Było to we wrześniu 1931 roku w Sokolnikach blisko Lwowa.
Poczciwa kobiecina M. Marchocka warzyła właśnie wieczerzę przy kuchni, żeby swoje kochane pisklęta, które po ciężkiej pracy w polu wrócą za chwilę do chaty, nakarmić i posilić przed nocą.
Najmłodszy z dzieci, Józio, wbiegł pierwszy do domu, a pochwaliwszy Pana Boga, stanął przed swą matką i rzekł:
– Mamusiu, ja nie będę dziś jadł wieczerzy!
– Dlaczego syneczku? Taką dobrą kaszę gotuję, dlaczego miałbyś nie zjeść. Idź, siadaj przy stole, podam ci zaraz.
– Mamusiu, głowa mnie strasznie boli, pali mnie, położę się do łóżka, to może przestanie!
Zaniepokojona niewiasta spojrzała na synka, wzięła go za głowę:
– Boże, Boże! strasznie rozpalona głowinka twoja, syńciu. Ty gorączkę masz. Gdzie byłeś? Co ci się stało?
– Byłem przy tatusiu na zagonie, snopki wiązałem, a tu nagle w oczach mi zaćmiło, że na chwilę nic nie widziałem. Rzuciłem wszystko, siadłem sobie trochę, a potem powolutku szedłem do domu.
– To legnij sobie na łóżko Józiu i śpij. Może przeminie gorączka, to sobie zjesz w nocy. Kaszę ci zostawię na stole.
Józio klęknął przy łóżku i zmówił paciorek wieczorny jak zwykle, bo był bardzo dobrym chłopcem i nigdy nie udawał się na spoczynek, nie pomodliwszy się przedtem. Po chwili spał już mocno. A gdy gospodarz z resztą dzieci przyszli z pola, Marchocka prosiła ich, żeby nie robili hałasu, aby chorego Józia nie zbudzić ze snu. W tej samej izbie na ławie położyła się Hanka, starsza siostra Józia. Gdy świtać zaczęło rano, Hanka wstała, zbliżyła się do śpiącego chłopczyny i zbudziła go, mówiąc:
– Wstawaj Józek. Już słonko zagląda przez okienko i ptaszki świergotają, dzień się robi. Wstawaj!
Chłopczyk szeroko otworzył oczy i rzekł:
– Czyś ty widziała? Czyś słyszała, co Pan Jezus do mnie mówił? Widziałaś Matkę Boską, Aniołów?… i…
– Ech, co ty pleciesz Józek, bredzisz w gorączce i tyle. Gdzieżby to Pan Jezus tu przychodził albo Najświętsza Panienka, albo Aniołowie! (…)
– Ależ Hanusiu, wszyscy oni tu byli! Naprawdę, że byli, a ja dziś do Nieba do nich pójdę!
– Nie bredziłbyś Józek! Ot śniło ci się, a ty wierzysz. Wstań i jedz. Mleka ci zagotuję i zdrów będziesz!
– Hanusiu, a czy ty byś nie chciała ze mną do Nieba iść dzisiaj? Ja poproszę Pana Jezusa, jak przyjdzie po mnie, to może byśmy razem tam poszli. Co? Chcesz?
Dziewczynka zaczęła płakać i wołać:
– Mamusiu, pójdź i zobacz, co się dzieje? Józek bredzi. Powiada, że tu Pan Jezus był, Mateńka Boża i Anioły! A gdzieżby tak mogło być, jak on mówi!
Przyszła matka, a widząc spalone wargi dziecka, mówi:
– Józieczku, tyś słaby. Do doktora pojedziemy, może coś poradzi! Napij się trochę ziółek, zgotuję ci to. Może febra trochę zelży.
– Mamusiu, tu był Pan Jezus w nocy i Matka Boska i Anioły były! O, widzicie, stąd przyszli? Nie przez drzwi, nie przez okienko, tylko stąd z góry. Powała znikła gdziesik i niebo przyszło, i jasność wielka, i wtedy zeszedł Jezus i Mateńka Boża i Aniołki i tu przy mnie stali wszyscy. A Pan Jezus był śliczniejszy niż ten w kościele we Lwowie, calutki w jasności był i to mi powiedział:
– Józiu, ty jutro do Nieba pójdziesz do Mnie. Chcesz?
Ja bym zaraz chciał iść, ale Pan Jezus powiedział:
– Nie teraz, ale jutro przyjmiesz Komunię Świętą i ze Mną do Nieba pójdziesz!
Marchocka, płacząc, przerwała dziecku to wyznanie, wołając na męża:
– Ojciec, chodź no! Józieczek słabeńki bardzo. Zaprzęgaj konie szybko, zawieziemy dziecko do szpitala, do Lwowa, tam doktorzy coś pomogą. Od wczoraj mały nic nie chce jeść. Boże ratuj!
Przyszedł ojciec, pocałował synka, zapłakał i poszedł zaprzęgać konie. A Józio zaczął dalej ciągnąć swoje opowiadanie:
– Mamusiu, nie do szpitala, tylko do kościoła mnie zawieźcie, bo ja się chcę wyspowiadać i Komunię Świętą przyjąć, a potem z Panem Jezusem pójdziemy do Nieba!
– Ależ Józiu, ty jeszcze nie byłeś nigdy u spowiedzi, jak się wyspowiadasz? Ksiądz katecheta mówił, że dość dla ciebie na drugi rok do spowiedzi pójść. Ty taki maleńki jeszcze, ty nie rozumiesz, co to spowiedź!
– Rozumiem i wiem, jak się spowiadać, bo mnie Pan Jezus wszystkiego nauczył dziś w nocy, co mam księdzu powiedzieć na spowiedzi. Tak, tak, nauczył mnie Pan Jezusek, to muszę wiedzieć, a potem będę żałować, żem przykrość zrobił Bozi i Bozia przebaczy, a ksiądz mi poda Komunię Świętą, a Pan Jezus do serca przyjdzie i do Nieba razem pójdziemy!
Gospodarz zaprzągł konie, dziecko ubrano odświętnie, posadzono na wozie koło matki, ojciec konie zaciął i jechali do kościoła do Lwowa. Józio, przytulony do matki, parę razy pytał: – Czy już blisko Lwów i kościółek?
Wreszcie stanęli przed parafią św. Marii Magdaleny. Józio sam zeskoczył z wozu i szedł naprzód do świątyni Pańskiej. U progu prosił matkę, żeby i ona razem z nim poszła do spowiedzi i Chrystusa Pana przyjęła, bo się z tego Pan Jezus ucieszy. Właśnie Msza św. się kończyła, po której Marchocka zaprowadziła synka do zakrystii, prosząc księdza o spowiedź dla siebie i dla Józia, który chce iść dzisiaj do Nieba.
Wyspowiadawszy oboje, kapłan udzielił im Komunii Świętej, a po dziękczynieniu wzruszony całym zdarzeniem, chciał im służyć śniadaniem. Lecz chłopczyna jeść nie mógł. Był uradowany, uśmiechnięty i powtarzał w uniesieniu wesela słowa:
– Mamusiu, już przyjąłem Pana Jezusa, więc pójdę z Nim na pewno do Nieba, bo mi to Sam obiecał, a Pan Jezus nie kłamie nigdy!
Marchocki czekał z końmi przed kościołem, usadowił żonę i synka na wozie, a potem ruszył drogą do szpitala św. Zofii, żeby lekarze zbadali chorego Józia. Chłopczyk, przytulony do matki, szeptał cicho:
– Mamusiu, czy my już do Nieba jedziemy? Spłakana matka odpowiadała zawsze:
– Uspokój się Józieczku, pan doktor da ci lekarstwo i zdrów będziesz, śpij teraz cichutko.
Niebawem doktor szpitalny zbadał chorobę dziecka, groził zapaleniem mózgu, radził zostawić chłopczyka w szpitalu, bo jest niebezpieczeństwo życia.
Józio ze swej strony błagał rodziców, by go nie zostawiali w szpitalu, bo przecież on wie, że umrze dzisiaj:
– Dzisiaj pójdę do Nieba! Weźcie mnie do domu lepiej, bądź przy mnie mamusiu! – prosił.
Więc opuścili szpital, czyniąc zadość prośbie słabego dziecka. Matka owinęła go chustką swoją, posadziła przy sobie na kolanach. Konie ruszyły. Wsparty główką o pierś swej matki szeptał Józio co chwilę: – Oj jedziemy, jedziemy do Nieba! Już teraz na pewno do Nieba, Pan Jezus to powiedział, że dziś z Nim będę w Niebie…
W końcu chłopiec zamilkł. Główka przestała go boleć – usnął, by się przebudzić w gronie Aniołów w upragnionym Niebie. Umarł w połowie drogi do Sokolnik.
Zdarzenie prawdziwe, spisane przez M. J. Lewakowską na podstawie opowiadania matki śp. Józia. Tekst ukazał się w Posłańcu Serca Jezusowego w lutym 1933 r. Język został uwspółcześniony.
Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…
Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i – co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.
Pięć dni…
W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…
Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…
W Krakowie i Kalwarii…
I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…
No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.
Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.
Ze św. Charbelem…
Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.
Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makhloufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.
Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach
Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.
Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.
Piękny czas
Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!
Szanowni Państwo!
Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!
Barbara ze Środy Śląskiej
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.
Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!
Janina z Lubelskiego
Szczęść Boże!
Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.
Bóg zapłać!
Helena z Krakowa
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.
Roman ze Rzgowa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.
Marzena
Szczęść Boże!
Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!
Daniela z Włocławka
Szanowni Państwo!
Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!
Mieczysława z Przemyśla
Szczęść Boże!
Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!
Jan z Lubelskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.
Apostołka Agnieszka z Łódzkiego