– Miłosierdzie to przymiot samego Boga, realizuje się najpełniej w tajemnicy Jezusa Chrystusa. O tym mówi sam nasz Boski Zbawiciel w czasie nocnej rozmowy z Nikodemem: Tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego jednorodzonego dał. Celem tego daru był powrót całej ludzkości do Boga, przezwyciężenie muru, który powstał po grzechu pierworodnym. Miłosierdzie to dar Boga z Siebie, abyśmy mieli życie i mieli je w obfitości, abyśmy na nowo mogli wejść w relację ze Stwórcą. Jedyną barierą jest nasza wolna wola, bo zawsze możemy się Bogu przeciwstawić, nie pragnąc Jego pomocy. Bóg nas na siłę nie będzie uszczęśliwiał.
Nie ma takiego grzechu, takiej przewrotności, której nie zwyciężyłoby Boże Miłosierdzie. I nie chodzi tu tylko o to, że Bóg przebacza, ale właśnie o to, że dzięki miłosierdziu każdy z nas ma możliwość odtworzenia raju w swoim życiu. Bóg bowiem nie wypomni nam przebaczonych grzechów, nie będzie wyciągał z nich konsekwencji. Chyba wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni, że gdy popełnimy jakąś głupotę, kogoś skrzywdzimy, to ta osoba nawet jeśli nam wybaczy, to i tak pamięta. Bardzo rzadko mamy możliwość powrotu do dawnej gorliwości, beztroski, totalnego zaufania. U Boga jest właśnie zupełnie inaczej, On, niejako dzięki miłosierdziu, zapomina nasze grzechy, nigdy ich nie wypominając.
Czy w takim razie Boże Miłosierdzie wpływa w jakiś sposób na Bożą Sprawiedliwość?
– Często się zdarza, że Boże Miłosierdzie przeciwstawia się Bożej Sprawiedliwości. Gdybyśmy wyciągnęli z tego logiczne konsekwencje, doszlibyśmy do absurdalnego wniosku, że w Bogu samym jest jakieś rozdwojenie jaźni, co jest nie tylko herezją, ale i głupotą.
Prawdą jest natomiast, że do natury Boga należy zarówno sprawiedliwość, jak i miłosierdzie. Dopóki człowiek żyje i może żałować za swoje grzechy, może także obficie korzystać z Miłosierdzia Bożego, może ochotnym sercem przylgnąć do Boga, wrócić do Niego czasem po wielu latach, może się wyspowiadać i docelowo zmienić swoje postępowanie. Ostateczną granicą miłosierdzia jest śmierć człowieka, po niej nie ma możliwości zmiany życia, zatem wtedy pozostaje już tylko Boża Sprawiedliwość.
Zatem w jakich sytuacjach najpełniej – jeśli można tak powiedzieć – mamy możliwość doświadczenia Bożego Miłosierdzia?
– Chyba kwintesencją tego rozważania są słowa św. Jana Pawła II z encykliki Dives in misericordia: Miłosierdzie – tak jak przedstawił je Chrystus w przypowieści o synu marnotrawnym – ma wewnętrzny kształt takiej miłości, tej, którą w języku Nowego Testamentu nazwano agape. Miłość taka zdolna jest do pochylenia się nad każdym synem marnotrawnym, nad każdą ludzką nędzą, nade wszystko zaś nad nędzą moralną, nad grzechem. (DiM 6)
Czyż ten powrót syna marnotrawnego, to wyczekujące spojrzenie ojca, owo odnowienie godności, odkrycie prawdy o sobie nie dokonuje się w sakramentach, szczególnie w spowiedzi świętej, gdzie każdy grzesznik staje w pełnej prawdzie przed Bogiem, odnajduje siebie w relacji do Stwórcy i odchodzi jakby nowo narodzony? Zresztą po dobrze przeżytej spowiedzi świętej człowiek czuje pewną nowość, patrzy na świat już nie z przyzwyczajenia, ale dostrzega więcej dobra i pragnie je realizować w swoim życiu.
Miłosierdzie jest podstawą każdego z sakramentów. Warto dbać zatem o życie w łasce uświęcającej, by jak najczęściej korzystać z owoców zbawczej męki Chrystusa, która dokonała się dzięki miłosierdziu.
Czy możemy w jakiś sposób współpracować z Panem Bogiem, aby Jego Miłosierdzie szerzej rozlewało się w świecie? Czy możemy być narzędziami Bożego Miłosierdzia?
– Oczywiście, że tak. Bóg zaprasza nas nieustannie do współpracy ze Sobą, jesteśmy bowiem, jak słusznie zauważył Benedykt XVI, „współpracownikami Prawdy”. W kontekście miłosierdzia ma to bardzo praktyczny wymiar.
Kościół zna i poleca uczynki miłosierdzia względem duszy i ciała. Obejmują one szerokie spectrum zachowań i postaw względem drugiego człowieka, gdyż jako bliźni jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni. Chrześcijanie w starożytności byli rozpoznawani właśnie po tym, że nie tylko mówili o miłości, ale ją praktykowali. Mówiono przecież o naszych przodkach: patrzcie, jak oni się miłują.
Spowiednik siostry Faustyny, bł. ks. Michał Sopoćko lubił powtarzać, że zbawienie świata zacząć należy od rzeczy najprostszych, dlatego też polecał ciekawą praktykę. Spróbujmy ją realizować, jest ona nietrudna. W swoim domu znajdźmy miejsce na Pismo Św. położone i gotowe do lektury, obok niego połóżmy wypisane na osobnych karteczkach uczynki miłosierdzia względem duszy i ciała. Codziennie rano przy okazji modlitwy albo wieczorem, jak nam wygodniej, wyciągnijmy jedną karteczkę. To zadanie na cały najbliższy dzień dla nas. Zrobić musimy wszystko, by dany uczynek miłosierny zrealizować, oczywiście nic na siłę, to ma być raczej mobilizacja do otwartości na drugiego człowieka, dostrzeganie jego potrzeb, pragnień. Czasem naprawdę jedno dobre słowo, uśmiech, podanie ręki może mieć znaczenie zbawcze.
Skoro już rozmawiamy o uczynkach miłosierdzia, to proszę powiedzieć, dlaczego można odnieść wrażenie, że bardziej skupiamy się na uczynkach względem ciała, zaniedbując tym samym te wobec duszy?
– Dzieje się tak dlatego, że paradoksalnie te uczynki względem ciała są prostsze dla nas do realizacji. Zawsze znajdzie się ktoś w bliższym czy dalszym otoczeniu, kto potrzebuje pomocy. Wzrost postaw charytatywnych, rozmaite fundacje, zbiórki świadczą o tym, że mamy jako Polacy bardzo otwarte serca i portfele dla innych. Uczynki miłosierdzia to jednak przede wszystkim kontakt z drugim, postawa otwartości na bliźniego. Chętnie się podzielimy jedzeniem, ale żeby już zjeść z bezdomnym chociaż kawałek chleba czy napić się herbaty, to przekracza nasze wyobrażenie. Dlatego tak trudno chyba nam przejść z uczynków względem ciała do uczynków względem duszy.
Dlatego też założyłem przed 5 laty bardzo prężnie działającą Charytatywną Grupę Młodzieżową, która podejmowała wiele akcji w kraju i za granicą pomagając najbardziej potrzebującym. Zawsze powtarzałem moim wychowankom, że miłosierdzie zaczyna się w domu, od zwykłych czynności wykonywanych z miłością.
Kiedy byłem jeszcze w seminarium i wracałem przed świętami wielkanocnymi do domu, spotkałem na dworcu w Katowicach grającą na gitarze i zbierającą datki młodą osobę. Spontanicznie podszedłem i zapytałem, czy nie chce się napić czegoś ciepłego. Przyniosłem herbatę i pączka i po prostu się dosiadłem. Porozmawialiśmy parę minut i każdy wrócił do swojego życia. Po roku ta osoba odnalazła mnie na jednym z portali społecznościowych i poprosiła o spotkanie. Okazało się, że była w sekcie, że grała, żeby zarobić dla grupy, a ja byłem jedynym, który dostrzegł w niej normalnego człowieka. Dziewczyna ta wyspowiadała się, odkryła budującą wspólnotę. Teraz jest mocno zakorzeniona w Kościele i czyni miłosierdzie, gdzie tylko się da. A zaczęło się od wspólnie wypitej herbaty i zjedzonego pączka. Uczynki miłosierdzia względem ciała i duszy niech się po prostu przenikają. Wtedy owoce są największe.
A co robić, by nie wpaść w pułapkę błędnego rozumienia Bożego Miłosierdzia? Można przecież pomyśleć, że skoro jest ono tak wielkie, to można żyć byle jak, a i tak Pan Jezus będzie przymykał na to oko i koniec końców i tak osiągniemy zbawienie…
– Wystarczy przytoczyć opowieść o Jezusie i kobiecie cudzołożnej, którą tłum chciał ukamienować. Chrystus po odejściu ludzi, patrząc na kobietę, mówi, że jej nie potępia, ale ma iść i nie grzeszyć więcej. To jest właśnie fundament Miłosierdzia Bożego. Nie wolno nam myśleć, że Bóg na siłę będzie chciał nas uszczęśliwiać. Przecież piekło nie jest puste, Bóg ubolewa nad każdym upadkiem, ale dał nam wolną wolę i to od nas zależy, jak z niej skorzystamy. Od nas zależy, jak będziemy z miłosiernym Panem współpracować.
Miłością mamy odpowiadać na miłość. Jeśli wpadam w wodospad Bożego Miłosierdzia, to powinienem chociaż mały strumyczek z siebie też dać. Mocne postanowienie poprawy i zadośćuczynienie są aktami penitenta w sakramencie spowiedzi, bez nich spowiedź jest nieważna. Jeśli nie zapragniemy zmienić swojego życia, nie otrzymamy Bożego przebaczenia. Zakłada ono bowiem pragnienie naprawy, tego, co było złe. To pragnienie może być niedoskonałe, słabe, ale jest kluczowe. Idź i nie grzesz więcej, a przynajmniej zrób wszystko, by nie popadać znowu w te grzechy, zrób cokolwiek, aby naprawić dawne krzywdy. Tego wymaga od nas Bóg. To jest właśnie najgenialniejsza współpraca z Jego Miłosierdziem.
Jest jeszcze inne niebezpieczeństwo: mam na myśli ludzi, którzy powołują się na miłosierdzie, a chodzi im o coś zgoła innego; ludzi wmawiających innym, że miłosierdziem jest akceptacja zła czynionego przez innych: aborcji, eutanazji, homoseksualizmu. Czy to naprawdę jest miłosierdzie?
– Miłosierdzie nie ma nic wspólnego z akceptacją grzechu. U podstaw miłosiernej miłości Boga staje prawda o człowieku jako grzeszniku. Prawda musi być głoszona w miłości. Przykład spotkania Jezusa z Zacheuszem na sykomorze dobrze to pokazuje. Chrystus przechodząc obok drzewa, mógł skupić uwagę towarzyszącego tłumu na grzeszniku, wytknąć mu błędy, zło, pastwić się nad jego przeszłością. Mógł, bo to była prawda. Mógł także wygłosić katechezę o drodze i tym samym skierować wzrok ludzi w stronę ziemi, daleko od Zacheusza. Boski Zbawiciel jednak wybrał drogę miłosiernej konfrontacji. Spojrzał w oczy, odezwał się, zapragnął relacji. A to przemieniło ostatecznie serce grzesznika, postanowił naprawić dawne błędy i radykalnie zmienić życie.
Czy zatem miłosierdzie może być szorstkie? Czy powodowany miłosierdziem mogę przyjąć bezkompromisową postawę tam, gdzie widzę, że mój bliźni idzie na zatracenie swojej duszy?
– Jezus spotykając Zacheusza, przyjął właśnie taką postawę otwartości na grzesznika i zamknięcia drogi dla grzechu. Kościół zaleca właśnie takie podejście. Jeśli w moim otoczeniu jest ktoś, kto grzeszy wielce, mam obowiązek upomnienia braterskiego, jeśli tego nie czynię, to popełniam grzech przeciwko miłości.
Takie upomnienie wymaga sporej odwagi… Nie można wtedy po prostu milczeć?
– Na pewno nie można milczeć w obliczu grzechu, ale trzeba być też delikatnym i wrażliwym, by nie zrazić. To trudne, ale konieczne. Nie możemy bowiem nigdy ustawać w byciu świadkami Prawdy o Bogu bogatym w miłosierdzie. Nie możemy zatem pozostawać bierni, bo czegokolwiek nie uczyniliśmy braciom najmniejszym, tego nie uczyniliśmy samemu Bogu.
Dlaczego więc miłosierdzie kojarzy się tylko z miłymi uczuciami? Poklepywaniem po plecach, uśmiechem, serdecznością, pobłażliwością…
– Nasz współczesny świat lubi uproszczenia, nie znosi wchodzenia w głąb, jest do przesady przesiąknięty duchem indywidualizmu. Wypaczono przez to pojęcia. Tolerancja, która jest znoszeniem z bólem, stała się totalnym zezwalaniem na wszystko, a miłosierdzie, które wymaga postawy głębokiego nawrócenia, odpokutowania i nowego życia, stało się afirmacją tak naprawdę obojętności. Jakże bowiem inaczej nazwać sytuację, w której ja, znając Prawdę, nie dzielę się nią, żeby kogoś nie urazić, albo wiedząc, co należy czynić, nie przekazuję tego dalej, ze strachu, by ktoś – broń Boże – nie uznał mnie za jakiegoś fanatyka.
Bóg zapłać za rozmowę.
Pani Grażyna Wolny z Rybnika należy do Apostolatu Fatimy od około 10 lat. W maju 2022 roku zawitała wraz z mężem Janem na spotkanie Apostołów do Zawoi. Oprócz czasu poświęconego na pielgrzymki do Zakopanego, Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej, udało nam się porozmawiać o tym, za co ceni Apostolat Fatimy, jak kształtowała się jej wiara i pobożność. Oto co nam o sobie opowiedziała Pani Grażyna…
U mnie w domu rodzinnym rodzice nie przymuszali nas do modlitwy. Po prostu klękali i my robiliśmy to samo, nie było nacisku. Gdy przychodziła niedziela czy święta, wiedzieliśmy, że trzeba iść do kościoła, rodzice nie musieli nam tego mówić, każdy to robił i to zostało po dzień dzisiejszy w głowie. Jeszcze dziś mam przed oczami obraz Mamy i Taty, jak klęczeli. To było normalne. Kiedyś nie patrzyłam na to tak jak teraz, gdy mam swoje dzieci.
Moja babcia, mama mojej mamy, pochodziła z Bukowiny Tatrzańskiej; bardzo dużo się modliła, była bardzo wierzącą kobietą. Praktycznie dzień w dzień chodziła pieszo do kościoła, który był oddalony od jej domu o 40 minut; często przystępowała do Komunii Świętej. Jeździłam do niej na wakacje. Zawsze chodziłam z nią do kościoła w środy – na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przykład był naprawdę dobry.
W 2014 roku miałam otwarte, bardzo poważne złamanie nogi. Lekarz stwierdził, że nadawała się do amputacji. Jak widziałam moją nogę, która wisiała tylko na skórze, to mówiłam sobie po cichu: – Jezu ufam Tobie! Po operacji przywieziono mnie na salę, a nad łóżkiem, na którym miałam leżeć, wisiał obrazek „Jezu ufam Tobie”. Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala i przed drugą operacją powiedziałam pielęgniarzowi: – Niech ręka Boża was prowadzi. Po operacji trafiłam w to samo miejsce, do tej samej sali. Pomyślałam, że chyba Pan Jezus czuwa nade mną. Leżąc w szpitalu, odmawiałam litanię do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec. Na drugi dzień po operacji przyszedł ten pielęgniarz i powiedział: – Ja Panią słyszałem przez całą noc, to co Pani do mnie powiedziała. Noga została uratowana, wszystko się pozrastało, tak że dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, zostały tylko blizny. Różaniec i Koronka ratują mnie w takich trudnych sytuacjach.
Kilka miesięcy później wypadek miał mój młodszy syn i jego nauczyciel. Syn zadzwonił do mnie mówiąc: – Mamo, mieliśmy wypadek, ale nic poważnego się nie stało. Na miejscu wypadku zebrało się trochę ludzi. Nagle z tłumu wyszedł uśmiechnięty pan i powiedział do nich: – Chłopcy, ja myślałem, że wy z tego wypadku nie wyjdziecie cało. Po czym dał im obrazki „Jezu ufam Tobie” z modlitwą na odwrocie i zniknął. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką modlitwą.
Kilka lat temu zmarł mój brat. Chorował na raka wątroby. Jeździł ze mną i moim mężem do spowiedzi, na rekolekcje, na Mszę o uzdrowienie. On był człowiek-dusza, gołębie serce. Zamawialiśmy Msze Święte, żeby umarł pojednany z Bogiem i tak się stało. Byliśmy przy jego śmierci w szpitalu. Modliliśmy się przy nim na Koronce, a po pierwszej dziesiątce Różańca odszedł spokojnie, pojednany z Bogiem.
W Apostolacie Fatimy jestem od około 10 lat, choć Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wspierałam już wcześniej. Pewnego razu wzbudziła moje zainteresowanie strona z apelem: Zostań Apostołem Fatimy! Pomyślałam: A czemu nie! I napisałam lub raczej zadzwoniłam, że chcę zostać Apostołem i dostałam wszystkie materiały: obrazek i figurkę Matki Bożej Fatimskiej, Różaniec, krzyżyk. No i „Przymierze z Maryją” – dla mnie to jest naprawdę dobre pismo. Można w nim przeczytać na przykład niezwykle budujące świadectwa innych czytelników…
Piękne jest to, że za Apostołów Fatimy odprawiana jest co miesiąc Msza Święta, że codziennie modlą się też za nas siostry zakonne. Cieszę się, że Apostolat jest taką wspólnotą, którą tworzą podobnie myślący ludzie.
oprac. Janusz Komenda
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdeczne Bóg zapłać za przesłanie pięknej figurki Matki Bożej. Tak bardzo czekałam na Mateczkę Najświętszą. Klękam codziennie i modlę się do Niej, prosząc o łaskę nawrócenia dla mojego męża i dzieci, którzy odeszli od Pana Boga. Będę nieustannie się za nich modlić i błagać o ich nawrócenie. Będę wypraszać i błagać Mateńkę o opiekę nad moimi wnukami, które też są daleko od Pana Boga, a ja nie mogę do nich dotrzeć, bo rodzice nie dają im przykładu. Zaznaczę, że dwóch wnuków mam za granicą i całkiem nie mam na nich wpływu. Pozostaje tylko wiara, nadzieja i modlitwa, że kiedyś moje prośby zostaną wysłuchane. Bardzo się cieszę, że mogę wspomagać Apostolat Fatimy drobnymi datkami, przez co inne rodziny mogą też poznawać to wielkie dzieło dla Matki Bożej. Zapewniam o moim wsparciu, dopóki Pan Bóg pozwoli. Dziękuję za wszystkie dewocjonalia, które do tej pory otrzymałam. Codziennie modlę się na podarowanym mi różańcu. Życzę zdrowia, dużo siły i wsparcia Mateńki Bożej w dalszym posługiwaniu. Proszę o modlitwę. Bóg zapłać za to, że trafiłam do Apostolatu Fatmy i że Matka Boża mnie tam zaprowadziła. Był to zupełny przypadek, gdy na mojej drodze pojawiło się „Przymierze z Maryją”. Bardzo czekam na każdy kolejny numer, który czytam z wielką uwagą. Po przeczytaniu zanoszę do kościoła, aby ktoś inny mógł skorzystać i dowiedzieć się o „Przymierzu…”.
Maria
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za regularne przesyłanie „Przymierza z Maryją”. Uważam, że jeśli chcemy zadbać o lepszą przyszłość kolejnych pokoleń, musimy zamieszczać na łamach „Przymierza…” artykuły nawiązujące do minionych pokoleń i ludzi, którzy byli wierni Panu Bogu, Ewangelii i żyli według zaleceń i wskazań Kościoła. Teraz widzimy, jaka jest moralność młodzieży, jakie słowa padają z ust nastolatków, nawet dziewcząt. Brak im jakichkolwiek autorytetów. Pokutuje podejście „róbta, co chceta” i, niestety, w ten sposób postępują… To straszne!
Bogusław z Milanówka
Szanowni Państwo!
Chciałabym serdecznie podziękować za wszystkie przesyłki otrzymane w 2022 roku. Staram się je skrupulatnie przeglądać i czytać. Szczególnie dziękuję za kalendarz, z którego korzystam przez cały rok. Stoi zawsze na honorowym miejscu. Dziękuję bardzo za modlitwę i proszę o dalszą w 2023 roku. Życzę całej Redakcji błogosławieństwa Bożego i życzliwości ludzi w Waszym dziele nawracania na dobrą drogę wiary.
Teresa z Łódzkiego
Szczęść Boże!
Mam propozycję kilku tematów, które myślę, że warto poruszyć na łamach „Przymierza z Maryją”. Proszę rozważyć publikację tekstów modlitw, aktów zawierzenia, proszę także o dalszą publikację tekstów o świętych wzorach do naśladowania. Warto również doradzić Czytelnikom, jak pomagać osobom uzależnionym.
Celina z Dolnośląskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się kilkoma refleksjami od siebie. W mojej rodzinie od 30 lat jest obecna modlitwa „Sen Najświętszej Maryi Panny”. Modlitwa ta pomaga nam w trudnych chwilach, niespodziewanych zdarzeniach, była wybawieniem w sytuacjach bez wyjścia – „A kto będzie odmawiał albo słuchał nie zginie na każdym miejscu; ani na wojnie, ani na drodze, a w którym domu ten sen będzie się znajdował, temu ani ogień szkodzić nie będzie”. Bardzo bym chciał, aby ta modlitwa została jak najszerzej rozpropagowana.
Jan z Lubuskiego
Szanowni Państwo!
Mam kilka propozycji tematycznych. Uważam, że dobrze by się stało, gdyby w pismach katolickich położyć większy nacisk na naukę historii Polski, propagować życiorysy wybitnych Polaków na przykład rotmistrza Witolda Pileckiego, Łukasza Cieplińskiego „Pługa”, generała Fieldorfa „Nila” czy kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pokazujmy odważnie rolę Kościoła katolickiego w powstaniu cywilizacji łacińskiej, która zapanowała prawie na całym świecie. Teraz jest ona bardzo skutecznie zwalczana, a Europa traci swą wiodącą rolę i kroczy ku upadkowi.
Jan ze Skierniewic
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję Państwu za kontakt i przesłanie mi kalendarza „365 dni z Maryją”. Zawarte prawdy w otrzymanym liście wzruszają, bo dotyczą ogromnej roli Matki Najświętszej w naszym codziennym życiu oraz szerzącej się obojętności na wiarę chrześcijańską. Dziękuję bardzo za propagowanie modlitwy w „Przymierzu z Maryją”. Cieszę się, że jesteście, że mogę korzystać i potwierdzać w moim życiu opiekę i dobro Matki Bożej. Mam 88 lat i wszystko, co w życiu zdobyłam, stało się dzięki Maryi, do której zwracam się w modlitwie każdego dnia.
Zofia z Łódzkiego
Szczęść Boże!
Moje dzieci i wnuki mają prawo jazdy, a tym samym własne auta. Jako matka i babcia chciałabym, aby w ich samochodach znajdował się wizerunek patrona kierowców św. Krzysztofa wraz z modlitwą. Myślę, że można którąś z akcji poświęcić kierowcom, aby pamiętali o modlitwie przed podróżą oraz o bezpieczeństwie podczas jazdy.
Teresa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję za wszystkie przesyłki, które otrzymuję. Dostałam dyplom oraz Kartę Apostoła Fatimy, książkę o Ojcu Pio z poświęconym różańcem i obrazkiem z relikwią. Bardzo się cieszę z tego wszystkiego. Akcje, które przeprowadzacie, są wspaniałe. Chciałabym, aby w „Przymierzu z Maryją” było jeszcze więcej listów od Czytelników, więcej świadectw – to ludzi bardzo interesuje. Pozdrawiam, życząc dużo zdrowia i potrzebnych łask.
Halina z Gdyni