W pewnym kraju, położonym na Wschodzie, żył prostoduszny olbrzym o dobrym sercu. Offero, bo tak miał na imię, bardzo lubił bawić się z dziećmi. Czasami brał je na ręce, innym razem podrzucał delikatnie, a kiedy był w dobrym humorze, godzinami stał nieruchomo, podczas gdy chłopcy wspinali się na jego wysokie plecy i zjeżdżali z nich niczym ze zjeżdżalni.
Pewnego wieczoru, chłopcy wyciągnęli się na trawie i zaczęli rozmawiać o tym, kim chcą zostać, kiedy dorosną.
- Kim zamierzasz zostać Offero? - spytali chłopcy.
- Będę służył najpotężniejszemu królowi na świecie, który nikogo się nie boi - odpowiedział olbrzym.
Następnego ranka Offero wyruszył w drogę. Na swym szlaku spotkał wielu wspaniałych władców. Jednak żaden z nich nie był tym właściwym. Wszyscy monarchowie obawiali się bowiem innych potężniejszych władców.
Po roku Offero dotarł do króla, którego inni bardzo się bali. Kiedy olbrzym ujrzał majestatycznego monarchę, jego serce zabiło z radości. - Nareszcie - pomyślał. - Znalazłem najpotężniejszego władcę na świecie!
Offero uklęknął przed monarchą.
- Królu! - wykrzyknął. - Kłania ci się twój sługa Offero!
Oczy króla zabłyszczały, bo będąc dumnym i potężnym, z takim olbrzymem będzie budził jeszcze większy postrach.
- Wstań Offero - powiedział. - Zostaniesz moim sługą.
Tak oto Offero rozpoczął swą odważną służbę u króla.
Pewnej nocy do zamku przybył bard. Grał na lutni i śpiewał o wojnie. Olbrzym chłonął to całym sercem. Tymczasem król wiercił się niespokojnie na swoim wielkim tronie. W pewnym momencie, gdy bard zaczął śpiewać o szatanie, władca jedną ręką ścisnął wyrzeźbionego na poręczy tronu pozłacanego lwa, a drugą uczynił nerwowy znak na czole. Gdy bard zakończył występ i opuścił salę, olbrzym uklęknął przed królem i spytał:
- Królu! Dlaczego ty, nieustraszony, wzdrygnąłeś się na samo imię szatana?!
Król uśmiechnął się smutno i powiedział:
- Ach, Offero, najpotężniejszy władca musi się obawiać szatana, gdyż jest on znacznie potężniejszy niż którykolwiek monarcha. I tylko znak krzyża może nas przed nim uchronić.
- Zatem nie jesteś najpotężniejszym władcą! - zagrzmiał. - Żegnaj królu. Idę służyć temu, którego się obawiasz - szatanowi!
Całą noc Offero maszerował, a kiedy zaświtało, znalazł się na szerokiej drodze wypełnionej ludźmi schodzącymi ze wzgórza.
- Hej, wy tam! - zawołał. - Czy mógłby mi ktoś wskazać drogę do króla szatana?
- Chodź za nami, my tam podążamy - odpowiedzieli.
Olbrzym pomyślał, że szatan musi być rzeczywiście potężnym władcą, skoro tak wielu ludzi opuszcza swoich dotychczasowych królów, chcąc mu służyć.
Nagle rozległ się przeraźliwy krzyk. Offero zatrzymał się. Tuż przed nim znajdowała się rozległa otchłań, z której wydobywał się dym. Właśnie w tej otchłani ginęli jego towarzysze podróży.
Stopniowo krzyki słabły, a ponad nimi unosił się chrapliwy i szyderczy śmiech.
- Okrutny król musi być z tego szatana! - pomyślał Offero. - Ślubowałem jednak służyć najpotężniejszemu i słowa dotrzymam.
Uczynił krok i wpadł do otchłani. Nagle olbrzym ujrzał zbliżającą się do niego wyniosłą postać w koronie z płomieni. Offero skłonił się nisko.
- Co za postawny rekrut! - warknął szyderczo szatan. - Z taką posturą będzie bardziej przydatny w naszym posłannictwie na ziemi.
I nie zamieniwszy ani jednego słowa z olbrzymem, skinął na niego, nakazując, aby za nim poszedł.
Offero ruszył za szatanem. Przez całą drogę wszyscy kłaniali się i trzęśli na widok czarta.
Z czasem Offero zaczął zapominać o okrucieństwie diabła, podziwiając coraz bardziej jego wyniosłość. - W końcu znalazłem największego władcę, który nie boi się nikogo - pomyślał olbrzym.
W pewnym momencie, gdy droga skręcała, ponad głowami szatana i jego orszaku olbrzym dojrzał drewniany krzyż, a u jego stóp malutką dziewczynkę z bukietem polnych kwiatów.
Offero zatroskał się. - Żeby tylko szatan nie przestraszył tej małej istotki.
Ledwie wypowiedział te słowa, a już usłyszał przeraźliwy jęk. Jednak nie była to ta dziewczynka, lecz szatan, który nagle zaczął się wycofywać. Offero zagrodził mu drogę.
- Puść mnie! - warknął diabeł.
- Powiedz, czego się boisz? - zapytał olbrzym.
- Krzyża Chrystusa, mojego wroga - zawył szatan!
- Ten Chrystus jest potężniejszy od ciebie, inaczej byś się go tak bardzo nie bał - stwierdził olbrzym.
Offero przepuścił szatana i obserwował, jak ten w popłochu umykał wraz z całym orszakiem.
Dziewczynka stała zdziwiona.
- Ładny dzień - zagadnął Offero. - Czy mogłabyś mi wskazać drogę do króla, którego nazywają Chrystusem?
- Musisz spytać pustelnika - odpowiedziało dziecko. - On zna drogę. Trzeba się dostać tam, na wysokie wzgórze.
Offero podziękował, a później rozpoczął trudną wspinaczkę na górę. Tuż przed zachodem słońca, olbrzym dotarł do chaty pustelnika.
Podczas kolacji Offero opowiedział o swojej misji.
- Chciałbym odnaleźć króla nazywanego Chrystusem, gdyż przysiągłem służyć najpotężniejszemu władcy, który się nikogo nie boi. Jestem mocny, mogę dla niego walczyć i przysporzyć mu jeszcze większej chwały.
- Aby znaleźć Chrystusa, trzeba mu służyć. A skoro chcesz mu służyć, to nie możesz zabijać innych, lecz musisz im pomagać - odparł pustelnik.
- Cóż więc mam czynić? - spytał Offero. - Jestem silny. Świetnie nadaję się do walki. A jak mam pomagać?
Pustelnik spojrzał na niego.
- Dobry olbrzymie, twoje mocne ramiona z pewnością potrafią unieść ogromny ciężar.
- Oczywiście - odpowiedział radośnie. Stąd też moje imię Offero - tragarz.
- No dobrze Offero, czy nie byłoby zatem lepiej, aby służyły one Chrystusowi? Niedaleko stąd znajduje się rzeka - rwąca i głęboka. Mnóstwo ludzi chce przepłynąć na drugi brzeg, ale udaje się to tylko najsilniejszym. A starzy i słabi są porywani przez fale.
Tragarz ożywił się: - Mogę ich wszystkich przenieść na drugi brzeg! - zawołał. Zaraz jednak ogarnął go smutek. - Ale w jaki sposób odnajdę Chrystusa? - spytał.
- Nie musisz szukać. Jeśli będziesz mu dobrze służył, On przyjdzie do ciebie - odpowiedział pustelnik.
Następnego ranka Offero i pustelnik wyruszyli nad rzekę. Lecz ledwie zeszli z gór, a już każdy napotkany podróżnik nakazywał im zawrócić. Wszyscy krzyczeli, że rzeka bardzo się burzy i że żaden człowiek nie może bezpiecznie przeprawić się na drugą stronę.
Pustelnik skinął głową i powiedział:
- Chodźcie, mam zaufanie do tego człowieka.
Offero zatrzymał się przy solidnym drzewie, o które mógł się oprzeć. Następnie wszedł do wody i tak długo walczył z nurtem rzeki, aż wreszcie złapał równowagę. Potem wziął pustelnika na plecy, po czym zanurzył się bez obawy w rwącej rzece. Woda sięgała mu aż do piersi i moczyła nawet kraj ubrania duchownego. Jednak nic nie przeszkodziło olbrzymowi w dotarciu na drugą stronę. Unosił się on ponad rzeką jak solidna, niewzruszona skała.
Jak tylko Offero wrócił, zaraz oblegli go podróżni, prosząc o przeniesienie na drugi brzeg. W ten sposób dobroduszny olbrzym rozpoczął swoją służbę dla króla, którego nigdy wcześniej nie widział.
Zajmował się tym cały dzień i całą noc. Wybudował na brzegu chatę, do której każdy pukał prosząc o pomoc. I każdy tej pomocy doświadczał.
Z każdym dniem twarz Offera stawała się coraz bardziej łagodna, a plecy cierpliwsze. Jednak w głębi serca nachodziły go wątpliwości, czy aby na pewno największy król go odnajdzie? I czy Chrystus rzeczywiście jest największym królem na świecie, który nikogo się nie boi?
Pewnej deszczowej nocy, olbrzyma obudził jakiś dźwięk. Offero zerwał się z posłania, zaświecił lampę i pospieszył do drzwi. U progu, w gwałtownej ulewie stało dziecko.
- Biedactwo, schroń się przed deszczem - olbrzym zaprosił je do chaty.
- Nie mogę zostać - powiedział chłopiec. Jeszcze tej nocy muszę przedostać się na drugi brzeg. Jednak rzeka jest za głęboka i zbyt wzburzona, abym mógł się sam przeprawić, dlatego przychodzę cię prosić o pomoc.
Offero zabrał kij i delikatnie wziął dziecko na plecy. Olbrzym wszedł do wody, która już sięgała kolan, a wzburzone fale smagały ciało jeszcze wyżej. Dziecko mocniej chwyciło się szyi tragarza. Dno było grząskie i tej nocy trudniej niż kiedykolwiek można było ustać.
Z każdym krokiem rzeka stawała się głębsza i bardziej rwąca. Dziecko, wydało się nagle cięższe niż dorosły człowiek. Silne plecy olbrzyma uginały się pod ciężarem, a fale uderzające po twarzy, dławiły go. Offero czuł jak ciężar dziecka go przygniata. Powoli zaczął tracić grunt pod nogami. Z trudem utrzymywał równowagę. Dopadło go zwątpienie.
Mimo to podjął ostatni wysiłek. Szybko złapał oddech, zatoczył się i jeszcze na chwilę zatrzymał się wyczerpany, smagany uderzeniami fal i kropel deszczu. Zaraz jednak wszedł w nurt płytszej wody. Już nie miało znaczenia to, jak ciężkie było dziecko, gdyż jego głowa unosiła się ponad falami.
Gdy już dotarli na drugą stronę, olbrzym położył chłopca na ziemi, upewniając się, czy nic mu się nie stało.
A on odpowiedział: - Dziękuję za troskę Offero. Służyłeś mi odważnie, przenosząc mnie i mój wielki ciężar przez wzburzoną rzekę.
Nagle niebo pojaśniało, porywisty wiatr ustąpił, a rzeka uspokoiła się.
- Mój ciężar - powiedziało dziecko poważnie, to największy ciężar, jaki kiedykolwiek ktokolwiek mógł unieść. Wziąłem na swoje ramiona wszystkie grzechy świata.
Offero znieruchomiał... A to dlatego, że zamiast dziecka stała przed nim pełna godności postać, pogodna, triumfująca z promiennym światłem wokół głowy.
- Jestem Chrystusem Królem, któremu służyłeś. A ponieważ wytrwale i z oddaniem mnie przenosiłeś na drugą stronę rzeki, toteż nie powinieneś mieć na imię Offero, lecz Christoffero, czyli posłaniec Chrystusa. Wszyscy powinni wiedzieć, że jesteś moim odważnym i oddanym sługą - powiedział ciepło Zbawiciel.
Olbrzym uklęknął, ale z przejęcia i radości nie mógł nic powiedzieć. Mógł jedynie wpatrywać się we wspaniałe oczy. I kiedy tak patrzył, najpotężniejszy Król odwrócił się i uniósł majestatycznie do nieba.
Christoffero już wiedział, że odnalazł największego władcę, który niczego się nie bał.
Tak to Offero, przez służbę, stał się świętym Christofferem czyli - po polsku - Krzysztofem.
Podchodzimy do lądowania. Przez niewielkie okienka samolotu widzimy coraz wyraźniej czerwone dachy i jasne elewacje budynków Lizbony. Jeszcze moment i dotkniemy portugalskiej ziemi. Jest druga połowa maja i Portugalia wita nas – grupę 21 Apostołów Fatimy, towarzyszących im osób i pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi – słoneczną, ale nie upalną pogodą.
Na parkingu, obok budynku lotniska, czeka już autobus, który zabiera nas w 120-kilometrową podróż do Fatimy. Początkowo płaskie krajobrazy przesuwają się powoli przed naszymi oczami, ustępując stopniowo miejsca pofalowanym wzgórzom…
Batalha i Alcobaça
W trakcie pięciodniowego pobytu na Półwyspie Iberyjskim Portugalia odsłania przed nami swoje najpiękniejsze skarby. Tak jest na przykład wtedy, gdy spośród malowniczych wapiennych wzgórz Estremadury wyłania się zachwycający klasztor Matki Bożej Zwycięskiej w Batalha, ufundowany przez króla Jana I Portugalskiego w podzięce za zwycięstwo nad Hiszpanami pod Aljubarottą w 1385 roku. Na dobre zapewniło ono temu krajowi niezależność od hiszpańskiego sąsiada.
Podobnie niezapomniane wrażenia czekają na nas w Alcobaça – miasteczku słynącym ze średniowiecznego opactwa cysterskiego. Zespół klasztorny powstał jako wotum króla Alfonsa I Zdobywcy dla Matki Bożej za odbicie z rąk muzułmańskich grodu Santarem. Imponujący klasztor oprócz bogato zdobionych krużganków i Dziedzińca Królewskiego kryje w sobie sarkofagi władców – Alfonsa IV i jego syna Piotra I oraz królowej Beatrycze Kastylijskiej i żony Piotra I – Ines de Castro.
Nazaré, Santarem, Obidos
Odwiedzamy też leżące nad Atlantykiem miasteczko Nazaré. Jego nazwa wywodzi się od biblijnego Nazaretu, z którego pochodzi figura Maryi, przyniesiona tu w VIII wieku przez mnicha Romano. Statua portugalskiej Czarnej Madonny spoczywa w ołtarzu barokowego sanktuarium Matki Bożej, mieszczącym się na szczycie oceanicznego klifu.
Modne wśród portugalskich celebrytów miasteczko leży na portugalskim szlaku św. Jakuba. Przybyliśmy tu, aby nawiedzić kościół pw. św. Stefana, mieszczący Sanktuarium Cudu Eucharystycznego z XIII wieku. W ciszy, skupieniu i z pochylonymi głowami podziwiamy zachowaną w relikwiarzu cudowną, zakrwawioną Hostię.
Nie omijamy również uroczego, otoczonego średniowiecznymi murami miasteczka Obidos. Przez wieki była to własność kolejnych portugalskich królowych. Kilkusetletni zamek oraz zabytkowe budynki ciasno okalające wąskie, wybrukowane uliczki przyciągają tu każdego roku nowe rzesze turystów i pątników…
Fatima
…No, ale choćby i były najpiękniejsze, nie dla tych miejsc przybyliśmy do Portugalii. Po ok. 100 minutach podróży z lotniska zjeżdżamy w końcu z autostrady. Mijamy znak z napisem „Fatima”. Po lewej stronie drogi rozciągają się parkingi i miejsca kempingowe, teraz puste, ale w trakcie większych uroczystości religijnych szczelnie zapełnione. Dojeżdżamy do Ronda Pastuszków, na środku którego podziwiamy figury spacerujących z owieczkami Łucji, Franciszka i Hiacynty. Zbliżamy się do sanktuarium. Teraz wzdłuż ulicy ciągnie się nieprzerwany rząd oczekujących na pielgrzymów hoteli. Mijamy rondo z figurą św. Antoniego. Zza rosnących wzdłuż ulicy drzew powoli przebija się widok wyłożonego płytami placu Modlitwy. W jego sercu leży Kaplica Objawień, na szczycie góruje Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej.
U Fatimskiej Matki
Opuszczamy autobus i po szybkim rozlokowaniu się w hotelowych pokojach oraz zjedzeniu kolacji możemy w końcu pokłonić się Matce Bożej Fatimskiej. Zapada zmrok, a my kierujemy nasze kroki do zapełniającej się coraz szczelniej pielgrzymami Kaplicy Objawień. Tutaj, jak co wieczór, o 21.30 rozpoczyna się nabożeństwo różańcowe i procesja z figurą Matki Bożej Fatimskiej.
Trudno wyrazić emocje kłębiące się w głowach i sercach pątników. To bardzo osobiste dla każdego spotkanie, ten specyficzny nastrój skupienia i spotkania z majestatem Królowej Nieba i Ziemi, ale też z naszą najukochańszą Matką. Każdy sam, w swoim wnętrzu, przeżywa ten osobisty moment spotkania z Maryją; wdzięczny, że mógł tu przybyć i uklęknąć na miejscu uświęconym przez Matkę Boga. Nazajutrz w imieniu Darczyńców i uczestników kampanii organizowanych przez Stowarzyszenie składamy Matce Bożej wieniec z tysiąca róż.
Via Crucis i Aljustrel
Wkrótce potem udajemy się na Drogę Krzyżową zwaną też Szlakiem Pastuszków. Przy jej trasie nawiedzamy miejsce objawienia pastuszkom Anioła Portugalii, Valinhos, gdzie Matka Boża objawiła się dzieciom fatimskim w sierpniu 1917 roku, a także domy rodzinne Łucji oraz świętych Franciszka i Hiacynty, wciąż zachowane i jako muzea udostępniane zwiedzającym w ich rodzinnej wiosce Aljustrel.
Sanktuarium i bazylika
Po południu czeka nas zwiedzanie bazyliki Trójcy Świętej i Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Pierwsza z tych świątyń nie robi na mnie dobrego wrażenia. Nowoczesny budynek, z zewnątrz bardziej przypominający betonowy bunkier, a w środku przestronną halę mogącą pomieścić prawie 10 000 osób, sprawia mało sakralne wrażenie. W dodatku tuż przed nim widzimy sporych rozmiarów krzyż, na którym sylwetkę naszego Pana Jezusa Chrystusa zastąpiono kilkoma prostymi kawałkami metalu.
Zdecydowanie lepiej wygląda utrzymane w neobarokowym stylu Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Stałym punktem przy jego zwiedzaniu są kaplice po obu stronach prezbiterium, gdzie pielgrzymi modlą się przy grobach świętych Franciszka i Hiacynty oraz Służebnicy Bożej, siostry Łucji dos Santos.
Ofiara Mszy Świętej
W trakcie pobytu w Fatimie codziennie rano uczestniczymy w Mszy Świętej w klasycznym rycie rzymskim i w tradycyjny sposób przyjmujemy Najświętszy Sakrament. Niestety, nie jest to obecnie możliwe w samym sanktuarium, dlatego Msze Święte są odprawiane w pobliskiej kaplicy. Najświętszą Ofiarę sprawuje nasz duchowy opiekun ks. Grzegorz Śniadoch z Instytutu Dobrego Pasterza.
Odmawiajcie Różaniec!
Bóg zapłać wszystkim, z którymi pielgrzymowałem do Fatimy: Księdzu Grzegorzowi, Apostołom Fatimy i ich osobom towarzyszącym, Panu Przewodnikowi, koleżance i kolegom ze Stowarzyszenia. To była prawdziwa przyjemność i łaska spotkać Was, lepiej Was poznać, rozmawiać z Wami i wspólnie z Wami modlić się w miejscu objawień Matki Bożej. Jesteśmy wspólnotą skupiającą ludzi o różnych charakterach i temperamentach, których łączy wyjątkowa miłość do Najświętszej Maryi Panny.
Za to wszystko: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Szanowny Panie Prezesie!
Dziękuję bardzo za otrzymane życzenia urodzinowe. Miło mnie zaskoczyły i sprawiły mi dużo radości. Dziś rzadko dostaje się tyle ciepłych słów płynących z serca. Dziękuję za modlitwy za mnie!
Alina z Warszawy
Szczęść Boże!
Po przestudiowaniu książeczki pt. „Zanim przyjdzie sprawiedliwość…”, którą mi przysłaliście, jestem pod wielkim wrażeniem, że w tak zwięzły, przekonujący sposób została przekazana istota wiedzy na temat Bożego Miłosierdzia. Na nowo pomogła mi uwierzyć i przylgnąć do Miłosierdzia Bożego. Z tejże lektury dowiedziałam się wreszcie, co znaczy ofiarować Bogu Ojcu „Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Jezusa Chrystusa” i jak należy rozumieć tę formułę. Bardzo pomogła mi przytoczona bulla papieża Piusa IV z 1564 roku.
Cecylia ze Śląska
Szczęść Boże!
Uważam, że Wasza inicjatywa „Chrzest Święty” jest bardzo piękna i potrzebna. Dziś, kiedy u młodych ludzi zatraca się poczucie wrażliwości wobec tego sakramentu, taka akcja i forma prezentu może być bardzo pomocna w zrozumieniu, jakie znaczenie ma ten sakrament oraz jak bardzo ważny jest wybór rodziców chrzestnych. Będę polecał znajomym Państwa inicjatywę i te prezenty. Serdecznie pozdrawiam.
Ryszard z Raciborza
Szczęść Boże!
Popieram każdą akcję, która służy dobru ludzi kochających Pana Boga, którzy także wielbią Jego Matkę. Pragnę też podzielić się swoim świadectwem. Pan Jezus uratował mnie, gdy podczas zawału serca błagałam o pomoc Bożego Syna słowami: „Panie Jezu ratuj, mam tyle jeszcze do spełnienia”. Od tego dnia mija prawie 20 lat. Mam wsparcie od Pana Jezusa i modlę się codzienne na różańcu, dziękując za pomoc i opiekę.
Danuta z Krasnegostawu
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję za list oraz pismo „Przymierze z Maryją” nr 129 pt. „Powrót do piękna”. Obecnie jesteśmy atakowani niemal zewsząd brzydotą, chociażby poprzez absurdalne i obsceniczne pokazy „mody” na świecie. Chcę, aby to „Przymierze…” dotarło do jak największej liczby polskich domów i jak najwięcej osób czytało je z radością. Chcemy, aby świątynie były piękne i aby umiłowanie piękna człowieka było drogą do Boga. Życzę całej redakcji Bożego błogosławieństwa i życzliwości ludzi w waszym dziele. Z Panem Bogiem
Stefania z Dolnośląskiego
Szczęść Boże!
Nasze życie przemija bardzo szybko, chwila za chwilą, dzień za dniem. Jesteśmy zabiegani coraz bardziej wśród spraw codziennych, „gonimy coraz szybciej” za określonym celem życia. Niesiemy w sercu jednak tęsknotę za czymś, czego sami nie potrafimy określić. Z jednej strony pełne wzruszeń wspomnienia lat dzieciństwa i lat młodości, wspominamy dom rodzinny pełen ciepła, niezapomniane tradycje rodzinne, zapracowanego ojca i matkę, jej serce pełne miłości do nas. Z drugiej strony myślimy o nieustannym pragnieniu, by jak najwięcej zaczerpnąć w naszym życiu z tego, co wzniosłe, pięknie i szlachetne. Często narzekamy, że dzisiaj już nie jest tak, jak kiedyś, że wszystko wokół nas się zmienia, niekoniecznie na lepsze. Do tradycji trzeba nam powracać, jak do źródła, aby odnawiać, oczyszczać i napełniać na nowo tym, co piękne, bogate w szacunek do człowieka i miłość do Boga. Ona po części kształtuje naszą osobowość, nasze człowieczeństwo. Dziś mentalność człowieka jest już trochę inna i inne jest pojmowanie otaczającego nas świata. Mniej w nas wspólnoty rodzinnej, sąsiedzkiej, która dawniej była filarem życia, tworzyła specyficzną atmosferę relacji międzyludzkiej. Kolebką tradycji była zawsze rodzina. Wielkim przeżyciem są dwa najważniejsze święta katolickie; Boże Narodzenie i Wielkanoc, o których jeszcze nie zapomnieliśmy, pragniemy zachować je jako „swoje”, będąc dumni, że jesteśmy Polakami i katolikami.. (…)
Takie wartości i takie postrzeganie świata wyniosłem z domu rodzinnego. Z tego domu, który prowadzony przez Mamę był domem wzorcowym. Taki pozostał w naszej pamięci – jej dzieci i wnuków, którzy zapamiętali ją zawsze uśmiechniętą, radosną, idącą z pomocą każdemu, kto jej potrzebował.
Fragment rozważań Edwarda z Kalisza
Szanowni Państwo!
Widzimy, jak bardzo jest poważna sytuacja – zarówno w Kościele, jak i na świecie. Wzorem naszych ojców szukajmy pomocy u Pana Boga i Matki Najświętszej. Podejmijmy to sami, łączmy się w działaniu i zachęcajmy do tego innych, by zamawiać Msze Święte, odmawiać Różaniec i Koronkę do Miłosierdzia Bożego oraz prosić o modlitwę zakony. Intencji jest tak bardzo wiele, lecz Matka Najświętsza nie tylko zna je wszystkie, ale wie najlepiej, w jakich sprawach należy się modlić, o co prosić, za co wynagradzać, za co dziękować. Możemy zatem modlić się „we wszystkich intencjach powierzonych Matce Najświętszej”, możemy również zamawiać Msze Święte w konkretnych intencjach, np. „za Ojca Świętego, za wszystkich Księży Biskupów i o rozwój Tradycji”, „przez wstawiennictwo Matki Najświętszej z błaganiem o oddalenie: powietrza, głodu, ognia i wojny oraz o pokój Chrystusowy na świecie”, „o Polskę wierną Bogu, Krzyżowi i Ewangelii” i w podobnych intencjach.
W szczególny sposób zamawiajmy Msze Święte w klasycznym rycie rzymskim oraz greckokatolickie Boskie Liturgie. Zachęcajmy siebie i innych do Tradycji i Różańca Świętego, to bezcenny skarb, a tak wiele jeszcze osób go nie odkryło. Trwajmy mocno przy Ojcu Świętym i hierarchii kościelnej. Dołączmy nasze małe ofiary oraz obowiązki stanu i wszystko ofiarujmy Matce Bożej. Ona ma moc przebłagać słusznie zagniewanego Pana Boga. Ona wie, jak trudno żyć w dzisiejszym zepsutym świecie, Ona jest Tą, która chce i może udzielić nam łaski ostatecznego wytrwania, jeśli tylko o nią prosić będziemy i czynić, co możemy. Ona wreszcie może doprowadzić nas do portu wiecznego zbawienia – słusznie powiedział przecież św. Bernard z Clairvaux: „Maryja podstawą całej nadziei mojej”.
Czytelnik zatroskany o los katolickiej Polski