Rodzina
 
Rozwód a romantyzm
Św. Aniela Merici zauważyła, że „nieporządek na świecie jest skutkiem nieporządku w rodzinie". Ów nieporządek wyraża się w spustoszeniach, jakie wywołuje rozwód. Jak zwykle w wyniku rozpadu więzi małżeńskich najbardziej cierpią dzieci. A jak mówi św. Tomasz „doskonałe życie małżeńskie oznacza duchowe poświęcenie rodziców dla dobra ich dzieci".

Często zadajemy sobie pytanie, dlaczego małżeństwa się rozpadają i co należy zrobić, aby mimo zawirowań życiowych trwały? Z tej to przyczyny prezentujemy niniejszy artykuł Plinia Corri de Oliveira na temat mitu romantycznego postrzegania miłości i jego negatywnych konsekwencji.Po przeanalizowaniu wielu prac poświęconych krytyce rozwodów, możemy dojść do wniosku, iż wszystkie one zasługują na pochwałę ze względu na powagę i jasność wywodów oraz zrównoważone rozumowanie.

Jednak prawie we wszystkich tych pracach wykorzystywane są argumenty akademickie, które mogą być przekonujące jedynie dla intelektualistów mających dobre intencje. Zasadniczo jednak, nie można ich stosować chcąc przekonać opinię publiczną, która reprezentując poglądy od obstawania przy nierozerwalności związków małżeńskich po popieranie rozwodów, bardziej skłania się ku drugiemu stanowisku.

Dlatego też zwolennik rozwodów może być sprowadzony do roli biernego, znudzonego i zakłopotanego odbiorcy, wysłuchującego rozstrzygających argumentów, potwierdzonych faktami i liczbami na temat, jak bardzo krzywdzący jest rozwód dla rodziny i dla całego państwa.

Może nawet przez chwilę pozostanie on cicho, jedynie szemrząc coś pod nosem, ale po chwili powróci do punktu wyjścia mówiąc: „No dobrze, wobec tego nieszczęśliwi małżonkowie nie mogą na nowo zacząć swojego życia? Czy jest to sprawiedliwe, aby pozbawiać ich prawa do zbudowania na nowo własnego szczęścia?"

Przeciwnicy rozwodów dobrze wiedzą, jak częste są tego rodzaju stanowiska. I nawet dobitne argumenty logiczne nie są w stanie przekonać tych ludzi. Dlatego też efektywna kampania przeciw rozwodom, jeśli chce do nich trafić, musi wziąć ten fakt pod uwagę.

Musimy sobie zdać sprawę z tego, że jeszcze nie udało się w pełni znaleźć sposobu dotarcia do ludzi o takiej właśnie mentalności. Koniecznie trzeba poznać przyczynę takiego stanu rzeczy i znaleźć argumenty, które na nich podziałają. Z tego powodu piszę o romantyzmie.

Książki historyczne uczą nas, iż romantyczny sposób myślenia już dawno umarł. Jest to prawda, jeśli mówimy o romantyzmie jako o pewnym ruchu w literaturze czy sztuce. Ale czy rzeczywiście jest to prawda, jeśli zasadniczo mówimy o życiu? Czy rzeczywiście romantyczny sposób myślenia i czucia nie ma obecnie żadnego wpływu na mentalność? W szczególności zaś nie ma wpływu na sprawę rozwodów? Czy dzisiaj postawy ludzkie są wolne od wpływu romantyzmu?

Najpierw przypomnijmy sobie kilka typów bohaterów romantycznych. Pierwszy typ bohatera „uczuciowego". To młodzian o wytwornych i wyraźnych rysach, którego wielkie melancholijne oczy są zapatrzone w odległy horyzont. Ma on zmierzwione włosy i niedbałe ubranie. Jest człowiekiem wielkich nieokreślonych aspiracji, męczonym szukaniem „prawdziwej miłości".

W najskrytszym zakamarku duszy kryje się trwoga. Są tam nieopisane pragnienia znalezienia „bratniej duszy", która go zrozumie. Przecież gdzieś musi istnieć taka istota na tym świecie. On jej rozpaczliwie poszukuje, bo tylko z nią będzie szczęśliwy...

Drugi typ bohatera romantycznego, to typ „straszny". Pod względem moralnym jest on identyczny z pierwszym typem. Pozbawiony on jest męskości, choć jest masywnej, atletycznej budowy i ma raczej ciemną urodę z oper Wagnera. Ma wysoki status społeczny i ogromne wpływy. Właściwie ma wszystko, co tylko życie może zaoferować. Jednak - i tu mamy romantyczny scenariusz - w jego sercu jest głęboka rana, paląca miłość, kolosalne rozczarowanie, które sprawia, że jest zimny, bo jest przekonany, że nigdy tu na ziemi nie znajdzie wielkiej miłości, która sprosta jego pragnieniom.
Symetrycznie mamy wzory bohaterek romantycznych. Nietrudno będzie znaleźć parę typowych przykładów.

Pierwszy, to typ „delikatnej" kobiety. Jest ona czarująca, ma filigranową budowę ciała i delikatną duszę. Zaczyna płakać, jak tylko pojawi się drobny ból. Jakiekolwiek zawirowania duszy sprawiają, że cierpi. Nosi w swoim sercu wielkie pragnienie poświęcenia się komuś i pragnie, aby ktoś ją chciał. Ta kobieta wymaga opieki z powodu swej kruchości, którą odzwierciedla jej spojrzenie, melancholijny głos, wytworność cech oraz delikatny wygląd.
Innym przykładem będzie typ „wspaniały", „majestatyczny". Olśniewająca piękność z postawą i zachowaniem godnym królowej. Jest naturalnym centrum uwagi, szacunku i poświęcenia. Ma wyniosłą (i zgubną) prezencję. Ale oczywiście w głębi jej duszy jest ukryty ogromny i rozdzierający ból. To gorycz przeszłego rozczarowania. Niepokój i brak nadziei na znalezienie kogoś, kto by ją zrozumiał. U jej stóp poeci, książęta, milionerzy bezskutecznie jęczą i błagają. A ona pozostaje niewzruszona. Z wyniosłym wzrokiem, z jeszcze większym i głębszym smutkiem szuka w najodleglejszych zakamarkach świata przez całe życie czegoś, czego nigdy nie znajdzie. A czego szuka? Szczęścia wielkiej miłości, tak jak ją rozumie. Miłości zgodnej z jej „najszlachetniejszymi" i wyimaginowanymi aspiracjami. Przechowuje to wszystko w sercu jak jakąś wielką tajemnicę.

Być może, drogi Czytelniku, będziesz się śmiał, bo czyż nie jest to staromodne? Ale czy ktokolwiek dzisiaj, jeśli zobaczy młodego mężczyznę lub młodą kobietę, mknących we wspaniałych samochodach, w tej epoce lekkości, rekreacji i sportu będzie wątpił w to, że w tych oświeconych czasach romantyzm mamy już dawno za sobą? Współczesny młody człowiek jest praktyczny, silny, radosny, wydaje się być mocno osadzony w rzeczywistości i jest żądny sukcesu. Młoda dama jest także praktyczna, niezależna, przedsiębiorcza i często spragniona działania. Jest zadowolona ze swojego życia i pragnie czerpać wszystko, co ono jej daje. Co zatem ma ona wspólnego z bohaterką romantyczną, która doprowadzała nasze babcie do łez?

Współczesny utylitaryzm stworzył klimat tolerancji dla małżeństw zawieranych z cynicznych pobudek finansowych. Nikt z nas nie zaprzeczy, że na zawierane obecnie małżeństwa mają znacznie większy wpływ niż dawniej kalkulacje dotyczące stanu posiadania i wpływów społecznych danych osób. Ale gdyby ogromna liczba małżeństw w ten sposób zawartych skłoniła nas do konkluzji, że jest to ogólna zasada, to bardzo się zdziwimy.
„Sentyment" wciąż pozostaje bardzo wpływowy, pomimo całego utylitaryzmu. I jeśli go przeanalizujemy, to dojdziemy do wniosku, że jest on powierzchowny i zmodernizowany w porównaniu z sentymentem ze starych romantycznych opowiadań.

W demokratycznych czasach wyróżniające się i wyjątkowe charaktery nie są już akceptowane. Współczesny „bohater" jest „zwyczajnym chłopakiem", a bohaterka jest „fajną dziewczyną". Mechanizacja współczesnego życia zmusza ich do tego, aby w mniejszym stopniu odstawali od bohaterów z dawnych czasów, zwłaszcza jeśli chodzi o te niekończące się wędrówki umysłu.

Wszystko to w jakiś sposób ogranicza sentymentalność oraz fantazjowanie. Jednak te ograniczenia nie występują jeśli chodzi o miłość. Wtedy zawsze mamy do czynienia z tym samym słodkim sentymentalizmem i tymi samymi nieokreślonymi pragnieniami. To jest to samo niezrozumienie, to samo poszukiwanie uczucia, ten sam kryzys, to samo pragnienie sentymentalnego, niekończącego się szczęścia i ta sama chroniczna niepewność.

Aby tego dowieść, nie musimy przeprowadzać badań psychologicznych literatury czy filmów, które mamy w obfitości dzisiaj, a które naprawdę kształtują „ducha mas". Wystarczy, że nasz czytelnik będzie miał odrobinę rozsądku, aby przekonać się do naszych spostrzeżeń. W rzeczy samej, wiele współcześnie zawieranych małżeństw w wyniku tzw. zakochania się jest opartych na ideach bezpośrednio przepojonych romantycznym sentymentalizmem.

I w tym jest problem. Obecnie istnieje część małżeństw zawieranych z wyrachowania, mając na względzie własne interesy oraz część opartych na tzw. uczuciu. I właśnie na te ostatnie ma wpływ romantyzm. Stąd ich trwanie w przeważającej mierze uzależnione jest od tego, jak długo ten wspólny interes bądź uczucie będzie w stanie utrzymać małżonków we wspólnocie.

Nie ma potrzeby drążenia kwestii małżeństw zawieranych z wyrachowania. Myślę, że jest to zagadnienie zrozumiałe. Skoncentrujmy się raczej na wpływie romantyzmu.

Przede wszystkim musimy podkreślić, że romantyzm jest z natury frywolny. Z góry zakłada istnienie wielkich cnót u „bohaterki" czy „bohatera". Ale w ostatecznej analizie cnoty te nie mają większego wpływu na przetrwanie wzajemnego uczucia. Sentymentalizm jest zasadniczo bardzo wyrozumiały. Wybacza prawdziwe moralne defekty, niewdzięczności, niesprawiedliwości, a nawet otwarte zdrady. Ale nie wybacza trywialności!

Taką trywialnością będzie np. chrapanie w nocy, nieświeży oddech bądź jakiekolwiek drobne niedomaganie natury ludzkiej, przywara, która może raz na zawsze zabić romantyczne sentymenty. Romantyczne sentymenty, o czym należy pamiętać, mogą spowodować, że od tych błahych powodów z łatwością można przejść do znacznie poważniejszych przyczyn uskarżania się.

A wtedy codzienne życie jest niekończącym się pasmem błahych wymówek, które trudno znieść komukolwiek. Z tego powodu powszechne staje się mówienie o rozczarowaniach, które przychodzą po miesiącu miodowym. „Po tym okresie - raz mi ktoś powiedział - moja żona nie zwodziła mnie, ale napełniła rozczarowaniem".

Romantyzm ze swej istoty i z definicji stworzony jest z iluzji, z zachcianek, niekontrolowanych namiętności i nieprawdopodobnych uczuć, które mogą istnieć tylko w świecie marzeń. W rezultacie, w krótkim czasie uczucia, które były jedyną psychologiczną podstawą małżeńskiej stabilności zaczynają gasnąć. Naturalnie ci, którzy znajdą się w takiej sytuacji życiowej, nie sięgają do sedna problemu. Nie rozumieją, dlaczego ich pragnienia były całkowicie nieosiągalne i szczerze dochodzą do prostego wniosku, że popełnili błąd. Nie znaleźli jeszcze tego szczęścia. Małżeństwo go im nie dało. Przyzwyczajeni do życia tylko wyłącznie dla siebie, szukając szczęścia swojego, a przyzwyczajeni do postrzegania szczęścia jako zaspokojenia sentymentalnych pragnień, będą sądzić, że ich życie zostało nieodwracalnie zrujnowane - o ile oczywiście nie będą się starali zaspokoić tych iluzji w inny sposób.

Co więcej, będą sądzić podobnie o życiu wielu innych osób, które popełniły ten sam „błąd". Dlatego też rozwód będzie się jawił jako coś zupełnie koniecznego, jak powietrze, bez którego nie można żyć.

Stąd, w tym stanie ducha i umysłu, jakie wrażenie może zrobić na nich poważna argumentacja sprzeciwiająca się rozwodom poparta suchym językiem statystyk?

Taka osoba, przyzwyczajona do mentalnych wędrówek, ale nie do myślenia, nie zniesie jakiejkolwiek formy argumentacji, a zwłaszcza tej bardzo poważnej. Prosty język liczb wydaje się jej śmieszny.

Stąd widać, że ci, którzy zgodnie z tradycyjnym nauczaniem Kościoła dotyczącym nierozerwalności związku małżeńskiego, nie trafiają do właściwych odbiorców używając argumentacji opartej na moralności czy zdrowym rozsądku, mówiąc o tym do osób, które są zainteresowane jedynie osiągnięciem własnego szczęścia w świecie marzeń i fantazji.

I tutaj zmierzamy do końca. W końcowej analizie romantyzm jawi się jako czysty egoizm.

Romantyk szuka jedynie własnego szczęścia. Myśli o miłości w takim znaczeniu, że ktoś inny jest instrumentem do osiągnięcia jego własnego szczęścia. Pragnie tego emocjonalnego szczęścia tak bardzo, że jeśli popuści wodze sentymentom, to jest on w stanie dopuścić się najgorszego zła, nie zważając na hamulce moralne i to, co podpowiada zdrowy rozsądek. Pragnie w brutalny sposób zaspokoić swoje instynkty. A przecież niczego nie można zbudować na egoizmie, w szczególności zaś rodziny.

Dlatego koniecznie należy rozpocząć ogromną antyromantyczną ofensywę. Należy wytłumaczyć fundamentalną różnicę między miłością chrześcijańską a romantycznym sentymentalizmem, wciąż będącym w modzie. Należy tłumaczyć, że miłość chrześcijańska jest przeniknięta nadprzyrodzonością, jest pełna zdrowego rozsądku i równowagi; głęboko święta, autentyczna i szlachetna. Ona triumfuje nad dzikimi wędrówkami wyobraźni i zbuntowanymi zmysłami, i nad zmysłową, egoistyczną miłością niepohamowanych namiętności.

Tak długo jak sentymentalno-romantyczna koncepcja wpływa na punkt widzenia zaręczonych par, każde małżeństwo będzie niepewne, ponieważ będzie ono zbudowane na niepewnej, trzęsącej się wulkanicznej podstawie ludzkiego egoizmu.

Powszechnie twierdzi się, że rodzina jest podstawą społeczeństwa. Ale św. Augustyn naucza, że istnieją dwie społeczności: Państwo Szatana, zbudowane na miłości własnej, pozbawione Boga, oraz Państwo Boga oparte na miłości Bożej i pozbawione miłości własnej.

Małżeństwa oparte na romantycznych sentymentach i egoizmie nie są fundamentami Państwa Bożego.


Plinio Correa de Oliveira
Tłum. Agnieszka Stelmach


NAJNOWSZE WYDANIE:
Matka Kościoła zmiażdży jego głowę!
Dopiero co nastał nam nowy rok, a już za moment przeżywać będziemy Wielki Post. Szczególny to czas, w którym możemy przyjrzeć się wnikliwiej naszej chrześcijańskiej postawie i dokonać w niej niezbędnych korekt tak, by rzeczywiście być solą ziemi i świadectwem dla świata. Wszak Krew naszego Pana nie darmo została wylana za nas i za wielu…

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dziękuję za każdy przeżyty dzień

Pani Henryka Kłopotowska należy do Apostolatu Fatimy od jego początków, czyli od 2003 roku. Pochodzi z parafii Przemienienia Pańskiego w Perlejewie koło Siemiatycz. Tam przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, tam również mając zaledwie 17 lat zawarła sakrament małżeństwa.

 

– Po ślubie z mężem Stanisławem mieszkaliśmy w Siemiatyczach, ale w 1999 roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku – opowiada Pani Henryka. – Tu należeliśmy najpierw do parafii katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale później przenieśliśmy się na nowe osiedle i teraz chodzimy do kościoła pw. bł. Bolesławy Lament. Katedra była przepiękna, stara, a w nowym kościele jest na razie bardzo skromnie, chociaż ksiądz proboszcz stara się to zmienić, i w miarę możliwości finansowych robi, co się da.


– Mąż pracował 54 lata jako kierowca, 36 lat jeździł po Europie. Gdy mąż zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Pilnowałam, żeby iść z nimi do kościoła na pierwszy piątek, do spowiedzi i Komunii, żeby je nauczyć, że tak trzeba. Teraz to
mój starszy syn, Sławek, musi o tym pamiętać i prowadzić do kościoła swoje dzieci. Czasami mogę mu co najwyżej o tym przypomnieć. Sławek jest szanowanym radcą prawnym, ale wciąż jako lektor służy do Mszy Świętej, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Synowa też jest bardzo religijna, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam dwóch wnuków: jeden już pracuje, a drugi kończy studia.


– Młodszy syn, Ernest, skończył szkołę zawodową i interesuje się informatyką. Chodzi do kościoła, co miesiąc jest u spowiedzi i Komunii, co jest dla mnie bardzo ważne.


W Apostolacie od 20 lat


– Do Apostolatu Fatimy należę od 2003 roku. W 2017 roku byłam nawet zaproszona na Kongres Apostołów Fatimy w Krakowie. Przy okazji odwiedziłam wtedy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Sanktuarium Jana Pawła II.


– Przez 20 lat dostałam ze Stowarzyszenia tak dużo dewocjonaliów, że trudno wszystkie spamiętać. Były wśród nich różańce, książki, szkaplerz, kropielnica i różne obrazki. Niedawno otrzymałam piękne wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, które oprawione w ramki wiszą na ścianie w moim pokoju. Z kolei figura Matki Bożej Fatimskiej stoi w witrynie.


– Kiedyś nazbierałam tak dużo numerów „Przymierza z Maryją”, że nie wiedziałam, co z nimi zrobić. W końcu mąż zaniósł je do katedry i w ciągu dwóch dni się rozeszły, a ja je gromadziłam może nawet ponad 10 lat. Dopiero teraz, z ostatniego numeru „Przymierza…”, dowiedziałam się, że na obrazie Matka Boża Ostrobramska jest pokazana bez Pana Jezusa, bo nosiła Go wtedy pod swoim sercem. I że oryginał tego obrazu znajduje się w Wilnie, w Ostrej Bramie.


Złote gody na Jasnej Górze


Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pani Henryka osobiście pielgrzymowała do ostrobramskiego – i nie tylko sanktuarium. – W 1992 roku byłam z mężem i młodszym synem w Druskiennikach i Ostrej Bramie, w kościele św. św. Piotra i Pawła. Wspólnie nawiedziliśmy również kilka razy sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Pamiętam, że jak byłam tam po raz pierwszy w 1994 roku z pielgrzymką z mojej parafii, to był tam tylko pusty plac; ziemia była dopiero poświęcona. A jak pojechałam tam z mężem kilka lat później, to zwiedzaliśmy kościół św. Doroty, Las Grębliński, drogę krzyżową, byliśmy na Mszy Świętej i Apelu Jasnogórskim. Kilka razy byliśmy także w Częstochowie. Naszą 50. rocznicę ślubu obchodziliśmy właśnie w jasnogórskim sanktuarium. Uczestniczyliśmy wtedy w Różańcu i Mszy Świętej w naszej intencji w Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej.

Jak być szczęśliwym


– Teraz opiekuję się mężem. On tyle lat pracował i zrobił dla nas bardzo dużo. Na co dzień wspólnie odmawiamy Różaniec z
 Radiem Maryja i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ostatnimi czasy najczęściej modlę się za zmarłych z naszych rodzin, a także o zdrowie i pokój w rodzinie. Dziękuję Panu Bogu za każdy przeżyty dzień, za rodzinę, za wnuki. Za to, że czuwa nade mną, że mam siłę do pracy. Czasami jest ciężko nawet obiad ugotować, ale jak wszystko się uda, to dziękuję za to Matce Bożej i Duchowi Świętemu.

Zakończmy to świadectwo Pani Henryki słowami, które usłyszała kiedyś od matki swojego męża i które utkwiły Jej w pamięci: – Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, kto je cierpliwie znosi, szczęśliwym zostaje.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pięknego kalendarza „366 dni z Maryją” na rok 2024. Zajmie on bardzo ważne miejsce w moim domu. Obecność Maryi pomaga mi przezwyciężyć samotność i czasami smutek. Ona mnie nie opuści!

Barbara z Rudy Śląskiej

 

Szczęść Boże!

Jako mała dziewczynka zachorowałam na zapalenie opon mózgowych i wyszłam z tego zupełnie zdrowa. Do 18. roku życia byłam pod lekarską kontrolą, miałam nigdy nie mieć dzieci, a urodziłam ich czworo. Pierwsze dziecko zmarło mając 6 tygodni na zapalenie płuc. Mam jednego syna i dwie córki, doczekałam się pięciorga wnuków i jednego prawnuka. Wierzę, że z Bożą pomocą można osiągnąć wszystko czego człowiek pragnie. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie uwierzyli w łaski, które płyną od Pana Jezusa za przyczyną Matki Najświętszej.

Lilianna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na wstępie serdecznie dziękuję za życzenia błogosławieństwa Bożego i opieki Najświętszej Maryi Panny. Podziękowania składam również za interesującą i wartościową książkę autorstwa Jerzego Wolaka o objawieniach Maki Bożej w Akicie. Maryja ciągle ostrzega nas przed Bożym gniewem i nie chce, abyśmy zginęli śmiercią wieczną. Matka Boża pragnie nas ratować i powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Bardzo często zastanawiam się nad tym, że jeżeli ludzkość nie pokona grzechu, to Bóg może nas ukarać. Modlę się więc do Niepokalanego Serca Maryi, aby Ono zatryumfowało dla całej ludzkości. Kończąc moje przemyślenia na temat tych pełnych zamętu czasów – pamiętajmy, że Matka Boża nas przed nimi ostrzega, cały świat (w tym nasza Ojczyzna) jest zagrożony aborcją, eutanazją, ingerencją w płeć czy błędami popełnianymi przez niektórych kapłanów. Częstym zjawiskiem w obecnych czasach jest krytyka Kościoła, księży, a także wyśmiewanie się z naszej wiary. Te zjawiska prowadzą do kłótni i nienawiści….

Marianna z Włocławka

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz wszystkie upominki. Wciąż dowiaduję się czegoś nowego z tej prasy katolickiej. Niech Bóg Was błogosławi. Proszę o modlitwę wstawienniczą za mnie w intencji szybkiego powrotu do zdrowia. Bóg zapłać za wszystko!

Justyna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za piękny „Notes Apostoła Fatimy”, przygotowany z okazji 20-lecia istnienia Apostolatu Fatimy. Te 20 lat przyczyniły się do upowszechniania Prawdy, Dobra i Piękna, dzięki czemu wielu ludzi uznało te wartości za najistotniejsze w swoim życiu. Życzę Apostolatowi Fatimy i Panu Prezesowi wielu kolejnych lat w upowszechnianiu tego dzieła.

Marek z Lublina

 

Szczęść Boże!

Pragnę serdecznie podziękować za tak miłe i wzruszające życzenia urodzinowe. Jestem zachwycona tym, że przy nawale pracy w Stowarzyszeniu można jeszcze chwilę przeznaczyć dla innych. Jeszcze raz pięknie dziękuję, prosząc Matkę Bożą Częstochowską o opiekę i wiele łask tak potrzebnych do działania.

Z Panem Bogiem

Teresa z Częstochowy

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za życzenia urodzinowe oraz za modlitwę. Pragnę w dużym skrócie podzielić się swoim życiem. Moja, mama urodzona w Warszawie, wojnę spędziła na Podhalu w oddziale AK. Pod koniec wojny dowiedziała się, że jej rodzina zginęła na Woli. Została sama z dzieckiem, które miała pod sercem. Wsiadła w pociąg i pojechała na ziemie odzyskane, gdzie przyjęli ją dobrzy ludzie. Znaleźli jej pracę, a ja wychowywałem się na wsi. Po przeprowadzce do Jeleniej Góry, gdzie zaopiekowali się nami jej znajomi z partyzantki, mama pracowała, a ja… wagarowałem. Na swoje potrzeby „zarabiałem” żebrząc pod kinem. Po przeprowadzce do Ząbkowic Śląskich mama zachorowała, a ja musiałem powtarzać piątą klasę. Po jej śmierci w 1958 roku, zostałem sam. Miałem 12 lat. Nazywano mnie „dzieckiem ulicy”. Trafiłem do znajomej mamy z dzieciństwa mieszkającej w Zakopanem. Traktowano mnie tam jak służącego. W kościele bywałem, choć w tym domu nie obchodzono świąt. Dziś mogę powiedzieć, że tak jak śmierć Pana Jezusa uratowała ludzkość, tak śmierć mamy uratowała mnie. To co nazywałem wolnością, było tak naprawdę moją „drogą krzyżową”. Wpadłem w szpony szatana. Gdy wyjechałem do Krakowa, ożeniłem się. Po roku dostałem mieszkanie, urodziła mi się córka i zacząłem wszystko od nowa. Wyjeżdżałem z zakładu pracy na Słowację, Węgry i do Izraela, gdzie zwiedziłem większość miejsc związanych ze Zbawicielem. Częste rozłąki oddaliły mnie jednak od żony. Byłem złym mężem i ojcem. Żona zachorowała na raka piersi i po ślubie córki i urodzeniu się wnuczki to ja się nią opiekowałem. Będąc na emeryturze, sam zacząłem chorować i miałem głęboką depresję. Wtedy nagle nastąpił przełom w moim życiu. Po przeczytaniu książki „Moc uwielbienia” odmieniło się wszystko. Wróciłem do Boga, zniknęły lęki depresyjne, a z nimi wszystko co było we mnie złe. Po latach poszedłem do spowiedzi. Od śmierci żony uczestniczę co dzień we Mszy Świętej, regularnie korzystam z sakramentu pokuty. Pojednałem się też z córką, która często odwiedza mnie wraz z wnuczką. Razem spędzamy święta.

Z Panem Bogiem

Ryszard z Krakowa

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Waszemu Stowarzyszeniu za wszelkie kampanie – nie tylko kalendarze, ale i inne ciekawe książki czy gazetę „Przymierze z Maryją”. Już od kilku lat ten piękny kalendarz z Maryją ubogaca moje mieszkanie, ponieważ jestem wielką czcicielką Najświętszej Maryi Panny. Dlatego bardzo zasmuciło mnie to, że może go już nie otrzymam. Dziękuję za wszystko!

Elżbieta z Wieprza