Pan Bóg nie bez powodu posłał do Ameryki Południowej Swego sługę św. Franciszka Solano… Hiszpański szlachcic wyróżniał się łagodnością i radością. Franciszek nie znosił, gdy duchowni służyli Panu ze smutkiem na twarzy, użalając się nad sobą. To był według niego pierwszy krok ku apostazji. Ten apostoł radości przemierzył pieszo setki kilometrów dżungli, docierając do dzikich plemion Indian. Jedyną broń, jaką miał to krucyfiks i… skrzypce.
W 1589 roku Franciszek wybrał się do Peru, aby głosić Słowo Boże. Statek którym płynął, uderzył o podwodną skałę i bardzo szybko zaczął nabierać wody. Kapitan z załogą zszedł do szalup ratunkowych. Chciał zabrać misjonarza, ten jednak stanowczo odmówił: – Panie, spełniłeś swą powinność. Teraz zaczyna się moja rola, więc pozostaję. Młody zakonnik odwrócił się do przestraszonych towarzyszy podróży i rzekł: – Podnieście wzrok ku Niebu. Tam mieszka Ten, który nikogo w utrapieniu nie opuszcza. Tego błagajmy o pomoc, a On się nad nami ulituje! Wtedy to Franciszek zaczął nawracać. Ukląkłszy do wspólnej modlitwy, ochrzczonych zachęcał do skruchy i spowiedzi, a nieochrzczonych do wiary. Franciszek, mimo że statek zanurzał się coraz głębiej i prawie wszyscy zwątpili w ocalenie, pozostał spokojny. Wiedział, że jego misja nie może się tak zakończyć i… niebawem rozbitków uratowano!
Ze stolicy Peru zakonnik udał się w głąb kraju, by nawracać Indian. Nie było to łatwe, bo niektórzy autochtoni nienawidzili chrześcijan z powodu chciwości i srogości części hiszpańskich przybyszów.
Niezwykłe dary
Franciszek miał jednak kilka wyjątkowych darów, które zjednywały mu przychylność: dar pięknego grania na skrzypcach, łatwość uczenia się języków – ponoć znał aż 40 narzeczy indiańskich! – a także… wolność od ukąszeń węży i ataków drapieżnych zwierząt. Ponadto ujmował serdeczną uprzejmością. Wszędzie gdzie się pojawiał, wzbudzał najpierw zaciekawienie, po czym, gdy zaczynał grać, a potem nauczać i wykonywać różne codzienne czynności w wioskach indiańskich, zyskiwał uznanie. Do tego stopnia, że Indianie przekonani o jego niezwykłości i świętości całowali ziemię, po której stąpał.
Zakonnik zakładał w dżungli osady, które powierzał opiece jednego albo kilku misjonarzy, po czym ruszał dalej, przemierzając wysokie góry w poszukiwaniu nowych przyszłych chrześcijan.
Argentyńskie sukcesy
Pewnego razu postanowił udać się w rejony Argentyny, gdzie zamieszkiwały najokrutniejsze plemiona. Udało mu się – grając na skrzypcach – nawrócić Indian Gran Chaco. Te „dzieci dzikości” patrzyły z wielkim zaciekawieniem, gdy tylko odzywał się instrument. Święty najpierw grał, potem zaczynał śpiewać i tańczyć. Jego radość i dobroć rozbrajały okrutników, a cuda, które mu towarzyszyły, sprawiły, że nawrócił wielu mieszkańców tych terenów.
Pewnego razu przybył do osady Rioja. Burmistrz przyjął go z wielkim zadowoleniem. Słyszał bowiem, że Franciszek ma wyjątkowy dar nawracania Indian. Burmistrz tłumaczył misjonarzowi, że będzie bardzo zadowolony, jeśli uda mu się zgromadzić wszystkich „dzikusów” w jednym miejscu pod opieką misjonarzy. Mówił, że zamieszkujące tu plemiona bardzo nienawidzą Hiszpanów. – Jeśli uda się Ojcu sprawić, że się nawrócą, to my tutaj odetchniemy z ulgą. Teraz nawet boimy się przespać całą noc, bo nie wiadomo, kiedy nas napadną – ubolewał.
Franciszek przyznał, że sytuacja jest bardzo trudna. Zganił Hiszpanów za niewolenie Indian i złe traktowanie. Potwierdził, że słyszał o okrucieństwie miejscowych plemion. Zakonnik był jednak przekonany, że jeżeli pójdzie do nich z przesłaniem prawdziwej wiary, wszystko się zmieni.
– Czy zna pan imię wodza plemienia na wschód od Rioja? – pytał.
– Tak, to starszy wojownik Piotr Cotero. On i jego ludzie rozbili obozowisko kilka mil stąd. Ale ojciec chyba nie jest na tyle szalony, by pójść do niego samotnie… – odrzekł.
Burmistrz obiecał duchownemu, że pośle z nim najodważniejszych mężczyzn z miasteczka uzbrojonych w broń palną i miecze. Miał im też dać najszybsze konie. Franciszek się uśmiechnął i potrząsnął głową. – Nie potrzebuję ochrony. Co do broni – to i owszem. Już wielokrotnie przekonałem się, że krucyfiks ma wyjątkową moc przemieniania ludzkich serc. Jedno, co mogę wziąć, to skrzypce.
– Skrzypce?! Co one mogą zdziałać? – pytał z niedowierzaniem włodarz miasta.
– Za miesiąc panu odpowiem.
Po miesiącu zakonnik zjawił się w mieście, by zdać relację z nawracania dzikiego plemienia Indian, budzącego postrach wśród mieszkańców Rioja. Powiedział, że wódz i jego ludzie są gotowi przyjąć chrzest. Tłumaczył, że Indianie uwielbiają śpiewać i tańczyć, więc on im grał na skrzypcach. Pozwolił wodzowi spróbować swoich umiejętności gry na instrumencie. Obaj bardzo się zaprzyjaźnili.
– Ale ich narzecze?! – pytał burmistrz. – Jak to sprawiłeś ojcze, że oni cię zrozumieli? Franciszek na chwilę się zawahał, bo nie wiedział, czy zdradzić, że Bóg w swojej łaskawości obdarzył go nadzwyczajnymi darami rozumienia języków wszystkich Indian i bycia zrozumiałym dla nich.
– Piotr Cotero jest bardzo inteligentnym człowiekiem – rzekł po chwili. – Bez problemu mnie zrozumiał.
W ciągu sześciu miesięcy mieszkańcy Rioja, którzy obawiali się masakry ze strony tego plemienia, teraz byli przez nich ochraniani. Wspólnie przygotowywali się do Wielkanocy…
Wielkanoc w Rioja
W Wielki Czwartek ludzi ogarnęło przerażenie. Słychać było zbliżający się odgłos bębnów wojennych. Wódz Piotr Cotero dobrze wiedział, co się szykuje. Indianie z gór na zachód od Rioja przygotowywali się do ataku na osadę. Dotarły do nich opowieści o tym, że ich ochrzczeni pobratymcy dobrze żyją z Hiszpanami. Uznali to za zdradę i szykowali masakrę. Plemię wodza Cotero zgromadzone na nauce, zerwało się na równe nogi. Chcieli zdążyć po broń, zanim dopadną ich wrogowie. Przyszli bowiem do osady bez dzid i włóczni.
– Uklęknij Piotrze – przemówił spokojnie Franciszek. – Nie myśl nawet o pójściu po broń – kontynuował mnich.
– Ależ ojcze. Oni są okrutni. Pozabijają nas wszystkich. Nas, Indian, w pierwszej kolejności. Nie rozumiesz?! Oni wiedzą, że jesteśmy chrześcijanami. Uważają nas za zdrajców i chcą nas złożyć w ofierze swoim bożkom! – krzyczał indiański wódz. Wszystkich zgromadzonych przerażała wizja brutalnych tortur. Franciszek jednak uspokajał. Powiedział, że sam pójdzie do napastników. Niebawem tysiące Indian uzbrojonych w dzidy, łuki, pistolety ukazało się na wzgórzach. Co zrobił Franciszek? Zaczął się gorąco modlić. Po chwili wszyscy pozostali dołączyli do niego. Zakonnik wziął duży krucyfiks i rzekł: – Idę powitać naszych braci. Bóg mi świadkiem, że posłuchają tego, co im mam do powiedzenia.
Piotr był gotów samemu pójść do nich, lecz Franciszek nie zezwolił. Polecił się modlić. – Pamiętajcie, że jesteście przede wszystkim dziećmi Bożymi i jeśli będziecie kochać Boga i mu służyć, to nic się wam nie stanie – zapewnił.
Franciszek szedł z krzyżem, ludzie w Rioja modlili się, ale złowrogi rytm bębnów był coraz szybszy. Znowu panika ogarnęła mieszkańców osady. Wódz nawoływał, by nie przerywać modlitwy. Zakonnik zniknął za wzgórzami. I nagle zapadła cisza…
Później okazało się, że ojciec Franciszek polecił wrogiemu plemieniu usiąść i wysłuchać tego, co ma do powiedzenia. Wtedy to zdarzył się cud. Duchowny spośród dwudziestu tysięcy Indian, mówiących w różnych narzeczach, którzy szykowali się do rzezi w Rioja, natychmiast nawrócił dziewięć tysięcy. Ochrzcił ich jeszcze tego samego dnia. Pozostali zrezygnowali ze swoich planów masakry. Ochrzczeni dołączyli do mieszkańców Rioja, by wspólnie celebrować Święta Wielkiej Nocy. Wielu Hiszpanów nie mogło w to uwierzyć. Zadawali Franciszkowi pytanie, jak on to zrobił, że Indianie mówiący w różnych narzeczach, zrozumieli go i posłuchali?
On tylko się uśmiechał…
Pani Stanisława Tracz pochodzi z parafii pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego w Rzeczycy Ziemiańskiej, niedaleko Kraśnika. O swoich początkach w Apostolacie Fatimy mówi tak: – Znalazłam ulotkę w skrzynce pocztowej, zauważyłam że jest na niej wizerunek cudownej Matki Bożej Fatimskiej, przeczytałam i postanowiłam przystąpić do tej duchowej wspólnoty. A było to już prawie 20 lat temu…
Panią Stanisławę poznałem w trakcie pielgrzymki Apostolatu do Fatimy w maju tego roku. – Jestem bardzo szczęśliwa, że tam byłam i że zwiedziłam tyle sanktuariów. To trzeba przeżyć, bo tego nie da się opisać. Przeżyłam to głęboko i bardzo dziękuje całemu Stowarzyszeniu – powiedziała kilka tygodni po powrocie do Polski.
Nasza rozmowa była jednak przede wszystkim okazją do tego, żeby dowiedzieć się, skąd Pani Stanisława wyniosła swoją głęboką wiarę i wyjątkową cześć do Najświętszej Maryi Panny.
Zasługa mamy i babci
– Wiarę przekazała mi szczególnie moja mama Stanisława i babcia Wiktoria. Babcia była bardzo skromną kobietą. Pamiętam jak mama wysłała mnie do niej w Wielki Piątek, a babcia powiedziała wtedy do mnie: – Dziecko, dzisiaj jest Wielki Piątek, je się tylko chleb i pije się tylko wodę.
– Mama nauczyła mnie między innymi, że na święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny święci się ziele, a na zakończenie oktawy po uroczystości Bożego Ciała święci się wianki. To co widziałam u mamy, starałam się naśladować i zachować. W dzień ślubu dostałam od niej obraz Matki Bożej Częstochowskiej.
– Uważam, że wszystkie łaski – błogosławieństwo i opiekę Maryi – dla rodziny i dla siebie otrzymałam dzięki modlitwie za wstawiennictwem Jasnogórskiej Pani. Gdy byłam chora, prosiłam Matkę Najświętszą o zdrowie i zostawałam wysłuchana. To tylko umacniało moją wiarę. Swoimi modlitwami wspomagałam też inne chore osoby z mojej rodziny. A teraz, w każdą sobotę, odmawiam nowennę do Matki Bożej Częstochowskiej, a każdego 13. dnia miesiąca dziękuję Matce Bożej Fatimskiej za zdrowie i opiekę.
Róża Różańcowa
W swojej parafii Pani Stanisława należy do koła różańcowego pod wezwaniem Matki Bożej Częstochowskiej; niedawno została jego zelatorką. – Do Róży Różańcowej należy 15 kobiet. Trudno o więcej osób, bo młodzi nie bardzo się garną. Staramy się, żeby odmawiany był cały Różaniec włącznie z tajemnicami światła dodanymi przez Jana Pawła II. Zmianki mamy w pierwszą niedzielę miesiąca.
Piękno katolicyzmu ludowego
Doskonałym wyrazem i świadectwem wiary Pani Stanisławy jest pomoc w prowadzeniu modlitwy przy zabytkowej kapliczce i krzyżu, znajdujących się w jej rodzinnej miejscowości. – Na nabożeństwa majowe i czerwcowe chodzę pod krzyż i do kapliczki z obrazem Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Modlę się tam przeważnie z sąsiadkami i koleżankami. Czasami w środy, z moją siostrą cioteczną Józefą, odmawiamy przy kapliczce nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Pamiętam, że jak byłam dzieckiem, młodą dziewczyną, to w tym miejscu też się modlono. Teraz my staramy się przekazać ten zwyczaj młodszemu pokoleniu.
Na trudne sprawy święta Rita
Oprócz szczególnego nabożeństwa do Matki Bożej Pani Stanisława zwraca się też często do świętej Rity. – Koronkę, modlitwy i książkę o św. Ricie otrzymałam ze Stowarzyszenia. Do tej świętej modlę się codziennie, a zwłaszcza 22. dnia każdego miesiąca. Robię też bukiet na jej cześć. Wzięłam również udział w zorganizowanej przez Stowarzyszenie akcji złożenia róż w sanktuarium św. Rity we Włoszech.
Maryja słynąca łaskami
Warto nadmienić, że parafia Pani Stanisławy w Rzeczycy Ziemiańskiej posiada piękny, drewniany i zabytkowy kościół pochodzący z połowy XVIII wieku. Można w nim podziwiać rokokowe rzeźby i malowidła ścienne, ambonę i chrzcielnicę. Najważniejszą ozdobę bogato zdobionego wnętrza świątyni stanowi ołtarz główny z obrazem Matki Bożej Łaskawej.
Oprac. Janusz Komenda
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Od długiego czasu biłam się z myślami, czy podzielić się świadectwem o otrzymanych łaskach w szerokim gronie Czytelników, czy głęboko trzymać to w swoim sercu. Zadaniem każdego katolika jest jednak szerzenie wiary, mówienie o otrzymanych łaskach głośno, zwłaszcza teraz, gdy młodych ludzi w kościołach jest coraz mniej.
Rok 2017 był bardzo trudnym czasem w moim życiu. Od 3 lat byłam młodą mężatką, bardzo chciałam mieć dziecko. Miałam wszystko: dom, pracę, miłość, poukładane życie religijne, bardzo dobre wyniki zdrowotne, a mimo to nie mogłam zajść w ciążę. Dni mijały, a ja zaczęłam popadać w depresję. Małżeństwo bez dziecka wydawało mi się bez przyszłości, coraz częściej dochodziło do kłótni między mną a mężem. Pewnego dnia otrzymałam przesyłkę od Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, w której był różaniec. Moje zdziwienie było ogromne: Skąd? Jak? Za darmo? Dla mnie? Odczytałam to jako wołanie Matki Bożej o modlitwę. Zaczęłam modlić się na tym różańcu, jednak nadal nie mogłam zajść w ciążę, a mój entuzjazm znów opadł. Zaczęły pojawiać się nawet myśli samobójcze…
Pewnego dnia w odwiedziny do moich teściów przyjechał znajomy ksiądz. Porozmawiałam z nim, a on wręczył mi modlitwę, którą wziął ze sobą niby przypadkiem. Był to „Akt oddania się przeciwko niepokojom i zmartwieniom”. Od pierwszego przeczytania poczułam w sobie spokój, którego nie miałam od 2 lat. Odmawiałam ten akt codziennie i modliłam się na różańcu. Uwierzyłam, że Bóg da mi dziecko, potrzeba tylko cierpliwości i wytrwania. Po kilku miesiącach miałam bardzo realny sen, obudziłam się cała zapłakana z radości. We śnie towarzyszyła mi ogromna jasność i usłyszałam piękny głos: „Będziesz miała dziecko”. W rocznicę ślubu zaszłam w ciążę, a dziś mam już dwie córki.
Teraz Matka Boża i słowa „Jezu, Ty się tym zajmij” pomagają mojej drugiej córce w walce o zdrowie, gdyż urodziła się z wadą serca. Na dziś rokowania są dobre. Polecam odmawianie tej pięknej modlitwy każdemu, kto ma problemy życiowe. W życiu bywa ciężko, jednak z Bożą pomocą łatwiej jest przez to przejść, czego i ja jestem przykładem.
Anna
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję za przesłanie obrazu Matki Bożej Ostrobramskiej. Jest on dla mnie bardzo ważny! Wiele modliłam się przed tym obrazem w Klinice Akademii Medycznej we Wrocławiu, kiedy mój mąż był po wypadku. Miał 1 procent szans na przeżycie. Najpierw była trudna operacja, potem długa rehabilitacja. Dzisiaj mąż jest całkowicie sprawny. Dziękuję za tę łaskę! Pozdrawiam Was serdecznie.
Blandyna z Dolnośląskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dziękuję za przesłanie mi „Przymierza z Maryją” wraz ze smutnym listem… W liście pisze Pan Prezes o odległym miejscu w Iraku, gdzie znajduje się katolicka świątynia, w której to podczas niedzielnej Mszy Świętej dochodzi do zamachu. Terroryści z Państwa Islamskiego strzelają do bezbronnych ludzi, są zabici i ranni.
Panie Prezesie, ta porażająca scena jest nie do przyjęcia i w głowie się nie mieści. Możemy sobie wyobrazić, jakby to się wydarzyło w Polsce, choć już słyszymy o profanacjach i zakłóceniach Mszy Świętych, pobiciach księży. W naszych czasach nie słyszało się o napadach czy profanacjach. My, Apostołowie Fatimy, nie możemy jednak ograniczać się do emocji. Kiedy widzimy takie zło na świecie, musimy odpowiedzieć sobie, co teraz możemy zrobić, aby to zmienić? Aby z Bożą pomocą to zło zmienić w duchowe dobro dla siebie i bliźnich. Jak wiemy, wielu świętych naszych patronów to też byli męczennicy za wiarę katolicką. W naszym 130. numerze „Przymierza z Maryją” głównym tematem jest męczeństwo i prześladowania chrześcijan. Zyskaliśmy więc rzetelną wiedzę na temat współczesnych prześladowań.
Pisze Pan Prezes, że musimy wysłać „Przymierze…” do 202 000 osób i musimy zebrać 670 000 zł. Ta kwota nie jest jeszcze taka duża. Zbieraliśmy większą i daliśmy radę, to teraz razem też damy radę. Martwi mnie jednak, że coraz rzadziej docieramy do naszych bliźnich. Co się z nimi dzieje? Czy nie chcą współpracować z naszym Stowarzyszeniem?
Dobrze jest sobie uświadomić, że mój datek pieniężny w żaden sposób nie równa się z ofiarą życia, którą składają codziennie nasi prześladowani bracia i siostry w różnych częściach świata…
Ewa z Olkusza
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowni Państwo, bardzo szczytny cel akcji, związanej z szerzeniem kultu Matki Bożej Miłosierdzia moim skromnym zdaniem zasługuje na to, aby ją wspierać. Odmówiłem modlitwę błagalną do Matki Miłosierdzia, jest piękna, bardzo Wam za nią dziękuję.
Bez Waszego Stowarzyszenia nie doświadczyłbym tego, czego teraz mam okazję doświadczyć. Dziękuję raz jeszcze, że jesteście i działacie tak prężnie.
Wojciech z Rodziną z Buska-Zdroju
Szczęść Boże!
Dziękuję Panu Bogu i Matce Bożej Fatimskiej, że jesteście i czynicie piękne dzieła na chwałę Bożą i rozpowszechniacie kult Fatimskiej Pani. Wszystko, co robi Stowarzyszenie, jest według mnie zawsze aktualne i ma głębokie znaczenie dla nas, katolików. To dla mnie zaszczyt być Apostołem Fatimy i wierzę, że to dzieło Matki Bożej. Módlmy się za siebie wzajemnie i nie ustawajmy w szerzeniu kultu Maryjnego!
Iwona z Wielunia
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Droga Redakcjo, skończyły się już na szczęście obostrzenia związane z koronawirusem, a niestety w naszych świątyniach Komunia Święta nadal jest rozdawana na rękę. W związku z tym warto propagować szczególnie 111. numer „Przymierza z Maryją” z roku 2020, w którym znajduje się artykuł „Komunia Święta na rękę. Czy to się godzi?”, który bardzo poważnie traktuje tę kwestię. Przy okazji pragnę podziękować Państwu za Waszą działalność. Ona wniosła wiele dobra do mojego życia i przyczyniła się do pogłębienia mojej wiary. Dziękuję za przesyłanie „Przymierza…”, mimo że nie zawsze mam możliwość wsparcia Państwa finansowo. Pozdrawiam serdecznie.
Karolina