Święte wzory
 
Perpetua i Felicyta - świętość potwierdzona męczeństwem
Adam Kowalik


Co roku podczas liturgii Wielkiej Soboty powtarzamy słowa Litanii do Wszystkich Świętych. Wśród osób wyniesionych na ołtarze, do których Kościół się wtedy zwraca, są dwie święte: Perpetua i Felicyta. Niestety, dziś większości wiernych ich imiona niewiele mówią. A szkoda, bo nosiły je dwie młode kobiety, które tak ukochały Boga, że z radością pospieszyły na śmierć męczeńską, by współcierpieć z Chrystusem.


Ze względu na status społeczny, obie dziewczyny dzieliła przepaść. 22-letnia Wibia Perpetua była przedstawicielką elity społecznej. Jej rodzina należała do wybitniejszych w mieście Thuburbo Minus. Rodzice zapewnili ukochanej córce staranne wychowanie, właściwe dla panienek ze znakomitych domów oraz odpowiednio wydali za mąż. Natomiast Felicyta była niewolnicą. Zbliżyła je jednak do siebie wiara w Chrystusa Zmartwychwstałego oraz macierzyństwo – Perpetua karmiła piersią maleńkiego synka, Felicyta zaś od ośmiu miesięcy była w stanie błogosławionym.

W oczekiwaniu na wyrok


Pogański Rzym nie tolerował nowej sekty żydowskiej – jak przez długi czas postrzegano chrześcijan. Młode katechumenki, zapewne na skutek donosu, trafiły do więzienia w Kartaginie. Towarzyszyła im grupka innych aresztowanych chrześcijan, wśród których był brat Perpetuy. Tam, w obliczu przewidywanego męczeństwa wszyscy zostali ochrzczeni. Podczas gdy kapłan polewał wodą głowę Perpetuy, ta prosiła Boga o dar wytrzymałości cielesnej, by mogła godnie znieść spodziewane męki. Zapewne podobnie czynili inni katechumeni. „Duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe…” – ciśnie się na usta cytat z Pisma Świętego.

Rzymskie więzienia służyły do przetrzymywania aresztowanych podczas śledztwa. Zupełnie nie dbano o zapewnienie im znośnych warunków egzystencji. Część cel była pozbawiona światła dziennego. Brak kanalizacji powodował, że wewnątrz panował okropny zaduch i unosił się fetor. „Gorąco panowało nie do zniesienia wskutek wielkiej ciżby uwięzionych ludzi, żołnierze groźbami wymuszali od nas pieniądze. Dręczył mnie ponadto niepokój o moje dziecko” – pisała Perpetua w swoim pamiętniku.

Na szczęście udało się jej uzyskać zezwolenie na to, by maleńki synek mógł przez jakiś czas pozostać z matką w murach więzienia.

Perpetua niewątpliwie miała silną osobowość. Nie tylko sama zachowywała spokój ducha, ale także pocieszała innych, w tym odwiedzającą ją w murach więzienia matkę i drugiego brata. Wielką udrękę za to stanowiło dla niej postępowanie ojca. Jako poganin nie rozumiał motywacji córki. Wielokrotnie próbował nakłonić ją do zaparcia się wiary i złożenia ofiary pogańskim bogom. Stał się więc niechcący narzędziem w ręku szatana, który nie ustawał w zabiegach, by młodych chrześcijan pchnąć ku apostazji. Powodowany rozpaczą ojciec Perpetuy używał najrozmaitszych sposobów, by skłonić córkę do złożenia ofiary bałwanom. Padał do jej stóp prosząc o litość, to znów odgrażał się. Raz nawet dotkliwie ją pobił. Perpetua pozostała jednak nieugięta. Nie zachwiała się nawet wtedy, gdy na prośbę wyrażoną w modlitwie, otrzymała wizję, która upewniła ją, że czeka ich rychła śmierć.

Złóż ofiarę bogom! Zlituj się nad swoim dzieckiem!


W końcu władze rzymskie zarządziły publiczne przesłuchanie uwięzionych chrześcijan. Zaprowadzono ich na rynek przed oblicze prokuratora Hilariana, który z wszystkimi kolejno rozmawiał. Gdy zwrócił się do Perpetuy, przy podwyższeniu znów zjawił się ojciec. Na ręku trzymał malutkiego wnuka. – Złóż ofiarę bogom! Zlituj się nad swoim dzieckiem! – wołał, ściągnąwszy ją z podwyższenia. Sytuację chciał wyzyskać prokurator i jął namawiać kobietę do złożenia ofiary „za pomyślność cesarzy”. Choć w młodej matce serce krajało się z żalu, pozostała niewzruszona. – Jestem chrześcijanką – oświadczyła zdecydowanie prokuratorowi. Ten, niezadowolony z odpowiedzi kazał wybatożyć ojca. Strażnicy odprowadzili go, by natychmiast spełnić polecenie prokuratora.

Zaraz też zapadł wyrok na katechumenów, który brzmiał: „ad bestiam” – mieli więc, by użyć sformułowania biskupa-męczennika św. Ignacego Antiocheńskiego, być „jako Boża pszenica zmieleni zębami zwierząt”. Nie zatrwożyło to jednak nikogo ze skazanych. Jak zanotowała Perpetua, wszyscy wrócili radośnie do więzienia.

Zadziwia wiara męczenników z pierwszych wieków. W zachowanych dokumentach opisujących ich procesy i śmierć powtarza się informacja o radości, jaka ogarniała ich na wieść, że będą mieli możliwość naśladować swojego Pana także w męczeńskiej śmierci. W ikonografii starochrześcijańskiej męczenników przedstawiano niekiedy z wysuniętą do przodu nogą, co miało oznaczać ochocze przyjęcie męczeństwa, spieszenie na nie, pomimo że często przed śmiercią czekały ich wielkie cierpienia.

Radosne świadectwo wiary


Wkrótce wszystkich skazańców przeniesiono do innego więzienia, bliżej amfiteatru. Egzekucja miała być częścią igrzysk przygotowanych z okazji urodzin syna cesarza Septymiusza Sewera – Gety. Ale nawet w tych, wydawałoby się, trudnych chwilach, Perpetua nie myślała o sobie. Wylewała wprawdzie łzy, ale nie ze względu na swój los, lecz za zmarłego przed laty brata. Pewnej nocy w więzieniu miała bowiem widzenie, z którego wynikało, że cierpi on w jakimś ciemnym miejscu. Przez kilka dni gorąco prosiła Boga o wybawienie go z mąk czyśćcowych.

Niedługo przed śmiercią poczuła ulgę, miała widzenie brata uwolnionego od kary, radośnie bawiącego się.

Innego rodzaju niepokoje przeżywała Felicyta. Bała się, że ciąża oddzieli ją od towarzyszy i będzie musiała stanąć na arenie sama lub, co gorsza, z pospolitymi rzezimieszkami. Prawo rzymskie zakazywało bowiem wykonywania kary śmierci na kobietach brzemiennych.

Dwa dni przed egzekucją wszyscy modlili się o pomoc w tej sprawie. I stał się cud. Zaraz po zakończeniu wspólnych modłów Felicyta zaczęła rodzić. W wielkim bólu, bo był to dopiero ósmy miesiąc ciąży, wśród drwin strażnika więziennego, wydała na świat dziewczynkę. Biedne dziecko, nie dane mu było doznać pieszczot rodzonej matki. Na szczęście wychowaniem dziewczynki, z pełnym oddaniem, zajęła się inna chrześcijanka.

Zbliżał się dzień igrzysk. W przeddzień śmierci skazańcy spożyli posiłek, zwany w tradycji więziennej „ucztą wolną”. Oni jednak zmienili ją w chrześcijańską agapę. Ostatnie godziny w więzieniu były dla nich także okazją do pracy apostolskiej. Do więzienia przyszło bowiem sporo gapiów, którzy pragnęli zobaczyć, jak zachowują się skazańcy w wigilię śmierci. Chrześcijańscy więźniowie śmiali się z ciekawości przybyłych, ostrzegali ich przed sądem Bożym i wyrażali radość, że oddadzą życie za Zbawiciela. Wielu gapiów wyszło z lochów tak poruszonych, że niedługo zasilili gminę chrześcijańską.

Dzień narodzin dla nieba


Nadszedł w końcu dzień męczeństwa, czyli jak mówili starożytni chrześcijanie – dzień narodzin dla nieba. Wszyscy, oprócz zmarłego wcześniej w więzieniu Sekundulusa, zostali poprowadzeni do amfiteatru w Kartaginie. Szli radośni, dumnie spoglądając w oczy przechodniów. Mieli przecież niedługo spotkać swego Mistrza.

Przed wyjściem na arenę strażnicy pragnęli zmusić skazańców, by przebrali się w kostiumy: kobiety – ­kapłanek bogini Cerery, a mężczyźni – kapłanów Saturna.

Poganie chcieli ze śmierci chrześcijan zrobić widowisko nawiązujące do swych wierzeń. Zdecydowanie zaprotestowała przeciw temu Perpetua. Nie po to przecież odmówili składania ofiary bóstwom, by teraz umierać dla Jezusa w strojach bałwochwalczych. Rzymianie ustąpili.

Zanim wypuszczono na męczenników dzikie zwierzęta, zostali wcześniej wychłostani. Rzymianom nie podobała się pełna godności postawa chrześcijan i ostrzeżenia przed karą Bożą, jakimi niepokoili ich sumienia.

Mężczyźni mieli stanąć oko w oko z drapieżnymi zwierzętami: lampartem, niedźwiedziem, dzikiem. Dla Perpetuy i Felicyty organizatorzy igrzysk przygotowali specjalny rodzaj śmierci – obie niewiasty miały zmierzyć się z wyjątkowo wściekłą krową. Wprowadzono je na arenę odziane tylko w sieć. Nawet tak rozwydrzona i miłująca krew publiczność jak ta, która zasiadała na trybunach amfiteatru, oburzyła się na widok obnażonych delikatnych ciał młodych matek. Dlatego strażnicy kazali im się przyodziać w tuniki.

Krowa rzuciła się prosto na Perpetuę i przewróciła ją na plecy. Następnie ruszyła w stronę Felicyty i stratowała ją. Wibia Perpetua szybko podniosła się, poprawiła ubranie i włosy oraz pomogła wstać niewolnicy. Obie stanęły na arenie, jakby mocując się z rozwrzeszczaną publicznością. Jako że krowa nie zabiła ich, zostały odprowadzone na zaplecze. Nie była to jednak oznaka łaski, lecz krótka przerwa w kaźni. Skazańców, którzy nie padli w starciu z dzikimi zwierzętami, mieli na oczach widowni dobić mieczem wyznaczeni gladiatorzy. Męczennicy wymienili między sobą pocałunek pokoju i przeszli na miejsce, na którym chciała ich widzieć pogańska tłuszcza.

Wymierzane ciosy miecza chrześcijanie przyjęli z godnością i spokojem. Gladiator, który wzniósł broń nad Wibią Perpetuą, nie miał widać jeszcze wprawy w krwawym rzemiośle. Jego miecz zatrzymał się na kości młodej kobiety. Męczennica jęknęła cicho, po czym chwyciła drżące ręce kata i podprowadziła ostrze miecza do swego gardła. Tym razem cios był śmiertelny.

Tak w 203 r. po narodzeniu Chrystusa, za czasów panowania cesarza Septymiusza Sewera, szeregi świętych powiększyły się o Wibię Perpetuę, Felicytę i towarzyszy.

***

Liturgiczne wspomnienie męczennic obchodzimy w Kościele rzymskokatolickim 7 marca.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Bóg uniżył się dla nas!
Dwa tysiące lat temu nie było miejsca dla godnych narodzin Króla Wszechświata, ale czy dziś jest miejsce dla Niego w sercach i duszach ludzkich? Iluż naszych bliźnich, sąsiadów, członków rodzin zamyka przed Nim – i to z hukiem! – swoje drzwi?

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Małopolska pielgrzymka Apostołów Fatimy
Tomasz D. Kolanek

Kilka miesięcy temu moja starsza córka – Kinga – zapytała: Tato, ilu masz przyjaciół? Moja odpowiedź brzmiała: Jednego – wujka Kacpra, na co Kinga zareagowała słowami: Uuuuu… To bardzo mało. Podejrzewam, że nie zrozumiała nic z mojego miniwykładu, iż nie liczy się ilość, tylko jakość… Kacper nigdy mnie nie zawiódł; gdy tylko może, służy mi pomocną dłonią; nie wstydzi się odmawiać ze mną publicznie Różańca; zawsze potrafi mnie wysłuchać, gdy trzeba – pocieszyć lub przywołać do porządku…

 

Na pewno każda z osób czytających ten tekst ma teraz przed oczami swojego przyjaciela lub przyjaciółkę, którzy czasem potrafią być bliżsi niż rodzeństwo. Jak zareagowalibyście, Drodzy Państwo, gdybym poinformował, że pewnego wrześniowego, deszczowego tygodnia miałem zaszczyt i przyjemność poznać kilkanaście osób, których tak jak Kacpra mógłbym nazwać moimi przyjaciółmi? Tak, tak… Spotkałem takich ludzi i  co ciekawe – wszyscy znajdowali się w jednym miejscu, czyli Centrum Szkoleniowo-Konferencyjnym im. Ks. Piotra Skargi w Zawoi. Tak, proszę Państwa, chodzi o Apostołów Fatimy i ich bliskich, którymi dane mi było opiekować się podczas wyjazdu pielgrzymkowego po Małopolsce.


Pięć dni…


W ciągu trwającego pięć dni wyjazdu wysłuchałem dziesiątek przeróżnych – czasem smutnych, niekiedy poruszających, często zabawnych, ale zawsze opowiedzianych z pasją – historii, rozmawiałem na setki różnych tematów i odmówiłem niezliczoną liczbę przepięknych modlitw, litanii i koronek, ale o tym za moment…

Wszystko zaczęło się w poniedziałek od mojej… nadmiernej pewności siebie. Na niebie pięknie świeciło słońce, chmury znajdowały się gdzieś hen, daleko, a temperatura zdawała się z każdą minutą rosnąć. Mając to wszystko na uwadze, powiedziałem sam do siebie: Niemożliwe, żeby z dnia na dzień pogoda zmieniła się tak jak to zapowiadają. A prognozy głosiły, że nadchodzi tydzień deszczu, a temperatura spadnie o niemal 20 stopni. Ja jednak nie wziąłem ani kurtki, ani żadnego okrycia przeciwdeszczowego…


W Krakowie i Kalwarii…


I tak oto nastał wtorek. Bardzo szybko przekonałem się, że prognozy tym razem się sprawdziły. Apostołowie Fatimy patrzyli na mnie z lekko zażenowanym uśmiechem – jakby prawie wszyscy chcieli mi powiedzieć: A nie mówiliśmy?…


No nic… Trzeba ruszać w drogę. Pierwszym punktem na naszej pielgrzymkowej mapie było Sanktuarium św. Jana Pawła II w Krakowie. Równo w południe wzięliśmy udział we Mszy Świętej, po której odmówiliśmy Koronkę do Bożego Miłosierdzia wraz z Litanią do Najświętszego Serca Pana Jezusa, a następnie mieliśmy możliwość zwiedzania wraz z przewodnikiem miejscowego muzeum i całego sanktuarium. Dla mnie osobiście najważniejszym punktem tegoż zwiedzania była kaplica Świętej Kingi. Kto nie wie dlaczego, tego odsyłam do początku czytanego właśnie teraz tekstu.


Kolejnym punktem naszej trasy była Kalwaria Zebrzydowska i… czy trzeba pisać coś więcej? Napisać, że jest to jedno z najwspanialszych miejsc na duchowej mapie Polski, to nic nie napisać. Powiedzieć, że Apostołowie Fatimy, mimo nieustannie padającego deszczu, byli zachwyceni zarówno, jeśli idzie o doznania turystyczne oraz przede wszystkim religijne, to jakby nic nie powiedzieć.


Ze św. Charbelem…


Niezwykle wzruszającym momentem był dla mnie środowy poranek, kiedy to każdy z obecnych na naszej pielgrzymce zapytał mnie: czy weźmiemy udział we Mszy Świętej. Tak się stało i to pomimo faktu, że musieliśmy przejść pieszo półtora kilometra w nieustających strugach deszczu.


Środa w ogóle była „dniem na odpoczynek”. Apostołowie Fatimy mogli przeżyć ten dzień w dowolny sposób. Zdecydowali jednak, że spędzą go na wspólnej modlitwie i wysłuchaniu kilku przesłań duchowych, jakie dla nich przygotowałem. Na koniec dnia odwiedził nas Jacek Kotula. Wygłosił on poruszający wykład o św. Charbelu Makh­loufie, podczas którego mogliśmy uczcić jego relikwie. Następnie odśpiewaliśmy Apel Jasnogórski.


Fatimskie Sanktuarium na Krzeptówkach


Czwartek z kolei był dniem kulminacji złych warunków atmosferycznych. Tego dnia mieliśmy się udać do Zakopanego do Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej na Krzeptówkach. Nie dość, że deszcz padał i padał, to jeszcze – jak to w Zakopanem – mocno dawał o sobie znać porywisty wiatr. Apostołowie dzielnie to przetrwali…. Po Mszy Świętej zapytałem jednego z kapłanów, czy możemy wspólnie odmówić Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Duchowny oczywiście się zgodził, ale nie to było najbardziej poruszające, tylko to, że do naszej kilkunastoosobowej modlącej się grupy dołączyło kilkadziesiąt osób.


Tak jak wcześniej poinformowałem – starałem się wraz z Apostołami Fatimy odmawiać nie tylko Różaniec i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Wielu z nich powiedziało, że nie znało wcześniej np. Koronki do Ducha Świętego, Koronki Anielskiej czy też koronek wstawienniczych m. in. do świętego Gerarda, świętego Peregryna czy świętego Franciszka. Odmawialiśmy również litanie, których ja sam nie znałem, jak Litania do Ducha Świętego, po odmówieniu której wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja dotycząca wezwania: Duchu Święty, który nas umocniłeś w sakramencie bierzmowania, zmiłuj się nad nami. Apostołowie Fatimy zwrócili uwagę, że tak wielu dziś zapomina, czym jest sakrament bierzmowania i ubolewali, że równie wielu nie chce przyjąć darów Ducha Świętego.


Piękny czas


Cóż więcej mogę napisać? To był naprawdę przepiękny czas. Ludzie, których miałem przyjemność poznać, z którymi rozmawiałem, wspólnie modliłem się i posilałem, są skarbem Kościoła, Polski i naszego Stowarzyszenia. Ja osobiście czułem się, jakbym znał ich od zawsze i jednocześnie mógłbym powiedzieć im o wszystkim, co dobre i co złe. Każdy z Apostołów Fatimy miał swoją własną historię wzlotów i upadków, radości i cierpień, przy których moje problemy są zwykłą błahostką. Każdy jednak przetrwał dobry i trudny czas dzięki wierze w Chrystusa – naszego Pana i Zbawiciela!


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szanowni Państwo!

Cieszę się ze wszystkich kampanii, jakie prowadzicie. Jako osoba wierząca uważam, że jest to wspaniała uczta duchowa. Oglądałam jubileusz Stowarzyszenia ks. Piotra Skargi i życzę Wam wszelkiego dobra. Bóg Wam zapłać za wszystkie lata. Zostańcie z Bogiem!

Barbara ze Środy Śląskiej

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Jestem pełna podziwu za to, co Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi robi na rzecz rodzin. Ja prawdziwie wierzę, że rodzina jest podstawą ładu i porządku społecznego oraz istotnych wartości dla funkcjonowania społeczeństwa. Jestem bardzo wdzięczna Panu Prezesowi za tę kampanię, dzięki której ludzie mogą zrozumieć, co to znaczy być prawdziwym chrześcijaninem. Bardzo pragnę, by nasza polska rodzina stała się miejscem modlitwy, pokoju i chrześcijańskich wartości, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu.

Najświętsza Rodzino, bądź naszą obroną! Tego bardzo pragnie polskie społeczeństwo!

Janina z Lubelskiego

 

 

Szczęść Boże!

Jako Apostołka Fatimy jestem bardzo zadowolona z akcji na rzecz rodziny, ponieważ właśnie rodzina jest najważniejsza. W naszym kraju niestety niszczy się ją najbardziej, jak tylko się da. Mam nadzieję, że Matka Boża pomoże Wam ją obronić. Bez rodzin jesteśmy skończeni. Cieszę się, że są takie akcje jak Wasza. Bardzo proszę o modlitwę – o to żebym wyszła z nowotworu.

Bóg zapłać!

Helena z Krakowa

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przepiękne materiały z niedawnej kampanii, a w szczególności za piękną tabliczkę z wizerunkiem Świętej Rodziny. Uważam, że jest to najpiękniejsza akcja z dotychczasowych, które znam. Gratuluję kreatywności! Niech Duch Święty prowadzi Was każdego dnia.

Roman ze Rzgowa

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Od kilku lat moje życie toczy się w cieniu trudnych doświadczeń, które jednak zbliżyły mnie do Jezusa i Maryi. Przez długi czas zmagałam się z problemami rodzinnymi – mąż był chorobliwie zazdrosny, atmosfera w domu była pełna napięcia, a ja nie miałam siły, by się bronić. Do tego doszły obowiązki wobec dzieci, chora siostra i matka w szpitalu. Czułam się przytłoczona, rozważałam rozwód, ale modlitwa dawała mi nadzieję. Prosiłam Boga, by pomógł mi przetrwać albo zakończyć to, co mnie niszczyło. W 2023 roku moje zdrowie załamało się. Trafiłam do szpitala z hemoglobiną na poziomie 6. Przeszłam transfuzję, badania wykazały guzy, zapalenia jelit, wątroby, nadżerki. Lekarze podejrzewali nowotwór. Byłam słaba, nie mogłam jeść ani się modlić. Mimo to ofiarowałam swoje cierpienie za grzeszników. W styczniu 2024, w święto Matki Bożej Gromnicznej, miałam trafić do szpitala, ale mnie nie przyjęto. Oddałam wszystko Bogu, prosząc o siłę i prowadzenie. W kwietniu usłyszałam wewnętrzny głos: „26 kwietnia otrzymasz dobrą wiadomość”. I rzeczywiście – hematolog powiedziała, że przeszczep szpiku nie będzie konieczny. W czerwcu przeszłam operację, podczas której miałam mistyczne doświadczenie. To wydarzenie umocniło moją wiarę. Wróciłam do zdrowia, choć ZUS odmówił mi świadczeń, a sąd pracy nie uwzględnił mojej sytuacji. Mimo to wróciłam do pracy w DPS. Zaangażowałam się w modlitwę za kapłanów w ramach Apostolatu Margaretka i Róż Różańcowych. Mam 14 kapłanów pod opieką modlitewną i 8 róż. Codzienna modlitwa daje mi siłę. W styczniu uczestniczyłam w Dniu Skupienia w Licheniu. To głęboko poruszyło moje serce. Doświadczyłam też duchowych ataków – nocą pojawiały się dziwne światła, cienie, głosy. Modliłam się, odpędzałam je, czułam obecność Pana Jezusa, który mnie chronił. Wierzę, że to była próba. Dziś wiem, że Bóg prowadzi mnie przez wszystko. Moje życie się odmieniło. Po latach wróciłam do spowiedzi, przyjęłam Komunię Świętą… Widzę, jak świat się zmienia, jak ludzie oddalają się od Boga, a ja chcę być świadkiem Jego miłości. Dziękuję Bogu za uzdrowienie, za siłę, za prowadzenie. Moje świadectwo to dowód, że nawet w najciemniejszych chwilach można odnaleźć światło – jeśli tylko otworzy się serce na Bożą obecność.

Marzena

 

 

Szczęść Boże!

Wasza kampania o Aniele Stróżu jest bardzo potrzebna, aby ludzie w niego uwierzyli, prosili go o potrzebne łaski i modlili się do niego. Wszystkie Wasze akcje są bardzo pożyteczne i potrzebne!

Daniela z Włocławka

 

 

Szanowni Państwo!

Dziękuję! Wielkich dzieł dokonujecie. Cieszę się, że należę do Apostolatu Fatimy, że otrzymuję „Przymierze z Maryją”. Bardzo mnie to raduje. Niestety, ogólny kryzys jest odczuwalny. Dzisiaj to wszystko mnie stresuje. Istnieje realne zagrożenie, a społeczeństwo potrzebuje informacji; niestety jest jej mało. Ludzie nadal milczą i stresują się, a władza chce wprowadzać programy deprawujące dzieci i młodzież. Musimy więc uciekać się pod opiekę Świętej Rodziny! Brawo za tę akcję! To jest Boże prawo – proszę nie ustawać!

Mieczysława z Przemyśla

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że powstała akcja dotycząca obrony rodziny. Jestem ojcem piątki dzieci, dzięki którym jestem dumny i szczęśliwy. Dziękuję Bogu za ten wspaniały dar. Proszę o Jego błogosławieństwo dla wszystkich rodzin w naszej Ojczyźnie! Święty Józefie, módl się za nami!

Jan z Lubelskiego

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję całemu Stowarzyszeniu za wszystkie akcje i za „Przymierze z Maryją”. Wasze kampanie prowadzą do szczęścia Bożego na tym świecie i pięknego życia w Niebie. Bóg zapłać, że przyjmujecie to potrzebne natchnienie od Ducha Świętego.

Apostołka Agnieszka z Łódzkiego