Święte wzory
 
Św. Rita z Cascii - patronka spraw beznadziejnych
Adam Kowalik

Rok 1381 był szczególnie szczęśliwy dla Antoniego Lotti i jego żony Amaty, mieszkańców wioski Roccaporena w górach Umbrii (centralna część Italii). Spełniło się ich wielkie pragnienie – po latach wyczekiwania i próśb wznoszonych do Boga, zostali wreszcie rodzicami. Na świat przyszła córeczka Rita, w przyszłości stygmatyczka i mistyczka...

Według starej tradycji poczęcie dziecka miał zapowiedzieć Amacie anioł. Kilka dni po narodzinach Rity miało miejsce niezwykłe zdarzenie. Na twarzy leżącej w kołysce dziewczynki usiadły pszczoły. Przez chwilę spacerowały po niej, raz po raz wchodząc do ust dzieciny. Nie uczyniły jej jednak żadnej krzywdy...

Dziewczynka rosła otoczona miłością matki i ojca. Była niezwykle pobożnym dzieckiem, bardzo lubiła się modlić. Wcześnie znalazła sobie kierownika duchowego. Został nim żyjący w jednej z grot w okolicach Roccaporena mnich. Kontakt z mieszkającymi w pobliskiej Cascii augustianami i augustiankami zaowocował zafascynowaniem Rity duchowością zakonu. Nic dziwnego, że w końcu zapragnęła wstąpić do klasztoru. Niestety, na drodze do spełnienia tego zamiaru stanęła decyzja rodziców, którzy uznali, że ich córka winna wyjść za mąż. Rita przyjęła wolę rodziców z pokorą.

Małżeństwo – ciernista droga


Nie było problemu z wydaniem za mąż ładnej, skromnej i cnotliwej panny. Wybór Antoniego i Amaty padł na mieszkającego w Roccaporena Paolo Manciniego. W 1394 r. państwo młodzi ślubowali sobie miłość i wierność aż do śmierci.

Niestety, krótko po ślubie Rita przekonała się, że pod atrakcyjną powierzchownością męża kryje się człowiek trudny we współżyciu. Jego gwałtowny charakter, skłonność do zwady, szorstkość obyczajów były nieraz przyczyną łez małżonki. Trosk przysparzała jej także obojętność religijna Paola. Przy jego ognistym temperamencie, a jednocześnie braku naturalnego wędzidła, jakim dla natury człowieka jest żywa wiara, trudno było liczyć na jego duchowy postęp. Mimo to ich małżeństwo uchodziło za zgodne. Niewątpliwie całą zasługę za to należy przypisać pobożnej żonie, znoszącej wybryki męża z samozaparciem i pokorą. Według niektórych podań, z czasem, pod wpływem Rity, Paolo nieco się ustatkował. Niedługo po ślubie do trosk małżeńskich doszły trudy macierzyństwa. Na świat przyszli dwaj synowie: Giacomo Antonio i Paolo Mario. Szybko okazało się, że chłopcy odziedziczyli charakter po ojcu. Jak on byli krewcy i ambitni. Niełatwo było nad nimi zapanować. Niestety, nad rodziną zbierały się czarne chmury. Pewnego razu, najprawdopodobniej w 1413 r., Paolo nie wrócił z wyprawy do Cascii. Gdzieś na drodze został napadnięty i zamordowany. Do bólu, jaki odczuwała Rita w związku z utratą męża, wkrótce miała dołączyć troska o los synów. Obaj zadeklarowali, że postąpią zgodnie z wymaganiami popularnego wówczas w tych okolicach „prawa” do zemsty. Na nic zdały się błagania matki dowodzącej, że pogański zwyczaj vendetty sprzeciwia się nauce Kościoła; nastoletni bliźniacy trwali w swoim postanowieniu.

Rita wiedziała, co to oznacza. Po dokonaniu zbrodni synom groziła nie tylko kara za tego typu przestępstwa wymierzana przez sądy państwowe – pomsty mogła na własną rękę dochodzić także rodzina ofiary. Przede wszystkim jednak popełnienie grzechu śmiertelnego wepchnęłoby jej ukochanych synów w objęcia szatana.

Co robić?! Jeżeli nie pomaga perswazja, pozostają modlitwy. Rita żarliwie prosiła więc Boga, by zachował jej synów od popełnienia zbrodni. Jakże ciężko było kochającej matce modlić się, by Wszechmogący raczej zabrał jej dzieci z tego świata, niż by mieli popełnić grzech śmiertelny. Grzech vendetty pociągał za sobą cały łańcuch zbrodni. Twórcy jednego ogniwa w łańcuchu nieprawości zaciągali część winy za późniejsze mordy. Rita wiedziała jednak, że Bóg jest nie tylko miłosierny, ale także sprawiedliwy.

Jej prośba została wysłuchana, synowie nie tylko wyrzekli się zemsty, ale także wybaczyli zabójcom ojca. Niestety, uczynili to dopiero na łożu śmierci. Padli bowiem ofiarą zarazy. W ten sposób, młoda jeszcze Rita, rok po tragicznej śmierci męża, utraciła ukochanych synów.

Duchowa córka św. Augustyna


Po śmierci swoich najbliższych Rita powróciła do dawnych planów wstąpienia do klasztoru. Niestety, ksieni odmówiła przyjęcia jej. Autor ­najstarszej biografii świętej jako przyczynę odmowy podaje przepisy wewnętrzne klasztoru, które miały zabraniać przyjmowania do nowicjatu wdów. Należy się jednak domyślać, że prawdziwa przyczyna była inna. Władze klasztoru obawiały się, że mord popełniony na mężu Rity, może mieć następstwa, które wpłyną negatywnie na życie klasztoru, zakłócą pożądany spokój. We wspólnocie mogły się bowiem znaleźć przedstawicielki skonfliktowanych dokonaną zbrodnią rodów. Liczyć jedynie na dojrzałość emocjonalną i duchową sióstr, byłoby nieroztropne.

Przed Ritą stanęło więc trudne zadanie, musiała nie tylko pogodzić krewnych swojego męża z rodziną morderców, ale jeszcze zawartą zgodę umocnić deklaracjami na piśmie. Wiele wysiłku kosztowało przyszłą świętą, by pokonać urazy i wzajemne uprzedzenia obu stron umocnione wielowiekową tradycją vendetty. W końcu jednak udało się i w 1417 r. udręczona wdowa przywdziała strój zakonny.

Warto na marginesie wspomnieć piękne podanie, które zasługę przyjęcia Rity do klasztoru w Cascii przypisuje interwencji trzech świętych: Jana Chrzciciela, Augustyna i Mikołaja z Tolentino, którzy w cudowny sposób mieli wprowadzić Ritę do zamkniętego na noc klasztoru.

Naznaczona Cierniem z Korony


Jeżeli, jak chce tradycja, początkowo nowa zakonnica miała pewne problemy z przystosowaniem się do obowiązku pełnego posłuszeństwa przełożonym, szybko przezwyciężyła miłość własną. Biografowie Rity przekazali nam historię swoistej próby pokory, jakiej poddała ją przełożona. Święta zobowiązana była regularnie podlewać jedną z roślin znajdujących się na terenie klasztoru. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że roślina była zupełnie wyschnięta. Jakież było więc zdumienie wszystkich, gdy pewnego dnia krzak puścił zielone pędy.

Umiłowanie Chrystusa i Kościoła, jakim niewątpliwie odznaczała się Rita od młodych lat, przekształciło się za murami klasztoru w bliskość duchową z Bogiem. Przyszła święta w sposób szczególny umiłowała kontemplację Chrystusa Cierpiącego. Za rozważaniami Męki Pańskiej szła chęć naśladowania Mistrza w cierpieniu. Oddawała się praktykom pokutnym, często pościła, nosiła włosiennicę, biczowała się. Słynna była także pomoc, jaką niosła ubogim i cierpiącym. Widząc to wielkie oddanie pokrzywdzonym przez los, ksieni powierzyła Ricie funkcję pielęgniarki niosącej pomoc chorym i ubogim z miasteczka. To wtedy zaczęto ją nazywać „aniołem miłości”.

Intensywne życie duchowe i oddanie Bogu przygotowały Ritę do doznań mistycznych. Tuż przed złożeniem profesji miała widzenie ogromnej drabiny Jakubowej, na szczycie której czekał na nią Jezus. Mieszkające w klasztorze siostry często były świadkami ekstaz i omdleń Rity. Pewnego razu, a było to w Wielki Piątek, przyszła święta zobaczyła Chrystusa, który włożył na jej głowę koronę cierniową. Jeden z kolców uraził ją tak mocno, że aż zemdlała z bólu. Gdy się ocknęła, odkryła na swym czole krwawą ranę, która mimo starań medyków nie zasychała. Wydzielała się z niej nieprzyjemna woń. Był to stygmat, który Rita miała nosić aż do śmierci.

Tylko raz rana zabliźniła się. Było to w roku 1450, gdy papież Mikołaj V ogłosił Rok Święty. Rita zapragnęła wówczas pójść z grupą sióstr do Rzymu, by wziąć udział w uroczystościach jubileuszowych. Jednak ksieni nie chciała puścić w trudną drogę siostry z krwawiącą raną.

Rita prosiła więc Boga o pomoc. Wkrótce krwawienie ustało, choć związany ze stygmatem ból nie ustąpił. Po powrocie do klasztoru wszystko wróciło do poprzedniego stanu.

Sława świątobliwej zakonnicy z Cascii rosła. Wierni przychodzili do niej z prośbami o modlitwę wstawienniczą, która tak często była skuteczna.

Wyniesiona na ołtarze


Z biegiem lat umęczona Rita słabła i gasła. 22 maja 1457 r. na wieżach kościelnych Cascii odezwały się dzwony. Uruchomiła je moc Boża. Właśnie w tym czasie św. Rita przekroczyła próg śmierci. Zaraz po tym rana na czole zabliźniła się, a przykry zapach, który jej towarzyszył zamienił się w woń róży.

W 1628 r. papież Urban VIII beatyfikował Ritę z Cascii, a w maju 1900 r. Ojciec Święty Leon XIII ogłosił ją świętą. Wspomnienie liturgiczne św. Rity obchodzimy 22 maja. Sarkofag z jej nienaruszonym ciałem znajduje się w sanktuarium w Cascii

* * *

Św. Rita jest patronką spraw trudnych i beznadziejnych, osób chorych, rannych, poniżanych, problemów małżeńskich i matek.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego