Z dziecięcej biblioteczki
 
List Dziecka

Zdarzyło się to kilkanaście dni przed Bożym Narodzeniem. Ogólnie szanowany i poważany naczelnik urzędu pocztowego w pewnym dużym mieście siedział właśnie przy biurku założonym stosem papierów. Czas przedświąteczny na poczcie to chwile gorączkowej i wytężonej pracy. Nic więc dziwnego, że i sam naczelnik nie był w zbyt pogodnym ­nastroju.

 

Pogrążony w urzędowaniu, nie zauważył od razu, że do pokoju wszedł listonosz i czekał przy drzwiach.

– Cóż tam? – zapytał, zwracając się po chwili w stronę listonosza.

– Panie naczelniku – zaczął listonosz – mam tu list, z którym nie wiem, co zrobić.

– Prosta rzecz, doręczyć adresatowi.

– Kiedy to trudno, panie naczelniku. Właśnie chciałem zapytać

– Jakże to, czy nie ma podanej ulicy i numeru domu? – zapytał naczelnik, przerywając pracę i zakładając swym zwyczajem pióro za ucho.

– Oto ten list, proszę! – rzekł listonosz, wręczając kopertę naczelnikowi.

Naczelnik począł się badawczo przyglądać adresowi, który był krótki, jednowierszowy, ale tak charakterystyczny, że nawet poważny zawsze naczelnik nie mógł tym razem powstrzymać się od uśmiechu.

– Hm, dziwny adres: „Do mojej mamusi w Niebie” – odczytał półgłosem.

– Dziwny i taki jakiś wzruszający, panie naczelniku – zauważył listonosz.

– A pan ma dzieci? – zapytał naczelnik.

– Tydzień temu przybyło mi piąte – brzmiała odpowiedź.

 

Naczelnik spojrzał zazdrośnie na podwładnego. On i żona tak bardzo pragnęli mieć dzieci, a tymczasem nie mogli się doczekać potomstwa. Zasępił się.

 

– Mój Boże – pomyślał sobie – do domu tego człowieka, tak mało zarabiającego, już pięć razy zawitało błogosławieństwo Boże, a do mnie ani razu…

 

I świadomość tego, że sam jest bezdzietny, chyba jeszcze nigdy wcześniej nie była dla niego tak bolesna, jak dziś.

 

– Zatem co pan naczelnik rozkaże? – zapytał listonosz po chwili.

– Na razie nic – odrzekł.

 

Kiedy jednak listonosz chciał już odejść, powstrzymał go słowami: – Niech pan chwileczkę zaczeka, przeczytamy ten list.

Naczelnik przeciął ostrożnie kopertę i czytał:

 

Moja dobra, najsłodsza Mamusiu!

 

Nadchodzą święta Bożego Narodzenia. Chcę napisać do Ciebie parę słów. Siostra Rozalia nauczyła mnie pisać tak dobrze, że piszę najlepiej ze wszystkich w szkole.

 

Mamusiu, odeszłaś od nas do Nieba. Twoja Marysia jest z tego powodu bardzo nieszczęśliwa, opuszczona i smutna. Pani Klara, u której mieszkam, jest dobra, ale nie taka jak Ty. Sama ona biedna, gdyż niedawno umarł jej mąż. Mieszkamy już gdzie indziej, w takiej brzydkiej, brudnej części miasta.

 

Mamusiu, pokaż ten list dobremu Jezuskowi i proś Go, niech pośle do mnie swego aniołka, by mnie zaniósł do Ciebie. Tam z pewnością jest bardzo pięknie, bo gdyby było nieładnie, to pewnie już byś dotychczas powróciła stamtąd do nas.

Mamusiu, boli mnie ręka, bo u nas było bardzo zimno. Dopiero dzisiaj przyniosłam trochę węgla. Weź mnie, weź prędko do siebie, Mamusiu złota.

 

Pozdrawiam Cię i całuję tysiąc razy!

Twoja Marysia

 

P.S. Mamusiu, gdy będziesz pisała do mnie, to adresuj: ul. Kręta 12. Aniołkowi zaś, który poniesie list, powiedz, by po drodze uważał i nie powalał się w błocie na podwórku, na którym mieszkamy. Pozdrów też kochanego Tatusia. Jeśli masz papier, to odpisz zaraz. Będę czekała cierpliwie. Pa, Mamusiu!

Marysia

 

Po policzkach listonosza płynęły łzy. Powstrzymać łez nie mógł również i naczelnik, który zdawałoby się, niedostępny był wszelkim wzruszeniom.

 

– Musimy koniecznie – rzekł – poznać autorkę tego listu. Proszę iść zaraz – zwrócił się do listonosza – na ulicę Krętą i przyprowadzić to dziecko.

 

Listonosz odszedł. Naczelnik usiadł w fotelu. Postanowił pracować, bo przecież stracił na rozmowę co najmniej kwadrans czasu. Trzeba opóźnienie nadrobić. Jednak praca mu jakoś nie szła. Ogarnęło go dziwne, nieznane dotąd, uczucie. W głowie powstał rój myśli, serce zaczęło bić mocniej. Myślał o tym dziecku i o sobie.

 

On miał wszystko. Dobrą posadę, majątek. Do szczęścia brakowało mu jedynie dziecka. Dziecka, które rozweselałoby i napełniało radością cały dom. Czyżby teraz Opatrzność Boża sprowadziła na drogę jego życia tę oto dziewczynkę?

 

Po dłuższym czasie otworzyły się drzwi jego gabinetu. Na progu stanęła mała, może ośmioletnia dziewczynka, ubrana w ubogą, lecz czystą sukienkę, otulona ciepłą, lecz już dość mocno zniszczoną chustką. Za nią stał rozradowany listonosz.

 

– Panie naczelniku, przyprowadziłem tę małą.

 

Naczelnik zerwał się co prędzej z fotela, pochwycił sierotę w ramiona i posadził ją przed sobą na stole. Marysia zdziwionymi oczyma patrzyła to na naczelnika, to na listonosza, to znów na gabinet. W łagodnych i drobnych rysach jej twarzyczki widać było cierpienie. Wpatrywał się w nią naczelnik, jakby nie mógł dość się napatrzyć. Był zmieniony, inny, nie do poznania.

 

– Czy to prawda, że moja mamusia już odpisała na mój list? – zapytała po chwili mile brzmiącym głosikiem.

– Tak, drogie dziecko – odrzekł niepewnym głosem naczelnik, bo trudno mu było kłamać.

– A co mamusia pisze?zapytała zaciekawiona. – Czy weźmie mnie do siebie? Proszę mi powiedzieć. Ja tak tęsknię za mamusią…

– O, nie Marysiu! Mamusia cię teraz nie weźmie, bo w tej chwili nie ma dla ciebie miejsca w Niebie.

 

Przez chwilę dziecko nie odpowiedziało ani słówka. Było zajęte ocieraniem drobnych łez, które, niby perełki rosy, płynęły obficie z jej chabrowych oczu.

 

Z piersi dziewczynki wyrwało się westchnienie: – Więc, co ja teraz biedna zrobię…

– Nie płacz, dziecinko! – zaczął ją pocieszać naczelnik. – Będziesz szczęśliwa. Dopóki nie zrobi się dla ciebie miejsce w Niebie, pozostaniesz u mnie. U mnie ci będzie bardzo dobrze, dziecino. U mnie jest czysto i ciepło… Zostań u mnie Marysiu, twoja mamusia będzie zadowolona z ciebie, gdy zostaniesz.

– Jeśli mamusia tak chce, to już zostanę.

– O, na pewno chce, dziecino – zawołał z radością naczelnik i gorąco ucałował dziewczynkę.

 

I naczelnik poczty wziął do siebie biedną dziewczynkę. Zaprowadził ją do swej żony, która niemniej od niego, ucieszyła się z przybranej córki. Radowali się oboje bardzo, a Marysia z nimi.

 

Tegoroczne święta Bożego Narodzenia były radosne jak nigdy. Dziecko stało się radością ich domu, a miłość, którą do swych przybranych rodziców zapałało, była ozdobą i jasnym, radosnym promieniem ich smutnego dotychczas życia…

 

Źródło: „Rycerzyk Niepokalanej” nr 12, grudzień 1936. Pisownia i składnia zostały uwspółcześnione.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina