Wiele opowiadań i książek poświęcono psom. Pisano o tych sympatycznych czworonogach, które chroniły życie swoim panom, pomagały tropić bandytów a także o zwykłych przyjaciołach człowieka. Właśnie o takim psie-przyjacielu jest ta niezwykła opowieść. Niezwykła, bo nikt nie mógł stwierdzić skąd przyszedł i dokąd odszedł pies Grigio.
Pewnego późnego wieczoru salezjanin Jan Bosko, założyciel szkół dla chłopców, wracał do domu. Chociaż był bardzo dobrym człowiekiem, to jednak miał wielu wrogów, którzy pragnęli jego śmierci. Kilka razy został napadnięty i pobity. Owego wieczoru, kiedy bardzo wystraszony Jan Bosko szedł opustoszałymi ulicami Turynu, nagle zobaczył dużego psa, który zbliżał się do niego. Przypominał mu on po trosze irlandzkiego wilczura i brytana. Początkowo salezjanin pomyślał, że pies chce go zaatakować, ale kiedy zwierzę podbiegło bliżej, okazało się, że jest nadzwyczaj przyjaźnie nastawione. Pies zamerdał ogonem i zaczął delikatnie bawić się sutanną.
Nowy towarzysz odprowadził Jana Bosko aż do bramy Domu Modlitwy dla Chłopców pw. św. Franciszka Salezego. Potem jednak zniknął. Od tej pory pies zawsze towarzyszył Bosko, kiedy ten późno wychodził lub wracał. Święty nadał mu imię Grigio, co znaczy „szary", bo takiego właśnie koloru była sierść psa. Jeden z chłopców uczęszczających do szkoły założonej przez Jana Bosko opisał go w następujący sposób: „Widziałem dużą, silną bestię, przypominającą wilka. Miała ona szarą sierść, długą głowę, stojące uszy i prawie metr wysokości".
Innym razem Don Bosko wracał do domu w towarzystwie dobrego przyjaciela. Szli razem przez większą część drogi, ale w pewnym momencie musieli się rozstać. Zanim to się stało, Bosko pomodlił się do Matki Bożej i Anioła Stróża o opiekę. Ledwo skończył modlitwę, a pies natychmiast pojawił się u jego boku. Na widok Grigia towarzysz księdza bardzo się wystraszył.
- Nie bój się. To mój przyjaciel - powiedział salezjanin.
Zdenerwowany mężczyzna odganiał psa. Nawet cisnął w niego kilka kamieni. Mimo że niektóre z nich ugodziły Grigia, to jednak nie okazał on najmniejszej reakcji. Zdziwiony tym faktem mężczyzna stwierdził:
- To nie może być pies. To musi być duch.
Mężczyzna był tak zaintrygowany zdarzeniem, że towarzyszył świętemu aż do bramy szkoły. A ponieważ był tak zdenerwowany i przerażony, że aż się cały trząsł, Jan Bosko poprosił kilku chłopców, aby odprowadzili go do domu.
Innym razem, w końcu listopada 1854 roku pewnej ciemnej i deszczowej nocy salezjanin znowu późno wracał do domu z rynku. Unikając opustoszałych miejsc, wybrał drogę, która wiodła z Consolata do Cottolengo. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, iż dwóch mężczyzn idzie przed nim. Gdy przyspieszył, oni także przyspieszali. Gdy zwolnił, oni też zwolnili, a gdy próbował ich minąć, zręcznie zablokowali mu drogę. Później próbował cofnąć się, ale było już za późno. Nagle mężczyźni narzucili mu pelerynę na głowę. Jan Bosko próbował się uwolnić, ale daremnie. Jeden z napastników próbował mu zakneblować usta. Salezjanin chciał krzyczeć, ale nie mógł. Nagle pojawił się Grigio, warcząc przeraźliwie. Pies skoczył z wyciągniętymi łapami na jednego z mężczyzn.
- Zawołaj psa! Zawołaj go! krzyczeli przerażeni.
- Dobrze, zrobię to, pod warunkiem, że nie będziecie napadać na ludzi.
- Zrobimy jak chcesz, tylko zabierz swojego psa - odpowiedzieli bandyci.
Grigio wciąż ryczał jak wściekły wilk. Gdy jednak salezjanin przywołał psa, ten przybiegł do niego potulny jak baranek. Znowu towarzyszył mu aż do Cottolengo, a potem zniknął.
Wielokrotnie psa widywali chłopcy ze szkoły. Nawet się z nim bawili. Grigio znany był wśród nich jako pies Don Bosko i dlatego bardzo go lubili. A on lubił ich. Grigio wobec przyjaciół był bardzo miły, ale wobec wrogów świętego zachowywał się jak lew.
Grigio nie tylko towarzyszył Don Bosko podczas niebezpiecznych podróży, ale także wstrzymywał go przed wyruszeniem na nie. Pewnego wieczoru Jan Bosko musiał wyjść do rynku w bardzo ważnej sprawie. Jego świątobliwa matka, która mieszkała z nim aż do swojej śmierci, nalegała, aby nie wychodził tak późno. Mający szczególne poczucie obowiązku Don Bosko nalegał na wyjście. Przywoławszy kilku ze swoich podopiecznych, udał się w kierunku bramy, gdzie leżał Grigio.
- On już chwilę tutaj czeka - wytłumaczył jeden z uczniów.
- Próbowaliśmy go zmusić, aby odszedł. Nawet go wypychaliśmy, ale Grigio wracał za każdym razem - mówił inny.
- Nie musisz się martwić o psa powiedział Don Bosko.
- Teraz mogę wyjść bez strachu. Chodźmy Grigio!
Pies zamiast podążyć za swoim panem, jak zwykł to robić, groźnie wydął pysk i zawarczał nie chcąc go wypuścić. Don Bosko bardzo zdziwiony lekko kopnął psa końcem swojego buta. Grigio znowu warknął. Święty próbował przejść nad psem, ale pies znów zawarczał, a kiedy salezjanin spróbował go obejść, Grigio stanął i zablokował mu drogę. Wówczas do akcji wkroczyli chłopcy. Zaczęli krzyczeć na psa, aby usunął się z drogi. Usłyszawszy hałas, matka Małgorzata pobiegła zobaczyć co się dzieje.
- Ten pies ma więcej rozsądku niż ty Janie - złajała syna. Gdybym była na twoim miejscu, to bym nie wychodziła.
I tak Don Bosko został przekonany, aby nie opuszczać tego wieczoru domu. Po chwili święty usłyszał tumult na zewnątrz. Ktoś mówił:
- Nie pozwól, aby Don Bosko wyszedł dziś wieczorem! Kilku mężczyzn ukryło się w starym domu na końcu ulicy. Przysięgli, że zabiją salezjanina jeśli ten tylko opuści szkołę. Skąd o tym wszystkim mógł wiedzieć Grigio? Z pewnością nie był to zwykły pies... Jeszcze jedna rzecz o Grigio. Pies ten nigdy nie brał jedzenia, którym go częstowano. Pewnego wieczoru Don Bosko przybył do Szkoły dużo wcześniej niż się spodziewał, ponieważ jego przyjaciel - markiz
Fassati pożyczył mu wóz. Święty właśnie jadł kolację, kiedy usłyszał jak ktoś na zewnątrz mówił:
- Zostaw go. To pies Don Bosko. Chwilę później jeden z chłopców przyprowadził psa do jadalni. Grigio natychmiast podbiegł do salezjanina. Zaczął radośnie skakać wokół jego krzesła. Salezjanin rzucił mu coś do jedzenia, ale ten nawet nie spojrzał.
- Jesteś bardzo wybrednym psem - zbeształ go święty. - Jeśli nie chcesz tego jeść, to na co masz ochotę?
Kładąc przednie łapy na stole pies niemo spojrzał na swojego pana, po czym wybiegł na pole. Wydaje się, że pies nie spotkawszy się tego dnia z Don Bosko chciał się tylko upewnić, czy pan już wrócił i jest bezpieczny. Grigio towarzyszył swojemu panu przez wiele lat. Kiedy jedna z kobiet powiedziała mu, że to niemożliwe, aby pies żył tak długo, Don Bosko z lekkim uśmieszkiem odpowiedział:
- Może on jest synem, albo wnuczkiem Grigio.
Pewnego dnia Grigio zniknął niespodziewanie, tak samo jak się pojawił. Don Bosko został właśnie zaproszony na kolację do starego przyjaciela - Luisa Moglie. Mając wiele spraw do załatwienia święty wyszedł bardzo późno. Właśnie zachodziło słońce. Bosko bardzo chciał, aby pojawił się Grigio i towarzyszył mu aż do domu przyjaciela. Kiedy zdążył o tym pomyśleć, pies już był u jego boku radośnie merdając ogonem.
Dotarłszy do miejsca przeznaczenia ksiądz Bosko chwilę porozmawiał z gospodarzami, a następnie udał się do jadalni. Za nim pobiegł pies. Grigio położył się w kącie. Po chwili ktoś sobie przypomniał o nim i powiedział: - Powinniśmy dać Grigio coś do jedzenia. Zanim ktokolwiek zdążył wziąć jedzenie, psa już nie było. Po chwili wszyscy zaczęli go szukać. Początkowo w pokoju, później w całym domu, jednak psa nigdzie nie było. Zdenerwowani zaczęli się zastanawiać jak to możliwe, żeby go nie można było znaleźć, przecież wszystkie okna i drzwi były zamknięte, a psy, które były na zewnątrz nawet nie zaszczekały.
Od tego wydarzenia Grigia więcej już nie widziano.
Kocham Boga i ludzi
Pani Zofia Kłakowicz wspiera Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi od 2007 roku. Urodziła się w miejscowości Stary Las koło Głuchołaz w województwie opolskim. Tam należała do parafii pod wezwaniem św. Marcina, w której przyjęła wszystkie sakramenty. Po zawarciu małżeństwa, którego 60. rocznicę będzie obchodziła z mężem w przyszłym roku, przeprowadziła się do sąsiedniego Nowego Lasu, do parafii pw. św. Jadwigi Śląskiej.
– Kocham Boga, kocham ludzi i dobrze mi z tym. W domu urządziłam „kaplicę”: krzyż Trójcy Świętej, figury Boga Ojca, Jezusa Miłosiernego, Jezusa Chrystusa – Króla Polski i naszych rodzin oraz figurę Matki Bożej oraz wielu świętych.
Bóg mnie prowadzi
– Ja jestem tylko po siedmiu klasach szkoły podstawowej. Nie miałam możliwości dłużej się uczyć, bo ojciec był inwalidą, mama była po pobycie na Syberii, a poza mną mieli jeszcze troje dzieci i trzeba było ciężko pracować w polu. To niesamowite, jak Pan Bóg mnie prowadził w moim życiu.
Wraz z mężem ufamy Bogu i Go kochamy. Mamy gospodarkę, hodujemy kury, uprawiamy ziemniaki, owoców się pełno u nas rodzi, robimy przetwory, dzielimy się z ludźmi. Ze zdrowiem już różnie bywa, ale nie dajemy się, a córka Katarzyna nam pomaga. Córka mieszka w Bielsku-Białej, wyposaża apteki i szpitale, otwiera i projektuje ludziom apteki. Ma bardzo dobrego męża.
Maryja otarła moje łzy
– Syn Jan zmarł w tamtym roku. To był bardzo dobry człowiek dla ludzi, znana osoba w powiecie. Był mechanikiem samochodowym, miał swój warsztat i dobrze wykonywał swoją pracę. Jego syn i córka teraz pracują w tym warsztacie.
– W tamtym roku, podczas oktawy Bożego Ciała, w święto Najświętszego Serca Pana Jezusa pochowaliśmy go, a w tym roku Matka Boża otarła mi łzy, bo akurat w oktawie zaprosiła mnie do Fatimy. Pan Bóg dał, że córka też skorzystała i była ze mną w tym miejscu, bo też bardzo kocha Pana Boga. Uważam, że to była też nagroda z Nieba.
Z Apostolatem w Fatimie
– Przed wyjazdem do Fatimy córka mi mówiła: „Mamuś, to jest jakieś Stowarzyszenie, ty pieniądze dajesz, a dzisiaj świat jest jaki jest; nie byłaś tam, nie wiesz. Trzeba wziąć pieniądze, bo nie wiadomo, jak będzie. Może trzeba będzie za nocleg zapłacić, może za jakieś obiady”. Ona wzięła i ja wzięłam i był kłopot, bo faktycznie, co się okazało – i to nas bardzo zaskoczyło – że wszystko było domknięte, wszystko było zadbane, była bardzo dobra opieka…
Co było dla mnie bardzo fajne, to pierwsze przeżycie, jeszcze w Krakowie, w hotelu, gdy pan prezes bardzo miło nas przywitał, z uśmiechem i serdecznością, słowami: „Szczęść Boże”. To było dla mnie takie piękne!
Na pielgrzymce poznaliśmy pracowników Stowarzyszenia; moja córka dużo z nimi przebywała. Pani przewodnik powiedziała, że taka paczka, jak nasza, to jest mało spotykana. Było pięknie, nie było kłopotów i na wszystko było dużo czasu. Córka dbała o mnie i Bogu dzięki, że była ze mną. Ja wiem, że to był palec Boży i zasługa Matki Bożej.
W Fatimie wychodziłam trochę wcześniej na Mszę Świętą o szóstej rano. Mieliśmy kapłana, z którym dużo rozmawiałam. Zamówiliśmy Mszę Świętą za Stowarzyszenie, za pracowników Stowarzyszenia oraz ich rodziny i ksiądz ją odprawił. Chcieliśmy w ten sposób wynagrodzić i żeby Pan Bóg Wam wynagrodził, Waszym rodzinom i całej organizacji.
Podziękowania
– Dziękuję Bogu Najwyższemu, Ojcu, Synowi i Duchowi Świętemu, a także Matce Najświętszej za wielkie łaski, którymi mnie obdarzyli. Dziękuję, że żyję bez żadnych uszczerbków na ciele. Jestem pewna, że Pan Jezus czuwa nade mną. Jest to znak, że krzyż jest naszą obroną zawsze, a szczególnie na te ostateczne czasy. Za wszystkie łaski i błogosławieństwa dla mnie i całej rodziny serdecznie dziękuję Stwórcy. Twoja cześć i chwała, po wszystkie wieki wieków. Amen. Wdzięczna Twoja służebnica Zofia.
Oprac. JK
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podziękować za wszelkie informacje, broszury i książeczki, jakie otrzymuję od Państwa. Najbardziej cieszy mnie wydawane „Przymierze z Maryją”, ponieważ wiele trudnych spraw zostaje przedstawionych w klarowny sposób, wnosi wiele radości, ale przede wszystkim przybliża nam drogę do naszego Ojca. Czasami trzeba wrócić do początku i odnaleźć siebie, a to niełatwe. Wy w tym pomagacie. I róbcie to nadal, bo tego potrzebujemy.
„Przymierze z Maryją” jest początkiem. I z tego zrezygnować nie warto. To moje skromne zdanie, które podyktowane jest szczerą troską o byt „Przymierza…”. Sama jestem w trudnej sytuacji finansowej, dwoje dzieci uczących się poza domem to niemałe koszty. I dlatego z mężem postanowiliśmy ograniczyć wszystko do minimum przez jakiś czas, żeby stać nas było na utrzymanie domu. W dzisiejszych czasach jest to niełatwe zadanie, bo przez ostatnie lata przyzwyczailiśmy się do spełniania wszystkich swoich pragnień i zachcianek i nas też to się tyczy. Jednak trzeba wybrać, co w danym momencie jest ważniejsze. Nawet w pewnym momencie rozważaliśmy rezygnację z comiesięcznego datku na rzecz Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi, ale moje sumienie by tego nie zniosło, więc nadal będziemy Państwa wspierać finansowo oraz codzienną modlitwą. Proszę Was zarazem o modlitwę za moją rodzinę, by wspólnie umiała przetrwać trudne chwile. Ja nie mogę ofiarować nic poza tym. Zatem bardzo mi przykro, że tak jest, ale z ufnością patrzę w przyszłość i wiem, że będziemy oglądać owoce Waszej działalności. Serdecznie pozdrawiam i polecam Was opiece naszej Matuchny Matki Bożej Rychwałdzkiej.
Dagmara z mężem
Szanowni Państwo
Bardzo dziękuję za Wasz wkład w krzewienie prawd wiary. Pragnę podziękować za otrzymane materiały edukacyjne, które poszerzają moją wiedzę religijną. Życzę Wam błogosławieństwa Bożego i obfitych łask w działalności. Trzeba dbać o to, aby wiara nie wygasła. Szczęść Wam Boże!
Jadwiga
Szczęść Boże!
Dziękuję za prowadzenie tak pięknych i potrzebnych akcji katolickich. W miarę moich możliwości wspieram Was w tym pięknym dziele materialnie i duchowo. Życzę Wam, abyście kontynuowali to dzieło jak najdłużej. Pozdrawiam serdecznie!
Janina z Krakowa
Szanowny Panie Prezesie
Wspominając niedawną konferencję „Czy chrześcijanie są skazani na ewolucję”, chciałbym bardzo podziękować za niezwykłą możliwość uczestniczenia w niej. Jest to dla mnie jedyna okazja do kontaktu na żywo z najwybitniejszymi naukowcami, którzy sami odnaleźli właściwą drogę prawdy, a teraz wskazują ją innym. Takie spotkanie to coś absolutnie bezcennego, co będę wspominał jako najpiękniejsze chwile w moim życiu. Pragnę podziękować wszystkim osobom zaangażowanym w to niezwykle ważne przedsięwzięcie.
Te wszystkie dzieła, co zrozumiałe, wymagają poświęcenia oraz wsparcia również finansowego. Chyba wszyscy to rozumieją, widząc przecież efekty Państwa działalności, ale zapewne widzi to również ta druga strona, która robi wszystko, aby to zniszczyć, co jest najlepszym dowodem na właściwy kierunek Państwa działalności. Doskonale zdają sobie z tego sprawę wszystkie siły, które wiedzą, że tego ewolucjonistycznego matactwa zapewne nie da się już długo utrzymać. Myślę, że właśnie dlatego sam plan zniszczenia musi być doskonały i właśnie dlatego postanowiono uderzyć w korzenie, czyli członków Państwa organizacji, tak, by nie mogli wesprzeć dalszego rozwoju tych dzieł.
Rozwiązania, które obecnie wdraża się w firmach produkcyjnych, to kierunek dokładnie wskazany przez śp. Pana Krzysztofa Karonia w polecanym przez niego filmie „Amerykańska fabryka” – dostępnym na Netflixie. Plan, który przygotowany jest krok po kroku dla wszystkich narodów. Myślę, że dlatego choć chcielibyśmy ogromnie pomóc dalszemu rozwojowi Państwa działalności, to będzie to coraz trudniejsze.
Rozwój Państwa wszechstronnej działalności na polu wiary – (by wspomnieć choćby o Apostolacie Fatimy czy piśmie „Przymierze z Maryją”), historii, polityki, prawa – Ordo Iuris, nauki – „Polonia Christiana” i informacji – PCh24.pl, Klubie Przyjaciół, to wszystko z dumą przypomina mi, że jestem Polakiem, a moi bracia i siostry, twórcy tych pięknych dzieł, przypominają mi o właściwej postawie moralnej.
Temat ewolucji inspirował mnie, odkąd pamiętam. Brakujące ogniwo, które „na pewno jest” i „niebawem wam go ukażemy”, to temat flagowy wszystkich „naukowych czasopism”. A ja, posiadając jedynie maturę, mam nadzieję, że większość wykładów rozumiem, bo przedstawione są w takiej formie, aby wszyscy mogli zobaczyć to, co najwybitniejszym umysłom udało się dostrzec pod mikroskopem. Ich geniusz dodatkowo polega na obserwacji zjawisk zachodzących w ułamkach sekund w mikro i makroskali.
Podsumowując, w mojej skromnej opinii pomysł udostępnienia tej wiedzy wszystkim chętnym jest wyrazem chrześcijańskiej miłości, wskazującej właściwą drogę do Boga. Przecież to nasz Stwórca oddał nam ziemię, abyśmy czynili ją sobie poddaną, nie czyniąc wiedzy tajemną, tylko dla wybranych. Jeszcze raz niech będzie mi wolno podziękować za całą działalność Państwa organizacji.
Z wyrazami szacunku
Czytelnik
Szczęść Boże!
Wasza działalność zasługuje na szacunek i podziw! Otwieracie drzwi do serc ludzi zagubionych, pokazujecie inną drogę – uświadamiając, że życie to nie tylko praca, ale przede wszystkim duchowe potrzeby, które dają nadzieję i siłę do życia. Walczcie o serca, które są jeszcze uśpione. Powodzenia!
Anna z Mysłowic
Szczęść Boże!
Pragnę z całego serca podziękować za dwumiesięcznik „Przymierze z Maryją”. Od kilku lat gości on w moim rodzinnym domu, niosąc umocnienie duchowe, światło i pokój. I niech tak pozostanie jak najdłużej.
Daniel