Historia
 
Dzieje relikwii św. Andrzeja Boboli
Paweł Kot

16 maja 1657 roku w Janowie Poleskim poniósł męczeńską śmierć z rąk Kozaków św. Andrzej Bobola, niestrudzony ewangelizator i patron Polski. Okrucieństwo tortur, którym poddano jezuitę, można odczytać z zachowanych relikwii Świętego. Ale i po śmierci ciało św. Andrzeja przez kilkaset lat nie mogło zaznać spokoju – czyli zupełnie tak, jak Rzeczpospolita, której szczególnym opiekunem stał się Bobola.

Gdy Kozacy opuścili Janów, miejscowy proboszcz przeniósł ciało Męczennika do kościoła. Leżało tam dwa tygodnie i mimo mocnych upałów nie uległo rozkładowi. Wręcz przeciwnie – wydawało przyjemną woń. Gromadzący się licznie wierni musieli mieć przekonanie, że oto stoją przy ciele człowieka świętego. W końcu z Pińska przybyli jego współbracia i zabrali jego doczesne szczątki ze sobą – spoczęły w czarnej drewnianej trumnie w podziemiach pińskiego kościoła Jezuitów.

Pińsk 1657–1808

Mylne byłoby jednak przekonanie, że odtąd kult Świętego już tylko dynamicznie się rozwijał. Czasy były niespokojne. Mogło się wydawać, że Andrzej Bobola zostanie zupełnie zapomniany, a jego ciała nie będzie można odnaleźć wśród trumien innych pomordowanych kapłanów. Jednak nasz Bohater jest człowiekiem czynu i lubi brać sprawy w swoje ręce…

W końcu nadszedł czas, by św. Andrzej przypomniał o sobie. Gdy w 1702 roku Pińsk był zagrożony zniszczeniem przez Szwedów, rektor Kolegium Jezuitów, o. Marcin Godebski, żarliwie modlił się o pomoc. Wtedy, 16 maja – dokładnie w czterdziestą piątą rocznicę męczeństwa – w jego celi objawił mu się św. Andrzej Bobola i obiecał ratunek – pod warunkiem, że odnajdą jego ciało i pochowają osobno.

Poszukiwania trwały trzy dni, bo nikt nie pamiętał miejsca złożenia trumny. Dopiero 18 kwietnia wieczorem jeden z mieszkańców miasta przyniósł kartę z nazwiskami pochowanych pod kościołem i notatką: Ks. Andrzej Bobola 16 maja 1657 r. okrutnie zamordowany w Janowie przez niegodziwych Kozaków, rozmaicie dręczony, w końcu odarty ze skóry, pochowany przed wielkim ołtarzem. Następnego dnia znaleziono trumnę. Po zdjęciu wieka obecni ze zdumieniem zobaczyli ciało Męczennika – pokryte kurzem, ale doskonale zachowane. Widać było ślady tortur i rany, na których krzepła jakby świeża jeszcze krew. Ciało oczyszczono, owinięto w nowe prześcieradło, okryto sutanną i czarnym ornatem, a następnie przełożono do nowej trumny umieszczonej na rusztowaniu w środku krypty. Dodajmy, że Szwedzi ostatecznie ominęli Pińsk…

Poważną komplikacją dla rozwoju kultu św. Andrzeja Boboli stała się kasata zakonu jezuitów w 1773 roku. Większość zakonników musiała wtedy opuścić pińskie kolegium. Tylko kilku starszych księży mogło pozostać na miejscu. Oni stali na straży kościoła i grobu Boboli.

W 1784 roku król Stanisław August Poniatowski oddał kościół pojezuicki unitom na cerkiew katedralną. Unici otoczyli relikwie Świętego czcią, jednak po drugim rozbiorze Pińsk znalazł się w Imperium Rosyjskim, a świątynia przeszła w ręce prawosławnych bazylianów. Ci też uszanowali ciało, tym bardziej, że do trumny garnęli się także prawosławni. Ale to właśnie nie podobało się miejscowemu archimandrycie. Gdy pozostali na Białorusi jezuici dowiedzieli się o jego zamiarze zakopania relikwii w ziemi, zaczęli starać się u cara Aleksandra I o ich wydanie. Ten niespodziewanie się zgodził. Postawił tylko warunek: dla uniknięcia rozruchów sprawa miała być załatwiona bez rozgłosu.

Połock 1808–1922

W styczniu 1808 roku pod osłoną nocy przewieziono relikwie do Połocka, gdzie złożono je w krypcie pod kościołem Jezuitów. Po wydaleniu jezuitów z Rosji, wszystkie ich zabudowania w Połocku oddano pijarom. Jednak po dziesięciu latach ­usunięto także ich. Ciało Andrzeja przewieziono więc do kościoła Dominikanów, a gdy w 1864 roku także oni musieli opuścić Połock, świątynię objęli księża diecezjalni.

Dwa lata później do Połocka przyjechała z Petersburga komisja rządowa. Władze rosyjskie zaniepokoiły wieści, że Boboli oddają cześć również prawosławni. Co ciekawe, w czasie inspekcji oderwała się od sklepienia cegła i raniła jednego z urzędników. Doszukując się w tym interwencji Boboli, komisarze szybko opuścili kaplicę. Ciało pozostawiono w spokoju aż do komunistycznej rewolucji.

W czasach sowieckich kilkakrotne próby zniszczenia relikwii udaremnili wierni – między innymi dzięki zdecydowanej postawie ks. bp. Jana Cieplaka. Dopiero 23 czerwca 1922 roku do kościoła wkroczyło wojsko. Po otwarciu trumny, ciało rzucono na posadzkę, jednak w cudowny sposób zachowało się w całości. Po tej profanacji relikwie nie na długo pozostawiono w spokoju. Już 20 lipca znów wtargnięto do świątyni, mordując parafian broniących dostępu do trumny.

Moskwa 1922–1923

Ciało Męczennika wywieziono do Moskwy i umieszczono w budynku Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia. Pomimo starań, nie wydano go ani ks. Piotrowi Zielińskiemu, który chciał je przenieść do swojego kościoła, ani rządowi polskiemu.

Dopiero klęska głodu, która w 1922 roku dotknęła Związek Sowiecki wskutek barbarzyńskiej reformy rolnej, przyczyniła się do pomyślnego załatwienia sprawy. Z pomocą ludności pośpieszył papież Pius XI, przesyłając transporty zboża. Wówczas Sowieci – mając poważny dług wobec Papieskiej Komisji Ratowniczej – przychylili się do prośby Ojca Świętego o wydanie relikwii. 21 września 1923 roku dwaj przedstawiciele wspomnianej Komisji, jezuici: Edmund Walsh i Leonard Gallagher odebrali ciało. Rząd sowiecki nie życzył sobie, aby wieziono je przez Polskę, uzgodniono więc drogę przez Odessę i Konstantynopol.

Rzym 1923–1938

Nie sposób pominąć tu bardzo zastanawiającej analogii – tak jak ciało innego patrona Polski, świętego Wojciecha zostało niegdyś wykupione przez Bolesława Chrobrego za równoważność jego wagi w złocie, tak ciało św. Andrzeja Boboli wykupił nam Ojciec Święty za zboże…

Do Wiecznego Miasta relikwie przybyły w uroczystość Wszystkich Świętych. Złożono je w Bazylice św. Piotra, a następnego dnia przeniesiono do kaplicy św. Matyldy. W maju 1924 roku papież przekazał ciało jezuickiemu kościołowi Il Gesu. Również w Rzymie rósł kult i sława św. Andrzeja, a kulminacją tego była podniosła uroczystość kanonizacji 17 kwietnia 1938 roku.

Powrót do Polski – 1938

Po wyniesieniu Męczennika na ołtarze, jego relikwie sprowadzono do Polski. W triumfalnym pochodzie wieziono je przez polskie miasta. Stolica powitała je 17 czerwca 1938 roku. Po uroczystym nabożeństwie na placu Zamkowym, trumnę wystawiono w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela. Prezydent Ignacy Mościcki jako wotum złożył na trumnie swój Krzyż Niepodległości. Następnie relikwie spoczęły w kaplicy Jezuitów przy ul. Rakowieckiej na Mokotowie, gdzie miały czekać na wybudowanie specjalnego sanktuarium.

26 września 1939 roku, w przeddzień kapitulacji Warszawy, pociski artyleryjskie trafiły w kaplicę, w wyniku czego została uszkodzona trumna z relikwiami. Postanowiono ją przenieść na Stare Miasto i złożyć u stóp NMP Łaskawej w kościele Jezuitów. Pod kierunkiem rannego ks. Chrobaka, w obawie przed Niemcami, owinięto trumnę w czerwony dywan. Niemcy zatrzymali pochód. Ujrzawszy księdza i trumnę, pomyśleli, że to pogrzeb i pozwolili iść dalej.

W kościele Jezuitów przy ul. Świętojańskiej relikwie pozostały aż do czasu powstania. Gdy od ostrzału zapaliła się wieża kościoła, postanowiono przenieść trumnę w bezpieczniejsze miejsce. W drugiej połowie sierpnia podziemiami powstańcy przenieśli ją na Rynek i stąd do kościoła św. Jacka. Po sierpniu, ks. Józef Warszawski, kapelan powstańców, przeniósł trumnę do krypty i umieścił między innymi trumnami. Następnego dnia bomby zniszczyły strop kościoła i krypta została zasypana gruzami.

Po upadku powstania relikwiarza z ciałem Świętego poszukiwali Niemcy. Na szczęście niczego się nie dowiedzieli. Gdy Warszawa została wyzwolona, trumnę odkopano i przewieziono z powrotem na ul. Rakowiecką. W styczniu 1989 roku oficjalnie zakończono tam budowę Narodowego Sanktuarium św. Andrzeja Boboli, gdzie obecnie spoczywa ciało patrona Polski.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina