Święte wzory
 
Św. Urszula Ledóchowska – apostołka radości
Daj Boże, żeby z niej była święta – napisała w kronice jedna z sióstr urszulanek, gdy 18 sierpnia 1886 roku 21-letnia Julia Ledóchowska przestąpiła próg ich klasztoru w Krakowie. Pobożna prośba zakonnicy okazała się prorocza, bo Julia, która przyjęła w zakonie imię Urszula, została wyniesiona na ołtarze. W tym roku mija 150. rocznica urodzin tej niezwykłej zakonnicy, wybitnego pedagoga i wielkiej patriotki bez reszty oddanej Bogu. Jej wspomnienie liturgiczne obchodzimy 29 maja.

Przyszła na świat 17 kwietnia 1865 roku w austriackim Loosdorfie, gdzie jej rodzina trafiła po upadku powstania listopadowego i konfiskacie majątku w Polsce. Była jedną z dziewięciorga dzieci Antoniego Ledóchowskiego, rotmistrza huzarów i szambelana cesarskiego, oraz Józefiny z domu Salis‑Zizers, z pochodzenia Szwajcarki.

Modlitwa, tradycja, patriotyzm

Wzrastała w arystokratycznym domu, wypełnionym modlitwą, tradycją i patriotyzmem, gdzie każdego wieczoru przed kolacją czytano i rozważano fragmenty Pisma Świętego, a cała rodzina klękała do pacierza. Obok bezgranicznej miłości i wsparcia rodziców otrzymała wszechstronne wykształcenie w Instytucie Najświętszej Maryi Panny w austriackim Sankt Polten, które przyniosło owoce w dorosłym życiu. Nie inaczej było z rodzeństwem Julii. Jej starsza siostra Maria Teresa Ledóchowska, powszechnie nazywana „Matką Czarnej Afryki”, założyła zgromadzenie misyjne sióstr klawerianek i została beatyfikowana przez Pawła VI w 1975 roku. Brat Włodzimierz był przełożonym generalnym jezuitów. Życie zakonne wybrała również młodsza siostra – Ernestyna. Karierę wojskową obrał zaś Ignacy Kazimierz Ledóchowski.

Palić, spalać się miłością

W 1883 roku nasza święta wraz z rodzicami i rodzeństwem przyjechała do Polski, do nabytego przez ojca majątku w Lipnicy Murowanej koło Bochni. Tu zajmowała się administracją domu i gospodarstwa. W wolnym czasie uczyła się języków obcych, do których miała ogromny talent, grała na fortepianie, jeździła konno, malowała, a przede wszystkim dużo czytała. Mając 21 lat wstąpiła do klasztoru Sióstr Urszulanek w Krakowie. – Obym tylko miłować umiała! Palić, spalać się miłością – tak pisała w przeddzień złożenia ślubów. W dzień obłóczyn, 17 kwietnia 1887 r., przyjęła zakonne imię Maria Urszula od Jezusa, a słowa przytoczone wyżej stały się dewizą całego jej życia. Pracowała jako nauczycielka i wychowawczyni w szkole prowadzonej przez siostry urszulanki. Obdarzona wybitnym talentem pedagogicznym, potrafiła łączyć miłość i dobroć z wysokimi wymaganiami i stanowczością wobec wychowanków.

Była szanowana i kochana przez młodzież, bo emanowała z niej radość i ujmujący uśmiech, który – jak mówiono – rozprasza chmury nagromadzone w duszy.

Cały czas podnosiła swoje kwalifikacje i rozwijała pasje, w szczególności malarstwo. Z czasem ozdobiła klasztor malowidłami ściennymi i obrazami, które do dzisiaj wiszą w krakowskim klasztorze. W 1904 roku została wybrana przełożoną. Dzięki jej staraniom powstała w Krakowie pierwsza w Polsce bursa dla studentek Uniwersytetu Jagiellońskiego, dająca bezpieczne miejsce do życia i studiów, a także solidną formację religijną.

W Petersburgu…

W krakowskim klasztorze spędziła 21 lat. W 1907 r. wyjechała do Petersburga na zaproszenie proboszcza parafii św. Katarzyny. Tu objęła kierownictwo zaniedbanego internatu dla uczennic gimnazjum. Zaopatrzona w papieskie pozwolenie na życie zakonne w konspiracji, jako hrabina Ledóchowska rozpoczęła swą posługę w sercu wrogiej Kościołowi Rosji.

Matka Urszula i powiększająca się wspólnota sióstr żyjąc pod stałym nadzorem policji, prowadziły intensywną pracę wychowawczą i religijną. Swoją tożsamość ukrywały, nosząc świeckie stroje. Przełożona szybko znalazła jednak drogę do serc i ­umysłów ­dziewcząt. Jednocześnie starała się o nawiązanie głębszych relacji z miejscowym środowiskiem katolickim.

W 1908 roku mała filia klasztoru krakowskiego stała się autonomicznym domem urszulanek z własnym nowicjatem. Dwa lata później nad Zatoką Fińską powstał dom dla wspólnoty oraz gimnazjum z internatem dla dziewcząt.

Aktywna działalność w Skandynawii

Wybuch I wojny światowej przerwał działalność św. Urszuli w Rosji, z której jako obywatelka austriacka została wydalona. Wyjechała do Szwecji, a następnie do Danii. Wspólnie z przybywającymi kolejno z Petersburga siostrami założyła szkołę dla skandynawskich dziewcząt i ochronkę dla polskich sierot. Dom sióstr stał się miejscem spotkań polskich emigrantów, polityków i mężów stanu. Matka Urszula podjęła współpracę z Komitetem Pomocy Ofiarom Wojny, założonym w Szwajcarii przez Henryka Sienkiewicza. Z ramienia Komitetu głosiła w krajach skandynawskich odczyty poświęcone dziejom narodu polskiego i prawu do niepodległości. W ciągu prawie trzech lat „niezwykła polska hrabina” wygłosiła ponad 80 konferencji w sześciu językach w wielu miejscowościach Szwecji, Norwegii i Danii. Z tej ostatniej przesłano do Polski 14 wagonów żywności. Wsparcie pieniężne przekazał nawet norweski król Haakon VII, który przyjął matkę Urszulę na audiencji.

Energiczna zakonnica pisała artykuły w miejscowej prasie i spotykała się z wybitnymi osobistościami świata nauki, sztuki, polityki – mówiła wszędzie o Polsce i organizowała zbiórki dla potrzebujących.Sama bardzo skromnie oceniała swoje działania. – Cóż mogę zrobić ja, słaba kobieta, dla mojej Ojczyzny? Zyskać dla niej sympatię, miłość, uznanie, zapewnić jej przyjaciół. Oto moje pragnienie i cel tych konferencji.

Nowe Zgromadzenie

W 1918 roku Polska odzyskała niepodległość. Matka Urszula dzięki ofiarności norweskiego konsula, który kupił siostrom majątek w Pniewach niedaleko Poznania, wróciła do kraju. Wraz z nią przybyły siostry ze wspólnoty petersburskiej, która wkrótce za pozwoleniem Stolicy Apostolskiej przekształciła się Zgromadzenie Sióstr Urszulanek Serca Jezusa Konającego – żyjące duchowością urszulańską.

Zgromadzenie szybko się rozwijało. Powstały wspólnoty sióstr w Polsce centralnej i na kresach wschodnich. W 1928 roku został otwarty dom generalny w Rzymie i bursa, aby dziewczęta mogły zapoznać się z bogactwem duchowym i religijnym serca Kościoła.

Matka Urszula nie zwalniała tempa, tworząc nowe ośrodki pracy wychowawczej i nauczycielskiej. Posyłała siostry do katechezy i do pracy w dzielnicach nędzy, organizowała wydawnictwa dla dzieci i młodzieży, sama pisała artykuły i książki.

Z jej inicjatywy powstało 35 placówek zakonnych w Polsce i za granicą. Formowała siostry do umiłowania Boga ponad wszystko, pragnąc, aby żyły w prostocie i pokorze, a równocześnie były pełne poświęcenia w służbie innym. Uśmiech, pogodę ducha i dobroć uważała za szczególnie wiarygodne świadectwo więzi z Chrystusem, w myśl swej zasady: Kąciki ust do góry. Siostry traktowały to jako jedenaste przykazanie.

Często mówiła, że ludzie świeccy, którzy mają nieraz tyle trosk i kłopotów, muszą wiedzieć, że one służą Dobremu Panu i są przez to szczęśliwe. Płonęła miłością do Jezusa Chrystusa i ta miłość pozwalała jej kochać każdego człowieka. Gdy zmarła w Rzymie, 29 maja 1939 roku, ludzie mówili, że zmarła święta. Pochowana została w domu generalnym przy via del Casaletto. Świętość matki Urszuli Bóg potwierdził rozmaitymi łaskami i cudami, które otrzymali ludzie proszący ją o wstawiennictwo.

Droga na ołtarze

Została beatyfikowana przez św. Jana Pawła II 20 czerwca 1983 roku w Poznaniu. W 1989 r. jej zachowane od zniszczenia ciało przewieziono z Rzymu do Pniew i złożono w kaplicy domu macierzystego. Wydarzeniem, uznanym przez Kościół za cudowne, było uratowanie 14-letniego Daniela od śmierci w wyniku porażenia prądem 2 sierpnia 1996 r. w Ożarowie Mazowieckim. W ten sposób otwarta została droga do kanonizacji siostry Urszuli. 18 maja 2003 roku w Rzymie, papież‑Polak ogłosił ją świętą.

DMB


NAJNOWSZE WYDANIE:
Matka Kościoła zmiażdży jego głowę!
Dopiero co nastał nam nowy rok, a już za moment przeżywać będziemy Wielki Post. Szczególny to czas, w którym możemy przyjrzeć się wnikliwiej naszej chrześcijańskiej postawie i dokonać w niej niezbędnych korekt tak, by rzeczywiście być solą ziemi i świadectwem dla świata. Wszak Krew naszego Pana nie darmo została wylana za nas i za wielu…

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dziękuję za każdy przeżyty dzień

Pani Henryka Kłopotowska należy do Apostolatu Fatimy od jego początków, czyli od 2003 roku. Pochodzi z parafii Przemienienia Pańskiego w Perlejewie koło Siemiatycz. Tam przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, tam również mając zaledwie 17 lat zawarła sakrament małżeństwa.

 

– Po ślubie z mężem Stanisławem mieszkaliśmy w Siemiatyczach, ale w 1999 roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku – opowiada Pani Henryka. – Tu należeliśmy najpierw do parafii katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale później przenieśliśmy się na nowe osiedle i teraz chodzimy do kościoła pw. bł. Bolesławy Lament. Katedra była przepiękna, stara, a w nowym kościele jest na razie bardzo skromnie, chociaż ksiądz proboszcz stara się to zmienić, i w miarę możliwości finansowych robi, co się da.


– Mąż pracował 54 lata jako kierowca, 36 lat jeździł po Europie. Gdy mąż zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Pilnowałam, żeby iść z nimi do kościoła na pierwszy piątek, do spowiedzi i Komunii, żeby je nauczyć, że tak trzeba. Teraz to
mój starszy syn, Sławek, musi o tym pamiętać i prowadzić do kościoła swoje dzieci. Czasami mogę mu co najwyżej o tym przypomnieć. Sławek jest szanowanym radcą prawnym, ale wciąż jako lektor służy do Mszy Świętej, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Synowa też jest bardzo religijna, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam dwóch wnuków: jeden już pracuje, a drugi kończy studia.


– Młodszy syn, Ernest, skończył szkołę zawodową i interesuje się informatyką. Chodzi do kościoła, co miesiąc jest u spowiedzi i Komunii, co jest dla mnie bardzo ważne.


W Apostolacie od 20 lat


– Do Apostolatu Fatimy należę od 2003 roku. W 2017 roku byłam nawet zaproszona na Kongres Apostołów Fatimy w Krakowie. Przy okazji odwiedziłam wtedy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Sanktuarium Jana Pawła II.


– Przez 20 lat dostałam ze Stowarzyszenia tak dużo dewocjonaliów, że trudno wszystkie spamiętać. Były wśród nich różańce, książki, szkaplerz, kropielnica i różne obrazki. Niedawno otrzymałam piękne wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, które oprawione w ramki wiszą na ścianie w moim pokoju. Z kolei figura Matki Bożej Fatimskiej stoi w witrynie.


– Kiedyś nazbierałam tak dużo numerów „Przymierza z Maryją”, że nie wiedziałam, co z nimi zrobić. W końcu mąż zaniósł je do katedry i w ciągu dwóch dni się rozeszły, a ja je gromadziłam może nawet ponad 10 lat. Dopiero teraz, z ostatniego numeru „Przymierza…”, dowiedziałam się, że na obrazie Matka Boża Ostrobramska jest pokazana bez Pana Jezusa, bo nosiła Go wtedy pod swoim sercem. I że oryginał tego obrazu znajduje się w Wilnie, w Ostrej Bramie.


Złote gody na Jasnej Górze


Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pani Henryka osobiście pielgrzymowała do ostrobramskiego – i nie tylko sanktuarium. – W 1992 roku byłam z mężem i młodszym synem w Druskiennikach i Ostrej Bramie, w kościele św. św. Piotra i Pawła. Wspólnie nawiedziliśmy również kilka razy sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Pamiętam, że jak byłam tam po raz pierwszy w 1994 roku z pielgrzymką z mojej parafii, to był tam tylko pusty plac; ziemia była dopiero poświęcona. A jak pojechałam tam z mężem kilka lat później, to zwiedzaliśmy kościół św. Doroty, Las Grębliński, drogę krzyżową, byliśmy na Mszy Świętej i Apelu Jasnogórskim. Kilka razy byliśmy także w Częstochowie. Naszą 50. rocznicę ślubu obchodziliśmy właśnie w jasnogórskim sanktuarium. Uczestniczyliśmy wtedy w Różańcu i Mszy Świętej w naszej intencji w Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej.

Jak być szczęśliwym


– Teraz opiekuję się mężem. On tyle lat pracował i zrobił dla nas bardzo dużo. Na co dzień wspólnie odmawiamy Różaniec z
 Radiem Maryja i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ostatnimi czasy najczęściej modlę się za zmarłych z naszych rodzin, a także o zdrowie i pokój w rodzinie. Dziękuję Panu Bogu za każdy przeżyty dzień, za rodzinę, za wnuki. Za to, że czuwa nade mną, że mam siłę do pracy. Czasami jest ciężko nawet obiad ugotować, ale jak wszystko się uda, to dziękuję za to Matce Bożej i Duchowi Świętemu.

Zakończmy to świadectwo Pani Henryki słowami, które usłyszała kiedyś od matki swojego męża i które utkwiły Jej w pamięci: – Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, kto je cierpliwie znosi, szczęśliwym zostaje.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pięknego kalendarza „366 dni z Maryją” na rok 2024. Zajmie on bardzo ważne miejsce w moim domu. Obecność Maryi pomaga mi przezwyciężyć samotność i czasami smutek. Ona mnie nie opuści!

Barbara z Rudy Śląskiej

 

Szczęść Boże!

Jako mała dziewczynka zachorowałam na zapalenie opon mózgowych i wyszłam z tego zupełnie zdrowa. Do 18. roku życia byłam pod lekarską kontrolą, miałam nigdy nie mieć dzieci, a urodziłam ich czworo. Pierwsze dziecko zmarło mając 6 tygodni na zapalenie płuc. Mam jednego syna i dwie córki, doczekałam się pięciorga wnuków i jednego prawnuka. Wierzę, że z Bożą pomocą można osiągnąć wszystko czego człowiek pragnie. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie uwierzyli w łaski, które płyną od Pana Jezusa za przyczyną Matki Najświętszej.

Lilianna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na wstępie serdecznie dziękuję za życzenia błogosławieństwa Bożego i opieki Najświętszej Maryi Panny. Podziękowania składam również za interesującą i wartościową książkę autorstwa Jerzego Wolaka o objawieniach Maki Bożej w Akicie. Maryja ciągle ostrzega nas przed Bożym gniewem i nie chce, abyśmy zginęli śmiercią wieczną. Matka Boża pragnie nas ratować i powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Bardzo często zastanawiam się nad tym, że jeżeli ludzkość nie pokona grzechu, to Bóg może nas ukarać. Modlę się więc do Niepokalanego Serca Maryi, aby Ono zatryumfowało dla całej ludzkości. Kończąc moje przemyślenia na temat tych pełnych zamętu czasów – pamiętajmy, że Matka Boża nas przed nimi ostrzega, cały świat (w tym nasza Ojczyzna) jest zagrożony aborcją, eutanazją, ingerencją w płeć czy błędami popełnianymi przez niektórych kapłanów. Częstym zjawiskiem w obecnych czasach jest krytyka Kościoła, księży, a także wyśmiewanie się z naszej wiary. Te zjawiska prowadzą do kłótni i nienawiści….

Marianna z Włocławka

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz wszystkie upominki. Wciąż dowiaduję się czegoś nowego z tej prasy katolickiej. Niech Bóg Was błogosławi. Proszę o modlitwę wstawienniczą za mnie w intencji szybkiego powrotu do zdrowia. Bóg zapłać za wszystko!

Justyna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za piękny „Notes Apostoła Fatimy”, przygotowany z okazji 20-lecia istnienia Apostolatu Fatimy. Te 20 lat przyczyniły się do upowszechniania Prawdy, Dobra i Piękna, dzięki czemu wielu ludzi uznało te wartości za najistotniejsze w swoim życiu. Życzę Apostolatowi Fatimy i Panu Prezesowi wielu kolejnych lat w upowszechnianiu tego dzieła.

Marek z Lublina

 

Szczęść Boże!

Pragnę serdecznie podziękować za tak miłe i wzruszające życzenia urodzinowe. Jestem zachwycona tym, że przy nawale pracy w Stowarzyszeniu można jeszcze chwilę przeznaczyć dla innych. Jeszcze raz pięknie dziękuję, prosząc Matkę Bożą Częstochowską o opiekę i wiele łask tak potrzebnych do działania.

Z Panem Bogiem

Teresa z Częstochowy

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za życzenia urodzinowe oraz za modlitwę. Pragnę w dużym skrócie podzielić się swoim życiem. Moja, mama urodzona w Warszawie, wojnę spędziła na Podhalu w oddziale AK. Pod koniec wojny dowiedziała się, że jej rodzina zginęła na Woli. Została sama z dzieckiem, które miała pod sercem. Wsiadła w pociąg i pojechała na ziemie odzyskane, gdzie przyjęli ją dobrzy ludzie. Znaleźli jej pracę, a ja wychowywałem się na wsi. Po przeprowadzce do Jeleniej Góry, gdzie zaopiekowali się nami jej znajomi z partyzantki, mama pracowała, a ja… wagarowałem. Na swoje potrzeby „zarabiałem” żebrząc pod kinem. Po przeprowadzce do Ząbkowic Śląskich mama zachorowała, a ja musiałem powtarzać piątą klasę. Po jej śmierci w 1958 roku, zostałem sam. Miałem 12 lat. Nazywano mnie „dzieckiem ulicy”. Trafiłem do znajomej mamy z dzieciństwa mieszkającej w Zakopanem. Traktowano mnie tam jak służącego. W kościele bywałem, choć w tym domu nie obchodzono świąt. Dziś mogę powiedzieć, że tak jak śmierć Pana Jezusa uratowała ludzkość, tak śmierć mamy uratowała mnie. To co nazywałem wolnością, było tak naprawdę moją „drogą krzyżową”. Wpadłem w szpony szatana. Gdy wyjechałem do Krakowa, ożeniłem się. Po roku dostałem mieszkanie, urodziła mi się córka i zacząłem wszystko od nowa. Wyjeżdżałem z zakładu pracy na Słowację, Węgry i do Izraela, gdzie zwiedziłem większość miejsc związanych ze Zbawicielem. Częste rozłąki oddaliły mnie jednak od żony. Byłem złym mężem i ojcem. Żona zachorowała na raka piersi i po ślubie córki i urodzeniu się wnuczki to ja się nią opiekowałem. Będąc na emeryturze, sam zacząłem chorować i miałem głęboką depresję. Wtedy nagle nastąpił przełom w moim życiu. Po przeczytaniu książki „Moc uwielbienia” odmieniło się wszystko. Wróciłem do Boga, zniknęły lęki depresyjne, a z nimi wszystko co było we mnie złe. Po latach poszedłem do spowiedzi. Od śmierci żony uczestniczę co dzień we Mszy Świętej, regularnie korzystam z sakramentu pokuty. Pojednałem się też z córką, która często odwiedza mnie wraz z wnuczką. Razem spędzamy święta.

Z Panem Bogiem

Ryszard z Krakowa

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Waszemu Stowarzyszeniu za wszelkie kampanie – nie tylko kalendarze, ale i inne ciekawe książki czy gazetę „Przymierze z Maryją”. Już od kilku lat ten piękny kalendarz z Maryją ubogaca moje mieszkanie, ponieważ jestem wielką czcicielką Najświętszej Maryi Panny. Dlatego bardzo zasmuciło mnie to, że może go już nie otrzymam. Dziękuję za wszystko!

Elżbieta z Wieprza