Wchodzimy w okres liturgiczny, w którym przeżywamy najważniejsze wydarzenia dla naszego zbawienia. Ostatnia Wieczerza, podczas której Chrystus Pan ustanowił Eucharystię, Jego wielkopiątkowa Męka na Golgocie, cisza Wielkiej Soboty, w której Chrystus zstępuje do Otchłani, by uwolnić z niej sprawiedliwych, i wreszcie Wielka Noc, gdy nasz Pan ostatecznie ukazuje Swój triumf nad śmiercią, piekłem i szatanem.
Ojciec Jan Strumiłowski, cysters, realizujący swe mnisze powołanie w pradawnym klasztorze jędrzejowskim, specjalnie dla Czytelników „Przymierza z Maryją” przygotował nauki na ten Święty Czas. Przeżyjmy więc owocnie te swoiste rekolekcje!
Wielki Czwartek
Wielki Czwartek otwiera święte Triduum Paschalne. Jest to szczególny czas celebracji i uobecnienia świętych tajemnic, których dokonał Chrystus w czasie swojej Męki. Nie ulega wątpliwości, że w całej historii wszechświata nie było ważniejszych i bardziej doniosłych wydarzeń od tych, które dokonały się w Jerozolimie przed dwoma tysiącami lat w Wielkim Tygodniu między czwartkiem, w którym miała miejsce Ostatnia Wieczerza, a Niedzielą Zmartwychwstania.
Podczas Ostatniej Wieczerzy, jak wiadomo, Pan Jezus ustanowił dwa sakramenty: Najświętszy Sakrament i kapłaństwo. Sama Ostatnia Wieczerza była właściwie pierwszą w historii Mszą Świętą. Co jednak dokładnie oznacza ustanowienie tych dwóch sakramentów?
Wiemy, że Wielki Czwartek miał miejsce w przeddzień śmierci Chrystusa. Nasz Pan był absolutnie świadomy tego, co ma się wydarzyć. Wiedział, że będzie cierpiał, że zostanie ukrzyżowany. Męka i śmierć z ludzkiej perspektywy może wydawać się porażką Chrystusa i tak też na te wydarzenia patrzyli Jego uczniowie, zanim spotkali zmartwychwstałego Pana. Z ludzkiej perspektywy może się wydawać, że grzech, zło, cierpienia i śmierć zapanowały nad Chrystusem, tak jak na co dzień często panują one nad naszym życiem. Wobec cierpienia i śmierci ostatecznie zawsze jesteśmy bezradni.
Chrystus jednak, chociaż po ludzku również podlegał cierpieniu i śmierci, to jednak nie był im poddany. Sam świadczył, że nikt nie odbiera Mu życia, ale że On sam je oddaje. W tym akcie właśnie Chrystus odwraca porządek. Tak jak po grzechu cierpienie i śmierć zapanowały nad człowiekiem, tak właśnie w czasie Ostatniej Wieczerzy nasz Zbawiciel swoim aktem ofiarniczym odzyskuje panowanie nad nimi. W sposób sakramentalny oddaje swoje Ciało i swoją Krew, ofiarowuje siebie Ojcu, sam stając się Barankiem Paschalnym.
Można więc powiedzieć, że jeszcze zanim nasz Pan został wydany na śmierć, to w czasie Ostatniej Wieczerzy sam siebie na śmierć wydaje. Staje się Panem sytuacji. W ten sposób też niweczy przemoc grzechu.
Jak wiadomo, grzech w swojej istocie jest sprzeciwem wobec Boga. Jest postawieniem własnej woli ponad wolę Bożą, co w konsekwencji oznacza oddzielenie się od Boga i zwrócenie się ku własnemu „ja”. Chrystus ofiarowując samego siebie w swoim Ciele i swojej Krwi, całkowicie oddaje siebie Ojcu. Oddzielenie krwi i ciała oznacza właśnie śmierć. Zatem Chrystus dokonuje w tej Ofierze rzeczywistego oddania całego siebie bez stawiania żadnych granic względem Ojca. Wszystko, co do Niego należy i czym jest, oddaje Ojcu, aż po kres samego życia. Przyjąwszy ludzkie ciało, oddaje człowieczeństwo Ojcu, przez co dokonuje odnowienia relacji stworzenia ze swoim Stwórcą – naprawia w ten sposób skażenie grzechem.
Zatem, chociaż po grzechu człowiek popadł w niewolę cierpienia i śmierci, to w swojej Ofierze Chrystus poddane śmierci człowieczeństwo oddaje Ojcu. Przez sakrament kapłaństwa zaś czyni narzędzie rozszerzania tej Ofiary na cały Kościół Święty. Tradycja uczy nas, że ten sakrament kapłaństwa został ustanowiony w słowach to czyńcie na moją pamiątkę. Zatem Apostołowie otrzymali od Chrystusa moc uobecniania tej Ofiary Chrystusa w rzeczywistości życia chrześcijan. Sprawując dzisiaj Mszę Świętą, uobecniamy tę samą ofiarę po to, żeby się w tę Ofiarę włączyć.
Na Eucharystii zatem stajemy się realnie i coraz bardziej Ciałem Chrystusa – Kościołem, to znaczy nasze życie podległe grzechowi, mocą Boskiej Ofiary Chrystusa, włączamy w tę Jego Ofiarę. Zostajemy w ten sposób wyrwani z niewoli grzechu oraz śmierci i ofiarowani Ojcu – stajemy się rzeczywiście Jego dziećmi.
Wielki Piątek
Po spożyciu Wieczerzy Chrystus ze swoimi uczniami udaje się do Ogrodu Oliwnego, gdzie rozpoczyna się misterium Jego Męki. Zaczyna pocić się krwią, przeżywa trwogę konania i przy tym niezmiennie pozostaje oddany Ojcu. W Wielki Piątek rzeczywiście rozpoczyna się godzina ciemności. Zło definitywnie chce zaznaczyć swoje panowanie. Chrystus w swoim człowieczeństwie rzeczywiście doznaje trwogi konania. Jednak swoim wewnętrznym aktem woli cały czas pozostaje oddany Ojcu. Owo oddanie okazuje się zaś silniejsze od mocy ciemności.
Św. Augustyn, komentując ewangeliczną scenę konania w Ogrójcu, zaznacza, że poprzez swoją Mękę Chrystus odwraca grzeszny akt Adama – staje się jakby nowym Adamem, który wszystko odnawia. Tak jak Adam w ogrodzie rajskim sprzeciwił się Bogu, tak Chrystus również w ogrodzie, całkowicie oddaje siebie Ojcu. Pierwszy ogród był ogrodem światłości, drugi jest ogrodem ciemności.
W pewnym sensie możemy powiedzieć, że Ogród Oliwny, który jest progiem i bramą Męki Chrystusa, jest miejscem urzeczywistnienia się przemocy zła. Chrystus wkraczając do tego ogrodu, wchodzi zatem w miejsce nie-Boskie, miejsce oderwane od Boga, miejsce sprzeniewierzenia się stworzenia swojemu Stwórcy. Jedynym punktem, który pozostaje wierny Bogu w tym ogrodzie, jest wola Chrystusa, którą przemoc zła usiłuje złamać. Jednakże właśnie w tym ogrodzie, a następnie w Męce Chrystusa urzeczywistnia się realnie
Ofiara Zbawiciela.
To co w Wielki Czwartek stanowiło rzeczywistość wewnętrznego życia i decyzji Chrystusa, to w Wielki Piątek staje się rzeczywistością fizyczną, materialną i egzystencjalną. Oddanie się sięgające progu umierania, oddanie, które nie zna żadnej granicy, w Męce Chrystusa staje się rzeczywistością dotykającą faktycznej egzystencji ludzkiej w Chrystusie.
W Wielki Piątek poprzez to urzeczywistnienie ofiary zostaje też rzeczywiście przemieniony nasz świat. Rzeczywistość cierpienia i śmierci, która jest rzeczywistością z natury nie-Boską, rzeczywistością nie stworzoną przez Boga, lecz będącą skutkiem grzechu, czyli odwrócenia się i odłączenia od Stwórcy, staje się przestrzenią rzeczywistego oddania. To, co było przekleństwem grzechu, czyli cierpienie i krzyż, Chrystus czyni miejscem i rzeczywistą realizacją oddania Ojcu. Bezsens cierpienia i śmierci staje się sensem oddania Ojcu. Przestrzeń egoistycznego odłączenia od źródła życia jakim jest Bóg, staje się okazją oddania i wywłaszczenia własnego życia spod hegemonii egoistycznego „ja”.
W Wielki Piątek rzeczywiście Chrystus dokonuje przemiany świata, zmienia kierunek jego biegu i jego dynamikę. Świat zmierzający po grzechu do śmierci i samo nieuchronne zmierzanie do śmierci wypełnia wolą oddania Bogu, który cały jest życiem. Człowieczeństwo skażone grzechem i odłączone od Boga zostaje zatem ocalone i zwrócone Bogu. Zaś to, co nazywamy Ofiarą – czyli właśnie oddaniem Bogu, staje się zasadą życia Kościoła. Krzyż, który od początku był przekleństwem wyłaniającym się z grzechu, staje się rusztowaniem i konstrukcją nowego porządku powrotu człowieka do Boga.
Wielka Sobota
Wielka Sobota jawi się jak pewnego rodzaju „martwa cisza” po wielkiej bitwie. Przenika ją milczenie i oczekiwanie. W pewnym sensie jest ona dniem spoczynku, dniem zachowania szabatu – czyli dniem, w którym Dzieło Boże zostało ukończone. Z ludzkiej perspektywy to ukończenie może jawić się jako zakryte, tajemne, jeszcze nierzeczywiste. Tak też przeżywają Wielką Sobotę uczniowie – milczą, ale jest to milczenie smutku, milczenie, które jeszcze nie dostrzega zwycięstwa Chrystusa.
Z drugiej strony Wielka Sobota jest dniem, w którym dokonuje się jakby przebudowa podstaw świata. Kościół właśnie w Wielką Sobotę wspomina prawdę o wstąpieniu Chrystusa do piekieł, czyli do Otchłani.
Owe „piekła” wspominane w katolickim Credo nie są oczywiście miejscem ostatecznego potępienia. Są bardziej miejscem spoczynku i oczekiwania. Po grzechu pierworodnym człowiek został nie tylko skazany na cierpienie i śmierć, ale też, jak to zaznaczyliśmy, został pozbawiony Boga. Zatem śmierć nie była przed Chrystusem bramą powrotu do Ojca. Ta brama pozostawała zamknięta. Po śmierci wszyscy ludzie udawali się właśnie do Otchłani, do krainy umarłych, krainy cieni, gdzie życie było jedynie namiastką i pozorem życia.
Kościół zaś wyznaje, że w Wielką Sobotę tę krainę umarłych nawiedził Chrystus. Sam umarł i zstąpił do tej krainy, jednakże nie wstąpił jako cień żyjącej istoty ludzkiej, ale jako Człowiek-Bóg, jako człowiek noszący w sobie bóstwo, niosący w sobie pełnię życia. Kraina śmierci została zatem wypełniona życiem.
Ewangelie świadczą o tym pośrednio, mówiąc, że w momencie śmierci Chrystusa, czyli Jego zstąpienia do Otchłani, wiele grobów otwarło się i wyszli z nich umarli. Tradycja liturgiczna i estetyczna często ukazywała tę tajemnicę na sposób wizerunku Chrystusa, który swoim Krzyżem wyłamał bramy Otchłani i wyciągnął z tych czeluści Adama i Ewę oraz innych sprawiedliwych Starego Testamentu, którzy oczekiwali przyjścia Zbawiciela.
Chrystus zatem zstępuje do Otchłani i tam ogłasza wyzwolenie tym, którzy popadli w niewolę grzechu, lecz którzy w Nim pokładali nadzieję zbawienia. Wielka Sobota była więc pewnego rodzaju sądem szczegółowym dla umarłych przed Chrystusem. Ci, którzy wierzyli w Jego przyjście, doczekali się spełnienia swojej wiary. Ci, którzy swoim życiem odrzucali nadzieję na panowanie Boga, gdyż sami chcieli panować, spotykając Chrystusa panującego, spotkali się z ostateczną porażką swoich grzesznych pragnień. W Wielką Sobotę Otchłań została zniszczona, Niebo zostało otwarte, ale też otwarła się perspektywa ostatecznego potępienia. Chrystus stał się wszechwładnym Królem, panującym nad żywymi i umarłymi. Stał się Nadzieją wierzących, Zbawicielem ufających Jego imieniu, Pogromcą grzechu i mocy piekielnych.
W pewnym sensie zatem Wielka Sobota jest już zasiewem Zmartwychwstania. Sam Chrystus, który spoczywa w grobie, jawi się niczym ziarno rzucone w ziemię, które poprzez swoje obumarcie wyda plon stokrotny…
Niedziela Zmartwychwstania
Niedziela Zmartwychwstania w pewnym sensie jest zaś ruchem dokładnie odwrotnym, aczkolwiek realizującym się w tym samym Chrystusie. Święty Paweł pisze o tym w następujący sposób: Każdemu zaś z nas została dana łaska według miary daru Chrystusowego. Dlatego mówi Pismo: Wstąpiwszy do góry, wziął do niewoli jeńców, rozdał ludziom dary. Słowo zaś „wstąpił” cóż oznacza, jeśli nie to, że również zstąpił do niższych części ziemi? Ten, który zstąpił, jest i Tym, który wstąpił ponad wszystkie Niebiosa, aby wszystko napełnić (Ef 4, 7–10).
W Wielką Sobotę Chrystus zstąpił do Otchłani, niosąc tam zasiew własnego Bóstwa. W Niedzielę zaś wstąpił na Niebiosa, niosąc tam przemienione mocą Bóstwa człowieczeństwo.
Zatem w Sobotę udziałem ludzi odłączonych stało się wyzwalające podarowanie im obecności Boga w Chrystusie. W niedzielę zaś samo człowieczeństwo zostało porwane do Nieba i definitywnie włączone w życie Boże. I tym właśnie jest Zmartwychwstanie – jest wejściem w rzeczywistość samego Boga, włączeniem człowieka w życie Trójcy Świętej. Tak jak wcielenie jest aktem, w którym to Bóg włącza się w życie ludzkie, staje się obecny w przestrzeni rzeczywistości stworzonej, tak w Zmartwychwstaniu człowiek jakby wciela się w rzeczywistość Boską, zostaje włączony w życie Boga i ma w tym Życiu udział.
My, żyjąc na ziemi, ale już posiadając zadatek Ducha, jesteśmy ludźmi, którzy przeżywają swoje życie jako już obdarowane Bożą obecnością. Bóg przez wiarę i chrzest mieszka w naszych sercach. Czyli jest obecny w naszym życiu. Doświadczamy Jego obecności, lecz jeszcze podlegamy skutkom grzechu. W naszych ciałach toczy się jeszcze walka. Ta walka chrześcijańska polega właśnie na podporządkowywaniu ciała Duchowi, czyli podporządkowywaniu swojego „ja”, swojego życia woli Bożej, która już jest naszym udziałem. Wiemy, że ta walka nie jest łatwa. Wiemy, że w tej walce cały czas nasze „ja” jest centrum naszego życia, że jeszcze przez grzech za bardzo należymy do siebie. Istotą walki jest właśnie oddanie siebie Bogu.
Zmartwychwstanie zaś jest kresem walki, w Zmartwychwstaniu wszystko, co nas stanowi, zostaje oddane Bogu, włączone w Jego Życie. Zatem po Zmartwychwstaniu pulsem naszego istnienia i zasadą naszego życia nie jest już nasze „ja”, ale Bóg. I dzieje się to do tego stopnia, że podarowane nam życie Boże staje się fundamentem i wyznacznikiem naszego istnienia.
W Chrystusie Zmartwychwstałym widzimy przebłyski tego nowego porządku. Po Zmartwychwstaniu posiada On nadal prawdziwe, realne ciało, którego uczniowie mogą dotknąć. Jednakże cała rzeczywistość cielesna jest podporządkowana rzeczywistości Boskiej. Chrystus na przykład może przechodzić przez zamknięte drzwi, gdyż zasadą jego istnienia nie jest już cielesność i materialność stworzenia, ale Duch Pański. Jego ciało jest ciałem uwielbionym, jego życie jest życiem miłości Ojca, a ciało w tym życiu uczestniczy.
I taki stan właśnie nazywa się zbawieniem – stan w którym człowiek odzyskuje ocalenie w Bogu, w którym definitywnie powraca do Boga, ma udział w Jego życiu, staje się zatopiony i przeniknięty Miłością Bożą, a sama Miłość Trójjedynego staje się strumieniem i fundamentem ludzkiego istnienia. Jest to zatem stan życia, który przekracza wszelkie ludzkie oczekiwania i pragnienia. A wszystko to dzięki Miłości naszego Boga i Zbawieniu, które zostało nam podarowane w Chrystusie.
Pani Grażyna Wolny z Rybnika należy do Apostolatu Fatimy od około 10 lat. W maju 2022 roku zawitała wraz z mężem Janem na spotkanie Apostołów do Zawoi. Oprócz czasu poświęconego na pielgrzymki do Zakopanego, Wadowic i Kalwarii Zebrzydowskiej, udało nam się porozmawiać o tym, za co ceni Apostolat Fatimy, jak kształtowała się jej wiara i pobożność. Oto co nam o sobie opowiedziała Pani Grażyna…
U mnie w domu rodzinnym rodzice nie przymuszali nas do modlitwy. Po prostu klękali i my robiliśmy to samo, nie było nacisku. Gdy przychodziła niedziela czy święta, wiedzieliśmy, że trzeba iść do kościoła, rodzice nie musieli nam tego mówić, każdy to robił i to zostało po dzień dzisiejszy w głowie. Jeszcze dziś mam przed oczami obraz Mamy i Taty, jak klęczeli. To było normalne. Kiedyś nie patrzyłam na to tak jak teraz, gdy mam swoje dzieci.
Moja babcia, mama mojej mamy, pochodziła z Bukowiny Tatrzańskiej; bardzo dużo się modliła, była bardzo wierzącą kobietą. Praktycznie dzień w dzień chodziła pieszo do kościoła, który był oddalony od jej domu o 40 minut; często przystępowała do Komunii Świętej. Jeździłam do niej na wakacje. Zawsze chodziłam z nią do kościoła w środy – na Nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Przykład był naprawdę dobry.
W 2014 roku miałam otwarte, bardzo poważne złamanie nogi. Lekarz stwierdził, że nadawała się do amputacji. Jak widziałam moją nogę, która wisiała tylko na skórze, to mówiłam sobie po cichu: – Jezu ufam Tobie! Po operacji przywieziono mnie na salę, a nad łóżkiem, na którym miałam leżeć, wisiał obrazek „Jezu ufam Tobie”. Po dwóch tygodniach wróciłam do szpitala i przed drugą operacją powiedziałam pielęgniarzowi: – Niech ręka Boża was prowadzi. Po operacji trafiłam w to samo miejsce, do tej samej sali. Pomyślałam, że chyba Pan Jezus czuwa nade mną. Leżąc w szpitalu, odmawiałam litanię do Matki Bożej Nieustającej Pomocy, Koronkę do Miłosierdzia Bożego i Różaniec. Na drugi dzień po operacji przyszedł ten pielęgniarz i powiedział: – Ja Panią słyszałem przez całą noc, to co Pani do mnie powiedziała. Noga została uratowana, wszystko się pozrastało, tak że dzisiaj nie mam żadnych dolegliwości, zostały tylko blizny. Różaniec i Koronka ratują mnie w takich trudnych sytuacjach.
Kilka miesięcy później wypadek miał mój młodszy syn i jego nauczyciel. Syn zadzwonił do mnie mówiąc: – Mamo, mieliśmy wypadek, ale nic poważnego się nie stało. Na miejscu wypadku zebrało się trochę ludzi. Nagle z tłumu wyszedł uśmiechnięty pan i powiedział do nich: – Chłopcy, ja myślałem, że wy z tego wypadku nie wyjdziecie cało. Po czym dał im obrazki „Jezu ufam Tobie” z modlitwą na odwrocie i zniknął. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z taką modlitwą.
Kilka lat temu zmarł mój brat. Chorował na raka wątroby. Jeździł ze mną i moim mężem do spowiedzi, na rekolekcje, na Mszę o uzdrowienie. On był człowiek-dusza, gołębie serce. Zamawialiśmy Msze Święte, żeby umarł pojednany z Bogiem i tak się stało. Byliśmy przy jego śmierci w szpitalu. Modliliśmy się przy nim na Koronce, a po pierwszej dziesiątce Różańca odszedł spokojnie, pojednany z Bogiem.
W Apostolacie Fatimy jestem od około 10 lat, choć Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi wspierałam już wcześniej. Pewnego razu wzbudziła moje zainteresowanie strona z apelem: Zostań Apostołem Fatimy! Pomyślałam: A czemu nie! I napisałam lub raczej zadzwoniłam, że chcę zostać Apostołem i dostałam wszystkie materiały: obrazek i figurkę Matki Bożej Fatimskiej, Różaniec, krzyżyk. No i „Przymierze z Maryją” – dla mnie to jest naprawdę dobre pismo. Można w nim przeczytać na przykład niezwykle budujące świadectwa innych czytelników…
Piękne jest to, że za Apostołów Fatimy odprawiana jest co miesiąc Msza Święta, że codziennie modlą się też za nas siostry zakonne. Cieszę się, że Apostolat jest taką wspólnotą, którą tworzą podobnie myślący ludzie.
oprac. Janusz Komenda
Listy od Przyjaciół
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Jestem bardzo wzruszona Waszą codzienną pracą nad budzeniem sumień Polaków. Naprawdę ogrom wykonanej pracy w Imię Boże i Matki Bożej Fatimskiej. Bardzo dziękuję za wszystkie broszurki, książeczki, obrazki święte, za „Przymierze z Maryją”, magazyn „Polonia Christiana” i modlitwę. Nie znajduję słów, żeby Wam za to wszystko podziękować.
Pozwólcie, że opowiem coś o sobie. Od lat bardzo choruję, urodziłam się w niewoli niemieckiej 10 czerwca 1944 roku. Rodzice byli zesłani na przymusowe roboty, a ojciec na początku był przez rok za drutami w obozie jenieckim. Oboje pracowali o głodzie i chłodzie. Ja zaś pracowałam przez 30 lat na 3 zmiany w szpitalach jako pielęgniarka. Z powodu wrodzonej wady wzroku, która przez lata się pogłębiała, zmuszona byłam przejść na emeryturę, ale daję sobie radę dość dobrze! Niech Was Pan Bóg w Trójcy Jedyny błogosławi. Jesteście wspaniałymi ludźmi, oby takich jak najwięcej w naszej Polsce kochanej. Oby była wolna i niepodległa. Z wyrazami szczerej wdzięczności za Waszą pracę.
Anna z Jastrzębia-Zdroju
Szczęść Boże!
Pragnę odnieść się do pytania postawionego w liście: „Czy wy nie za bardzo czcicie Maryję, zamiast po prostu skupić się na Bogu?”. Muszę przyznać, że sam również niejednokrotnie spotkałem się z takim stwierdzeniem, co też odnosiło się do kultu świętych. A to przecież „Przez Maryję do Jezusa”. To właśnie Maryja mówi nam: „Uczyńcie wszystko, co wam mówi mój Syn”. Same słowa „Magnificat” również przepełnione są miłością i wypowiedziane w tym zachwycie Maryi. Musimy mieć świadomość, że Maryja nie chce sławy dla siebie. Ona ukazuje Boga, którego mamy wraz z Nią uwielbiać. Maryi nie da się czcić „za bardzo”!
Czesław z Łaszczowa
Szczęść Boże!
Bardzo serdecznie dziękuję za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Powiesiłem go nad swoim łóżkiem, żeby Matka Najświętsza spoglądała na mnie i miała mnie zawsze w Swej opiece, w dzień i w nocy. Kiedy spoglądam na ten kalendarz i widzę, jak Matka Boża Fatimska patrzy na mnie uśmiechnięta, to czuję się, jakby stale chciała ze mną być. Modlę się do Niej i proszę o zdrowie, siłę i żeby zawsze się mną opiekowała.
Denis z Opolskiego
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Gdy 6 lat temu byłem zmuszony poddać się ciężkiej operacji jelita grubego, która tak naprawdę uratowała mi życie, odwiedził mnie kolega z „ławy szkolnej” ks. Edward Staniek, wielki autorytet naukowy. Kiedy powiedziałem mu, że cudem Boskim jest to, że jeszcze żyję, odpowiedział mi: „Żyjesz, bo widocznie jesteś jeszcze potrzebny”. Z początku przyjąłem to z niedowierzaniem, ale dziś z perspektywy czasu uważam, że były to słowa prorocze, bo jeszcze przydam się choćby Stowarzyszeniu, wspomagając je na ile mnie stać. Jest to bezsprzecznie dzieło na szeroką skalę. Przesyłam serdeczne pozdrowienia dla Pana Prezesa i całej wspólnoty.
Kazimierz z Krakowa
Szczęść Boże!
Składam serdeczne „Bóg zapłać” za czasopismo „Przymierze z Maryją” i nie tylko, ponieważ otrzymuję też od Was również dewocjonalia, z których bardzo się cieszę. „Przymierze…” jest bardzo interesujące, czytam z radością, jak również przekazuję innym osobom. Ostatnio otrzymałam „Apostoła Fatimy”, jego lektura również jest bardzo ciekawa, przeczytałam z wielkim zainteresowaniem. Jestem osobą starszą – wierzącą i praktykującą. Do kościoła uczęszczam niemal codziennie, ponieważ mam blisko. Dziękuję Bogu i Maryi za siły, które otrzymuję. Chciałabym podziękować za piękny kalendarz, zajmuje on ważne miejsce w moim domu.
Krystyna z Wołowa
Szanowni Państwo!
Serdecznie pozdrawiam całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi. Z całego serca dziękuję za wszystkie przesyłane „Przymierza z Maryją”. Kocham to pismo i zawsze czekam na nie z tęsknotą. Dziękuję również za wszelkie inne przepiękne, wartościowe przesyłki i pamięć, za co składam serdeczne „Bóg zapłać”. Ja w zamian modlę się za wszystkich pracowników Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Niech Maryja otacza całą Redakcję Swą Matczyną opieką. Aby Wam Bóg błogosławił w życiu osobistym i zawodowym.
Janina ze Świętokrzyskiego
Szczęść Boże!
Składam moje najserdeczniejsze podziękowania za otrzymane życzenia urodzinowe oraz polecenie mnie w opiekę Fatimskiej Matce, jak również za modlitwę w mojej intencji. Byłam bardzo ucieszona i mile zaskoczona, że Pan Prezes osobiście dołożył starań, aby sprawić mi radość. Jeszcze raz serdeczne Bóg zapłać!
Halina z Chorzowa
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Dziękuję serdecznie za piękny kalendarz „365 dni z Maryją” na rok 2023. Pragnę podziękować również za przesłany mi obraz Matki Bożej Nieustającej Pomocy, książeczkę i kartę, na której mogłam zapisać swoje podziękowania i prośby do Matki Bożej. Dziękuję także za „Przymierze z Maryją” – to wartościowa lektura. Czytając artykuły w czasopiśmie wiele się dowiaduję, pogłębiam swoją wiedzę i po przeczytaniu zanoszę je do kościoła, aby inni też mogli skorzystać z „Przymierza…”. Dziękując za wszystkie przesyłki, życzę, aby kolejny rok był wspaniałym czasem odkrywania Bożej i ludzkiej miłości, odnowy sumień i umocnienia wiary.
Anna z Ząbkowic
Szczęść Boże!
Serdecznie dziękuję Panu Prezesowi oraz wszystkim pracownikom za wspaniałość, jaką nas Państwo obdarzacie. Za kalendarze, książeczki i inne dewocjonalia. Książki są cudne, jedną sobie zostawiam, a drugą prześlę rodzinie. „Przymierze z Maryją” też im wysyłam i bardzo się z tego cieszą i dziękują za wszystko!
Bronisława ze Szczecina