Wychowanie kapłańskie to przerobienie całego swojego ja na modłę Chrystusową, to uświęcenie osobiste i wyrobienie w sobie charakteru w sposób najbardziej odpowiadający celowi, któremu ma służyć kapłaństwo. Sacerdos – alter Christus.
(…) Usposobień do stanu duchownego nie ma, ale każde zdrowe i normalne usposobienie może być tak wychowane, aby się stać podkładem mocnego powołania kapłańskiego, i pracę tę każdy kandydat do stanu duchownego musi nad sobą przeprowadzić w czasie swojego pobytu w seminarium. Tego spodziewa się po nim Kościół w tym okresie przygotowawczym jego powołania, do tego zmierza cała ta pomoc i opieka duchowa, którą go w seminarium otacza – na tym wreszcie i sąd swój w ostatecznej linii oprze w chwili, kiedy trzeba będzie go na zawsze przez święcenia wyższe ze sprawą Bożą związać.
Światło świata i sól ziemi
Już w Starym Przymierzu mamy z całą siłą wyrażone żądanie Boga, aby ci, co się Jego służbie poświęcają, byli świętymi. (…)
Jasne jest, że dawszy w Nowym Przymierzu Swym wiernym tak cudowne i potężne środki do uświęcenia się, Chrystus w pierwszej linii spodziewa się, że korzystać z nich będą ci, których do Swej służby powołał, aby byli światłem świata i solą ziemi (Mt 5,13–14). (…)
Chrystus uniezależnił daną kapłanom sakramentalną moc uświęcania dusz od ich osobistej świętości, tak iż dosięga ona dusz wiernych tak samo za pośrednictwem najświętszego z nich, jak i najniegodniejszego. Uczynił On to i ze względu na wiernych, którym przez to dał większą pewność dostąpienia łask sakramentalnych i ze względu na samych kapłanów, którym by w przeciwnym razie było nieraz bardzo trudno określić, jakiego stopnia świętości potrzeba z ich strony, by sakramenta przez nich udzielane mogły wywrzeć swój wpływ.
Oczywistym jest jednak, że czyniąc ich w ten sposób Swymi narzędziami przekazującymi duszom wiernych świętość Jego, a nie ich własną, Chrystus nie myślał zwalniać ich od dbania o świętość osobistą; owszem, do tego stopnia Mu o nią chodziło, że i do tych łask, które przez nich zsyła innym, dodał cały szereg takich, które dla duszy kapłana godnie sprawującego sakramenta są przeznaczone, natomiast gdy śmie je niegodnie sprawować, wówczas te łaski, uświęcające innych, jemu, gdy przez niego przechodzą, jeszcze bardziej śmierć zadają, skoro sprawowanie sakramentów w stanie grzechu zawsze nowy grzech stanowi.
Wina spada na niegodne sługi Boże
Są zresztą jeszcze inne poboczne racje, które nawet w sprawowaniu sakramentów wymagają od kapłanów świętości. Oto sakramenta nie odbywają się bez akcji, w cichości i milczeniu, przeciwnie, mają one swoją stronę liturgiczną, która im służy za oprawę i do łask sakramentalnych dodaje łaski płynące z modlitw zanoszonych przez kapłana do Boga. Te łaski zależą zupełnie od świętości kapłana i choć wartością nadprzyrodzoną ustępują łaskom sakramentalnym, to wierni mają także do nich prawo i kiedyś na Sądzie Bożym będą mogli się o nie dopomnieć. Oprócz tego, łaski sakramentalne, aby na duszę oddziałać, muszą ją znaleźć należycie usposobioną; otóż nieraz się zdarza, że brak świętości kapłanów tak źle wolę ludzką usposabia, iż buntuje się ona przeciw Bogu i zamyka przez to dostęp do swego wnętrza łaskom sakramentalnym.
Św. Franciszek z Asyżu, żyjąc w czasach, w których ogólne obniżenie świętości życia w duchowieństwie wywołało herezję katarów, niepozwalającą przyjmować sakramentów z rąk niegodnych kapłanów, ukląkł raz przed kapłanem znanym z nieodpowiedniego prowadzenia się i nogi mu całował; chciał on przez to pokazać, jak tę godność narzędzia łask Bożych nawet w niegodnym osobniku czcić należy. Ale tak głębokiej wiary u ogółu chrześcijan spodziewać się nie można i choćby nie bez winy byli ci, którzy by dla braku świętości kapłanów odsuwali się od Boga, od Kościoła i od sakramentów, to łatwo sobie wyobrazić, jak wielka część tej winy spada na niegodne sługi Boże, które swym życiem gorszą, miast budować!
Świadectwo wiary
A weźmy teraz to drugie zadanie powołania kapłańskiego, nauczanie i kierowanie duszami. I tu także słowa Chrystusa, odnoszące się do faryzeuszów: Cokolwiek by wam powiedzieli, zachowajcie i czyńcie, ale wedle ich uczynków nie postępujcie, mówią bowiem, a nie czynią (Mt 23,3), zachowały na zawsze swą wartość dyrektywy. Zbawiciel, przewidując ludzkie ułomności Swych sług, chciał w tych słowach bardzo wyraźnie zaznaczyć, że przyjęcie Jego nauki nie może być uzależnione od postępowania tych, co ją głoszą, bo ona ma wartość absolutną, opartą na powadze Boga, a nie na powadze tych, co jej nauczają.
A jednak wiemy, jak potężnym czynnikiem w rozpowszechnianiu nauki chrześcijańskiej jest całkowite przejęcie się nią ze strony tych, co ją opowiadają; jak inaczej się słucha tych, którzy najpierw czynią, a potem mówią; którzy żyją z wiary. I nic w tym dziwnego: wiara nie polega na przyjęciu do umysłu pewnych twierdzeń, ale na przejęciu się nimi do tego stopnia, żeby aż życie podług jej wymogów ukształtować. I jakże do takiego, nieraz trudnego wysiłku może zachęcić ktoś, kto sam tylko ustami głosi prawdy wiary, ale nie myśli dostosować do nich swego życia? Czyż można się dziwić, że jeśli miłość nie przerobi go na modłę przepisaną przez wiarę, której uczył, to będzie on w swym nauczaniu tylko cymbałem brzmiącym (1 Kor 13,1).
Własnym życiem chwałę Bożą szerzyć
Jeszcze bardziej bezpłodna, jeśli nie szkodliwa, będzie jego działalność w kierowaniu duszami. W dziedzinie praktycznej wiadomości nasze nigdy nie są całkowite, jeśli pojęcia i zasady teoretyczne nie zostaną uzupełnione praktycznym i konkretnym ich zastosowaniem; choćby człowiek znał doskonale określenie jakiej cnoty i umiał o niej mądrze rozprawiać, zawsze można powiedzieć, że jej nie zna całkowicie, póki jej nie posiadł sam, póki jest w rozumie jako przedmiot poznania, a nie ma jej w duszy, w samym podmiocie rozumującym; wszystkie najpiękniejsze dysertacje na jej temat nic nie są warte bez praktycznej znajomości praw jej powstania, bez przeżycia w sobie tych walk, które trzeba o nią staczać, tych zabiegów, koniecznych do utrwalenia jej i rozwinięcia w duszy. Kto tego nie przeszedł, ten o pożytecznym kierowaniu wychowaniem cudzym ani myśleć nie może: będzie on jak ci faryzeusze, którym Chrystus Pan zarzucał, że wiążą ciężkie i nieznośne brzemiona i wkładają je na barki ludzkie, sami zaś palcem swym nie chcą ich ruszyć (Mt 23,4). I dlatego to właśnie brzemię, które podobni kierownicy innym na barki wkładają, jest takie ciężkie, że sami oni nigdy nie próbowali go ponieść, że w sobie nie mają miary jego ciążenia, że nie znają praw jego rozwoju i nie umieją go rozłożyć i stopniowo przystosować do cudzych sił; chcą je wcisnąć od razu w gotowej formie, bez względu na stopień, w jakim dusze gotowe są mu się poddać, bez tej umiejętności dopasowania go do bark tak, iżby pomimo swego ciężaru stało się ono i lekkie, i słodkie (Mt 11,30 i 1 J 5,3).
Weszliśmy w cały szereg szczegółów, aby wykazać prawdę, która już a priori wydawała się oczywista, a mianowicie, że kapłan obowiązany jest do świętości życia z racji swych zadań kapłańskich względem dusz. Łatwo ten jego obowiązek ująć w jedno krótkie zdanie: mając pracować nad tym, aby ziemia promieniowała chwałą Bożą, aby się na niej Imię Boże święciło, powinien on w pierwszej linii sam własnym życiem chwałę Bożą szerzyć i całym swym postępowaniem przynosić cześć Świętemu Imieniu swojego Boga i Pana,które ma wciąż na ustach.
Oddać się Bogu całkowicie
Obowiązek to wielki i trudny; każdy by powinien się przed nim zawahać, gdyby nie to, że nie samymi siłami przyrodzonymi trzeba będzie go wykonać. Bóg mocą wewnętrzną Swej łaski zawsze gotów wesprzeć tych, którzy Mu się całkowicie oddadzą, a Kościół, ujmując w swe ręce wychowanie przyszłego kapłana, wprowadza go niejako stopniowo i powoli na drogę powołania i ułatwia tym sposobem to gruntowne przerobienie charakteru pod wpływem działania łaski Bożej, które św. Paweł zwykł był tak pięknie nazywać, przywdzianiem Chrystusa (Rz 13,14; Ga 3,27).
* O. Jacek Woroniecki, Królewskie kapłaństwo, Oficyna Wydawnicza Viator, Warszawa 2000, s. 62–66. Tytuł i śródtytuły od redakcji.
Podchodzimy do lądowania. Przez niewielkie okienka samolotu widzimy coraz wyraźniej czerwone dachy i jasne elewacje budynków Lizbony. Jeszcze moment i dotkniemy portugalskiej ziemi. Jest druga połowa maja i Portugalia wita nas – grupę 21 Apostołów Fatimy, towarzyszących im osób i pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi – słoneczną, ale nie upalną pogodą.
Na parkingu, obok budynku lotniska, czeka już autobus, który zabiera nas w 120-kilometrową podróż do Fatimy. Początkowo płaskie krajobrazy przesuwają się powoli przed naszymi oczami, ustępując stopniowo miejsca pofalowanym wzgórzom…
Batalha i Alcobaça
W trakcie pięciodniowego pobytu na Półwyspie Iberyjskim Portugalia odsłania przed nami swoje najpiękniejsze skarby. Tak jest na przykład wtedy, gdy spośród malowniczych wapiennych wzgórz Estremadury wyłania się zachwycający klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha, ufundowany przez króla Jana I Portugalskiego w podzięce za zwycięstwo nad Hiszpanami pod Aljubarottą w 1385 roku. Na dobre zapewniło ono temu krajowi niezależność od hiszpańskiego sąsiada.
Podobnie niezapomniane wrażenia czekają na nas w Alcobaça – miasteczku słynącym ze średniowiecznego opactwa cysterskiego. Zespół klasztorny powstał jako wotum króla Alfonsa I Zdobywcy dla Matki Bożej za odbicie z rąk muzułmańskich grodu Santarem. Imponujący klasztor oprócz bogato zdobionych krużganków i Dziedzińca Królewskiego kryje w sobie sarkofagi władców – Alfonsa IV i jego syna Piotra I oraz królowej Beatrycze Kastylijskiej i żony Piotra I – Ines de Castro.
Nazaré, Santarem, Obidos
Odwiedzamy też leżące nad Atlantykiem miasteczko Nazaré. Jego nazwa wywodzi się od biblijnego Nazaretu, z którego pochodzi figura Maryi, przyniesiona tu w VIII wieku przez mnicha Romano. Statua portugalskiej Czarnej Madonny spoczywa w ołtarzu barokowego sanktuarium Matki Bożej, mieszczącym się na szczycie oceanicznego klifu.
Modne wśród portugalskich celebrytów miasteczko leży na portugalskim szlaku św. Jakuba. Przybyliśmy tu, aby nawiedzić kościół pw. św. Stefana, mieszczący Sanktuarium Cudu Eucharystycznego z XIII wieku. W ciszy, skupieniu i z pochylonymi głowami podziwiamy zachowaną w relikwiarzu cudowną, zakrwawioną Hostię.
Nie omijamy również uroczego, otoczonego średniowiecznymi murami miasteczka Obidos. Przez wieki była to własność kolejnych portugalskich królowych. Kilkusetletni zamek oraz zabytkowe budynki ciasno okalające wąskie, wybrukowane uliczki przyciągają tu każdego roku nowe rzesze turystów i pątników…
Fatima
…No, ale choćby i były najpiękniejsze, nie dla tych miejsc przybyliśmy do Portugalii. Po ok. 100 minutach podróży z lotniska zjeżdżamy w końcu z autostrady. Mijamy znak z napisem „Fatima”. Po lewej stronie drogi rozciągają się parkingi i miejsca kempingowe, teraz puste, ale w trakcie większych uroczystości religijnych szczelnie zapełnione. Dojeżdżamy do Ronda Pastuszków, na środku którego podziwiamy figury spacerujących z owieczkami Łucji, Franciszka i Hiacynty. Zbliżamy się do sanktuarium. Teraz wzdłuż ulicy ciągnie się nieprzerwany rząd oczekujących na pielgrzymów hoteli. Mijamy rondo z figurą św. Antoniego. Zza rosnących wzdłuż ulicy drzew powoli przebija się widok wyłożonego płytami placu Modlitwy. W jego sercu leży Kaplica Objawień, na szczycie góruje Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej.
U Fatimskiej Matki
Opuszczamy autobus i po szybkim rozlokowaniu się w hotelowych pokojach oraz zjedzeniu kolacji możemy w końcu pokłonić się Matce Bożej Fatimskiej. Zapada zmrok, a my kierujemy nasze kroki do zapełniającej się coraz szczelniej pielgrzymami Kaplicy Objawień. Tutaj, jak co wieczór, o 21.30 rozpoczyna się nabożeństwo różańcowe i procesja z figurą Matki Bożej Fatimskiej.
Trudno wyrazić emocje kłębiące się w głowach i sercach pątników. To bardzo osobiste dla każdego spotkanie, ten specyficzny nastrój skupienia i spotkania z majestatem Królowej Nieba i Ziemi, ale też z naszą najukochańszą Matką. Każdy sam, w swoim wnętrzu, przeżywa ten osobisty moment spotkania z Maryją; wdzięczny, że mógł tu przybyć i uklęknąć na miejscu uświęconym przez Matkę Boga. Nazajutrz w imieniu Darczyńców i uczestników kampanii organizowanych przez Stowarzyszenie składamy Matce Bożej wieniec z tysiąca róż.
Via Crucis i Aljustrel
Wkrótce potem udajemy się na Drogę Krzyżową zwaną też Szlakiem Pastuszków. Przy jej trasie nawiedzamy miejsce objawienia pastuszkom Anioła Portugalii, Valinhos, gdzie Matka Boża objawiła się dzieciom fatimskim w sierpniu 1917 roku, a także domy rodzinne Łucji oraz świętych Franciszka i Hiacynty, wciąż zachowane i jako muzea udostępniane zwiedzającym w ich rodzinnej wiosce Aljustrel.
Sanktuarium i bazylika
Po południu czeka nas zwiedzanie bazyliki Trójcy Świętej i Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Pierwsza z tych świątyń nie robi na mnie dobrego wrażenia. Nowoczesny budynek, z zewnątrz bardziej przypominający betonowy bunkier, a w środku przestronną halę mogącą pomieścić prawie 10 000 osób, sprawia mało sakralne wrażenie. W dodatku tuż przed nim widzimy sporych rozmiarów krzyż, na którym sylwetkę naszego Pana Jezusa Chrystusa zastąpiono kilkoma prostymi kawałkami metalu.
Zdecydowanie lepiej wygląda utrzymane w neobarokowym stylu Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Stałym punktem przy jego zwiedzaniu są kaplice po obu stronach prezbiterium, gdzie pielgrzymi modlą się przy grobach świętych Franciszka i Hiacynty oraz Służebnicy Bożej, siostry Łucji dos Santos.
Ofiara Mszy Świętej
W trakcie pobytu w Fatimie codziennie rano uczestniczymy w Mszy Świętej w klasycznym rycie rzymskim i w tradycyjny sposób przyjmujemy Najświętszy Sakrament. Niestety, nie jest to obecnie możliwe w samym sanktuarium, dlatego Msze Święte są odprawiane w pobliskiej kaplicy. Najświętszą Ofiarę sprawuje nasz duchowy opiekun ks. Grzegorz Śniadoch z Instytutu Dobrego Pasterza.
Odmawiajcie Różaniec!
Bóg zapłać wszystkim, z którymi pielgrzymowałem do Fatimy: Księdzu Grzegorzowi, Apostołom Fatimy i ich osobom towarzyszącym, Panu Przewodnikowi, koleżance i kolegom ze Stowarzyszenia. To była prawdziwa przyjemność i łaska spotkać Was, lepiej Was poznać, rozmawiać z Wami i wspólnie z Wami modlić się w miejscu objawień Matki Bożej. Jesteśmy wspólnotą skupiającą ludzi o różnych charakterach i temperamentach, których łączy wyjątkowa miłość do Najświętszej Maryi Panny.
Za to wszystko: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję bardzo za otrzymane życzenia urodzinowe. Miło mnie zaskoczyły i sprawiły mi dużo radości. Dziś rzadko dostaje się tyle ciepłych słów płynących z serca. Dziękuję za modlitwy za mnie!
Alina z Warszawy
Szczęść Boże!
Po przestudiowaniu książeczki pt. „Zanim przyjdzie sprawiedliwość…”, którą mi przysłaliście, jestem pod wielkim wrażeniem, że w tak zwięzły, przekonujący sposób została przekazana istota wiedzy na temat Bożego Miłosierdzia. Na nowo pomogła mi uwierzyć i przylgnąć do Miłosierdzia Bożego. Z tejże lektury dowiedziałam się wreszcie, co znaczy ofiarować Bogu Ojcu „Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa” i jak należy rozumieć tę formułę. Bardzo pomogła mi przytoczona bulla papieża Piusa IV z 1564 roku.
Cecylia ze Śląska
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza inicjatywa „Chrzest Święty” jest bardzo piękna i potrzebna. Dziś, kiedy u młodych ludzi zatraca się poczucie wrażliwości wobec tego sakramentu, taka akcja i forma prezentu może być bardzo pomocna w zrozumieniu, jakie znaczenie ma ten sakrament oraz jak bardzo ważny jest wybór rodziców chrzestnych. Będę polecał znajomym Państwa inicjatywę i te prezenty. Serdecznie pozdrawiam.
Ryszard z Raciborza
Szczęść Boże!
Popieram każdą akcję, która służy dobru ludzi kochających Pana Boga, którzy także wielbią Jego Matkę. Pragnę też podzielić się swoim świadectwem. Pan Jezus uratował mnie, gdy podczas zawału serca błagałam o pomoc Bożego Syna słowami: „Panie Jezu ratuj, mam tyle jeszcze do spełnienia”. Od tego dnia mija prawie 20 lat. Mam wsparcie od Pana Jezusa i modlę się codzienne na różańcu, dziękując za pomoc i opiekę.
Danuta z Krasnegostawu
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję za list oraz pismo „Przymierze z Maryją” nr 129 pt. „Powrót do piękna”. Obecnie jesteśmy atakowani niemal zewsząd brzydotą, chociażby poprzez absurdalne i obsceniczne pokazy „mody” na świecie. Chcę, aby to „Przymierze…” dotarło do jak największej liczby polskich domów i jak najwięcej osób czytało je z radością. Chcemy, aby świątynie były piękne i aby umiłowanie piękna człowieka było drogą do Boga. Życzę całej redakcji Bożego błogosławieństwa i życzliwości ludzi w waszym dziele. Z Panem Bogiem
Stefania z Dolnośląskiego
Szczęść Boże!
Nasze życie przemija bardzo szybko, chwila za chwilą, dzień za dniem. Jesteśmy zabiegani coraz bardziej wśród spraw codziennych, „gonimy coraz szybciej” za określonym celem życia. Niesiemy w sercu jednak tęsknotę za czymś, czego sami nie potrafimy określić. Z jednej strony pełne wzruszeń wspomnienia lat dzieciństwa i lat młodości, wspominamy dom rodzinny pełen ciepła, niezapomniane tradycje rodzinne, zapracowanego ojca i matkę, jej serce pełne miłości do nas. Z drugiej strony myślimy o nieustannym pragnieniu, by jak najwięcej zaczerpnąć w naszym życiu z tego, co wzniosłe, pięknie i szlachetne. Często narzekamy, że dzisiaj już nie jest tak, jak kiedyś, że wszystko wokół nas się zmienia, niekoniecznie na lepsze. Do tradycji trzeba nam powracać, jak do źródła, aby odnawiać, oczyszczać i napełniać na nowo tym, co piękne, bogate w szacunek do człowieka i miłość do Boga. Ona po części kształtuje naszą osobowość, nasze człowieczeństwo. Dziś mentalność człowieka jest już trochę inna i inne jest pojmowanie otaczającego nas świata. Mniej w nas wspólnoty rodzinnej, sąsiedzkiej, która dawniej była filarem życia, tworzyła specyficzną atmosferę relacji międzyludzkiej. Kolebką tradycji była zawsze rodzina. Wielkim przeżyciem są dwa najważniejsze święta katolickie; Boże Narodzenie i Wielkanoc, o których jeszcze nie zapomnieliśmy, pragniemy zachować je jako „swoje”, będąc dumni, że jesteśmy Polakami i katolikami.. (…)
Takie wartości i takie postrzeganie świata wyniosłem z domu rodzinnego. Z tego domu, który prowadzony przez Mamę był domem wzorcowym. Taki pozostał w naszej pamięci – jej dzieci i wnuków, którzy zapamiętali ją zawsze uśmiechniętą, radosną, idącą z pomocą każdemu, kto jej potrzebował.
Fragment rozważań Edwarda z Kalisza
Szanowni Państwo!
Widzimy, jak bardzo jest poważna sytuacja – zarówno w Kościele, jak i na świecie. Wzorem naszych ojców szukajmy pomocy u Pana Boga i Matki Najświętszej. Podejmijmy to sami, łączmy się w działaniu i zachęcajmy do tego innych, by zamawiać Msze Święte, odmawiać Różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz prosić o modlitwę zakony. Intencji jest tak bardzo wiele, lecz Matka Najświętsza nie tylko zna je wszystkie, ale wie najlepiej, w jakich sprawach należy się modlić, o co prosić, za co wynagradzać, za co dziękować. Możemy zatem modlić się „we wszystkich intencjach powierzonych Matce Najświętszej”, możemy również zamawiać Msze Święte w konkretnych intencjach, np. „za Ojca Świętego, za wszystkich Księży Biskupów i o rozwój Tradycji”, „przez wstawiennictwo Matki Najświętszej z błaganiem o oddalenie: powietrza, głodu, ognia i wojny oraz o pokój Chrystusowy na świecie”, „o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii” i w podobnych intencjach.
W szczególny sposób zamawiajmy Msze Święte w klasycznym rycie rzymskim oraz greckokatolickie Boskie Liturgie. Zachęcajmy siebie i innych do Tradycji i Różańca Świętego, to bezcenny skarb, a tak wiele jeszcze osób go nie odkryło. Trwajmy mocno przy Ojcu Świętym i hierarchii kościelnej. Dołączmy nasze małe ofiary oraz obowiązki stanu i wszystko ofiarujmy Matce Bożej. Ona ma moc przebłagać słusznie zagniewanego Pana Boga. Ona wie, jak trudno żyć w dzisiejszym zepsutym świecie, Ona jest Tą, która chce i może udzielić nam łaski ostatecznego wytrwania, jeśli tylko o nią prosić będziemy i czynić, co możemy. Ona wreszcie może doprowadzić nas do portu wiecznego zbawienia – słusznie powiedział przecież św. Bernard z Clairvaux: „Maryja podstawą całej nadziei mojej”.
Czytelnik zatroskany o los katolickiej Polski