Historia
 
Ks. Karol Antoniewicz - Apostoł Słowa Bożego
Adam Kowalik

Gdy w kościołach czy też przy kapliczkach śpiewamy Chwalcie łąki umajone, z reguły nie zastanawiamy się nad tym, kto był autorem tej pięknej pieśni. Podobnie dzieje się w Wielkim Poście, gdy modlimy się słowami pieśni: W Krzyżu cierpienie. Wzruszające słowa obu utworów napisał polski jezuita, ks. Karol Antoniewicz. Życie tego kapłana, pełne cierpienia, ale także wytrwałej służby Bogu i bliźnim, jest nie tylko pouczające, ale także niezwykle interesujące.

 

Karol Bołoz Antoniewicz przyszedł na świat 6 listopada 1807 roku we Lwowie. Pochodził z zamożnej rodziny ziemiańskiej z ormiańskimi korzeniami. Ojciec Józef był prawnikiem. Matka Józefa z Niktorowiczów prowadziła dom i dokładała starań, by wychować trójkę dzieci na dobrych katolików i polskich patriotów. Podstawy wykształcenia dał chłopcu zatrudniony przez rodziców prywatny nauczyciel. Karol poznał biegle język niemiecki i francuski, którymi w domu rodzinnym posługiwano się na równi z polskim (przez kilka lat rodzina mieszkała w Wiedniu). Wyśmienicie władał także łaciną, greką oraz językiem Szekspira.

 

W 1818 roku schorowany ojciec porzucił palestrę. Rodzina przeniosła się do majątku ziemskiego Skwarzawa koło Lwowa. Karol pokochał wieś i przyrodę. Potrafił całe godziny spędzać na wyprawach konnych po okolicy.

 

Idąc w ślady ojca, zapisał się na studia prawnicze, które odbył w latach 1824–1827 we Lwowie. Bardziej pociągała go jednak literatura i muzyka. Po ukończeniu uniwersytetu wyjechał więc do Wiednia, by poznać środowisko literackie stolicy Austrii. Sam tworzył zarówno w języku polskim, jak i niemieckim.

 

Gdy wybuchło powstanie listopadowe, Antoniewicz zaciągnął się w szeregi polskiego wojska. Wraz z korpusem Józefa Dwernickiego brał udział w nieudanej, podobnie jak cała insurekcja, kampanii na Wołyniu. Przyparty do granicy oddział został rozbrojony przez Austriaków. Młody poeta wyjechał do Wiednia…

 

Udręki ojca

Po powrocie do kraju poznał we Lwowie kuzynkę Zofię Nikorowiczównę. Połączyła ich miłość. W roku 1832, po uzyskaniu papieskiej dyspensy, wzięli ślub. Niestety, nad siedmioma latami wspólnego pożycia cieniem położyły się pogrzeby ich pięciorga dzieci, zmarłych w wieku niemowlęcym. Zrozpaczeni małżonkowie pociechy szukali w Bogu oraz pracy na rzecz społeczności Skwarzawy. Poważnie traktowali bowiem feudalne obowiązki właścicieli wsi, które wielu członków warstwy ziemiańskiej zupełnie lekceważyło. Poszli nawet dalej. W jednej z izb dworu urządzili klasę szkolną, w której Karol uczył synów włościan, a Zofia ich córki. W innej izbie otwarli szpitalik, w którym pielęgnowali chorych wiejskich biedaków. Gdy w 1838 roku ze względów zdrowotnych przenieśli się do Lwowa, wiele czasu spędzali w przytułku dla biednych i chorych, prowadzonym przez Siostry Miłosierdzia. Dojrzewała w nich decyzja, by resztę życia spędzić, służąc Bogu w zakonach. Oboje złożyli ślub czystości. Niestety, dotknięta gruźlicą Zofia zmarła w lipcu 1839 roku. Dopuszczona na łożu śmierci do ślubów zakonnych, spoczęła w trumnie ubrana w habit szarytek.

 

Jezuita wyrywający ze szponów nałogu

Owdowiały Karol postanowił zrealizować wspólny plan i we wrześniu 1839 roku wstąpił do nowicjatu Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi. Dwa lata później złożył wieczyste śluby zakonne i wyjechał do Tarnopola na studia filozoficzne. Rozdysponowując majątek rodzinny, część środków przeznaczył na pokrycie kosztów sprowadzenia z Francji do Lwowa sióstr sercanek (Sacré Coeur).

 

Po ukończeniu kursu filozofii przeniósł się do klasztoru w Nowym Sączu, by zgłębiać teologię. Jesienią 1844 roku przyjął święcenia kapłańskie i dał się poznać jako trafiający do serc wiernych złotousty kaznodzieja. Zapraszany przez wiejskich proboszczów, wywierał zbawienny wpływ na alkoholików. Wyrywał ich ze szponów nałogu i nakłaniał do składania ślubów abstynenckich i wstępowania do bractw.

 

W lutym 1846 roku południowa Małopolska spłynęła krwią. Podburzeni przez cesarskich urzędników chłopi dopuścili się ­tysięcy ­brutalnych mordów na szlachcie i służbie dworskiej. Przestraszone skalą przemocy władze austriackie wystąpiły do Towarzystwa Jezusowego z prośbą o wysłanie do parafii, na terenie których doszło do pogromów, misjonarzy. Cieszący się sławą zdolnego kaznodziei ks. Karol trafił do miejsc, w których doszło do najgorszych zbrodni.

 

Tytan słowa

Przez prawie siedem miesięcy z wielkim oddaniem i męstwem przemierzał ziemię tarnowską, sądecką, wadowicką i bocheńską, stając twarzą w twarz ze splamionymi bratnią krwią uczestnikami rozruchów. Przebieg tych rekolekcji z reguły był podobny. Po przyjeździe do parafii ks. Karola witały pełne niechęci, ponure spojrzenia, czasem wrogie docinki. W miarę kolejnych kazań topniały lody, a pod konfesjonałami rosły kolejki. Jezuita sam był zdziwiony, jak to się dzieje, że w pogrążonych do niedawna w śmiertelnych grzechach chłopach nagle topniało serce i zmieniali się w ufnych, pobożnych ludzi.

 

Po miesiącach ciężkiej pracy ksiądz Antoniewicz podupadł na zdrowiu. Wypocząwszy nieco w uzdrowisku, udał się do Tarnopola, gdzie odbył tzw. trzecią probację. Na polecenie przełożonych zamieszkał we lwowskim konwikcie przy kościele św. Mikołaja. W tym czasie wielkim powodzeniem wśród wiernych cieszyły się kazania głoszone przez ks. Karola w jezuickim kościele pw. Świętych Piotra i Pawła.

 

Pracowite i uregulowane życie klasztorne ks. Karola zakłóciły wydarzenia Wiosny Ludów. 7 maja 1848 roku rząd Austrii wydał rozporządzenie znoszące na terenie cesarstwa zakon jezuitów. Co bolesne, akt ten został wydany z inicjatywy polskich środowisk „patriotyczno-rewolucyjnych” we Lwowie, które taki postulat zawarły w petycji wystosowanej do władz państwowych w Wiedniu.

 

Ks. Karol Antoniewicz opuścił więc Lwów i ruszył do Piekar Śląskich, gdzie wygłosił rekolekcje. Stamtąd udał się do Nowego Sącza, a potem do Krakowa. Za patriotyczne kazania władze zaborcze wydaliły go ze stolicy Małopolski Zachodniej. Czasy były niespokojne i sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Dzięki temu nasz kaznodzieja mógł ponownie odbyć wędrówkę po miastach i miasteczkach Galicji. Gdy dobiegła go informacja o wielkim pożarze Krakowa, pospieszył natychmiast do królewskiego miasta, by podnosić na duchu jego mieszkańców. Wzywał ich do nawrócenia i pokuty, niezbędnych aby wybłagać u Boga błogosławieństwo na przyszłość. Często jeździł do podkrakowskich Staniątek. Tam modlił się gorąco przed słynącym łaskami obrazem Matki Bożej Bolesnej.

 

W lipcu 1851 roku ponownie wyruszył na Górny Śląsk, gdzie wraz z kilku towarzyszami głosił misje, na które znów ciągnęły tłumy. Wielkie owoce pracy misjonarskiej ks. Antoniewicza dostrzegł arcybiskup gnieźnieńsko-poznański Leon Przyłuski i zaprosił jezuickiego kaznodzieję do Wielkopolski. Ks. Karol pospieszył tam wiosną następnego roku. Witały go i z uwagą słuchały kolejne wspólnoty parafialne od Krobi po Poznań. Zachwycony arcypasterz zapragnął mieć jezuitów u siebie i przekazał Towarzystwu Jezusowemu pocysterski klasztor w Obrze. Pierwszym przełożonym nowej wspólnoty został ks. Karol Antoniewicz.

 

Posługa pośród zarazy

Tymczasem dla Wielkopolan nadszedł czas wielkiej próby. Tereny Wielkiego Księstwa Poznańskiego opanowała epidemia cholery. Nie dbając o własne bezpieczeństwo, ks. Karol niósł pociechę duchową chorym i umierającym. Jako świadectwo jego gorliwości dość przytoczyć wspomnienie jednego ze świadków: W rozmowie nadmieniłem, iż tu znajduje się jedna rodzina opuszczona, której zapewne ani lekarz, ani ksiądz nie odwiedzi, ponieważ znajduje się w chlewie.

 

Ks. Antoniewicz natychmiast wstał i wyszedł… W środku zastał męża i żonę, leżących na gnoju w ostatnim stadium cholery, obok siedziało dwoje skulonych dzieci. Ks. Antoniewicz zaraz zaczął spowiadać chorych, ale gdy żadne ze słabości nie mogło się podnieść, kładł się kolejno przy każdym z nich na gnoju, żeby ich wyspowiadać i nie opuścił ich, aż wydali ostatnie tchnienie. Wyprowadził z chlewa dwoje zanieczyszczonych i brudnych dzieci, sam je umył i poprosił mnie, bym miał na nich staranie, póki się kto z krewnych nie znajdzie.

Wśród tak ofiarnej posługi ks. Karol Bołoz Antoniewicz zaraził się i zmarł 14 listopada 1852 roku w wieku 45 lat. Jego ciało spoczęło w krypcie obrzańskiego kościoła.

 

Artysta

Na zakończenie naszej opowieści dodajmy parę słów o działalności literackiej ks. Karola. Był on bowiem nie tylko autorem wielu kazań, które ukazywały się w druku ku zadowoleniu wiernych i mniej biegłych kaznodziejów, ale także poetą. Wspominaliśmy już o jego artystycznych fascynacjach młodości. Po wstąpieniu do zakonu nie złamał pióra. Wręcz przeciwnie, zachęcany przez światłych przełożonych, dbałych o wykorzystanie na chwałę Bożą wszystkich talentów kapłana, tworzył poezje religijne. Do dziś oprócz pieśni wymienionych we wstępie znane są także inne, jak: Do Betlejemu, pełni radości czy O Maryjo, przyjm w ofierze.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego