Temat numeru
 
Boże Narodzenie na Czarnym Lądzie
Radosław Janica

Narodzenie Pańskie jest dziś świętowane niemal w każdej części świata. Niestety, w dobie postępującej komercjalizacji i laicyzacji, wypaczany jest duchowy wymiar tych świąt. Dlatego poszukujemy umocnienia wiary i istoty Bożego Narodzenia. Ważną pomocą mogą okazać się świadectwa misjonarzy, którzy przeżywali te piękne święta w Afryce, gdzie nie ma śniegu, opłatka ani choinki, a Dzieciątko Jezus przychodzi na świat pośród natury i radosnego gwaru dochodzącego z prostych chat.

 

Katoliccy misjonarze są na Czarnym Lądzie bohaterami nieocenionej pracy u podstaw. To dzięki ich oddaniu możemy dziś mówić nie tylko o głoszeniu Afryce Dobrej Nowiny, ale też o walce z klęską głodu, śmiertelnymi chorobami czy powszechnym analfabetyzmem.

 

Nad Jeziorem Wiktorii

 

Ksiądz Tadeusz Dziedzic pochodzi ze skalnego Podhala. W latach 1983–1998 był na misjach w północnej Tanzanii nad Jeziorem Wiktorii. Po powrocie do Krakowa został dyrektorem Papieskich Dzieł Misyjnych w Archidiecezji Krakowskiej. Tę funkcję sprawuje do dzisiaj. Obecnie jest także proboszczem parafii p.w. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Kasince Małej oraz członkiem Krajowej Rady Misyjnej przy Komisji Episkopatu Polski ds. Misji.


Ksiądz Tadeusz spełnił swoje kapłańskie marzenie powołania do misji po wcześniejszym przygotowaniu we Włoszech. W roku 1983 przybył do Tanzanii. Dołączył tam do innego księdza pracującego w diecezji Musoma. O tamtejszych świątecznych obyczajach opowiada: – Wierni składają sobie życzenia od Pasterki – najczęściej słowami: „Yesu amazaliwa. Aleluya”, tzn.Jezus się narodził, Alleluja”, przy czym kobiety śpiewają, podnosząc ręce do góry. Oczywiście, śpiewa się też kolędy do Objawienia Pańskiego. Niektóre europejskie są przetłumaczone (np. „Cicha noc”), ale większość, to już ich słowa i melodie. Śpiewa się w kościele, ale także na spotkaniach wspólnot, w rodzinach. W święta mieszkańcy Tanzanii podkreślają także wagę tego dnia przez lepsze jedzenie. Najczęściej jest to mięso z kury lub kozy, a na większych spotkaniach (np. agapa po Mszy św.) to mięso z krowy. Każdy coś przynosi, np. mąkę kukurydzianą, ryż, owoce. Krowę często ofiaruje jakiś bogatszy parafianin, który ich ma więcej. Zwykle jedzą „ugali”, czyli papkę z manioku, a na święta starają się o ryż, kukurydzę, ziemniaki (raczej słodkie) i oczywiście piją „pombe” –  rodzaj piwa przeważnie zrobionego z bananów.


Zdaniem księdza dyrektora, najskuteczniejszym sposobem głoszenia Ewangelii na misjach jest nie tyle zdobyta wiedza czy różnego rodzaju techniki duszpasterskie, ale właśnie świadectwo własnego życia. Ksiądz Dziedzic dobrze pamięta, jak podczas okresu adaptacji był pod ciągłą obserwacją Afrykanów, którzy chcieli się przekonać o autentyczności jego posługi.

 

Misja w Republice Środkowoafrykańskiej i Czadzie

 

Misjonarzem jest też br. Jerzy Steliga, kapucyn z prowincji krakowskiej. Od 1 lipca 2015 roku pełni funkcję dyrektora Sekretariatu Misyjnego i prezesa Fundacji Kapucyni i Misje we wspólnocie w Krakowie‑Olszanicy. Brat Jerzy przez ponad 13 lat pracował w Afryce na wielu placówkach misyjnych: w Ngaoundaye, Bocaranga, Yole i Ndim w Republice Środkowoafrykańskiej (w latach: 1993–1996 i 2006–2010) oraz w leżącym w Czadzie – Gore (2000–2005).


Najgłębiej przeżył pierwsze święta Bożego Narodzenia w Republice Środkowoafrykańskiej. – Odkryłem wtedy, że święta można przeżywać równie głęboko bez otoczki polskich i europejskich tradycji; że ich istotą jest spotkanie w moim sercu z wcielonym Synem Bożym – zaznacza. – Nawet obiad w ten szczególny dzień jadłem sam, gdyż Enzo, mój włoski współbrat, wyjechał przed południem do wioski Man przygotować liturgię. O szesnastej wybrałem się do Ngouboye, aby wyspowiadać wiernych przed Pasterką. Mszę Świętą rozpocząłem około dwudziestej, gdyż o północy jest dla ludzi za późno. Po Mszy muszą jeszcze coś zjeść i zatańczyć wokół ogniska przy akompaniamencie bębnów. Ich jedzenie po Pasterce jest skromne. Ogranicza się do kawy lub herbaty i słodkich pączków. W sam dzień Bożego Narodzenia każda rodzina stara się o świąteczne jedzenie. Jest to zazwyczaj klucha z manioku lub prosa z sosem mięsnym w postaci gulaszu. Zamiast gulaszu może być kawałek mięsa wołowego, koziego, drobiowego lub dziczyzny. Nie ma w zwyczaju podawania warzyw do posiłku. Kiedy w ubogiej kaplicy pokrytej strzechą – gdzie zamiast ławek są kołki drewniane, a posadzka to klepisko – pośród „pastuszków” współczesnego świata, przy lampie naftowej zamiast żyrandoli czyta się Ewangelię o narodzeniu Pana Jezusa, to czuje się tajemnicę Wcielenia w sposób wyjątkowy. Poczułem się, jakbym był w Betlejem. Ta Pasterka była dla mnie duchową rekompensatą za to wszystko, czego w tym dniu brakowało mi z polskiej tradycji – opowiada brat Jerzy Steliga OFMCap.


Jak przekazuje br. Steliga, wśród chrześcijańskich zwyczajów obchodzenia Bożego Narodzenia, w Afryce dobrze przyjęła się szopka. Najczęściej jest bardzo skromna: domek z trawy w kształcie wigwamu, otwarty z przodu, a w nim lepione z gliny figurki Świętej Rodziny, i krowy z potężnymi rogami. Choć bywają i wyrzeźbione w hebanie – czarnym afrykańskim drewnie. – Szopkę umieszcza się zwykle pod ołtarzem, a po obu stronach stawia małe bananowce, które imitują palmy. Oprócz szopki odświętną dekorację kaplicy tworzą łańcuchy. Nie są one zrobione z kolorowego papieru, lecz z ­liści ­mangowca. Wokół kaplicy malują wapnem pnie małych drzew i dekorują wstążkami ich korony. Trzeba pamiętać, że Boże Narodzenie przypada tam w okresie pory suchej i na wielu drzewach nie ma liści – dopowiada kapucyn.

 

Misja w Zimbabwe i Zambii

 

Z ramienia Salezjańskiego Wolontariatu Misyjnego – Młodzi Światu z siedzibą w Krakowie, na czterech wyjazdach misyjnych był Marek Wołkowski. W sumie były to 3 lata i cztery święta Bożego Narodzenia, z których każde były inne. Wszystkie wyjazdy były projektami budowlanymi realizowanymi w Zimbabwe i Zambii. Jego praca polegała na kierowaniu i prowadzeniu budowy obiektów mieszkalnych, duszpasterskich i kulturowych, jak np. Don Bosco Technicall College i Centrum Młodzieżowego na placówce misyjnej księży Salezjanów w Hwange (Zimbabwe).


Zgodnie z tym, co Marek usłyszał od rdzennych pracowników, jeśli są głodni, to żadne święta nie mają dla nich znaczenia. – Szczerze mówiąc, to przeżywają te święta w taki sposób, w jaki się im je zorganizuje. W Afryce jest duża mieszanka wyznań i kultur. Część z nich nie wie, co to jest Boże Narodzenie, nigdy nie słyszała o Chrystusie, a większość tylko słyszała o jakimś „Christmas” związanym z rozdawaniem prezentów – wyjaśnia.

– Oczywiście, w kościele odbywają się Msze św. i przygotowania adwentowe. To co dla nas jest nowością, to że na pasterce odbywają się liczne grupowe chrzty, komunie i bierzmowania. Szopka jest zazwyczaj wykonana z liści bananowca, choinek raczej nie ma, a tradycji Mikołaja nie znają – opowiada.


W święta księża z misji rozjeżdżają się po wszystkich parafiach i stacjach misyjnych, aby obsłużyć, wyspowiadać jak najwięcej parafian.

– Pobyt na Czarnym Lądzie na pewno mnie zmienił. Zmienił mój światopogląd, wartościowanie ludzi, nauczył miłości i współpracy z Bogiem. Mieszkanie we wspólnocie wzbogaciło moją wiedzę i wiarę. Otrzymałem może dużo więcej niż dałem. Część mojego serca na pewno tam pozostała. Już nie jestem tym samym człowiekiem co wcześniej – zapewnia Marek.

 

Misja w Etiopii

 

Z kolei Agnieszka Truchan, również z krakowskiego SWM‑u, na misjach w Afryce była przez rok (od sierpnia 2017) w etiopskiej miejscowości Zway, u sióstr salezjanek. Była tam nauczycielką sztuki w przedszkolu, a przez kilka miesięcy także jego dyrektorką. Pracowała w weekendowym oratorium sióstr oraz księży, a także w klinice u sióstr z dziećmi niedożywionymi. Pomagała też w biurze prowincjalnym i biurze misji.

– Katolików w Etiopii jest niewielu, a święta obchodzi się 7 stycznia. Nie ma tam sklepów, więc nie ma żadnych gadżetów, piosenek, choinek, światełek, słowem: nic ze świata konsumpcji nie mówi nam od początku listopada że święta za pasem. Powiedziałabym, że nie ma tej komercyjnej „świątecznej atmosfery” – zauważa Agnieszka.


Jak się okazuje, w kościele przez cały rok jest poranna Msza św. o 6.30, stąd w okresie Adwentu typowych rorat nie ma. Przed świętami idzie się do spowiedzi. Jest pasterka, a przedtem świąteczne przestawienie – jasełka przygotowane przez młodzież. W kościele jest szopka. Świętuje się pierwszy dzień świąt.


– Nie ma tu tradycji Mikołaja, prezentów, choinek, opłatka i kolęd. Na stole gości to, co zwykle, czyli typowe danie etiopskie „injera” – kwaśny placek z fermentowanego zboża- miłki abisyńskiej, zwykle z warzywami, a w święta z narodową potrawą „doro wot”, czyli kurczakiem pokrojonym na 12 części w pikantnym sosie z jajkiem. Na misji czasem pojawiały się elementy kuchni z krajów pochodzenia misjonarzy –
opisuje Agnieszka.


Cały ten rok na misji był dla niej swoistymi rekolekcjami. – Życie na misji, codziennie Msza św., życie bliżej drugiego człowieka, w świecie prostym – bez ciągłej pogoni. To doświadczenie najgłębsze. Bo gdzie można spotkać Boga? Także w człowieku, który teraz jest obok mnie – zakończyła Agnieszka.

 

Radosław Janica



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina