Święte wzory
 
Rozalia Celakówna pielęgniarka i mistyczka

Rozalia Celakówna nie została jeszcze zaliczona w
 poczet błogosławionych. 17 kwietnia 2007 r. w Krakowie zamknięty został bowiem dopiero etap diecezjalny jej procesu beatyfikacyjnego. Mimo to postanowiliśmy zrobić pewien wyjątek i umieścić artykuł o tej Służebnicy Bożej w dziale Święte Wzory, nie tylko w przewidywaniu rychłego wyniesienia jej na ołtarze, ale przede wszystkim, by zapoznać naszych czytelników z fascynującą postacią mistyczki, a jednocześnie zwykłej kobiety, która uświęcała się służąc Bogu i ludziom jako pielęgniarka w szpitalu.
 
„Klasztor” rodziny Celaków

Urodziła się w rodzinie chłopskiej 19 września 1901 r. w Jachówce koło Makowa Podhalańskiego. Jej rodzice Tomasz i Joanna z domu Kachcic musieli się bardzo trudzić, żeby z niewielkiego kawałka ziemi, jaki posiadali, utrzymać i dobrze wychować ośmioro dzieci. Podarowali im jednak skarb dużo większy niż dobra materialne – żywą wiarę. Oboje bardzo dbali o katolicką formację swych pociech. Praktyka codziennej wspólnej modlitwy, rodzinne śpiewanie godzinek, wieczorne odmawianie Różańca, częste przystępowanie do Komunii Świętej nie tylko wyrabiały w dzieciach potrzebę jak najczęstszego obcowania z Bogiem, ale także przysparzały łask, które procentowały w późniejszym życiu. Wielką rolę w tej edukacji odgrywała lektura Pisma Świętego i książek religijnych.

Nawet w ówczesnym środowisku wiejskim, w którym zewnętrzne formy pobożności były wrośnięte w kulturę codzienną, pobożność rodziny Celaków robiła ogromne wrażenie na otoczeniu. Ich dom niektórzy nazywali – nie bez złośliwości – „klasztorem, w którym wychowuje się zakonnice”.

Młoda mistyczka


Pierwsze spotkania mistyczne z Chrystusem Rozalia przeżyła już w wieku sześciu lat. Rok później, według spisanych przez nią wspomnień, Zbawiciel wezwał ją, by w pełni mu zawierzyła. Od tej pory często przemawiał do jej duszy. W pewnych okresach Jego głos słyszała niemal codziennie. – Prawie zawsze Pan Jezus przemawiał do mej duszy (...). W ten sposób pociągał moją duszę do siebie i zaprawiał goryczą wszystko, co Nim nie było – wspominała później mistyczka.

W 1914 roku, po sześciu latach nauki, ukończyła szkołę podstawową z bardzo dobrymi wynikami. Niestety rodzice nie byli w stanie sfinansować jej dalszej edukacji. Przez kilka następnych lat pozostała więc w domu, pomagając rodzicom w gospodarstwie.

Pod koniec I wojny światowej Rozalia zdecydowała się złożyć prywatny ślub czystości. Uczyniła to przed figurą Matki Bożej Niepokalanej w parafialnym kościele w Bieńkówce.

Kolejne lata życia Służebnicy Bożej były ciężkie. Z dopustu Bożego doświadczała „okropnych cierpień duchowych”. Walczyła z pokusami i zniechęceniem. Nie mogli jej pomóc spowiednicy, którzy nie rozumieli jej stanu duchowego.

Owa „noc ciemna” trwała do marca 1925 r. Podobne doświadczenia, choć nie tak długotrwałe, powtarzały się także w późniejszych latach.

Wyjazd do Krakowa


W sierpniu 1924 r. Rozalia przeniosła się do Krakowa. Mieszkając u znajomej, starszej pielęgniarki, zastanawiała się nad swoim dalszym życiem. Marzyła o wstąpieniu do klasztoru, ale jej kilkukrotne prośby o przyjęcie do zakonów kontemplacyjnych (karmelitanek bosych, wizytek, norbertanek) spotykały się z odmową ze względu na brak miejsc.

Na początku 1925 r. podjęła pracę salowej na oddziale chirurgii w krakowskim Szpitalu św. Łazarza. Po miesiącu została przeniesiona na oddział chorób wenerycznych. Tam młoda, niewinna dziewczyna była zmuszona obcować z wulgarnymi, często bluźniącymi Bogu prostytutkami. Zaczęła się zastanawiać, czy rzeczywiście jest to miejsce, z którym powinna związać się na dłużej. Wprawdzie podczas modlitwy usłyszała głos Chrystusa: W szpitalu jest miejsce dla ciebie z mojej woli przeznaczone, jednak ciężka praca i skrupuły spowodowały, że po rozmowie ze spowiednikiem postanowiła wstąpić do ss. klarysek. Wydawałoby się, że dla osoby wybranej przez Boga klasztor to idealne miejsce do życia. Rozalia nie czuła się w nim jednak dobrze. W końcu podupadła na zdrowiu. Uznano, że jej organizm jest zbyt słaby, by podołać trudom życia zakonnego.

Za poradą spowiednika Celakówna wróciła do szpitala św. Łazarza. Po pewnym czasie przeniosła się do kliniki okulistycznej. Pan Jezus dał jej jednak odczuć, że powinna wrócić na oddział chorób wenerycznych. Mimo że łączyło się to z pogorszeniem warunków pracy i obniżeniem pensji, Rozalia była posłuszna woli Zbawiciela, który powiedział do niej: Masz pracować na tym miejscu, by Mi wynagradzać za te straszne grzechy i pocieszać moje Boskie Serce. Ja cię tu chcę mieć.

„Kochana Rózia”

Teraz była już konsekwentna w trwaniu na miejscu wyznaczonym jej przez Boga, choć ze względu na doświadczenie i oddanie obowiązkom wielokrotnie otrzymywała od przełożonych propozycje objęcia innych, bardziej samodzielnych i lepiej płatnych stanowisk. Zawsze jednak odmawiała. Starała się za to pogłębić swoją wiedzę i zdobyć umiejętności, które pomagałyby jej lepiej pracować na oddziale chorób wenerycznych. W 1933 r. ukończyła kurs teorii pielęgniarstwa, a po uzupełnieniu wykształcenia gimnazjalnego uzyskała w tymże samym roku dyplom kwalifikowanej pielęgniarki.

W pracy dawała z siebie wszystko. Ceniono ją także za to, że dbała nie tylko o ciała pacjentów, ale także ich dusze. Nawrócone prostytutki zaczęły nazywać ją „kochaną Rózią”, a nawet „matką”. Modliły się z nią, śpiewały pobożne pieśni, przystępowały do sakramentu pokuty.

Znamienne, że podczas dwudziestoletniej pracy w szpitalu, podczas jej dyżurów nie umarł żaden pacjent, który nie pojednałby się wcześniej z Bogiem.

O wielkim poświęceniu świadczy również fakt, że brała na siebie większość dyżurów nocnych, chętnie zastępując koleżanki. Niestety, mimo jej skromności, stałej gotowości do pomocy i zgodnego charakteru, były osoby, które starały się ją upokorzyć. Posłużyły się nawet w tym celu kobietą opętaną, która biła i wyzywała Rozalię. Ta jednak wszystkie cierpienia ofiarowała Bogu, dzięki czemu wiele osób nawróciło się.

W trudnych chwilach pociechy szukała w modlitwie, Komunii św., adoracji Najświętszego Sakramentu i mistycznej rozmowie z Panem Jezusem.

Chrystus Królem...


Niedługo przed wybuchem II wojny światowej Chrystus powierzył jej jeszcze jedno zadanie – przekazanie hierarchom polskiego Kościoła wiadomości, że wolą Syna Bożego jest, aby został On uroczyście ogłoszony Królem Polski. Intronizacji powinno było towarzyszyć nawrócenie wszystkich Polaków. Jedynie całkowite odrodzenie duchowe i oddanie się pod panowanie mego Serca może uratować od całkowitej zagłady nie tylko Polskę, ale i inne narody – powtarzał jej często Chrystus. Rozalia przekazała wolę Pana Jezusa ówczesnemu prymasowi kard. Augustowi Hlondowi. Niestety, mimo jego dobrej woli, cała sprawa przeciągała się. Prymas Hlond chciał mieć pewność, że mistycyzm Celakówny jest autentyczny. Mimo ponagleń Chrystusa, intronizacja nie została przeprowadzona przed rokiem 1939 i upadkiem II Rzeczypospolitej...

Popatrz, dziecko, jaką straszną zniewagę i ból zadają mi grzechy nieczyste, morderstwa [dzieci] i straszna nienawiść, która nie wie, co to jest miłość bliźniego – skarżył się jej na Polaków Pan Jezus. Wśród przekazanych Rozalii przez Chrystusa zapowiedzi kar za grzechy, jakie miały dotknąć naród polski, zwraca uwagę współbrzmiąca z wizją św. Faustyny Kowalskiej przepowiednia zniszczenia Warszawy. Podobnie jak św. Siostrze Faustynie Zbawiciel ukazał jej zniszczenie stolicy Polski jako karę za grzechy nieczystości.
 
 
* * *

Po zajęciu Krakowa przez Niemców Rozalia nadal pracowała w szpitalu. Ciężka praca i trudne warunki okupacyjnego życia, a w końcu choroba systematycznie wyniszczały jej organizm. Służebnica Boża odeszła do Pana 13 września 1944 r.

Adam Kowalik

Trzynastego dnia każdego miesiąca w Bazylice NSPJ w Krakowie odprawiana jest Msza św. w intencji beatyfikacji Służebnicy Bożej Rozalii Celakówny.


NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina