Święte wzory
 
Justyn Takayama. Błogosławiony samuraj.
Adam Kowalik

7 lutego 2017 roku w Osace odbyła się uroczystość, podczas której został ogłoszony błogosławionym Justyn Ukon Takayama. Uznany za męczennika japoński wielmoża odegrał trudną do przecenienia rolę w historii pierwszej ewangelizacji Japonii.

 

Zapoczątkowane przez świętego jezuitę, Franciszka Ksawerego, misje w Kraju Kwitnącej Wiśni rozwijały się zrazu pomyślnie. Wśród mieszkańców Nipponu, którzy przyjęli chrzest, byli ludzie różnych profesji i stanów. Z reguły Japończycy z zainteresowaniem słuchali tego, co misjonarze mieli im do powiedzenia.


Niestety, w miarę jak liczba nawróceń rosła, przybywało pogan nawołujących do wygnania misjonarzy. Taką postawę zajął m.in. Hidanokami Takayama – zapatrzony w tradycje ojczystego kraju pan feudalny (daimyō).


Jednak słuchając debaty religijnej między duchownymi pogańskimi a misjonarzami, zachwycił się nauką katolicką. Wkrótce przyjął chrzest i imię Dariusz. Jego śladem poszli członkowie rodziny oraz 150 wasali. Jednym z sześciorga dzieci Dariusza ochrzczonych w 1564 roku był najstarszy, 12-letni syn Ukon, który przy tej okazji otrzymał nowe imię, Justyn.

 

Młody samuraj

Urodzony w 1552 roku Ukon wychowywany był do roli samuraja. Kształtowano jego charakter, wyrabiając w nim odwagę, poczucie honoru i lojalność dla zwierzchnika, któremu winien był szacunek i posłuszeństwo. Zgodnie z najlepszymi tradycjami, wojownik japoński powinien być uprzejmy i wyrozumiały dla innych. Niewątpliwie pod wpływem ojca chłopiec rozmiłował się w kulturze Japonii. Z zapałem zgłębiał zasady poezji, muzyki oraz… parzenia herbaty. W tej ostatniej, tak cenionej w Japonii i Chinach sztuce, stał się uznanym mistrzem.

Zgodnie z japońską tradycją Justyn kilka lat spędził w szkole przy buddyjskim klasztorze. W tym czasie odizolowany od rodziców oraz wspólnoty katolickiej nie miał sposobności pogłębiać wiary. Na szczęście pozostał wierny Chrystusowi.

W kwietniu 1571 roku Dariusz z Justynem cudem uszli z życiem z zasadzki zastawionej na nich w zamku Takatsuki. Młody Takayama starł się w walce na krótkie miecze z feudałem Korenagą. Walcząc w ciemności, gdyż w zamieszaniu zgasła świeca, obaj odnieśli poważne rany. Korenaga wkrótce potem zmarł, z kolei Ukon długo chorował. Pomoc w wyzdrowieniu przypisywał pomocy Bożej.

Ewangelizacja

Zamek Takatsuki, na mocy decyzji seniora, stał się nową siedzibą rodziny Takayama. Obok odbudowanego pałacu wzniesiono kościół. Po wyzdrowieniu syna, 50-letni Dariusz postanowił usunąć się z życia politycznego, a wszystkie dobra i godności scedował na Justyna.

Ukon, idąc w ślady ojca, dzielił się wiarą z innymi ludźmi. Osobiście ewangelizował poddanych, prowadził wspólne modlitwy w świątyni, zapraszał kapłanów, by odwiedzili jego zamek i odprawili Mszę Świętą. Choć z radością przyjmował nawrócenia poddanych, a nawet wymagał, by wszyscy, niezależnie od wyznawanej religii, wysłuchali nauk o Chrystusie, nikogo nie zmuszał do przyjęcia katolicyzmu. Starał się oddziaływać także na panów feudalnych, którzy mogli swoim autorytetem wesprzeć młody Kościół japoński. Żniwo było obfite, skoro w 1583 roku doliczono się, że w kościele Takatsuki zostało ochrzczonych aż 25 tysięcy osób.

W 1574 roku Justyn poślubił Sino Kurodę, córkę pana zamku w Yono. Młoda żona miała 14 lat i była chrześcijanką nawróconą wraz z rodzicami przez Dariusza Takayamę. Wkrótce na świat zaczęły przychodzić dzieci.

Obaj Takayamowie  znani byli z pomocy udzielanej potrzebującym. Własnym przykładem uczyli innych pomagać biednym i nieszczęśliwym. Warto dodać, że przed dotarciem do Japonii misjonarzy, dzieła miłosierdzia były w tym kraju zjawiskiem nieznanym.

Ofiara feudalnych walk

W tym czasie Japonia przechodziła trudny okres walk wewnętrznych. Zależności feudalne stały się przyczyną wielkiego cierpienia rodziny Taka­yama. Pan Murasige Araki, któremu Justyn podlegał bezpośrednio, zbuntował się przeciwko swojemu seniorowi, Nobunadze Odzie. Obaj zażądali od Justyna wsparcia. Pierwszy z nich przetrzymywał jako zakładników siostrę i syna Ukona, drugi zagroził, że wytraci wszystkich misjonarzy i pochwyconych wiernych.

Oblężony w Takatsuki przez wojska Nobunagi Ody Justyn rozpaczliwie szukał ratunku u Boga, modląc się gorąco o pomoc. Gdyby nie był chrześcijaninem, zgodnie z duchem kodeksu bushido popełniłby samobójstwo przez rozcięcie brzucha, pozbywając się dylematu i ratując honor rodziny. Jako katolik nie mógł jednak tak postąpić. W dodatku różnił się w ocenie sytuacji z ojcem, zaniepokojonym o życie córki i wnuka, i ­przekonanym, że syn winien jest lojalność bezpośredniemu zwierzchnikowi. Ostatecznie Justyn postanowił usunąć się z życia publicznego i poświęcić służbie Bogu. Zrzekł się majątku na rzecz ojca i udał się do obozu Ody. Nieoczekiwanie, zamiast spodziewanych upokorzeń czy nawet śmierci, został przyjęty przyjaźnie. Uległ namowom Nobunagi i wyruszył z nim na wyprawę przeciw Arakiemu, z którym związał się ojciec.

Ostatecznie z niezwykle groźnej sytuacji rodzina wyszła obronną ręką. Zwycięski Nobunaga hojnie obdarował Justyna jako swego doradcę wojskowego nowymi dobrami, a Dariusza skazał zaledwie na wygnanie, z którego ten po niedługim czasie wrócił. Po śmierci Ody podobnym zaufaniem darzył Ukona kolejny senior, Hideyosi Toyotomi. Fawory u zwierzchników Justyn okupił wielkim poświęceniem. Bywało, że stawał do bitew w pierwszym szeregu, tracąc wielu swoich samurajów, niekiedy sam cudem uchodząc z życiem.

Dodajmy, że Justyn wraz ze swymi katolickimi wasalami przed wyruszeniem na wyprawy przystępował do spowiedzi i Komunii Świętej. Jego zastęp maszerował, niosąc rozwinięte proporce ze znakami krzyża.

Jako możny i wpływowy protektor Justyn Ukon poważnie przyczynił się do rozwoju Kościoła katolickiego w Japonii. Duże wrażenie na poganach robiła zgodność jego życia z nauką katolicką, którą gorliwie głosił, a także wielki szacunek, z jakim traktował kapłanów.

Prześladowania

Rok 1587 przyniósł dramatyczną zmianę położenia Kościoła w Japonii. Podejrzliwy i zadufany w sobie Hide­yosi Toyotomi zdelegalizował Kościół. 24 lipca wysłał list do Justyna, w którym wezwał go do porzucenia chrześcijaństwa. Ten zdecydowanie odmówił. W konsekwencji stracił cały majątek i został skazany na wygnanie z kraju, co w Japonii uchodziło za karę niezwykle hańbiącą. Nakaz opuszczenia wysp otrzymali także wszyscy misjonarze. W całym kraju było ich 111, a opiekowali się 240 tysiącami wiernych. Ostatecznie jednak pozostali w Japonii, dalej dyskretnie prowadząc działalność apostolską. Atrakcyjność cywilizacji zachodniej, której jezuici byli przedstawicielami, i protekcja Portugalii, potęgi w handlu morskim, skłoniły Hideyosiego do powstrzymania się przed całkowitym zniszczeniem Kościoła.

Także Ukon zaszył się w ustronnym miejscu. Ostatecznie jednak pozwolono mu pozostać w kraju. Początkowo żył w ubóstwie, jako zesłaniec, z czasem jednak przyznano mu pensję i został wasalem Tosinagi Maedy. Brał udział w bitwach jako doradca nowego seniora. Degradację przyjął z pogodą ducha. Nadal propagował chrześcijaństwo.

Śmierć na wygnaniu

Przybycie do Japonii holenderskiego nawigatora Williama Adamsa (głównego bohatera filmu Shogun), i wpływy, jakie z czasem uzyskał on u następcy Hideyosiego, szoguna Tokugawy, pogorszyły położenie kościoła w Japonii. Za namową Adamsa przywilej wyłączności w handlu z Japonią otrzymali Holendrzy.
Od 1611 roku Tokugawa rozpoczął nowe prześladowania. Trzy lata później skazał Justyna na wygnanie. 8 listopada na zniszczonej dżonce wypłynął z najbliższą rodziną do Manili. Trudy marszu po śniegu, a potem żegluga w zalewanym przez fale statku wyczerpały siły schorowanego starca. Toteż 4 lutego 1615 roku, wkrótce po przybyciu do stolicy ówczesnych Hiszpańskich Indii Wschodnich (Filipin), gdzie z wielkimi honorami został przyjęty przez gubernatora, Justyn Takayama odszedł do swego Seniora w Niebie.

Kościół wspomina bł. Justyna 3 lutego.



NAJNOWSZE WYDANIE:
Matka Kościoła zmiażdży jego głowę!
Dopiero co nastał nam nowy rok, a już za moment przeżywać będziemy Wielki Post. Szczególny to czas, w którym możemy przyjrzeć się wnikliwiej naszej chrześcijańskiej postawie i dokonać w niej niezbędnych korekt tak, by rzeczywiście być solą ziemi i świadectwem dla świata. Wszak Krew naszego Pana nie darmo została wylana za nas i za wielu…

UWAGA!
Przymierze z Maryją
WYSYŁAMY
BEZPŁATNIE!
 
Dziękuję za każdy przeżyty dzień

Pani Henryka Kłopotowska należy do Apostolatu Fatimy od jego początków, czyli od 2003 roku. Pochodzi z parafii Przemienienia Pańskiego w Perlejewie koło Siemiatycz. Tam przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej i bierzmowania, tam również mając zaledwie 17 lat zawarła sakrament małżeństwa.

 

– Po ślubie z mężem Stanisławem mieszkaliśmy w Siemiatyczach, ale w 1999 roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku – opowiada Pani Henryka. – Tu należeliśmy najpierw do parafii katedralnej pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, ale później przenieśliśmy się na nowe osiedle i teraz chodzimy do kościoła pw. bł. Bolesławy Lament. Katedra była przepiękna, stara, a w nowym kościele jest na razie bardzo skromnie, chociaż ksiądz proboszcz stara się to zmienić, i w miarę możliwości finansowych robi, co się da.


– Mąż pracował 54 lata jako kierowca, 36 lat jeździł po Europie. Gdy mąż zarabiał, ja wychowywałam dzieci. Pilnowałam, żeby iść z nimi do kościoła na pierwszy piątek, do spowiedzi i Komunii, żeby je nauczyć, że tak trzeba. Teraz to
mój starszy syn, Sławek, musi o tym pamiętać i prowadzić do kościoła swoje dzieci. Czasami mogę mu co najwyżej o tym przypomnieć. Sławek jest szanowanym radcą prawnym, ale wciąż jako lektor służy do Mszy Świętej, co jest dla mnie wielkim zaszczytem. Synowa też jest bardzo religijna, z czego jestem bardzo zadowolona. Mam dwóch wnuków: jeden już pracuje, a drugi kończy studia.


– Młodszy syn, Ernest, skończył szkołę zawodową i interesuje się informatyką. Chodzi do kościoła, co miesiąc jest u spowiedzi i Komunii, co jest dla mnie bardzo ważne.


W Apostolacie od 20 lat


– Do Apostolatu Fatimy należę od 2003 roku. W 2017 roku byłam nawet zaproszona na Kongres Apostołów Fatimy w Krakowie. Przy okazji odwiedziłam wtedy Sanktuarium Bożego Miłosierdzia i Sanktuarium Jana Pawła II.


– Przez 20 lat dostałam ze Stowarzyszenia tak dużo dewocjonaliów, że trudno wszystkie spamiętać. Były wśród nich różańce, książki, szkaplerz, kropielnica i różne obrazki. Niedawno otrzymałam piękne wizerunki Najświętszego Serca Pana Jezusa i Niepokalanego Serca Maryi, które oprawione w ramki wiszą na ścianie w moim pokoju. Z kolei figura Matki Bożej Fatimskiej stoi w witrynie.


– Kiedyś nazbierałam tak dużo numerów „Przymierza z Maryją”, że nie wiedziałam, co z nimi zrobić. W końcu mąż zaniósł je do katedry i w ciągu dwóch dni się rozeszły, a ja je gromadziłam może nawet ponad 10 lat. Dopiero teraz, z ostatniego numeru „Przymierza…”, dowiedziałam się, że na obrazie Matka Boża Ostrobramska jest pokazana bez Pana Jezusa, bo nosiła Go wtedy pod swoim sercem. I że oryginał tego obrazu znajduje się w Wilnie, w Ostrej Bramie.


Złote gody na Jasnej Górze


Warto w tym miejscu wspomnieć, że Pani Henryka osobiście pielgrzymowała do ostrobramskiego – i nie tylko sanktuarium. – W 1992 roku byłam z mężem i młodszym synem w Druskiennikach i Ostrej Bramie, w kościele św. św. Piotra i Pawła. Wspólnie nawiedziliśmy również kilka razy sanktuarium Matki Bożej w Licheniu. Pamiętam, że jak byłam tam po raz pierwszy w 1994 roku z pielgrzymką z mojej parafii, to był tam tylko pusty plac; ziemia była dopiero poświęcona. A jak pojechałam tam z mężem kilka lat później, to zwiedzaliśmy kościół św. Doroty, Las Grębliński, drogę krzyżową, byliśmy na Mszy Świętej i Apelu Jasnogórskim. Kilka razy byliśmy także w Częstochowie. Naszą 50. rocznicę ślubu obchodziliśmy właśnie w jasnogórskim sanktuarium. Uczestniczyliśmy wtedy w Różańcu i Mszy Świętej w naszej intencji w Kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej.

Jak być szczęśliwym


– Teraz opiekuję się mężem. On tyle lat pracował i zrobił dla nas bardzo dużo. Na co dzień wspólnie odmawiamy Różaniec z
 Radiem Maryja i Koronkę do Bożego Miłosierdzia. Ostatnimi czasy najczęściej modlę się za zmarłych z naszych rodzin, a także o zdrowie i pokój w rodzinie. Dziękuję Panu Bogu za każdy przeżyty dzień, za rodzinę, za wnuki. Za to, że czuwa nade mną, że mam siłę do pracy. Czasami jest ciężko nawet obiad ugotować, ale jak wszystko się uda, to dziękuję za to Matce Bożej i Duchowi Świętemu.

Zakończmy to świadectwo Pani Henryki słowami, które usłyszała kiedyś od matki swojego męża i które utkwiły Jej w pamięci: – Kogo Pan Bóg kocha, temu krzyże daje, kto je cierpliwie znosi, szczęśliwym zostaje.


Oprac. JK


Listy od Przyjaciół
 
Listy

Szczęść Boże!

Bardzo dziękuję za przesłanie mi pięknego kalendarza „366 dni z Maryją” na rok 2024. Zajmie on bardzo ważne miejsce w moim domu. Obecność Maryi pomaga mi przezwyciężyć samotność i czasami smutek. Ona mnie nie opuści!

Barbara z Rudy Śląskiej

 

Szczęść Boże!

Jako mała dziewczynka zachorowałam na zapalenie opon mózgowych i wyszłam z tego zupełnie zdrowa. Do 18. roku życia byłam pod lekarską kontrolą, miałam nigdy nie mieć dzieci, a urodziłam ich czworo. Pierwsze dziecko zmarło mając 6 tygodni na zapalenie płuc. Mam jednego syna i dwie córki, doczekałam się pięciorga wnuków i jednego prawnuka. Wierzę, że z Bożą pomocą można osiągnąć wszystko czego człowiek pragnie. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie uwierzyli w łaski, które płyną od Pana Jezusa za przyczyną Matki Najświętszej.

Lilianna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Na wstępie serdecznie dziękuję za życzenia błogosławieństwa Bożego i opieki Najświętszej Maryi Panny. Podziękowania składam również za interesującą i wartościową książkę autorstwa Jerzego Wolaka o objawieniach Maki Bożej w Akicie. Maryja ciągle ostrzega nas przed Bożym gniewem i nie chce, abyśmy zginęli śmiercią wieczną. Matka Boża pragnie nas ratować i powinniśmy o tym zawsze pamiętać. Nadchodzą bardzo trudne czasy. Bardzo często zastanawiam się nad tym, że jeżeli ludzkość nie pokona grzechu, to Bóg może nas ukarać. Modlę się więc do Niepokalanego Serca Maryi, aby Ono zatryumfowało dla całej ludzkości. Kończąc moje przemyślenia na temat tych pełnych zamętu czasów – pamiętajmy, że Matka Boża nas przed nimi ostrzega, cały świat (w tym nasza Ojczyzna) jest zagrożony aborcją, eutanazją, ingerencją w płeć czy błędami popełnianymi przez niektórych kapłanów. Częstym zjawiskiem w obecnych czasach jest krytyka Kościoła, księży, a także wyśmiewanie się z naszej wiary. Te zjawiska prowadzą do kłótni i nienawiści….

Marianna z Włocławka

 

Szczęść Boże!

Z całego serca dziękuję za „Przymierze z Maryją” oraz wszystkie upominki. Wciąż dowiaduję się czegoś nowego z tej prasy katolickiej. Niech Bóg Was błogosławi. Proszę o modlitwę wstawienniczą za mnie w intencji szybkiego powrotu do zdrowia. Bóg zapłać za wszystko!

Justyna ze Śląska

 

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

Bardzo dziękuję za piękny „Notes Apostoła Fatimy”, przygotowany z okazji 20-lecia istnienia Apostolatu Fatimy. Te 20 lat przyczyniły się do upowszechniania Prawdy, Dobra i Piękna, dzięki czemu wielu ludzi uznało te wartości za najistotniejsze w swoim życiu. Życzę Apostolatowi Fatimy i Panu Prezesowi wielu kolejnych lat w upowszechnianiu tego dzieła.

Marek z Lublina

 

Szczęść Boże!

Pragnę serdecznie podziękować za tak miłe i wzruszające życzenia urodzinowe. Jestem zachwycona tym, że przy nawale pracy w Stowarzyszeniu można jeszcze chwilę przeznaczyć dla innych. Jeszcze raz pięknie dziękuję, prosząc Matkę Bożą Częstochowską o opiekę i wiele łask tak potrzebnych do działania.

Z Panem Bogiem

Teresa z Częstochowy

 

Szczęść Boże!

Dziękuję za życzenia urodzinowe oraz za modlitwę. Pragnę w dużym skrócie podzielić się swoim życiem. Moja, mama urodzona w Warszawie, wojnę spędziła na Podhalu w oddziale AK. Pod koniec wojny dowiedziała się, że jej rodzina zginęła na Woli. Została sama z dzieckiem, które miała pod sercem. Wsiadła w pociąg i pojechała na ziemie odzyskane, gdzie przyjęli ją dobrzy ludzie. Znaleźli jej pracę, a ja wychowywałem się na wsi. Po przeprowadzce do Jeleniej Góry, gdzie zaopiekowali się nami jej znajomi z partyzantki, mama pracowała, a ja… wagarowałem. Na swoje potrzeby „zarabiałem” żebrząc pod kinem. Po przeprowadzce do Ząbkowic Śląskich mama zachorowała, a ja musiałem powtarzać piątą klasę. Po jej śmierci w 1958 roku, zostałem sam. Miałem 12 lat. Nazywano mnie „dzieckiem ulicy”. Trafiłem do znajomej mamy z dzieciństwa mieszkającej w Zakopanem. Traktowano mnie tam jak służącego. W kościele bywałem, choć w tym domu nie obchodzono świąt. Dziś mogę powiedzieć, że tak jak śmierć Pana Jezusa uratowała ludzkość, tak śmierć mamy uratowała mnie. To co nazywałem wolnością, było tak naprawdę moją „drogą krzyżową”. Wpadłem w szpony szatana. Gdy wyjechałem do Krakowa, ożeniłem się. Po roku dostałem mieszkanie, urodziła mi się córka i zacząłem wszystko od nowa. Wyjeżdżałem z zakładu pracy na Słowację, Węgry i do Izraela, gdzie zwiedziłem większość miejsc związanych ze Zbawicielem. Częste rozłąki oddaliły mnie jednak od żony. Byłem złym mężem i ojcem. Żona zachorowała na raka piersi i po ślubie córki i urodzeniu się wnuczki to ja się nią opiekowałem. Będąc na emeryturze, sam zacząłem chorować i miałem głęboką depresję. Wtedy nagle nastąpił przełom w moim życiu. Po przeczytaniu książki „Moc uwielbienia” odmieniło się wszystko. Wróciłem do Boga, zniknęły lęki depresyjne, a z nimi wszystko co było we mnie złe. Po latach poszedłem do spowiedzi. Od śmierci żony uczestniczę co dzień we Mszy Świętej, regularnie korzystam z sakramentu pokuty. Pojednałem się też z córką, która często odwiedza mnie wraz z wnuczką. Razem spędzamy święta.

Z Panem Bogiem

Ryszard z Krakowa

 

Szczęść Boże!

Jestem bardzo wdzięczna Waszemu Stowarzyszeniu za wszelkie kampanie – nie tylko kalendarze, ale i inne ciekawe książki czy gazetę „Przymierze z Maryją”. Już od kilku lat ten piękny kalendarz z Maryją ubogaca moje mieszkanie, ponieważ jestem wielką czcicielką Najświętszej Maryi Panny. Dlatego bardzo zasmuciło mnie to, że może go już nie otrzymam. Dziękuję za wszystko!

Elżbieta z Wieprza