Stare opowieści
 
Dwie korony

Przełożonym ojca Maksymiliana Kolbe pewnie przez myśl nie przeszło, że ten niepozorny z wyglądu zakonnik założy kiedyś świetnie prosperującą misję w Japonii i ze swym apostolskim przesłaniem dotrze do milionów ludzi. Tymczasem człowiek ten okazał się gigantem o niespożytej energii i niezwykłych zdolnościach, który z miłości do Jezusa i Maryi wykonał tytaniczną pracę dla pozyskania dusz.


Zrezygnował z błyskotliwej kariery matematyka i wynalazcy... Zrezygnował ze światowej sławy, prestiżu i władzy. I choć założył największy na świecie w owym czasie klasztor oraz dobrze prosperujące wydawnictwa, znany jest przede wszystkim ze swej męczeńskiej śmierci, którą poniósł w obozie koncentracyjnym Auschwitz.

Miłość do Maryi


Już w dzieciństwie ojcu Kolbe miała ukazywać się Matka Boża. W miejscu, które służyło za domowy ołtarzyk, między dwoma szafami jednopokojowego mieszkania, stała prosta kapliczka z figurą Maryi. Tam mały Maksymilian często wchodził „na rozmowę” z Matką Bożą. Długo się modlił w skupieniu. Potem wstawał odmieniony. Nieraz ocierał łzy...

Na początku matka nie zwracała jeszcze na to uwagi, ale pewnego razu, gdy ujrzała wychodzącego z „kapliczki” wzruszonego chłopca, zaniepokoiła się zachowaniem syna i poprosiła, żeby jej wyjawił, co się stało. Maksymilian nie chciał, ale pod wpływem nalegań powiedział, że bardzo kocha Matkę Najświętszą i że Ona również jego kocha, i mu nawet powiedziała, że... Chłopiec nie dokończył.

Tymczasem matka dalej nalegała. Więc chłopiec kontynuował, że raz, gdy był w kościele i prosił Ją, by mu wyjawiła, co z nim będzie w przyszłości, ukazała mu się w takiej postaci, w jakiej przedstawiona była na obrazie i pokazała mu dwie korony. A potem powiedziała, że biała korona to korona czystości, a czerwona – męczeństwa. Potem jeszcze spytała go, którą koronę chce wybrać, a on odpowiedział, że obie.
Przez całe życie, gdy Maksymilian realizował – za pośrednictwem prasy, a później również radia – kolejne etapy pozyskiwania coraz większej liczby dusz dla dzieła Bożego, zawsze towarzyszyły mu rozważania o czerwonej koronie. Zastanawiał się, kiedy i w jakich okolicznościach przyjdzie mu ją przyjąć. Ale ta myśl nie przesłaniała pracy, którą miał do wykonania jako członek, a przede wszystkim założyciel Milicji Niepokalanej.

Nie wszystko było takie oczywiste w życiu tego świętego człowieka. Wahał się, którą drogą pójść. Szatan kusił go myślą o realizowaniu się w roli naukowca, przed którym cały świat stał otworem. Wszak wszyscy rozpływali się w zachwytach nad jego niezwykłymi umiejętnościami matematycznymi. Trzeba przyznać, że początkowo Maksymilianowi bardzo podobała się ta myśl o zaszczytach i prestiżu. Również bardzo podobała mu się myśl o służbie w wojsku. Dzięki jednak mądrym zakonnikom, którzy przeprowadzili go przez ten trudny okres i dzięki modlitwom kierowanym do Matki Bożej, Maksymilian zdał sobie sprawę, że jego powołanie jest inne.

Milicja Niepokalanej


Podczas pobytu na studiach w Rzymie założył Milicję Niepokalanej. Obserwując rozprzężenie obyczajów, szerzący się ateizm i triumfy masonerii, głoszącej, że – co prawda religii katolickiej nie zwycięży się rozumowaniem, lecz psuciem obyczajów – uznał wraz z kilkoma innymi zakonnikami, że będzie zwalczać bezbożnictwo poprzez naprawę tych obyczajów. W ten sposób narodziła się idea utworzenia Milicji. Mając w pamięci słowa z Księgi Rodzaju: „Ona zmiażdży mu głowę, a On (szatan) czyhać będzie na piętę Jej”, milicjanci pewni triumfu Maryi przystąpili do działania.

Koła Milicji Niepokalanej najpierw powstały wśród krakowskich kleryków, później wśród młodzieży i osób świeckich. Ojciec Maksymilian miał liczne odczyty na temat konieczności zwracania się o pomoc do Matki Bożej. Stworzył bibliotekę. Wreszcie postanowił wydawać miesięcznik, rozpowszechniający ideę Milicji Niepokalanej. Ojciec prowincjał wydał zgodę, zastrzegł jednak, żeby dzieło to realizowano bez konieczności obciążania jego i prowincji kosztami.

Wielu współbraci wyśmiewało się z ojca Kolbe. No bo kto w dobie kryzysu, bez grosza przy duszy chce otwierać pismo. Żartowali z niego: – Maksiu, Maksiu! Puknij się w czoło. Pisma ci się zachciało i własnej drukarni. Tylko jeden z pierwszych gorliwych członków Milicji, o. Wenanty Katarzyniec z seminarium lwowskiego obiecał swoją pomoc. Ale była to już pomoc z Nieba, bo umarł, zanim jeszcze ukazał się pierwszy numer „Rycerza Niepokalanej”.

„Dla Ciebie...!”


Skromny to był numer. Bez okładek, napisany prawie w całości przez założyciela, w nielicznej ilości egzemplarzy. Przechodnie nie chcieli przyjmować go nawet za darmo.

By pokryć dług związany z wydrukiem pisma, ojciec Kolbe wyszedł na ulice kwestować. Mimo zebranych ofiar, wciąż brakowało potrzebnej sumy. Wtedy to wszedł do kościoła, by wyżalić się przed Matką Bożą. Gdy wszystkie te troski Jej opowiedział, gdy wyżalił się do ostatka, wstał z klęcznika i dostrzegł na mensie ołtarza jakieś zawiniątko, a w zawiniątku karteczkę z napisem „Dla Ciebie, Niepokalana!”, a w zawiniątku tyle pieniędzy, że wystarczyło na zapłacenie długu za pierwszy numer miesięcznika.

Z czasem jednak wytrwała modlitwa i praca przyniosły efekt niezwykły. W całym kraju zaczęły powstawać koła Milicji Niepokalanej. Udawało się wydawać „Rycerza Niepokalanej” w coraz większej liczbie egzemplarzy. W pewnym momencie osiągał on ponad milion nakładu. Ojciec Kolbe rozbudowywał wydawnictwo w Niepokalanowie, organizując w nim po mistrzowsku pracę każdej z osób. Papież Pius XI udzielił swojego błogosławieństwa „Rycerzowi Niepokalanej”, a Milicję Niepokalanej obdarzył licznymi odpustami.

W Polsce ojcu Kolbe udało się jeszcze uruchomić gazetę codzienną. „Mały Dziennik” docierał w najodleglejsze zakamarki kraju.

W Kraju Kwitnącej Wiśni


Ojciec Kolbe, gdy już rozbudował w kraju dom zakonny i wydawnictwo, śmiało mógł myśleć o podbijaniu świata dla Królowej Nieba i Ziemi. W tym celu udał się do Nagasaki. Ciężko było polskiemu zakonnikowi w Japonii. Szybko musiał nauczyć się języka, by móc prowadzić zajęcia ze studentami w tamtejszym seminarium. Musiał także zjednać sobie przychylność Japończyków, którym chciał opowiedzieć o Niepokalanej. I tutaj wydawał po japońsku „Rycerza Niepokalanej” i obdarowywał nim napotkanych przechodniów. Z czasem udało mu się nabyć ziemię pod budowę domu dla współbraci oraz wydawnictwa.

Japoński Niepokalanów – osada Mugenzai no Sono rozrastała się. Maryja błogosławiła temu dziełu w Kraju Kwitnącej Wiśni.

Chcę pójść za mojego kolegę...


Gdy wybuchła wojna, do Niepokalanowa udawali się uchodźcy, prosząc o jedzenie i wsparcie. Nikomu go nie zabrakło. Ojciec Kolbe osobiście opiekował się rannymi żołnierzami. Nigdy nie tracił spokoju ducha, nawet gdy Niemcy przeszukiwali klasztor. I choć wszystko plądrowano i niszczono, on powtarzał:

Jakie by to było szczęście bracia moi, gdybyśmy mogli krwią własną przypieczętować to, czego nauczamy. To byłoby największe szczęście na tym świecie. I by pocieszyć zmartwionych zakonników, stale powtarzał:
– Lecz wy się nie martwcie, gdy mnie zabraknie. Matka Najświętsza bowiem wszystkim pokieruje na większą chwałę Boga.

Zabrany z Niepokalanowa i później przewieziony do obozu koncentracyjnego, Maksymilian Kolbe dał najlepsze świadectwo tego, w co wierzy. Pocieszając w Auschwitz braci współwięźniów i nadając sens życiu obozowemu, wspiął się na wyżyny świętości. To, o czym marzył, miało się ziścić wtedy, gdy komendant wybierał spośród więźniów tych, którzy mieli zginąć śmiercią głodową w odwecie za ucieczkę jednego z nich.

Komendant wskazał od niechcenia mężczyznę stojącego obok Maksymiliana.

– O Jezusie Święty
– płakał mężczyzna. – Na śmierć głodową! A w domu czeka mnie żona i dzieci... Boże! Ja nie chcę umierać!

Ojciec Maksymilian bardzo przeżywał rozpacz swego sąsiada. Popatrzył mu w oczy i już postanowił. Uśmiechnął się do swego postanowienia, wystąpił z szeregu i zaczął zmierzać w kierunku komendanta Fritscha.

– Co się stało?
– krzyknął jeden z oficerów, chcąc zmusić go do powrotu.

Tymczasem ojciec zbliżył się do komendanta i powiedział spokojnym głosem:

Chcę pójść na śmierć za swego kolegę. Proszę mnie przeznaczyć na jego miejsce.
Zaskoczony komendant zamilkł na chwilę. Z niedowierzaniem mierzył Maksymiliana wzrokiem, a potem spytał:

– Zawód?


– Ksiądz katolicki
– odpowiedział Maksymilian.
– Dlaczego chcesz pójść za tamtego?


– On jest potrzebny swoim dzieciom i żonie. Ja już nikomu.


Komendant wciąż jeszcze nie dowierzał temu, czego był świadkiem. Przez chwilę się zastanawiał nad tym, co zaszło, bo nie mógł zrozumieć tego dziwnego człowieka. Po chwili coś w nim pękło... Opanował się.

– Zgadzam się!
– rzucił z wysiłkiem, ale i z ulgą.
 
* * *

W głodowym bunkrze mijały dni. Ojciec Maksymilian wraz ze swoimi towarzyszami modlił się głośno i śpiewał. Wtórowali mu więźniowie z sąsiednich bunkrów. Podziemie zamieniło się w katakumby, w których wierni chrześcijanie przygotowywali się na śmierć i wielbili Pana. Z każdym dniem ich głosy cichły, przemieniając się w szept, by wreszcie zamilknąć. Po trzech tygodniach zniecierpliwieni Niemcy czterem pozostałym przy życiu, w tym ojcu Maksymilianowi, postanowili wstrzyknąć fenol.

Ojciec Maksymilian umarł 14 sierpnia 1941 r. śmiercią męczeńską z miłości do bliźniego. W wigilię Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, którą tak ukochał.

Agnieszka Stelmach


Na podstawie „Dwie korony” Gustawa Morcinka.

Ten artykuł przeczytałeś dzięki ofiarności Darczyńczów. Wesprzyj nas i zostań współtwórcą "Przymierza z Maryją".

NAJNOWSZE WYDANIE:
Dlaczego nas prześladują?
Maryja jest naszą Matką, daną przez Pana Jezusa. I do Niej uciekamy się we wszelkich potrzebach. Będąc Matką, nie przestaje jednak być Królową. Pięknie wyrażają to kolejne wezwania z ostatniej części litanii loretańskiej. Jest wśród nich tytuł: Królowa Męczenników. I właśnie męczeństwu wyznawców Chrystusa poświęcone jest to wydanie naszego pisma.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Płaszczem Maryi okryta

Pani Barbara Kaptur, która jest dzisiejszą bohaterką rubryki poświęconej Apostolatowi Fatimy, należy do naszej wspólnoty od ponad 10 lat.

– Przypadkowo w skrzynce znalazłam ulotkę, to było w 2012 roku, w listopadzie. Wysłałam zgłoszenie i od tego czasu zaczęła się korespondencja. Mam jeszcze pierwszy list, który dostałam 7 grudnia – wspomina.

 

– Pochodzę z parafii pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Trzemesznie. Tam byłam ochrzczona, tam też przystąpiłam do Pierwszej Komunii i tam brałam ślub. Wiarę przekazali mi rodzice. Co niedziela chodzili na Mszę Świętą, a my za nimi podążaliśmy. Nie mówili: musicie chodzić, tylko szykowaliśmy się i tak jak rodzice szli, tak i my szliśmy.


– Gdy miałam 12 lat, w pokoju rodziców zapalił się ołtarz z obrazem Matki Bożej, który peregrynował po naszej parafii. Rodzice spali. Nagle poczułam, że ktoś mnie budzi. Na szczęście szybko się przebudziłam i zobaczyłam obraz Matki Bożej w ogniu. Wszystkich pobudziłam i tak uratowałam obraz oraz rodzinę, bo cały budynek poszedłby z ogniem.


U stóp Jasnogórskiej Pani


- Gdy miałam 10 lat po raz pierwszy byłam w Częstochowie, na pielgrzymce dzieci komunijnych, którą zorganizowała siostra zakonna z naszej parafii. Od Trzemeszna byliśmy ścigani przez milicję, której nie w smak był nasz wyjazd, a my grupkami, na różnych stacjach, wsiadaliśmy do pociągu. W końcu wszyscy zebraliśmy się w Inowrocławiu i stamtąd razem pojechaliśmy do Częstochowy.


- Pamiętam jak od zakrystii szliśmy przed sam ołtarz na kolanach, blisko Matki Bożej, nie tak jak teraz trzeba, za balustradą. To zapamiętałam, bo dzisiaj już tego nie ma, takiej czci i oddania. Zawsze mnie ciągnie na Jasną Górę. To jest nasza ostoja! Przedtem jeździłam tam ze swoimi dziećmi, a dziś wożę tam wnuki.


Pielgrzymka do Fatimy


- Kiedyś, w 1987 roku, kupiłam książkę o Fatimie, zapragnęłam tam pojechać i to się sprawdziło. W 2017 roku udałam się do Fatimy z pielgrzymką z Legnicy. W Fatimie naprawdę czuć obecność Matki Bożej. Na miejscu można odczuć takie ciepło, którego nawet nie umiem dobrze opisać. Takie Matczyne! Na kolanach szliśmy i płakaliśmy, że tam jesteśmy.

W Fatimie czułam się chroniona, byłam jakby okryta płaszczem.

- Spotkało mnie tam też takie zdarzenie: byłam zmęczona i poszłam odpocząć na pół godzinki. Wtedy przyśniła mi się kobieta ubrana na niebiesko. Tak jakby mnie chroniła, była ze mną, taka jaką mam w kapliczce przed domem. Szybko się przebudziłam.


Matka Boża chroni mój dom


- Z Fatimy przywiozłam różne dewocjonalia. Jeden z różańców podarowałam wnuczce, która zdawała wtedy maturę. Teraz wnuczka mówi: – Ja wszędzie biorę ten różaniec, bo on mi pomaga. Druga wnuczka jest tegoroczną maturzystką i też uszykowałam dla niej różaniec, żeby ją prowadził.


- Pamiątką z Portugalii jest też figurka Matki Bożej Fatimskiej. Pół roku później otrzymałam też z Krakowa figurkę Fatimskiej Pani, a trzecią mam przed domem. Pojechaliśmy po nią specjalnie do Gniezna, bo byłam wraz z moją rodziną atakowana przez świadków Jehowy. Zrobiliśmy postument z płytek, zadaszenie i powstała kapliczka, żeby statua Matki Bożej była chroniona od deszczu i nieprzyjaciół. Odkąd figura Maryi stanęła w kapliczce przed domem, mam święty spokój – przestali nas atakować i przychodzić. Niestety, są też tacy, którzy wciąż próbują do tej figurki ciskać kamieniami. A ja zawsze jak jest rocznica fatimska i różne inne święta, to zapalam przed nią lampkę.


Cuda i łaski


Z racji przynależności do Apostolatu Fatimy Pani Barbara otrzymuje ze Stowarzyszenia czasopisma, dewocjonalia i inne pamiątki, którymi dzieli się z najbliższymi i parafianami. O jednym z nich tak opowiada: – Kilka lat temu dostałam plastikowy obrazek Michała Archanioła i dałam mężowi Stanisławowi. Jakiś czas potem małżonek miał wypadek: wpadł do dużego i głębokiego zbiornika na nieczystości. Normalnie nie wyszedłby z tego cało, ale miał przy sobie ten obrazek. Cały czas go przy sobie nosił. I św. Michał Archanioł go uratował!


- Codziennie odmawiam z mężem dziesiątkę Różańca do Matki Bożej Fatimskiej i Ona nam daje siły. Mamy z mężem już po 72 lata i jeszcze normalnie funkcjonujemy. Ja zawsze odczuwałam przy sobie obecność Matki Bożej, zawsze Jej się oddawałam. Ona mnie chroni.


Oprac. Janusz Komenda


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Serdecznie pozdrawiam wszystkich pracowników „Przymierza z Maryją” oraz Pana Prezesa. Dziękuję za wszystko, co mi przesyłacie. W „Przymierzu…” są bardzo dobre artykuły – wszystko już przeczytałam i dam sąsiadom do czytania. W miarę moich możliwości nadal będę Was wspierać. Jeszcze raz wszystkich serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego od Pana Jezusa Miłosiernego. Modlę się za Was Koronką do Pana Jezusa i na Różańcu do Matki Bożej.

Apostołka Zofia z Białegostoku

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Proszę przyjąć serdeczne podziękowania za życzenia, które otrzymałem z okazji moich urodzin. Szczególnie dziękuję za modlitwy w mojej intencji kierowane do Matki Najświętszej oraz Pana Jezusa o udzielanie mi potrzebnych łask. Zbiegło się to w czasie z tym, że zachorowałem. Wtedy właśnie Msza Święta odprawiona w Krakowie 2 lutego za wszystkich Przyjaciół Stowarzyszenia w tym także za mnie oraz modlitwy pozwoliły mi mieć nadzieję na chociaż częściowy powrót do zdrowia, za co również dziękuję. Korzystając z okazji chciałem również podziękować za wszystkie dyplomy i wyróżnienia, wydawnictwa i upominki, które regularnie otrzymuję, szczególnie za „Przymierze z Maryją”. Gazeta ta ma szczególną moc, gdyż wnosi tak wiele w umocnienie wiary w Boga w naszej Ojczyźnie. Bardzo się cieszę, że mogę choć w skromnym zakresie brać w tym udział. Dlatego w miarę moich możliwości angażuję się, aby wydawanie „Przymierza…” trwało jak najdłużej. Kończąc, serdecznie pozdrawiam cały zespół redakcyjny i całe Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi z Panem Prezesem na czele.

Bogdan z Kielc

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bóg zapłać za czasopismo „Przymierze z Maryją”. Lubię je czytać, podobnie jak moja rodzina i znajomi. Zgadzam się z tym, że ubiór młodzieży i kobiet często jest dziś nieodpowiedni. Czasami trudno na to patrzeć. Same Święta Zmartwychwstania Pańskiego przeżyłam tak jak dawniej, z rodziną. Święta Wielkanocne są pięknymi świętami, pozwalają odnaleźć drogę do Boga. Cieszę się, że wielu Polaków czyta nasze wspólne pismo i również idzie tą drogą. Zmartwychwstał Pan prawdziwie!

Stefania

 

 

Szanowny Panie Prezesie!

Jak wielka jest radość w moim sercu z powodu kampanii Miłosierdzie Boże! To bardzo ważna inicjatywa na dzisiejsze czasy. Jestem młodym człowiekiem, 25 lipca skończę 32 lata. Gdy odszedłem od Boga po bierzmowaniu i zacząłem żyć w grzechu, zgodnie z duchem tego świata, łaska nawrócenia spadła na mnie w wieku 28 lat. Wówczas zmarł mój dziadek, następnie chorowałem, dopadła mnie depresja i leczyłem się psychiatrycznie. Po powrocie do pracy nie mogłem się odnaleźć, aż wreszcie zostałem zwolniony. Świat zaczął mi się walić. Wyprowadziłem się z domu, chciałem nawet popełnić samobójstwo! Gdy przebywałem w szpitalu, przyszedł do mnie pewien mężczyzna i zapytał, czy może się za mnie pomodlić. Powiedziałem mu, że jak chce, to może, a jak nie, to nic mnie to nie obchodzi. Odmówił „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo” i jeszcze jedną modlitwę, której nie pamiętam. Następnie wyciągnął z kieszeni Cudowne Medaliki i dał je moim kolegom, którzy wtedy u mnie byli. Ja nie dostałem, ale wcale mu się nie dziwię, że mi nie dał, po tym, jak na niego nakrzyczałem. Wtedy poczułem jakiś dziwny ucisk w sercu. Nie wiem czemu, ale poprosiłem tego mężczyznę, by mnie też obdarował. On skinął głową, ucałował medalik i mi go dał. Zacząłem nosić ten medalik i modlić się. Wyspowiadałem się u kapelana, przyjąłem Komunię Świętą i coś zaczęło się we mnie zmieniać. Obecnie mam dobrze płatną pracę, mieszkam i utrzymuję się sam, jednak to wszystko dzięki łasce, którą wyprosiła mi Maryja, powoli i delikatnie przyprowadzając mnie do Swojego Syna, a naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Niech Jezus, Maryja i święty Józef mają Pana i całe Stowarzyszenie w Swojej opiece.

Patryk z Gdańska

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo się cieszę, że mogę za pośrednictwem „Przymierza z Maryją” podziękować Panu Bogu i Maryi za otrzymane łaski, rady życiowe i podarunki, które od Was regularnie otrzymuję. Dziękuję Bogu za to, że czuwa nade mną i moją rodziną.

Aleksander

 

 

Droga Redakcjo!

Uważam, że właściwe byłoby zamieszczanie w „Przymierzu z Maryją” treści na temat Mszy Świętej sprzed Soboru Watykańskiego II. Należy też regularnie uświadamiać młode pokolenie, wskazując pewne niepokojące sygnały i wydarzenia w obecnym życiu Kościoła – naszej Matki.

Jolanta z Pszczyny

 

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Dziękuję za przesłanie pakietu „Chrzest Święty”. Pięknie, że prowadzicie taką akcję, niech Pan Bóg Wam błogosławi! Jestem babcią dziecka, które ma być w maju ochrzczone i pragnę dla wnuczki Bożej Opieki od Jezusa Chrystusa, a jej rodzicom przekazywać wszelkie wartości wiary chrześcijańskiej, jakie czerpiemy z Pisma Świętego i Kościoła.

Jadwiga z Włocławka

 

 

Szczęść Boże!

Bardzo Wam dziękuję za regularne przesyłanie „Przymierza z Maryją”. Proszę zawsze Matkę Bożą o opiekę nad całą rodziną, bardzo się o to modlę. Dziękuję też za wszystkie przesyłki, które otrzymuję. Cieszę się, że jesteście i mogę korzystać z owoców Waszej pracy. Pozdrawiam, życząc dużo zdrowia i potrzebnych łask. Z Panem Bogiem.

Zofia

 

 

Szczęść Boże!

Serdecznie dziękuję za list i pakiet materiałów propagujący Boże Miłosierdzie. Bardzo mnie niepokoi obecna sytuacja w Polsce. To prawda, że katolicy są prześladowani i wykpiwani w mediach. Najbardziej boli mnie atak na świętego Jana Pawła II, który jest przecież uznawany za wielki autorytet na całym świecie.

Maria