Medialne doniesienia sprawiają, że niejeden katolik może popaść w głęboką depresję. Oto słyszymy bowiem o pustoszejących świątyniach, promowaniu herezji, odstępstwach od wiary, upadku moralności, radykalnym spadku powołań czy skandalu nadużyć seksualnych wśród części księży. Słowem – wielki kryzys Kościoła. To niewątpliwie prawda, niestety… Ale prawda ta w rozpacz wpędzi wyłącznie tych, którzy zapomną o drodze, którą podczas swych ziemskich dni musiał przejść Jezus Chrystus. Nie wolno nam przecież zapomnieć, że choć najważniejszą z dróg, po których przeszedł nasz Pan, była bolesna droga krzyżowa, to jednak zakończyła się ona Zmartwychwstaniem.
Kościół stanowi Mistyczne Ciało Chrystusa. Tak jak i Chrystus posiada więc Matkę (nie bez powodu wszak Maryję nazywamy Matką Kościoła), a ziemskie trwanie Kościoła jest bardzo podobne do życia Jego założyciela.
Spójrzmy na to w ten sposób: gdy Chrystus się rodził, świat nie chciał go przyjąć. Nie było dla niego miejsca w betlejemskich gospodach, król Herod zaplanował na niego zamach, przyszedł na świat w ukryciu, wśród biedoty i siana. Tak samo było z Kościołem – gdy się rodził, był prześladowany. Mocarze ówczesnego świata zarządzali zamachy na wyznawców Chrystusa, nie było dla nich miejsca wśród możnych tamtego świata, pobożny lud musiał żyć w głębokim ukryciu.
Na kolejnym etapie swojego życia Chrystus zamieszkał z Matką, by potem zacząć nauczać. Tak też było z Kościołem – po trzech wiekach prześladowań Kościół zaczął budować nasz wspólny dom – cywilizację chrześcijańską, która wytworzyła wszystko, co do niedawna jeszcze nazywaliśmy Pięknym, Dobrym i Prawdziwym. Kościół przez całe wieki nauczał z mocą, nawracając wszystkie narody, do których posłani zostali jego kapłani.
Stosunkowo najkrótszy, ale najbardziej bolesny i niezbędny dla wypełnienia się planu Bożego był ostatni okres ziemskiego życia Chrystusa – droga krzyżowa i śmierć, która jednak ostatecznie, mimo powszechnego braku nadziei, nie zatriumfowała. Wydaje się, że Kościół jest dziś właśnie na tym etapie swojej historii – tak jak Chrystus musi przejść upokorzenia i zdrady, będące ciosami zadawanymi nierzadko przez tych samych ludzi, którzy jeszcze kilka dni wcześniej na jerozolimskich ulicach tłumnie wołali: Hosanna!, witając prostego cieślę niczym króla! A przecież jeszcze nie tak dawno Kościół i jego nauki niepodzielnie królowały w sercach całych narodów.
Ale dziś nie żyjemy już w dobie niedzieli palmowej…
Tak jak Chrystus wszedł na drogę krzyżową, przygotowaną przez jego wrogów – wśród których był również i uczeń – tak na tę samą drogę wkroczył Kościół, Jego Mistyczne Ciało. Tak jak i wówczas, gdy Pan był skazywany na śmierć i zapierali się Go uczniowie (z pierwszym papieżem na czele), tak i dziś często Kościół jest osamotniony, a jego nauczanie zdradzane za pieniądze. Wielu Jego uczniów nie broni Go dziś ze zwyczajnego strachu, nazywanego wyborem umiaru czy kompromisem.
Kościół będzie szedł po tej krzyżowej drodze, a każde kolejne skandale mające weń uderzyć, będą jak kolejne upadki Chrystusa przygniecionego drzewnym ciężarem. Każde słowo wypowiedziane przeciwko Prawdzie, Drodze i Życiu, wszystkie grzechy ludzi Kościoła – w tym i nas, świeckich – stanowić będą kolejne razy, wymierzane Panu Jezusowi przez wyposażonych w wymyślne narzędzia tortur rzymskich żołnierzy.
Wszyscy znamy stacje Drogi Krzyżowej – wiemy, kto towarzyszył na niej Chrystusowi. Wiemy, że trwała przy Nim, aż do końca, Jego Najświętsza Matka. I dziś jest przy nas! Tak jak pojawiła się na kartach historii Zbawienia, by przez Nią na świat mógł przyjść Jezus, tak i w czasach antychrześcijańskich rewolucji znów pojawia się Maryja! Objawienia Matki Bożej w ciągu ostatnich dwóch stuleci zwielokrotniły się – pojawiła się w tak wielu miejscach, dość wspomnieć tylko La Salette, Lourdes, Gietrzwałd, Fatimę, Akita, Kibeho! Wszędzie tam Matka Boża prosiła o modlitwę przebłagalną za grzeszników – za tych, którzy krzyżując Kościół, krzyżują Chrystusa. A skoro na ziemi znów pojawia się Matka Chrystusa, oznacza to, że wkrótce może pojawić się i On sam.
Zanim to jednak nastąpi, ktoś musi na krzyżowej drodze Kościoła wcielić się w rolę Szymona z Cyreny – człowieka, który pomagał Zbawicielowi podczas Jego cierpienia. To rola dla każdego z nas – dla każdego wiernego, który zechce trwać przy Chrystusie i przy Kościele, przy Jego odwiecznej i niezmiennej Nauce i Tradycji! Możemy być Szymonami, wszak przecież i nam wydaje się – tak jak i temuż Cyrenejczykowi – że jesteśmy niegodni, że nie nadajemy się do tego zadania. A jednak to zadanie zostało nam wyznaczone – pytanie tylko, czy jesteśmy gotowi je przyjąć?
Pocieszanie Chrystusa w dniach drogi krzyżowej Jego Kościoła jest znacznie ważniejsze niż samo utyskiwanie na kryzys w Kościele. Modlitwa wynagradzająca Jego Najświętszemu Sercu oraz Niepokalanemu Sercu Jego Matki stanowi pomoc w dobie zamętu i powszechnej utraty nadziei. Z samego płaczu bowiem nic nie będzie – co powiedział wszak Chrystus niewiastom na drodze krzyżowej. To bowiem nie nad Nim powinny płakać, ale „nad sobą i swoimi dziećmi” – i na to wydarzenie w naszej analogii również znajdzie się miejsce. Gdy bowiem zabijany jest Kościół, giną kolejne dziesiątki tysięcy dusz, którym nie będzie dane przyjąć sakramentów, poznać Prawdy, wejść na Drogę prowadzącą do Życia. Czyż to nie obraz naszych czasów?
Nieodłącznym etapem drogi krzyżowej jest śmierć – i jej doczeka Kościół święty. Będzie to jednak oczywiście śmierć pozorna, gdy całemu światu wydawać się będzie, że kwestia chrześcijaństwa została już „ostatecznie rozwiązana”, przy krzyżu Kościoła trwać będzie Jego Matka oraz jeden tylko uczeń. To rzecz jasna metafora, pokazująca jednak, iż w niezachwianej wierze przetrwa zapewne tylko mała grupka. Apostołów było wszak dwunastu – jeden zdradził, inny trzykrotnie się zaparł, reszta rozpierzchła się, troszcząc się bardziej o własne życie niż o Chrystusa. Przy krzyżu trwał tylko jeden z Dwunastu – święty Jan, ten który jako pierwszy przyjął Maryję jako swoją Matkę. On zapewne brał udział w zdjęciu Chrystusowego ciała z krzyża i pomagał złożyć je w grobie.
W tym miejscu kończy się droga krzyżowa, ale nie kończy się przecież historia Zbawienia! Jak ciało Chrystusa zostało złożone w grobie, tak wydawać się może, że na naszych oczach umiera Kościół – Jego Mistyczne Ciało! Ale nic bardziej mylnego. Po drodze krzyżowej następuje największy cud w historii świata – poranek Zmartwychwstania. Analogicznie nastąpi on również po krzyżowej drodze Kościoła i po dniach ciemności, które muszą nadejść – zgodnie z księgą Apokalipsy, podyktowaną zresztą wiernemu Janowi. Po nich jednak nadejdzie ten Dzień, o który nie przestajemy modlić się, wołając: Przyjdź Królestwo Twoje! Przyjdzie Kościół nowy, odrodzony, ten sam, choć zupełnie inny – tak jak po Zmartwychwstaniu Pana rozpoczęło się Jego nowe, odrodzone, to samo choć zupełnie inne Życie!
W dobie wielkiego kryzysu Kościoła nie wolno nam więc tracić nadziei! Przeciwnie – musimy być Jej niewątpiącymi świadkami! Naszym zadaniem jest, by w dobie przechodzenia przez Kościół po krzyżowej drodze nie być tymi, którzy rzucają weń kamieniami, wyśmiewają i wytykają palcami, nie być też tymi, którzy uciekli i nie chcą się do Niego przyznać. Ani tymi, którzy wyłącznie płaczą. Nie! Mamy być najpierw Szymonem z Cyreny, który będzie pomagał nieść krzyż, a potem świętym Janem, który zasłużył na miano „ucznia, którego Chrystus miłował”, gdyż nie uciekł, nie zdezerterował, nie przestraszył się i nie zwątpił, ale trwał do końca wierny, za opokę swej Wiary przyjmując Matkę Jezusa Chrystusa. Matkę Kościoła!
Pani Grażyna Wolny z Rybnika należy do Apostolatu Fatimy od około 10 lat. W maju 2022 roku zawitała wraz z mężem Janem na spotkanie Apostołów do Zawoi. Oprócz czasu poświęconego na pielgrzymki do Zakopanego, Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej, udało nam się porozmawiać o tym, za co ceni Apostolat Fatimy, jak kształtowała się jej wiara i pobożność. Oto co nam o sobie opowiedziała Pani Grażyna…
U mnie w domu rodzinnym rodzice nie przymuszali nas do modlitwy. Po prostu klękali i my robiliśmy to samo, nie było nacisku. Gdy przychodziła niedziela czy święta, wiedzieliśmy, że trzeba iść do kościoła, rodzice nie musieli nam tego mówić, każdy to robił i to zostało po dzień dzisiejszy w głowie. Jeszcze dziś mam przed oczami obraz Mamy i Taty, jak klęczeli. To było normalne. Kiedyś nie patrzyłam na to tak jak teraz, gdy mam swoje dzieci.
Moja babcia, mama mojej mamy, pochodziła z Bukowiny Tatrzańskiej; bardzo dużo się modliła, była bardzo wierzącą kobietą. Praktycznie dzień w dzień chodziła pieszo do kościoła, który był oddalony od jej domu o 40 minut; często przystępowała do Komunii Świętej. Jeździłam do niej na wakacje. Zawsze chodziłam z nią do kościoła w środy – na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przykład był naprawdę dobry.
W 2014 roku miałam otwarte, bardzo poważne złamanie nogi. Lekarz stwierdził, że nadawała się do amputacji. Jak widziałam moją nogę, która wisiała tylko na skórze, to mówiłam sobie po cichu: – Jezu ufam Tobie! Po operacji przywieziono mnie na salę, a nad łóżkiem, na którym miałam leżeć, wisiał obrazek „Jezu ufam Tobie”. Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala i przed drugą operacją powiedziałam pielęgniarzowi: – Niech ręka Boża was prowadzi. Po operacji trafiłam w to samo miejsce, do tej samej sali. Pomyślałam, że chyba Pan Jezus czuwa nade mną. Leżąc w szpitalu, odmawiałam litanię do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec. Na drugi dzień po operacji przyszedł ten pielęgniarz i powiedział: – Ja Panią słyszałem przez całą noc, to co Pani do mnie powiedziała. Noga została uratowana, wszystko się pozrastało, tak że dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, zostały tylko blizny. Różaniec i Koronka ratują mnie w takich trudnych sytuacjach.
Kilka miesięcy później wypadek miał mój młodszy syn i jego nauczyciel. Syn zadzwonił do mnie mówiąc: – Mamo, mieliśmy wypadek, ale nic poważnego się nie stało. Na miejscu wypadku zebrało się trochę ludzi. Nagle z tłumu wyszedł uśmiechnięty pan i powiedział do nich: – Chłopcy, ja myślałem, że wy z tego wypadku nie wyjdziecie cało. Po czym dał im obrazki „Jezu ufam Tobie” z modlitwą na odwrocie i zniknął. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką modlitwą.
Kilka lat temu zmarł mój brat. Chorował na raka wątroby. Jeździł ze mną i moim mężem do spowiedzi, na rekolekcje, na Mszę o uzdrowienie. On był człowiek-dusza, gołębie serce. Zamawialiśmy Msze Święte, żeby umarł pojednany z Bogiem i tak się stało. Byliśmy przy jego śmierci w szpitalu. Modliliśmy się przy nim na Koronce, a po pierwszej dziesiątce Różańca odszedł spokojnie, pojednany z Bogiem.
W Apostolacie Fatimy jestem od około 10 lat, choć Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wspierałam już wcześniej. Pewnego razu wzbudziła moje zainteresowanie strona z apelem: Zostań Apostołem Fatimy! Pomyślałam: A czemu nie! I napisałam lub raczej zadzwoniłam, że chcę zostać Apostołem i dostałam wszystkie materiały: obrazek i figurkę Matki Bożej Fatimskiej, Różaniec, krzyżyk. No i „Przymierze z Maryją” – dla mnie to jest naprawdę dobre pismo. Można w nim przeczytać na przykład niezwykle budujące świadectwa innych czytelników…
Piękne jest to, że za Apostołów Fatimy odprawiana jest co miesiąc Msza Święta, że codziennie modlą się też za nas siostry zakonne. Cieszę się, że Apostolat jest taką wspólnotą, którą tworzą podobnie myślący ludzie.
oprac. Janusz Komenda
Listy od Przyjaciół
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jestem bardzo wzruszona Waszą codzienną pracą nad budzeniem sumień Polaków. Naprawdę ogrom wykonanej pracy w Imię Boże i Matki Bożej Fatimskiej. Bardzo dziękuję za wszystkie broszurki, książeczki, obrazki święte, za „Przymierze z Maryją”, magazyn „Polonia Christiana” i modlitwę. Nie znajduję słów, żeby Wam za to wszystko podziękować.
Pozwólcie, że opowiem coś o sobie. Od lat bardzo choruję, urodziłam się w niewoli niemieckiej 10 czerwca 1944 roku. Rodzice byli zesłani na przymusowe roboty, a ojciec na początku był przez rok za drutami w obozie jenieckim. Oboje pracowali o głodzie i chłodzie. Ja zaś pracowałam przez 30 lat na 3 zmiany w szpitalach jako pielęgniarka. Z powodu wrodzonej wady wzroku, która przez lata się pogłębiała, zmuszona byłam przejść na emeryturę, ale daję sobie radę dość dobrze! Niech Was Pan Bóg w Trójcy Jedyny błogosławi. Jesteście wspaniałymi ludźmi, oby takich jak najwięcej w naszej Polsce kochanej. Oby była wolna i niepodległa. Z wyrazami szczerej wdzięczności za Waszą pracę.
Anna z Jastrzębia-Zdroju
Szczęść Boże!
Pragnę odnieść się do pytania postawionego w liście: „Czy wy nie za bardzo czcicie Maryję, zamiast po prostu skupić się na Bogu?”. Muszę przyznać, że sam również niejednokrotnie spotkałem się z takim stwierdzeniem, co też odnosiło się do kultu świętych. A to przecież „Przez Maryję do Jezusa”. To właśnie Maryja mówi nam: „Uczyńcie wszystko, co wam mówi mój Syn”. Same słowa „Magnificat” również przepełnione są miłością i wypowiedziane w tym zachwycie Maryi. Musimy mieć świadomość, że Maryja nie chce sławy dla siebie. Ona ukazuje Boga, którego mamy wraz z Nią uwielbiać. Maryi nie da się czcić „za bardzo”!
Czesław z Łaszczowa
Szczęść Boże!
Bardzo serdecznie dziękuję za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Powiesiłem go nad swoim łóżkiem, żeby Matka Najświętsza spoglądała na mnie i miała mnie zawsze w Swej opiece, w dzień i w nocy. Kiedy spoglądam na ten kalendarz i widzę, jak Matka Boża Fatimska patrzy na mnie uśmiechnięta, to czuję się, jakby stale chciała ze mną być. Modlę się do Niej i proszę o zdrowie, siłę i żeby zawsze się mną opiekowała.
Denis z Opolskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Gdy 6 lat temu byłem zmuszony poddać się ciężkiej operacji jelita grubego, która tak naprawdę uratowała mi życie, odwiedził mnie kolega z „ławy szkolnej” ks. Edward Staniek, wielki autorytet naukowy. Kiedy powiedziałem mu, że cudem Boskim jest to, że jeszcze żyję, odpowiedział mi: „Żyjesz, bo widocznie jesteś jeszcze potrzebny”. Z początku przyjąłem to z niedowierzaniem, ale dziś z perspektywy czasu uważam, że były to słowa prorocze, bo jeszcze przydam się choćby Stowarzyszeniu, wspomagając je na ile mnie stać. Jest to bezsprzecznie dzieło na szeroką skalę. Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Pana Prezesa i całej wspólnoty.
Kazimierz z Krakowa
Szczęść Boże!
Składam serdeczne „Bóg zapłać” za czasopismo „Przymierze z Maryją” i nie tylko, ponieważ otrzymuję też od Was również dewocjonalia, z których bardzo się cieszę. „Przymierze…” jest bardzo interesujące, czytam z radością, jak również przekazuję innym osobom. Ostatnio otrzymałam „Apostoła Fatimy”, jego lektura również jest bardzo ciekawa, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Jestem osobą starszą – wierzącą i praktykującą. Do kościoła uczęszczam niemal codziennie, ponieważ mam blisko. Dziękuję Bogu i Maryi za siły, które otrzymuję. Chciałabym podziękować za piękny kalendarz, zajmuje on ważne miejsce w moim domu.
Krystyna z Wołowa
Szanowni Państwo!
Serdecznie pozdrawiam całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Z całego serca dziękuję za wszystkie przesyłane „Przymierza z Maryją”. Kocham to pismo i zawsze czekam na nie z tęsknotą. Dziękuję również za wszelkie inne przepiękne, wartościowe przesyłki i pamięć, za co składam serdeczne „Bóg zapłać”. Ja w zamian modlę się za wszystkich pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Niech Maryja otacza całą Redakcję Swą Matczyną opieką. Aby Wam Bóg błogosławił w życiu osobistym i zawodowym.
Janina ze Świętokrzyskiego
Szczęść Boże!
Składam moje najserdeczniejsze podziękowania za otrzymane życzenia urodzinowe oraz polecenie mnie w opiekę Fatimskiej Matce, jak również za modlitwę w mojej intencji. Byłam bardzo ucieszona i mile zaskoczona, że Pan Prezes osobiście dołożył starań, aby sprawić mi radość. Jeszcze raz serdeczne Bóg zapłać!
Halina z Chorzowa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dziękuję serdecznie za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Pragnę podziękować również za przesłany mi obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, książeczkę i kartę, na której mogłam zapisać swoje podziękowania i prośby do Matki Bożej. Dziękuję także za „Przymierze z Maryją” – to wartościowa lektura. Czytając artykuły w czasopiśmie wiele się dowiaduję, pogłębiam swoją wiedzę i po przeczytaniu zanoszę je do kościoła, aby inni też mogli skorzystać z „Przymierza…”. Dziękując za wszystkie przesyłki, życzę, aby kolejny rok był wspaniałym czasem odkrywania Bożej i ludzkiej miłości, odnowy sumień i umocnienia wiary.
Anna z Ząbkowic
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi oraz wszystkim pracownikom za wspaniałość, jaką nas Państwo obdarzacie. Za kalendarze, książeczki i inne dewocjonalia. Książki są cudne, jedną sobie zostawiam, a drugą prześlę rodzinie. „Przymierze z Maryją” też im wysyłam i bardzo się z tego cieszą i dziękują za wszystko!
Bronisława ze Szczecina