnej męki...
 
* * *

Przełożona zakonu, a także inne mniszki zaniepokojone nieobecnością siostry Marianny zaczęły jej szukać. Odnalazły ją, a właściwie jej zimne ciało w kaplicy. Siostry przeniosły je do celi, położyły na łóżku i natychmiast wezwały lekarza Don Sancho oraz braci franciszkanów, którzy w sposób szczególny byli związani z klasztorem. Lekarz potwierdził zgon młodziutkiej koncepcjonistki. Siostry rozpoczęły przygotowania do pogrzebu. Do drzwi klasztoru zaczęli dobijać się liczni mieszkańcy Quito, którzy po raz ostatni chcieli ujrzeć ciało ich ukochanej dobrodziejki. Siostra Marianna, mimo młodego wieku, słynęła bowiem już wtedy z niezwykłej świętości, dobroci oraz cudów.

Tymczasem, po przebiciu serca trzema mieczami, Marianna znalazła się przed obliczem Boskim. Bóg, nie znajdując w całym jej życiu żadnej niegodziwości, zwrócił się do niej tymi słowami: – Przyjdź do Mnie ukochana córko i odbierz wieniec, który ci przygotowałem u zarania świata.

Jednocześnie, w tym samym czasie na ziemi trwały modlitwy sióstr, ojców franciszkanów oraz zwykłych ludzi, którzy zawodzili z powodu śmierci młodziutkiej mniszki. Wzdychając i płacząc, prosili Boga, aby przywrócił do życia ich „ukochanego anioła” i obrończynię przed siłami zła.

Chcąc się przychylić do tych modlitw płynących z ziemi, Chrystus przedstawił Mariannie dwie korony: jedną niebywałej piękności i drugą – z lilii przeplataną cierniami. Następnie kazał jej dokonać wyboru, przypominając, że ta pierwsza oznacza, iż pozostanie już na zawsze w chwale niebieskiej, a druga – że wróci na ziemię, by na nowo cierpieć. Siostra Marianna poprosiła Pana Jezusa, by to On dokonał za nią wyboru. Zbawiciel jednak odmówił. Wtedy przemówiła Matka Boża: – Opuściłam chwałę niebieską i wróciłam na ziemię, by chronić moje dzieci. Chcę, żebyś mnie naśladowała i wróciła na ziemię, bo twoja obecność tam jest niezbędna dla dobra mojego zakonu.

Matka Boża przepowiedziała również, że jeśli zabraknie osób, które tak jak ona poświęcą się dla zadośćuczynienia za grzechy XX wieku, wówczas Quito spotka straszna tragedia. Słysząc to, pokorna dziewica zgodziła się wrócić na ziemię i stała się ofiarą przebłagalną za grzechy herezji, bezbożności i nieczystości naszych czasów. 

Zatem Bóg wrócił zakonnicę mieszkańcom Quito...
 
* * *

W nocy 17 września 1588 r. Marianna otrzymała stygmaty. Po tym zdarzeniu straszliwe chorowała i przez pięć miesięcy nie ruszała się z łóżka. W tym czasie kusił ją szatan, który wmawiał jej, że wszystko, co robi, nie ma sensu, że jej życie to jedno wielkie oszustwo. Krążył wokół jej łóżka, przybierając postać ohydnego węża, którego widziała już wcześniej podczas burzy, jaka się rozpętała na oceanie, gdy płynęła na statku z Hiszpanii do Ekwadoru. Pewnej nocy, nie mogąc już udźwignąć tej męki, zwróciła się o pomoc do Matki Bożej, by jej ulżyła w cierpieniu. Przez krótką chwilę mogła odetchnąć, podziwiając Piękną Panią... 

W Wielką Sobotę 1589 r. – po straszliwych mękach, jakie siostra Marianna przechodziła w Wielki Piątek, gdy Bóg ukazał jej wizję herezji i nadużyć, które miały drążyć Kościół w naszych czasach – siostry ponownie wystawiły jej ciało w trumnie, przekonane, że odeszła do Pana. Jednak już następnego ranka siostra Marianna z woli Bożej znowu powróciła do życia, by dalej móc cierpieć dla Niego.
 
* * *

Życie mniszki pełne było niezwykłych wizji i zdarzeń. W 1589 r. została matką przełożoną klasztoru. Ale i tutaj borykała się z wieloma trudnościami.


2 lutego 1594 r. matka Marianna, modląc się długo w kaplicy chóralnej, ujrzała Piękną Panią, która kazała się tytułować Matką Bożą Dobrego Zdarzenia. Na lewej ręce trzymała Dzieciątko Jezus, a w prawej – pastorał wykonany z próby złota niespotykanej na ziemi. Matka Boża Dobrego Zdarzenia (Nuestra Seńora del Buen Suceso) wielokrotnie ukazywała się siostrze Mariannie, przepowiadając, że klasztor poświęcony Jej Niepokalanemu Poczęciu będzie chciał zniszczyć za wszelką cenę szatan, ale mu się to nie uda. Przepowiedziała bunty sióstr i wiele nieszczęść XX wieku, a także gwałtowną śmierć katolickiego prezydenta Ekwadoru, który miał poświęcić kraj Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Pocieszała Mariannę, mówiąc jej, jak bardzo podobają się Panu Jezusowi cierpienia znoszone za grzechy XX wieku i zapewniała ją, że nigdy nie straci odwagi.

Matka Boża miała powiedzieć, że w XIX wieku Ekwadorem będzie rządził prawdziwie chrześcijański prezydent i że zginie on śmiercią męczeńską na tym samym placu, gdzie znajduje się klasztor koncepcjonistek. Prezydent miał poświęcić republikę Ekwadoru Najświętszemu Sercu Jej Syna i dzięki temu poświęceniu przez wiele lat w kraju miała być zachowana wiara.

Przepowiednia Matki Bożej sprawdziła się co do joty. W 1859 r. prezydentem Ekwadoru został Gabriel Garcia Moreno. Człowiek niezwykle odważny, błyskotliwy i szczerze kochający Boga. W ciągu kilku lat swojego urzędowania wprowadził ważne reformy, które podniosły ten kraj pod każdym względem: moralnym, edukacyjnym, gospodarczym. Dokonał również publicznego aktu poświęcenia Ekwadoru Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. W czasie drugiej kadencji prezydent Moreno brał udział w procesji, która szła ulicami Quito w Wielki Piątek. Niósł ogromny drewniany krzyż. Wówczas to loża masońska podjęła decyzję o zamordowaniu katolickiego prezydenta. Gabriel Garcia Moreno zginął 6 sierpnia 1875 r., gdy wracał z Mszy św. do pałacu prezydenckiego. Zabójcy dopadli go na placu centralnym, gdzie znajduje się klasztor koncepcjonistek. Zanim wydał ostatnie tchnienie, zanurzył palec w swojej krwi i napisał na ziemi: „Dios no muere!” – „Bóg nie umiera!”. W tym samym czasie na obrazie z wizerunkiem Matki Bożej Dobrego Zdarzenia, znajdującym się w katedrze w Quito, pojawiły się łzy.

Matka Boża Dobrego Zdarzenia wielokrotnie ukazywała się siostrze Mariannie i przepowiadała dzieje XIX oraz XX wieku. Mówiła o bolesnym zepsuciu obyczajów, zniszczeniu niewinności dzieci i cnotliwości kobiet, panowaniu masońskich praw, o profanacjach, bluźnierstwach, o kryzysie Kościoła i duchowieństwa, jednocześnie zapowiadając, że w chwilach najgorszego zamętu, kiedy ludziom będzie się wydawało, że zło triumfuje, wtedy wybije Moja godzina: zdetronizuję pysznego, przeklętego szatana, zetrę go pod moimi stopami i zrzucę w przepaść piekielną. W ten sposób Kościół oraz ten kraj uwolniony zostanie na końcu od jego okrutnej tyranii.

Powiedziała także siostrze Mariannie, że dopiero po trzech wiekach od jej śmierci objawienia te będą na nowo odkryte, a nabożeństwo do Niej, zwłaszcza w XX wieku będzie cudownie owocować w sferze duchowej i doczesnej, kiedy zepsucie obyczajów będzie prawie powszechne, a cenne światło wiary niemal zgaśnie.
Matka Marianna po przeżyciu pięciu lat straszliwych mąk dla wyzwolenia duszy zbuntowanej zakonnicy, które znosiła z anielskim posłuszeństwem, zmarła opatrzona świętymi sakramentami w 1635 r.

W 1906 r. podczas remontu klasztoru odnaleziono trumnę z jej ciałem, które było nienaruszone.

Agnieszka Stelmach


NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina