Cudowne wydarzenia
 
Zagadka libańskiego pustelnika
Agnieszka Stelmach

Charbel (Szarbel) Makhlouf to niezwykły pustelnik libański, który żył ponad 100 lat temu. Tysiące ludzi na całym świecie za jego wstawiennictwem odzyskało zdrowie. Świadectwa cudów napływają każdego dnia do klasztoru maronitów w Annaya, w którym mieszkał. Napisano o nim wiele książek i artykułów, wyemitowano liczne filmy w różnych językach. Za jego przyczyną dokonało się tysiące spektakularnych uzdrowień.
Liban, kraj położony na Bliskim Wschodzie, graniczący z Syrią i Izraelem pełen jest katolickich kościołów i sanktuariów maronickiego obrządku. Żywy jest tam także kult maryjny.


Kraj ten wielokrotnie był wspominany w Piśmie Świętym. Według Ewangelii mieszkańcy Tyru (obecnego Syru na południu Libanu) oraz pobliskiego Sydonu udawali się na południe do Galilei, by słuchać nauczania Mistrza z Nazaretu (Mk 3, 8). Sam Jezus był w okolicach Tyru i Sydonu (Mk 7, 24). Mówił m.in. o tym, że oba te miasta – wówczas pogańskie – spotka lepszy los na Sądzie Ostatecznym niż miasta palestyńskie, które Go nie przyjęły (Mt 11, 21-22). Bezpośredni kontakt z Jezusem pozostawił trwałe ślady wśród mieszkańców tych obszarów. Późniejsza wieść o męce Mistrza z Nazaretu i śmierci oraz powstaniu z martwych, wielu utwierdziła w wierze w Niego.

To w górskiej libańskiej miejscowości Bigah-Kafra 8 maja 1828 roku przyszedł na świat jeden z największych współczesnych świętych, którego kult jest żywy na całym świecie.

CUDOWNY ZNAK

Charbel Makhlouf na chrzcie otrzymał imię Youssef (Józef). Od najmłodszych lat pociągała go kontemplacja. Często udawał się do pobliskiej jaskini, by tam oddawać się modlitwie i choć przez chwilę przebywać sam na sam z Bogiem. Jego rówieśnicy wyśmiewali się z „jaskini świętego”, w której palił kadzidło i recytował modlitwy. Mimo sprzeciwu rodziny, opuścił dom w wieku 23 lat i wstąpił do klasztoru św. Marona w miejscowości Annaya. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1859 roku. Jako młody ksiądz, w 1869 r. był świadkiem masakry przeszło 20 tysięcy chrześcijan, dokonanej przez muzułmanów i druzów. Bojówki muzułmańskie mordowały całe rodziny, plądrowały, grabiły, paliły kościoły, klasztory i domy wyznawców Chrystusa. Uciekinierzy szukali schronienia w klasztorze w Annaya. Ojciec Charbel im pomagał, modlił się, pościł i stosował surowe praktyki pokutne, ofiarowując siebie Bogu w duchu ekspiacji za popełnione zbrodnie i błagając o Boże Miłosierdzie dla prześladowców oraz ich ofiar.

Po 16 latach życia w klasztorze otrzymał zgodę od przełożonych do przejścia do pobliskiej pustelni świętych Piotra i Pawła. Był to wyjątkowy przywilej, a znak wskazujący na jego gotowość do opuszczenia klasztoru objawił się w cudowny sposób.

Ojciec Charbel otrzymawszy zlecenie pilnego przygotowania raportu, usiadł w nocy, aby nad nim popracować. W lampie jednak zabrakło oleju. Zakonnik poprosił jednego ze sług świeckich, by ją napełnił. Ten, chcąc sobie zażartować z zakonnika, zamiast oleju wlał do lampy wodę. Mimo to lampa zapłonęła jasnym światłem. Sam przełożony przyszedł do celi zakonnika sprawdzić to nadzwyczajne zjawisko. Przekonał się, że lampa, która była napełniona wodą, świeciła tylko wtedy, gdy zapalał ją ojciec Charbel. Był to znak z Nieba, świadczący o gotowości zakonnika do podjęcia wyzwań życia pustelniczego.

CHCĘ ŻYĆ W NIEDOSTATKU...


Przez pozostałe dwadzieścia trzy lata ojciec Charbel nosił włosiennicę, spał na sienniku z deski i zjadał jeden posiłek w ciągu dnia (zwykle były to rozgotowane zboża lub oliwki; nigdy nie skosztował owoców). Wykonywał najcięższe prace stolarskie i rolnicze. Pustelnik znany był z tego, że długo i dokładnie przygotowywał się do celebracji Mszy Świętej, a po niej co najmniej przez dwie godziny pozostawał na modlitwie dziękczynnej. Zawsze pokorny, choć niewolny od pokus, z miłością odnosił się do każdego bliźniego i sumiennie wykonywał wszystkie swoje obowiązki. Już za życia za jego przyczyną działy się cuda. A to odstraszył groźnego węża, innym razem uratował uprawy przed szarańczą i uzdrowił chorego psychicznie Jibraila Sabę.
Pustelnik, który pozostał pod jurysdykcją przełożonego klasztoru, wielokrotnie powtarzał: – Ubóstwo sprzyja zbawieniu. Skromność wzmacnia duszę. Chcę żyć w niedostatku, ignorując przyjemności i słodycz tego świata. Chcę być sługą Chrystusa i moich braci.

Prowadząc niezwykle surowe życie, narażony na zimno i skwar, pozbawiony jakichkolwiek wygód i czułości ludzkiej był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. 16 grudnia 1898 r. ojciec Charbel tak jak zawsze o godz. 11.00 w swojej kapliczce rozpoczął odprawianie Mszy św. W momencie Podniesienia doznał ataku paraliżu, dokładnie w chwili, gdy odmawiał modlitwę maronickiej liturgii: Ojcze wszelkiej prawdy, oto ofiara Syna Twego, który umarł za mnie... Spojrzyj na Jego Krew przelaną na Golgocie dla mojego zbawienia i przyjmij moją ofiarę. Agonia trwała jeszcze przez 8 dni. Przez cały ten czas o. Makhlouf starał się dokończyć przerwaną modlitwę eucharystyczną. Umarł w wigilię Bożego Narodzenia, w dniu 24 grudnia 1898 roku, w zimowy mroźny dzień. Miał wówczas 70 lat. Został pochowany na wiejskim cmentarzu w Boże Narodzenie.

CO SIĘ DZIEJE Z CIAŁEM OJCA CHARBELA?

Mnich chciał umrzeć w całkowitym zapomnieniu, ale Bóg miał inne plany. W dzień po pogrzebie okoliczni mieszkańcy zauważyli jasną smugę światła unoszącą się i opadającą nad mogiłą. To nieziemskie zjawisko powtarzało się przez 45 nocy. Zaczęto mówić o „świętym Charbelu”, ukrywającym się za życia. W tym czasie, w ciągu zaledwie trzech pierwszych miesięcy od śmierci, zanotowano 350 uzdrowień. Górale libańscy postanowili wykopać ciało i rozdzielić jego cząstki jako relikwie. Władze kościelne, chcąc temu przeszkodzić, postanowiły ekshumować zwłoki i złożyć je w niedostępnym dla wiernych miejscu.

Ciało pozostało nienaruszone. Wydzielało jednak krew i pot, zachowało też temperaturę żywego człowieka... Zostało ono złożone w nowej trumnie. W miarę napływu pielgrzymów, mnożyły się wyjątkowe łaski otrzymane za jego pośrednictwem. W 1950 r. podczas tzw. wielkiej ekshumacji, grób został ponownie otwarty w obecności oficjalnej komisji kościelnej, w skład której wchodzili wybitni lekarze. Przystąpiła ona do sprawdzenia nienaruszalności zwłok. Ciało o. Charbela pokryte było warstwą białawej pleśni. Po jej usunięciu stwierdzono, że zakonnik w 52 lata po śmierci spoczywał jak gdyby był pogrążony we śnie. Ciało wydzielało przyjemną woń. Na jego obliczu było widać pogodny uśmiech. Nieskażone ciało wydawało się „żyć” nadal. Było giętkie. Głowa, ręce, muskuły – nic nie straciły ze swej elastyczności. Ojciec Charbel wciąż miał włosy i bujną brodę. Z pleców i boków wydobywała się obficie krew, która bez żadnego zapachu wydawała się pochodzić ze świeżej rany kogoś żyjącego. Zraszała odzienie, przenikała trumnę z drzewa cedrowego, murowaną ścianę grobowca i wydostawała się na zewnątrz. Te właśnie fenomenalne krwawienia były powodem licznych ekshumacji ciała pustelnika. Zmieniano często jego bieliznę, przyodziewano w nowy habit. Orzeczenia komisji lekarskiej brzmiały za każdym razem jednakowo: zjawiska zachodzące w ciele o. Makhloufa przekraczają możliwości naturalnego poznania i są z naukowego punktu widzenia niewytłumaczalne.

CUDA PRZY GROBIE ŚWIĘTEGO

Setki ludzi, którzy oblegali jego grobowiec, odzyskało wzrok, słuch, sparaliżowani i nieuleczalnie chorzy nagle stali się zdrowi.
W archiwach klasztoru znajdują się tysiące listów i świadectw, które są najlepszymi dowodami rozpowszechniania się jego świętości. Dzięki rozwojowi jego kultu pogłębiło się życie religijne bliskowschodnich chrześcijan i nastąpiło ożywienie cnót wśród wiernych.
Grób libańskiego pustelnika stał się magnesem przyciągającym ku sobie ludzi, bez względu na pochodzenie i stan czy też wyznawaną religię. Jednakże prawdziwymi cudami i wielkimi działaniami Świętego są bardzo liczne nawrócenia.

Proces beatyfikacyjny o. Charbela rozpoczął się w 1925 r. Po 40 latach – 5 grudnia 1965 r. – papież Paweł VI przewodniczył ceremonii beatyfikacji o. Charbela, a w roku 1977 libański pustelnik ogłoszony został świętym.
Wśród licznych cudów, które dokonały się za wstawiennictwem Świętego, Kościół zbadał dwa, które wykorzystano w procesie beatyfikacyjnym i później trzeci potrzebny do kanonizacji. Pierwszy dotyczył uzdrowienia siostry Marii Abel Gamari z Kongregacji Świętych Serc, która przez 14 lat znosiła nieopisane bóle. Cierpiała na wrzód podstawy zęba, była dwukrotnie operowana. Ostatecznie uznana została za całkowicie wyleczoną 12 lipca 1950 r. dzięki wstawiennictwu o. Charbela. Drugi cud dotyczył Iskandera Naima Obid z Beabdate, libańskiego artysty, który przestał widzieć na jedno oko w 1937 r. Zagrożony koniecznością usunięcia go dla ratowania drugiego oka, zaczął modlić się do o. Charbela, prosząc o wstawiennictwo i po wizycie w Annaya w 1950 r. odzyskał wzrok. Trzeci cud uznany w procesie kanonizacyjnym dotyczył Marii Assaf Aouad, u której w roku 1966 zdiagnozowano nowotwór złośliwy prawego migdała. Lekarze byli bezradni, nie dawali jej żadnej nadziei powrotu do zdrowia. Kobieta bardzo cierpiała, bo nowotwór utrudniał oddychanie i przełykanie. Po zwróceniu się do o. Charbela Maria została całkowicie wyleczona rok po fatalnej diagnozie.
Jedno z najsłynniejszych uzdrowień, które dokonało się za przyczyną o. Charbela, miało miejsce w roku 1950. Wywołało ono ogromne poruszenie nie tylko w Bejrucie, ale w całym Libanie. Dotyczyło uzdrowienia pięćdziesięcioletniej szwaczki Mountaha Daher Boulos, która była garbata od pierwszego roku życia. Podczas wizyty przy grobie mnicha modliła się za swoich siostrzeńców, którzy nie mieli już rodziców. Poprosiła także w imieniu własnym o to, aby zachować dobry wzrok, by móc kontynuować pracę jako szwaczka. Trzy dni później, po powrocie do domu, gdy obudziła się rano, odkryła, że nie ma już garbu.

BOŻY CHIRURG

O ojcu Charbelu stało się głośniej w latach 90. ubiegłego wieku. W 1993 roku miało miejsce cudowne uzdrowienie pięćdziesięcioletniej kobiety, matki 12 dzieci – Nouhad ElShami, cierpiącej na częściowy paraliż i obstrukcję szyi. Lekarze nie dawali jej szans na wyzdrowienie. Najstarszy syn chorej udał się do klasztoru w Annaya, by tam zawierzyć los matki świętemu zakonnikowi. Po tej pielgrzymce kobieta miała sen. Widziała w nim dwóch mnichów. Jednym z nich był św. Charbel, który „zoperował” jej szyję. Kiedy się obudziła, odkryła, że jest całkowicie wyleczona. Drugim mnichem ze snu był św. Maron, syryjski męczennik, założyciel maronickiego zakonu. Nouhad mówiła: – Dwóch mnichów podeszło do mojego łóżka. Jeden z nich, św. Charbel, podszedł bliżej, odkrył szyję, położył rękę na niej i powiedział: „Przyszedłem cię zoperować”. Odwróciłam głowę, aby zobaczyć jego twarz, ale nie mogłam, bo światło, które biło od jego ciała i oczu było zbyt oślepiające i potężne. Byłam zmieszana i zapytałam go: „Ojcze, dlaczego chcesz mnie operować? Lekarze nie mówili, że potrzebuję operacji”. Ale św. Charbel odparł, że na pewno jest potrzebna. Kobieta relacjonowała, że nagle poczuła straszny ból pod palcami ojca Charbela, który tarł jej szyję. Gdy święty zakończył „operację,” drugi mnich posadził ją w pozycji pionowej, poprawił poduszkę za plecami i podał wodę do picia. Kobieta mówiła, że nie może pić bez słomki, a wtedy on odparł, że jest już zdrowa, może sama pić, jeść, wstać i chodzić, a nawet pracować.
Nouhad poszła do łazienki i spojrzała w lustro. Widziała dwie rany na 12 cm po obu stronach szyi, z których zwisały czarne szwy. Weszła do pokoju męża. Jej szyja i nocna koszula były całe zakrwawione. Kiedy małżonek się przebudził, zaczął krzyczeć ze strachu. Wołał: – Co się z nią stało, przecież była sparaliżowana i sama w ogóle nie mogła wstać z łóżka? Skąd tyle krwi? Nouhad uspokoiła go i w szczegółach opowiedziała o nocnej wizycie św. Charbela, o przebytej operacji oraz swoim całkowitym uzdrowieniu.

Jeszcze tego samego dnia cała rodzina El-Shami pojechała do klasztoru w Annaya, żeby donieść przełożonemu o cudzie uzdrowienia za pośrednictwem św. Charbela. Następnego dnia Nouhad zgłosiła się do szpitala w Bejrucie, by spotkać się z lekarzami, którzy ją leczyli. Wszyscy byli zaskoczeni oględzinami. Medycy po dokładnym badaniu i usunięciu szwów stwierdzili, że z medycznego punktu widzenia nie da się wytłumaczyć jej całkowitego powrotu do zdrowia. Dodali, że tak perfekcyjnie założonych szwów jeszcze nigdy nie widzieli!

KRWAWIĄCA RANA

W sanktuarium w Annaya znajduje się obfita dokumentacja o przeszło 6 tysiącach cudownych uzdrowień i nawróceń za wstawiennictwem św. Charbela. 10 procent z nich dotyczy osób nieochrzczonych, muzułmanów, Żydów, druzów i wyznawców innych religii.

Spektakularne uzdrowienia za wstawiennictwem libańskiego pustelnika dokonują się cały czas. W klasztorze 22. dnia każdego miesiąca – zgodnie z prośbą Świętego, skierowaną do uzdrowionej Nouhad – odbywa się uroczysta Msza św. i procesja, a rany pooperacyjne kobiety krwawią. Krew wydostaje się z nich także w każdy pierwszy piątek miesiąca. Św. Charbel powiedział jej: – Zoperowałem cię, aby ludzie się nawracali, widząc, że zostałaś cudownie uzdrowiona. Wielu ludzi oddaliło się od Boga, przestali się modlić, przystępować do sakramentów i żyją tak, jakby Bóg nie istniał. Proszę cię, abyś uczestniczyła we Mszy św. w klasztorze w Annaya 22. dnia każdego miesiąca. Na pamiątkę twojego uzdrowienia, do końca ziemskiego życia, w każdy pierwszy piątek miesiąca oraz 22. dnia każdego miesiąca twoje pooperacyjne rany będą krwawić.



NAJNOWSZE WYDANIE:
U Matki z Guadalupe
W tym numerze „Przymierza z Maryją", zabierzemy Was, Drodzy Przyjaciele, w odległe miejsca, postaramy się wyjaśnić, na czym polega istota postu, czym są wspominane przez Fatimską Panią „błędy Rosji”; zaprezentujemy także sylwetkę bł. Jerzego Matulewicza - arcybiskupa wileńskiego, a zarazem odnowiciela Zgromadzenia Księży Marianów, przypomnimy dlaczego sobota jest dniem Matki Bożej.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Nie skupiać się tylko na sobie

– Do Apostolatu Fatimy należę od lipca 2021 roku. Mam takie przekonanie wewnętrzne, że należy wspierać organizacje, które robią coś na rzecz innych – mówi pani Krystyna, mieszkająca na co dzień w Koźmicach Wielkich koło Wieliczki.

 

Ze Stowarzyszenia otrzymuję „Przymierze z Maryją”, które czytam od A do Z, a także „Apostoła Fatimy”, którego po przeczytaniu przekazuję koleżance, a ona swojej siostrze itd. Obraz Matki Bożej Fatimskiej oprawiłam i powiesiłam w sypialni na głównym miejscu. Figurkę Fatimskiej Pani mam na stoliku, obok mojego łóżka, a drugą przekazałam córce, która mieszka wraz z rodziną w Kopenhadze. Ze Stowarzyszenia dostałam też różaniec, na którym się modlę. Co roku otrzymuję również kalendarz z Matką Bożą Fatimską, który wieszam w kuchni – jestem z niego bardzo zadowolona.


Nie wstydzę się wiary


– Zostałam wychowana w typowo chrześcijańskiej rodzinie. Jestem wierząca i zawsze to podkreślam. Dzieci też wychowałam w takiej wierze. Moją pierwszą parafią była parafia św. Klemensa w Wieliczce, ale odkąd zbudowaliśmy kościół w mojej miejscowości Koźmice Wielkie, należę już do swojego kościoła parafialnego pw. Trójcy Świętej.


– W 2010 roku miałam udar, z którego wyszłam nad podziw dobrze. Jestem pewna, że stało się tak dzięki wstawiennictwu św. Józefa, o którym przeczytałam, że jak się ktoś do niego zwraca, to otrzymuje pomoc. Leżąc w szpitalu, ciągle się do niego modliłam, nie tylko za siebie, ale i za wszystkich, którzy potrzebują pomocy. Mam taki sposób modlitwy i takie przekonanie, żeby nie skupiać się tylko na sobie, ale myśleć też o innych i za nich też się modlić.


Palec Boży


– Chciałam osobiście podziękować za tę łaskę i w 2012 roku wraz z mężem pojechałam do Ziemi Świętej z pielgrzymką Caritasu. Wtedy jeszcze pracowałam i fundusze były większe, dlatego mogłam sobie pozwolić na taki wyjazd. Teraz jestem emerytką, dlatego gdy usłyszałam, że zostałam wylosowana na pielgrzymkę do Fatimy, to bardzo się ucieszyłam i podziękowałam Panu Bogu. Wydaje mi się, że to jest Palec Boży i nagroda za moje datki na rzecz Afryki, ponieważ staram się
wspierać różne organizacje, które do mnie piszą i proszą o ofiary.


– Mąż był bardzo zaskoczony i miał pewne obawy, że to może jakieś oszustwo, ale ja byłam przekonana, że choć jest wiele organizacji oszukujących ludzi, to wiedziałam, że Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi jest prawdziwe i uczciwe. Mąż pojechał ze mną do Fatimy i przekonał się o tym sam. Podobnie jak ja był bardzo zadowolony.

Świetnie zorganizowana pielgrzymka


– To był mój pierwszy raz w Fatimie. Zawsze chciałam tam pojechać. Pielgrzymka była świetnie zorganizowana. Pani przewodnik miała bardzo dużą wiedzę. Wprawdzie teraz nie było z nami księdza, ale wyszliśmy z tej sytuacji obronną ręką: w pierwszy dzień byliśmy na Mszy Świętej, którą sprawował kapłan ze Słowacji, a na drugi i trzeci dzień była Msza, w której wzięliśmy udział z innymi grupami z Polski.


– Podczas pielgrzymki kupiłam sobie szkaplerz, który poświęciłam od razu w sanktuarium. Szkaplerz poświęcony Matce Bożej dostałam wprawdzie wcześniej ze Stowarzyszenia, ale gdzieś zgubiłam i dlatego kupiłam nowy.


Matka Boża Fatimska ocaliła nas!


– Mam pięcioro wnucząt. Ostatnio, gdy wracaliśmy z wnuczką z przedszkola, z podporządkowanej ulicy wyjechał samochód i nie zatrzymując się, sunął wprost na nas. Myśleliśmy, że będzie wypadek, a on tuż przed naszym autem wykręcił i zahamował. W ten sposób uniknęliśmy wypadku, a ja wtedy powiedziałam do mojej wnuczki Elenki: – Widzisz! Ocaliła nas Matka Boża Fatimska, bo miałam szkaplerz na szyi. Później, przez całą drogę powrotną do domu wnuczka powtarzała: Matka Boża Fatimska ocaliła nas od wypadku!

Pozdrawiam serdecznie Zarząd Stowarzyszenia i wszystkich Apostołów Fatimy.

Życzę szczęśliwego Nowego Roku!


oprac. Janusz Komenda


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Jestem Apostołką Fatimy. Każda kampania zorganizowana przez Stowarzyszenie Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi jest wielką nauką pobożności i poświęcenia się Matce Bożej, która może rozwiązać wszystkie problemy, jakie nas dotykają. W moich modlitwach polecam Bogu i Matce Najświętszej wszystkich pracowników Stowarzyszenia. Życzę, aby Wam Pan Bóg błogosławił w Waszej codziennej pracy. Z Panem Bogiem!

Zofia z Mazowsza

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Kocham Maryję i Jezusa od dzieciństwa i tak myślę, że mam za to wielką zapłatę, bo trzy razy będąc w bardzo trudnej sytuacji, uniknęłam śmierci. Gdy byłam w lesie, przewróciło się na mnie drzewo, uderzyło mnie w głowę i straciłam przytomność, a mimo to nic złego poza bólem głowy, ramion i kręgosłupa mi się nie stało. Następnie w 2016 roku miałam masywną zatorowość płucną, a w 2020 roku następną. W miarę możliwości pragnę wspierać akcje ochrony dzieci nienarodzonych. Być może poprzez nasze prośby i modlitwy do Maryi i Jezusa kobiety opamiętają się i przestaną zabijać swoje poczęte dzieci, może ruszy ich sumienie, że ich nienarodzone dzieci nie są niczemu winne.

Halina z Mazowieckiego

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

W pierwszych słowach mojego listu serdecznie Pana pozdrawiam, życząc Panu wielu sił i mocy płynącej z Najświętszego Sakramentu w tej nieustającej i żmudnej pracy, jaką jest Pańska działalność. Przede wszystkim również pragnę złożyć Panu gorące podziękowania za wszystkie listy, które od Pana otrzymywałam i otrzymuję, które czytam zawsze z wielkim zainteresowaniem oraz z ogromną cierpliwością, gdyż sama nie mam wyrobionego daru, aby móc na wszystkie odpowiadać. Na marginesie dodam, że całą korespondencję od Pana przechowuję w prawie trzech segregatorach. Dziękuję również za wszelkie inne przesyłki, a w szczególności za pisma: „Przymierze z Maryją” i „Polonia Christiana”. Przyznaję, że obydwa periodyki czytam zawsze od deski do deski, czekając na nie z utęsknieniem, gdyż bez nich już nie wyobrażam sobie po prostu dobrze przeżytego dnia. Tym drugim z pism dzielę się również z moim sąsiadem, dając mu je do przeczytania. I chociaż niektóre artykuły w „Polonii Christiana” nie zawsze napawają optymizmem, niejednokrotnie wręcz smutkiem, lękiem i goryczą, opisując trudne czasy i rzeczywistość, której nie owijają w bawełnę, to zawsze cieszę się, kiedy pisma do mnie docierają i nie mogę doczekać się kolejnego nowego egzemplarza, najbardziej dziękując Maryi, że o mnie wciąż pamięta. Ponadto sądzę, że celowe okłamywanie jest jak zdrada, a nieopisywanie rzetelnie prawdy przez dziennikarzy i redaktorów z mediów przeciwnego nurtu, nastawione przede wszystkim na pranie mózgu i robienie z niego przysłowiowej wody, jest nie tylko szkodliwe, ale jest też najpodlejszą ze zdrad… Dlatego też wolę wziąć do ręki magazyn „Polonia Christiana” czy też „Przymierze z Maryją”, gdyż one kształtują nasze poglądy i charaktery, z nich też czerpię przydatną wiedzę i otrzymuję prawdziwe informacje, a przy tym – podobnie jak Pismo Święte – w dużym stopniu służą mi radą w wielu różnych kwestiach. Krótko mówiąc, pisma „Przymierze z Maryją” i „Polonia Christiana” są mądre i natchnione, dlatego wspieram je finansowo. Na zakończenie tego mojego listu chciałabym przeprosić Pana za moje wcześniejsze milczenie i jeszcze raz życzyć Panu wielu sił i pogody ducha od Pana Jezusa i Maryi mimo przeciwności oraz dla całego Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi i wszystkich redaktorów, a także Przyjaciół „Przymierza z Maryją” i pisma „Polonia Christiana”.

Anna z Włocławka

 

 

Szczęść Boże!

Po dłuższym milczeniu z mojej strony, chciałam wraz z moim mężem podziękować Wam za wszystko, co otrzymujemy od Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. Nie będziemy wymieniać poszczególnych materiałów, bo brakłoby kartki. Bóg zapłać za to, że przyjęliście nas do grona czcicieli Matki Bożej Fatimskiej. Dziękujemy za to dzieło, jakie tworzycie. W dzisiejszym chaosie cały czas szukamy Boga (chociaż de facto, to On nas szuka i znajduje). Dobrze, że jesteście i działacie, bo przecież tyle nierozumienia i mieszania prawdy z kłamstwem jest wszędzie…

Jesteśmy też odbiorcami Waszych programów i audycji internetowych. To jest piękne! Nie umiemy tego wyrazić słowami. Powtórzymy więc – dobrze, że jesteście i Prawda jest przekazywana! Niech Pan Bóg Wam zawsze błogosławi, a Matka Najświętsza okrywa Wasze dzieło Swoim płaszczem. Z Panem Bogiem!

Ewa i Bogdan ze Śląska

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję za Wasze przesyłki, za „Przymierze z Maryją” i za setny numer magazynu „Polonia Christiana”. Historia powołania Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi jest mi znana. Podzielam Waszą odwagę i inicjatywę. Przypomina mi to czas, kiedy byłem starostą semestru na uczelni.

Otrzymałem od Pana Prezesa podziękowanie za moją pracę, jestem Panu za to bardzo wdzięczny. (…) Ja każdego dnia jestem na Mszy Świętej, która jest odprawiana w kościele Matki Bożej Częstochowskiej, a wieczorem odmawiam Różaniec wraz z widzami telewizji TRWAM. Modlę się za rodzinę, za Was, a także za wszystkich biednych powodzian. To straszna klęska. Ale mimo wszystkich trudności i dramatów, pragnę złożyć Panu gratulacje i wyrazy szczerego szacunku w związku z jubileuszem 25-lecia działalności Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi. To szmat czasu i wiele poświęceń, aby osiągnąć to wszystko, co Wam się udało zrobić. Życie trzeba tak przeżyć, żeby też coś wartościowego po sobie zostawić. Życzę miłych i owocnych dalszych dni życia oraz realizacji planów. Niech Pan Bóg Wam błogosławi!

Józef z Olsztyna

 

 

Szczęść Boże!

Niech tajemnica przeżytego Bożego Narodzenia przypomina, że prawdziwa wielkość rodzi się w prostocie, a odwaga miłości potrafi przemieniać nawet najtrudniejsze czasy. W obliczu obecnych wyzwań życzę Państwu, abyśmy wspólnie odnajdywali w sobie mądrość i jedność, tak potrzebne do budowania świata, w którym harmonia i sprawiedliwość staną się codziennością.

Mariusz