Historia
 
Księża z „Titanica”
Marcin Więckowski

W kwietniu tego roku wypada 111. rocznica zatonięcia brytyjskiego transatlantyku RMS „Titanic”, jednej z największych katastrof morskich w historii. Tragedia sprzed ponad wieku jest dziś powszechnie znana, choćby dzięki oscarowemu filmowi Jamesa Camerona z 1997 roku. Wciąż jednak niewielu pamięta o tym, że wśród ofiar tego tragicznego rejsu znalazło się trzech księży katolickich, z których jeden pochodził z terenu współczesnej Polski.

 

270 metrów długości, wyporność 45 000 ton, niemal 900 członków załogi i miejsca dla prawie 2500 pasażerów. Tak przedstawiały się, oszałamiające jak na tamte czasy, dane techniczne „Titanica”, który w momencie zakończenia budowy uchodził za najbardziej luksusowy statek pasażerski świata. Wszystko to jednak zdało się na nic po zderzeniu z górą lodową na północnym Atlantyku, do którego doszło w nocy z 14 na 15 kwietnia 1912 roku podczas jego dziewiczego rejsu. Podróż, która dla najbogatszych miała być rajem na ziemi, a dla biedoty w przedziałach II i III klasy przepustką do lepszego życia za oceanem, stała się morderczą walką o przetrwanie, której nie przeżyło ponad 1500 osób.


Od dawna wiadomo, że wśród pasażerów niższych klas znalazło się wielu emigrantów z Europy Wschodniej – wśród nich przynajmniej jeden mieszkaniec dawnej Rzeczypospolitej. Ksiądz Józef Montwiłł (po litewsku Juozas Montvila) był etnicznym Litwinem z Suwalszczyzny. Na „Titanicu” podróżował do USA, ­uciekając przed carskimi represjami. Oprócz niego wśród pasażerów transatlantyku znalazło się jeszcze dwóch katolickich duchownych: ks. Thomas Byles z Anglii oraz o. Joseph Peruschitz z Bawarii. Z nich trzech ks. Montwiłł był najmłodszy. W noc katastrofy miał zaledwie 27 lat.

Niepokorny kapłan


Józef Montwiłł urodził się 2 stycznia 1885 roku w Gudyniach pod Mariampolem jako pierwszy syn litewskich chłopów Kazysa i Magdaleny z domu Karaleviciutes. Wstąpił do seminarium duchownego w Sejnach, a po jego ukończeniu 22 marca 1908 roku przyjął święcenia kapłańskie w Warszawie. Na swoją pierwszą placówkę został skierowany do Lipska koło Augustowa. Parafia miała bardzo różnorodny skład etniczny, należeli do niej Polacy, Litwini i Białorusini. Ks. Montwiłł szczególną opieką otaczał prześladowanych przez władze carskie unitów, których spowiadał i którym chrzcił dzieci w obrządku katolickim.


Za to sprzeniewierzenie się rosyjskiej polityce przymusowego nawracania na prawosławie została wytoczona przeciwko niemu sprawa karna. W obawie przed utratą kapłana biskup sejneński przeniósł ks. Montwiłła do mniejszego Lubowa, żeby przeczekał „gorący czas”. Tam jednak, podobnie jak polscy księża pod zaborem rosyjskim, walczył z rusyfikacją, ucząc dzieci modlitw w ich ojczystym języku, w tym przypadku w litewskim. Założył Towarzystwo Odnowienia Narodowego Litwy, publikował artykuły po litewsku. Za tę działalność carska policja zaczęła w końcu dybać na jego życie, dlatego w 1912 roku zdecydował się na emigrację najpierw do Londynu, a później do USA. Od wdzięcznych parafian dostał pewną sumę pieniędzy na drogę, za które kupił bilet drugiej klasy na „Titanica”…


Nawrócony protestant i mnich-poliglota


Po wejściu na pokład w Southampton ks. Montwiłł szybko nawiązał kontakt z innym kapłanem płynącym na tym samym statku, Anglikiem Thomasem Bylesem. Był on od niego starszy (miał wówczas 41 lat) i poprosił młodego księdza o asystowanie mu przy odprawianiu Mszy Świętej, na co z chęcią się zgodził.


Thomas Byles urodził się 26 lutego 1870 roku w Leeds na północy Anglii. Również był pierwszym synem w rodzinie, ale poza tym wszystko go od ks. Montwiłła różniło: jego rodzice byli bogatymi protestantami bliskimi sferom rządowym i ochrzcili syna we wspólnocie anglikańskiej. Odebrał staranne wykształcenie na kilku uczelniach wyższych. W trakcie studiowania teologii nawrócił się na katolicyzm. Wstąpił do seminarium duchownego w Rzymie, a w 1902 roku przyjął święcenia kapłańskie. Na „Titanicu” znalazł się zupełnie z innych powodów niż jego kolega z Suwalszczyzny – do USA płynął na ślub brata.


W dniu katastrofy, w niedzielę 14 kwietnia 1912 roku, ks. Byles z asystą ks. Montwiłła odprawił dwie Msze Święte na pokładzie II i III klasy, gdzie dominowała biedota z Irlandii emigrująca za chlebem do Stanów Zjednoczonych oraz wielu niemówiących po angielsku mieszkańców Europy Środkowej i Wschodniej. Niewykluczone, że po homilii wygłoszonej przez ks. Bylesa po angielsku ks. Montwiłł powiedział do pasażerów „Titanica” także kilka słów na temat Ewangelii z tego dnia po polsku, a może po litewsku.


Na statku był jeszcze trzeci kapłan. Bawarczyk, o. Joseph Peruschitz, urodził się 21 marca 1871 roku w Straßlach w rodzinie kupieckiej. Od dzieciństwa uczył się łaciny od zakonników. Skończył katolicką szkołę, studiował filozofię i teologię, a na ostatnim roku świeckich studiów wstąpił do nowicjatu u benedyktynów w klasztorze Sche­yern. W 1895 roku przyjął święcenia kapłańskie, po czym nauczał w przyklasztornej szkole w Scheyern.


On też miał swój powód, aby wsiąść na pokład „Titanica”. Władze zakonne, znając jego wyjątkowe zdolności językowe, wysłały go do Minnesoty, gdzie miał pomóc założyć szkołę benedyktyńską, a wcześniej uczyć dzieci po angielsku w Szkole Przygotowawczej Opactwa Świętego Jana w Collegeville. Ostatni etap dalekiej podróży miał odbyć na pokładzie II klasy wielkiego transatlantyku. Według niektórych relacji o. Peruschitz również odprawiał Msze Święte w drugiej i trzeciej klasie, wygłaszając kazania po niemiecku i po węgiersku.


Do końca ze swoimi owcami


Po zderzeniu „Titanica” z górą lodową, kiedy stało się jasne, że statek pójdzie na dno, wszystkich trzech księży: Montwiłła, Bylesa i Peruschitza widziano wielokrotnie na górnym pokładzie, jak pocieszali przerażonych pasażerów, słuchali spowiedzi i wspólnie z wiernymi modlili się na różańcu. Żaden z nich nie przeżył katastrofy. Wszystkie relacje ocalałych, którzy widzieli kapłanów, są zgodne co do tego, że co najmniej dwukrotnie oferowano im miejsce w szalupie ratunkowej, ale wszyscy odmówili.

Trzy zupełnie inne życiorysy, trzech kapłanów różnej narodowości i pochodzenia społecznego, posługujących się innymi językami, znalazło się z woli Bożej na pokładzie tego samego statku i w obliczu tej samej śmierci. Połączyło ich to, że nie przelękli się zimnych wód północnego Atlantyku i wypełnili do samego końca swoje kapłańskie powołanie w obliczu straszliwej próby. Módlmy się o takich świętych kapłanów!



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego