Apostołka jedności Kościoła, gorliwa patriotka, osoba o nieprzeciętnych zdolnościach, bezgranicznie oddana Bogu. Błogosławiona Bolesława Maria Lament, założycielka Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny należy do najznamienitszych i godnych naśladowania postaci przełomu XIX i XX wieku. Jej wspomnienie przypada 29 stycznia.
Bolesława Maria Lament przyszła na świat 3 lipca 1862 roku w Łowiczu, jako pierwsza z ośmiorga dzieci Marcina i Łucji z domu Cyganowskiej. Wzrastała w rodzinie głęboko religijnej, w której żyło się wiarą i z niej czerpało siłę do zmagań z codziennymi trudnościami. Rodzice byli dla Bolesławy wzorem pobożności, pracowitości i oddania Ojczyźnie. Mama – kobieta pełna dobroci i wielkiego serca przekazała jej wrażliwość na ból i ludzką krzywdę. Ojciec, znany ze swej surowości, nauczył ją odpowiedzialności i dyscypliny.
Mimo wątłego zdrowia wyrosła na silną i odważną dziewczynę, o mocnym kręgosłupie moralnym. Każdą wolną chwilę spędzała na modlitwie przed obrazem Matki Bożej Łowickiej.
W 1876 ukończyła trzyklasowe progimnazjum rosyjskie. Lata spędzone w szkole były dla niej czasem próby. Ze względu na swój katolicyzm i narodowość doświadczyła wielu szykan i upokorzeń ze strony władz. Miała jednak na tyle mocny charakter, że potrafiła odnaleźć się w tym trudnym środowisku i bronić swoich przekonań. Co więcej, za wzorowe wyniki otrzymała wyróżnienie.
Na tym etapie edukacji mogła już uczyć w szkole podstawowej. Wybrała jednak inną drogę. Za namową rodziców zajęła się krawiectwem, którego uczyła się w Warszawie. Po otrzymaniu dyplomu wróciła do Łowicza i założyła własny zakład. Dała się wówczas poznać jako osoba kreatywna o dużych zdolnościach organizacyjnych. Mimo to jej pragnienia szły dalej, chciała poświęcić swoje życie Bogu. Postanowiła więc wstąpić do działającego w konspiracji warszawskiego Zgromadzenia Sióstr Rodziny Maryi.
Po odbytym nowicjacie złożyła śluby czasowe i jako misjonarka świecka została nauczycielką, wychowawczynią i instruktorką krawiectwa w kilku rosyjskich placówkach.
Wszędzie okazywała wielką troskę o dziewczęta, starając się je nie tylko pozyskać dla Kościoła (z prawosławia), ale także przygotować do Pierwszej Komunii Świętej. Była gorliwą zakonnicą, odznaczała się darem modlitwy, skupienia, powagą i wiernością w wypełnianiu swoich obowiązków. W zgromadzeniu pozostała osiem lat. Nie zdecydowała się jednak złożyć ślubów wieczystych odczuwając niepewność co do kierunku obranej drogi życiowej. Wróciła więc do domu rodzinnego w Łowiczu i tu oddawała się pracy wśród dzieci i młodzieży.
Nowe zgromadzenie
Nagła śmierć ojca oznaczała dla Bolesławy nowe obowiązki. Jako najstarsza z rodzeństwa wzięła na swoje barki ciężar utrzymania matki i młodszego rodzeństwa. W 1894 roku cała rodzina przeniosła się do Warszawy. Tu Bolesława pracowała jako krawcowa i poświęcała się pracy społecznej. Objęła kierownictwo domu noclegowego na Pradze, służąc pomocą biednym i bezdomnym. Troszczyła się nie tylko o ich byt materialny, ale i o odnowę moralną, o powrót do Boga i Kościoła przez sakramenty święte. – Każdy bliźni to nasz brat, za którego zbawienie, uświęcenie my częściowo odpowiadamy – mówiła.
Gdy w nieszczęśliwym wypadku zginął jej brat, Stefan, przygotowujący się do kapłaństwa, postanowiła wrócić do życia zakonnego. Wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka. W tym czasie jej kierownikiem duchowym został słynny kapucyn, o. Honorat Koźmiński. Pod jego kierownictwem odprawiała każdego roku rekolekcje. Za jego też radą w 1903 roku udała się do Mohylewa na Białorusi, aby na Kresach podjąć opiekę religijno‑patriotyczną nad polskimi dziećmi.
W ten sposób bł. Bolesława odpowiedziała zarówno na wezwanie Boże, jak i na prośby miejscowej ziemianki Leontyny Sianożęckiej pragnącej ustrzec dzieci przed rusyfikacją.
Tu, na miejscu, zdała sobie sprawę z tego, że bez zorganizowania się, bez struktur nie można skutecznie działać. Dlatego w 1905 roku założyła nowe zgromadzenie – Towarzystwo Świętej Rodziny, znane dziś jako Zgromadzenie Sióstr Misjonarek Świętej Rodziny. Jego celem miała być modlitwa, działalność religijno‑wychowawcza i pomoc katolikom, rozproszonym wśród prawosławnych, oraz apostolstwo na rzecz powrotu tych ostatnich do jedności ze Stolicą Apostolską.
Siła wśród przeciwności
W 1907 roku ze względu na trudności finansowe, matka Bolesława przeniosła się ze swoją wspólnotą do Petersburga, gdzie rozwinęła szeroką działalność oświatowo‑wychowawczą. Siostry miały pod swoją opieką sierocińce, prowadziły szkoły, angażowały się w pracę dobroczynną. Matka Bolesława szczególną troską otaczała młodzież, którą chciała uchronić przed utratą wiary i polskości. Jej praca przynosiła owoce. – Niejedna z nas stała się lepsza pod wpływem Matki Lament – pisały po latach jej uczennice. Zdawały sobie sprawę z tego, że wychowuje je silna indywidualność, o nieprzeciętnym umyśle i gorącym sercu.
Codzienne życie matki Bolesławy Marii było nacechowane żywą wiarą, głębokim skupieniem, rozmodleniem, kultem Eucharystii i Najświętszego Serca Pana Jezusa. Niestety w następstwie rewolucji październikowej, po przejęciu władzy przez bolszewików, sytuacja sióstr drastycznie się pogorszyła.
W 1918 roku nowe władze upaństwowiły szkoły. Misjonarki zostały zmuszone do opuszczenia Rosji i w 1921 roku wyjechały do odrodzonej Polski. Dla matki Bolesławy był to ogromy cios. Siostry straciły cały majątek, zostawiły z mozołem tworzone placówki, a w nich ludzi potrzebujących pomocy i wsparcia. Wszystkie plany i marzenia zostały przekreślone. Jednakże nasza bohaterka, dla której liczyła się jedynie wola Boża, przyjęła cały ten splot okoliczności i uwarunkowań polityczno‑społecznych z pokorą, jako znak od Boga. Jak sama powtarzała: dzieła Boże nabierają siły żywotnej wśród przeciwności.
Na polskiej ziemi
Po kilkumiesięcznym kierowaniu przejściową pracą sióstr na Wołyniu, w 1922 roku matka Bolesława otworzyła dom w Chełmnie na Pomorzu. Tu po raz pierwszy siostry założyły strój zakonny. Tu też pragnęła ulokować nowicjat i dom generalny, ale nie uzyskała zgody władz kościelnych. Nie poddała się jednak i cały czas szukała miejsca dla swojej wspólnoty. W roku 1925 otrzymała na ten cel pobernardyński klasztor w Ratowie, w diecezji płockiej. Teraz mogła już wraz z siostrami bez przeszkód poświęcić się pracy duszpastersko‑wychowawczej. Za główny teren działalności zgromadzenia matka Bolesława obrała wschodnie obszary Polski. W ciągu kilku lat powstało ponad 20 nowych placówek. Siostry pracowały głównie wśród ludności wiejskiej – w dużej mierze też prawosławnej, w miejscowościach oddalonych od kościoła. Gromadziły ludzi na modlitwę, opiekowały się najuboższymi, spełniały posługę samarytańską i udzielały pomocy materialnej. Ich postawa budziła wielkie uznanie. W niektórych przypadkach dochodziło też do konwersji na katolicyzm.
Piękne owoce
W roku 1935 Bolesława Maria z powodu podeszłego wieku i pogarszającego się stanu zdrowia zrzekła się obowiązków przełożonej generalnej. Zgromadzenie liczyło wtedy 174 siostry, 26 nowicjuszek i 9 postulantek, które pracowały na 22 placówkach w Polsce oraz w Estonii i w Rzymie. Decyzją nowej przełożonej Matka Bolesława została przeniesiona z Ratowa do Białegostoku. Tu prowadziła wszechstronną działalność apostolską, wychowawczą i charytatywną. Z jej inicjatywy powstały dwa przedszkola, szkoła zawodowa i gimnazjum ogólnokształcące, organizowano kursy krawieckie, siostry prowadziły dom noclegowy i stołówkę. Podjęły też pracę charytatywną wśród kobiet przebywających w zakładach karnych. Sześć lat później matka Lament została sparaliżowana, choroba trwała pięć lat. Przez cały ten czas modlitwą i swoim cierpieniami wspierała założone przez siebie zgromadzenie. Nadprzyrodzona nadzieja była dla niej źródłem pogody ducha w chorobie i spokojnego przygotowania się na spotkanie z Bogiem. – Wszystkie doświadczenia winny być drabiną do Nieba. Jeśliby ktoś ze swego kaprysu chciał pominąć niektóre szczeble, to wówczas już nie sięgnie nogą z jednego na drugi, nie wzniesie się wzwyż – pisała.
W Domu Ojca
Matka Bolesława Lament zmarła w opinii świętości 29 stycznia 1946 roku. Została pochowana zgodnie ze swoją wolą w krypcie kościoła św. Antoniego w Ratowie. Żywa pamięć o niej i przekonanie o jej świętości zarówno w zakonie, jak i wśród osób, które się z nią zetknęły, zaowocowała wszczęciem procesu beatyfikacyjnego. W 1991 roku podczas pielgrzymki do Polski Ojciec Święty Jan Paweł II beatyfikował matkę Bolesławę Marię Lament potwierdzając jej heroiczność cnót i świętość życia. Życia, które poświęciła w całości Bogu i bliźnim.
Pani Grażyna Wolny z Rybnika należy do Apostolatu Fatimy od około 10 lat. W maju 2022 roku zawitała wraz z mężem Janem na spotkanie Apostołów do Zawoi. Oprócz czasu poświęconego na pielgrzymki do Zakopanego, Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej, udało nam się porozmawiać o tym, za co ceni Apostolat Fatimy, jak kształtowała się jej wiara i pobożność. Oto co nam o sobie opowiedziała Pani Grażyna…
U mnie w domu rodzinnym rodzice nie przymuszali nas do modlitwy. Po prostu klękali i my robiliśmy to samo, nie było nacisku. Gdy przychodziła niedziela czy święta, wiedzieliśmy, że trzeba iść do kościoła, rodzice nie musieli nam tego mówić, każdy to robił i to zostało po dzień dzisiejszy w głowie. Jeszcze dziś mam przed oczami obraz Mamy i Taty, jak klęczeli. To było normalne. Kiedyś nie patrzyłam na to tak jak teraz, gdy mam swoje dzieci.
Moja babcia, mama mojej mamy, pochodziła z Bukowiny Tatrzańskiej; bardzo dużo się modliła, była bardzo wierzącą kobietą. Praktycznie dzień w dzień chodziła pieszo do kościoła, który był oddalony od jej domu o 40 minut; często przystępowała do Komunii Świętej. Jeździłam do niej na wakacje. Zawsze chodziłam z nią do kościoła w środy – na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przykład był naprawdę dobry.
W 2014 roku miałam otwarte, bardzo poważne złamanie nogi. Lekarz stwierdził, że nadawała się do amputacji. Jak widziałam moją nogę, która wisiała tylko na skórze, to mówiłam sobie po cichu: – Jezu ufam Tobie! Po operacji przywieziono mnie na salę, a nad łóżkiem, na którym miałam leżeć, wisiał obrazek „Jezu ufam Tobie”. Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala i przed drugą operacją powiedziałam pielęgniarzowi: – Niech ręka Boża was prowadzi. Po operacji trafiłam w to samo miejsce, do tej samej sali. Pomyślałam, że chyba Pan Jezus czuwa nade mną. Leżąc w szpitalu, odmawiałam litanię do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec. Na drugi dzień po operacji przyszedł ten pielęgniarz i powiedział: – Ja Panią słyszałem przez całą noc, to co Pani do mnie powiedziała. Noga została uratowana, wszystko się pozrastało, tak że dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, zostały tylko blizny. Różaniec i Koronka ratują mnie w takich trudnych sytuacjach.
Kilka miesięcy później wypadek miał mój młodszy syn i jego nauczyciel. Syn zadzwonił do mnie mówiąc: – Mamo, mieliśmy wypadek, ale nic poważnego się nie stało. Na miejscu wypadku zebrało się trochę ludzi. Nagle z tłumu wyszedł uśmiechnięty pan i powiedział do nich: – Chłopcy, ja myślałem, że wy z tego wypadku nie wyjdziecie cało. Po czym dał im obrazki „Jezu ufam Tobie” z modlitwą na odwrocie i zniknął. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką modlitwą.
Kilka lat temu zmarł mój brat. Chorował na raka wątroby. Jeździł ze mną i moim mężem do spowiedzi, na rekolekcje, na Mszę o uzdrowienie. On był człowiek-dusza, gołębie serce. Zamawialiśmy Msze Święte, żeby umarł pojednany z Bogiem i tak się stało. Byliśmy przy jego śmierci w szpitalu. Modliliśmy się przy nim na Koronce, a po pierwszej dziesiątce Różańca odszedł spokojnie, pojednany z Bogiem.
W Apostolacie Fatimy jestem od około 10 lat, choć Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wspierałam już wcześniej. Pewnego razu wzbudziła moje zainteresowanie strona z apelem: Zostań Apostołem Fatimy! Pomyślałam: A czemu nie! I napisałam lub raczej zadzwoniłam, że chcę zostać Apostołem i dostałam wszystkie materiały: obrazek i figurkę Matki Bożej Fatimskiej, Różaniec, krzyżyk. No i „Przymierze z Maryją” – dla mnie to jest naprawdę dobre pismo. Można w nim przeczytać na przykład niezwykle budujące świadectwa innych czytelników…
Piękne jest to, że za Apostołów Fatimy odprawiana jest co miesiąc Msza Święta, że codziennie modlą się też za nas siostry zakonne. Cieszę się, że Apostolat jest taką wspólnotą, którą tworzą podobnie myślący ludzie.
oprac. Janusz Komenda
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdeczne Bóg zapłać za przesłanie pięknej figurki Matki Bożej. Tak bardzo czekałam na Mateczkę Najświętszą. Klękam codziennie i modlę się do Niej, prosząc o łaskę nawrócenia dla mojego męża i dzieci, którzy odeszli od Pana Boga. Będę nieustannie się za nich modlić i błagać o ich nawrócenie. Będę wypraszać i błagać Mateńkę o opiekę nad moimi wnukami, które też są daleko od Pana Boga, a ja nie mogę do nich dotrzeć, bo rodzice nie dają im przykładu. Zaznaczę, że dwóch wnuków mam za granicą i całkiem nie mam na nich wpływu. Pozostaje tylko wiara, nadzieja i modlitwa, że kiedyś moje prośby zostaną wysłuchane. Bardzo się cieszę, że mogę wspomagać Apostolat Fatimy drobnymi datkami, przez co inne rodziny mogą też poznawać to wielkie dzieło dla Matki Bożej. Zapewniam o moim wsparciu, dopóki Pan Bóg pozwoli. Dziękuję za wszystkie dewocjonalia, które do tej pory otrzymałam. Codziennie modlę się na podarowanym mi różańcu. Życzę zdrowia, dużo siły i wsparcia Mateńki Bożej w dalszym posługiwaniu. Proszę o modlitwę. Bóg zapłać za to, że trafiłam do Apostolatu Fatmy i że Matka Boża mnie tam zaprowadziła. Był to zupełny przypadek, gdy na mojej drodze pojawiło się „Przymierze z Maryją”. Bardzo czekam na każdy kolejny numer, który czytam z wielką uwagą. Po przeczytaniu zanoszę do kościoła, aby ktoś inny mógł skorzystać i dowiedzieć się o „Przymierzu…”.
Maria
Szczęść Boże!
Bardzo dziękuję za regularne przesyłanie „Przymierza z Maryją”. Uważam, że jeśli chcemy zadbać o lepszą przyszłość kolejnych pokoleń, musimy zamieszczać na łamach „Przymierza…” artykuły nawiązujące do minionych pokoleń i ludzi, którzy byli wierni Panu Bogu, Ewangelii i żyli według zaleceń i wskazań Kościoła. Teraz widzimy, jaka jest moralność młodzieży, jakie słowa padają z ust nastolatków, nawet dziewcząt. Brak im jakichkolwiek autorytetów. Pokutuje podejście „róbta, co chceta” i, niestety, w ten sposób postępują… To straszne!
Bogusław z Milanówka
Szanowni Państwo!
Chciałabym serdecznie podziękować za wszystkie przesyłki otrzymane w 2022 roku. Staram się je skrupulatnie przeglądać i czytać. Szczególnie dziękuję za kalendarz, z którego korzystam przez cały rok. Stoi zawsze na honorowym miejscu. Dziękuję bardzo za modlitwę i proszę o dalszą w 2023 roku. Życzę całej Redakcji błogosławieństwa Bożego i życzliwości ludzi w Waszym dziele nawracania na dobrą drogę wiary.
Teresa z Łódzkiego
Szczęść Boże!
Mam propozycję kilku tematów, które myślę, że warto poruszyć na łamach „Przymierza z Maryją”. Proszę rozważyć publikację tekstów modlitw, aktów zawierzenia, proszę także o dalszą publikację tekstów o świętych wzorach do naśladowania. Warto również doradzić Czytelnikom, jak pomagać osobom uzależnionym.
Celina z Dolnośląskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pragnę podzielić się kilkoma refleksjami od siebie. W mojej rodzinie od 30 lat jest obecna modlitwa „Sen Najświętszej Maryi Panny”. Modlitwa ta pomaga nam w trudnych chwilach, niespodziewanych zdarzeniach, była wybawieniem w sytuacjach bez wyjścia – „A kto będzie odmawiał albo słuchał nie zginie na każdym miejscu; ani na wojnie, ani na drodze, a w którym domu ten sen będzie się znajdował, temu ani ogień szkodzić nie będzie”. Bardzo bym chciał, aby ta modlitwa została jak najszerzej rozpropagowana.
Jan z Lubuskiego
Szanowni Państwo!
Mam kilka propozycji tematycznych. Uważam, że dobrze by się stało, gdyby w pismach katolickich położyć większy nacisk na naukę historii Polski, propagować życiorysy wybitnych Polaków na przykład rotmistrza Witolda Pileckiego, Łukasza Cieplińskiego „Pługa”, generała Fieldorfa „Nila” czy kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pokazujmy odważnie rolę Kościoła katolickiego w powstaniu cywilizacji łacińskiej, która zapanowała prawie na całym świecie. Teraz jest ona bardzo skutecznie zwalczana, a Europa traci swą wiodącą rolę i kroczy ku upadkowi.
Jan ze Skierniewic
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję Państwu za kontakt i przesłanie mi kalendarza „365 dni z Maryją”. Zawarte prawdy w otrzymanym liście wzruszają, bo dotyczą ogromnej roli Matki Najświętszej w naszym codziennym życiu oraz szerzącej się obojętności na wiarę chrześcijańską. Dziękuję bardzo za propagowanie modlitwy w „Przymierzu z Maryją”. Cieszę się, że jesteście, że mogę korzystać i potwierdzać w moim życiu opiekę i dobro Matki Bożej. Mam 88 lat i wszystko, co w życiu zdobyłam, stało się dzięki Maryi, do której zwracam się w modlitwie każdego dnia.
Zofia z Łódzkiego
Szczęść Boże!
Moje dzieci i wnuki mają prawo jazdy, a tym samym własne auta. Jako matka i babcia chciałabym, aby w ich samochodach znajdował się wizerunek patrona kierowców św. Krzysztofa wraz z modlitwą. Myślę, że można którąś z akcji poświęcić kierowcom, aby pamiętali o modlitwie przed podróżą oraz o bezpieczeństwie podczas jazdy.
Teresa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Bardzo dziękuję za wszystkie przesyłki, które otrzymuję. Dostałam dyplom oraz Kartę Apostoła Fatimy, książkę o Ojcu Pio z poświęconym różańcem i obrazkiem z relikwią. Bardzo się cieszę z tego wszystkiego. Akcje, które przeprowadzacie, są wspaniałe. Chciałabym, aby w „Przymierzu z Maryją” było jeszcze więcej listów od Czytelników, więcej świadectw – to ludzi bardzo interesuje. Pozdrawiam, życząc dużo zdrowia i potrzebnych łask.
Halina z Gdyni