
Pochodził z budzącej do dziś kontrowersje hiszpańskiej rodziny Borgiów. Dwóch jej członków zasiadało na papieskim tronie: Kalikst III i jego bratanek Aleksander VI. Ten ostatni, wybitny intelektualista, ale człowiek zmysłowy, a w dodatku zbyt pobłażliwy dla swoich dzieci, był pradziadkiem (w prostej linii) bohatera naszego artykułu.
Franciszek Borgiasz, bo o nim mowa, urodził się 28 października 1510 roku w Gandii koło Walencji. Był dzieckiem zdolnym i pobożnym. Już wtedy interesował się sprawami religijnymi. Jego zabawy – strojenie dziecięcych ołtarzyków, naśladowanie ceremonii kościelnych, głoszenie kazań itp., budziły niezadowolenie ojca, księcia Gandii Jana, który upatrywał w pierworodnym synu przyszłego wojownika i polityka. Matka, Joanna Aragońska, osierociła chłopca, gdy miał 10 lat.
Dworzanin
W 1528 roku Franciszek został dworzaninem cesarza Karola V. Siedemnastolatek zrobił na monarsze i jego otoczeniu bardzo dobre wrażenie. Postawny, dystyngowany, przystojny, lubił konie i polowanie z sokołem. Mimo powodzenia towarzyskiego zachowywał rozsądek i surowość obyczajów.
Już po roku Karol V, ulegając namowom żony Izabeli, skojarzył małżeństwo Franciszka z jej portugalską dwórką, Eleonorą de Castro. Wybór był trafny – okazali się dobraną parą. Eleonora urodziła ośmioro dzieci. Z okazji ślubu Franciszek otrzymał od ojca baronię Lombay, którą Karol V podniósł do rzędu margrabstwa. Odtąd posługiwał się tytułem markiza de Lombay.
Choć już wtedy Franciszek Borgiasz miał pewne problemy ze zdrowiem, które ograniczały nieco jego aktywność, wytrwale służył Karolowi V. Władca mianował go wielkim łowczym, a cesarzowa – wielkim koniuszym. Młodzieniec chętnie brał udział w ćwiczeniach wojskowych. Szczególny jednak talent posiadał w dziedzinie muzyki. Śpiewał i komponował dzieła, które później wykonywano w kościołach. Co ciekawe, nigdy nie dał się przekonać do muzyki świeckiej. Tworzył wyłącznie na chwałę Boga.
Szokujące przeżycie
W maju 1539 zmarła cesarzowa Izabela Portugalska. Jako koniuszy markiz de Lombay prowadził kondukt pogrzebowy z Toledo do Grenady, gdzie Izabela została pochowana. Prawdziwy wstrząs przeżył na widok rozkładających się zwłok cesarzowej, które po piętnastodniowej wędrówce w majowym upale zmieniły się nie do poznania. Uświadomił sobie wówczas nikłą wartość tego świata i postanowił prowadzić życie jeszcze bardziej niż dotąd skierowane ku Bogu.
W tym samym roku Karol V mianował Borgiasza wicekrólem i generalnym namiestnikiem Katalonii. Było to ogromne wyróżnienie. Markiz udał się więc do Barcelony, by z oddaniem sprawować urząd. Mocną ręką zaprowadzał porządek w kraju, w którym panoszyli się przestępcy. Tępił rozbójników. Niestety, kłopot sprawiali mu także przedstawiciele niektórych szlacheckich rodów, którzy uważali, że mogą sobie pozwolić na więcej niż przedstawiciele niższych stanów. Borgiasz traktował jednak wszystkich równo. Nie szczędził własnych, ograniczonych środków na wydatki państwowe, zwłaszcza fortyfikowanie kraju.
Mimo licznych obowiązków, Franciszek nie zaniedbywał życia duchowego. Jako kawaler Orderu św. Jakuba był zobowiązany do odmawiania codziennie trzech części Różańca i czynił to skwapliwie. Także od swojej służby wymagał, by co miesiąc przystępowała do sakramentu pokuty. Zajmował się też reformą klasztorów, w których panowała rozluźniona dyscyplina. Korespondował na ten temat z założycielem Towarzystwa Jezusowego, św. Ignacym Loyolą.
W styczniu 1543 roku zmarł ojciec Franciszka. Jako najstarszy syn odziedziczył po nim majątek rodzinny i przyjął tytuł księcia Gandii. Niedługo potem z woli cesarza Karola V Franciszek Borgiasz wraz z żoną zostali skierowani na dwór syna cesarza, księcia Filipa i poślubionej przez niego córki króla Portugalii, Marii. Względy ambicjonalne portugalskiej rodziny królewskiej nie pozwoliły małżeństwu objąć obowiązków ochmistrzów.
Nagły zwrot…
Niestety, wkrótce nastąpiło smutne wydarzenie, które spowodowało zwrot w życiu Franciszka. 27 marca 1546 roku zmarła Eleonora. Owdowiawszy, Franciszek Borgiasz wrócił do rodzinnej Gandii. Tam, po kilku tygodniach przemyśleń i modlitwy, postanowił wstąpić do zakonu. Względy rodzinne skłoniły go jednak do odłożenia w czasie tego kroku, by zabezpieczyć przyszłość dzieciom. Na razie prowadził życie ascetyczne i na różne sposoby wspierał Kościół, a szczególnie bardzo cenione przez niego Towarzystwo Jezusowe. W Gandii ufundował kolegium zakonne, a potem uniwersytet. Korzystając z obecności w mieście profesorów, rozpoczął prywatne studium teologii, zakończone doktoratem otrzymanym w 1550 roku. Uzyskał także brewe papieskie zatwierdzające krytykowane przez wrogów zakonu Ćwiczenia duchowe św. Ignacego. Stał się dobrym duchem hiszpańskiej prowincji Towarzystwa Jezusowego.
Z równie dużym zapałem książę prowadził życie pokutne. Do umiarkowania w tym względzie ze względów zdrowotnych namawiał go sam Ignacy Loyola, powiadomiony przez hiszpańskich zakonników o długich postach Franciszka i biczowaniu ciała do krwi.
Przygotowaniom do życia w klasztorze towarzyszyła księciu obawa, że Karol V może powierzyć mu jakiś urząd, od objęcia którego trudno będzie mu się wymówić. Dlatego św. Ignacy wyjednał u papieża pozwolenie na poufne złożenie ślubów zakonnych, co nastąpiło 1 lutego 1548 roku.
W zakonie
Jesienią 1550 roku Franciszek udał się do Rzymu na obchody Roku Świętego.
Gdy w roku 1551 wrócił do Hiszpanii, jego syn osiągnął wiek uprawniający do samodzielnego zarządzania majątkiem rodzinnym. Pozwoliło to księciu zrealizować swoje dążenia. W maju, podczas pobytu w mieście Oñati, przyjął oficjalnie suknię zakonną, a następnie święcenia kapłańskie.
Św. Ignacy Loyola bezgranicznie ufał Franciszkowi i pozostawił mu wolną rękę co do działalności dla dobra wiernych i zakonu w Hiszpanii. Wkrótce dawny cesarski dworzanin zasłynął jako popularny kaznodzieja. Jego słowa, ale także osobisty przykład, wywierały wielki wpływ na wiernych, przyczyniając się do licznych nawróceń. W Oñati urządził sobie oratorium o wymiarach Grobu Pańskiego w Jerozolimie, tam modlił się, pokutował i pisał pobożne książki. W duchu pokory wychodził na ulicę z torbą, by zbierać jałmużnę. Odwiedzał także inne miasta i wsie. Wyprawił się również do Portugalii. Na tamtejszym dworze królewskim przyjmowano go z wielkim szacunkiem.
W 1552 roku, w odpowiedzi na prośbę papieża Juliusza III, cesarz Karol V przedstawił listę kandydatów do kapelusza kardynalskiego. Znalazło się na niej nazwisko o. Borgiasza. Uchylił się on jednak od tej godności, uważał bowiem, że pozostając zakonnikiem, spełnia wolę Bożą.
Przełożony generalny
Nie dane mu było jednak długo pozostawać zwykłym jezuitą. Już w 1554 roku otrzymał nominację na komisarza generalnego Towarzystwa Jezusowego na Półwyspie Iberyjskim. Przyjął ją w duchu posłuszeństwa. Doświadczenie, jakie wyniósł ze służby cesarzowi, oraz cnoty wrodzone i wypracowane sprawiły, że świetnie wywiązywał się z obowiązków zwierzchnika prowincji. W tym pionierskim dla zakonu czasie wielki nacisk położył na pomnożenie kolegiów kształcących młodych jezuitów.
Kolejny rozdział w życiu o. Franciszka Borgii otwarł ponowny wyjazd do Rzymu w 1561 roku. Nie żył już wówczas św. Ignacy, a na czele zakonu stał o. Jakub Laynez. W Wiecznym Mieście nieoczekiwanie powierzono mu funkcję wicegenerała Towarzystwa Jezusowego, a w 1565 roku podczas Kongregacji Generalnej ojcowie wybrali go na urząd generała.
Posługa na tym stanowisku polegała przede wszystkim na kierowaniu ludźmi: mianował prowincjałów, wysyłał wizytatorów do poszczególnych prowincji oraz na misje, prowadził rozległą korespondencję, dzięki której zakładał nowe placówki i kolegia oraz budował świątynie. Wizytował także domy rzymskie Towarzystwa. Zredagował regułę zakonną. Za jego kadencji Towarzystwo Jezusowe wzmocniło się i rozszerzyło.
Trzeci generał jezuitów zmarł 30 września 1572 roku w drodze powrotnej do Rzymu, po zakończeniu misji mającej na celu budowę koalicji antytureckiej. 23 listopada 1624 roku papież Urban VIII zaliczył Franciszka do grona błogosławionych, z kolei Klemens X, 20 czerwca 1671 roku, ogłosił go świętym. Kościół wspomina Franciszka Borgiasza 3 października.
Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…
Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i – co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.
Pięć dni…
W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…
Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…
W Krakowie i Kalwarii…
I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…
No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.
Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.
Ze św. Charbelem…
Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.
Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makhloufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.
Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach
Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.
Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.
Piękny czas
Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!
Szanowni Państwo!
Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!
Barbara ze Środy Śląskiej
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.
Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!
Janina z Lubelskiego
Szczęść Boże!
Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.
Bóg zapłać!
Helena z Krakowa
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.
Roman ze Rzgowa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.
Marzena
Szczęść Boże!
Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!
Daniela z Włocławka
Szanowni Państwo!
Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!
Mieczysława z Przemyśla
Szczęść Boże!
Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!
Jan z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.
Apostołka Agnieszka z Łódzkiego