Musica Sacra
 
O czym śpiewali średniowieczni pielgrzymi?
Mateusz Ciupka

Chyba jednym z najbardziej szkodliwych mitów o Średniowieczu jest ten o „ciemnych wiekach”. Był oczywistym następstwem renesansu – jego czołowi przedstawiciele postrzegali myślenie swoich przodków i ich idee jako gorsze od swych własnych. Twierdził tak wielki poeta Francesco Petrarka czy krytyk stylu gotyckiego, architekt Leon Battista Alberti. To, co przez niektórych uznawane jest za najważniejszy przejaw „ciemnoty”, czyli religijność, w rzeczywistości jednak stanowiło wielką motywację do… podróżowania.

 

 

Mam oczywiście na myśli tradycję pielgrzymkową. Aby oddać hołd relikwiom świętych, na pątniczy szlak udawali się wszyscy – od królów po niepiśmiennych chłopów. W czasach, gdy podróż odbywała się pieszo (rzadziej konno), pielgrzymi pokonywali szlaki liczące setki i tysiące kilometrów i trafiali na inne narody, języki, kultury. W tym wszystkim towarzyszyła im muzyka, która dodawała otuchy, ułatwiała rytmiczne stawianie kroków, zapewniała rozrywkę i wraz z wykonującymi ją pielgrzymami była dobrem kulturowym, które zabierało się z jednego miejsca w ­drugie.

 

W drogę z pieśnią na ustach

 

Kiedy chcesz iść przez obce kraje, gdy do Jakuba grobu się udajesz, wystarczy para butów, jakaś miska, z napojem flaszka i to wszystko! – tymi słowami rozpoczyna się prosta, staroniemiecka pieśń, która w dwudziestu pięciu zwrotkach opisuje trudy pielgrzymowania do jednego z trzech najważniejszych średniowiecznych centrów pielgrzymkowych obok Ziemi Świętej i Rzymu – Santiago de Compostela.

 

Dwa pierwsze wydają się dość oczywiste – Ziemia Święta to miejsce nauczania i śmierci Chrystusa, Rzym to stolica Kościoła i miejsce śmierci św. Piotra. Santiago de Compostela było miejscem grobu św. Jakuba (Sant Iago – św. Jakub, campus stellae – pole gwiazdy, co nawiązuje do legendy o tym, że gwiazda przywiodła Apostoła Jakuba z Palestyny na kontynent). Nie wiadomo do końca, dlaczego właśnie to miejsce upodobali sobie średniowieczni pątnicy.

 

Dość jednak powiedzieć, że wielotysięczne tłumy, podróżując przez niemal całą Europę, napotykały najważniejsze w tamtych czasach ośrodki kultury muzycznej. Mam na myśli nie tylko katedry, klasztory i opactwa, takie jak Notre Dame w Paryżu, gdzie działali dwaj wielcy mistrzowie wczesnej polifonii – Leoninus i Perotinus, opactwo St. Martial czy benedyktyńskie Montserrat niedaleko Barcelony, ale przede wszystkim wędrownych śpiewaków i żonglerów. To im zawdzięczamy pamięć o Rolandzie i propagowanie wśród pielgrzymów legendy bitwy z Saracenami o wąwóz Roncevaux w Pirenejach.

 

Pieśń o Rolandzie

 

To miejsce okryło się sławą podczas wyprawy Karola Wielkiego do Hiszpanii przeciw muzułmanom w roku 778. Podobno na potrzeby upamiętnienia bitwy i aby przybliżyć ją pielgrzymom zdążającym do grobu św. Jakuba, zakonnicy zapłacili wędrownym śpiewakom, aby napisali o niej pieśń.

Tak prawdopodobnie powstała największa epopeja od śmierci Chrystusa – Pieśń o Rolandzie. Pełen chrześcijańskiej symboliki bohaterski chanson o heroicznej śmierci dowódcy tylnej straży wojsk Karola Wielkiego, który nie chciał zadąć w róg, by nie zhańbić się wezwaniem posiłków ­przeciwko Saracenom atakującym wyprawę. Pieśń o Rolandzie ustanowiła wzorzec śpiewania o bohaterskich chrześcijańskich rycerzach, walczących z poganami – w tym przypadku z muzułmanami.

 

Mamy niewiele informacji o jej wykonywaniu, nie znamy melodii, akompaniamentu, a nawet jej autora. Jeśli faktycznie napisał ją jeden z tzw. jongleurs, czyli wędrownych śpiewaków, którzy bawili pielgrzymów podczas postojów, to wykonanie bardziej przypominało recytację, w której jongleur sam tworzył akompaniament „na poczekaniu”, przygrywając sobie na lekkim instrumencie strunowym. W tym sensie Pieśń o Rolandzie nie była marszową piosenką, śpiewaną przez wszystkich – jej wykonanie przypominało współczesne słuchowisko – śpiewak recytował, a zgromadzeni wokół niego słuchacze wyobrażali sobie kolejne sceny walki o wąwóz Roncevaux – brutalny atak muzułmanów, wzruszającą śmierć Rolanda, odsiecz Karola Wielkiego i ostateczne zwycięstwo.

 

To oczywiście jeden z wielu przykładów pieśni pielgrzymów. Większość z nich nie była zapisywana. Funkcjonowały w tradycji ustnej. Nie przeszkadza to jednak artystom‑rekonstruktorom zajmującym się muzyką dawną, próbować odtworzyć część z nich.

 

Kto śpiewa, ten dwa razy się modli

 

W 2003 roku zespół Sarband, specjalizujący się w muzyce styku kultury Wschodu i Zachodu ze śpiewaczką Fadią El‑Hage nagrał pieśni odnalezione w El Libre Vermell, czerwonej księdze klasztoru w Montserrat, który również był celem licznych pielgrzymek. Z kolei Arianna Savall, córka jednego z najważniejszych wykonawców i zarazem znawców muzyki dawnej Jordiego Savalla, wraz z zespołem La Fenice sięgnęła po muzykę śpiewaną przez pątników podczas pielgrzymek do Composteli w XVII wieku. W 2008 roku zespół nagrał płytę Un camino de Santiago. Jej klimat, budowany kontrastującymi połączeniami chorału gregoriańskiego i popularnych pieśni z towarzyszeniem gitar i lutni jest niesamowity. Z kolei w 1994 roku żeński zespół Discantus, posługując się rękopisami ze szkoły St‑Martial de Limoges i Codex Calixtinus, lub Liber Sancti Jacobi, dokonał wyboru śpiewów z Santiago, które mogli słyszeć ci, którym dane było przejść pod ogromnym kadzidłem i dotknąć grobu świętego Jakuba.

To zaledwie parę przykładów licznych owoców muzycznych tradycji pielgrzymowania do Santiago. Nic dziwnego, że na górzystych szlakach muzyka rozbrzmiewała równie często, co w klasztorach i świątyniach. Wszak kto śpiewa, ten dwa razy się modli.

 

Mateusz Ciupka



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina