Temat numeru
 
W hołdzie zakonom!
Bogusław Bajor

Z dawien dawna mnisi, mniszki, zakonnice i zakonnicy cieszyli się szczególnymi względami i miłością całego Kościoła. Imponujące bogactwo zakonnych charyzmatów, będących odzwierciedleniem ziemskiego życia Boskiego Zbawiciela, ukazuje nam szczególną rolę zgromadzeń w Kościele – Mistycznym Ciele Chrystusa. 2 lutego w Kościele przypada Dzień Życia Konsekrowanego, z tej okazji chcąc złożyć temu niezwykłemu środowisku hołd, zapraszam Was, Drodzy Czytelnicy, do odbycia krótkiej i – siłą rzeczy – dość pobieżnej podróży po fascynującym świecie zakonów.

 

Zanim jednak ten hołd oddam, uporządkujmy sobie na początek pewne pojęcia, bo niestety istnieje w tej materii pomieszanie.

 

Mnich czy zakonnik?

 

W powszechnej świadomości mnich i zakonnik to synonimy. Zatem wystarczy ubrać habit, żeby być mnichem. Czy aby na pewno? Otóż nie. Tak naprawdę mnich jest pojęciem węższym. O ile zakonnikiem lub zakonnicą jest każda osoba, która decyduje się na realizację ewangelicznych cnót w zgromadzeniu zakonnym, to już mnicha lub mniszkę charakteryzuje osobiste szukanie Boga w dobrowolnej izolacji od świata.

 

Używając encyklopedycznego języka, zakony to zatwierdzone przez władzę kościelną wspólnoty religijne mężczyzn i kobiet, żyjących na mocy czasowych albo wieczystych ślubów według określonej reguły zakonnej, opartej na radach ewangelicznych: ubóstwie, posłuszeństwie i moralnej czystości.

 

Początki życia oddanego całkowicie Bogu możemy znaleźć już u początków chrześcijaństwa. W pobliżu jeziora Moeris (dziś Karun) w Egipcie istniała wspólnota Terapeutów, która wybierając życie w samotności, czystości i ubóstwie, dostarczyła pierwszych wzorów klasztorom chrześcijańskim. Później ogromny wpływ na rozwój zarówno życia eremickiego (samotniczego), jak i cenobitycznego (wspólnotowego) mieli św. Antoni Pustelnik, św. Paweł z Teb, św. Bazyli (wschodni zakonodawca), św. Augustyn, św. Benedykt z Nursji (twórca zachodniego monastycyzmu).

W późniejszych latach powstawały inne zgromadzenia, z powodzeniem realizujące swe charyzmaty.

 

Niezrozumienie…

 

Z pewnym zakłopotaniem muszę jednak stwierdzić, że wielu naszych rodaków, ba, nawet katolików nie żywi żadnego sentymentu do osób konsekrowanych, nie mówiąc już o jakiejś pogłębionej wiedzy na temat ich życia. Wielu też nie potrafi odpowiedzieć sensownie na pytanie, po co istnieją zakony. Co gorsza, niekiedy ulegają też narracji antyklerykałów, którzy wszystkie osoby żyjące w klasztorach redukują do miana – niech mi będzie wybaczone użycie tego stwierdzenia – „bezużytecznych nierobów”.

 

No, a ilu z Was, Drodzy Ojcowie, wydałoby zgodę na to, by Wasze dziecko poświęciło się na wyłączność służbie Bożej?

 

Jeśli macie w tej materii opory, nie martwcie się zbytnio. Znaleźliście się bowiem w całkiem niezłym towarzystwie. Tatusiowie św. Franciszka z Asyżu czy św. Katarzyny Labouré byli radykalnymi przeciwnikami takiej drogi życia dla swych pociech. Ich opór był jednak bezskuteczny. A z tego „świętego nieposłuszeństwa” względem woli rodzicielskiej Pan Bóg wyprowadził wielkie dobro. Św. Franciszek zostawił nam czcigodny Zakon Braci Mniejszych, a święta szarytka – Katarzyna Labouré otrzymała od Matki Bożej misję ­rozpowszechniania ­Cudownego Medalika. I wywiązała się z niej celująco.

Skąd się bierze niechętna postawa względem życia zakonnego? Między innymi z niezrozumienia tego rodzaju powołania. Wielu uważa taką drogę za marnowanie życia. Pół biedy – myślą niektórzy – gdy taki zakonnik prowadzi jakąś działalność na zewnątrz: posługuje w szpitalu albo w szkole czy przedszkolu; ale gdy żyje zamknięty w klasztorze czy eremie, no to po co takie życie? Niestety, podobny tok myślenia charakteryzował rewolucjonistów – protestanckich, francuskich czy bolszewickich, którzy przeszli od słów do czynów, wypędzając „bezużytecznych” mnichów z ich samotni, w których żyli sam na sam z Bogiem i dla Boga samego…

 

Bo też prawdą jest, że by móc zaaprobować taki styl życia, trzeba mieć wiarę – w Boga i w to, że mnich za murami klasztoru wyprasza nam swą modlitwą i pokutą niezliczone łaski. Niewątpliwie taką wiarę miał niedoszły karmelita bosy, kard. Karol Wojtyła – późniejszy papież‑Polak, który o kamedułach z krakowskich Bielan powiedział kiedyś: Oni są piorunochronem, który chroni Kraków przed dziejowymi burzami. Zaiste – modlitwa, wyrzeczenie i pokuta są miłe Bogu – w każdym miejscu i w każdym czasie!

 

Ale niezrozumienie ze strony „świata” dotyka nie tylko pustelników takich jak kameduli czy kartuzi, lecz także innych osób, które przywdziały habit. No bo jakże to – myślą sobie ludzie „światowi”: całe życie w umartwieniu, czystości, posłuszeństwie i ubóstwie?

Zwłaszcza dziś musi to budzić konsternację, gdy karnawał de facto trwa cały rok, w modzie jest asertywność przybierająca często postać egoizmu i braku kultury; gdy z ekranów telewizyjnych, komputerów i laptopów wylewa się wyuzdanie; a pieniądz wywalczył sobie status władcy absolutnego.

A jednak ciągle znajdują się – niestety coraz mniej liczne – dusze, które bez żadnych kompromisów biorą Krzyż i podążają za Chrystusem, wypełniając swe powołanie czy to w modlitwie i pokucie, czy też w posłudze wśród biednych, chorych, maluczkich…

A dla ilu zwykłych śmiertelników mnisi i zakonnicy stali się pomocą do zbawienia wiecznego!

 

Kult Eucharystii

 

Któż bowiem przypomina nam o tej wielkiej Tajemnicy Wiary, jaką jest realna obecność Pana Jezusa w Najświętszej Eucharystii? A choćby benedyktynki‑sakramentki. Punktem centralnym ich życia jest bowiem kult Eucharystii – Chrystusa ukrytego pod postaciami chleba i wina. Mniszki – zgodnie ze swym charyzmatem – jednocząc się z Chrystusem w Jego Ofierze, którą składa dla uwielbienia Ojca i zbawienia świata, pragną razem z Nim i przez Niego wielbić i możliwie najgodniej wynagradzać za zniewagi, niewdzięczność i obojętność ze strony ludzi.

 

Dzieła szpitalne i charytatywne

 

A jak ogromna była i nadal jest aktywność tych wiernych synów i cór Kościoła w wymiarze społecznym czy medycznym! Nie da się przemilczeć dzieł miłosierdzia – ochronek, przytułków, szpitali czy hospicjów, które zakładali zakonnicy zainspirowani nauczaniem Chrystusa. No bo jakże możemy zapomnieć o św. Wincentym à Paulo i jego misjonarzach czy szarytkach, z ogromnym poświęceniem czuwających przy łóżkach ciężko chorych pacjentów? Jak tu nie wspomnieć o „świętym szaleńcu” Janie Bożym, twórcy szpitalnego zakonu bonifratrów? A ilu ze współczesnych krytyków Kościoła zdaje sobie sprawę z posługi duchowych dzieci św. Kamila de Lellis – z iście matczyno‑ojcowską troską pielęgnujących zniedołężniałych staruszków i osoby z upośledzeniem umysłowym! Jakże nie wspomnieć o św. Matce Teresie z Kalkuty i jej Misjonarkach Miłości, posługujących wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z najskrajniejszą nędzą materialną i duchową.

 

Idąc codziennie do redakcji, mijam naszych sąsiadów – braci albertynów, którzy każdego dnia niosą pomoc najbiedniejszym, zaniedbanym i odrzuconym, niekiedy przypadkom tak ciężkim, że „zwykły człowiek” nie wytrzymałby psychicznie w takim towarzystwie nawet pięciu minut.

Słowa św. Brata Alberta: Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny, inspirują wciąż rzesze jego duchowych córek i synów, którzy pomagają potrzebującym materialnie i duchowo. Pomoc ta prowadzona jest przez 365 dni w roku. Często o tym zapominamy albo nawet nie mamy tego świadomości, bo przecież tej posłudze nie towarzyszą kamery telewizyjne, a prasa jakoś niespecjalnie kwapi się, by o niej pisać. Zresztą sami albertyni na myśl o rozgłosie reagują alergicznie.

 

Misjonarze, wychowawcy, artyści, kaznodzieje

 

Zaglądnijmy także na inne obszary. Nie da się przejść obojętnie obok niesamowitego trudu, jaki wkładają w niesienie innym ludom wiary w Boga i… dobrodziejstw naszej cywilizacji misjonarze, skupieni w licznych zgromadzeniach – kombonianie, ojcowie biali, klaretyni, werbiści… Jak ogromną pracę w dziele edukacji i wychowania wykonują felicjanki, augustianki, sercanki, prezentki, nazaretanki, pijarzy, bracia szkolni czy jezuici. Szkoły i przedszkola zakonne od lat cieszą się doskonałą opinią. I ta opinia przyciąga także osoby obojętne religijnie, które chcą, by ich pociechy były edukowane i wychowywane przez osoby zakonne.

 

A sztuki piękne? Dla iluż twórców malarskich arcydzieł – jak choćby dla dominikanina bł. Fra Angelico – inspiracją był motyw Życia i Śmierci Zbawiciela! Podobnie muzyka. Istnieje w Kościele zgromadzenie filipinów, założone w 1551 roku w Rzymie przez św. Filipa Neri, którego charyzmatem jest ewangelizacja przez kulturę i sztukę, a szczególnie przez oratoria muzyczne.

 

Kościół – Mistyczne Ciało Chrystusa, daje nieustannie świadectwo Prawdzie i Miłości Bożej. Składa Bogu Najświętszą i Najdoskonalszą Ofiarę, głosi z ambony Ewangelię – od wieków w perfekcyjny sposób czynią to dominikanie; naucza i wychowuje, leczy duszę i ciało, nieustannie modli się i pokutuje w klasztorach eremickich (kameduli czy kartuzi). To wszystko dla zbawienia dusz!

 

Sztuka gotowania

 

Przejdźmy teraz do czegoś dla ciała, czyli pożywienia. Kuchnia jest sztuką. A dobra kuchnia – arcydziełem. Na kulinaria katolickich narodów wielki wpływ miał oczywiście Kościół. Ten sam, który nakazuje umiar oraz zaleca post i abstynencję w wybranych okresach.

Kościół widział w tworzeniu receptur kucharskich rodzaj artyzmu i drogę do samodoskonalenia wiernych. Sztuka kulinarna przeżywała swój wielki rozkwit w klasztorach i opactwach. Zresztą poniekąd tak jest i w obecnych czasach. Wystarczy wejść do którejkolwiek z księgarń, by znaleźć w niej znakomite przepisy kuchenne siostry Leonilli – józefitki, siostry Anieli – salwatorianki, siostry Anastazji ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości czy ojca Jana Grande Majewskiego z zakonu bonifratrów…

 

Warto podkreślić, że benedyktyni ze średniowiecznego opactwa w Cluny postawili sobie za zadanie ułożenie przepisów na potrawy z ryb, jaj i warzyw (powstrzymywali się bowiem od jedzenia mięsa). Każdego dnia serwowali inne dania, co skłoniło ich do poszukiwania nowych smaków i możliwości kulinarnych. To właśnie z Cluny pochodzą pierwsze książki kucharskie. Mnisi w swej mądrości wiedzieli, że zgłębiając sekrety podniebienia, komponując smakowite dania, będą oddawać cześć Bogu, przez co przyczynią się także do rozwoju duchowego.

 

Nie zapominajmy, że to przecież właśnie uczniowie św. Benedykta, którzy są obecni na ziemiach polskich od tysiąca lat, przywieźli tu wiele roślin, jak np. miętę, rozmaryn, tymianek, kolendrę czy lubczyk, które znalazły zastosowanie nie tylko w leczeniu różnych chorób, ale są także doskonałymi dodatkami, podkreślającymi smak potraw.

 

Pamiętając o zasadzie umiaru, wspomnieć należy także o napojach alkoholowych – likierach, nalewkach, miodach, winach i wspaniałych piwach, jakie były i są do dziś dziełem braci zakonnych – benedyktynów, trapistów, karmelitów, kapucynów i wielu innych. Najsłynniejszy szampan świata Dom Perignon nosi przecież imię skromnego mnicha z benedyktyńskiego opactwa w Hautvillers – Pierre’a Pérignona, który jako pierwszy na świecie na przełomie XVII i XVIII wieku opracował technikę szampanizacji wina (przekształcania spokojnego wina w wino musujące poprzez wtórną fermentację).

Koneserami dobrej kuchni, wyrażającymi radość z właściwego wykorzystania darów Bożych, byli liczni święci‑mnisi, by wspomnieć choćby św. Tomasza z Akwinu (dominikanin) czy świętych papieży Grzegorza VII (benedyktyn) i Piusa V (dominikanin). A ileż przepisów – kulinarnych i leczniczych zostawiła nam benedyktynka św. Hildegarda z Bingen, jedna z najwybitniejszych kobiet wszech czasów!

 

Cywilizacja przy stole

 

W Średniowieczu – epoce par excellence katolickiej – opactwa kultywowały tradycję wydawania wielkich uczt. Rytuały związane z biesiadowaniem miały uświęcony charakter i wytwarzały poczucie wspólnoty duchowej, łagodziły animozje, wyciszały spory. Mnisi przygotowywali swoje przysmaki z nakazu miłosierdzia i gościnności, tworząc przy okazji zasady etykiety, która z kolei przyczyniała się do uszlachetnienia duszy.

Sztuka prowadzenia rozmowy i zasady grzeczności, obowiązujące przy stole, stawały się coraz bardziej kunsztowne. To w trakcie wspólnego ucztowania stopniowo kształtowały się rytuały obowiązujące w społeczeństwie świeckim, tworząc model cywilizacji europejskiej.

 

W świecie muzyki

 

Wspomniałem wcześniej o muzyce w kontekście filipinów. I podkreślmy – w rozwoju muzyki swój niebagatelny udział mają osoby zakonne. Wzmiankowana już benedyktynka, św. Hildegarda z Bingen pisała, że muzyka przenika świat ziemski i Boski. To echo rajskich śpiewów pierwszych ludzi, ucieleśnienie Dobra i Piękna, którym opiewa się Boga Najwyższego. Ta niezwykła kobieta podkreślała, że każdy dźwięk pochodzi od Boga. Boska myśl przenika do ludzkiego umysłu, pojawia się natchnienie, a z niego dzieła artystyczne. W konsekwencji z Bożej inspiracji powstają utwory muzyczne.

Św. Hildegarda doskonale wiedziała, o czym pisze. Była bowiem kompozytorką kilkudziesięciu dzieł muzycznych, w tym najważniejszego – moralitetu Ordo Virtutum.

 

Swój ogromny wkład w rozwój muzyki ma także włoski mnich benedyktyński bł. Guido z Arezzo, który w XI wieku udoskonalił zapis nutowy i wprowadził nową metodę śpiewu, zwaną solmizacją. Każdy stopień skali otrzymał w niej nazwę od początkowych zgłosek wierszy w hymnie na uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela: Ut queant laxis, Resonare fibris. Mira gestorum, Famuli tuorum. Solve polluti Labii reatum Sancte Ioannes! (By zdolne były wdzięcznymi pieśniami, Twe dziwne dzieła sławić nieprzetrwanie, Pył wszelkiej winy, co wargi nam plami, Zmyj święty Janie!) – Ut, Re, Mi, Fa, Sol, La. W XVI stuleciu Anzelm z Flandrii połączył pierwsze litery ostatnich wyrazów (Sancte Ioannes), co utworzyło Si, tworząc całą gamę C‑dur.

 

Gwoli ścisłości, w następnym stuleciu ze względu na trudność w śpiewaniu sylaby Ut, zmieniono ją na Do – od pierwszych dwóch liter nazwiska muzykologa na dworze kard. Franciszka Barberiniego, Giovanniego Battisty Doniego (który tej zmiany dokonał).

Wracając jeszcze do twórcy solmizacji, bł. Guido pod koniec życia wstąpił do surowego zakonu kamedułów, gdzie śpiewy słychać nader sporadycznie! W ich kościołach nie ma organów…

 

W tymże zakonie, w bielańskim eremie miałem okazję spędzić kiedyś 4 dni. I był to dla mnie czas wspaniałej lekcji chrześcijaństwa i niezwykłego doświadczenia Boga. Kameduli nie głosili kazań, nie prowadziłem z nimi rozmów. Cisza i przykład ich rozmodlonego, pokutniczego życia wystarczył.

Dziękuję Wam kameduli za Wasze świadectwo. Dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się na realizację swojego powołania w klasztorach.

Niech Bogu będą dzięki za to, że stworzył zakony!

 

Bogusław Bajor



NAJNOWSZE WYDANIE:
Królowa Apostołów
Ten numer naszego pisma poświęciliśmy w dużej mierze Kościołowi Apostolskiemu oraz Maryi, która jest Królową Apostołów i wszystkich dusz apostolskich. Zatem także w tym aspekcie Matka Boża jest naszą Królową, bo przecież każdy z nas, ochrzczonych, jest powołany do apostolstwa, do świadczenia o wierze katolickiej słowem i czynem.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dotknięcie Karoliny

Kilka dni przed Świętami Wielkanocnymi redakcję „Przymierza z Maryją” odwiedzili Państwo Anna i Jerzy Kasperczykowie z Krakowa, którzy wspierają Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od początku jego istnienia. – Prowadzicie Państwo dobrą działalność. Wiem, że teraz jest ciężej, ale z pomocą Bożą…, bo inaczej się nie da – mówi pani Anna.

 

– Do Apostolatu Fatimy należymy wspólnie z mężem od 2001 roku – kontynuuje. To się stało tak, że listonosz przyniósł do naszej pracy ulotkę Stowarzyszenia. Zainteresowaliśmy się i napisaliśmy…

Aktywni Dobrodzieje Stowarzyszenia


– Bierzemy udział w kampaniach organizowanych przez Stowarzyszenie i modlimy się, wykorzystując otrzymane materiały. Wzięliśmy też udział w akcji, podczas której zbierano pieniądze na wykupienie i remont siedziby Stowarzyszenia przy ul. Augustiańskiej w Krakowie
– dodaje pan Jerzy. – Parę lat temu byliśmy na ul. Augustiańskiej podczas peregrynacji figury Matki Bożej Fatimskiej – dopowiada pani Anna. – Ja osobiście byłam też gościem na jednym z Kongresów Konserwatywnych, który odbywał się w Krakowie przy ul. Sławkowskiej. To było bardzo przyjemne doświadczenie. Do wspierania Stowarzyszenia wciągnęliśmy naszą mamę, która obecnie ma już 96 lat, ale wciąż otrzymuje i czyta „Przymierze z Maryją”. [...]

 

[Pełny tekst w wydaniu papierowym]


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowny Panie Prezesie!

Jestem osobą wiekową (88 lat), schorowaną – o bardzo niewielkich możliwościach działania. Od lat jestem zwolenniczką działalności Pana oraz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Dziękuję Panu Bogu za Pana osobę, modlę się od kilkunastu lat o powodzenie Waszych akcji. W życiu wiele przeżyłam i widziałam, mogę więc obiektywnie ocenić Waszą działalność. Wyrażam więc mój ogromny szacunek za wszystko, czego dokonujecie. Dziękuję za Wasze pisma, w szczególności za „Przymierze z Maryją” oraz za inne materiały. Jestem także szczególnie wdzięczna za Waszą akcję „Stop deprawacji polskich dzieci”, która nasuwa pytanie: Dokąd zmierzasz Polsko? Panie Prezesie – oby Pan Bóg dał Panu dużo zdrowia i siły!

Joanna z Bytomia

 

Szczęść Boże!

Dziękujemy Państwu za akcję „Stop deprawacji polskich dzieci”. Cieszymy się, że została podjęta taka inicjatywa. Chętnie się do niej włączamy. Kształtowanie w duchu Bożym naszych dzieci od najmłodszych lat to nasz obowiązek i najważniejszy cel naszego życia. Dlatego musimy czynić wszystko, co w naszej mocy, aby ocalić dzieci od zgorszenia, a szkoła to przecież drugi dom naszych dzieci. Szczęść Boże dla Waszej pięknej pracy! Prosimy o modlitwę w obliczu choroby nowotworowej, z którą musimy się zmagać w naszej Rodzinie.

Agnieszka i Witold z Podkarpacia

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję za wszystkie otrzymane od Państwa materiały, które sobie bardzo cenię i które zajmują w moim domu szczególne miejsce. Postanowiłam też napisać, by dać świadectwo. Moje pierwsze badania medyczne wypadły niekorzystnie, później nastąpiła biopsja i „wielkie czekanie”. Cały czas nie traciłam nadziei. Wszystko zawierzyłam Bogu i Maryi, modląc się jednocześnie nowenną do św. Ojca Pio, którego to obrazek i relikwie dostałam od Was. Zaraz potem odebrałam wiadomość, że nie mam komórek rakowych. Dziękuję Bogu, Maryi i św. Ojcu Pio za łaskę zdrowia, a Wam za dzieło, które prowadzicie. Niech dobry Pan Bóg błogosławi w Waszej wspaniałej pracy… Dziękuję i pozdrawiam serdecznie!

Renata

 

Szanowny Panie Redaktorze, Szanowny Panie Prezesie

Zdaję sobie sprawę, że chwilę się nie odzywałam, ale było to spowodowane moją niedyspozycją, którą odczuwam od zeszłego roku. Miałam nadzieję na poprawę. Niestety, poważny wiek spowodował moją niepełnosprawność ruchową. Bardzo mi trudno zachować pionową postawę i równowagę, dlatego w domu mam dokładnie wytyczony bezpieczny obszar poruszania się, a na zewnątrz metalowy wózek, który umożliwia mi poruszanie się na niewielkich dystansach. Z powodu wielu ograniczeń i zmian, wiele spraw przejęły moje dzieci. Teraz niestety ze względów zdrowotnych obawiam się, że będę zmuszona opuścić Stowarzyszenie i „Przymierze…”, o czym jest mi trudno i przykro pisać i mówić. Przyzwyczaiłam się bowiem do kontaktów z Wami poprzez wsparcie, lektury, dyskusje na aktualnie zamieszczane tematy, możliwość uczestnictwa w spotkaniach „Przymierza z Maryją” i liczne okazje do podzielenia się z bliźnimi efektami moich praktyk religijnych i możliwością wykazania się religijną postawą.

Dla mnie osobiście wspieranie „Przymierza…” jako największego pisma dla katolików w Polsce było i jest satysfakcjonujące i ważne. Nie bez znaczenia są osobistości od lat związane i utożsamiane z pismem. Redaktor naczelny we wstępie do każdego egzemplarza zapoznaje z jego tematyką, ale też akcentuje najważniejsze przesłania obecnej chwili, tj. że wszystkie aktualne wydarzenia nie mogą przesłaniać faktu w jakich czasach żyjemy obecnie i co jest naszym teraźniejszym obowiązkiem. Cenię także postawę Prezesa Stowarzyszenia, p. Sławomira Olejniczaka za pracowitość, energię i siłę działania. Niebanalne formy imiennego i adresowego sposobu komunikowania się też mają wielu zwolenników i entuzjastów. A w piśmie szczególną uwagę przykuwają: temat główny, święte wzory, kampanie, lektury duchowe, felietony, problemy. Ciekawa tematyka poszerza grono Czytelników.

Kończąc, pragnę złożyć na ręce Pana Prezesa oraz Pana Redaktora i całej Redakcji moje podziękowania i pozdrowienia. Życzę dużo wytrwałości i siły w działaniu. Pragnę też zapewnić o swojej modlitwie w Waszej intencji i intencji Przyjaciół. Szczęść Boże!

Zofia

 

Od Redakcji:

Szanowna Pani Zofio!

Z całego serca dziękujemy za Pani piękne, pełne serdeczności i szczerości słowa. To dla nas zaszczyt, że mogliśmy być częścią Pani codzienności i duchowej drogi przez tak długi czas. Mimo wszelkich trudności, ufamy, że nadal będziemy mieć ze sobą kontakt! Dziękujemy za Pani zapewnienie o modlitwie. Prosimy również przyjąć nasze modlitwy i życzenia wszelkich łask Bożych, szczególnie w tym wymagającym czasie. Niech Matka Najświętsza otacza Panią swoją opieką, a Duch Święty napełnia siłą, pokojem i nadzieją.

Z wdzięcznością i szacunkiem
Redakcja „Przymierza z Maryją” oraz Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję Stowarzyszeniu Ks. Piotra Skargi za obfite, mądre, rozsądne i aktualne tematy poruszane w korespondencji i wydawnictwach, przypominające wielokrotnie ważne wydarzenia historyczne, ważne zdarzenia utwierdzające w człowieku głęboko wierzącym i myślącym rzeczywistą prawdę, że nasza wiara opiera się na ufności, że Pan Bóg działa w naszym imieniu i z wielką mocą, że prowadzi nas dobrymi drogami. Jest to bardzo ważne, że Prezes Stowarzyszenia i Redakcja „Przymierza z Maryją” swoją pracą stale wzmacniają i przypominają o obecności Pana Boga w naszym życiu. Ufam, dziękuję i proszę o dalsze wskazówki prowadzące do dobrego i mądrego działania. Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości i zdrowia w działalności!

Cecylia z Poznania