Słowo kapłana
 
Kryzys Kościoła: Brak powołań!
Ks. Adam Martyna

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

 

Drodzy Czciciele Matki Bożej Fatimskiej! Byłem klerykiem jeszcze, kiedy otwarły się bramy na Zachód i wówczas nie tylko Polacy wyjeżdżali za granicę do pracy, ale byli także i tacy, którzy chcieli poznać Polskę, wówczas kraj papieża Jana Pawła II, który do 1989 był dla wielu zamknięty. Wśród przyjeżdżających było wielu kapłanów, także biskupów, którzy nie mogli wyjść z podziwu, jak to się dzieje, że kraj, który dotychczas był pod władzą komunistów, jest pełen ludzi wierzących. Zadziwiały ich pełne kościoły i pełne seminaria…

 

Pamiętam, że mnie osobiście zadziwiał Kraków, pełen mężczyzn i kobiet w sutannach i habitach, ludzi modlących się o każdej porze dnia: u karmelitów na Piasku, u dominikanów, odprawiających Drogę Krzyżową u franciszkanów czy też ado­rujących Najświętszy Sakrament w kaplicy przy wejściu głównym do kościoła Mariackiego. Mogło się wydawać, i wielu takie nadzieje żywiło, że wiara tak kwitnąca w Polsce zdoła na powrót wpłynąć na kraje Zachodu, gdzie, jak słyszeliśmy, brakowało kapłanów, a kościoły były prawie puste, i pozyskać je na powrót dla Chrystusa i Kościoła. Od tego czasu minęło już prawie trzydzieści lat. Rezultat okazał się przedziwny: to nie nasza wiara wpłynęła na Europę, ale odwrotnie, kryzys obecny na Zachodzie podbił Polskę i proces niszczenia wiary przybiera na sile.

 

Jedną z oznak – jakże bolesnych! – obecnego kryzysu jest coraz mniejsza liczba kapłanów i coraz mniejsza liczba uczestników niedzielnych Mszy Świętych. Spróbujmy, choć z bólem serca, zastanowić się nad pierwszym problemem: brakuje już kapłanów w wielu diecezjach Polski, a wielkich nadziei też mieć nie można, bo w niektórych diecezjach w tym roku do seminarium zgłosiło się po kilku kandydatów, a niestety, są diecezje, przynajmniej jedna, gdzie nie zgłosił się nikt. Trzydzieści lat temu, gdyby ktoś snuł takie prognozy, uważano by go za chorego na niechrześcijański pesymizm. A jednak – stało się. U nas jeszcze nie wyprzedaje się kościołów, ale jak Pan Bóg się nie zmiłuje, to kto wie, co będzie za kilka, kilkanaście lat. Można oczywiście szukać różnych przyczyn takiego stanu rzeczy. Tak czy inaczej, na pewno przyczyna nie jest jedna. To cały szereg różnych duchowych chorób, które doprowadziły do takiego stanu.

 

Św. Jan Maria Vianney mawiał, że Pan Jezus nigdy nie zaniedbuje Kościoła i łaski powołania zsyła bezustannie. To od człowieka, który Boże wołanie słyszy, zależy, czy na nie odpowie, czy nie. Ja ośmielam się mieć na ten temat własne zdanie i uważam, że przyczyną pierwszą jest środowisko rodzinne. Aby powołanie mogło kwitnąć, w rodzinie musi być atmosfera, która sens kapłaństwa pokazuje. Tymczasem, kiedy chodzę po kolędzie, dostrzegam od mniej więcej 20 lat, że wiele domostw rodzinnych w Polsce pozbawionych jest jakichkolwiek przedmiotów religijnych. Kiedy się wejdzie do przeciętnego domu, gdzie są dzieci, na bocznej ścianie zazwyczaj wisi obraz Żyda liczącego pieniądze. Za czasów mojej młodości nigdy takich rzeczy nie widziałem. Na głównej ścianie jakaś podróbka dzieła sztuki kupiona w Empiku. Natomiast obrazów religijnych ani śladu. Czasem w kuchni mały obrazek Matki Bożej albo krzyżyk, taki malutki, że ledwo dostrzegalny, i w takim miejscu, że można go przysłonić firanką, kiedy przychodzą ważni goście. Dziecko wyrastające w takim otoczeniu nie zna Pana Jezusa, bo poznaje się Go w wieku 4–5 lat właśnie przez obraz, kiedy to padają pierwsze pytania: A kto to? I odpowiedź: Pan Jezus. I to jest początek najważniejszej katechezy, która później już przez całe życie jest uzupełniana.

 

Rzadko można spotkać matki trzymające dziecko na kolanach i uczące je pacierza. Zamiast tego są wspólne rodzinne wyprawy do współczesnych pogańskich świątyń: galerii handlowych i marketów. Takie nastawienie powoduje najpierw brak ministrantów. To jest pierwszy kryzys, jaki można zauważyć, jeżeli chodzi o ­przyszłych kapłanów, bo to właśnie ze środowiska ministranckiego pochodziło dotąd najwięcej kleryków i księży. Kiedyś rodzice byli zadowoleni i dumni z syna – ministranta. Dziś rodzice mówią, nawet kiedy syn ma ochotę służyć przy ołtarzu: Daj spokój. Odpocznij sobie, dość się namęczysz w szkole. No i zamiast do kościoła, syn zganiony przez rodziców, idzie do „bóstwa domowego”, czyli komputera i gra w różne gry. To właśnie w większości w domach rodzinnych gasi się powołania, ucząc młodego chłopca, że można o wiele ciekawiej i przyjemniej spędzać czas, niż służąc Panu Bogu.

 

Następne środowisko to szkoła, w której pomimo dwóch godzin religii w tygodniu, tak naprawdę ksiądz czy katecheta lub siostra zakonna traktowani są przez grono nauczycielskie albo dyrekcję jak obywatele drugiej kategorii. Religię się przesuwa z godziny na godzinę, uczniowie wykorzystują ten czas na wszystko, tylko nie na poważną naukę o miłości Boga, poświęceniu, pięknie służby Panu Bogu. Uczący religii często nie ma na to wpływu, bo jeżeli postawi gorszą ocenę lub poskarży się dyrekcji, natychmiast ma do czynienia z rozzłoszczonym rodzicem i pod wpływem wychowawczyni lub dyrekcji zazwyczaj podnosi ocenę, żeby „biednemu dziecku”, które w czwartej klasie nie potrafi się przeżegnać, nie psuć średniej. To kilka z przyczyn, które małemu chłopcu „wybijają z głowy” pierwsze myśli o byciu księdzem w przyszłości. Oczywiście, jest też mnóstwo innych. O tych sprawach, które dziś są oznaką głębokiego kryzysu religijnego, można by napisać książkę. Nie jest to jednak moim celem…

 

Chciałem się na koniec zwrócić do Was – Drodzy Rodzice, Kochane Babcie, Kochani Dziadkowie, którym sprawa Kościoła i wiary nie jest obojętna. Proszę, zróbcie wszystko, by Wasz synek, Wasz wnuczek wyrastał w obecności obrazów religijnych w domu, by nie obcy był mu widok różańca. By czymś normalnym był dla niego widok rodziców i dziadków modlących się na tym różańcu. Korzystajcie z każdej okazji, by Waszemu dziecku opowiadać o Panu Jezusie, Jego Matce, a kiedy podrośnie i zapragnie na przykład służyć do Mszy Świętej, nie odradzajcie mu tego. Nie proponujcie wyjazdu nad rzekę zamiast pójścia na Mszę Świętą. Pan Jezus hojnie rozdaje łaski powołania, tylko że dziś robi się wszystko, żeby młody człowiek tego wołania nie słyszał. Używa się laptopów, smartfonów, a Pan Jezus woła cichutko i delikatnie. Jeżeli dziś nie zadbamy o powołania, będziemy szczęśliwi, jeżeli za 20 lat zechcą pracować u nas księża z Afryki. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

 

Ks. Adam Martyna



NAJNOWSZE WYDANIE:
Wzór męża i ojca
Wielu z nas ma wielkie nabożeństwo do świętego Józefa. Prosimy go o pomoc między innymi w problemach rodzinnych czy w sytuacjach trudnych. Dlaczego tak się dzieje? Nie mamy przecież o nim większej wiedzy, bo i Ewangelie poświęciły mu niewiele miejsca.

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Opatrzność Boża czuwa nade mną

– Jestem sympatykiem Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi od wielu lat. Podoba mi się to, że bronicie fundamentalnej, a nie liberalnej wiary katolickiej oraz poruszacie temat prześladowań i działań przeciw naszemu Kościołowi. Martwię się tym chaosem, który jest obecnie w Kościele – mówi Pan Józef Łazaj należący do Apostolatu Fatimy od 2019 roku. W tym numerze naszego pisma prezentujemy jego świadectwo.

 

W tym roku będę obchodził z żoną 58. rocznicę ślubu i sam skończę 80 lat. Mamy dwójkę dzieci, oboje dali nam pięcioro wnuków i troje prawnuków. Wielokrotnie w swoim życiu doświadczyłem działania Opatrzności Bożej, której każdego dnia się powierzam i która nade mną czuwa, o czym jestem głęboko przekonany. Żeby nie być gołosłownym Pan Józef opowiada jedną z historii, która zdarzyła się, zanim przeszedł na emeryturę.

Świadectwo


W zakładzie pracy mieliśmy pasiekę. Pewnej czerwcowej niedzieli jechałem drogą leśną z Żyglinka do Nakła Śląskiego, przez Świerklaniec, by skontrolować lot pszczół. Żadnego ruchu na drodze, słońce świeciło wprost w oczy. Na liczniku skromne 120 km/h. W pewnym momencie, zupełnie nieoczekiwanie, w odległości około 10–15 metrów przed sobą zauważyłem przechodzącego, w poprzek drogi, łosia. Na hamowanie nie było już czasu, krzyknąłem tylko: „Jezu” i gwałtownie skręciłem w prawo, chcąc rowem ominąć potężne zwierzę. Nie potrafię odpowiedzieć, jak to się stało. Droga stosunkowo wąska, pobocza prawie nie było, a ja wyjechałem na drogę bez wstrząsu, bez uszkodzeń. Zatrzymałem się po kilkudziesięciu metrach. Cały trzęsący się z wrażenia, spojrzałem do tyłu – przez drogę przechodził drugi łoś. Gdy wracałem, oglądałem to miejsce. Nie mogłem uwierzyć, pobocze bardzo wąskie z wyrwami, wkopany kamienny słupek. Jakim cudem wyszedłem z tego cało, nie wiem. Mogłem tylko przypuszczać, że mój krzyk o pomoc został wysłuchany. Ten przypadek na wiele lat pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa przy jeździe przez las.

Rodzina szkołą życia i wiary


Urodziłem się w Woźnikach Śląskich. Pochodzę z wielodzietnej rodziny robotniczej. To była rodzina zwarta i kochająca się. Panowała w niej dyscyplina, której dziś w rodzinach brakuje. Ojciec pracował jako robotnik leśny, a pomagali mu najstarsi moi bracia. Mieliśmy też małe gospodarstwo. Kiedy ojciec wstawał o brzasku i szedł kosić łąkę, to ja szedłem później z młodszą siostrą Ireną tę trawę rozrzucać i suszyć, a kiedy on, spracowany po całym dniu, wieczorem, klękał przy łóżku, to dla mnie był to autorytet i widok, którego nigdy nie zapomnę. Wszyscy pracowali ciężko i choć przy pracy niewiele mówiło się o Bogu, to ten Bóg był zawsze blisko. Dla wszystkich było oczywiste, że w niedzielę idzie się do kościoła. Wiara nie podlegała żadnym wątpliwościom.

Szykany za sprzeciw


Skończyłem szkołę podstawową w miejscowości Dyrdy, liceum ogólnokształcące w Tarnowskich Górach, a 2-letnie technikum górnicze w Chorzowie-Batorym. Gdy w 1965 roku biskupi polscy napisali słynny list do biskupów niemieckich, komuniści organizowali masówki, podczas których krzyczano: „Jakim prawem przebaczają?”. Ja się odezwałem, broniąc polskich hierarchów; z tego powodu byłem gnębiony i nawet chciano mnie wyrzucić ze szkoły, ale wszystko skończyło się dobrze: zdobyłem tytuł technika-górnika i rozpocząłem pracę w odkrywkowej kopalni dolomitu i w tej branży, na wielu stanowiskach, przepracowałem aż do emerytury.

Wiary trzeba bronić!


Już w okresie komuny miałem świadomość, że naszej wiary trzeba bronić i z takim nastawieniem żyję cały czas, bo wciąż widzę, że jest ona atakowana przez system, później przez liberalizm. Po przejściu na emeryturę czytałem bardzo dużo książek katolickich i zgromadziłem bardzo bogatą bibliotekę religijną, w której największym skarbem jest mistyczne, cudowne dzieło Marii Valtorty, pt. Poemat Boga-Człowieka. Dzięki temu moja wiedza i świadomość religijna bardzo mocno się rozwijały.


Na Facebooku toczę na temat wiary zacięte dyskusje, w których wykorzystuję wiedzę zdobytą m.in. dzięki artykułom publikowanym w „Przymierzu z Maryją”. Prowadzę bloga, (myslebowierze.pl), gdzie publikuję artykuły poświęcone obronie wiary. Co istotne, na blogu tematy te są trwałe i dostępne, a na Facebooku są usuwane i znikają. Cieszę się z tego, co robię, i jestem przekonany, że są to działania niezbędne i konieczne, bo jeśli nie będziemy bronić naszej wiary, to jej przeciwnicy zapędzą nas do katakumb lub uznają, że jest to tylko nasza prywatna sprawa i wtedy nie będziemy mogli się w ogóle odzywać.

Moja książka


Zdecydowałem się nawet napisać książkę w obronie wiary, w której starałem się zestawić wszystkie elementy świata, które noszą znamiona cudów lub są cudami. Książka nosi tytuł Dlaczego? i jest opatrzona mottem: Dlaczego ludzie żyją dzisiaj tak, jakby Boga wcale nie było? Wydałem tę książkę za własne pieniądze, a cały nakład w większości rozdałem.


Oprac. JK

 


Listy od Przyjaciół
 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Redakcji za tak piękną pracę. 25-lecie istnienia Stowarzyszenia Ks. Piotra Skargi to dowód na to, że potrzebna jest taka działalność tysiącom polskich rodzin, jak również nam wszystkim. To pobudza serce i otwiera umysł na wiarę katolicką. Jeszcze raz serdecznie dziękuję za wyróżnienie w postaci pamiątkowego dyplomu i modlitwy Sługi Bożego Ks. Piotra Skargi.

Anna z Ostrowca Świętokrzyskiego

 

Szanowni Państwo!

Od dawna otrzymuję od Państwa „Przymierze z Maryją”. Na mojej ścianie też co roku wisi piękny kalendarz z Matką Bożą. Jakiś czas temu hojnie wspierałem Państwa działalność. Od tego czasu zdążyłem się ożenić, mam dwójkę wspaniałych dzieci. Razem z żoną wychowujemy je w duchu katolickim. Od czasu, gdy wspierałem Państwa moja sytuacja ekonomiczna nieco się pogorszyła, już nie jestem kawalerem, który swobodnie może dysponować swoimi zasobami. Może jednak wkrótce będę mógł wesprzeć Państwa działalność jakąś kwotą, bo uważam, że jest ona szlachetna i ważna.

Paweł


Szanowny Panie Prezesie!

Na wstępie pragnę Pana przeprosić za wieloletnie milczenie. Mimo braku reakcji z mojej strony, przysyłał mi Pan każdego roku kalendarz. Chociaż na to nie zasługiwałam, bardzo sobie to cenię. Kalendarze przypominają mi o każdym święcie kościelnym. Myślę, że miała w tym udział Fatimska Pani, której kapliczką obok naszego kościoła przez kilkanaście lat się opiekowałam. Od dwudziestu dwóch lat jestem na emeryturze, a głównym moim zajęciem są obecnie wizyty u lekarzy, w aptekach, na badaniach, no i oczywiście prace domowe. Kończąc, serdecznie Pana pozdrawiam, życzę wielu wspaniałych Przyjaciół, a przede wszystkim, aby Matka Najświętsza wspierała wszystkie inicjatywy podejmowane przez Stowarzyszenie Ks. Piotra Skargi.

Maria z Lubelskiego

 

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za kolejną kampanię, od której zależy los i przyszłość naszej katolickiej Polski. Tak wielu Polaków zmieniło życie i poglądy po pandemii. Od nas, Apostołów, wymaga się budzenia sumień naszych rodaków, żeby nie odeszli od chrześcijańskich korzeni. Bóg zapłać za tak cudowne Wasze dzieło. Niech Wam Bóg błogosławi!

Anna z Małopolski

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Szanowny Panie Prezesie! Serdecznie dziękuję za dotychczasową korespondencję, która służy Czytelnikom w dziele popularyzacji Orędzia naszej Fatimskiej Pani, rozpala ogień patriotycznej miłości do naszej ukochanej Ojczyzny i podejmuje jakże niezbędną dla nas troskę o rozwój cywilizacji łacińskiej, a przede wszystkim jej trwanie w Europie i na świecie. Jestem Panu i Stowarzyszeniu, któremu Pan przewodzi, szczerze i serdecznie wdzięczny i mniemam, że tak czyni wielu Księży i Rodaków w Polsce i na emigracji. Niech te Wasze starania i trud wokół tej sprawy oraz tych tematów wynagrodzi Boża Opatrzność. Za przesłane egzemplarze „Przymierza z Maryją” serdecznie dziękuję. Staram się rozprowadzić je wśród moich najlepszych znajomych i przyjaciół.

Ks. Kazimierz

 

Szczęść Boże!

Dziękuję bardzo za piękny kalendarz „366 dni z Maryją” na 2024 rok, który poświęcony jest szkaplerzowi świętemu. Kalendarz jest bardzo ciekawy i pięknie wydany. Nie o wszystkich przedstawionych szkaplerzach wiedziałam, ale też nie wszystkie można przedstawić w kalendarzu ze względu na objętość. Tak samo jak Pana pragnieniem, tak również i moim jest, aby ten kalendarz trafił do jak największej liczby osób. Pozdrawiam serdecznie.

Lucyna z Bydgoszczy

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na początku dziękuję serdecznie za przesłany kalendarz „366 dni z Maryją” na rok 2024. Dziękuję też za grudniowe „Przymierze z Maryją”. Dostałam również 4. numer „Apostoła Fatimy”. Przeczytałam list od Pana Prezesa i świadectwa ludzi, którzy są Apostołami Fatimy. Proponuje Pan, abym opowiedziała swoją historię. Moja historia nie jest niestety chwalebna. Żyłam bardzo daleko od Boga i Kościoła świętego. W zasadzie to nie było życie. Moja mama, bardzo pobożna niewiasta, modliła się za mnie, również kapłani modlili się za mnie. Kiedyś, gdy leżałam i czułam od nóg drętwienie, poczułam trzy pocałunki tak gorące i pełne miłości, że zapragnęłam żyć. Mama była przy mnie, wyciągnęłam ręce do niej i pomogła mi wstać. Teraz sama jestem mamą i wiem, co czuła moja, kiedy żyłam daleko od Boga…

Anna


Szczęść Boże!

Dziękuję za wielkie zaangażowanie i tak wspaniałe dzieło, jakie tworzycie. Dziękuję też za list, „Przymierze z Maryją” i drugi kalendarz z Maryją. W świątecznym „Przymierzu…” opisaliście różne ciekawe tematy związane z Bożym Narodzeniem np. jak godnie przeżyć Wigilię i narodziny Chrystusa. Dziękuję jeszcze za dwa wspaniałe upominki: szopkę bożonarodzeniową i kartę z modlitwą o triumf wiary katolickiej. Nie możemy ani na moment przestać działać na rzecz obrony wiary. Ja w miarę swoich możliwości finansowych, jak do tej pory, gdy zdrowie pozwoli, będę nadal wspierać Was swoim „groszem”… W modlitwach często polecam Bogu i Matce Najświętszej całe Stowarzyszenie. Szczęść Wam Boże na dalsze lata!

Z Panem Bogiem

Stefania z Płocka

 

Szanowni Państwo!

Mozambik jest jednym z najbiedniejszych państw świata i wszelka pomoc materialna, a nade wszystko duchowa, jest nieodzowna. Wsparcie Stowarzyszenia dla tych społeczności jest wielką radością, gdyż mogą z nadzieją budować swoją przyszłość i wieczność! Szczęść Wam Boże!

Marek z Lublina