Z dziecięcej biblioteczki
 
Ciężar Krzyża Świętego
W jednym ze słonecznych miast Andaluzji trwały przygotowania do wojny. Don Mancio, władca zamku, wiódł swoich rycerzy na wojnę z Maurami. W słońcu błyszczały hełmy wojowników hiszpańskich sunących naprzód, do walki w obronie wiary katolickiej. Na wietrze kołysały się zdobne pióropusze, a wspaniałe arabskie rumaki kręciły się niespokojnie, przeczuwając bitwę. Wszystko to stanowiło scenę zapierającą dech w piersiach.

Rozstanie

Kiedy zamek był już ledwie widoczny zza drzew i krzewów gaju oliwnego, Don Mancio pomyślał o żonie i dziecku, których dopiero co opuścił. Minęły cztery lata, od kiedy przyprowadził swoją szlachetną małżonkę do tego domu. Ich syn miał już trzy lata. Teraz, kiedy wybiła godzina bólu, godzina próby, dzielnie ją wytrzymali.
Don Mancio odziany w zbrojną kolczugę i białą tunikę z czerwonym krzyżem, jaką zwykli nosić krzyżowcy, pomachał ręką do żony i synka po raz ostatni. Po chwili odjechał, by walczyć z niewiernymi Maurami dla swojego Pana Jezusa i ukochanej Hiszpanii!
- To dobrze - powiedziała w duchu jego młoda żona, z trudem powstrzymując łzy. - Mój rycerz pojechał walczyć z powodu Krzyża, nie zaś na marną, książęcą wojnę. Niech cię Bóg błogosławi Mancio, niech cię zachowa w swojej opiece, a nawet jeśli polegniesz w walce za słuszną sprawę, Jezus będzie przy tobie.
- Biada mi - pomyślał. - Być może już nigdy ich nie zobaczę! Dobry Boże, zachowaj ich w swojej opiece - modlił się rycerz.
W końcu dotarł do miejsca przeznaczenia. Kiedy nad polem bitwy wstał dzień, w żyłach rycerza, na widok powiewającego sztandaru z półksiężycem, zagotowała się krew. Jego czerwony krzyż na piersiach płonął, a miecz wzniósł się w powietrzu. Był gotów do zderzenia z zakrzywionym ostrzem muzułmańskiej szabli. Słychać jak stal uderza o stal. Chrześcijanin i Maur starli się w krwawym boju.

Walka i niewola

Walka była zaciekła. Do zmierzchu wielu wojowników chrześcijańskich spotkało się z Bogiem twarzą w twarz. Wielu innych, pośród których znalazł się także Don Mancio, wziętych zostało do niewoli przez muzułmanów.

* * *

Gdy wypełniony niewolnikami okręt płynął w stronę pustynnej Afryki, Don Mancio patrzył na znikające wybrzeże Hiszpanii, myśląc z trwogą o tym, co się stanie z żoną i dzieckiem.
W Afryce uwięziony rycerz dzień za dniem, w upalnym słońcu i pod okiem bezlitosnych Maurów, ciężko pracował. Znosił to wszystko mężnie i cierpliwie. Było to możliwe, gdyż posiadł tajemniczą, dostępną tylko nielicznym wiedzę o tym, że cierpliwe znoszenie niedoli przyniesie kiedyś pociechę. Tylko nieliczni o tym wiedzą, gdyż tylko niewielu jest w stanie ochoczo znosić ogromne męczarnie dla Tego, który umarł i wskazał drogę wiodącą do wielkiej radości poprzez ciernisty szlak cierpienia.
Przez dziesięć lat niewoli Don Mancio znosił chłosty i ciężar łańcuchów. Przez cały ten czas nie miał żadnych wieści z domu. Codzienny trud, uderzenia biczem, głodowe racje jedzenia oraz inne okropności były o wiele łatwiejsze do zniesienia, aniżeli brak jakichkolwiek wiadomości od najbliższych.... Czy żyją? Czy jeszcze są w Hiszpanii? Czy myślą, że on poległ? Czy dowiedzieli się o jego losie? - te pytania dręczyły jego umysł.


Ukrzyżowany przyjaciel

Samotny, w niewoli znalazł tylko jednego Przyjaciela i nauczył się go kochać w cierpieniu. Owego Przyjaciela widywał codziennie, kiedy mijał bramę miasta i wychodził na pola ciężkiej pracy. Powyżej głównej bramy miejskiej był umieszczony Krzyż, na którym wisiał naturalnej wielkości Zbawiciel. Ten krucyfiks został wykradziony przez Maurów z jakiegoś pięknego kościoła hiszpańskiego. Wisiał tam w pogardzie, tylko po to, by go kalać plwocinami, kamieniami i obelgami, które ciskali niewierzący, przechodząc przez bramę. Znów Syn Człowieczy był krzyżowany...
W żyłach Don Mancio gotowała się krew. - Ach gdybym tylko nie miał łańcuchów na rękach, a u mego boku wisiałby miecz, pomściłbym honor mojego Zbawcy.
Lecz niestety, nic nie mógł zrobić. W sercu złożył uroczystą przysięgę. Jeżeli z woli Bożej zostanie uwolniony, to nie spocznie dopóty, dopóki nie ocali tego krucyfiksu i umieści go w jakimś sanktuarium, w którym miłość i cześć starłyby hańbę tych wszystkich lat zniewag i wzgardy. Śnił o tym po nocach, myślał za dnia, podczas gdy smutne rysy twarzy Ukrzyżowanego wrastały w jego serce i odciskały się tak, jak kiedyś na chuście św. Weroniki.
W końcu minęło dziesięć długich lat niewoli. Don Mancio nie wiedział, że świt był bliski. Jednak zanim miał ujrzeć światło, nadeszła próba ognia.

Nadzieja i...

Czasami zza morza przybywali dzielni misjonarze hiszpańscy, którzy gorliwie służyli biednym skazańcom, stawiając czoła śmierci i niebezpieczeństwom. Niektórzy przywozili ze sobą złoto, wysyłane przez rodziny uwięzionych, na wykup z niewoli. Ale ze złotem czy bez, misjonarze zawsze przynosili otuchę płynącą z wiary oraz radość w sakramentach świętych, którymi służyli wygłodniałym duszom.
Wreszcie pewnego razu przybył pewien zakonnik, który zaczął wypytywać o Don Mancio. A oto historia, którą opowiedział. Aż do tej pory nie docierały do żony wieści o jego losie. Czasami myślała, że mąż poległ na polu walki. Jednak stale trudziła się i dowiadywała, a przede wszystkim cierpiała. Wraz z synem odmawiali sobie wszystkiego, po to, aby zgromadzić środki potrzebne na wykup w razie, gdyby okazało się, że żyje i przebywa w niewoli. I oto traf sprawił, że odnaleziono jego ciemnicę, a oto okup, dzięki któremu wyjdzie na wolność.
Tak więc, jeszcze tylko jedną noc miał spędzić w niewoli...

Wielka próba

Tej nocy Don Mancio ułożył swoją głowę na pryczy i wcale nie odczuwał niewygody. Za kilka godzin, pomyślał, jego okup zostanie położony na wadze i zapewni mu powrót do domu! Serce Don Mancio zaczęło bić szybciej, a oczy rozweseliły się; widzi żonę, syna, słyszy słowa przywitania, czuje ich objęcia. Czy to sen? Ile razy miewał takie sny, które drwiły z jego osamotnienia, roztaczając przed nim wizje domu? Ale tym razem to nie był sen. Przecież widział franciszkańskiego mnicha, który przywiózł okup. O tak! Jutro będzie wolny... Wtem, jak grom z jasnego nieba, jego umysł przeszyła pewna myśl. Krucyfiks! W swojej wyobraźni widzi to święte ciało, wiszące na żelaznym krzyżu ponad haniebną bramą. Widzi to święte oblicze, spoglądające na niego. Widzi twarz, która odcisnęła się w jego sercu do tego stopnia, jakby została tam wyryta. Obraz Chrystusa ukrzyżowanego tylko na chwilę został przyćmiony nową radością, jaka zapanowała w nim na myśl o uwolnieniu. Jednak głęboko w sercu pozostał Pan i Władca świata. Wydawało mu się, że słyszy majestatyczny i słodki głos: - Mancio, zapomniałeś o Mnie w swojej radości? Powrócisz i zostawisz Mnie? - Mój Boże! Cóż mogę uczynić? Nie mam żadnych pieniędzy! Jak tylko wyjdę z niewoli, moim pierwszym zajęciem będzie gromadzenie środków potrzebnych na wykupienie Ciebie. - Jak wyjdę! Ale, czy naprawdę możesz wyjść i Mnie zostawić? - przemknęła mu myśl, która jak miecz przeszyła serce. - Mój okup! Za to wykupię krzyż! Lecz czyż był na tyle silny, aby znowu stawić czoła temu strasznemu życiu w uwięzieniu i czy mógł pozbawić szczęścia dziecko i żonę?
- Ach, Mój Boże! Nie możesz wymagać ode mnie takiej ofiary!
Ale głos znowu pytał: - Wyjedziesz stąd i Mnie zostawisz?

Don Mancio nie zasnął tej nocy. Pełna bólu walka rozdzierała jego duszę. Dwie miłości spotkały się twarzą w twarz: miłość do najbliższych mu osób oraz miłość do Ukrzyżowanego.
- Jezu - łkał - nie chcę swego ocalenia dla samego siebie. Dla Twojej bolesnej męki, na Twój krzyż, ulituj się nade mną. Oddal ten kielich goryczy.
Lecz głos - tak bardzo błagający - jeszcze raz powtórzył w głębi jego duszy: - Wyjedziesz stąd i zostawisz Mnie tu samego?
A w sercu Don Mancio głośniejszy głos odpowiedział:
- Czy jesteś w stanie zostać i posłać zamiast siebie ten ciężki, żelazny krzyż? Czy możesz zranić serce, które oczekuje na ciebie, które odlicza dni i godziny? Pomyśl o swojej tęskniącej małżonce, o dniach i nocach, które przepłakała? Czy chcesz sprawić, aby ponownie to wszystko zaczęło się dziać? Przynajmniej żałuj jej, jeśli nie siebie.
Jeszcze raz ten sam głos, słabszy, ledwie słyszalny, lecz dostojny powiedział: - Ten, kto kocha ojca czy matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien.
- O Boże - zapłakał Mancio, - Miej litość, ocal mnie, oddal ten kielich goryczy.
Potem w tej samej strasznej godzinie jego udręczona dusza dostrzegła ustronny ogród, a w nim Boga Człowieka pocącego się krwią. On także znał cenę, straszną cenę, mającego nadejść żalu wszystkich tych, którzy go kochali. On także zniósł ten rozdzierający ból serca i także się przed nim wzdragał. Umartwienie Mancio spokojnie narastało na tle mistycznej agonii Boga. - Boże Mój! Boże Mój! Nie mogę. Nie wyjadę. Nie pozostawię Cię samego w Twoim wstydzie. Wstał pokrzepiony. Walka się skończyła. Wstał jak tylko wyłonił się świt. Dzisiaj okup będzie zapłacony, ale nie za niego. On wciąż pozostanie niewolnikiem, ale już nie jest smutny z tego powodu. Jest zadziwiająco spokojny. Czyż Jezus Chrystus nie zapowiedział, że Jego śmierć na krzyżu przyniesie wieczną radość? Jest to radość znana tylko mężnym duszom, takim jak dusza Don Mancia. - Ten, który straci swoje życie dla Mnie, zyska je. Czasami nawet tu, na ziemi.

Odkupiony i odkupiciel

Rynek był zatłoczony. Maur i chrześcijanin, pan i niewolnik, wszyscy gromadzili się, aby być świadkami dziwnej sceny. Szybko rozeszła się wiadomość o tym, że jeden z uwięzionych, którego okup przybył wczoraj z Hiszpanii, zrezygnował z nadziei na wolność i zamierza go przeznaczyć na wykupienie starego krucyfiksu, który tak długo wisiał nad bramą. - On z pewnością musi być szalony - mówili i chrześcijanie, i Maurowie. - Ten chrześcijański szlachcic zamiast siebie pośle żonie bezwartościowy kawałek żelastwa, podczas gdy sam pozostanie w niewoli aż do śmierci. - Ktoś inny powiedział: - Mówi się, że Maur żąda za ogromny żelazny krzyż tyle srebrnych dukatów, ile on waży, i nie przyjmie mniej. Masywny krzyż jest cały wykuty z żelaza, podobnie figura Pana Jezusa.
- Spójrzcie! Właśnie idą ważyć okup. - Chrześcijanie i Maurowie tłoczyli się wkoło, aby zobaczyć, co się stanie. Maurowie z szyderstwem, chrześcijanie ze zdziwieniem, podnosząc na duchu niewolnika i modląc się. Cóż to za człowiek, który poświęca siebie dla krzyża świętego?! - dziwili się zgromadzeni wkoło ludzie.
- Dobrze się zastanowiłeś synu? - spytał franciszkanin w momencie, gdy silni mężczyźni kładli na wagę krzyż. - Dobrze się zastanów. Ta ogromna suma pieniędzy, którą przywiozłem, by cię wykupić, będzie musiała nieznacznie przeważyć szalę, na której jest ten ogromny krzyż. Twoja żona wiele lat poświęciła na zebranie takiej kwoty, i nie wiadomo, czy zdoła kiedykolwiek jeszcze uzbierać?! Czy zatem dobrze znasz koszty?
Przez jedną krótką chwilę gęsta mgła pojawiła się przed oczyma Don Mancio, ale zaraz stanowczo odpowiedział - Ojcze, dobrze się zastanowiłem i jestem gotów.
- Niech tak będzie.
Na jednej szali położony został ciężki krzyż, a na drugą spadały srebrne monety. Mężczyźni wstrzymywali oddech, licząc dukaty, których brzęk rozchodził się w powietrzu. Jednak szala z ciężkim krzyżem nie przeważała się. - Jeden, dwa, trzy, dwanaście, dwadzieścia... - liczył ojciec modląc się przy tym przez cały ten czas o to, aby wystarczyło monet.
Ale czyż nie było powiedziane, że nasz Pan nie odda stokroć więcej za każdy akt miłości? Zaledwie trzydzieści srebrnych dukatów spadło na wagę, kiedy nagle szala na której leżał krucyfiks uniosła się wysoko, podczas gdy druga z monetami opadła. Cud! Wystarczyło zaledwie trzydzieści srebrnych dukatów! Ten, który dawno temu został sprzedany za trzydzieści srebrników, teraz pragnął być odkupionym za tę samą sumę, aby reszta wystarczyła na uwolnienie wiernego sługi.
Ukrzyżowany, który przez te wszystkie lata był jedynym przyjacielem rycerza, nie odszedł sam i nie pozostawił Don Mancia w niewoli. Obaj odkupiony i Odkupiciel zostali uwolnieni.

Tłum. Agnieszka Stelmach
The Weight of the Holy Cross,
„Crusade Magazine", May-June, 1995

Ten artykuł przeczytałeś dzięki ofiarności Darczyńczów. Wesprzyj nas i zostań współtwórcą "Przymierza z Maryją".

NAJNOWSZE WYDANIE:
Kto będzie zbawiony?
Przeznaczeniem człowieka jest wieczność… Naszym przeznaczeniem jest życie wieczne… Jednak jakie ono będzie, to zależy już od naszych codziennych decyzji i wyborów. W pierwszym tegorocznym wydaniu naszego pisma, postanowiliśmy wypełnić jego łamy tematyką Nieba i wiecznego zbawienia. Czym jest Niebo? Czym zbawienie? Co o Niebieskim Jeruzalem mówili święci mistycy? Na te pytania odpowiadają nasi autorzy. Zapraszam do lektury!

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
W Apostolacie od 10 lat. A czemu nie?

Pani Grażyna Wolny z Rybnika należy do Apostolatu Fatimy od około 10 lat. W maju 2022 roku zawitała wraz z mężem Janem na spotkanie Apostołów do Zawoi. Oprócz czasu poświęconego na pielgrzymki do Zakopanego, Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej, udało nam się porozmawiać o tym, za co ceni Apostolat Fatimy, jak kształtowała się jej wiara i pobożność. Oto co nam o sobie opowiedziała Pani Grażyna…

 

U mnie w domu rodzinnym rodzice nie przymuszali nas do modlitwy. Po prostu klękali i my robiliśmy to samo, nie było nacisku. Gdy przychodziła niedziela czy święta, wiedzieliśmy, że trzeba iść do kościoła, rodzice nie musieli nam tego mówić, każdy to robił i to zostało po dzień dzisiejszy w głowie. Jeszcze dziś mam przed oczami obraz Mamy i Taty, jak klęczeli. To było normalne. Kiedyś nie patrzyłam na to tak jak teraz, gdy mam swoje dzieci.


Moja babcia, mama mojej mamy, pochodziła z Bukowiny Tatrzańskiej; bardzo dużo się modliła, była bardzo wierzącą kobietą. Praktycznie dzień w dzień chodziła pieszo do kościoła, który był oddalony od jej domu o 40 minut; często przystępowała do Komunii Świętej. Jeździłam do niej na wakacje. Zawsze chodziłam z nią do kościoła w środy – na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przykład był naprawdę dobry.


W 2014 roku miałam otwarte, bardzo poważne złamanie nogi. Lekarz stwierdził, że nadawała się do amputacji. Jak widziałam moją nogę, która wisiała tylko na skórze, to mówiłam sobie po cichu: – Jezu ufam Tobie! Po operacji przywieziono mnie na salę, a nad łóżkiem, na którym miałam leżeć, wisiał obrazek „Jezu ufam Tobie”. Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala i przed drugą operacją powiedziałam pielęgniarzowi: – Niech ręka Boża was prowadzi. Po operacji trafiłam w to samo miejsce, do tej samej sali. Pomyślałam, że chyba Pan Jezus czuwa nade mną. Leżąc w szpitalu, odmawiałam litanię do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec. Na drugi dzień po operacji przyszedł ten pielęgniarz i powiedział: – Ja Panią słyszałem przez całą noc, to co Pani do mnie powiedziała. Noga została uratowana, wszystko się pozrastało, tak że dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, zostały tylko blizny. Różaniec i Koronka ratują mnie w takich trudnych sytuacjach.


Kilka miesięcy później wypadek miał mój młodszy syn i jego nauczyciel. Syn zadzwonił do mnie mówiąc: – Mamo, mieliśmy wypadek, ale nic poważnego się nie stało. Na miejscu wypadku zebrało się trochę ludzi. Nagle z tłumu wyszedł uśmiechnięty pan i powiedział do nich: – Chłopcy, ja myślałem, że wy z tego wypadku nie wyjdziecie cało. Po czym dał im obrazki „Jezu ufam Tobie” z modlitwą na odwrocie i zniknął. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką modlitwą.


Kilka lat temu zmarł mój brat. Chorował na raka wątroby. Jeździł ze mną i moim mężem do spowiedzi, na rekolekcje, na Mszę o uzdrowienie. On był człowiek-dusza, gołębie serce. Zamawialiśmy Msze Święte, żeby umarł pojednany z Bogiem i tak się stało. Byliśmy przy jego śmierci w szpitalu. Modliliśmy się przy nim na Koronce, a po pierwszej dziesiątce Różańca odszedł spokojnie, pojednany z Bogiem.


W Apostolacie Fatimy jestem od około 10 lat, choć Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wspierałam już wcześniej. Pewnego razu wzbudziła moje zainteresowanie strona z apelem: Zostań Apostołem Fatimy! Pomyślałam: A czemu nie! I napisałam lub raczej zadzwoniłam, że chcę zostać Apostołem i dostałam wszystkie materiały: obrazek i figurkę Matki Bożej Fatimskiej, Różaniec, krzyżyk. No i „Przymierze z Maryją” – dla mnie to jest naprawdę dobre pismo. Można w nim przeczytać na przykład niezwykle budujące świadectwa innych czytelników…


Piękne jest to, że za Apostołów Fatimy odprawiana jest co miesiąc Msza Święta, że codziennie modlą się też za nas siostry zakonne. Cieszę się, że Apostolat jest taką wspólnotą, którą tworzą podobnie myślący ludzie.


oprac. Janusz Komenda

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Listy od Przyjaciół

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem bardzo wzruszona Waszą codzienną pracą nad budzeniem sumień Polaków. Naprawdę ogrom wykonanej pracy w Imię Boże i Matki Bożej Fatimskiej. Bardzo dziękuję za wszystkie broszurki, książeczki, obrazki święte, za „Przymierze z Maryją”, magazyn „Polonia Christiana” i modlitwę. Nie znajduję słów, żeby Wam za to wszystko podziękować.

Pozwólcie, że opowiem coś o sobie. Od lat bardzo choruję, urodziłam się w niewoli niemieckiej 10 czerwca 1944 roku. Rodzice byli zesłani na przymusowe roboty, a ojciec na początku był przez rok za drutami w obozie jenieckim. Oboje pracowali o głodzie i chłodzie. Ja zaś pracowałam przez 30 lat na 3 zmiany w szpitalach jako pielęgniarka. Z powodu wrodzonej wady wzroku, która przez lata się pogłębiała, zmuszona byłam przejść na emeryturę, ale daję sobie radę dość dobrze! Niech Was Pan Bóg w Trójcy Jedyny błogosławi. Jesteście wspaniałymi ludźmi, oby takich jak najwięcej w naszej Polsce kochanej. Oby była wolna i niepodległa. Z wyrazami szczerej wdzięczności za Waszą pracę.

Anna z Jastrzębia-Zdroju

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę odnieść się do pytania postawionego w liście: „Czy wy nie za bardzo czcicie Maryję, zamiast po prostu skupić się na Bogu?”. Muszę przyznać, że sam również niejednokrotnie spotkałem się z takim stwierdzeniem, co też odnosiło się do kultu świętych. A to przecież „Przez Maryję do Jezusa”. To właśnie Maryja mówi nam: „Uczyńcie wszystko, co wam mówi mój Syn”. Same słowa „Magnificat” również przepełnione są miłością i wypowiedziane w tym zachwycie Maryi. Musimy mieć świadomość, że Maryja nie chce sławy dla siebie. Ona ukazuje Boga, którego mamy wraz z Nią uwielbiać. Maryi nie da się czcić „za bardzo”!

Czesław z Łaszczowa

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo serdecznie dziękuję za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Powiesiłem go nad swoim łóżkiem, żeby Matka Najświętsza spoglądała na mnie i miała mnie zawsze w Swej opiece, w dzień i w nocy. Kiedy spoglądam na ten kalendarz i widzę, jak Matka Boża Fatimska patrzy na mnie uśmiechnięta, to czuję się, jakby stale chciała ze mną być. Modlę się do Niej i proszę o zdrowie, siłę i żeby zawsze się mną opiekowała.

Denis z Opolskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Gdy 6 lat temu byłem zmuszony poddać się ciężkiej operacji jelita grubego, która tak naprawdę uratowała mi życie, odwiedził mnie kolega z „ławy szkolnej” ks. Edward Staniek, wielki autorytet naukowy. Kiedy powiedziałem mu, że cudem Boskim jest to, że jeszcze żyję, odpowiedział mi: „Żyjesz, bo widocznie jesteś jeszcze potrzebny”. Z początku przyjąłem to z niedowierzaniem, ale dziś z perspektywy czasu uważam, że były to słowa prorocze, bo jeszcze przydam się choćby Stowarzyszeniu, wspomagając je na ile mnie stać. Jest to bezsprzecznie dzieło na szeroką skalę. Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Pana Prezesa i całej wspólnoty.

Kazimierz z Krakowa

 

 

Szczęść Boże!

Składam serdeczne „Bóg zapłać” za czasopismo „Przymierze z Maryją” i nie tylko, ponieważ otrzymuję też od Was również dewocjonalia, z których bardzo się cieszę. „Przymierze…” jest bardzo interesujące, czytam z radością, jak również przekazuję innym osobom. Ostatnio otrzymałam „Apostoła Fatimy”, jego lektura również jest bardzo ciekawa, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Jestem osobą starszą – wierzącą i praktykującą. Do kościoła uczęszczam niemal codziennie, ponieważ mam blisko. Dziękuję Bogu i Maryi za siły, które otrzymuję. Chciałabym podziękować za piękny kalendarz, zajmuje on ważne miejsce w moim domu.

Krystyna z Wołowa

 

 

Szanowni Państwo!

Serdecznie pozdrawiam całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Z całego serca dziękuję za wszystkie przesyłane „Przymierza z Maryją”. Kocham to pismo i zawsze czekam na nie z tęsknotą. Dziękuję również za wszelkie inne przepiękne, wartościowe przesyłki i pamięć, za co składam serdeczne „Bóg zapłać”. Ja w zamian modlę się za wszystkich pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Niech Maryja otacza całą Redakcję Swą Matczyną opieką. Aby Wam Bóg błogosławił w życiu osobistym i zawodowym.

Janina ze Świętokrzyskiego

 

 

Szczęść Boże!

Składam moje najserdeczniejsze podziękowania za otrzymane życzenia urodzinowe oraz polecenie mnie w opiekę Fatimskiej Matce, jak również za modlitwę w mojej intencji. Byłam bardzo ucieszona i mile zaskoczona, że Pan Prezes osobiście dołożył starań, aby sprawić mi radość. Jeszcze raz serdeczne Bóg zapłać!

Halina z Chorzowa

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję serdecznie za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Pragnę podziękować również za przesłany mi obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, książeczkę i kartę, na której mogłam zapisać swoje podziękowania i prośby do Matki Bożej. Dziękuję także za „Przymierze z Maryją” – to wartościowa lektura. Czytając artykuły w czasopiśmie wiele się dowiaduję, pogłębiam swoją wiedzę i po przeczytaniu zanoszę je do kościoła, aby inni też mogli skorzystać z „Przymierza…”. Dziękując za wszystkie przesyłki, życzę, aby kolejny rok był wspaniałym czasem odkrywania Bożej i ludzkiej miłości, odnowy sumień i umocnienia wiary.

Anna z Ząbkowic

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi oraz wszystkim pracownikom za wspaniałość, jaką nas Państwo obdarzacie. Za kalendarze, książeczki i inne dewocjonalia. Książki są cudne, jedną sobie zostawiam, a drugą prześlę rodzinie. „Przymierze z Maryją” też im wysyłam i bardzo się z tego cieszą i dziękują za wszystko!

Bronisława ze Szczecina