Cudowne wydarzenia
 
Święta, która cierpiała, by wybawić innych
Agnieszka Stelmach
Dla zrównoważenia ciężaru złego, mnożyć się będą ofiary wynagradzające. Na całym świecie wiele sióstr zakonnych, zakonników, księży i świeckich przyjmować będzie na siebie krzyż zadośćuczynienia za bezmiar zła, który nas otacza – tymi słowami biograf św. Ludwiny z Schiedam, Joris-Karl Huysmans wyjaśnił krótko istotę cierpienia, które dotyka dobrych i sprawiedliwych ludzi.
 
Święta Ludwina z Schiedam żyła na przełomie XIV i XV wieku w Holandii. Był to w Kościele czas szerzenia się herezji i ogromnego zepsucia tak wśród duchownych, jak i wiernych.
 
Ludwina należy do grona tych świętych, którzy podobnie jak Barbara od św. Dominka, Ludwika Lateau, Elżbieta Canori Mora, czy wiele innych cierpiała za dusze czyśćcowe, za prześladowców Kościoła i za różnego rodzaju grzechy bliźnich.
 
Jedna z najurodziwszych panien w miasteczku Schiedam w krótkim czasie straciła cały swój ziemski urok. Dotknięta strasznymi chorobami, w wyniku których jej ciało pokryło się ohydnymi wrzodami, początkowo nie chciała pogodzić się z cierpieniem. Dopiero dzięki uważnemu rozważaniu Męki Pańskiej, zmieniła swój sposób patrzenia na świat. Tłumaczyła później, że cierpimy nie tylko za grzechy, które popełniamy sami, ale także za grzechy innych. Wcześnie owdowiała żona może np. znosić ciężary życia tu na ziemi po to, by wymodlić niebo dla duszy przedwcześnie zmarłego męża, trawionego ogniem czyśćca.
 
Dzieciństwo
 
Ludwina przyszła na świat w holenderskim miasteczku Schiedam, w zubożałej rodzinie (co znamienne, w Niedzielę Palmową 1380 r., w chwili gdy w miejscowej świątyni czytano Mękę Pańską) – jako jedyna córka Piotra i Petronelli. Miała ośmiu braci.
 
Podobnie jak inne dziewczynki z okolic pomagała matce w obowiązkach domowych. Gdy była starsza, chodziła po sprawunki, ale często zdarzało się, że spóźniała się do domu, ponieważ wstępowała do miejscowego kościoła pomodlić się przed figurą Matki Bożej. Twierdziła nawet, że Maryja się do niej uśmiechała. W porównaniu z innymi nastoletnimi dziewczętami niechętnie brała udział w zabawach, tańcach czy spacerach. Dwunastolatka częściej wybierała samotność.

Jej piękno znikło…
 
Piękna blondynka o wdzięcznym uśmiechu podobała się wielu młodzianom z okolicy. Przychodzili prosić ją o rękę, ale za każdym razem dziewczyna odmawiała. Ślubowała bowiem Jezusowi zachować czystość.
Mimo że ojciec pod wpływem swojej żony przestał na nią naciskać, by wyszła za mąż za bogatego kandydata i przez to ulżyła rodzinie – niepokoiła się swoją niezwykłą urodą. Gdy miała 15 lat, Chrystus naznaczył ją swym piętnem. Dziewczyna zapadła na nieznaną chorobę, która ją bardzo osłabiła. Zaczęła chudnąć. Wdzięk rysów zaginął. Twarz, która dawniej była biało-różowa, teraz przybrała kolor ziemisty. Życzenie Ludwiny spełniło się. Jej piękno znikło zupełnie. Chłopcy, pragnący ją niegdyś poślubić, cieszyli się, że odrzuciła ich zaloty…
 
Pewnego razu święta pod naporem nieustępliwych przyjaciółek wyszła, by poślizgać się po zamarzniętym tuż za domem kanale. Ludwina ledwie zdążyła włożyć łyżwy i wstać, gdy nagle jakaś rozpędzona dziewczyna wjechała w nią. Święta, upadłszy, złamała prawe żebro. Ten wypadek przykuł ją do łóżka. Ludwina cierpiała prawdziwe katusze. W końcu zjawił się u jej łoża pobożny medyk Godfryd z Hagi. Zbadawszy chorą, powiedział: – Ta choroba nie wchodzi w nasz zakres kompetencji. Wszyscy Hipokratesi świata zostawiliby tu swą chwałę. Ręka Boża jest w tym dziecku. Wielkie dziwy Pan w niej działać będzie. Jeżeliby ona moją córką była, chętnie oddałbym wagę złota, równą jej głowie, aby zapłacić za taką łaskę. To rzekłszy odszedł, nie zapisując żadnego lekarstwa…
 
Dziwna choroba wzmagała się. Dziewczyna nie mogła stać, leżeć, chodzić ani siedzieć. Obawiając się odleżyn, prosiła innych, by ją przenosili od czasu do czasu z jednego łóżka na drugie.
 
Przez jakiś czas jeszcze próbowała czołgać się. Po trzech latach takiej męki została całkowicie przykuta do łóżka i już się z niego nie ruszyła.
Zadośćuczyniła za grzechy innych

Na początku choroby Ludwina myślała, że spotyka ją taka udręka z powodu grzechów, które być może popełniła. Święta prosiła Pana, by ulżył jej cierpieniom. Potem, w miarę jak coraz bardziej rozczulała się nad swoim stanem, rzadziej zaczęła się zwracać o pomoc do Boga. Dopiero wiele lat później zrozumiała, że jest duszą wybraną, która ma zadośćuczynić za grzechy innych.
 
Pan Jezus przygotowywał Ludwinę do wyzwolenia się z wszystkiego, co nie pozwalałoby świętej służyć Mu w sposób doskonały. Poza cierpieniami fizycznymi, dziewczynę nękały utrapienia duszy. W stanie wewnętrznego opuszczenia, połączonego z nieustającymi cierpieniami fizycznymi, przeżyła Ludwina całe lata i uważała się za przeklętą przez Boga. Jezus niewidzialnie wspierał ją w owym czasie „oczyszczenia”, ale też odebrał wszelkie namacalne pociechy. Odmówił jej nawet – przez pewien czas – dostępu do sakramentów świętych.
 
Ludwina, przykuta do łoża, po kilku latach udręki początkowo otrzymywała Najświętszy Sakrament dwa razy do roku, a potem sześć razy. Przełomowe dla niej stało się spotkanie z jednym ze spowiedników, ks. Janem Potem, który pewnego razu stwierdził: – Moja córko za mało rozmyślasz nad Męką Pańską. Zacznij rozważać Mękę Chrystusową, a zobaczysz, że jarzmo Pana będzie lekkim. Ludwina wysłuchała rad i nawet próbowała pójść za nimi, lecz ból, którego doświadczała na co dzień był tak dojmujący, iż nie potrafiła przenieść się myślami do Ogrodu Oliwnego, ani tym bardziej na Kalwarię, by towarzyszyć Panu Jezusowi. Później wyjaśniła kapłanowi, że zamiast rozpamiętywać Mękę Chrystusową, myśli o swoich cierpieniach. I mimo starań nie jest w stanie skupić się na tej modlitwie. Wówczas duchowny przekonywał ją, że modlitwa niejako wymuszona, jest miła Bogu, bo dużo ją kosztuje. Dodał, że gdyby Pan Jezus zawsze dawał tyko pociechy, stałyby się one szkodliwe, rozmiękczając dusze i tracąc wskutek tego swe znaczenie.
 
Ks. Pot mówił, że każdy do pewnego stopnia jest odpowiedzialny za błędy innych i powinien też do pewnego stopnia za nie zadośćuczynić. Możemy więc za pozwoleniem Bożym przekazywać część swych zasług innym, którzy ich nie mają i nie zamierzają się nawet o nie starać. Tak, jak zrobił to Pan Jezus, który wziął na siebie spłacenie długu zaciągniętego przez innych, by zadośćuczynić Bogu Ojcu za nieprawości grzeszników, których odkupił. – Syn Boży pierwszy dał przykład przelewania zasług z niewinnego na winnego i żąda w dalszym ciągu od wielu dusz, by idąc w Jego ślady, cierpiały za drugich – mówił kapłan.
 
– Gdyby nie było takich dusz – kontynuował ks. Pot – przyjmujących na swe barki kary za grzechy, których nie popełniły, stałoby się ze światem całym to, co z Holandią, gdyby jej nie ochraniały wały: pogrążyłby się on w falach grzechu, jak kraj nasz w falach morza. Dusze więc takie są dobrodziejkami nieba i ziemi. Dalej duchowny tłumaczył, że gdy dusza dochodzi do wyżyn cierpienia, ból fizyczny przechodzi w rozkosz niebiańską. Ksiądz Pot przekonywał Ludwinę, że ona nie może zaznać tej rozkoszy, ponieważ wzbrania się przed cierpieniem i nie pozwala oczyścić się Panu do końca. – Przyjmij te przygniatające cię krzyże, a zobaczysz, że ci już dolegać nie będą – dodał.
 
Ludwina za radą duchownego walczyła ze swoimi słabościami byle tylko móc skupić się na rozważaniu Męki Jezusa. W Wielkanoc poczciwy ksiądz przyniósł jej Komunię Świętą i rzekł: – Droga córko. Do dnia dzisiejszego opowiadałem Ci o męce Pana Jezusa. Odtąd zamilknę, gdyż On sam zapuka do serca Twego. Po Komunii dusza Ludwiny rozgorzała miłością Bożą. Wycieńczona chora oderwać się nie mogła od męki Pana, która ją dawniej tak bardzo męczyła. Widok ukrzyżowanego Jezusa odrywał ją zupełnie od siebie samej i rzucał do stóp Ukochanego.
 
Cierpienia fizyczne kobiety wzmagały się z każdym rokiem. Ciało świętej trawiła gangrena. Gdy chciano jej zmienić posłanie, trzeba było związywać członki, aby ciało się nie rozpadło. Święta przez 30 lat zjadła tyle, co zdrowa osoba przez 3 dni spożywać powinna. Przez jakiś czas podawano jej jedynie plasterek pieczonego jabłka. Potem tylko wodę z winem. W końcu cały jej pokarm stanowiła Eucharystia. Chora nie tylko nie mogła jeść, ale także spać. Urzędnicy z Schiedam wskutek szerzących się plotek o niezwykłym cudzie, jakim było życie Ludwiny, postanowili sprawdzić, czy faktycznie był w tym palec Boży… Przez cały miesiąc święta znajdowała się pod ścisłym nadzorem bogobojnych strażników, którzy dzień i noc ją obserwowali. W 1421 roku w specjalnych protokołach potwierdzono, że kobieta żyła bez pożywienia i snu, a jej ciało rozpadało się. Napisano, że Ludwina pozbawiona była jednej części wnętrzności, podczas gdy druga, pokryta robactwem, wydawała miły zapach. Dodano, że rodzice Ludwiny zachowywali na pamiątkę odrywające się części ciała w specjalnym naczyniu i wydawały one nadzwyczaj miłą woń.
 
Gdy Ludwina wyzwoliła się ze wszystkiego, co tylko mogło odwracać jej uwagę od Boga, przyszedł czas na drobne pociechy. Pan Jezus sam ją odwiedził kilka razy. Po raz pierwszy, gdy otrzymała stygmaty… Święta często też widywała aniołów, a w towarzystwie swojego Anioła Stróża przemierzała czyściec, by wyzwolić zeń dusze.

Cierpiała za złych księży
 
Kobieta cierpiała głównie za złych księży. Jeden z nich o imieniu Piotr nie miał czasu odpokutować na ziemi za swe grzechy, a święta, której zawdzięczał nawrócenie, modliła się za niego, nic nie wiedząc o jego losie. Dwanaście lat po śmierci tego duchownego, gdy błagała jeszcze o miłosierdzie Boże nad nim, anioł zaprowadził ją do czyśćca. Tam usłyszała płaczliwy głos wołającego o pomoc z głębi studni. – To dusza tego księdza, za którego zaniosłaś tyle modlitw do Odkupiciela – rzekł anioł. Święta zmartwiła się bardzo, widząc go jeszcze pogrążonego w ogniu czyśćcowym, lecz niebieski towarzysz zapytał: – Czy chcesz cierpieć, aby tę duszę wybawić? O tak – zawołała. Wtenczas anioł zaprowadził Ludwinę przed potok, wpadający z hukiem do przepaści, i kazał jej go przejść. Cofnęła się ogłuszona hałasem i przerażona głębokością przepaści. W końcu wskoczyła w próżnię i rzuciła się w fale. Czepiając się skał, dotarła wycieńczona do brzegu. Dusza zaś biała uleciała do nieba. Ludwina wyzwoliła też z czyśćca duszę nieszczęśliwego zakonnika Jana Angeli, zmarłego w Schiedam, który wyznał swe grzechy świętej i odszedł pełen dobrych postanowień. Pchany jednak popędami zmysłowymi, uległ pokusie. Wreszcie usłuchał rad Ludwiny i oddalił od siebie okazje pobudzające do grzechu. Osiem tygodni później zapadł na dżumę i umarł.
 
Dar bilokacji
 
Święta, chociaż była przykuta do łóżka, miała dar bilokacji. Gdy pewnego razu odwiedził ją przeor klasztoru św. Elżbiety położonego na wyspie Woorne, święta dała tak wyraźny opis każdej z sal, iż zakonnik zdumiony zdołał jedynie wykrzyknąć: – Wszak u nas nigdy nie byłaś! – Mój ojcze – odpowiedziała święta – przebiegałam duchem Twój klasztor i poznałam tam wszystkich aniołów, strzegących twoich zakonników.
 
Ludwina miała też dar uspokajania ludzi skrupulatnych i wzmacniania nieszczęśliwców atakowanych przez szatana. Przykładem jest tutaj pewien dręczony przez diabła urzędnik, który chciał się powiesić. Ksiądz, wyczerpawszy wszystkie sposoby, aby zapobiec samobójstwu, poszedł po radę do Ludwiny. Ta powiedziała, że to pokusa szatańska i doradziła: – Wyspowiadaj tego człowieka i każ mu za pokutę… powiesić się.
 
Ksiądz zdumiony spytał: – A jeśli to zrobi? Na to Ludwina odrzekła: – Nie bój się. Szatan, który go trapi czarnymi myślami, nie da mu nigdy zabić się przez nadnaturalne posłuszeństwo. Zanadto nienawidzi sakramentów świętych. Ksiądz Jan Pot – chociaż miał wielkie zaufanie do Ludwiny – wyszedł strapiony, nie wiedząc co czynić. Ale, gdy nieszczęśnik trwał przy swoim zamiarze odebrania sobie życia, ksiądz doprowadzony do ostateczności rzekł: – Powiesisz się za pokutę. Uradowany urzędnik wrócił do siebie. Czym prędzej przywiązał sznur do belki sufitu. Już zaciągnął go na szyję, gdy nagle czarci zawołali: – Nie zabijaj się nieszczęśniku! W tej samej chwili jeden z nich zerwał powróz, a drugi, porwawszy biedaka, rzucił nim o ścianę. Mężczyzna zemdlał i dopiero po kilku godzinach krewni go odnaleźli. Nigdy więcej nie przyszło mu do głowy, by odbierać sobie życie.

Chora na ciele, leczyła chorych na duszy
 
Stygmatyczka i mistyczka przykuta do łoża nie mogła zaznać spokoju. Ta chora na ciele Święta, leczyła chorych na duszy. Przychodzili do niej po radę zarówno księża i zakonnicy, jak i książęta, mieszczanie, patrycjusze i plebejusze.
 
Tuż przed śmiercią miała widzenie. Jezus ukazał jej obraz ówczesnych czasów. Ujrzała ukoronowanych szaleńców, żądny krwi lud mordujący się nawzajem. Widziała zepsutych mnichów handlujących Ciałem Chrystusa. Zobaczyła straszne gusła i „czarne msze” odprawiane po lasach. Byłaby umarła z rozpaczy na ten widok, ale Pan ją pocieszył, ukazując zastępy świętych przemierzających ziemię, którzy reformowali opactwa, niszczyli kult szatana, nawracali lud, karcili królów, szli naprzód, nie zważając na żadne zniewagi.
 
Na ten widok Ludwina błagała Boga, by mogła wynagrodzić Mu za niezmierzoną ilość zbrodni. Wiedziała, że godzina śmierci zbliża się i wydawało jej się, że nie dość dobrze spełniła swoje posłannictwo. W końcu nadeszła Wielkanoc 1433 roku. Ludwina przytuliła się do Serca Jezusowego i szepnęła: – O jakże jestem zmęczona życiem. Weź mnie stąd, mój Panie. Chrystus w towarzystwie chórów anielskich, apostołów i Maryi oraz licznych świętych osobiście ją namaścił. Anioł Stróż włożył do jej rąk świecę i postawił krzyż. Ludwina poprosiła jeszcze o straszliwe tortury, by móc uratować jak najwięcej dusz i od razu pójść do Nieba. Jezus spełnił jej życzenie. Umarła dwa dni później w ogromnych męczarniach…
 


NAJNOWSZE WYDANIE:
Cudotwórca z Libanu
Święci są naszymi sprzymierzeńcami, przewodnikami w drodze do Nieba. Spójrzmy na ich żywoty. To ludzie z krwi i kości, którzy jednak bezkompromisowo wybrali w życiu Boga. Z miłości do Chrystusa i w trosce o zbawienie swoje oraz bliźnich zaparli się siebie, odrzucili fałszywe „błyskotki” tego świata. W tym numerze przedstawiamy pustelnika, który w swym uniżeniu chciał być zapomniany przez wszystkich – św. Charbela Makhloufa.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 

Kocham Boga i ludzi


Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej. 

– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.


Bóg mnie prowadzi


– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.

Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.


Maryja otarła moje łzy


– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.

– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.


Z Apostolatem w Fatimie


– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…

Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!

Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.

W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.


Podziękowania


– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.

„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.

Dagmara z mężem



Szanowni Państwo

Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!

Jadwiga

 

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!

Janina z Krakowa

 

 

Szanowny Panie Prezesie

Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.

Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.

Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.

Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.

Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.

Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.

Z wyrazami szacunku

Czytelnik

 

 

Szczęść Boże!

Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!

Anna z Mysłowic

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.

Daniel