Rodzina
 
Bunt dla buntu i cudowna terapia
Br. Tadeusz Ruciński FSC

Dawno temu, gdy obecni dziadkowie i babcie robili czy przeżywali swoją młodzieżową „rewoltę”, kultowym filmem był Buntownik bez powodu. Opowieść o tym, jak niedojrzały bunt dla zasady, przekraczanie zakazów, igranie ze śmiercią… stały się sposobem na przeżycie młodości – obojętnie, jak tragicznie to się kończyło. I tak zaczął się kult „buntu dla buntu”.

 

Tylko ten miał prawo być młodym, ważnym, odważnym, oryginalnym – kto wykraczał, negował, przekraczał i łamał zasady, kpił z tabu i norm… I to weszło jakby w krew tamtemu i następnym pokoleniom. Nawet Pana Jezusa postrzegano jako rewolucjonistę, buntownika, na równi z hippisowskimi czy lewackimi bożyszczami, nie wdając się w szczegóły, przeciw komu i czemu On występował, a Komu i czemu bez reszty był posłuszny i wierny. Takich pytań nie stawiano podczas ogłuszających koncertów i narkotycznych transów. I od tego czasu kulturę zaczęła zastępować antykultura, z którą utożsamia się nadal wielu artystów i młodych (lub mocno podstarzałych) buntowników bez powodu.

 

Komu mówić „nie”?

Bunt u dziecka rodzi się czasem z bezradności, z rozdrażnienia, z niezadowolenia sobą (a więc i wszystkim wokół); z chęci udowodnienia, że się nic nie musi, że jest się wolnym ponad wszystko i od wszystkiego. Czasem jest głosem rozpaczy, krzykiem tęsknoty za innym światem (bez określania – jakim); zbiorowym sprzeciwem wobec tego, co jest zastane… I to jest ­poniekąd zrozumiałe, bo to i owo trzeba odrzucić, zmienić, zastąpić lepszym. Gorzej, gdy ktoś ten niedojrzały bunt zagospodarowuje i zdalnie nim steruje – nie przeciw temu, co zmienić trzeba, ale przeciw temu, co pomaga trzeźwiej, mądrzej i dojrzalej ujrzeć i traktować siebie i świat wokół. Jakoś przecież nie słychać o buncie przeciwko modzie, idolom, antykulturze, hegemonii seksu… Nie, tu panuje wręcz niewolnicza uległość i bezmyślny kult. A przeciw komu i czemu kierowany jest ów zdalnie sterowany bunt młodych? Najbardziej bodaj przeciw rodzicom, nauczycielom, duchownym, mądrym i wymagającym wychowawcom, zasadom i ograniczeniom. Jednakże w życiu tak samo ważne jest wiedzieć, komu powiedzieć „nie”, jak i komu mówi się „tak”. Tu nie można zbytnio ufać prowodyrom stada, nowym szamanom czy klakierom.

 

Naprawdę jednak źle się dzieje, gdy ten niedojrzały, więc i ślepy bunt kieruje się przeciw prawdzie o miłości i prawom nią rządzącym. Kiedy wbrew prawom czyni z niej magicznego bożka, wyzwolony z zasad żywioł lub sposób na zaspokajanie prymitywnych i narcystycznych pragnień bez żadnych zobowiązań.

 

Mądra i trudna miłość

Jan Paweł II mówił: Młodzież jest teraz instruowana w technikach seksualnych, wtajemniczana w meandry zboczeń, stymulowana do przedwczesnych inicjacji – ale nie jest wprowadzana w trud kochania drugiego człowieka jako takiego. Nie możecie przegrać miłości.

 

Trudno jest bowiem powiedzieć, czym jest miłość, ale łatwiej jest ulegać jej zaprzeczeniom czy namiastkom, gdy jest ona tylko odmianą samolubstwa, wzajemnego używania swoich ciał do rozkoszy, kiedy jest tylko projekcją sentymentalnych fantazji. Buntujące młodzież seriale przyznają jej prawo (jakim prawem?) do zabaw seksualnych, zakazują rodzicom zabraniać, a tylko być akceptującymi i niewymagającymi. A miłość ukazują jako histeryczną namiętność albo zabawę wyzwoloną z wszelkich zasad i hamulców. Taka „szkoła histerycznego stanu erotycznego” emitowana jest w różny sposób przez różne media i bezradni są wobec niej rodzice, katecheci, wychowawcy. Starają się więc oni nie sprzeciwiać zbuntowanym lub iść na kompromisy, byle tylko nie otrzymać etykietki „mohera” czy „zacofańca”. Ogromna więc część młodzieży traktuje rodziców, dziadków, wychowawców jak pewnego rodzaju „kompost”, na którym wzrasta, nie zawdzięczając jakoby nic nikomu, a niejednokrotnie szydząc z ich niedzisiejszych zasad i cnót, odrzucając cały ten „moralny balast hipokrytów.”

 

Tak więc, czy wina starszego pokolenia nie tkwi w akceptowaniu lub ignorowaniu tego sterowanego buntu młodzieży i rezygnacji z uczenia zasad sumienia, ale i poświęcenia, wyrzeczenia, współodczuwania, odpowiedzialności za siebie i za innych? Nie wystarczy bowiem wspierać ich, wyposażać, zaspokajać eskalujące wciąż potrzeby i wymagania, tolerując ich głupi i destrukcyjny bunt. Oni tak naprawdę potrzebują wyposażenia ich w umiejętność najważniejszą: w umiejętność mądrego i trudnego kochania, bo bez tego będą kalecy i biedni, ale wciąż zbuntowani przeciw Bogu, Jego prawom i obowiązkom oraz wymogom prawego życia.

 

Umieram z nudów…

Ot, taki przykład z pewnej opowieści. Do pani Małgorzaty w małym miasteczku przyjechała na miesiąc wakacji jej wnuczka Patrycja. Coś nie wyszło z jej wyjazdem do Tunezji, więc w ostateczności wylądowała tutaj. Podjechała pod dom taksówką, z dwiema ogromnymi walizami i stanęła przed babcią niemogącą jej rozpoznać w kusym, ekstrawaganckim wdzianku, z dziką fryzurą i przesadnym makijażem. Minę miała – jak to potem określiła babcia – „wzgardliwego wisielca”, negującą jakby wszystko i wszystkich, których tu zastała. Patrycja zamieszkała u babci trochę na prawach „księżniczki na ziarnku grochu”. Zajęła największy pokój, spała długo, długo przebywała w łazience i długo w nocy „grzebała” w swoim smartfonie, z którym się nie rozstawała. Do jedzenia zamawiała sobie tylko coś „wegańskiego”, odrzucając jedzenie przygotowane przez babcię i styl życia jej domu. Czasem przez kilka godzin nie potrafiła podnieść oczu znad smartfona czy zamienić z babcią kilku zdań. Pani Małgorzata była serdeczną i energiczną kobietą, więc z niechęcią patrzyła na wnuczkę, w której widać było tylko nudę, obojętność czy niechęć do wszystkiego, co jej proponowała. Pani Małgorzata zaczęła się cicho za nią modlić. Przecież to była jej wnuczka! Na trzeci dzień chyba zapytała ją:

 

– Słuchaj, Patrycja, czego ty chcesz w życiu? Patrycja wzruszyła ramionami, wydęła pogardliwie umalowane wargi i burknęła:

– Niczego! Bo co tu można chcieć na takim odludziu? Babcia jednak pytała dalej:

– Ale mnie chodzi o całe twoje życie, o szczęście? Patrycja na to:

– Chcę, żeby mnie ktoś pokochał i zabrał z tego podłego kraju… Ktoś fantastyczny i bogaty.

– Ale czemu bogaty? – zapytała pani Małgorzata.

No, żebym nie musiała nic robić, ale mieć multum przyjemności z ­życia – stwierdziła z cynicznym uśmiechem Patrycja.

I tak się starzeć, jak się tu starzejesz, ale i brzydnąć? – powiedziała pani Małgorzata. Wnuczka się żachnęła:

Ja jestem młoda! I niejeden chłopak mi już mówił, że jestem ładna. Na to pani Małgorzata:

– Nie – z tą miną, niechęcią do wszystkiego, wyglądasz, jakbyś była starsza ode mnie – w tej swojej życiowej ospałości i oczekiwaniu na nie wiadomo co.

– Ja czekam na chłopaka, ale tu jakichś extra to nie widać – prychnęła wnuczka. Na to babcia:

Hm, mogę ci pokazać jednego – „fantastycznego”, choć niebogatego. Kilka godzin dziennie spędza przy swojej umierającej na raka siostrze. Chcesz? Patrycja odłożyła wściekle smartfon i stwierdziła:

Dobrze, jeśli chcesz, bo już umieram z nudów. Tu się nic nie dzieje!

 

Prawdziwe lekarstwo

Po południu szły razem przez miasto. Pani Małgorzata była wolontariuszką w hospicjum domowym i aktualnie miała kilkoro podopiecznych. Ale obchód zaczynała zawsze od Agatki. Kiedy obie weszły do mieszkania chorej, Patrycja usiłowała nadrabiać trochę cyniczną miną, ale gdy już z bliska ujrzała swoją rówieśniczkę – wychudłą, bez włosów, z ogromnymi, przeraźliwie smutnymi oczami – przestała. Nad Agatką wisiała na ścianie jej duża fotografia pokazująca jakby kogoś zupełnie innego… Siedział przy niej jej brat Bartek, z tkliwością głaszcząc ją po głowie. Po wykonaniu kilku czynności przy chorej boleśnie się uśmiechającej i wydaniu kilku poleceń jej bratu, pani Małgorzata powiedziała do Patrycji:

 

Zostań tu i porozmawiajcie sobie. Niech ci Agatka powie, co zrobiłaby z życiem, gdyby go jej zostało trochę więcej niż ma. I wyszła. Wieczorem zastała Patrycję zapłakaną.

Babciu, to ja też tak mogłabym już się kończyć? I nic nie móc zrobićżyciu? Żadnego śladu po sobie nie zostawić? Nikogo już nie pokochać, jak Agatka? – zapytała przez łzy.

– No cóż, rak i śmierć nie wybiera – odpowiedziała babcia. – Każdy i w każdym wieku może nagle stanąć oko w oko ze śmiercią. A ślad? Na te dobre ślady jest zawsze czas. Patrycję ta długa rozmowa z Agatką i jej bratem wyraźnie odmieniła, aż trudno było uwierzyć.

– A czy ja mogłabym coś dla niej, dla kogoś – zająknęła się Patrycja.

Mogłabyś, gdybyś chciała i zrzuciła tę maskę niechęci do wszystkiego i wszystkich. – odpowiedziała babcia. Możesz odwiedzać Agatę i Bartka, bo tego im teraz potrzeba… Choć i tobie też… A potem również mogłabyś mi pomóc, bo mam codziennie do obchodu kilka staruszek w ramach mojego hospicjum.

 

Po trzech tygodniach pani Małgorzata nie mogła poznać własnej wnuczki. Patrycja była teraz zabiegana, przejęta, zaaferowana. Co i raz opowiadająca coś gorączkowo, to znów chwilami zapłakana, chwilami szczęśliwa. Coraz bardziej odmieniona. Odjeżdżała tylko z połową jednej walizki, bo większość odzieży rozdała. Po makijażu i dzikiej fryzurze nie było śladu. Randki też nie było, chyba że te spotkania i rodząca się przyjaźń z Bartkiem…

Babciu – mówiła ściskając ją na pożegnanie Patrycja – życie jest takie piękne i… bolesne, a ja o tym nic nie wiedziałam…

Po tygodniu przyszedł list od jej matki: Mamo, jakiej Ty terapii poddałaś Patrycję, boś w niej wyrobiła tak entuzjastyczny stosunek do rzeczywistości? Obawiam się tylko, żeby ona nie zaniedbała się w nauce, bo zapisała się do wolontariatu w hospicjum…

 

Sztuka życia

Może młodych teraz za mało stawia się twarzą w twarz z prawdą życia, cierpienia, ale i śmierci, więc i Panem Bogiem, który bunt może przemieniać w sztukę życia…

 

Br. Tadeusz Ruciński FSC



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina