Temat numeru
 
„Zdrówko” jest najważniejsze?
Ks. dr Radosław Kacprzak

Spotykając się z ludźmi z okazji różnych uroczystości, słyszymy często słowa: Życzę ci zdrowia, bo ono jest najważniejsze! Czy rzeczywiście jest to priorytet i o jakie zdrowie nam chodzi? Zastanówmy się więc, gdzie przebiega delikatna granica w naszym życiu, polegająca na zachowaniu właściwych proporcji między zdrowiem duchowym i fizycznym.

 

Współczesna kultura nie zawsze potrafi podpowiedzieć, jak w integralny sposób zadbać o siebie, tak by w zdrowym ciele był też zdrowy duch. Czasami można bowiem popaść w skrajności. Z jednej strony pojawia się zaniedbanie zdrowia fizycznego i postawa typu: Jezus jest najlepszym Lekarzem, On mnie uzdrowi bez ludzkiej pomocy, wystarczy się pomodlić i sprawa jest załatwiona. Można też jednak popaść w inną skrajność i tak przesadnie dbać o swoje zdrowie fizyczne, że stanie się to swoistym bożkiem.


Spróbujmy zatem zastanowić się, jaka jest właściwa recepta na troskę o zdrowie w wymiarze duchowym, cielesnym, ale także psychicznym?


Choroba – szansa czy porażka?


Doświadczenie cierpienia, z którym spotykamy się na co dzień, może wywołać różne reakcje na „nieproszonego gościa”, jakim jest choroba. W takich chwilach zarówno osoba chora, ale także ci, którzy się z nią spotykają, mogą przeżywać różne stany emocjonalne. Dobrze jest uświadomić sobie, że każdy z nas ma prawo do własnego zdania i nie warto narzucać swojej wizji w tej dość trudnej sytuacji. Najbardziej kryzysowym momentem jest zazwyczaj chwila, gdy o chorobie dowiadujemy się nagle i nie wiemy, jak ona będzie przebiegała. Warto już na samym początku stanąć w prawdzie i nie wypierać tej sytuacji z przestrzeni duchowo-emocjonalnej. Mogą bowiem w takich chwilach pojawić się też różne pytania, na które nie jest łatwo znaleźć proste odpowiedzi.


Z mojego długiego doświadczenia posługi kapelana szpitala wynika, że te osoby, które nie pytały o to, dlaczego ich spotkała ta choroba, a raczej postawiły sobie pytanie o to, jak przejść przez życie w tym stanie, o wiele łatwiej znosiły swoje cierpienie. Prawdą jest, że każda choroba powoduje pewnego rodzaju spustoszenie w naszej psychice, ale także w relacji z Bogiem, innymi i samym sobą. Taka niełatwa sytuacja może sprawić, że pojawią się momenty buntu, wycofania, a nawet niechęci do spotkań z ludźmi oraz osobistej modlitwy. W takich chwilach wiele zależy od osoby chorej, która powie sobie po prostu: Mam prawo tak się czuć, to jest całkiem naturalne, daję sobie czas i pozwalam sobie na to, co jest teraz. Najgorzej jest, gdy chorzy słyszą słowa taniego pocieszenia: Będzie dobrze, nie martw się. Tego rodzaju komunikaty często wzbudzają w nich bunt i frustrację, a nawet agresję.


Kluczowym momentem w takich chwilach jest obecność przy osobie chorej i postawa słuchania. Tego typu zachowanie sprawia, że osoba cierpiąca widzi często nadzieję i szansę powrotu do zdrowia albo twórczego przejścia przez próbę, jaka ją spotkała.


Wiele razy w czasie rozmów z ludźmi chorymi słyszałem budujące świadectwa, że doświadczenie choroby było okazją do przewartościowania swojego życia, a także umocnienia się od strony duchowej. Potrzebny był jednak czas, by przekonać się, że choroba stała się szansą, żeby lepiej poznać samego siebie i zaufać Panu Bogu w tym doświadczeniu. Widziałem też wyraźnie, że w takich trudnych momentach – mówiąc językiem psychologicznym – dużym zasobem była wiara, która pomagała zwłaszcza w chwilach kryzysowych. Takie osoby często powtarzały, że patrząc na krzyż, widzą sens swojego cierpienia i taka lekcja, choć często trudna do zrozumienia, jest pomocą w rozwoju duchowym.


Choroba – kto zawinił?


W Ewangelii według św. Jana w sytuacji cierpienia niewidomego od urodzenia pojawia się pytanie o to, kto zgrzeszył w jego przypadku: on czy jego rodzice? Jezus odpowiada precyzyjnie, że ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże (zob. J 9,1–3). Taka odpowiedź zaprasza do spojrzenia na cierpienie w dwóch aspektach. Ze strony człowieka może pojawić się cierpienie zawinione, którego przyczyną jest złe wykorzystanie daru wolności oraz grzeszne życie. W takich sytuacjach często ludzie pomijają Boże przykazania i żyjąc bez odniesienia do nich, ponoszą skutki swoich złych wyborów oraz decyzji. Wtedy nie można mieć pretensji do Pana Boga, bo On obdarzył nas rozumem i wolną wolą po to, abyśmy we właściwy sposób korzystali z tych darów. Przypominam tu sobie rozmowę z pacjentem szpitala, w którym posługiwałem wiele lat. Powiedział on do mnie wówczas: Gdyby ludzie częściej przestrzegali Bożych przykazań, wielu z nich ­uniknęłoby ­tragedii i cierpienia. Bóg bowiem tak zaplanował nasze życie, abyśmy dzięki przykazaniom się nie pogubili i żyli we właściwy, odpowiedzialny sposób. W świecie niepotrzebne byłyby inne tak skomplikowane prawa i zasady, bo mądrzejszego od Pana Boga nie było i nie będzie.


Kiedy czytamy Pismo Święte, niejednokrotnie dostrzegamy, że Bóg automatycznie nie chroni ludzi przed skrajnie trudnym położeniem. Papież Benedykt XVI powiedział na początku swojego pontyfikatu ważne słowa: Cierpimy z powodu cierpliwości Boga. Tymczasem wszyscy potrzebujemy Jego cierpliwości.


Obok cierpienia zawinionego przez człowieka istnieje też takie, które jest dla nas wielkim znakiem zapytania. I wtedy, gdy ktoś nas zapyta, dlaczego tak się dzieje, najbezpieczniej jest odpowiedzieć „nie wiem” i pozwolić sobie na ciszę. Inne tłumaczenia nie dadzą bowiem jasnej odpowiedzi na ten problem. Znany amerykański pasterz Sługa Boży abp Fulton Sheen powiedział: Gdy człowiek dźwiga na swoich ramionach jakiś ciężar, może poczuć ulgę na dwa sposoby: albo jego ciężar stanie się lżejszy, albo jego ramiona staną się silniejsze. Bóg postępuje czasem z nami właśnie w ten drugi sposób. To jest ważna podpowiedź w kontekście pytania o to, kto zawinił w przypadku choroby. Bóg nigdy nie zostawia nas samych. Jezusowe słowa, podkreślające, że w przypadku cierpienia, którego nie rozumiemy, objawia się chwała Boża, są zaproszeniem, by spojrzeć na taką sytuację z perspektywy wiary. Świat, w którym próbuje się dziś uczynić Boga nieobecnym, podkreśla, że cierpienie jest bezsensownym zagrożeniem, tajemnicą i problemem, na który nie ma właściwej recepty. Jeden z pacjentów powiedział mi kiedyś, że on paradoksalnie po wielu latach dziękuje Bogu za cierpienie, bo choć jest sparaliżowany fizycznie, to jednak nie jest już sparaliżowany duchowo. Takie świadectwo można wypowiedzieć zapewne dopiero po pewnym procesie dojrzewania duchowego, w którym pojawiały się różne etapy.


Chrystus odpowiada na nasze pytania o cierpienie, utożsamiając się wiele razy z cierpiącymi i mówi: Jestem w tym doświadczeniu z Tobą, biorę na siebie Twój ból. Ktoś pięknie powiedział, że na pytanie o sens cierpienia niezawinionego Pan Jezus nie odpowiada nam z wysokości akademickiej katedry, ale z wysokości Krzyża.


Miłość – recepta na cierpienie


Św. Jan Paweł II w Liście apostolskim Salvifici Doloris podpowiada nam: Aby móc poznać prawdziwą odpowiedź na pytanie „dlaczego cierpienie”, musimy skierować nasze spojrzenie na objawienie Bożej miłości, ostatecznego źródła sensu wszystkiego, co istnieje. Miłość jest też najpełniejszym źródłem sensu cierpienia, które pozostaje zawsze tajemnicą: zdajemy sobie sprawę, że wszelkie nasze wyjaśnienia będą zawsze niewystarczające i nieadekwatne. Chrystus pozwala nam wejść w tajemnicę i odkryć „dlaczego cierpienie”, o ile jesteśmy zdolni pojąć wzniosłość miłości Bożej (por. SD, 13). Takie słowa są cenną wskazówką, by w doświadczeniu choroby i cierpienia zapytać się o miłość do siebie, Pana Boga i drugiego człowieka. Miłość idzie razem w parze z odpowiedzialnością.


Św. Tomasz z Akwinu pisał, że łaska bazuje na naturze. Taka podpowiedź jest zaproszeniem, by w odpowiedzialny sposób zadbać o swoje zdrowie fizyczne nie czyniąc z niego bożka, ale przypatrując się temu, co się dzieje z naszym ciałem. Zaopiekowanie się nim zwłaszcza wtedy, gdy pojawia się cierpienie, jest wyrazem naszej miłości wobec samego siebie, ale także dbaniem o wypełnianie piątego przykazania Dekalogu. Gdy zatem przeżywamy cierpienie fizyczne, warto skorzystać z profesjonalnej pomocy medycznej, by poszukać źródła swojej choroby i jak najszybciej podjąć stosowne leczenie.


W stanach chorobowych istotne jest także zadbanie o swoją psychikę. Korzystanie z profesjonalnego wsparcia terapeutycznego jest dużą pomocą w odzyskiwaniu siły. Dobrze przeżyta psychoterapia, podczas której nie narzuca się własnych rozwiązań, ale próbuje się wzmocnić pacjenta, jest dobrym krokiem ku zdrowiu. W takim procesie pacjent może lepiej poznać i pokochać samego siebie oraz odkryć osobiste zasoby, które będą dla niego wsparciem. Warto dziś skończyć ze stygmatyzacją ludzi, którzy przeżywają w cierpieniu także problemy natury psychicznej. Profesjonalna pomoc medyczna w takich momentach może być także dużą pomocą w odzyskiwaniu zdrowia duchowego i właściwego obrazu Pana Boga. Niezwykle ważnym elementem jest tutaj także rozpoznawanie swoich emocji. Właściwe zaopiekowanie się swoimi stanami emocjonalnymi oraz łagodność wobec samego siebie jest istotnym elementem w procesie zdrowienia.


Najważniejsza jest troska o zdrowie duchowe


Człowiek wierzący jest zaproszony, by odkryć przede wszystkim, że ostatecznie najważniejsze jest zadbanie o swoje zdrowie duchowe. Jest to często możliwe, gdy we właściwy sposób zatroszczyliśmy się o nasze ciało i psychikę. Dobrze jest uszanować decyzję osoby chorej i we właściwym momencie zaproponować takie wsparcie, które będzie cennym umocnieniem duchowym. Podkreśla się, że ­prawdziwa miłość to tak naprawdę obecność i bliskość! Wspierając osobę chorą, nie warto narzucać się na siłę i „przemocowo” proponować przyjęcia Sakramentów Świętych. Warto poczekać, by sama osoba chora dojrzała do spotkania z Bogiem w Sakramentach Świętych, które nie działają magicznie i automatycznie, ale jako dar od Pana Boga umacniają wiarę tego, kto je przyjmuje.


Kiedy czytamy Ewangelię, wiele razy przekonujemy się o tym, że Jezus Chrystus w sytuacji choroby pytał o wiarę i dokonywał cudów uzdrowienia ze względu na wiarę. Patrząc na Jego życie, możemy też wyraźnie zauważyć, że jako Bóg i człowiek dbał w Swoim życiu o integrację ciała, psychiki i ducha. Kiedy bowiem potrzebował odpoczynku, potrafił zadbać o swój sen i zareagować dopiero wtedy, gdy inni Go prosili o pomoc. Mistrz z Nazaretu pielęgnował zdrowe relacje, odwiedzając swoich przyjaciół – Marię, Martę i Łazarza. Umiał też wyrazić swoje emocje, tj. radość, smutek, a nawet złość, o której czytamy w ewangelicznej opowieści o kupcach i bankierach w Świątyni Jerozolimskiej. Spotkanie z Bogiem nie może być bowiem traktowane jako miejsce targowiska i robienia z Nim osobistych interesów.


Zbawiciel daje nam wyraźny przykład, że najważniejsza jest troska o ducha. Wiele razy czytamy, że udawał się na miejsce pustynne, by rozmawiać z Ojcem. Takie chwile przeżywane na osobności i w ciszy były dla Niego ważną przestrzenią do podejmowania istotnych decyzji. W obliczu cierpienia wyrażał smutek i lęk, ale w ostateczności podkreślał: Ojcze, nie moja, ale Twoja wola niech się stanie. Taka postawa jest inspiracją dla każdego z nas, by w doświadczeniu choroby szukać woli Bożej w naszym życiu. Choć nie zawsze potrafimy zrozumieć, co jest przyczyną tak przykrej życiowej próby, to jednak Bóg, gdy pozwolimy się Mu poprowadzić, pokaże nam, że w tych chwilach jest z nami. Wszystko jest bowiem po to, by objawiły się w nas sprawy Boże.

 

Kto wierzy, nigdy nie jest sam – te słowa papieża Benedykta XVI są cenną inspiracją, by w doświadczeniu choroby prosić o silną wiarę dla siebie i innych…



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego