Z dawien dawna mnisi, mniszki, zakonnice i zakonnicy cieszyli się szczególnymi względami i miłością całego Kościoła. Imponujące bogactwo zakonnych charyzmatów, będących odzwierciedleniem ziemskiego życia Boskiego Zbawiciela, ukazuje nam szczególną rolę zgromadzeń w Kościele – Mistycznym Ciele Chrystusa. 2 lutego w Kościele przypada Dzień Życia Konsekrowanego, z tej okazji chcąc złożyć temu niezwykłemu środowisku hołd, zapraszam Was, Drodzy Czytelnicy, do odbycia krótkiej i – siłą rzeczy – dość pobieżnej podróży po fascynującym świecie zakonów.
Zanim jednak ten hołd oddam, uporządkujmy sobie na początek pewne pojęcia, bo niestety istnieje w tej materii pomieszanie.
Mnich czy zakonnik?
W powszechnej świadomości mnich i zakonnik to synonimy. Zatem wystarczy ubrać habit, żeby być mnichem. Czy aby na pewno? Otóż nie. Tak naprawdę mnich jest pojęciem węższym. O ile zakonnikiem lub zakonnicą jest każda osoba, która decyduje się na realizację ewangelicznych cnót w zgromadzeniu zakonnym, to już mnicha lub mniszkę charakteryzuje osobiste szukanie Boga w dobrowolnej izolacji od świata.
Używając encyklopedycznego języka, zakony to zatwierdzone przez władzę kościelną wspólnoty religijne mężczyzn i kobiet, żyjących na mocy czasowych albo wieczystych ślubów według określonej reguły zakonnej, opartej na radach ewangelicznych: ubóstwie, posłuszeństwie i moralnej czystości.
Początki życia oddanego całkowicie Bogu możemy znaleźć już u początków chrześcijaństwa. W pobliżu jeziora Moeris (dziś Karun) w Egipcie istniała wspólnota Terapeutów, która wybierając życie w samotności, czystości i ubóstwie, dostarczyła pierwszych wzorów klasztorom chrześcijańskim. Później ogromny wpływ na rozwój zarówno życia eremickiego (samotniczego), jak i cenobitycznego (wspólnotowego) mieli św. Antoni Pustelnik, św. Paweł z Teb, św. Bazyli (wschodni zakonodawca), św. Augustyn, św. Benedykt z Nursji (twórca zachodniego monastycyzmu).
W późniejszych latach powstawały inne zgromadzenia, z powodzeniem realizujące swe charyzmaty.
Niezrozumienie…
Z pewnym zakłopotaniem muszę jednak stwierdzić, że wielu naszych rodaków, ba, nawet katolików nie żywi żadnego sentymentu do osób konsekrowanych, nie mówiąc już o jakiejś pogłębionej wiedzy na temat ich życia. Wielu też nie potrafi odpowiedzieć sensownie na pytanie, po co istnieją zakony. Co gorsza, niekiedy ulegają też narracji antyklerykałów, którzy wszystkie osoby żyjące w klasztorach redukują do miana – niech mi będzie wybaczone użycie tego stwierdzenia – „bezużytecznych nierobów”.
No, a ilu z Was, Drodzy Ojcowie, wydałoby zgodę na to, by Wasze dziecko poświęciło się na wyłączność służbie Bożej?
Jeśli macie w tej materii opory, nie martwcie się zbytnio. Znaleźliście się bowiem w całkiem niezłym towarzystwie. Tatusiowie św. Franciszka z Asyżu czy św. Katarzyny Labouré byli radykalnymi przeciwnikami takiej drogi życia dla swych pociech. Ich opór był jednak bezskuteczny. A z tego „świętego nieposłuszeństwa” względem woli rodzicielskiej Pan Bóg wyprowadził wielkie dobro. Św. Franciszek zostawił nam czcigodny Zakon Braci Mniejszych, a święta szarytka – Katarzyna Labouré otrzymała od Matki Bożej misję rozpowszechniania Cudownego Medalika. I wywiązała się z niej celująco.
Skąd się bierze niechętna postawa względem życia zakonnego? Między innymi z niezrozumienia tego rodzaju powołania. Wielu uważa taką drogę za marnowanie życia. Pół biedy – myślą niektórzy – gdy taki zakonnik prowadzi jakąś działalność na zewnątrz: posługuje w szpitalu albo w szkole czy przedszkolu; ale gdy żyje zamknięty w klasztorze czy eremie, no to po co takie życie? Niestety, podobny tok myślenia charakteryzował rewolucjonistów – protestanckich, francuskich czy bolszewickich, którzy przeszli od słów do czynów, wypędzając „bezużytecznych” mnichów z ich samotni, w których żyli sam na sam z Bogiem i dla Boga samego…
Bo też prawdą jest, że by móc zaaprobować taki styl życia, trzeba mieć wiarę – w Boga i w to, że mnich za murami klasztoru wyprasza nam swą modlitwą i pokutą niezliczone łaski. Niewątpliwie taką wiarę miał niedoszły karmelita bosy, kard. Karol Wojtyła – późniejszy papież‑Polak, który o kamedułach z krakowskich Bielan powiedział kiedyś: Oni są piorunochronem, który chroni Kraków przed dziejowymi burzami. Zaiste – modlitwa, wyrzeczenie i pokuta są miłe Bogu – w każdym miejscu i w każdym czasie!
Ale niezrozumienie ze strony „świata” dotyka nie tylko pustelników takich jak kameduli czy kartuzi, lecz także innych osób, które przywdziały habit. No bo jakże to – myślą sobie ludzie „światowi”: całe życie w umartwieniu, czystości, posłuszeństwie i ubóstwie?
Zwłaszcza dziś musi to budzić konsternację, gdy karnawał de facto trwa cały rok, w modzie jest asertywność przybierająca często postać egoizmu i braku kultury; gdy z ekranów telewizyjnych, komputerów i laptopów wylewa się wyuzdanie; a pieniądz wywalczył sobie status władcy absolutnego.
A jednak ciągle znajdują się – niestety coraz mniej liczne – dusze, które bez żadnych kompromisów biorą Krzyż i podążają za Chrystusem, wypełniając swe powołanie czy to w modlitwie i pokucie, czy też w posłudze wśród biednych, chorych, maluczkich…
A dla ilu zwykłych śmiertelników mnisi i zakonnicy stali się pomocą do zbawienia wiecznego!
Kult Eucharystii
Któż bowiem przypomina nam o tej wielkiej Tajemnicy Wiary, jaką jest realna obecność Pana Jezusa w Najświętszej Eucharystii? A choćby benedyktynki‑sakramentki. Punktem centralnym ich życia jest bowiem kult Eucharystii – Chrystusa ukrytego pod postaciami chleba i wina. Mniszki – zgodnie ze swym charyzmatem – jednocząc się z Chrystusem w Jego Ofierze, którą składa dla uwielbienia Ojca i zbawienia świata, pragną razem z Nim i przez Niego wielbić i możliwie najgodniej wynagradzać za zniewagi, niewdzięczność i obojętność ze strony ludzi.
Dzieła szpitalne i charytatywne
A jak ogromna była i nadal jest aktywność tych wiernych synów i cór Kościoła w wymiarze społecznym czy medycznym! Nie da się przemilczeć dzieł miłosierdzia – ochronek, przytułków, szpitali czy hospicjów, które zakładali zakonnicy zainspirowani nauczaniem Chrystusa. No bo jakże możemy zapomnieć o św. Wincentym à Paulo i jego misjonarzach czy szarytkach, z ogromnym poświęceniem czuwających przy łóżkach ciężko chorych pacjentów? Jak tu nie wspomnieć o „świętym szaleńcu” Janie Bożym, twórcy szpitalnego zakonu bonifratrów? A ilu ze współczesnych krytyków Kościoła zdaje sobie sprawę z posługi duchowych dzieci św. Kamila de Lellis – z iście matczyno‑ojcowską troską pielęgnujących zniedołężniałych staruszków i osoby z upośledzeniem umysłowym! Jakże nie wspomnieć o św. Matce Teresie z Kalkuty i jej Misjonarkach Miłości, posługujących wszędzie tam, gdzie mamy do czynienia z najskrajniejszą nędzą materialną i duchową.
Idąc codziennie do redakcji, mijam naszych sąsiadów – braci albertynów, którzy każdego dnia niosą pomoc najbiedniejszym, zaniedbanym i odrzuconym, niekiedy przypadkom tak ciężkim, że „zwykły człowiek” nie wytrzymałby psychicznie w takim towarzystwie nawet pięciu minut.
Słowa św. Brata Alberta: Powinno się być dobrym jak chleb; powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny, inspirują wciąż rzesze jego duchowych córek i synów, którzy pomagają potrzebującym materialnie i duchowo. Pomoc ta prowadzona jest przez 365 dni w roku. Często o tym zapominamy albo nawet nie mamy tego świadomości, bo przecież tej posłudze nie towarzyszą kamery telewizyjne, a prasa jakoś niespecjalnie kwapi się, by o niej pisać. Zresztą sami albertyni na myśl o rozgłosie reagują alergicznie.
Misjonarze, wychowawcy, artyści, kaznodzieje
Zaglądnijmy także na inne obszary. Nie da się przejść obojętnie obok niesamowitego trudu, jaki wkładają w niesienie innym ludom wiary w Boga i… dobrodziejstw naszej cywilizacji misjonarze, skupieni w licznych zgromadzeniach – kombonianie, ojcowie biali, klaretyni, werbiści… Jak ogromną pracę w dziele edukacji i wychowania wykonują felicjanki, augustianki, sercanki, prezentki, nazaretanki, pijarzy, bracia szkolni czy jezuici. Szkoły i przedszkola zakonne od lat cieszą się doskonałą opinią. I ta opinia przyciąga także osoby obojętne religijnie, które chcą, by ich pociechy były edukowane i wychowywane przez osoby zakonne.
A sztuki piękne? Dla iluż twórców malarskich arcydzieł – jak choćby dla dominikanina bł. Fra Angelico – inspiracją był motyw Życia i Śmierci Zbawiciela! Podobnie muzyka. Istnieje w Kościele zgromadzenie filipinów, założone w 1551 roku w Rzymie przez św. Filipa Neri, którego charyzmatem jest ewangelizacja przez kulturę i sztukę, a szczególnie przez oratoria muzyczne.
Kościół – Mistyczne Ciało Chrystusa, daje nieustannie świadectwo Prawdzie i Miłości Bożej. Składa Bogu Najświętszą i Najdoskonalszą Ofiarę, głosi z ambony Ewangelię – od wieków w perfekcyjny sposób czynią to dominikanie; naucza i wychowuje, leczy duszę i ciało, nieustannie modli się i pokutuje w klasztorach eremickich (kameduli czy kartuzi). To wszystko dla zbawienia dusz!
Sztuka gotowania
Przejdźmy teraz do czegoś dla ciała, czyli pożywienia. Kuchnia jest sztuką. A dobra kuchnia – arcydziełem. Na kulinaria katolickich narodów wielki wpływ miał oczywiście Kościół. Ten sam, który nakazuje umiar oraz zaleca post i abstynencję w wybranych okresach.
Kościół widział w tworzeniu receptur kucharskich rodzaj artyzmu i drogę do samodoskonalenia wiernych. Sztuka kulinarna przeżywała swój wielki rozkwit w klasztorach i opactwach. Zresztą poniekąd tak jest i w obecnych czasach. Wystarczy wejść do którejkolwiek z księgarń, by znaleźć w niej znakomite przepisy kuchenne siostry Leonilli – józefitki, siostry Anieli – salwatorianki, siostry Anastazji ze Zgromadzenia Córek Bożej Miłości czy ojca Jana Grande Majewskiego z zakonu bonifratrów…
Warto podkreślić, że benedyktyni ze średniowiecznego opactwa w Cluny postawili sobie za zadanie ułożenie przepisów na potrawy z ryb, jaj i warzyw (powstrzymywali się bowiem od jedzenia mięsa). Każdego dnia serwowali inne dania, co skłoniło ich do poszukiwania nowych smaków i możliwości kulinarnych. To właśnie z Cluny pochodzą pierwsze książki kucharskie. Mnisi w swej mądrości wiedzieli, że zgłębiając sekrety podniebienia, komponując smakowite dania, będą oddawać cześć Bogu, przez co przyczynią się także do rozwoju duchowego.
Nie zapominajmy, że to przecież właśnie uczniowie św. Benedykta, którzy są obecni na ziemiach polskich od tysiąca lat, przywieźli tu wiele roślin, jak np. miętę, rozmaryn, tymianek, kolendrę czy lubczyk, które znalazły zastosowanie nie tylko w leczeniu różnych chorób, ale są także doskonałymi dodatkami, podkreślającymi smak potraw.
Pamiętając o zasadzie umiaru, wspomnieć należy także o napojach alkoholowych – likierach, nalewkach, miodach, winach i wspaniałych piwach, jakie były i są do dziś dziełem braci zakonnych – benedyktynów, trapistów, karmelitów, kapucynów i wielu innych. Najsłynniejszy szampan świata Dom Perignon nosi przecież imię skromnego mnicha z benedyktyńskiego opactwa w Hautvillers – Pierre’a Pérignona, który jako pierwszy na świecie na przełomie XVII i XVIII wieku opracował technikę szampanizacji wina (przekształcania spokojnego wina w wino musujące poprzez wtórną fermentację).
Koneserami dobrej kuchni, wyrażającymi radość z właściwego wykorzystania darów Bożych, byli liczni święci‑mnisi, by wspomnieć choćby św. Tomasza z Akwinu (dominikanin) czy świętych papieży Grzegorza VII (benedyktyn) i Piusa V (dominikanin). A ileż przepisów – kulinarnych i leczniczych zostawiła nam benedyktynka św. Hildegarda z Bingen, jedna z najwybitniejszych kobiet wszech czasów!
Cywilizacja przy stole
W Średniowieczu – epoce par excellence katolickiej – opactwa kultywowały tradycję wydawania wielkich uczt. Rytuały związane z biesiadowaniem miały uświęcony charakter i wytwarzały poczucie wspólnoty duchowej, łagodziły animozje, wyciszały spory. Mnisi przygotowywali swoje przysmaki z nakazu miłosierdzia i gościnności, tworząc przy okazji zasady etykiety, która z kolei przyczyniała się do uszlachetnienia duszy.
Sztuka prowadzenia rozmowy i zasady grzeczności, obowiązujące przy stole, stawały się coraz bardziej kunsztowne. To w trakcie wspólnego ucztowania stopniowo kształtowały się rytuały obowiązujące w społeczeństwie świeckim, tworząc model cywilizacji europejskiej.
W świecie muzyki
Wspomniałem wcześniej o muzyce w kontekście filipinów. I podkreślmy – w rozwoju muzyki swój niebagatelny udział mają osoby zakonne. Wzmiankowana już benedyktynka, św. Hildegarda z Bingen pisała, że muzyka przenika świat ziemski i Boski. To echo rajskich śpiewów pierwszych ludzi, ucieleśnienie Dobra i Piękna, którym opiewa się Boga Najwyższego. Ta niezwykła kobieta podkreślała, że każdy dźwięk pochodzi od Boga. Boska myśl przenika do ludzkiego umysłu, pojawia się natchnienie, a z niego dzieła artystyczne. W konsekwencji z Bożej inspiracji powstają utwory muzyczne.
Św. Hildegarda doskonale wiedziała, o czym pisze. Była bowiem kompozytorką kilkudziesięciu dzieł muzycznych, w tym najważniejszego – moralitetu Ordo Virtutum.
Swój ogromny wkład w rozwój muzyki ma także włoski mnich benedyktyński bł. Guido z Arezzo, który w XI wieku udoskonalił zapis nutowy i wprowadził nową metodę śpiewu, zwaną solmizacją. Każdy stopień skali otrzymał w niej nazwę od początkowych zgłosek wierszy w hymnie na uroczystość Narodzenia św. Jana Chrzciciela: Ut queant laxis, Resonare fibris. Mira gestorum, Famuli tuorum. Solve polluti Labii reatum Sancte Ioannes! (By zdolne były wdzięcznymi pieśniami, Twe dziwne dzieła sławić nieprzetrwanie, Pył wszelkiej winy, co wargi nam plami, Zmyj święty Janie!) – Ut, Re, Mi, Fa, Sol, La. W XVI stuleciu Anzelm z Flandrii połączył pierwsze litery ostatnich wyrazów (Sancte Ioannes), co utworzyło Si, tworząc całą gamę C‑dur.
Gwoli ścisłości, w następnym stuleciu ze względu na trudność w śpiewaniu sylaby Ut, zmieniono ją na Do – od pierwszych dwóch liter nazwiska muzykologa na dworze kard. Franciszka Barberiniego, Giovanniego Battisty Doniego (który tej zmiany dokonał).
Wracając jeszcze do twórcy solmizacji, bł. Guido pod koniec życia wstąpił do surowego zakonu kamedułów, gdzie śpiewy słychać nader sporadycznie! W ich kościołach nie ma organów…
W tymże zakonie, w bielańskim eremie miałem okazję spędzić kiedyś 4 dni. I był to dla mnie czas wspaniałej lekcji chrześcijaństwa i niezwykłego doświadczenia Boga. Kameduli nie głosili kazań, nie prowadziłem z nimi rozmów. Cisza i przykład ich rozmodlonego, pokutniczego życia wystarczył.
Dziękuję Wam kameduli za Wasze świadectwo. Dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się na realizację swojego powołania w klasztorach.
Niech Bogu będą dzięki za to, że stworzył zakony!
Bogusław Bajor
Różniło nas wiele: miejsce pochodzenia, życiowe doświadczenie, wiek i osobiste historie. Jedni przyjechali z dużych miast, inni z małych miejscowości. Niektórzy w ciszy serca nieśli trudne intencje, inni jechali z wdzięcznością za otrzymane łaski. Ale połączył nas jeden cel – chęć oddania czci Matce Bożej w portugalskiej Fatimie.
W dniach 24–28 czerwca odbyła się kolejna już pielgrzymka Apostołów Fatimy do kraju trojga pastuszków. Nasza podróż rozpoczęła się w Lizbonie, mieście o niezwykle bogatej historii, której ślady widać niemal na każdym kroku. Jednym z miejsc, które szczególnie zapadły pielgrzymom w pamięć, był manueliński Klasztor Hieronimitów w dzielnicy Belem, gdzie spoczywa słynny Vasco da Gama.
Wcześniej stanęliśmy przed Pomnikiem Odkrywców – upamiętniającym tych, którzy z odwagą wypływali na nieznane wody, by odkrywać nowe szlaki i nowe ziemie. Okazały monument symbolicznie przypomniał nam, że i my właśnie wyruszyliśmy w szczególną podróż – nie przez oceany, lecz przez głębię swojego ducha…
Tam, gdzie mówiła Maryja
Po kilkugodzinnym pobycie w stolicy Portugalii udaliśmy się do Fatimy, która stanowiła najważniejszy punkt naszej pielgrzymki. Każdego dnia uczestniczyliśmy w porannej Mszy Świętej. Wieczory spędzaliśmy zaś w modlitewnym skupieniu podczas Różańca i procesji światła. Morze świec niesionych przez pielgrzymów z całego świata i wspólne Ave Maria głęboko zapisały się w naszych sercach.
Odwiedziliśmy również Aljustrel – wioskę, z której pochodzili Łucja, Franciszek i Hiacynta. Ich domy, proste i ubogie, uzmysłowiły nam, dlaczego Maryja ukazała się właśnie trojgu małym pastuszkom. Spacerując ścieżkami Drogi Krzyżowej, odtwarzaliśmy ich codzienność pełną modlitwy, ofiary i dziecięcego zawierzenia.
Z kolei Muzeum Fatimskie pozwoliło spojrzeć na objawienia z historycznej perspektywy. Pamiątki po pastuszkach, wota składane przez pielgrzymów, kula z zamachu na Jana Pawła II umieszczona w bogato zdobionej Maryjnej koronie – wszystko to opowiadało jedną historię: o wierze, cierpieniu, nadziei i Bożej obecności w ludzkich dziejach.
Szlakiem portugalskiej historii
W kolejnych dniach odwiedziliśmy inne ważne miejsca dla portugalskiej historii i duchowości. W Batalhi monumentalny klasztor wybudowany jako wotum wdzięczności dla Maryi po zwycięstwie w bitwie pod Aljubarrotą, kluczowym dla samodzielności Portugalii. W miasteczku Alcobaça zatrzymaliśmy się przy grobach króla Pedra i jego żony Inês de Castro, by poznać historię ich tragicznej miłości i uświadomić sobie, że ta bywa silniejsza niż śmierć.
W Nazaré, nad oceanem, wspięliśmy się do sanktuarium Matki Bożej, spoglądając na bezkres wody i powierzając Jej nasze troski i nadzieje. A w średniowiecznym Óbidos, z jego bielonymi domami i wąskimi uliczkami, mogliśmy poczuć się jak pielgrzymi sprzed wieków. Na mnie bardzo duże wrażenie zrobił zamek templariuszy w Tomar. Budowla ta skąpana jest w aurze tajemnicy i mroku, a legendy na temat tego zakonu rycerskiego do dziś krążą po całej Europie.
Dokładne poznanie wszystkich tych miejsc było możliwe dzięki nieocenionej pilot naszej pielgrzymki, pani Ewelinie. Jej olbrzymia wiedza na temat historii Portugalii, lokalnych obyczajów czy aktualnej sytuacji w kraju mogłaby z pewnością zawstydzić niejednego rdzennego mieszkańca.
Słowa podziękowania
Kilkudniowy pobyt w Portugalii bez wątpienia był czasem modlitwy, rozmów, radości i wzruszeń. Każdy z nas wniósł coś do tej pielgrzymki. W autokarze, przy posiłkach, w ciszy kaplic i na ścieżkach Fatimy stawaliśmy się wspólnotą, która nie tylko podróżowała razem, ale dzieliła się wiarą.
Na zakończenie pragnę z całego serca podziękować każdej i każdemu z Was za ten wspólnie spędzony czas – za obecność, modlitwę, życzliwość i świadectwo. Szczególne słowa wdzięczności kieruję do naszego duszpasterza, ojca Dariusza, który przez te kilka dni prowadził nas duchowo. Doskonałą puentą całego wyjazdu są jego słowa wypowiedziane do Apostołów Fatimy podczas drogi powrotnej do Polski: Dziękuję Wam za to, że nie była to wycieczka z elementami religijnymi, ale prawdziwa pielgrzymka!
Dla mnie ta pielgrzymka miała również szczególny, osobisty wymiar. Właśnie 13 maja 2017 roku – dokładnie w setną rocznicę pierwszego objawienia w Fatimie – wziąłem ślub. Wówczas data ta wydawała mi się jedynie zbiegiem okoliczności. Dziś wiem, że była to zapowiedź i zaproszenie, którego głębię zacząłem rozumieć dopiero w trakcie pobytu w Fatimie.
* * *
Spotkanie Apostołów Fatimy w Zawoi
W dniach 26–29 maja grupa Apostołów Fatimy gościła w Zawoi, która przywitała nas wprawdzie chłodem i deszczem, jednak wszyscy uczestnicy przyjechali z niezwykle pozytywnym nastawieniem. Spotkanie rozpoczęło się od wystąpienia Sławomira Skiby, wiceprezesa Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, który przypomniał o misji i najważniejszych akcjach Stowarzyszenia, po czym uczestnicy obejrzeli film o Objawieniach Fatimskich. Następnie wspólnie odmówiliśmy Różaniec i odśpiewaliśmy litanię loretańską.
Następnego dnia Apostołowie udali się do sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem, gdzie uczestniczyli we Mszy Świętej. Następnie zwiedzili ciekawe miejsca, tj. Jaszczurówkę, Czerwony Dwór i urokliwe zakątki stolicy polskich Tatr. Po powrocie do Zawoi p. Jacek Kotula przybliżył wszystkim uczestnikom postać św. Charbela.
28 maja udaliśmy się do Krakowa, gdzie uczestniczyliśmy we Mszy Świętej w Sanktuarium św. Jana Pawła II, a następnie zwiedziliśmy niezwykle interesującą wystawę „Nasz Papież”. Następnie nasza wspólnota udała się do Kalwarii Zebrzydowskiej, by poznać historię i miejsca związane z tym wspaniałym sanktuarium Maryjnym.
Dziękujemy wszystkim za udział w tym niezwykłym kilkudniowym wydarzeniu.
KG
Szanowna Redakcjo!
„Przymierze z Maryją” jest bardzo wartościowym pismem. Cenię inicjatywę i tematykę, jaką poruszacie. Jestem głęboko przekonana, że jest ona właściwa, niebudząca żadnych zastrzeżeń ani uwag. Jest wartością samą w sobie. To samo piękno, jakie ukazujecie w osobie Boga-Stwórcy pogłębia naszą wiarę jeszcze bardziej. Jest drogowskazem, prawdą i życiem. Bóg jest źródłem i twórcą wszelkiego piękna.
Anna z Ostrowca
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Piszę do Państwa pierwszy raz, choć znamy się poprzez listy i wszystkie przesyłki, które od Was otrzymałam i za które bardzo serdecznie dziękuję. Listy czytam zaraz po wyjęciu z koperty, a „Przymierze…” – od początku do końca. Szczególnie dziękuję za życzenie urodzinowe, byłam mile zaskoczona, że ktoś tak dalece pamięta o moich urodzinach. Tyle miłych słów napisanych odręcznie i tak pięknym pismem. Jeszcze raz dziękuję za wszystko, za piękne „Przymierze z Maryją”. Niech Pan Bóg błogosławi na kolejne dni i lata, pozdrawiam Was serdecznie, życzę sił i zdrowia. Szczęść Boże!
Stała czytelniczka Zofia
Szanowny Panie Prezesie!
Z całego serca dziękuję za wszystkie materiały, które od Was otrzymuję: za „Przymierze z Maryją”, „Apostoła Fatimy”, kalendarz, za magazyn „Polonia Christiana” oraz wszystkie inne materiały i upominki. Wszystkie czasopisma czytamy, wzbogacając swoją wiedzę katolicką. Dziękuję za wszystkie akcje, które prowadzicie, bo są bardzo potrzebne. Życzę dalszej wytrwałości w działalności Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, a Boża Opatrzność niech nad Wami czuwa!
Tadeusz z Pomorskiego
Szczęść Boże!
Dziękuję bardzo za „Przymierze z Maryją” oraz 4. numer „Apostoła Fatimy”. Wszystkie artykuły zawarte w „Przymierzu…” są interesujące. Dużo nowego wnoszą do mojej dotychczasowej wiedzy. Artykuł „Istota postu” autorstwa ks. Bartłomieja Wajdy wskazuje nam drogi, jak rozróżnić istotę postu podjętego z motywu religijnego od „postu”, jako zwykłej czynności świeckiej. Szczególnie zainteresował mnie artykuł „Rozważania o miłosierdziu” autorstwa red. Bogusława Bajora. Moim zdaniem, jeżeli nie będziemy miłosierni wobec osób trzecich, nasze serca staną się zatwardziałe i niezdolne do przykładania miłosierdzia.
Panie Prezesie, w ostatnim liście wspomina Pan o spadku zainteresowania prenumeratą „Przymierza…”. Jestem zdziwiona tą sytuacją, gdyż każdy artykuł, zawarty w nim, czytałam z zaciekawieniem. Wielu rzeczy się uczę i umacniam moją wiarę i miłość do Pana Boga, Jezusa Chrystusa, a także do Matki Najświętszej. Serdecznie pozdrawiam i życzę Wam wszystkiego najlepszego, błogosławieństwa oraz opieki Matki Bożej Fatimskiej.
Maria z Choszczna
Szczęść Boże!
Pragnę z serca złożyć podziękowanie za życzenia z okazji moich urodzin oraz za numery pism: „Przymierze z Maryją” i „Polonia Christiana”, które otrzymuję od Państwa. Uważam, że tematyka zawarta we wspomnianych czasopismach jest zawsze wartościowa i życzyłbym sobie (i Wam), by te wartościowe periodyki – „Przymierze…” i „Polonia…”, rozwijały się i były promowane w naszym Narodzie, który zawsze trwał w wierze katolickiej. Jest to nie tylko moje życzenie, ale też wyrażają je moi Przyjaciele, z którymi dzielę się tymi pismami.
Marian z Garwolina
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdecznie dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz kalendarze. Z wielką radością i wdzięcznością przyjmuję wszystkie przesyłki. Stanowią one dla mnie nie tylko źródło duchowego umocnienia, ale także inspirację do codziennego życia w wierze. Chciałabym zapewnić, że zgadzam się z poruszaną tematyką, doceniam trud Redakcji w przygotowywaniu każdego numeru. Artykuły pomagają mi pogłębić moją wiarę, zrozumieć przesłanie Matki Bożej oraz lepiej przeżywać liturgiczne okresy, takie jak Wielki Post czy Wielkanoc. Dziękuję również za przypomnienie o wartości nabożeństw Pięciu Pierwszych Sobót Miesiąca oraz za możliwość zapoznania się z Apostolatem Fatimy. To bardzo cenne materiały, które z chęcią po przeczytaniu przekazuję dalej bliskim. Życzę całej Redakcji Bożego błogosławieństwa i nieustannej opieki Najświętszej Maryi Panny w dalszym szerzeniu tego pięknego dzieła.
Regina z Lubuskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Nawiązując kontakt ze Stowarzyszeniem Ks. Piotra Skargi i wstępując do Apostolatu Fatimy pragnęłam być częścią wspaniałej, katolickiej organizacji. Od 2009 roku otrzymałam od Was książki, figurkę Maryi Fatimskiej, dewocjonalia, różańce, medal czy notes Apostoła Fatimy. Brałam też udział w 2023 roku w pielgrzymce do Fatimy, gdzie uczestniczyliśmy w codziennej Mszy Świętej, a wieczorem w procesjach ze świecami (…). My wszyscy Apostołowie Fatimy w zjednoczeniu z naszym Stowarzyszeniem razem zaufaliśmy Maryi i Panu Jezusowi. Mamy spełniać uczynki miłosierdzia. Zawsze modlimy się przez Maryję do Pana Jezusa. Ona nas kocha i nigdy nie opuszcza. My, katolicy, powinniśmy jak najszybciej ochrzcić swoje dzieci, by nie narażać ich na utratę zbawienia wiecznego. Powinniśmy razem z dziećmi i rodzicami klękać przed wizerunkiem Matki Bożej i modlić się, odmawiając modlitwy „Ojcze nasz” i „Zdrowaś Maryjo” w intencjach wynagrodzenia Panu Jezusowi i Jego Matce za każde skandaliczne i gorszące wydarzenia, za bluźnierstwa i za prześladowanych chrześcijan. Powinniśmy uczęszczać na pielgrzymki i prosić Maryję o wyproszenie wszelkich łask. Powinniśmy też w dni majowe uczęszczać na nabożeństwa Maryjne, a po nich nawiedzać kapliczki i oddawać jej cześć w stosownych pieśniach…
Dziękuję za wszystko. Z Panem Bogiem!
Ewa