Był to jeden z tych szarych grudniowych dni, kiedy bezsłoneczne, mgliste i chmurne popołudnie prawie nie różni się od wieczoru…
Jednak naszej czwórki nie usposobiła źle smutna pogoda; weseli wracaliśmy ze spaceru. Tyle miłych chwil przeżyliśmy po drodze przy wystawach z zabawkami. Zdawało nam się, że śmieją się do nas lalki, że mrugają do nas konie na biegunach, że nam grają instrumenty do muzyki dziecięcej – że puka strzelba, leci strzała, a ołowiane żołnierzyki maszerują i – poprzez szklaną szybę – cwałują ku nam na swoich maleńkich konikach. Gwiazdka; dobra, jasna, kochana przyjdzie już niedługo z podarkami i… co przyniesie? Zwykle przynosiła to, czego każde z nas najbardziej chciało, więc i teraz na pewno tak będzie.
Ja dostanę lalkę w niebieskiej sukni, z prawdziwymi włosami… Władek – farby, dużo plasteliny i kredki… Henio – cały warsztat stolarski… Stefanek – konia na biegunach. Marzymy o tym od tygodni i mówimy wieczorami, nim pójdziemy spać. Z wesołym hałasem wpadamy teraz do mieszkania babci, by opowiedzieć jej o tym, cośmy widzieli.
– Babciu, babciu – wołamy, ściskając ją. Lecz ona prędko nas ucisza: – Potem, potem… teraz nie można.
Dopiero teraz spostrzegliśmy, że jakaś biedna kobiecina siedzi na środku pokoju; do niej tuli się dwoje zalęknionych i nieśmiałych dzieci. Kobieta jest zapłakana. Podniosła się na nasze przywitanie i powiedziała z rozrzewnieniem do naszej matki:
– Takie ładne ma pani dzieci i takie zdrowie, mój Boże, i już takie duże… A przecież panią pamiętam taką, jak pani córeczka – wskazała na mnie. Tak samo nosiła Pani włosy w jeden spleciony warkocz.
Patrząc na dzieci kobiety, chciałam powiedzieć: – Jakie mizerne ma pani dzieci… Lecz ponieważ sprawiłabym jej tym przykrość, spytałam tylko dziewczynkę: – Jak masz na imię?
– Stasia – odpowiedziała nieśmiało.
– To i ja mam tak na drugie imię… – powiedziałam. – A skąd przyszliście?
– Z pogrzebu tatusia – odpowiedziała mała. Nie rozumiała jednak swojego nieszczęścia, bo trzymając paluszek w buzi, szczebiotała dalej:
– O, ten pan nas przyprowadził – i wskazała na mojego dziadka, siedzącego w fotelu. – I dał mamie pieniądze…
– Z pogrzebu tatusia? Jakżeż można żyć bez tatusia? – nie mieściło się to w naszych dziecięcych główkach i przytłaczało zupełnie nasze myśli.
Usiedliśmy we czwórkę na kanapie i siedząc tak ciasno i zgodnie, patrzyliśmy bezradnie na kobietę i dzieci. Babcia przyniosła nam obiad i powiedziała: – Nie martwcie się, Janowo, Pan Bóg się wami zaopiekuje, a kiedy was do nas przysłał, to się już wami zajmiemy, jak będziemy mogli…
* * *
Niedługo po tym zawołała nas do siebie mamusia:
– Dzieci, muszę wam coś powiedzieć.
– Na pewno o Janowej – zgadywaliśmy – i o jej dzieciach.
– Tak, o nich… Wiecie już, że im umarł ojciec. Wszystko poszło na leczenie, nawet łóżko, krzesła, ubrania. Nie ma nic w ubogiej izbie. Trochę bielizny w kuferku – to wszystko. Janowa mogłaby teraz cały dzień pracować, gdyby oddała dzieci do ochronki, ale one nie mają ciepłych ubrań. Te, które mają, pożyczyła sąsiadka na pogrzeb ojca.
Słuchaliśmy ze zdumieniem, nigdy jeszcze nie słyszeliśmy o takiej biedzie…
– Co im damy, mamusiu? – pytaliśmy ze wzruszeniem.
– Wiecie, że dużo im potrzeba. Pomyślałam sobie, że moje dzieci mają dobre serduszka i że wyrzekną się choinki i gwiazdki, a ja za to kupię Janowej i jej dzieciom przynajmniej najkonieczniejsze rzeczy.
– Dobrze, mamusiu! – wołaliśmy z radością, a ona patrzyła na nas z matczyną dumą, przez łzy…
* * *
Przyszła wigilia. Skromną wieczerzę zjedliśmy ciszej niż zwykle.
Po wieczerzy nie czekała na nas gwiazdka ani choinka. Nic… W sąsiednich oknach jarzyły się już tu i ówdzie choinki. U nas było pusto.
Odczuliśmy, że wyrzekliśmy się czegoś bardzo znacznego. I było nam smutno.
Widziała nasz smutek mamusia i odczuła to głębiej niż my. Chciała jednak, byśmy dali wszystko, cośmy przyrzekli, i najmniejszej nie sprawiła nam gwiazdki.
W pewnym momencie zaczęła śpiewać: Jezu malusieńki, leży nagusieńki, płacze z zimna, nie dała Mu Matusia sukienki… Głos mamusi dźwięczał jakąś szczególną serdecznością.
Podeszła do nas babcia i, przytulając nas do piersi, mówiła wzruszonym, cichym głosem:
– No, cieszcie się moje dzieci, cieszcie się, bo wyście dzisiaj naprawdę ucieszyły Dzieciątko Jezus, ogrzałyście Je swoją miłością i uradowały swoją ofiarą.
Dobre słowa babci rozwiały nasz smutek. Nieśmiało, potem coraz głośniej i raźniej poczęliśmy śpiewać z dziadkami i rodzicami różne kolędy.
Kiedy nuciliśmy Lulajże, Jezuniu… to zdawało się nam, że jesteśmy w pierwszym rzędzie najmłodszych pastuszków i razem z nimi usypiamy Dzieciątko Boże…
Zofia Poreyko
ilustracja: Jacek Widor
Powyższa opowieść ukazała się w „Rycerzyku Niepokalanej” w grudniu 1937 roku. Pisownia została uwspółcześniona.
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel