Problemy
 
Czarna legenda Inkwizycji
Ks. Marcin Kostka FSSP

Wielu naszych Czytelników nie może pogodzić się z pewnymi wydarzeniami w historii Kościoła, związanymi z działalnością Inkwizycji, z krucjatami czy ogólnie rzecz ujmując – z przemocą w Kościele… Czy słusznie? Dziś ks. Marcin Kostka podejmuje temat Inkwizycji.

Współczesny, zlaicyzowany świat uczynił ze Świętej Inkwizycji symbol masowego prześladowania, fanatyzmu i kontroli myśli. Liczni autorzy każą nam widzieć w niej pierwowzór hitleryzmu i stalinizmu. Jednak skonfrontowanie owej czarnej legendy z badaniami historyków – nawet tych dalekich od Kościoła – dowodzi czegoś innego.


Oczywiście, niektóre fakty z dziejów tej instytucji, zwłaszcza wyrwane z historycznego kontekstu, budzą zrozumiały odruch sprzeciwu. Kłamstwo czarnej legendy opiera się jednak na całkowitym przeinaczeniu historycznego tła i proporcji. W istocie bowiem, na tle ogólnie panujących ówczesnych obyczajów, Inkwizycja była najbardziej obiektywną instytucją swej epoki.


O wydarzeniach sprzed wieków nie można wyrokować, nie znając mentalności ludzi żyjących w czasach, w których miały miejsce, ani wypadków, które do nich doprowadziły. A potoczna wiedza o Inkwizycji, ukształtowana przez XVIII‑wiecznych antyklerykałów i rozbudowana przez ich następców, opiera się właśnie na wyrwanych z szerszego kontekstu faktach, przeinaczanych i obudowywanych fantastycznymi hipotezami.


Tajna policja? Nie!

 

Czym w ogóle była Inkwizycja? Czarna legenda każe widzieć w niej coś na kształt kościelnej tajnej policji, dysponującej nieograniczonymi możliwościami co do więzienia, torturowania i mordowania wrogów Kościoła. W istocie zaś powołana została w chwili ogarniającego Europę kryzysu społecznego, aby położyć kres szerzącemu się bezprawiu.


Dla wielu osób sam fakt zwalczania przez Kościół herezji jest niejako pierwowzorem totalitarnych tendencji do tłumienia wolności myśli. Zapomina się przy tym, że religia chrześcijańska stanowiła w państwach średniowiecznych podstawę społecznego ładu, równie niekwestionowaną, jak dzisiaj demokracja i prawa człowieka.


W przypadku większości herezji zakwestionowanie owej ideologicznej podstawy było środkiem służącym walce z ustrojem. Atak na dogmaty wiary zbiegał się z atakiem na króla lub pana feudalnego. Towarzyszyły mu zawsze żądania natury politycznej. W formie sporów religijnych znajdowały ujście konflikty o podłożu ekonomicznym lub narodowościowym, i to one właśnie nadawały tym konfliktom temperaturę prowadzącą do okrucieństw.

Trzeba naprawdę złej woli, by kwestionować fakt, iż Kościół wczesnego średniowiecza był wobec herezji bardzo wyrozumiały. Jego reakcją na rozmaite błędy były z reguły dyskusje, polemiki i synody, na których w świetle Pisma Świętego starano się znaleźć rozwiązanie spornych kwestii.


Musimy pamiętać, że w wieku XII nad chrześcijańską Europą zawisło niebezpieczeństwo islamu. Prowadzona z nim walka i krucjaty oraz związana z tym spirala obustronnych okrucieństw w ciągu kilku pokoleń pogrzebały średniowieczną tolerancję. Zarazem stopniowe przemiany ekonomiczne zachwiały wewnętrznym pokojem, pchając zubożałe tłumy do rewolt, a feudałów do wyniszczających wojen domowych. Z drugiej strony, oskarżenie o herezję było sposobem zniszczenia przeciwnika lub wymówienia posłuszeństwa feudalnemu suwerenowi. Herezja stała się więc powszechnie nadużywanym orężem w przeróżnych konfliktach.


Powołanie systemu obiektywnych sądów, podlegających bezpośrednio papieżowi, władnych ustalać, co rzeczywiście jest herezją, było w tej sytuacji jedyną możliwością przeciwstawienia się ogarniającemu Europę chaosowi. Nieprzypadkowo w dekrecie papieża Grzegorza IX, określającym zasady funkcjonowania trybunałów inkwizycyjnych, czytamy, iż jednym z ich podstawowych celów ma być niedopuszczenie do karania za herezję osób niewinnych.

Polowanie na czarownice

 

Jedną z charakterystycznych cech antykatolickiej propagandy jest wybielanie wszystkich historycznych przeciwników Kościoła. Wrogowie katolicyzmu ukazywani są jako szlachetni idealiści, prześladowani za śmiałość myślenia przez żądny władzy i kierowany wyłącznie chęcią ugruntowania swej pozycji kler.


W taki krańcowo odbiegający od prawdy sposób przedstawia się np. sektę katarów (albigensów), głównego wroga Kościoła u zarania Inkwizycji i bezpośrednią przyczynę jej powołania. Doktryna katarów zakładała generalne potępienie świata i ciała ludzkiego. Świat był bowiem według nich dziełem szatana, życie seksualne i prokreacja – zbrodnią, spędzanie płodu – uczynkiem zalecanym, a jedyną drogą ratunku dla grzeszników było „oczyszczenie” przez rytualną śmierć głodową. Sekciarze dopuszczali się na katolikach masowych morderstw, co kłóci się z legendą o nich, jako „niewinnych ofiarach”.


Innym przekłamaniem jest przypisywanie Kościołowi i Inkwizycji „polowań na czarownice”… To fakt, że przed sądami inkwizycyjnymi stawali ludzie oskarżeni o czary. Niejednokrotnie nawet zapadały w takich sprawach wyroki skazujące. Częściej jednak Inkwizycja uniewinniała podejrzanych. W jednym z procesów w Hiszpanii trybunał inkwizycyjny przyjął nawet wykładnię, na mocy której złożenie oskarżenia o czary mogło zostać uznane za herezję – co na długie lata zlikwidowało tam problem czarownic. Według szacunków amerykańskiego historyka, Briana B. Levacka, zawartych w książce „Polowanie na czarownice w Europie”: W wieku XVI w całej Europie spalono za czary około 300 tysięcy osób, głównie kobiet. Dwie trzecie z nich zginęło w protestanckich Niemczech, a około 70 tysięcy w oderwanej od Kościoła Anglii.


Ustalić prawdę!

 

Inkwizycja działała zazwyczaj w atmosferze antykatolickiego terroru, wojny, broniąc tradycyjnego porządku przed zbrodniczymi rewolucjami. Należy także pamiętać, że wielu inkwizytorów poniosło męczeńską śmierć (jak np. św. Piotr z Werony) zarówno z rąk heretyckich powstańców, jak i z polecenia władców, dla których często byli oni przeszkodą.

Do dziś zachowały się zapiski niektórych inkwizytorów, których antykatolicka propaganda wykreowała na zbrodniarzy. Z owych zapisków wyzierają jednak sylwetki sprawiedliwych sędziów, dążących do ustalenia prawdy. W swoim podręczniku dla inkwizytorów dominikanin, Bernard Gui uczy, że inkwizytor powinien zawsze zachować spokój, nie dać się ponieść złości ani oburzeniu… powinien nie zatwardzać swego serca i nie odmawiać zmniejszenia albo złagodzenia kary zależnie od towarzyszących okoliczności… W przypadkach wątpliwych powinien być ostrożny, powinien wysłuchiwać, dyskutować i badać, aby dojść cierpliwie do światła prawdy.


Równie nie przystają do otaczającej autora legendy zachowane zapiski znienawidzonego Tomasza Torquemady. Zredagowane przez niego Instrukcje pełne są napomnień, aby sędziowie nie ulegali gniewowi ani łatwym uproszczeniom, aby pamiętali o miłosierdziu i o tym, że ich celem jest zwalczanie grzechu, nie grzeszników.


Także bliższe przyjrzenie się procedurom pracy trybunałów inkwizycyjnych w zestawieniu z czarną legendą wręcz szokuje.

W renesansowej Europie obowiązywało prawo magdeburskie, wyjątkowo okrutne, znające jeden jedyny dowód – przyznanie się oskarżonego do winy, i jeden jedyny sposób zdobycia tegoż dowodu – tortury.


Celem sędziów trybunału inkwizycyjnego było zaś przede wszystkim ustalenie prawdy. Stąd Inkwizycja przywróciła szereg instytucji nieznanych Europie od czasów antycznych oraz dodała nowe, przejęte później przez sądy świeckie i uważane dziś za nieodłączny warunek wolności i praw obywatelskich.

Oskarżony przed trybunałem inkwizycyjnym nie tylko mógł, ale na polecenie papieża Grzegorza IX musiał korzystać z usług obrońcy – zawodowego prawnika. Wyrok wydawał wprawdzie zawodowy sędzia, ale miał obowiązek konsultowania się z ławą przysięgłych, której członkowie wybierani byli spośród najbardziej szanowanych miejscowych obywateli. A ponadto oskarżonemu i jego obrońcy sąd miał obowiązek udostępnić wszystkie dowody winy wraz z podaniem nazwisk świadków, zeznających przeciwko oskarżonemu. W wypadku udowodnienia fałszywych oskarżeń groziły surowe kary.


Od połowy wieku XIII inkwizytorom wolno było posyłać skazańca na tortury, jednak instrukcje wyraźnie zabraniały uwzględniania wydobytego w ten sposób zeznania jako materiału dowodowego, stąd w praktyce nie korzystano z tej możliwości zbyt często. Zupełną nowością była przyjęta przez Inkwizycję zasada, iż człowiek niepoczytalny nie może być sądzony ani karany. Zabraniano także stosowania tortur ze względu na stan zdrowia.

Kary można było uniknąć zresztą także na wiele innych sposobów – np. poprzez amnestię. Co ważne – skazany jeszcze w ostatniej chwili przed egzekucją mógł publicznie ukorzyć się i uniknąć śmierci na stosie, którą to karę – jak wynika z badań historyków – stosowano rzadko.


Tło epoki

 

Wiedzę, którą na temat Inkwizycji dysponujemy, musimy przyrównać do tła epoki. Do rzezi, jakie w tym czasie urządzali katolikom Henryk VIII lub Cromwell. Do morderstw dokonywanych przez luteran i hugenotów, do praktyki ówczesnego prawa karnego. Tym bardziej, że przecież Inkwizycja w większości wypadków spełniła zadanie, dla którego ją powołano – ocaliła spójność i byt katolickich królestw, zapobiegła wielu rewolucjom, rzeziom, wojnom domowym i masowym zbrodniom.


Trudno też o jakiekolwiek porównanie działalności Inkwizycji ze zbrodniami Rewolucji Francuskiej, kiedy to tylko w ciągu dwóch lat (1792–1794) zamordowano 36 000 ludzi. Trudno znaleźć także jakiekolwiek proporcje pomiędzy działalnością Inkwizycji a krwawą pacyfikacją katolickiej Wandei, czy ze zbrodniami Komuny Paryskiej, nie mówiąc już o milionach ofiar komunizmu w XX wieku.


Mimo to nie słyszy się jakoś, aby komuś, kto odwołuje się do idei praw człowieka i obywatela, do wolności, równości i braterstwa, do sprawiedliwości społecznej albo republikanizmu, kazano wstydzić się i bić w piersi za miliony grobów, jakie po sobie te idee pozostawiły. Natomiast kilkuset skazanych przez Inkwizycję hiszpańską, w cudowny sposób pomnożonych do dziesiątek, a nawet już – niestety – setek tysięcy, jest bezustannie przywoływanych jako argument przeciwko katoli­cyzmowi.


Ten stan rzeczy tak długo będzie się utrzymywał, jak długo będziemy trwać w ignorancji na temat Inkwizycji. Przekazanie prawdy o tej instytucji pozostaje wielkim zadaniem zarówno dla współczesnych historyków Kościoła, jak i katolickich mediów.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina