Święte wzory
 
Św. Mikołaj z Flue - Duchowy Ojciec Szwajcarii
Adam Kowalik

Święty Mikołaj z Flüe jest patronem Szwajcarii, a zarazem stojącej na straży bezpieczeństwa Ojca Świętego Gwardii Szwajcarskiej. Za życia łączył harmonijnie obowiązki męża i ojca z troską o sprawy publiczne oraz służbę Bogu. Podobnie jak żonaci apostołowie, oddalił się od rodziny, gdy takiej ofiary zażądał od niego Stwórca.

 

 Imiennik biskupa Miry pochodził z kantonu Unterwalden, który znajduje się w centralnej części Szwajcarii. Urodził się 21 marca 1417 roku w rodzinie wolnych chłopów, gospodarującej od pokoleń na hali, u podnóża skały Flüe. Jego ojciec, Henryk, bardzo religijny mężczyzna, cieszył się w okolicy dużym autorytetem. Matka Emma Robert pochodziła z sąsiedniej doliny.

 

Pobożność, umartwienia, miłosierdzie

 

Mikołaj już w dzieciństwie lubił się modlić. Miał do tego wiele sposobności, gdy pasł na łąkach należące do rodziny bydło. Przyjaciele z dzieciństwa wspominali go jako dobrego, prawdomównego i cnotliwego chłopca, który często oddalał się od grona pastuszków, by zatopić się w modlitwie. Kilka razy towarzyszył matce, gdy ta odwiedzała leżącą w pobliżu jej domu rodzinnego pustelnię Macieja Hattingera.

Już we wczesnej młodości Mikołaj miewał nadprzyrodzone wizje. Ich sens mógł zrozumieć dopiero po latach. Bo jak zinterpretować znaczenie wysokiej wieży, którą jako szesnastolatek ujrzał na łące?

 

W wieku 20 lat wszedł na drogę umartwień. Zaczął pościć o chlebie i wodzie oraz kilku suszonych gruszkach. Początkowo takie wyrzeczenie narzucał sobie jedynie w piątki, z czasem pokutował w ten sposób przez cztery dni w tygodniu.

W 1437 roku wybuchła wojna z Zurychem. Władze kantonu powołały go do wojska. Walki ciągnęły się przez 8 lat. Mimo że młodzieniec miłował pokój, mężnie stawał na polu bitwy. Przełożeni i towarzysze broni cenili jego rozwagę wojenną. Podczas jednej z późniejszych wojen, w 1460 roku, otrzymał nawet stopień kapitana. W czasie wolnym od służby modlił się na różańcu. Jak podkreślali świadkowie, z wielką wyrozumiałością traktował wrogów. Rzadko zdarzało mu się ranić, nie mówiąc już o zabiciu żołnierza strony przeciwnej. Stawał w obronie jeńców. Podczas ostatniej wyprawy, w której uczestniczył, sprzeciwił się zwierzchnikom, pragnącym podpalić oblężony klasztor. Spotkało się to z uznaniem także we własnych szeregach.

 

Życie rodzinne

 

Po powrocie do domu, dobiegający trzydziestki Mikołaj musiał zadecydować, co będzie robić w życiu. Mimo że prowadził pogłębione życie duchowe, nie zdecydował się na wstąpienie do klasztoru. Ostatecznie ożenił się z szesnastoletnią Dorotą Wyss.

Stanowili dobraną parę. Odpowiedzialny i pobożny Mikołaj znalazł w Dorocie oddaną żonę i zaradną współpracowniczkę. Mógł jej śmiało powierzać gospodarstwo na czas wypraw wojennych czy też nieobecności spowodowanych jego działalnością publiczną.

Na świat zaczęły przychodzić dzieci. Rosnąca gromadka zmusiła Mikołaja do wzniesienia nowego domu. Bóg obdarzył małżonków pięciorgiem synów i taką samą liczbą córek.

 

Praca w gospodarstwie oraz obowiązki męża i ojca zajmowały mu cały dzień. Dopiero w nocy mógł oddać się medytacji i odmawianiu różańca.

Podobnie jak niegdyś jego ojciec, także Mikołaj reprezentował mieszkańców okolicy w sądach. W 1459 roku został powołany na urząd sędziego. Pełnił go z wielkim oddaniem. Gdy jednak podczas jednego z posiedzeń ujrzał płomienie wydostające się z ust prawników głoszących niesprawiedliwe mowy, zrezygnował. Odrzucił także propozycję objęcia urzędu landmanna, czyli szefa rządu kantonu.

 

W tym okresie sprawy, w których ważność niegdyś głęboko wierzył, zeszły na drugi plan. Mikołaj zagłębiał się w życie duchowe. Był to proces trudny, niosący ze sobą wiele rozterek i cierpień. Ukojenie znajdował w częstym rozważaniu Męki Pańskiej. Pewną podpowiedzią co do dalszego życia, stały się dla niego zsyłane mu nadal przez Boga nadprzyrodzone wizje. Pewnego razu ujrzał obłok, z którego odezwał się głos, nakazujący mu, by zdał się na wolę Bożą. Kiedy indziej spostrzegł, że z jego ust wyrasta biała lilia o cudownym zapachu. Po chwili upadła na białego konia, który się oddalił. Biblijne skojarzenia budziła wizyta trzech mężczyzn, niewątpliwie aniołów, którzy wręczyli mu krzyż.

 

Mikołaj czuł, że Bóg żąda od niego porzucenia dotychczasowego życia. Uzależniał jednak decyzję od zgody żony, której przecież ślubował miłość i życie wspólne aż po grób. Zdawał sobie sprawę, że nie będzie jej łatwo samej wychować dziesiątkę dzieci. Najmłodszy syn miał zaledwie 13 tygodni.

Dorota wiedziała, że mąż realizuje wolę Boga. Choć nie przyszło jej to łatwo, pogodziła się z planami Mikołaja, który 16 października 1467 roku, włożywszy habit, wyruszył na pielgrzymi szlak. Nie uszedł jednak daleko. Bóg dał mu znak, żeby wracał w rodzinne strony.

 

W pustelni…

 

Na stoku Ranft, w miejscu, w którym przed laty miał wizję wysokiej wieży, teraz ujrzał cztery pochodnie zstępujące z Nieba. Nie było wątpliwości, że właśnie to miejsce, blisko rodzinnego domu, przeznacza mu Bóg. Osiadł tu na stałe. Pustelnię wznieśli dla niego okoliczni chłopi, gdy zorientowali się, że sąsiad chce zamieszkać w lichym szałasie. Była niewielka, pozbawiona łóżka, gdyż Mikołaj sypiał na gołej ziemi. Wkrótce dobudowano do niej małą kaplicę, gdzie z czasem dochodzący kapłan zaczął odprawiać Msze Święte.

 

Sława pobożnego pustelnika rozchodziła się po kraju. W 1469 roku przybył do Ranft pewien szlachcic ze Szwabii, były rabuś o imieniu Ulrich. Poprosił o zgodę, by mógł zamieszkać w pobliżu i pokutować za popełnione winy. Mikołaj zyskał sąsiada, który surowo pouczony, nie narzucał mu się, pędząc pustelnicze życie po drugiej stronie potoku.

 

W tym okresie post świątobliwego pokutnika przybrał nadprzyrodzoną formę – jedynym pokarmem, którym się posilał, była Eucharystia. W pewnym momencie wśród ludzi zaczęła jednak krążyć opinia, że życie, które pustelnik prowadzi, możliwe jest tylko za sprawą złego ducha. By to wyjaśnić, biskup Konstancji polecił mu zjeść pobłogosławiony chleb, co ten w duchu posłuszeństwa uczynił.

 

Nie zabrakło także ludzi podważających ścisły charakter postu Mikołajowego. W trosce o dobrą opinię pustelnika, władze kantonu nakazały całomiesięczną obserwację świątobliwego męża. Nie było wątpliwości, nie brał on do ust niczego oprócz Ciała Pana Jezusa.

Świątobliwe życie pustelnika stanowiące pociągający przykład dla innych wywoływało wściekłość diabła. Nieraz zły napadał na Mikołaja i bił go dotkliwie. Święty mąż odpowiadał skuteczniejszą bronią – modlitwą różańcową, postem oraz wzywaniem imion Jezusa i Maryi.

 

Jego wiara była prosta, a zarazem głęboka. Nie kończył szkół, nie posiadł umiejętności czytania. Jedyną Biblią, jaką dysponował, był powieszony na ścianie obraz z oryginalnym przedstawieniem Trójcy Świętej i prawd wiary. Ta swoista Biblia pauperum stała się przedmiotem jego medytacji. Licznie napływających pielgrzymów namawiał przede wszystkim do zachowywania Bożych przykazań.

 

Pustelnia nie odcięła całkowicie Mikołaja od wielkiej polityki. Dane mu było jeszcze raz odegrać ogromną rolę w historii Szwajcarii. W 1481 roku, w odpowiedzi na poważny kryzys ustrojowy, który nastąpił w trakcie zjazdu w Stans, Święty przedstawił własny projekt nowej organizacji Związku Szwajcarskiego. Propozycje cieszącego się wielkim autorytetem pustelnika zostały zaakceptowane przez przedstawicieli wszystkich kantonów, co zapobiegło wojnie domowej i uratowało jedność alpejskiego kraju.

 

W chwale Bożej

 

Nadszedł rok 1487, w którym świątobliwy pustelnik osiągnął wiek 70 lat. Zgodnie z proroctwem przekazanym mu przez wspomnianych wcześniej trzech pielgrzymów, zbliżał się kres jego życia. Przed śmiercią złożyła go ciężka choroba. Dotkliwe bóle mięśni sprawiały, że nie mógł ułożyć się na klepisku pustelni bez cierpienia. W ostatnich dniach czuwała przy nim żona z dorosłymi już dziećmi oraz przyjaciele. Wreszcie 21 marca, przyjąwszy Wiatyk, oddał Bogu ducha.

 

Na pogrzeb przybyły tłumy wiernych. Modlącej się przy grobie Mikołaja żonie Dorocie ukazał się anioł. Oznajmił jej, że widział męża stojącego na skale, pod którą się urodził, ze sztandarem w dłoni i otoczonego blaskiem.

Do grobu Świętego, znajdującego się przy kościele w Sachseln, przybywali liczni pątnicy. Wszyscy czekali na informacje o cudach i nie rozczarowali się. Wkrótce odnotowano pierwsze uzdrowienia, przede wszystkim wśród ludzi cierpiących na dolegliwości nóg.

Rosnący kult Mikołaja z Flüe zatwierdził 8 marca 1669 roku papież Klemens IX. Prawie 300 lat później, 15 maja 1947 roku, papież Pius XII ogłosił go świętym, a jednocześnie głównym patronem Szwajcarii.

 

Adam Kowalik

 


Ten artykuł przeczytałeś dzięki ofiarności Darczyńczów. Wesprzyj nas i zostań współtwórcą "Przymierza z Maryją".

NAJNOWSZE WYDANIE:
Kto będzie zbawiony?
Przeznaczeniem człowieka jest wieczność… Naszym przeznaczeniem jest życie wieczne… Jednak jakie ono będzie, to zależy już od naszych codziennych decyzji i wyborów. W pierwszym tegorocznym wydaniu naszego pisma, postanowiliśmy wypełnić jego łamy tematyką Nieba i wiecznego zbawienia. Czym jest Niebo? Czym zbawienie? Co o Niebieskim Jeruzalem mówili święci mistycy? Na te pytania odpowiadają nasi autorzy. Zapraszam do lektury!

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
W Apostolacie od 10 lat. A czemu nie?

Pani Grażyna Wolny z Rybnika należy do Apostolatu Fatimy od około 10 lat. W maju 2022 roku zawitała wraz z mężem Janem na spotkanie Apostołów do Zawoi. Oprócz czasu poświęconego na pielgrzymki do Zakopanego, Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej, udało nam się porozmawiać o tym, za co ceni Apostolat Fatimy, jak kształtowała się jej wiara i pobożność. Oto co nam o sobie opowiedziała Pani Grażyna…

 

U mnie w domu rodzinnym rodzice nie przymuszali nas do modlitwy. Po prostu klękali i my robiliśmy to samo, nie było nacisku. Gdy przychodziła niedziela czy święta, wiedzieliśmy, że trzeba iść do kościoła, rodzice nie musieli nam tego mówić, każdy to robił i to zostało po dzień dzisiejszy w głowie. Jeszcze dziś mam przed oczami obraz Mamy i Taty, jak klęczeli. To było normalne. Kiedyś nie patrzyłam na to tak jak teraz, gdy mam swoje dzieci.


Moja babcia, mama mojej mamy, pochodziła z Bukowiny Tatrzańskiej; bardzo dużo się modliła, była bardzo wierzącą kobietą. Praktycznie dzień w dzień chodziła pieszo do kościoła, który był oddalony od jej domu o 40 minut; często przystępowała do Komunii Świętej. Jeździłam do niej na wakacje. Zawsze chodziłam z nią do kościoła w środy – na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przykład był naprawdę dobry.


W 2014 roku miałam otwarte, bardzo poważne złamanie nogi. Lekarz stwierdził, że nadawała się do amputacji. Jak widziałam moją nogę, która wisiała tylko na skórze, to mówiłam sobie po cichu: – Jezu ufam Tobie! Po operacji przywieziono mnie na salę, a nad łóżkiem, na którym miałam leżeć, wisiał obrazek „Jezu ufam Tobie”. Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala i przed drugą operacją powiedziałam pielęgniarzowi: – Niech ręka Boża was prowadzi. Po operacji trafiłam w to samo miejsce, do tej samej sali. Pomyślałam, że chyba Pan Jezus czuwa nade mną. Leżąc w szpitalu, odmawiałam litanię do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec. Na drugi dzień po operacji przyszedł ten pielęgniarz i powiedział: – Ja Panią słyszałem przez całą noc, to co Pani do mnie powiedziała. Noga została uratowana, wszystko się pozrastało, tak że dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, zostały tylko blizny. Różaniec i Koronka ratują mnie w takich trudnych sytuacjach.


Kilka miesięcy później wypadek miał mój młodszy syn i jego nauczyciel. Syn zadzwonił do mnie mówiąc: – Mamo, mieliśmy wypadek, ale nic poważnego się nie stało. Na miejscu wypadku zebrało się trochę ludzi. Nagle z tłumu wyszedł uśmiechnięty pan i powiedział do nich: – Chłopcy, ja myślałem, że wy z tego wypadku nie wyjdziecie cało. Po czym dał im obrazki „Jezu ufam Tobie” z modlitwą na odwrocie i zniknął. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką modlitwą.


Kilka lat temu zmarł mój brat. Chorował na raka wątroby. Jeździł ze mną i moim mężem do spowiedzi, na rekolekcje, na Mszę o uzdrowienie. On był człowiek-dusza, gołębie serce. Zamawialiśmy Msze Święte, żeby umarł pojednany z Bogiem i tak się stało. Byliśmy przy jego śmierci w szpitalu. Modliliśmy się przy nim na Koronce, a po pierwszej dziesiątce Różańca odszedł spokojnie, pojednany z Bogiem.


W Apostolacie Fatimy jestem od około 10 lat, choć Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wspierałam już wcześniej. Pewnego razu wzbudziła moje zainteresowanie strona z apelem: Zostań Apostołem Fatimy! Pomyślałam: A czemu nie! I napisałam lub raczej zadzwoniłam, że chcę zostać Apostołem i dostałam wszystkie materiały: obrazek i figurkę Matki Bożej Fatimskiej, Różaniec, krzyżyk. No i „Przymierze z Maryją” – dla mnie to jest naprawdę dobre pismo. Można w nim przeczytać na przykład niezwykle budujące świadectwa innych czytelników…


Piękne jest to, że za Apostołów Fatimy odprawiana jest co miesiąc Msza Święta, że codziennie modlą się też za nas siostry zakonne. Cieszę się, że Apostolat jest taką wspólnotą, którą tworzą podobnie myślący ludzie.


oprac. Janusz Komenda

 


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Listy od Przyjaciół

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem bardzo wzruszona Waszą codzienną pracą nad budzeniem sumień Polaków. Naprawdę ogrom wykonanej pracy w Imię Boże i Matki Bożej Fatimskiej. Bardzo dziękuję za wszystkie broszurki, książeczki, obrazki święte, za „Przymierze z Maryją”, magazyn „Polonia Christiana” i modlitwę. Nie znajduję słów, żeby Wam za to wszystko podziękować.

Pozwólcie, że opowiem coś o sobie. Od lat bardzo choruję, urodziłam się w niewoli niemieckiej 10 czerwca 1944 roku. Rodzice byli zesłani na przymusowe roboty, a ojciec na początku był przez rok za drutami w obozie jenieckim. Oboje pracowali o głodzie i chłodzie. Ja zaś pracowałam przez 30 lat na 3 zmiany w szpitalach jako pielęgniarka. Z powodu wrodzonej wady wzroku, która przez lata się pogłębiała, zmuszona byłam przejść na emeryturę, ale daję sobie radę dość dobrze! Niech Was Pan Bóg w Trójcy Jedyny błogosławi. Jesteście wspaniałymi ludźmi, oby takich jak najwięcej w naszej Polsce kochanej. Oby była wolna i niepodległa. Z wyrazami szczerej wdzięczności za Waszą pracę.

Anna z Jastrzębia-Zdroju

 

 

Szczęść Boże!

Pragnę odnieść się do pytania postawionego w liście: „Czy wy nie za bardzo czcicie Maryję, zamiast po prostu skupić się na Bogu?”. Muszę przyznać, że sam również niejednokrotnie spotkałem się z takim stwierdzeniem, co też odnosiło się do kultu świętych. A to przecież „Przez Maryję do Jezusa”. To właśnie Maryja mówi nam: „Uczyńcie wszystko, co wam mówi mój Syn”. Same słowa „Magnificat” również przepełnione są miłością i wypowiedziane w tym zachwycie Maryi. Musimy mieć świadomość, że Maryja nie chce sławy dla siebie. Ona ukazuje Boga, którego mamy wraz z Nią uwielbiać. Maryi nie da się czcić „za bardzo”!

Czesław z Łaszczowa

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo serdecznie dziękuję za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Powiesiłem go nad swoim łóżkiem, żeby Matka Najświętsza spoglądała na mnie i miała mnie zawsze w Swej opiece, w dzień i w nocy. Kiedy spoglądam na ten kalendarz i widzę, jak Matka Boża Fatimska patrzy na mnie uśmiechnięta, to czuję się, jakby stale chciała ze mną być. Modlę się do Niej i proszę o zdrowie, siłę i żeby zawsze się mną opiekowała.

Denis z Opolskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Gdy 6 lat temu byłem zmuszony poddać się ciężkiej operacji jelita grubego, która tak naprawdę uratowała mi życie, odwiedził mnie kolega z „ławy szkolnej” ks. Edward Staniek, wielki autorytet naukowy. Kiedy powiedziałem mu, że cudem Boskim jest to, że jeszcze żyję, odpowiedział mi: „Żyjesz, bo widocznie jesteś jeszcze potrzebny”. Z początku przyjąłem to z niedowierzaniem, ale dziś z perspektywy czasu uważam, że były to słowa prorocze, bo jeszcze przydam się choćby Stowarzyszeniu, wspomagając je na ile mnie stać. Jest to bezsprzecznie dzieło na szeroką skalę. Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Pana Prezesa i całej wspólnoty.

Kazimierz z Krakowa

 

 

Szczęść Boże!

Składam serdeczne „Bóg zapłać” za czasopismo „Przymierze z Maryją” i nie tylko, ponieważ otrzymuję też od Was również dewocjonalia, z których bardzo się cieszę. „Przymierze…” jest bardzo interesujące, czytam z radością, jak również przekazuję innym osobom. Ostatnio otrzymałam „Apostoła Fatimy”, jego lektura również jest bardzo ciekawa, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Jestem osobą starszą – wierzącą i praktykującą. Do kościoła uczęszczam niemal codziennie, ponieważ mam blisko. Dziękuję Bogu i Maryi za siły, które otrzymuję. Chciałabym podziękować za piękny kalendarz, zajmuje on ważne miejsce w moim domu.

Krystyna z Wołowa

 

 

Szanowni Państwo!

Serdecznie pozdrawiam całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Z całego serca dziękuję za wszystkie przesyłane „Przymierza z Maryją”. Kocham to pismo i zawsze czekam na nie z tęsknotą. Dziękuję również za wszelkie inne przepiękne, wartościowe przesyłki i pamięć, za co składam serdeczne „Bóg zapłać”. Ja w zamian modlę się za wszystkich pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Niech Maryja otacza całą Redakcję Swą Matczyną opieką. Aby Wam Bóg błogosławił w życiu osobistym i zawodowym.

Janina ze Świętokrzyskiego

 

 

Szczęść Boże!

Składam moje najserdeczniejsze podziękowania za otrzymane życzenia urodzinowe oraz polecenie mnie w opiekę Fatimskiej Matce, jak również za modlitwę w mojej intencji. Byłam bardzo ucieszona i mile zaskoczona, że Pan Prezes osobiście dołożył starań, aby sprawić mi radość. Jeszcze raz serdeczne Bóg zapłać!

Halina z Chorzowa

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję serdecznie za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Pragnę podziękować również za przesłany mi obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, książeczkę i kartę, na której mogłam zapisać swoje podziękowania i prośby do Matki Bożej. Dziękuję także za „Przymierze z Maryją” – to wartościowa lektura. Czytając artykuły w czasopiśmie wiele się dowiaduję, pogłębiam swoją wiedzę i po przeczytaniu zanoszę je do kościoła, aby inni też mogli skorzystać z „Przymierza…”. Dziękując za wszystkie przesyłki, życzę, aby kolejny rok był wspaniałym czasem odkrywania Bożej i ludzkiej miłości, odnowy sumień i umocnienia wiary.

Anna z Ząbkowic

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi oraz wszystkim pracownikom za wspaniałość, jaką nas Państwo obdarzacie. Za kalendarze, książeczki i inne dewocjonalia. Książki są cudne, jedną sobie zostawiam, a drugą prześlę rodzinie. „Przymierze z Maryją” też im wysyłam i bardzo się z tego cieszą i dziękują za wszystko!

Bronisława ze Szczecina