Z dziecięcej biblioteczki
 
Olbrzym, który został świętym

W pewnym kraju, położonym na Wschodzie, żył prostoduszny olbrzym o dobrym sercu. Offero, bo tak miał na imię, bardzo lubił bawić się z dziećmi. Czasami brał je na ręce, innym razem podrzucał delikatnie, a kiedy był w dobrym humorze, godzinami stał nieruchomo, podczas gdy chłopcy wspinali się na jego wysokie plecy i zjeżdżali z nich niczym ze zjeżdżalni.

Pewnego wieczoru, chłopcy wyciągnęli się na trawie i zaczęli rozmawiać o tym, kim chcą zostać, kiedy dorosną.
- Kim zamierzasz zostać Offero? - spytali chłopcy.
- Będę służył najpotężniejszemu królowi na świecie, który nikogo się nie boi - odpowiedział olbrzym.

Następnego ranka Offero wyruszył w drogę. Na swym szlaku spotkał wielu wspaniałych władców. Jednak żaden z nich nie był tym właściwym. Wszyscy monarchowie obawiali się bowiem innych potężniejszych władców.

Po roku Offero dotarł do króla, którego inni bardzo się bali. Kiedy olbrzym ujrzał majestatycznego monarchę, jego serce zabiło z radości. - Nareszcie - pomyślał. - Znalazłem najpotężniejszego władcę na świecie!

Offero uklęknął przed monarchą.
- Królu! - wykrzyknął. - Kłania ci się twój sługa Offero!
Oczy króla zabłyszczały, bo będąc dumnym i potężnym, z takim olbrzymem będzie budził jeszcze większy postrach.
- Wstań Offero - powiedział. - Zostaniesz moim sługą.
Tak oto Offero rozpoczął swą odważną służbę u króla.

Pewnej nocy do zamku przybył bard. Grał na lutni i śpiewał o wojnie. Olbrzym chłonął to całym sercem. Tymczasem król wiercił się niespokojnie na swoim wielkim tronie. W pewnym momencie, gdy bard zaczął śpiewać o szatanie, władca jedną ręką ścisnął wyrzeźbionego na poręczy tronu pozłacanego lwa, a drugą uczynił nerwowy znak na czole. Gdy bard zakończył występ i opuścił salę, olbrzym uklęknął przed królem i spytał:
- Królu! Dlaczego ty, nieustraszony, wzdrygnąłeś się na samo imię szatana?!
Król uśmiechnął się smutno i powiedział:
- Ach, Offero, najpotężniejszy władca musi się obawiać szatana, gdyż jest on znacznie potężniejszy niż którykolwiek monarcha. I tylko znak krzyża może nas przed nim uchronić.
- Zatem nie jesteś najpotężniejszym władcą! - zagrzmiał. - Żegnaj królu. Idę służyć temu, którego się obawiasz - szatanowi!

Całą noc Offero maszerował, a kiedy zaświtało, znalazł się na szerokiej drodze wypełnionej ludźmi schodzącymi ze wzgórza.
- Hej, wy tam! - zawołał. - Czy mógłby mi ktoś wskazać drogę do króla szatana?
- Chodź za nami, my tam podążamy - odpowiedzieli.

Olbrzym pomyślał, że szatan musi być rzeczywiście potężnym władcą, skoro tak wielu ludzi opuszcza swoich dotychczasowych królów, chcąc mu służyć.

Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk. Offero zatrzymał się. Tuż przed nim znajdowała się rozległa otchłań, z której wydobywał się dym. Właśnie w tej otchłani ginęli jego towarzysze podróży.

Stopniowo krzyki słabły, a ponad nimi unosił się chrapliwy i szyderczy śmiech.
- Okrutny król musi być z tego szatana! - pomyślał Offero. - Ślubowałem jednak służyć najpotężniejszemu i słowa dotrzymam.

Uczynił krok i wpadł do otchłani. Nagle olbrzym ujrzał zbliżającą się do niego wyniosłą postać w koronie z płomieni. Offero skłonił się nisko.
- Co za postawny rekrut! - warknął szyderczo szatan. - Z taką posturą będzie bardziej przydatny w naszym posłannictwie na ziemi.

I nie zamieniwszy ani jednego słowa z olbrzymem, skinął na niego, nakazując, aby za nim poszedł.

Offero ruszył za szatanem. Przez całą drogę wszyscy kłaniali się i trzęśli na widok czarta.

Z czasem Offero zaczął zapominać o okrucieństwie diabła, podziwiając coraz bardziej jego wyniosłość. - W końcu znalazłem największego władcę, który nie boi się nikogo - pomyślał olbrzym.

W pewnym momencie, gdy droga skręcała, ponad głowami szatana i jego orszaku olbrzym dojrzał drewniany krzyż, a u jego stóp malutką dziewczynkę z bukietem polnych kwiatów.

Offero zatroskał się. - Żeby tylko szatan nie przestraszył tej małej istotki.

Ledwie wypowiedział te słowa, a już usłyszał przeraźliwy jęk. Jednak nie była to ta dziewczynka, lecz szatan, który nagle zaczął się wycofywać. Offero zagrodził mu drogę.
- Puść mnie! - warknął diabeł.
- Powiedz, czego się boisz? - zapytał olbrzym.
- Krzyża Chrystusa, mojego wroga - zawył szatan!
- Ten Chrystus jest potężniejszy od ciebie, inaczej byś się go tak bardzo nie bał - stwierdził olbrzym.

Offero przepuścił szatana i obserwował, jak ten w popłochu umykał wraz z całym orszakiem.

Dziewczynka stała zdziwiona.
- Ładny dzień - zagadnął Offero. - Czy mogłabyś mi wskazać drogę do króla, którego nazywają Chrystusem?
- Musisz spytać pustelnika - odpowiedziało dziecko. - On zna drogę. Trzeba się dostać tam, na wysokie wzgórze.

Offero podziękował, a później rozpoczął trudną wspinaczkę na górę. Tuż przed zachodem słońca, olbrzym dotarł do chaty pustelnika.

Podczas kolacji Offero opowiedział o swojej misji.
- Chciałbym odnaleźć króla nazywanego Chrystusem, gdyż przysiągłem służyć najpotężniejszemu władcy, który się nikogo nie boi. Jestem mocny, mogę dla niego walczyć i przysporzyć mu jeszcze większej chwały.
- Aby znaleźć Chrystusa, trzeba mu służyć. A skoro chcesz mu służyć, to nie możesz zabijać innych, lecz musisz im pomagać - odparł pustelnik.
- Cóż więc mam czynić? - spytał Offero. - Jestem silny. Świetnie nadaję się do walki. A jak mam pomagać?

Pustelnik spojrzał na niego.
- Dobry olbrzymie, twoje mocne ramiona z pewnością potrafią unieść ogromny ciężar.
- Oczywiście - odpowiedział radośnie. Stąd też moje imię Offero - tragarz.
- No dobrze Offero, czy nie byłoby zatem lepiej, aby służyły one Chrystusowi? Niedaleko stąd znajduje się rzeka - rwąca i głęboka. Mnóstwo ludzi chce przepłynąć na drugi brzeg, ale udaje się to tylko najsilniejszym. A starzy i słabi są porywani przez fale.
Tragarz ożywił się: - Mogę ich wszystkich przenieść na drugi brzeg! - zawołał. Zaraz jednak ogarnął go smutek. - Ale w jaki sposób odnajdę Chrystusa? - spytał.
- Nie musisz szukać. Jeśli będziesz mu dobrze służył, On przyjdzie do ciebie - odpowiedział pustelnik.
Następnego ranka Offero i pustelnik wyruszyli nad rzekę. Lecz ledwie zeszli z gór, a już każdy napotkany podróżnik nakazywał im zawrócić. Wszyscy krzyczeli, że rzeka bardzo się burzy i że żaden człowiek nie może bezpiecznie przeprawić się na drugą stronę.

Pustelnik skinął głową i powiedział:
- Chodźcie, mam zaufanie do tego człowieka.

Offero zatrzymał się przy solidnym drzewie, o które mógł się oprzeć. Następnie wszedł do wody i tak długo walczył z nurtem rzeki, aż wreszcie złapał równowagę. Potem wziął pustelnika na plecy, po czym zanurzył się bez obawy w rwącej rzece. Woda sięgała mu aż do piersi i moczyła nawet kraj ubrania duchownego. Jednak nic nie przeszkodziło olbrzymowi w dotarciu na drugą stronę. Unosił się on ponad rzeką jak solidna, niewzruszona skała.
Jak tylko Offero wrócił, zaraz oblegli go podróżni, prosząc o przeniesienie na drugi brzeg. W ten sposób dobroduszny olbrzym rozpoczął swoją służbę dla króla, którego nigdy wcześniej nie widział.

Zajmował się tym cały dzień i całą noc. Wybudował na brzegu chatę, do której każdy pukał prosząc o pomoc. I każdy tej pomocy doświadczał.

Z każdym dniem twarz Offera stawała się coraz bardziej łagodna, a plecy cierpliwsze. Jednak w głębi serca nachodziły go wątpliwości, czy aby na pewno największy król go odnajdzie? I czy Chrystus rzeczywiście jest największym królem na świecie, który nikogo się nie boi?

Pewnej deszczowej nocy, olbrzyma obudził jakiś dźwięk. Offero zerwał się z posłania, zaświecił lampę i pospieszył do drzwi. U progu, w gwałtownej ulewie stało dziecko.
- Biedactwo, schroń się przed deszczem - olbrzym zaprosił je do chaty.
- Nie mogę zostać - powiedział chłopiec. Jeszcze tej nocy muszę przedostać się na drugi brzeg. Jednak rzeka jest za głęboka i zbyt wzburzona, abym mógł się sam przeprawić, dlatego przychodzę cię prosić o pomoc.

Offero zabrał kij i delikatnie wziął dziecko na plecy. Olbrzym wszedł do wody, która już sięgała kolan, a wzburzone fale smagały ciało jeszcze wyżej. Dziecko mocniej chwyciło się szyi tragarza. Dno było grząskie i tej nocy trudniej niż kiedykolwiek można było ustać.

Z każdym krokiem rzeka stawała się głębsza i bardziej rwąca. Dziecko, wydało się nagle cięższe niż dorosły człowiek. Silne plecy olbrzyma uginały się pod ciężarem, a fale uderzające po twarzy, dławiły go. Offero czuł jak ciężar dziecka go przygniata. Powoli zaczął tracić grunt pod nogami. Z trudem utrzymywał równowagę. Dopadło go zwątpienie.

Mimo to podjął ostatni wysiłek. Szybko złapał oddech, zatoczył się i jeszcze na chwilę zatrzymał się wyczerpany, smagany uderzeniami fal i kropel deszczu. Zaraz jednak wszedł w nurt płytszej wody. Już nie miało znaczenia to, jak ciężkie było dziecko, gdyż jego głowa unosiła się ponad falami.

Gdy już dotarli na drugą stronę, olbrzym położył chłopca na ziemi, upewniając się, czy nic mu się nie stało.
A on odpowiedział: - Dziękuję za troskę Offero. Służyłeś mi odważnie, przenosząc mnie i mój wielki ciężar przez wzburzoną rzekę.

Nagle niebo pojaśniało, porywisty wiatr ustąpił, a rzeka uspokoiła się.
- Mój ciężar - powiedziało dziecko poważnie, to największy ciężar, jaki kiedykolwiek ktokolwiek mógł unieść. Wziąłem na swoje ramiona wszystkie grzechy świata.

Offero znieruchomiał... A to dlatego, że zamiast dziecka stała przed nim pełna godności postać, pogodna, triumfująca z promiennym światłem wokół głowy.
- Jestem Chrystusem Królem, któremu służyłeś. A ponieważ wytrwale i z oddaniem mnie przenosiłeś na drugą stronę rzeki, toteż nie powinieneś mieć na imię Offero, lecz Christoffero, czyli posłaniec Chrystusa. Wszyscy powinni wiedzieć, że jesteś moim odważnym i oddanym sługą - powiedział ciepło Zbawiciel.
Olbrzym uklęknął, ale z przejęcia i radości nie mógł nic powiedzieć. Mógł jedynie wpatrywać się we wspaniałe oczy. I kiedy tak patrzył, najpotężniejszy Król odwrócił się i uniósł majestatycznie do nieba.
Christoffero już wiedział, że odnalazł największego władcę, który niczego się nie bał.
Tak to Offero, przez służbę, stał się świętym Christofferem czyli - po polsku - Krzysztofem.

Tłum. Agnieszka Stelmach
Eunice Fuller, The Book of Friendly Giants,
„Crusade Magazine", styczeń - luty 1993


NAJNOWSZE WYDANIE:
Cudotwórca z Libanu
Święci są naszymi sprzymierzeńcami, przewodnikami w drodze do Nieba. Spójrzmy na ich żywoty. To ludzie z krwi i kości, którzy jednak bezkompromisowo wybrali w życiu Boga. Z miłości do Chrystusa i w trosce o zbawienie swoje oraz bliźnich zaparli się siebie, odrzucili fałszywe „błyskotki” tego świata. W tym numerze przedstawiamy pustelnika, który w swym uniżeniu chciał być zapomniany przez wszystkich – św. Charbela Makhloufa.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 

Kocham Boga i ludzi


Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej. 

– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.


Bóg mnie prowadzi


– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.

Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.


Maryja otarła moje łzy


– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.

– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.


Z Apostolatem w Fatimie


– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…

Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!

Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.

W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.


Podziękowania


– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.

„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.

Dagmara z mężem



Szanowni Państwo

Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!

Jadwiga

 

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!

Janina z Krakowa

 

 

Szanowny Panie Prezesie

Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.

Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.

Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.

Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.

Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.

Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.

Z wyrazami szacunku

Czytelnik

 

 

Szczęść Boże!

Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!

Anna z Mysłowic

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.

Daniel